Na szczescie u nas aura prawdziwie letnia i mozna chociaz na moment zapomniec ze jesien zbliza sie nieublagalnie... Od niedzieli mamy 31-33 stopni, a przy tym wilgotnosc po 70%, wiec dzungla amazonska! :) Takie lato to ja rozumiem, szkoda ze przyszlo we wrzesniu a nie w sierpniu. :/ A jeszcze wieksza szkoda, ze Potworki przeziebily sie akurat na dlugi weekend, bo wczoraj pogoda byla idealna na plazowanie, czyt. bez morskiej bryzy i chlodnej wody, na zewnatrz szlo zwyczajnie zdechnac! ;) Totez przez wiekszosc dnia siedzielismy w klimatyzowanym domu, a ja narzekalam, ze dzieciom "zachcialo" sie dostac kataru akurat jak wrocily upaly. :/
Poniewaz jednak dlugi weekend zobowiazuje, a M. mial wolna sobote, trzeba bylo ruszyc tylki z domu i zapewnic dzieciom jakies atrakcje. Dobra, zapewnic SOBIE jakies atrakcje, bo dzieci sa w wieku gdzie nawet zabawa w ogrodzie to frajda... Ok, ok, przyznaje, zapewnic MATCE atrakcje, bo to mamuske najbardziej nosi... ;) Nic nie poradze, ze juz w okolicach sierpnia wlacza mi sie myslenie w stylu "o zesz cholera, lato zaraz sie konczy, a tu jeszcze tyle rzeczy chcialoby sie zrobic i w tyle miejsc pojechac!". :) Najbardziej nie moge odzalowac tej plazy, bo przeciez w tym roku bylismy tylko raz nad oceanem i raz nad jeziorkiem... Ale coz, na chorobe nigdy nie ma odpowiedniego czasu... :/
Dlugi weekend zaczelam z dziecmi juz w piatek po poludniu, zatrzymujac sie na placu zabaw. Mijamy go co dzien wracajac od opiekunki i cale lato Bi niemal codziennie jeczala, ze ona chce sie tam pobawic. Troche mnie ten plac przerazal, bo jest obok szkoly, ktora w wakacje jest oczywiscie pusta, w szczerym polu i z niewiadomych przyczyn nie uraczysz tam praktycznie ludzi. Ja mam jednak komfort psychiczny jesli oprocz mnie na placu jest jeszcze kilkoro doroslych z dziecmi. Ale w piatek pomyslalam, ze od wtorku zaczynaja sie zajecia i obok placu nie bedzie gdzie zaparkowac bo bedzie pelen samochodow i autobusow szkolnych. Zatrzymalam sie wiec i wypakowalam potworki, ktore ochoczo oddaly sie szalenstwom. Bardzo szybko pozalowalam swojej decyzji, bo najpierw jakis wielki SUV z przyciemnianymi oknami zatrzymal sie obok szkoly. Nikt z niego nie wysiadal tylko tak stal. Nie widzialam kto siedzial w srodku, ale juz widzialam oczyma wyobrazni jak podjezdzaja pod plac zabaw, lapia jedno z moich dzieci i odjezdzaja w sina dal zanim zdaze chociaz dobiec do swojego samochodu... Potem na placu pojawila sie jakas podejrzana grupka. Podejrzana, bo bylo dwoch chlopow i dziewczyna z malym dzieckiem. Chlopczyk bawil sie sam, a tamci krazyli po placu rozmawiajac polglosem i sprawdzajac cos w telefonach. I nie wiem kto patrzyl z wieksza podejrzliwoscia: ja na nich, czy oni na mnie. :) Wiem, ze mam paranoje, ale dlatego wlasnie nie lubie sama nigdzie zabierac obojga dzieci. Oni rozbiegaja sie w dwoch roznych kierunkach, nie sluchaja moich nawolywan, a ja probuje nadazyc za jednym i drugim oraz przewidziec wszelkie niebezpieczenstwa jakie na nie czyhaja, od spadniecia z drabinek az po porywaczy... W kazdym razie Potworki mialy frajde, jak zawsze na placu zabaw i chyba nie odczuly poddenerwowania matki...
