Po pierwsze: strasznie zazdroszcze Wam (tym ktorzy mieszkaja w Polsce oczywiscie) dlugiego weekendu! I niewazne, ze my mamy 3-dniowy weekend juz za dwa tygodnie. Zazdroszcze i juz! ;)
Po drugie: jakby kogos interesowalo jak zakonczyla sie "przygoda" z kleszczem mojego malzonka. Dla tych co zapomnieli, wyciagnelam M. kleszcza, ale kawalek jego aparatu gebowego zostal w skorze. Taka zdolna jestem! ;) Maz przez jakis czas wypominal mi, ze "nie umiem nawet wyjac glupiego kleszcza". No coz, pielegniarka nie jestem, a to byla moja pierwsza okazja do wyciagniecia cholernego pajeczaka przedstawicielowi gatunku ludzkiego... Malzon narzekal, ale oczywiscie do lekarza nie poszedl. Wyczytalam, ze "kawalek" kleszcza po jakims czasie powinien sam odpasc. Zdezynfekowalam to miejsce i czekalismy. W rezultacie mojego "dlubania" powstal w tym miejscu strup, ale po jego odpadnieciu niestety "koncowka" kleszcza nadal w najlepsze siedziala w plechach malzonka. Na szczescie nigdy nie pojawila sie zadna wysypka. Ponowilam probe "wydlubania" cholerstwa, ale nie zyskalam nic poza rozbabraniem dopiero co zagojonej ranki. To niesamowite jak mocno trzyma sie taka resztka aparatu gebowego! Znow zrobil sie strupek, a po jego odpadnieciu... bingo! Koncowka kleszcza odpadla razem z nim! Ciesze sie, ale ile stresow sie najadlam to moje. Zadnemu z dzieci raczej wyjecia kleszcza nie zaryzykuje...
A teraz juz ostatnie dialogi z moja trzylatka:
"Mamo, moge ziobacic kulciacki [kurczaczki]?". Chodzilo jej o "pisklaczki" w gniazdku na jednej z naszych tuji (tui?).
"Poczekaj kochanie, musze popilnowac twojego braciszka, zeby nigdzie nie uciekl" - mowie do Bi, widzac ze Niko zapuszcza sie w strone gdzie konczy sie plot.
"Nie! Ty nie mama! Ja ijnuje [pilnuje] Kokusia!!! Ty tam!" - wrzeszczy na mnie corka, dobitnie pokazujac reka, ze mam sie udac w zupelnie przeciwnym kierunku.
Boje sie pomyslec jak by sie skonczylo takie pilnowanie. ;)
Bi wyglada przez oszklone drzwi. Nagle wola "Mama! Chomiczek! Tam! Chomiczek!". Ide zaintrygowana, bo mamy w ogrodzie wiewiorki, mamy wiecej krolikow niz jestem w stanie zliczyc, ale chomiki? Juz widze w wyobrazni biednego, wystraszonego chomiczka syryjskiego, ktory uciekl komus z klatki. Patrze w miejsce ktore pokazuje paluchem Bi, a tam... wiewiorka ziemna (chipmunk) jakich u nas zatrzesienie. Skad jej sie wzial ten "chomiczek" nie mam pojecia...
Jezyk angielski coraz czesciej samoistnie wslizguje jej sie w wypowiedzi. Na szczescie narazie w miare latwo polapac sie o co jej chodzi. :)
Mowie, ze wlacze AC [ej-si] - klimatyzacja, dla niewtajemniczonych - w aucie. Na to Bi: "Mama wlaci A B C D [ej-bi-si-di]?".
Wychodzimy z domu. Bi odwraca sie przy drzwiach i pyta "Ready? Go!".
Nasze wyjscia z domu to nieraz wyscig z czasem, to prawda... :)
Kiedy Niko wjechal (poraz setny) autem w moje kwiatki, oznajmila "Mama nie bedzie miec kwiatkow NOW!". Rzeczywiscie teraz juz po moich floksach. :)
A to swiezutkie z wczoraj. Skonczyla jej sie woda w konewce i mowi "Nie ma juz wody ANYMORE!".
A jutro wychodze wczesniej z pracy, juhuu! I nie musze odliczac godzin z urlopu bo zostalam godzine dluzej w poniedz-wto i pol godziny wczoraj i dzis! Mamy taka letnia mozliwosc w pracy. Szkoda, ze tylko 4 tygodnie w ciagu 2.5 miesiaca i ze trzeba te pol dnia odpracowywac, ale zawsze to cos. Mam pare spraw do zalatwienia, ale jest nadzieja, ze starczy mi czasu, zeby siasc sobie z kawka na tarasie zanim bede musiala pojechac po dzieci... Tak na mily poczatek weekendu. :)
"Nie ma już wody anymore"
OdpowiedzUsuńxDDD dobre!
