Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 5 maja 2014

Przezycia nie na moje nerwy, czyli o naszym weekendzie

Weekend, weekend i juz po weekendzie. :) U nas co prawda zwykly, dwudniowy, ale za to okazal sie pelen wrazen, takze tych malo pozytywnych. Ale o tym pozniej...

Uwaga, bedzie dlugo! :)

Nie wiem czy to wplyw tego, ze wiosna wrocila do nas (mam nadzieje) juz na dobre, temperatura dochodzi do 20 stopni i swieci slonko, czy fakt, ze PMS i okres mam za soba, ale wrocil mi dobry humor i anielska (haha, jasne!) cierpliwosc. A przydala sie, oj przydala!

W sobote zaliczylam tylko rano lekkiego wk**wa, kiedy usilowalam nakarmic syna przed wyjazdem na zakupy, a on po 3 kesach jajecznicy i jednym gryzie chlebka, odmowil dalszej wspolpracy. Nie chcialam, zeby marudzil potem w sklepie z glodu, wiec wscieklam sie nie na zarty. Nic to oczywiscie nie dalo, a niejedzeniowy trend Niko utrzymal cala sobote. Dopiero popoludniu przypadkiem odkrylismy, ze pchaja mu sie gorne czworki oraz wszystkie 4 trojki naraz co by wyjasnialo ekstremalny brak apetytu...

Za to Bi znow przebija sama siebie. Myslalam, ze bunt dwulatka juz za nami, ale on chyba po prostu gladko przeszedl w bunt trzylatka. :) To byl zdecydowanie weekend histerii! O co? O wszystko! Nie ten niekapek, nie te skarpetki, ona sama musi sie ubrac, albo nie, niech to zrobi mamusia, ona nie chce bluzki, a wlasciwie to spodni tez sobie nie zyczy, nie bedzie jadla plackow, chce suchy chlebek, a moze jednak zje tego placka (ryk, bo sie skonczyl...). Mozna by tak w kolko wymieniac... Ale cyrk jaki odstawila w niedziele z rana przyprawil nas o opadniecie szczek do samej podlogi... Poszlo oczywiscie o drobiazg. Tzn. drobiazg dla nas, ale najwyrazniej dla trzylatka to wazna rzecz.
Mianowicie Bi nie poszla z tata po kawe na wynos, taka tragedia! Zawsze po kosciele zajezdzamy do sieci Dunkin' Donuts. Nie jest to nasza ulubiona kawa, ale jest calkiem smaczna i po drodze, wiec zatrzymujemy sie, zeby podladowac bateryjki kofeina. :) Bi zna oczywiscie nasze rytualy i juz od wyjscia z kosciola dopraszala sie, ze ona chce isc z tatusiem. Normalnie nie ma problemu, ale wczoraj w momencie jak podjezdzalismy po kawe, Nik zaczal przysypiac i kiedy auto stanelo, wlaczyl syrene. Mruknelam wiec tylko do M., zeby nie bawil sie w odpinanie Bi, tylko szybko wskoczyl po kawe i ruszamy dalej. Malzonek wysiadl, a na to Bi zrobila sie czerwona, wziela dluuugi, gleboki oddech (taki, ze balam sie, zeby ona z kolei sie nie zaniosla) i wydala z siebie nieludzki ni to wrzask, ni to pisk, ze " JA CIEM IC TATUUUUSIEEEM!!!!!!!!". Darla sie, kopala siedzenie, szarpala za pasy, trzepala calym cialem na wszystkie strony! WYgladalo to jak atak epilepsji! Histeryczne wrzaski, bo trudno to nazwac placzem, co chwila przeplatala swoim "JA CIEM TA-TU-SIEEEM KAWEEEE!!!!!", nawet kiedy ten dawno wrocil i ruszylismy dalej. I tak cale 15 minut drogi do domu. Normalnie wygladala jakby ja cos opetalo (serio, przyszedl mi na mysl film "Egzorcysta", ktorego widzialam tylko fragment i mi wystarczylo). Nie dalo jej sie uspokoic zadnymi argumentami, wiec w koncu dalismy sobie spokoj. I tylko ucieszylismy sie, ze siedziala przypieta bezpiecznie w foteliku, bo byla w takim stanie, ze gdyby miala swobode, to chyba chodzilaby po suficie i walila glowa w szybe! Ja pitole!

