Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

wtorek, 8 kwietnia 2014

Wypadaloby cos napisac :)

Cisza u mnie na blogu... W zeszlym tygodniu wyprodukowalam "az" jednego posta... I prawie nie komentowalam... Powod bardzo prozaiczny - zostalam zawalona robota. Mialam pilny raport do sprawdzenia i podpisania na piatek, a wraz z raportem ponad 50 workbook'ow. Analiza w miare prosta, robimy ja rutynowo, wiec calkiem szybko mi szlo, tyle, ze tyyyle tego bylo... Ale dalam rade! Tyle, ze w piatek myslalam, ze oczy wypadna mi z orbit przez wpatrywanie sie naprzemian w ekran i papiery. :)

Jak Wam minal weekend? Z blogow widze, ze wiekszosc z Was cieszyla sie wiosna. Ja po czesci tez, tylko sobote mialam wyrwana z zyciorysu... Bi w srode siadla na toalete i chociaz twierdzila, ze zrobila "purku", to w muszli znalazlam cos wiecej. :) A Nik od czwartku robil po 4-5 (zareportowane przez Pania Marysie) rzadkich kup dziennie. Ale wiem, ze ida mu czworki, slini sie i pcha rece do buzi, wiec nawet nie polaczylam tych dwoch faktow... Az do piatku, kiedy po poludniu opadl ze mnie stres po podpisaniu raportu i poczulam sie jakos tak... mdlo. Na poczatku leciutko, zeby z czasem robilo mi sie gorzej i gorzej. Jak wrocilam z dzieciakami do domu, to juz mialam sile tylko siasc na podlodze i od niechcenia i bez emocji czytajac im ksiazeczki i ukladajac puzzle, odliczac minuty do powrotu M. z pracy. A on jak na zlosc zostal po godzinach i tak dogorywalam z Potworkami do 18... Zreszta, po powrocie tatusia, okazalo sie, ze i jemu cos siadlo na zoladku, wiec cierpielismy sobie we dwojke, jeczac i sprzeczajac sie za kazdym razem kiedy trzeba bylo podniesc sie z podlogi, zeby zrobic cos przy dzieciarni... Pokusze sie o stwierdzenie, ze mnie wzielo troche gorzej bo koniec koncow to ja gadalam z klopem, a M. nie, ale sprobuj to powiedziec zle sie czujacemu mezczyznie. :) Krotko mowiac, dopadla nas jelitowka. To juz druga w przeciagu 3 miesiecy, kurcze!

W feralny piatek przyjechal w odwiedziny moj tata i na moje skargi stwierdzil, ze moze jestem w ciazy. Dowcipnis sie znalazl! Zreszta, takich nudnosci to ja nie mialam w zadnej z ciaz! ;)

W kazdym razie, po piatkowych, wieczornych przygodach z toaleta, scielo mnie z nog. Padlam o 21, a rozbierajac sie dostalam takiej telepki, ze zeby dzwonily mi lepiej niz koscielne dzwony. A w sobote nie bylam w stanie przejsc bez odpoczynku nawet dlugosci domu. Pranie lezalo odlogiem, na zakupy nie pojechalismy, za to cala rodzinka spalismy po poludniu 3 godziny, bo Nik byl laskaw mocniej sobie przysnac. Moj malzonek za to poczul sie lepiej i zaproponowal, ze wezmie dzieci na dwor. Milutko, nie? ;) Tylko, ze dodal, ze ja w tym czasie bede miala spokoj, zeby odkurzyc i pomyc podlogi! Ma szczescie, ze wzrokiem go nie zabilam! Faceci to sa jednak slepi, glusi i bez empatii... Jak on ma kaszelek i katarek to lezy na kanapie caly wieczor. Ale, mimo ze musial widziec, ze co chwila siadam i odpoczywam, ze zasnelam w dzien co normalnie mi sie nie zdarza, ze blada jestem jak sciana, to chyba uznal, ze przesadzam albo jestem jakims cholernym cyborgiem! :)

W koncu pod wieczor troche odzylam i dkurzylam salon oraz wstawilam pranie, ale znow padlam przed 21. Przez to mam wrazenie, ze weekendu wcale nie mialam, bo co to jest ta jedna, marna niedziela? ;)