Bi to juz ekspert. Wespnie sie na kazda drabinke:
I nie tylko:
Powyzsze zdjecie jest juz z naszego ulubionego placu zabaw. Sobota to byl jedyny chlodniejszy (tak z 26 stopni) dzien minionego weekendu, wiec Potworki rozszalaly sie na dobre. Po co biegac po schodkach albo wdrapywac sie po drabinkach? Szkoda czasu, lepiej wdrapac sie bezposrednio po zjezdzalni!
Zjezdzanie na pupie? Phi, nuda! Lepiej przeciez tak:
Albo tak:
Bylo tez przechodzenie przez tunele, do ktorych matka z klaustrofobia bala sie nawet zajrzec. :)
Bi korzysta tez namietnie z hustawek. Szczegolnie jesli czuje sie bezpiecznie w "dzidziorkowym" siedzisku.
Niko za to nadal hustawek sie boi, chociaz w sobote dal sie poniesc "chwili" w bezpiecznych ramionach tatusia.
A rok temu Kokus na tym samym placu zabaw, bawil sie tak:
Nie do wiary, ze to to samo dziecko! ;))
A w niedziele ponioslo nas do akwarium! Moj maz pytal ironicznie czy robimy wycieczke dla dzieci czy dla mnie, pamietajac o ich "entuzjazmie" w zoo. ;) Puscilam sarkazm mimo uszu, bo uwielbiam akwaria! Muzeum Oceanograficzne w Gdyni to bylo moje ulubione miejsce! Jako dziecko marzylam, ze zostane kiedys Bilogiem Morskim i bylam niepocieszona, bo matka uwazala, ze bilety do owego muzeum, nawet raptem raz do roku, to strata pieniedzy. W sumie jak na to patrze, to dla mojej matki wszystkie rozwijajace lub po prostu interesujace atrakcje dla dzieci to strata pieniedzy... No coz, wyroslam, biologiem zostalam, choc nie "morskim", ale milosc do akwariow mi zostala...
Ale do brzegu... Tak jak w przypadku naszego lokalnego zoo, tak i w naszym lokalnym akwarium bylam nieco rozczarowana (chociaz to wieksze z dwoch w naszym Stanie). Muzeum w Gdyni sie moze nie umywa, ale ja mialam szczescie (w tym wypadku moge to raczej uznac za pacha) uprzednio odwiedzic akwarium w Bostonie, a tam to po prostu szczeka opada! Ale, ale! Wycieczka byla teoretycznie "dla dzieci", prawda? A im sie podobalo i to bardzo! Frajde mieli znacznie wieksza niz w zoo, moja krew! ;) Szkoda, ze w srodku bylo strasznie ciemno i wiekszosc fotek wyszla mi zamazana... No trudno. Kiedy juz nastapi "nastepny raz", musze pamietac o wzieciu normalnego aparatu, bo ten w telefonie, choc niezly, nie wyrabial niestety...
Przedstawiamy Potworkowe hity. Te wieloryby nazywaja sie chyba po polsku Bielugami. Plywaly, robily przewrotki, czasem podplywaly az do samej scianki i patrzyly sobie na ludzi. A Bi i Nik oczu nie mogli oderwac.
Pingwiny to tez byl powod do smiechu, szczegolnie gdy ktorys podplywal i przez szklo probowal ugryzc trzymane przez Bi paluszki. szkoda, ze nie udalo mi sie tego uchwycic na zdjeciu!