A co na to poniekad sprawca calego zamieszania - Niko? Ten jak tylko samochod ruszyl, usnal i spal sobie slodko, majac w powazaniu potepiencze wrzaski siostry. ;)

W sobote zaliczylismy wazny pierwszy raz dla naszej rodziny: poszlismy na spacer z dwojka dzieci i psem na smyczy i nie wzielismy wozka!
Wnioski? Calkiem pozytywne. Na wyprawy w gory jeszcze nie pojdziemy, ale na krotki spacer w parku nasza mala rodzinka jak najbardziej sie nadaje. Oboje, Bi i Nik dzielnie maszeruja i pies moglby sie od nich uczyc. Maya, nieprzyzwyczajona do chodzenia na smyczy, kilka razy polozyla sie na ziemi odmawiajac dalszej wedrowki. Nie mowiac o tym, ze wystraszyla sie obcego miejsca i musielismy sila wyciagac ja z auta. I gdzie ten mlody, zadny przygody psiak??? ;) Oczywiscie spacer z dwojka maluszkow ma to do siebie, ze daleko nie ujdziemy, no i dzieci nie zawsze podzielaja nasz entuzjazm do dalszego marszu (Mama Dwoch Corek moze zaswiadczyc, prawda Martus? ;)). Najpierw zaliczylismy obowiazkowe karmienie kaczuszek i gesi. Stamtad udalo nam sie odciagnac Bi tylko za pomoca placu zabaw widocznego miedzy drzewami. Natomiast na dalszy spacer musielismy wyciagac oboje niemal sila. I o ile Nik po chwili odzyskal humor i biegl radosnie sciezka odkrywajac las (i znajdujac wszelkie mozliwe smieci), to Bi strzelila focha (a to ci niespodzianka!). Najpierw szla za nami z rykiem, ale po chwili ograniczyla sie do marszczenia brwi i stanowczego odmawiania zdjec. Niemal wszystkie wygladaly tak:


Bi odwracala sie natychmiast na widok nakierowanego w jej strone obiektywu. :) Najlepsze ujecie dnia wyszlo mi tak:

Stroj moje dziecko wybralo sobie w sobote samo. Uparla sie na TE spodnie i na TA bluzke i w rezultacie wygladala wypisz wymaluj jej aktualna idolka: Peppa Pink, eeee, znaczy sie Pig. :)

Za to Niko odkryl zbieganie z pagorkow. Aparat oddala i wyplaszcza, wiec musicie uwierzyc mi na slowo, ze byl tam spad, moze nieduzy, ale dosc stormy dla 16-miesieczniaka. A wiec Niko biegal sobie w dol (zaliczajac od czasu do czasu glebe w miekka trawke):

A potem gramolil sie do gory:

Stalismy tak na tej "gorce" przez 5 minut, 10 minut... Po 15 minutach zaczelismy juz dreptac w miejscu i namawiac syna do porzucenia fascynujacej zabawy. Na szczescie dosc szybko dal sie przekonac. :)

Glowne "atrakcje" weekendu przypadly jednak na niedziele. Poranne schizy Bi juz opisalam. Reszta dnia uplynela za to pod znakiem dzikiej zwierzyny. ;)

Najpierw znalezlismy malutkiego kroliczka, wielkosci mojej dloni, ktory przerazony przycupnal miedzy kamieniami. Pokazalam go Bi i chcialam zostawic w spokoju, ale moj "mundry" maz przystawil maluchowi pod nos marchewke, czym go sploszyl. Teraz trzeba go juz bylo ratowac przed Maya, ktora wczesniej dwa razy prawie po nim przebiegla, nawet nie weszac, ze jest w poblizu zwierzatka, ale majac przed nosem ruchomy cel, ruszyla w poscig! W koncu udalo nam sie zlapac psa, a za chwile M. dopadl samego kroliczka, ktory znow przysiadl w bezruchu. Po raz pierwszy przekonalam sie, ze kroliki wydaja glos. Ten maly piszczal jak opetany. :) M. pokazal go Bi z bliska, po czym szybciutko wypuscil, bo futerko miluskiego zwierzatka az ruszalo sie od pchel. :)

Pozniej, zainspirowana przez Matke Blogujaca, postanowilam pstryknac dla Was kilka fotek tego, co rosnie w moim ogrodzie. Oto co udalo mi sie zfotografowac:

Tulipanki. :) Szkoda, ze z kilku rodzajow, ktore posadzilam, przezyly tylko te najbardziej pospolite: zolte i czerwone...
 