Ale za to niedziela... Niedziela byla cudna! Tylko troche krotka, a skrocona jeszcze o zakupy w sklepach zwyklym i polskim oraz skladanie dwoch ladunkow prania. Ale Niko znow spal ponad 3 godziny, wiec zaczelismy pierwsze wiosenne roboty ogrodowe. Szkoda, ze jedno musialo siedziec w domu i nasluchiwac czy maly sie nie budzi (bo to niecodzienne dla niego tyle spac), ale udalo nam sie poprzycinac tu i owdzie uschniete wiechcie. Ucieszylam sie tez bo roza i hibiskus, ktore moj w goracej wodzie kapany maz przesadzil w zeszlym roku o wiele za pozno (ja rozmyslalam na glos o wiosennych planach, a on nagle oznajmia, ze juz je przesadzil!), jednak przezyly sroga zime. Za to z forsycji (czy u Was tez nazywa sie ja "zarnowcem"?), ktora sadzilismy znacznie wczesniej i ktora latem ladnie sie rozrosla, zostal jeden, malutenki zywy badylek. Ale to juz daje nadzieje, ze w tym roku pusci nastepne galazki i sie wzmocni. Tyle, ze tej wiosny juz nie zakwitnie. :(
Poza tym, jak zwykle o tej porze roku ogarnia mnie goraczka kupowania kwiatkow i krzewow i sadzenia, sadzenia, sadzenia... :) I tak, na zakupach wpadly mi w oko sadzonki. Wiem, ze te ze zwyklego supermarketu nie sa tak dobrej jakosci jak ze sklepu ogrodniczego, ale nie moge sie powstrzymac. :) Zreszta juz kilka takich "supermarketowych" roslinek rosnie mi w ogrodzie i maja sie wspaniale. M. tylko zobaczyl blysk w moim oku i westchnal "ktore bierzemy?". A wiec mam dwa krzaczki jagod i krzaczek malin. Na probe, bo kilka lat temu je sadzilismy i maliny zupelnie padly, a jagody zyja, ale za bardzo nie rosna i w ogole nie kwitna. Zobaczymy czy nowe poradza sobie lepiej. Poza tym kupilam kolejna forsycje, huhu! Ta miala zostac zasadzona zaraz przy tarasie, ale M. wrocil po chwili i oznajmil, ze nie da rady bo grunt jest w tamtym miejscu nadal ZMROZONY!!! Forsycja musi wiec poczekac. Kolejnym (i ostatnim - narazie) zakupem jest Hydrangea. Po polsku to sie chyba nazywalo hortensja, ale reki sobie nie dam za to uciac. :) Ta z kolei ma juz paczki, a ze normalnie powinna kwitnac latem, wiec nie sadze jej narazie do gruntu. Sama roslina spokojnie by sobie poradzila, ale kwiatki na bank by obumarly a szkoda. Posluzy wiec jako ozdoba stolu, a w ogrodzie posadze ja w okolicach maja. Ach jak ja kocham tak planowac, sadzic i patrzec jak rosnie! :)

Bi biegala za nami po ogrodzie cale 3 godziny i "pomagala" w miare swoich trzyletnich mozliwosci. Uwielbiam to w dzieciach w tym wieku, ze kazda czynnosc, ktora robia rodzice jest dla nich wspaniala zabawa, mimo, ze wiele z nich dorosli okreslili by jako nudna. Mam nadzieje wychowac kolejne pokolenie milosnikow ogrodnictwa i przyrody. :) Nasz szczeniak tez za nami ganial i choc nie udalo nam sie zameczyc Bi, to dokonalismy tego z Maya. Po powrocie do domu padla na swoje poslanie i spala prawie do wieczora. :)

W niedziele juz w ogole obudzilam sie ze znacznie lepszym samopoczuciem. Sobotnie oslabienie zniknelo, przez okno wpadalo slonce, a dzieciaki pospaly prawie do 7. Zyc nie umierac. :) Potem, mimo ze staralam sie schowac pod koldra, Bi mnie dojrzala i z okrzykiem "Ciesc mamusia!!!", wskoczyla mi na lozko. Slyszac to jej brat tez wpadl do pokoju i przytulil sie do mojego, wystajacego spod przykrycia, ramienia. To dziecko przytula sie najslodziej na swiecie. :) A za chwile M. zawolal z kuchni, ze zrobil im kakao. Bi pociagnela Nika za raczke wolalajac "Kokus oc, kauko!" i razem wybiegli podwojnie tupiac malymi stopkami i piszczac radosnie na caly dom. Moje dwa rozczochrane blondasy. :)

Kocham takie spokojne, weekendowe poranki. :)

16 komentarzy:

  1. Nie lubię jelitowki zawsze przechodzimy wszyscy na raz.i to ja musze mieć zawsze siłę...oj tez bym poszalała w ogrodnictwie ale mi to nie dane...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jak nie masz ogrodu, to na balkonie tez mozna wyczarowac cuda. ;)
      My tez w koncu przeszlismy wszyscy czworo, tyle ze u dzieci skonczylo sie na sraczce (sorry), ja wymiotowalam, a meza tylko pomdlilo, ale jakbys go posluchala to wychodzi, ze byl najbardziej chory. :)))

