Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

sobota, 30 marca 2013

Wesolego Alleluja!

Zrobilo sie u nas naprawde wiosennie, wsam raz na Swieta. Mamy 15 stopni i piekne slonce. Jutro ma byc rownie cieplo, ale ma cos popadac, na szczescie podobno dopiero po poludniu. Bylismy swiecic jajca i Bi niosla koszyk z prawdziwym namaszczeniem - przed soba, na wyprostowanych ramionkach. :) Nie pomoglo to serwetce, ktora co chwila jej zwiewalo (a nie dala sobie pomoc) i na ktora nastepnie udalo jej sie dwa razy nadepnac. Z koszyka na szczescie nic nie wypadlo, a to najwazniejsze. ;)

Musze leciec dalej pichcic i sprzatac, ale zanim to zrobie:

Wesolych Swiat, Smacznych Jajec, Hojnego Zajaca i Mokrego Smingusa Dyngusa!!!

czwartek, 28 marca 2013

Male porownanko

Wyzalilam sie w porannym poscie, teraz moge wstawic cos weselszego.

Pamietacie te fote?



Teraz, po okolo dwoch miesiacach, wyglada to tak:


 Jest roznica? ;)

PS. zauwazylam, ze na obu zdjeciach walaja nam sie po podlodze pieluchy. Zeby nikogo nie przerazic, ze taki syf mamy, wyjasniam, ze sa to czyste pampersy zwedzane przez Bi i zakladane misiom. :)

Kurna :(

No to pozrzedze, kto nie chce, niech nie czyta:

  • Syn moj umilowany budzil sie w nocy niemal co godzine. Raczej nic mu nie bylo/ jest, bo rano byl wesolutki jak skowronek, w przeciwienstwie do mnie...

  • Bi ostatnio czesto w srodku nocy "wypakowuje sie" ze spiworka, po czym budzi sie i wyje, bo jej zimno...

  • Musialam zatankowac auto w drodze do pracy. Przewialo mnie do szpiku kosci, a portfel zawyl z rozpaczy (na macierzynskim zapomnialam jaka droga jest benzyna)...

  • Zabraklo w pracy smietanki do kawy. Kawa bez smietanki smakuje obrzydliwie...

  • Szefuncio od paru dni chodzi jakis wsciekly i  reaguje alergicznie nawet na delikatne sugestie, ze ktos moze miec odmienne zdanie niz on...

  • Pies musial nazrec sie czegos w ogrodzie, bo puszcza takie baki, ze maski gazowe by sie przydaly...

  • Swieta za pasem, a ja nadal nie dosc, ze nie mialam czasu posprzatac, to nie mam zielonego pojecia co ugotowac, oprocz jajek oczywiscie...

  • Snieg nadal lezy polaciami, a dzis w dodatku jest pochmurno, wietrznie i ma padac (na szczescie "tylko" deszcz)...

Od razu mi lepiej... troszke...

środa, 27 marca 2013

Pierwsze wojny o zabawki

Ale... Jak to... JUZ??? Ano, najwyrazniej juz...

Cos mi sie wydaje, ze Bi nie przyjmie lekko faktu, ze w domu jest teraz kolejne dziecko, z ktorym trzeba bedzie sie dzielic...

Ogolnie, kazda zabawka z zalozenia nalezy do niej. Na nic tlumaczenia, ze ona ma lale, misie, klocki, puzzle, itp., a braciszek tylko kilka marnych grzechotek. Dotychczas kazda proba podania Nikowi jakiejkolwiek zabawki konczyla sie zalosnym jekiem ze strony Bi i gwaltowna gestykulacja (no bo przeciez nadal nie gada...), majaca pokazac rodzicowi, ze grzechotke natychmiast trzeba bratu zabrac i wreczyc siostrze. :) Zawsze w tym momencie tlumaczylismy cierpliwie, ze grzechotki sa dla malutkich dzidziusiow, takich jak Nik. Ona zas jest juz duza dziewczynka i ma mnostwo fajniejszych zabawek. Tutaj nastepowalo odwrocenie uwagi Bi klockami tudziez inna pierdola i konflikt zazegnany.