Ten krzaczor to odmiana Rododendrona. Ma mniejsze liscie i kwitnie dwa razy do roku, na wiosne i dosc pozna jesienia. Kwiaty nie ukladaja sie w peczki jak w typowym Rododendronie, ale tak jak w Azalii, rosnal pojedynczo. No i ta odmiana kwitnie wiosna bardzo wczesnie, jak widac na zdjeciu.
 

To malenstwo dopiero zaczyna kwitnac. To jest (jakby ktos nie wiedzial) niskopienna odmiana Floksa. Obok skalniaka rosna u mnie jego dwie odmiany, niestety miedzy roslinkami usiluje wcisnac sie trawa i inne chwasty, a ciezko tam pielic, bo wyrywam przy okazji sporo samego Floksa, wiec caly czas sie glowie co zrobic z tamtym kacikiem...
 
 
I na tych 3 fotach moje ambitne plany zdjeciowe sie skonczyly. Chcialam jeszcze pstryknac cosik z przodu domu, gdzie zrobilismy z M. calkiem ladny postep w porzadkach. Tyle, ze wychodzac zza rogu domu, stanelam oko w oko z czym? Slucham drogie Panie? Coz moglo tak wystraszyc Agate, ze wychodzac teraz z domu za kazdym razem rozglada sie nerwowo???
 
 Nie bede trzymac Was w niepewnosci i napisze, ze zobaczylam ni mniej ni wiecej tylko NIEDZWIEDZIA!!! Moze z 5 metrow ode mnie! Dorosly, wielki Niedzwiedz Brunatny na naszej posesji! Cos mi sie wydaje, ze przez pare sekund stalam tam w szoku, mrugajac i nie dowierzajac w to, co wlasnie ujrzalam. Potem wrzasnelam tylko "M., niedzwiedz, bierz dzieci do domu!" i nie czekajac na jego reakcje chwycilam Nika, zlapalam Bi za reke i ruszylam w strone drzwi! Moj maz potem powiedzial, ze w pierwszej chwili jego mozg nie zarejstrowal kompletnie co powiedzialam. :) Przez chwilke dzialo sie u nas istne pandemonium, bo Nik mi sie wyrywal, Bi wrzeszczala, ze "ja nie lade (nie dam rady)" wejsc po schodach, a pies (ktory nota bene nawet nie warknal ani nie szczeknal na nieproszonego goscia) mial w tylku nasze goraczkowe nawolywania, zeby wracac do domu... A chwile pozniej M. wybiegl z domu z aparatem, ale misiek byl juz kilka domow dalej (o czym dawaly nam znac ujadania sasiedzkich psow), a nie pozwolilam mezowi uganiac sie po okolicznych krzakach. Wiec zdjecia nie bedzie.
 
W kazdym razie mielismy wielkie szczescie, ze brama byla zamknieta, inaczej mozliwe, ze niedzwiedz wyszedlby zza rogu domu wprost na nas, bo stalismy akurat zaraz obok wejscia na taras! Poza tym, jakies 15 minut wczesniej bylam z przodu domu sama z Bi, a w momencie kiedy zobaczylam misia, wybieralam sie wlasnie na przod domu! Sasiad nam pozniej powiedzial, ze te niedzwiedzie sa z reguly malo agresywne i wystarczy narobic halasu i uciekaja. Zazwyczaj noca zakradaja sie do smietnikow i tyle. Mozliwe, ale jest wiosna, sa glodne, dla takiego zwierza Nik lub nawet Bi to tylko zakaska... Ten chodzil sobie po sasiedztwie w bialy dzien. Kurcze, nasz ogrod jest nieogrodzony, ze wyjdzie mi cos od tylu, z lasku, to zawsze bralam pod uwage. Ale z przodu, od ulicy??? W zyciu!!! Zreszta, wlasnie dlatego mam nadzieje, ze to byl jednorazowy przypadek i misiek sie zwyczajnie zgubil. Nasza ulica w dni robocze jest bardzo ruchliwa, o czym nieraz pisalam, zaden niedzwiedz sie tam nie przemsknie... Z jednej strony mieszkamy tu juz 5 lat i to byl pierwszy raz. Ale z drugiej, nie wiem skad ten niedzwiedz sie przyblakal i gdzie ostatecznie poszedl. Co jesli zadomowi sie w lesie za naszym domem? Jest cieplo, spedzam z dziecmi wiekszosc popoludnia na powietrzu. A teraz sie zwyczajnie boje... Ale mam ich zamknac na trzy spusty w domu? Tez nie za bardzo...
 
