Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 27 lipca 2012

Porodowka czesc I

Czas na moje wpominki z porodowki. :) Uwaga, post jest pamiatka dla mnie, jest calkowicie otwarty, zawiera nazwy z kobiecej anatomii, niektore opisy moga byc razace, co bardziej pruderyjni niech nie czytaja. Wiekszosc odwiedzajacych mnie osob to jednak chyba kobiety i matki, wszystkie wiedza jak sie rodzi dzieci, wiec nikt pawia na klawiature moze nie pusci. :)))

Poniewaz moje dziecko bylo uparte juz w zyciu plodowym, jak mozna sie bylo spodziewac, zaparlo sie i nie chcialo samo wyjsc. Na ostatniej wizycie lekarskiej, ktora odbyla sie jakis dzien lub dwa przed moim terminem, ustalilismy z doktorkiem date wywolania “na wszelki wypadek”, na tydzien po terminie. Wtedy odetchnelam z ulga bo tak naprawde to od ponad 4 tygodni marzylam, zeby wreszcie urodzic. Wiec pocieszalam sie, ze w najgorszym wypadku jeszcze tydzien, ale tak naprawde bylam przekonana, ze urodze wczesniej. Mielismy z M. ustalone, co po kolei robimy gdybym zaczela rodzic w pracy, M. wiedzial, ze pod zadnym pozorem nie wolno mu sie bylo rozstawac z komorka ani jej sciszac. Jak to zwykle w zyciu bywa, wszystkie przygotowania daly w leb, bo Bi ani myslala wychodzic na swiat.
W szpitalu musialam stawic sie dzien wczesniej bo mialam zero rozwarcia wiec musieli cos z tym zrobic. I to chyba bylo najgorsze. Zaprowadzili nas na porodowke, do naszego pokoju. Zalozyli mi lekarstwo majace zmiekczyc i rozszerzyc szyjke macicy i na to bylam przygotowana. Natomiast nie bylam przygotowana na to, ze zaloza mi od razu wenflon (zeby juz byl) i podlacza do aparatury mierzacej skurcze i tetno dziecka, a takze automatycznego miernika cisnienia. W koncu, do cholery, do “prawdziwego” wywolania mialam jeszcze 13 godzin! Oczywiscie zostalam poinformowana, ze podlaczona do calej maszynerii jestem udupiona na lozku, nie wolno mi nawet polazic po korytarzu i jezeli chce pojsc do toalety, musze zadryndac po pielegniarke, zeby mnie odczepila i odomotala. Byla sobie wtedy godzina 17. Zaczelo sie dluuugie oczekiwanie. Dostalam obiad, ktory na szczescie kazda rodzaca moze sobie zamowic z menu. Malym zgrzytem bylo to, ze chociaz kobieta przez caly pobyt w szpitalu zamawia sobie posilki ze szpitalnej stolowki i zostaja one wliczone w ogolny rachunek za porod, to jej maz, ktory zazwyczaj przebywa wiekszosc czasu z nia, nie ma takiego prawa. Musi zejsc do kawiarenki i sam sobie cos kupic. Zostalam tez poinformowana, ze to bedzie moj ostatni posilek az do urodzenia corki. Troche mnie to podlamalo, ale nie chcialam martwic sie na zapas, w koncu nie wiedzialam jak dlugo moze to potrwac, wiadomo, sa porody dlugie, ale sa i krociutkie.
Tak wiec siedzielismy z M. w tej salce, troche pogadalismy, troche poogladalismy telewizje. Okolo 21 pielegniarki zaczely namawiac mnie do spania, “bo jutro czeka mnie ciezki dzien”. M. poscielil sobie dostawione lozko polowe i postanowilismy sprobowac zasnac. Latwo powiedziec. Glupi cisnieniomierz co pol godziny automatycznie zaciskal sie na moim ramieniu (bynajmniej nie delikatnie!). Maszyny mierzace skurcze i tetno Bi pipczaly i swiecily, a mazak zgrzytal po papierze zapisujac pomiar. Pokoj mial ksztalt litery “L” i choc pielegniarki zgasily swiatlo w “naszej”czesci, to w krotkim przedpokoju zostawily sobie lampe. I wchodzily srednio co godzine, zeby zebrac wykresy i oczywiscie wlaczaly dodatkowe swiatlo. Dodatkowo, czujniki tetna Bi i skurczy po kilku godzinach zaczely bolesnie wrzynac mi sie w brzuch, a za kazdym razem kiedy je troche przesunelam pojawialy sie pielegniarki bo pomiar “uciekal” i przestawialy je na poprzednie miejsce. I wez tu spij w takich warunkach! Poza tym doszly jeszcze nerwy przed nastepnym dniem, wiec w rezultacie ani ja ani M. nie zmruzylismy oka.

Chyba na dzis wystarczy. Widze, ze wspominki bede musiala podzielic na 2 lub i 3 posty, bo bedzie dluuugo... :)

4 komentarze:

  1. moj opis ostatniego porodu zajaby ze 2 linijki: ledwo zdazylam dojechac do szpitala. Polozyli mnie na lozko do rodzenia o15 a o 15:10 urodzilam i juz :-) . Serdecznie wspolczuje dlugiego lezenia przed porodem w szpitalu. pozdrawiam cieplutko i czekam na ciag dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Ci zazdroszcze! To wymarzony porod kazdej kobiety, chociaz pewnie na zadne znieczulenie nie bylo czasu? ;) Coz, moze ze drugim razem bede miala wiecej szczescia.

      Usuń
  2. Ja też byłam podłączona do kroplówki i KTG przez całą dobę i przez całą dobę zjadłam kromkę chleba, bo miałam już już rodzić ze trzy razy i nic nie wychodziło, a położne obawiały się, że może być cesarka, więc lepiej mnie nie przekarmić... Nie wspomnę, że przez calutką dobę leżałam na łóżku porodowym ze szlafrokiem pod głową i nie spałam przez 34 godziny przed porodem, od kiedy przyjechałam do szpitala, bo miałam skurcze co 10-15 minut. Ale warto było :) Choć jakby mnie w jakiejś szkole rodzenia nauczyli, że mogę rodzić w dowolnej pozycji, że mogę sobie chodzić przy porodzie i ćwiczyć, to bym chyba się do nich zwróciła o zwrot kasy, bo nie było mowy o nowoczesnym podejściu do rodzenia. Leżałam przypięta, poród był wywoływany przy pomocy oksytocyny podanej dożylnie i cud, że po tym osłabieniu z niespania i niejedzenia udało mi się urodzić. No nic, pisze się na kolejny, choćby był jeszcze gorszy. Wtedy jakoś nie narzekałam. Nie było wyjścia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wlasnie tez nie narzekalam, bo zdecydowalam, ze jest jak jest, teraz najwazniejsze w koncu urodzic. I panicznie balam sie, ze skonczy sie na cesarce i chyba to dodawalo mi pod koniec sil. Ale i tak ledwie-ledwie mi sie udalo.

      Usuń