Tak bylo az do MALPKI. Takiego kolorowego czegos na rzep, co mozna przyczepiac do lozeczka/  lezaczka/ fotelika. Zawiesilismy to-to przy kolysce malego i Nik zapalal do malpki miloscia niemal natychmiastowa. Caly czas lapie za nia i tarmosi. :) Niestety miloscia do tej durnej zabawki zaplonela rowniez Bi. Po kilku naszych interwencjach, kiedy to siostra kradla stworzenie, odczepiajac rzep i wyrywajac zabawke z rak Nika, przestala ja zabierac. Ogranicza sie teraz do odczepiania rzepa i wrzucania malpki do kolyski poza zasieg raczek Nika. Na nasze pytania dlaczego (znow) to zrobila, lypie spode lba i wyraznie sie naburmusza. Taka mala zlosliwosc prawie-dwulatka. :)

A wczoraj Nik fikal sobie szczesliwie na macie edukacyjnej, kiedy Bi podjechala mu pod nos kolorowa, plastikowa biedronka. No takie cudo nie moglo zostac niezauwazone! Nik wyciagnal lapke i osmielil sie DOTKNAC zabawki! Na co Bi odsunela ja od niego z dzikim piskiem! Poniewaz bylam swiadkiem tego wydarzenia, Bi zaczela pokazywac na brata paluszkiem, krzyczac cos po swojemu z oburzeniem. Wygladalo to jakby mowila: "Mamo, on ruszyl MOJA biedronke! Mamo powiedz mu cos!". Mala egoistka i skarzypyta... ;)

poniedziałek, 25 marca 2013

Weekend z lobuzem

Wchodze do salonu. Bi siedzi na srodku dywanu radosnie przerzucajac wielki stos wilgotnych chusteczek (!). Na moj widok predko probuje wsadzic je do wagonika - zabawki i zwiac. Natomiast matka stoi na srodku zdezorientowana - skad ona wziela te chusteczki? Stos na podlodze, opakowanie (wydaje sie pelne) na stole w jadalni. Skad te cholerne chusteczki??? Tajemnica szybko zostala rozwiana. Bi wyciagnela WSZYSTKIE chusteczki, ale opakowanie zrobione ze sztywnego plastiku utrzymalo swoj ksztalt, stad zludzenie pelnosci... A cwaniara po oproznieniu go, grzecznie odlozyla je na stol, szkoda, ze puste... :)

Wchodze z kolei do lazienki. Bi az podskakuje na moj widok, ale nie przerywa ukochanej czynnosci. Dalej rwie papier toaletowy, wrzucajac smetne strzepki do miski. Kiedy ide w jej strone, tylko przyspiesza, zeby narwac jak najwiecej zanim przerwe dobra zabawe. Coz, miska wraz ze zdobycza zostaje odebrana (wrzask!), ale rolka papieru toaletowego nie nadaje sie juz do niczego...

Jestesmy w supermarkecie. Kontempluje wybor jogurtow na caly tydzien, katem oka widzac, ze Bi znika za stolikiem z produktami. Wolam ja, ale udaje glucha. Kiedy nie wychodzi zza stolika po minucie lub dwu, ide po nia. No nie! Nie zauwazylam, ze na stoliku byly slodycze: batoniki, cukierki, zelki... Bi otworzyla paczke cukierkow (na szczescie miekkich) i wcina je calymi garsciami! Widzac mnie probuje upchnac jeszcze w buzi jak najwiecej! Noszzzz cholera! Dobrze, ze sie nie udlawila! Zabieram rozerwane opakowanie i przy akompaniamencie wscieklego krzyku odciagam dziecko za raczke. Niestety cholerny stolik jest na koncu dzialu z nabialem, w ktorym spedzamy jeszcze troche czasu. Puszczone wolno dziecko, natychmiast robi w tyl zwrot i wraca do miejsca przestepstwa. W koncu biore ja pod pache i wrzeszczaca i kopiaca odnosze jak najdalej od kuszacych slodkosci.

