Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 30 lipca 2012

Poweekendowe podsumowania

Juz za 3 tygodnie wyjazd! Jezusicku, a tu jeszcze tyle rzeczy do zrobienia i zalatwienia!!! Najbardziej przeraza mnie mysl, ze wroce w polowie wrzesnia a wtedy zostana mi jakies dwa miesiace do porodu! Ja chyba zwariuje! Najgorzej, ze sil i energii brak! Wczoraj spedzilam 2 godziny pielac w ogrodku, dostalam zadyszki, zakwasow, a efekty mizerne! Ale tak to bywa jak sie nie pieli z miesiac... :) A w ogole jestem od soboty bez cieplej wody. Mechanik wreszcie konczy podlaczac nowy piec, ale dopoki gazownia nie pusci gazu (prawdopodobnie jutro), nie ma go nawet jak wlaczyc... Wiec wode zagrzewam w garnku i myjemy sie w misce, zmywam naczynia w misce, a na prysznic jezdzimy do mojego taty. Po prostu powrot do podstaw. Nie wiem jak kiedys ludzie tak zyli. I jeszcze nosili wode ze studni! A zalatwiac potrzeby szli do wychodka! Straszne! Nie umialabym chyba juz zyc bez zdobyczy cywilizacji...

Wszyscy troje jestesmy zasmarkani. W sobote obudzilam sie z takim bolem gardla, ze nie moglam przelykac, ale na szczescie poplukalam sola, possalam tabletke i przeszlo. Katar zostal... Staram sie leczyc Bi i siebie domowymi sposobami, dla Bi jest syropek z cebulki, dla mnie kanapki z czosnkiem, ble! Maz skapitulowal i bierze tabletki, cienias! ;) Ale ciesze sie, ze powinnismy wszyscy spokojnie wyzdrowiec do wyjazdu.

Bi weszla chyba w jakis okres intensywnego wzrostu, bo najchetniej non stop by jadla. Oczywiscie tylko to co lubi, zeby nie bylo za dobrze. Spedzilam pol weekendu w kuchni, ciagle jej cos szykujac, a tu kanapeczke (szkoda, ze toleruje je jedynie z dzemem), a tu jajeczko, zupke, owocki, kaszke, no ciagle cos! Oczywiscie jak zglodnieje, to ciagnie natychmiast do szafki z ciasteczkami, do ktorych M. ma niestety straszna slabosc wiec zawsze w domu sa. A dla mnie to sygnal, ze dziecko glodne i szybko trzeba nakarmic zanim zapcha sie slodyczami. Na szczescie Bi uwielbia owoce wiec zawsze mozna dac jej jabluszko lub nektarynke i w tym czasie przyszykowac cos "konkretniejszego". Wczoraj po poludniu za jednym posiedzeniem zmiotla kanapeczke, calego banana, a na koniec popchnela jeszcze popcornem, ktory zrobilam dla siebie i dziadka. A godzine pozniej wciela cala miske kaszki! Ja nie wiem gdzie ona to miesci!
A w ogole to dostala w zeszlym tygodniu jakiejs wysypki na pupie. Podejrzewam, ze jest na cos uczulona (chyba na melona, bo dostala go pierwszy raz), a w zlobku nie dbaja az tak o higiene miejsc intymnych. W ogole wkurzylam sie, bo 2 razy M. odebral Bi ze zlobka z kupa w pieluszce. Podejrzewam, ze pani wiedzac, ze zaraz ktos po dziecko przyjedzie, olala to sobie. I mysle, ze te kupy dodatkowo podraznily juz uczulone miejsce, bo w piatek wysypka az zlewala sie w jedna, czerwona plame. Na szczescie nie wydaje sie ona swedziec ani bolec. Przez weekend odpowiednio zadbalismy o "pieluszkowe" okolice (melona wyeliminowalam juz w czwartek) i juz znika. Tylko zobaczymy jak bedzie wygladac po kolejnych 5 dniach w zlobku... Mialam ochote zrobic awanture, ale stwierdzilam, ze to i tak ostatnie dni Bi w zlobku, wiec oszczedze sobie nieprzyjemnej rozmowy. A dzis rano Bi poraz pierwszy w ogole nie plakala przy rozstaniu! Dalam jej caluska, pomachalam i wyszlam. Za drzwiami chwilke nasluchiwalam czy nie placze, ale cisza! :) Az troche zal mi sie zrobilo, ze wlasnie dziecko sie przyzwyczailo, a tu trzeba je zabrac. No nic, po urlopie bedzie chodzic do opiekunki, a w Polsce, przy 3 kuzynkach, kontaktu z dziecmi jej nie zabraknie. :)
Poza tym nawet moj maz, dla ktorego coreczka jest po prostu kolejnym cudem swiata, stwierdzil, ze czas wprowadzic troche dyscypliny, w sensie byc bardziej stanowczym w stosunku do Bi i nie ulegac latwo byle kaprysom. Nasze malenstwo rosnie i robi sie coraz cwansze. I niestety pokazuje rozki. Pomijam histerie kiedy czegos chce i tego nie dostaje. Pomijam zachodzenie ci drogi i dopominanie sie o noszenie. Z nimi walczymy juz od jakiegos czasu. Natomiast wczoraj bylismy w sklepie i corenka niestety ucieka nam miedzy alejkami, sciaga wszystko z polek, a takze cianie nas za palce, zeby pokazac cos co mamy jej natychmiast wreczyc. Wczoraj byly to kolorowe pilki i cukierki. Oczywiscie wszczela dzika awanture, kiedy wzielam ja na rece i usilowalam odniesc w miejsce dalekie od "pokus". Poza tym nie slucha. Stoi na koncu alejki, usmiecha sie lobuzersko i ani mysli zareagowac na wolanie. A kiedy rusze w jej strone, zwiewa! Albo siada na ziemi i odmawia dalszej wspolpracy. A ma niecale 15 miesiecy! Narazie latwo jest ja dogonic, zlapac, wziac na rece. Ale co bedzie za np. rok? Dwulatki sa juz szybkie i sprytne, a ja na dodatek bede miala jeszcze kilkumiesieczne niemowle. Dobrze, ze wiekszosc sprawunkow robimy razem z M., ale i tak czlowiek naugania sie za tym naszym "czortem". Trzeba po prostu sie za nia wziac, zeby szybko nauczyla sie, ze pewne zachowania nie beda tolerowane.
Taa... Tyle, ze rodzice to jedno, a dziadek drugie... :) A Bi nie jest w ciemie bita i wymusza na dziadku rzeczy o ktore nas nawet nie prosi. Przy dziadku mozna lazic po blatach w kuchni i otwierac gorne szafki! Mozna tez wlezc do kuchennego zlewu i dzwonic sztuccami w szklanki i miseczki! Albo taplac sie w kaluzach! O to ostatnie jestem naprawde wsciekla na mojego tate bo pozwolil jej wczoraj chlapac sie w tej kaluzy w sandalkach to po pierwsze, a po drugie przyprowadzil ja do domu (wierzgajaca i ryczaca, ze zabawa sie skonczyla) dopiero jak w tej kaluzy usiadla! Bo dziecko tak odkrywa swiat! Cholera! Akurat TO dziecko jest przeziebione i taplanie w wodzie na zewnatrz jest dla niej malo wskazane. Poza tym skarpetki chyba pojda do wyrzucenia, a Bi musiala dzis isc do zlobka w starych, przymalych sandalkach, bo nowe nie wyschly przez noc...