Pozniej byly rybki, rybenki, meduzy, rozgwiazdy oraz mozliwosc wziecia do reki kraba. Nie polecam, skurczybyk uparcie probowal mnie uszczypnac! Zdjecia nie mam bo usilowalam przekonac Bi do dotkniecia upierdliwego skorupiaka, a M. oczywiscie nie pomyslal, ze warto to uwiecznic...
Niko najwieksza frajde mial jednak nie w glownym budynku akwarium, a obok, gdzie urzadzono muzeum Titanic'a. Oczywiscie dla roczniaka nie liczyly sie zdjecia, makiety i opisy, a szkoda bo chetnie bym je dokladniej obejrzala... Pietro nizej, zapewne specjalnie dla mlodszych dzieci, aby ich rodzice mogli w spokoju poogladac i poczytac, urzadzono cos na ksztalt kawalka korytarza w glebi statku. Bylo tam pelno guziczkow, ktore zapalaly odpowiednie swiatelka albo zmienialy sygnal dzwiekowy "statku", mozna bylo pokrecic pokretlami, itd. Moje Potwory po prostu wsiakly z kretesem!
Koniec koncow, Nika musielismy stamtad zabrac sila, a potem doslownie bieglismy przez gorne muzeum, bo Mlody wyl jak nie przymierzajac sie syrena okretowa! :)
A na sam koniec doslownie "wpadlismy" na atrakcje wsam raz dla Bi. Wpadlismy, bo o maly wlos bysmy ja omineli! Na terenie kompleksu akwarium jest kilka budynkow, akwariow zewnetrznych, muzeum, kino 4D, knajpki, istny labirynt! I zupelnie przypadkiem, kiedy juz zmierzalismy ku wyjsciu, natknelismy sie na wielki basen, gdzie za dodatkowa oplata mozna karmic plaszczki! My nie karmilismy, ale na atrakcji korzystaja takze zwykli zwiedzajacy, bo te ciekawskie (i nienazarte) rybki podplywaly do kazdej wlozonej pod wode reki i mozna je bylo poglaskac. Tutaj z kolei wsiakla Bi i odciagniecie jej w koncu od basenu skonczylo sie kolejnym rykiem. I znow zdjecia brak, bo jak tylko wyciagalam reke z wody, robila to tez Bi, a jedna lapka to balam sie, ze upuszcze telefon do wody. No a maz tradycyjnie nie pomyslal... ;)
Gratuluje tym co dotrwali do konca, mam nadzieje, ze nie zmeczylam Waz zanadto??? ;)
Te Aquarium bardzo podobalo by sie moim chlopcom. U Nas w miescie jest jedno, ale nie za duze I na pewno nie z pingwinami ; (
OdpowiedzUsuńCo do placu zabaw to sama nie chodze...wlasnie z powodu, ze Mlody idzie w swojna strone, a Starszak w swoja, a wyjscie ma byc dla nas wszystkich przyjemne, no nie?
Wlasnie, ja nie wiem jak niektore matki ogarniaja same dwojke lub wiecej maluchow? Moze dzieci maja spokojniejsze? Moich ledwo wypakuje z samochodu, a wystrzelaja jak torpedy, kazde oczywiscie w innym kierunku... :/
UsuńTwoi chlopcy sa jeszcze mali, ale za rok-dwa moze im sie podobac nawet takie malutkie akwarium. Nasze w Gdyni mi sie zawsze bardzo podobalo, ale fakt - bylam starsza, w wieku szkolnym...
Wspaniałe akwarium! No i super wycieczka. U nas w PL juz chłodno, pachnie jesienią i powoli grzanym winem ;)
OdpowiedzUsuńU nas nadal w dzien po 30-33 stopnie. Dzis rano (o 7!) wyszlismy z domu w krotkich rekawkach! :) Ale tak ma byc tylko do jutra, od niedzieli w dzien bedzie juz tylko okolo 22 stopni... :(
UsuńDotrwałam, żaden to wyczyn dla mnie był! Uwielbiam takie kolorowe wpisy, fajnie tak pooglądać dzieciaczki. No i pogody iście letniej zazdroszczę, u nas jesiennie, ja już marznę. Choć ciiii... dziś chyba będzie cieplutko!!