A wczoraj okolo poludnia bylo prawie +10 stopni i wyszlismy do ogrodu. Niestety, tam gdzie stopnial snieg, trawnik przypomina pole minowe. Oj czeka mnie i M. sprzatania, oj czeka. Tak to bywa jak sie nie sprzata po psie cala dluga zime... ;)

piątek, 22 marca 2013

Pesymistka i maruda w akcji

Tak naprawde to praca nie stala sie dla mnie jeszcze na powrot nieznosna rutyna, wiec wcale az tak na ten weekend nie wyczekuje. :) Tyle, ze (jak dobrze pojdzie) troche dluzej pospie. Wlasciwie to odpowiednim slowem bedzie "troszenke", a nie troche, bo Bi wstaje najpozniej o 6:30. Dzis zaczela koncert o 5:45... :)

Jak wiosna u Was? Czytajac zaprzyjaznione blogi, widze, ze raczej tak samo jak u mnie. Dzis rano bylo -6 stopni. Kielkujace tulipany i zonkile przykryla warstwa zmrozonego sniegu i tyle z tej wiosny. I co mi po dluzszym dniu, jak i tak po pracy nie moge wyjsc z dziecmi do ogrodu, bo dluzej bede ich opatulac i ubierac niz potem bedziemy na swiezym powietrzu. Poza tym Bi znow troche leci z nosa...

Przez ten styczen na zewnatrz, zupelnie nie dociera do mnie, ze za tydzien Swieta. Wczoraj przypomnialo mi sie, ze nie wyslalam kartek z zyczeniami. Ba, nawet ich nie kupilam! No trudno, i tak wysylam zazwyczaj okolo 20, a dostaje moze 3-4. Wiec chyba czas skonczyc z tym staroswieckim zwyczajem. Nie no, lubie wysylac tradycyjne zyczenia, ale w tym roku zupelnie wylecialo mi z glowy...

Przeczytalam powyzsze akapity i zastanawiam sie skad ten ponury nastroj... Niby u mnie normalny, ale jest piatek, swieci slonko, powinnam byc troche zywsza...

Moze dlatego, ze maz "podk&%$wil mnie z rana. Wstaje cholera i na dzien dobry wrecza Bi cukierka. No szlag mnie trafia, szczegolnie, ze pewnie zawsze to tak wyglada jak jestem w pracy! A potem mloda stoi i wyje pod szafka ze slodyczami. Robie jej kaszke, a ona dalej ryczy, ze chce slodycze. W ogole zmagamy sie z Bi, ktora od paru miesiecy NIC nie chce jesc, a M. jeszcze co i rusz czestuje ja slodyczami! Mialam juz wygarnac M. co o tym mysle, ale Nik wlaczyl swoja wlasna syrene i tata poszedl do synka. Bez M. w pokoju udalo mi sie spacyfikowac corke i nawet posadzic ja przy stoliku z miska kaszy z obietnica, ze jak ja zje, to wtedy dostanie deser...

Dostalam oficjalne zaproszenie na rozdanie dyplomow. Ceremonia czysto symboliczna bo dyplomy wysylaja poczta. :) Bardzo chcialabym pojsc, bo po obronie w Polsce nie mialam szans. Obronilam sie w lipcu, rozdanie bylo w pazdzierniku, a ja na poczatku wrzesnia wyjechalam do Stanow. Fajnie byloby tutaj wziac udzial w uroczystosci, ale robia ja o 7 wieczorem! Moje dzieci chodza spac o 8, wiec nie wiem czy bede chciala ich troche przetrzymac, bo nie mam ich z kim zostawic... :(