Jak widzicie mam pietra i dylemat co z tym niedzwiedzim fantem zrobic... Najchetniej wystawilabym dom na sprzedaz i wyprowadzila sie gdzies do centrum duzego miasta... Ale to malo praktyczny plan i zdaje sobie sprawe, ze zwyczajnie panikuje... Poza tym rok temu w pobliskim wiekszym miescie tez byla sensacja bo niedzwiedz przyblakal sie w nocy niewiadomo skad i rano wedrowal po samym centrum...
 
Pozostaje mi pogratulowac tym, ktorzy dotrwali do konca posta... ;)


31 komentarzy:

  1. wow, serio niedźwiedź??? koło domu??? w takim razie spotkana przeze mnie na spacerze z Zu dzika locha z małymi dzikami to jakieś marne świnki morskie i już nikomu mojej "strasznej" historii nie opowiem bo siara... dzięki wielkie ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Niedzwiedz. Kolo domu... :/
      Cos Ty, locha z mlodymi to tez niebezpieczne spotkanie trzeciego stopnia! Jak mieszkalam w Polsce to zawsze od dzikow trzymalam sie z daleka i nie rozumialam jak ludzie moga je dokarmiac, przez co one podchodzily pod same bloki. Potem nie dziwota, ze od czasu do czasu kogos poturbowaly...

      Usuń
  2. Boze i co na to policja? To te niedzwiedzie moga sobie tak bezkarnie chodzic po terenach zamieszkalych? Co za stres:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, okazuje sie, ze w naszym stanie niedzwiedzie chodzace po posesjach to tak czeste zjawisko, ze mimo iz pokazuja to w telewizji, to nikt sobie z tego nic nie robi. W wiekszosci przypadkow niedzwiadki dobieraja sie do smieci albo karmnikow dla ptakow. Ataki na ludzi sa niezmiernie rzadkie. Ale szczerze mowiac, niewiele mnie to pociesza i nadal mam stracha bedac sama z dziecmi na dworze... ;)

      Usuń
  3. Twoje dzieci sà poprostu rozpieszczone, w zyciu nieslyszalam czegos tak tragicznego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :) A masz dzieci? Bo jak nie, to spokojnie- wszystko przed Tobą :)

      Usuń
    2. Mam, còrke 7letnià,i takich jazd w zyciu niemialam,nawet wsròd znajomych

      Usuń
    3. No coz, masz szczescie, ze trafilo Ci sie nadzwyczaj spokojne dziecko (albo juz zapomnialas jak to jest miec w domu trzylatka). Oby nie wyrosly z niej tzw. cieple kluchy... A znajomi najwyrazniej udaja, ze ich potomstwo to chodzace aniolki...
      Moje dzieci pewnie troche (albo i bardzo) sa rozpieszczone, ale sa tez wspaniale, maja mocne charakterki i (mam nadzieje) beda walczyc o swoje.
      A jesli mowimy o czyms tragicznym, to pomysl o swojej (nie)znajomosci interpunkcji...

      Usuń
    4. To ja chyba jestem nienormalna, ale... kurczę! Co w tym poście jest tragicznego? Które dziecięce zachowania są aż tak nie do przyjęcia? Widziałam dużo, dużo gorsze sytuacje i wiecie co? Jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby je oceniać. Bo w sumie- co mnie to obchodzi...
      I zgadzam się z Agatą- dzieci są różne, ale te "za grzeczne" to też chyba nie jest ideał dziecka.