OdpowiedzUsuńJa nie znosze jesieni... :( Wole juz chyba zime, bo lubie sporty "sniegowe". U nas jeszcze lato, od niedzieli takie "pozne" lato ma sie zrobic, a potem niestety nadejdzie jesien i ciagle pluchy... :/
UsuńInteresujące macie tam miejsca :) a zdjęcia i tak super :)
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznac, ze w naszym Stanie sporo jest atrakcji dla dzieci. Glownie jednak dla tych starszych. No i kawalek trzeba jechac, zazwyczaj okolo godzinki...
Usuńno to intensywny weekend jak nic :)
OdpowiedzUsuńWlasciwie to nie, oprocz wypadu do akwarium bylismy tylko dwa razy na placu zabaw. Bylo tak goraco, ze wlasciwie to nie chcialo sie ruszac z klimatyzowanego domu. :)
UsuńSuper wycieczka! Też uwielbiam oceanaria :)
OdpowiedzUsuńOceanaria! tego slowa mi brakowalo! Dzieki! ;)
UsuńTutaj nazywa sie takie miejsca po prostu "aquarium", wiec sobie zwyczajnie przetlumaczylam, ale caly czas gryzlo mnie, ze w jez. polskim byl na to inny wyraz! ;)
Dotrwałam i mnie nie zmęczyłaś :)
OdpowiedzUsuńSuper sprawa taka wycieczka.
Matko, jak mnie "za młodu" młodej przerażało zjeżdżanie w dół głową na zjeżdżalni....
Ja tez patrzylam pierwszy raz z przerazeniem. Ale kiedy zauwazylam, ze moje maluchy wiedza co robia, odpuszcilam. Stoje, asekuruje w razie potrzeby, ale poza tym daje im wolna reke. ;)
UsuńU nas też się zjeżdża w najróżniejszych pozach :).
OdpowiedzUsuńAleż Niko wyprzystojniał, wyciągnął się, że ho ho. A te łebki jak utlenione, no po prostu dwa hollywoodzkie aniołki.
Ja Cię czytam regularnie, tylko nie zawsze znajdę czas i siłę na komentarze, ale jestem obecna!
Pod poprzednim wpisem miałam wczoraj napisać, że te gwiazdeczki na nagiej Bi to jeszcze mogą na wyobraźnię zadziałać komuś, kto ma złe zamiary. I że niby blogi mam są dla mam, ale jak ktoś szuka w sieci zdjęć dzieci to takie blogi są naprawdę świetną pożywką. Ja bym mogła na te Twoje blond cuda patrzeć i oglądać wasze przygody co dzień, ale truchleję na myśl, że są ludzie, którzy wchodzą na blogi o dzieciach w zupełnie innych celach i dlatego jestem za umiarem i dostępem do zdjęć dla bardzo wąskiej grupy.
A wiesz, ze ostatnio jakas babka w sklepie spytala czy moje dzieci maja taki kolor wlosow naturalny czy im rozjasnialam??? Spojrzalam na nia jak na wariatke! :)
UsuńMoj maly Kokusio rosnie jak na drozdzach, szczupleje tez, w koncu to juz prawie dwulatek. Ech, kiedy to minelo... ;)
Kurcze, ze zdjeciami masz racje... Nie chcialabym zupelnie zrezygnowac ze zdjec na blogu (chociaz jak zaczynalam to takie mialam zalozenie), ale musze przeprowadzac ostra selekcje. Zaczynam sie tez zastanawiac czy nie zalozyc osobnego - prywatnego bloga "zdjeciowego" i przeslac zaproszenia tylko dla kilkunastu zaprzyjaznionych blogowiczek. Moze to bylby jakis kompromis...