Przy okazji,
dla rodzicow – polecam restauracje “Watra”, zaraz nad Krupowkami! Wybralismy
sie do niej dzien po slubie, bo zebrala sie tam wiekszosc mojej rodzinki.
Restauracja sama w sobie ma fajny klimat i choc z zewnatrz wyglada malo
okazale, to w srodku jest ogromna! Ale nie to jest najwazniejsze, najlepsze
bylo, ze z tylu maja ogrodzony ogrodek ze stolami, a przy stolach jest swietny
plac zabaw dla dzieci, z piaskownica, hustawkami, dmuchanymi zamkami i innymi
pierdolami. Oczywiscie dziecko w wieku Bi trzeba bylo pilnowac, ale juz starsze
maluchy lataly same, a rodzice tylko zerkali od czasu do czasu. Naprawde
swietny pomysl, powinno byc wiecej takich miejsc dla rodzin z dzieciakami!
A
Trojmiasto? Bez komentarza… Spedzilismy kilka dni u mojej siostry, tyle, ze i
ona i szwagier pracowali, wiec do 14 siedzielismy sami. Moja siorka mieszka na
fajnym, nowym osiedlu w Gdansku, tylko, ze nowe osiedla maja to do siebie, ze
sa raczej na, za przeproszeniem, zadupiach. Zeby dostac sie od niej do Gdyni,
gdzie mam wiekszosc znajomych, musielibysmy jechac autobusem, a potem kolejka
podmiejska i zajeloby nam to dobre 1.5 godziny, jak nie wiecej. Lenistwo wzielo
gore, a poza tym Bi spi 2 godziny w srodku dnia, no i w koncu nie pojechalismy.
A wieczorem siedzielismy z siostra i szwagrem. Siorka kiepsko sie czula
(dopiero pozniej dowiedzielismy sie co to bylo, bo N. myslala, ze zwyczajnie
sie czyms zatrula), wiec nie robilismy nic konkretnego. Wybralismy sie raz na
spacer na Dluga (stare misto w Gdansku), co przy dwojce malych dzieci okazalo sie kiepska rozrywka.
Dziewczynki gonily golabki z zapalem, ale juz chodzic im sie nie chcialo, w
wozku siedziec tez nie, a w restauracji nie mogly usiedziec spokojnie, co oczywiscie
kompletnie uniemozliwilo relaks rodzicom.
Stwierdzilismy,
ze poodwiedzamy znajomych jak przeniesiemy sie do mojej mamy, do Gdyni (bo
postanowilismy jednak zaryzykowac, dac mamie szanse i spedzic z nia kilka dni
:) ). Plan byl dobry, tyle, ze zycie jak zwykle pokrzyzowalo nam plany.
Mianowicie chwycila nas jelitowka (dzieki siorka, zatrucie, dobre sobie!).
Ludzie, juz nie pamietam kiedy ostatnio czulam sie tak fatalnie! Oczywiscie
mnie (moze z powodu ciazy) chwycilo najgorzej. Wszystkich trzymalo 1-2 dni, a
ja po calonocnym lataniu do lazienki przez 3 dni bylam tak oslabiona, ze nie
mialam sily przejsc sie po domu! No i kicha z odwiedzenia znajomych, juz
bylismy poumawiani i trzeba bylo wszystko odwolac. Tak wiec pomiedzy
chorobskiem i wyjazdem zostal nam jeden dzionek, zeby skoczyc nad otwarte morze
(czyli nie nad Zatoke Gdanska), nad ktorym M. byl ostatnio jako maly chlopiec,
a Bi oczywiscie nigdy. Poszczescilo nam sie bo trafil sie cieply dzien, pojechalismy
do Leby i pieknie bylo! Fale ogromne, walily o brzeg z hukiem, a wiatr urywal
glowy i myslalam, ze Bi sie wystraszy. Nic podobnego! Moj maly Wilk Morski
gotow byl wbiec pelnym pedem do (nota bene lodowatej!) wody i musielismy
trzymac ja z calych sil, inaczej zaraz by zanurkowala! Spodziewalam sie, ze
zachwyci ja raczej ogromna “piaskownica”, ale okazalo sie, ze nie ma jednak jak
woda! Nie bylabym soba gdybym nie wbila szpili mezusiowi, twierdzac, ze z
naszej corki zadna tam goralka, to dziewczyna znad morza pelna geba! :) Na
dowod zamieszczam fotke. Moze nie widac tego dokladnie, ale M. usiluje
odciagnac dziecko dalej od nadchodzacej fali, a ono wyrywa sie probujac za
wszelka cene wbiec glebiej. A matka zamoczyla spodnie do polowy ud usilujac
zlapac dobre ujecie. :)
I to koniec
wspominek z wakacji. Nie bylo zle, ale moglo byc znacznie, znacznie lepiej.