Najgorzej jednak chyba popsul mi humor moj szef. Mialam z nim prawie dwugodzinne spotkanie. Dal mi liste dodatkowych obowiazkow, nad ktorymi mam samodzielnie pracowac (wstepna liste dal mi juz pierwszego dnia, ale teraz ja poszerzyl). Niby nic czego nie robilam, tylko ze wczesniej odpowiedzialnosc za wykonanie ich lezala na calym departamencie, a nie na mojej skromnej osobie. Szefunco twierdzi, ze chce pod koniec roku zawalczyc o awans i podwyzke dla mnie, stad taka dluga lista. Jak dla mnie to zwykly pretekst. Awans i podwyzka naleza mi sie od dawna z tytulu doswiadczenia. Pracuje w tym departamencie od prawie 4 lat, a awansowalam tylko raz i to 3 lata temu. Potem ciagle slyszalam, ze "no tak, racja, ale nie przepracowalas calego roku kalendarzowego, bo bylas na macierzynskim, wiec nie da rady...". Srutu tutu, klebek drutu... Lubie moja prace i zazwyczaj lubie tez szefa, ale spojrzalam na liste dodatkowych obowiazkow  i pierwsze co cisnelo mi sie na usta, to kiedy mam wykonac swoja codzienna prace? Po godzinach? Bo tego wszystkiego nie da sie pogodzic, chyba ze zostawalabym codziennie z 2 godziny dluzej, czego nie dam rady zrobic ze wzgledu na dzieci... :(

No, wygadalam sie, ale jakos i tak mi nie ulzylo... :(

wtorek, 19 marca 2013

Ucze sie...

Ciagle, ciagle, codziennie... Ucze sie macierzynstwa. Ucze sie tej nowej, innej milosci.
Przy Bi ucze sie przede wszystkim cierpliwosci. Jest uparta jak osiol, jest nieznosna, ale jest tez bardzo, bardzo wrazliwa. W mig wyczuwa moj nastroj i niestety czesto jej sie on udziela. Stad kiedy ja mam gorszy dzien, Bi rowniez ma wiecej napadow zlosci i histerii. Wiec ucze sie tej skomplikowanej mieszanki dyscypliny, cierpliwosci i milosci z duza dawka czulosci...

Bi jest tez moim kroliczkiem doswiadczalnym. Jest w koncu moim pierwszym dzieckiem i to na niej ucze sie byc matka. Zanim sie urodzila nie mialam pojecia jak wyglada opieka nad noworodkiem, jak uspokoic niemowle, zabawic male dziecko. Wszystkiego uczylam sie metoda prob i bledow. Poradniki okazaly sie bezuzyteczne. Nauka macierzynstwa nigdy sie nie konczy. Inne potrzeby ma niemowle, inne male dziecko, jeszcze inne szkolniak, nastolatek i dorosly mlody czlowiek, ktory moze byc wyzszy i lepiej wyksztalcony, ale zawsze pozostaje twoja pociecha. Juz zawsze bede matka i czeka mnie cale zycie nauki, ale te "studia" przyniosa mi wiecej szczescia i satysfakcji niz jakikolwiek dyplom.

A Nik? Przy Niku ucze sie, ze macierzynstwo moze tez byc radoscia. Ze nie zawsze jest to "droga przez meke", walka o jedna spokojna chwile, bez noszenia do omdlenia rak i nog, niekonczacego sie zabawiania i spiewania do utraty glosu. Nik uczy mnie, ze mozna wziac swoje dziecko na rece tylko dlatego, ze ma sie ochote je przytulic. I ze mozna spedzic godzine przygladajac sie niemowleciu uczacemu sie, ze ma raczki i nozki. A takze tego, ze mozna utonac w jednym, bezzebnym usmiechu od ucha do ucha...

Tego ucza mnie moje dzieci i kazdego dnia ciesze sie, ze dane jest mi tej nauki dostapic.