      Usuń
  2. Działo się u Ciebie czytam :)
    Może warto zacząć coś robić przeciw jelitówce? Nie znam się, ale może coś w aptece znajdziesz?
    Ja chciałabym by "wszystko" rosło ładnie, niestety u nas z tym ciężko, bo my z matulą takie ogrodniczki, że hej... Dwie lewe ręce i nawet pomoc teściowej mojej, która zna się na tym nie pomaga. Ona zasadzi- rośnie, a jak my to nie rośnie... Ręka :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, rzeczywiscie trzeba chyba miec "reke". Ja moze ja odziedziczylam w genach, bo obie babcie mialy piekne ogrody. Tylko jakos to przeskoczylo jedno pokolenie, bo ani moja mama, ani tata nie maja do tego glowy ani checi. Moze wiec za 20 lat okaze sie, ze Mareczek bedzie uprawial z sukcesem wlasny ogrod. ;)
      Nie mam pojecia czy istnieje cos przeciw jelitowce... Zawsze myslalam, ze to wirus, jak zlapie to trudno, trzeba po prostu przetrzymac. :)

      Usuń
  3. Jelitowka - okropnosc...dzieki Bogu dawno nie mielismy jedyny plus to -2kg na dwa dni i plaski brzuch ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, pomyslalam, ze jakby mnie tak potrzymalo z tydzien to pozbylabym sie reszty ciazowego brzucha. ;)

      Usuń
  4. Jelitówka-buuuuu nie znoszę! No ale kto lubi :) Fakt, ścina z nóg totalnie.
    My w tym roku z roślinkami szalejemy na działce, bo w zeszłym roku się nie popisaliśmy, jakoś nie miał kto zarządzić robót ziemnych :) Za to teraz jak się rozpędziłam, to wsadziliśmy już bez, krzaczki porzeczek i borówek, dwie forsycje i dziś w naszej kochanej Biedronce zakupiłam dwie magnolię, ale co do nich nie robię sobie nadziei, chyba cud musiałby się zdarzyć, żeby się przyjęły, ale za tą cenę- grzech nie skorzystać :)
    No i kupiłam mnóstwo cebulek, chyba nawet za dużo, bo teraz zastanawiam się gdzie je wsadzę :)
    U nas Lila też ostatnio potrafi pospać i trzy godziny, także cud i szok jednocześnie :)
    A jak Twoje szukanie pracy? M. zadowolony ze swojej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M. bardzo zadowolony, chociaz zestresowany, bo okazalo sie, ze chociaz zatrudnili go na jedno stanowisko, to tak naprawde chca go przyuczyc do kompletnie innego. :) A u mnie narazie bez odzewu.
      Wow, rzeczywiscie zaszalalas! Ja tak mam co roku, a potem czesto pluje sobie w brode, bo jeszcze zostalo mi tyle do posadzenia, a tu juz trzeba pielic i podlewac regularnie, nie nadazam i wsciekam sie, ze na co mi to bylo! :) Magnolie uwielbiam!!! Myslalam nawet o posadzeniu jej u nas, ale troche przerazilo mnie, ze wyrasta z niej calkiem spore drzewsko, a tych mamy juz naokolo dosyc. :)
      Doskonale rozumiem, ze w zeszlym roku nie mieliscie czasu na ogrodnictwo. Moj ogrod jest w strasznym stanie, bo rok temu mialam w domu niemowlaka, a dwa lata temu bylam w ciazy i nie mialam sily na grzebanie w ziemi. Mam nadzieje, ze w tym sezonie doprowadze go do porzadku.

      Usuń
  5. Jelitówka to zło wcielone :////
    Chory mężczyzna? WSPÓŁCZUJE
    :D

    Noelka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie Noelka, utrafilas w sedno! W obu zdaniach! :)

      Usuń
  6. jelitówka brrr
    a jeśli chodzi o męża..hmm cud, że nie wygnał Cię na słoneczko ...żebyś przy okazji auto umyła;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie wlasnie jest rozumowanie mojego malzonka. Jak sam sie dobrze czuje to nie pomysli, ze komus moze cos dolegac. A jak sie czuje zle, to z gory zaklada ze jest "najchorszy", nawet jesli choruje cala rodzina. :)

      Usuń
  7. tak fajnie się czyta o tym jak pracujesz w ogrodzie, jakie sadzonki kupiłaś, ale mimo wszystko nie, dziękuję ja się do "babrania" w ziemi nie nadaję. To nie dla mnie :)
    Ale aż sobie wyobraziłam ten Twój niedzielny poranek i tak się rozmarzyłam...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze troche i u Ciebie tez beda lataly po domu dwa male Smerfiki. :)
      Ja kiedys tez nie wyobrazalam, ze praca w ogrodzie moze sprawiac mi przyjemnosc. Dopiero jak kupilismy wlasny dom to mi sie "odmienilo". :)

      Usuń
  8. Zatrucia nie zazdroszczę, ale za to niedzielę opisałaś pięknie :)
    U mnie forsycja to forsycja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie wiele znajomych i sasiadow nazywalo ja zarnowcem. :)
      Niedziela pieknie opisana, bo byla piekna! :) Oby nastepna dorownala poprzedniczce! ;)

      Usuń