Sprobujemy ponownie za 2-3 lata. :) Tylko zadnych slubow, komunii ani chrzcin
rodzinko, prooosze! ;)
A na koniec
kolejny gag mamusiny:
Jedna z
osob, ktore mielismy odwiedzic byla moja dalsza kuzynka mieszkajaca pod
Trojmiastem. Mama miala jechac z nami i strasznie sie na ta wizyte napalila. Mielismy
spotkac sie z kuzynka wieczorem, ale pech chcial, ze poprzedniej nocy zaczely
sie przeboje z grypa jelitowa. Tak wiec tego dnia, ja z goraczka, dreszczami i lamaniem
w kosciach lezalam w lozku, a M. latal co pewien czas do lazienki i z kazda
godzina czul sie coraz gorzej. Po poludniu chwycilo szwagra i siostrzenice. Wiec
nie bylo wyjscia, wizyta zostala odwolana. A co robila mamusia? Rozczarowana,
ze z wizyty nici, na przemian zrzedzila nam i dzwonila do siostry z
pretensjami, ze nikt sie nie liczy z nia i z tym na co ona ma ochote! I moze
bysmy jednak pojechali, przeciez nie musimy nic jesc! ;) Oczywiscie nigdzie nie
pojechalismy, a mamusia zostala za to ukarana, bo ja jelitowka dopadla 3 dni
pozniej. ;)
Matko jedyna. To jakiś horror a nie urlop. Jelitówka może słonia powalić a co dopiero babkę w ciąży.Najlepszy urlop to od miejsca A do B, w towarzystwie najbliższej rodzinki i bez imprez. Morze jest cudne. Moja wnuczka też goniła fale bez opamiętania.Serdeczności.
OdpowiedzUsuńUwielbiam morze. Wychowalam sie na wybrzezu i nie wyobrazam sobie zamieszkac zbyt daleko od "wielkiej wody".
UsuńA jelitowke mialam pierwszy raz w zyciu i musialam ja zlapac akurat na wakacjach! :)
Ale fajnie Bi na plaży! Moje młode się okropnie bało nogami nawet na piach stanąć, a od wody to z dala... i nawet szczęście, bo było to latem w Zatoce, więc sinice rządziły ;)
OdpowiedzUsuńUch, ja do Zatoki to nawet nie wchodze. Woda smierdzi juz z daleka, a latem to w ogole strach bo nie wiadomo jakie swinstwo sie czai. Najlepiej jechac od Polwyspu Helskiego na zachod, tam sa naprawde piekne, czyste plaze.
UsuńSpodziewalam sie, ze Bi zareaguje dokladnie tak jak Basia, ale okazuje sie, ze moje dziecko, choc na codzien bardzo ostrozne i bojazliwe, to pewne rzeczy lubi zupelnie instynktownie. :)
Wielkie dzięki Panu Bogu za to , ze taki sprawiedliwy- to w kwestii jelitówki dla mamusi :-))).
OdpowiedzUsuńAle Ciebie to ta jelitówka mogła ominąć. To strasznie wycieńczająca choroba dla organizmu. Biedactwo. Tobie by wystarczył Twój własny Brzuszek, Bi i szanowna mamusia, a dodatkowe atrakcje były Ci raczej zbędne :-).
Za 2 lata wyjazdu do Polski nie polecam bo wtedy Twój synuś będzie w wieku Bi na tych wakacjach. Ale jak wybierzesz się za 3 - to może nawet trochę na plaży poleżysz...
Widzę, ze Twoja siostra też za mamusią nie przepada. Jeśli samolot okazał się dla nich 2 za ciasny... :-)))
Czasem jest sprawiediwosc na tym swiecie, nie? ;)
OdpowiedzUsuńZwiazek miedzy moja siorka a mama to taka slodko-gorzka symbioza. Niestety mieszkaja blisko siebie, wiec mama jest czestym (i niezapowiedzianym) gosciem u nich, w dodatku gosciem z ciaglymi pretensjami. Ale, chociaz chcieliby sie nieraz od niej odciac, to tego nie robia, bo jest im potrzebna. Sa raczej typami imprezowiczow i co weekend maja gosci albo sami sie goszcza. A mamie podrzucaja wnuczke. I boja sie, ze jesli sie z mama powaznie pokloca to nie wezmie malej na sobote i niedziele. Skomplikowane to relacje, wiem... :)
Ja tez wolalabym uniknac ponownego lotu z tak malym dzieckiem, ale kto wie co nam jeszcze odbije. Czlowiek szybko zapomina niedogodnosci. ;)
Kurcze jelitówka to masakra, wymęczyła was strasznie pewnie. Jak Antek miał 10 miesięcy za namową moich rodziców polecieliśmy z nimi na tydzień do Tunezji. Boze jak my z Mężem się umęczyliśmy na tych "wczasach". Serio, było fajnie ale za żadne skarby z takim Maleństwem nigdzie nie polecę. Pozdrawiam was ciepło.
OdpowiedzUsuńU nas same wakacje juz byly znosne (no oprocz tej jelitowki), ale podroz z mala rzeczywiscie byla koszmarem. Za rok chce pojechac gdzies troche blizej chociaz na kilka dni, ale wszystko bedzie zalezalo od charakteru malego. :)
Usuń