      Usuń
    5. Mysle, ze Anonimowej chodzi o akcje, ktora Bi urzadzila w aucie. :) Tyle, ze mam kolezanke z niespelna 4-letnimi blizniakami i kolege z pracy z 2.5-letnim synkiem i z tego co opowiadaja to oboje walcza z dokladnie takimi histeriami. :)
      Ja - owszem, zanim urodzilam dzieci tez nieraz w myslach mowilam "ale rozpuszczony bachor" albo "co za beznadziejni rodzice, nie potrafia zapanowac nad dzieckiem". Coz, po narodzinach Bi zycie szybciutko zweryfikowalo moje poglady pedagogiczne. :))) Dlatego wydaje mi sie, ze Anonimowa, wbrew temu co pisze, nie posiada potomstwa. Tylko czlowiek, ktory nie przeszedl okresow buntu moze stwierdzic, ze 2-3 letnie dziecko jest rozpieszczone...

      Usuń
  4. O Jezu! Niedźwiedź? Chyba bym umarła na zawał. W zasadzie, to nie wiem, czy już nie zeszłam, bo serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Nigdy na żywo nie widziałam, ale zawsze jak jeździmy w Tatry to jestem tak masakrycznie obsrana, że spotkamy niedźwiedzia, że głowa mała. Także- nie zazdroszczę :(

    Co do histerii Bi... Kochana! Jak Ty to wytrzymałaś?! Podobno najlepiej jest nie reagować, ale jak mi Lila funduje takie jazdy (tak, tak- majówka była bogata w takie atrakcje) to zaraz próbuje Ją czymś zająć bo słuchać tego dzikiego wrzasko/ryku nie mogę.

    Pochwalę się, że nasze spacery ograniczają się już tylko do trawnika przed blokiem :) Lila odkryła dmuchawce...

    A jeszcze co do niedźwiedzia- podziwiam Twoje opanowanie. Ja w weekend prawie się przewróciłam z powodu dzika, który był za ogrodzeniem i świadomie robiłam mu zdjęcie. Tyle, że ruszył dziarsko w moją stronę i tak odskoczyłam, że Marcin musiał mnie łapać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ale ja wcale nie bylam opanowana! Zrobilam w tyl zwrot i w panice pedzilam do domu, zabierajac po drodze dzieci... Co stwierdzam, ze wcale nie jest dobrym pomyslem, bo gdyby niedzwiedz przyszedl z zamiarem upolowania czegos, to ruchomy cel pewnie pobudzil by go do gonitwy. :( Przeczytalam potem w internecie, ze w przypadku tych miskow powinno sie raczej narobic halasu i trzymac "grunt". Ale wez to zrob, skoro pierwszy instynkt to ucieczka... :/
      M. sie smieje, ze cale zycie spedzil w gorach i nigdy na zywo niedzwiadka nie widzial, a tu prosze, pod sam dom nam podszedl!

      Kiedy Bi odstawia cyrki, staram sie od niej odseparowac, czyli wychodze do innego pokoju, albo na drugi koniec ogrodu. Sytuacja opisana w poscie miala miejsce w aucie, nie mialam wiec dokad zwiac, ani za bardzo jak ja zajac... ;) Zreszta ona jest juz duza, wie czego chce i nie daje sobie odwrocic uwagi byle czym. Niestety...

      Usuń
    2. A to Ci powiem, że z Lilą podobnie- jak była młodsza, to odwrócenie uwagi to była bułka z masłem, teraz- zapomnij. Ryczy, żeby wymusić to co chce i w nosie ma wszystko inne, nawet gdybym podtykała Jej pod nos coś, czego wcześniej nie mogła dostać. Czasami MAM DOŚĆ :)

      Usuń
    3. Ze tez te dzieci musza sie robic coraz kumatsze... ;) Niko to samo - uwage odwraca jedynie jeden z naszych telefonow albo moja (elektryczna) szczoteczka do zebow. Nic innego nie dziala! ;)

      Usuń
  5. Kolejna proba mikrofonu... wczoraj trzy razy dzis tez sprobowac musze...cos mi komentarze nie wchodza :(
    ...szkoda, ze zdjatek misia nie masz- one sa takie "slodkie"...na zdjeciu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogspot jest o niebo lepszy od Onetu, ale nawet i on ma czasem "czkawke"... ;)
      Taaa... Bedac jako dziecko w zoo, tez sie niedzwiadkami zachwycalam... Teraz mam nadzieje, ze w zyciu zadnego juz nie ujrze... ;)