PS. Jestem po ciezkiej nocy, kiedy w moje maluchy jakis demon wstapil i budzily sie jedno przez drugie, wiec musialam sobie tym tekstem przypomniec, ze kocham je nad zycie. :)

poniedziałek, 18 marca 2013

Weekendzie, weekendzie, gdzie zes sie zapodzial??? :)

Dziekuje bardzo wszystkim za wyrazy gratulacji pod poprzednim postem!
Naprawde dochodze do wniosku, ze bez bloga moglam tej calej pracy magisterskiej nie skonczyc na czas. Wasze wsparcie bylo dla mnie nieocenione, a do tego dochodzil jeszcze zwyczajny wstyd. Bo jak ja bym wygladala gdybym jednak rzucila to w diably i nie dokonczyla??? Przyznaje tez, ze zanim napisalam na blogu o magisterce, dlugo sie zastanawialam. Balam sie wlasnie, ze mi sie nie uda i bedzie mi glupio przyznac sie do porazki...
Tak dlugo wisiala ta praca nade mna, ze nie moge sie przyzwyczaic i od czasu do czasu lapie sie na ukluciu paniki, ze "musze znalezc czas na pisanie!". A potem przychodzi bloga swiadomosc, ze koniec, zrobione! Teraz musze tylko wydrukowac kopie dla siebie i ladnie ja oprawic (tutaj wrecza sie komisji prace zwyczajnie w papierowej teczce lub elektronicznie), no i wsadzic w ramke sam dyplom. :)

A weekend minal mi pod znakiem sprzatania. W niedziele miala nas odwiedzic ciotka M., ktora jest najwieksza pedantka jaka znam. Ona juz ma cos z glowa na tym punkcie. Przychodzi do nas i zaczyna skladac mi scierki kuchenne, ustawia toster/ zaparzacz, mikser w rownym rzedzie, albo dostaje serwetke, zeby otrzec usta po jedzeniu i zaczyna ta serwetka odruchowo wycierac stol w jadalni. A mnie cos trafia! Poza tym przy kazdej wizycie napomyka, ze "ona chetnie przyjedzie nam posprzatac, jesli chcemy". Nie, nie chcemy. Dal mnie to ukryta aluzja, ze uwaza, ze mamy brudno. Oczywiscie dla mojego meza jego rodzina jest idealna i "dlaczego nie chce sie zgodzic skoro ciocia chce pomoc?" Bardzo dziekuje, nie mam ochoty zeby zagladala mi w katy i potem plotkowala po rodzinie jaka to ze mnie marna gospodyni.
Poza tym, babka jest stara panna, w dodatku najmlodsza z rodzenstwa wiec dziecmi w zyciu sie nie zajmowala, ale uwaza sie za eksperta. Juz kiedys jak Bi byla mala, wkurzyla mnie kiedy stwierdzila, ze dziecko nie moze przebywac w pokoju z wlaczonym telewizorem i ostentacyjnie wyszla z salonu. Staram sie, zeby przy dzieciach telewizor byl wlaczany jak najrzadziej, ale nawet gdyby chodzil non stop, to jest moje dziecko i moj model wychowania. I nie zycze sobie, zeby ktos obcy lazil mi po domu bo ma takie widzimisie. Jestes gosciem, zostales posadzony w salonie, to siedz na tylku, chyba ze musisz do kibelka, a nie laz mi po pokojach! Wczoraj tez mnie wkurzyla. Bi odstawiala sceny, wrzeszczala i szarpala mnie za reke bo ubzdurala sobie, ze MUSZE pojsc z nia do kuchni po chrupki. Ignorujemy z M. takie zachowanie, zeby nauczyc ja, ze wrzaskiem nic nie zdziala. Ale wczoraj, Bi wkurzona, ze nie wstaje z kanapy, uzarla mnie w palec! Nie zartuje, az podskoczylam i sama wrzasnelam z bolu, a ta cholera zacisnela szczeki i nie chciala puscic! Oj, krew mnie zalala, mialam wielka ochote jej przylac, ale tylko wzielam pod pache i wynioslam za kare do jej pokoju. Oczywiscie dzieciak zaczal zawodzic, bo taki jest przeciez biedny i nieszczesliwy. Nie minelo 30 sekund jak ciotka M. wstala i zanim zorientowalam sie co zamierza, poszla i przyniosla Bi z pokoju! No po prostu myslalam, ze ja zatluke! Najgrzeczniej jak umialam (chociaz przez zacisniete zeby) wycedzilam, ze wsadzilam dziecko do lozeczka za kare i mala miala tam zostac chociaz pare minut. Na co uslyszalam, ze "ona nie mogla juz sluchac tego zalosnego placzu"! No kurcze, po pierwsze to Bi nie plakala tylko histerycznie wyla, a po drugie posiedziala w lozeczku niecala minute, a ciotka JUZ nie mogla tego sluchac???
No dobra, rozwleklo mi sie bo sie lekko wpienilam, do brzegu... :) W kazdym razie jestem z siebie dumna bo posprzatalam gruntownie cala chalupe za jednym zamachem (zazwyczaj robie to ratami, czyli jeden weekend odkurzam, drugi weekend szoruje lazienke, itd.), zeby ta %$&%# nie miala podstaw do plotek.
Czyli nie ma to jak dobra motywacja... ;)