No i prosze, planowalam krotki poscik, a wyszla powiesc. :)

6 komentarzy:

  1. Zdrówka życzę! Dobrze macie, że Bo lubi owoce. Baśka je owoce tylko w owsiance, kaszy lub w cieście. Czasem tylko da się namówić na banana. Jakoś ją wzdryga od samej "obślizgłości". No nic, nadrabiamy tymi ukrytymi owocami w posiłkach i sokami.
    Oddanie dziecka z kupą jest oburzające! Pewnie od tego ma tę wysypkę.
    Za to dziadka chyba trzeba trochę wtajemniczyć w Wasz plan temperowania zapędów Bi, bo metody ma dość swawolne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Bi wyszło Bo ;) Przepraszam, blisko na klawiaturze i się omsknęło ;)

      Usuń
    2. Domyslilam sie. Sama czesto robie takie literowki. :)

      Usuń
  2. To ja mam tak z warzywami. Przemycam je w zupkach. :) A same Bi upodobala sobie tylko ogorki kiszone i malosolne...
    Z dziadkiem juz pare razy rozmawialam, ale bez skutku. Wbil sobie do glowy, ze dziadkowie sa od rozpieszczania wnukow i dodatkowo za kazdym razem serwuje mi ten tekst, ze "dziecko poznaje swiat" zaslyszany prawdopodobnie od mojej mamy. Poza tym on zawsze taki byl. Pozwalal mi i siostrze na wszystko, niczego nie odmawial, a potem narzekal mamie, ze jestesmy rozwydrzone. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze? To jestem pod wrażeniem. Ja bym się chyba jednak nieco obawiała takiej podróży z małym dzieckiem i w ciąży. Ale ja, stara szkoła jestem, czyli z czasów kiedy ciąża była niczym choroba, a ciężarna najlepiej jakby leżała i pachniała jedynie!
    A dziecko lubiące owoce to skarb! Moje z owoców i warzyw, lubiły tylko suchą bułkę, byle by była świeża ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcialabym wrocic do takich czasow kiedy traktowalo sie ciaze jak stan wyjatkowy. Jestem w polowie, a mam dosc a moja cierpliwosc maleje proporcjonalnie do wzrostu brzucha. Lapie sie niestety na tym, ze warcze na meza, warcze na dziecko, krzycze na psa... Szczegolnie rano trudno mi wytrzymac samej ze soba... Chcialabym miec, jak w Polsce, mozliwosc pojscia na zwolnienie, bo po prostu jestem coraz bardziej zmeczona i co gorsza nie moge sie zregenerowac, nawet w weekend. I podroz tez mnie przeraza, ale niestety M. twierdzi, ze mam sie nie martwic, bo on sobie ze wszystkim poradzi (lacznie ze mna), a w ogole to ciaza to nie choroba! :(

      Usuń