Ja najbardziej sie usmialam z A B C D, ale szczerze mowic to parskam za kazdym razem jak slysze angielskie slowko wtracone w polskie zdanie. :)
UsuńMilego "kawkowania" :)
OdpowiedzUsuńFajnie sie kawkowalo, oj fajnie! Szkoda, ze niepredko sie powtorzy! ;)
UsuńJeszcze jakby była pogoda to ten weekend byłby fajny, byle u was było ciepło na te długie weekendowanie ;)
OdpowiedzUsuńTez trzymam za to kciuki, szczegolnie, ze chcialabym sie wybrac nad ocean. :)
UsuńHehe, zdolniacha nasza! "Anymore" bije wszystko :)
OdpowiedzUsuńOj, ja zdecydowanie też do kleszczy dotykać się nie zamierzam...
Ja tez, po "udanym" wyciagnieciu kleszcza M. oznajmilam, ze wiecej sie ich nie tykam! ;)
UsuńZ tym kleszczem to nie zarty, trzeba bylo go dac do zbadania i antybiotyk wziazc co by jakies swinstwo sie nie przypaletalo.
OdpowiedzUsuńBi wchodzi w faze laczenia polskiego z angielskim heh, urocza jest i pewnie jej to pozostanie tak jak mojemu synkowi.
O zbadaniu kleszcza nawet nie pomyslalm, glupia ja... Ale do lekarza malzonka wysylalam przez kolejne 3 dni, a on sie zawzial, ze pojdzie jak pojawi sie jakas wysypka. Ktora sie NIE pojawila, wiec nie poszedl. No coz, dorosly jest, na sile go nie zaciagne...
UsuńTak, nawet ze swoim mocno ograniczonym slownictwem, Bi laczy teraz dwa jezyki. :) Gorzej, ze czesto "wybiera" sobie jeden jezyk i ostatnio jest walka zeby powiedziala np. dziekuje zamiast thank you.
Boże, ta historia z kleszczem to prawdziwy horror! Że też M. nie zdecydował się pokazać tego kawałka jakiemuś lekarzowi...
OdpowiedzUsuńA Bi jest super pomysłowa :D Najbardziej mi się podoba A bi C di :))
Ja sie dziwie, ze M. w ogole nie poszedl na wszelki wypadek do lekarza... Ale to jego decyzja, co ja moge zrobic...
UsuńA B C D to tez moj ulubiona anegdotka. :)
Mam nadzieję, że nie macie boleriozy w USA :/. Miałam dwa razy kleszcza, ale jeszcze był na powierzchni i normalnie własnymi pazurami wyciągałam bez większych problemów. Podobno najlepiej zrobić to pęsetą i nie kręcić paskudem, żeby nie urwać mu odwłoka, bo podobno wtedy on reaguje nie najlepiej ;). Ważne, że już po nim.
OdpowiedzUsuńBi - cudna!
Wlasnie w miejscu gdzie mieszkam, borelioza jest bardzo czesta. W pracy niemal kazda osoba miala ja chociaz raz w zyciu... Dlatego nalegalam, zeby M. poszedl do lekarza po dawke antybiotyku na wszelki wypadek, ale ten sie zaparl, ze nie i koniec. :/
UsuńJa wyciagalam kleszcza mezowi wlasnie peseta, ale byl juz wbity dosc gleboko i sie niestety urwal...
Kleszcze są straszne i prawdę mówiąc też bym się nie podjęła ich wyjmowania u Oliwki, mężowi i sobie pewnie tak, ale małej już nie.
OdpowiedzUsuńŚwietnie musi brzmieć to wplątywanie angielskich słówek przy polskich rozmowach :)
Brzmi dosc zabawnie, tylko czasem ciezko jest zrozumiec o co Bi chodzi, bo najpierw trzeba wysluchac czy wtraca wyraz polski czy angielski. :)
UsuńJa po "przygodzie" z kleszczem u meza, powiedzialam ze jesli ktores z dzieci niefortunnie jakiegos zlapie, to wsadzam je w auto i jade na pogotowie. Nie podejme sie wyciagania, ale jak znam meza, to on pewnie oporow nie bedzie mial...