      Usuń
  6. Powiem Ci, że nie zazdroszczę przeżyć. Jakbym stanęła oko w oko z niedźwiedziem, to chyba padłabym na miejscu. :)

    Ty to masz przeżycia, nie ma co. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczescie tylko z rzadka. No i od niedzwiedzia dzielila mnie brama, co tez dodalo troche odwagi... ;)

      Usuń
  7. Spotkania z niedźwiedziem nie zazdroszczę sama bym miała pietra...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz, z perspektywy tygodnia, zastanawiam sie czy mi sie nie przysnilo. Na szczescie maz tez pamieta, wiec chyba jeszcze omamow nie mam... ;)

      Usuń
  8. OMG, niedźwiedź?! Brzmi to niesamowicie! Nie mam pojęcia co bym zrobiła, ale chyba stałabym jak wryta dopóki by sobie nie poszedł. Podziwiam Cię za zachowanie zimnej krwi! Swoją drogą Polska to taki raj pod względem wszelkich zagrożeń i kataklizmów - po prostu żadnych tam nie ma. Ani tornad, ani trzęsień ziemi, jak ktoś mieszka daleko od Odry i Wisły powodzi również, nie ma węży, niedźwiedzi i innych paskudztw. U nas ze zwierzakowych koszmarków najbardziej boję się skorpionów, które uwielbiają rurami zakradać się do łazienek. Brrr...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale gdzie tam zimna krew! Spierdzielalam, az sie za mna kurzylo! ;)
      No wlasnie, polska to raj na ziemi! Tylko klimat nie ten... :)
      Brrr, skorpiony... Nigdy zadnego nie widzialam na zywo, ale moge sobie wyobrazic, ze wystrzelilabym z lazienki jak rakieta jesli bym jakiegos zobaczyla! To 100x gorsze niz pajak w wannie...
      Zaloze sie tez, ze skorpiony w lazience sa znacznie czestszym zjawiskiem niz niedzwiedz w ogrodzie... ;)

      Usuń
  9. Mnie najbardziej spodobało się, że najchętniej sprzedałabyś dom po zobaczeniu niedzwiedzia na podwórku :D

    Powiem Ci, że się po cichu śmieje, a ciekawe jak sama bym panikowała:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, czlowiekowi zmieniaja sie "priorytety" na bazie przezyc... Zawsze marzylo mi sie, zeby zamieszkac na jakims odludziu, posrod lasu. Ale odkad mi niedzwiedz przemaszerowal przez ogrod, stawiam raczej na samo centrum miasteczka i ogrodzenie wokol calej posesji... ;)

      Usuń
  10. Agato uwielbiam Twojego bloga. Jesteś szczera i prawdziwa w przeciwieństwie do innych słodko pierdzących mamusiek. keep on the good work! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. popieram!! mam dosyc idealnym mamus, cudownych dzieci, najsliczniejszych, najmadrzejszych, najpiekniejszych...a wszystko to w komputerze a " na zywca??- brud, smrod i ubostwo +brak wychowania, opieki i troski a zapomnialabym cudownie, ze bez reklam-" ratujacych " budzet :)

      Usuń
    2. Dzieki dziewczyny! Pisze glownie dla siebie, na pamiatke, wiec nie ma co upiekszac. Przeciez nie bede klamac sama przed soba! ;)

      Usuń
  11. Jeszcze jakieś pół roku i koniec buntu maszyn. Dasz radę!!
    Ma sobie siłę ta wasza istota! :D


    Noelka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja nie wiem... Jak za pol roku Bi zacznie sie wyciszac, to akurat Niko wkroczy w faze buntu pelna para! Oszaleje! :)

      Usuń
  12. Ojojoj, wszystko przeczytałam, no bo to lepsze niż jakiś film :)
    Chciałam napisać dużo, ale niedźwiedź przebił i wygrał w całym tym wpisie! :D
    No ja to bym się chyba porobiła w gacie ze strachu!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ja bylam w takim szoku, ze zwieracze jakos same trzymaly... ;)
      Nooo, film przyrodniczy na moim wlasnym podworku. Dziekuje, postoje... ;)

      Usuń