Co jeszcze? Do slowniczka Bi dolaczyly slowa: "oko", ktorego tlumaczyc nie trzeba oraz "Ela", ktore jest niczym innym jak nasza suczka - Bella. :) Moze tak, w tempie 2 nowych wyrazow na miesiac, ale zacznie kiedys normalnie gadac... :)

Zrobilam wczoraj obchod ogrodu i krokusy juz prawie kwitna, tulipany, hiacynty i zonkile kielkuja, czyli co? Czyli wiosna! Ale zima postanowila troche sie jeszcze z nami podroczyc i na dzisiejsza noc ma zeslac znow 20 cm sniegu... Tymczasem dziecko mi juz prawie wyroslo z kozaczkow i jak tak dalej bedzie nam sypac co tydzien to bede musiala kurde zamowic jej jakies przez internet, bo w sklepach juz tylko kolekcja wiosenno - letnia... :)

piątek, 15 marca 2013

Pochwale sie na weekend. :)

Ten post dedykuje dziewczynom, ktore wspieraly mnie przez ostatnie miesiace zeszlego roku, dodawaly otuchy i pchaly do przodu! :)

Sleczalam nad magisterka w kazdej wolnej chwili, zaniedbujac meza, dziecko i dom i nieomal zapominajac o "pilce" dzwiganej z przodu. Ze o psie juz nie wspomne. :) Wykresy doprowadzily mnie nieraz do placzu i tworzylam je zmudnie nawet na porodowce.

Ale niewazne, mam go! Upragniony swistek papieru:


(zamazalam nazwe szkoly i miasta oraz swoje nazwisko, stad te puste prostokaty, sorki)

Ciezko bylo, ale sie oplacalo. ;)

czwartek, 14 marca 2013

Na piekna cere... ;)

Tatus musial zmienic bratu pieluszke. Bi nie marnowala ani sekundy... Oto efekt:



Dobrze, ze to krem Nivea, a nie Sudokrem... :)

wtorek, 12 marca 2013

Papierowa milosc

Od jakiegos czasu wszelakiego rodzaju papier stal sie nieslychanie cennym surowcem w naszym domu. Czy to chusteczki higieniczne, reczniki papierowe, papier toaletowy lub do drukarki, znika w zastraszajacym tempie. Wilgotne sciereczki tez sa w cenie.
Niestety, male, zadne zabawy lapki Bi siegaja coraz wyzej, a zamykanie na klucz kazdej rolki srajtasmy jest dosc uciazliwe... :) Wyroby celulozowe sa wiec spychane na koniec polek, w najdalsze zakamarki. Papier toaletowy powedrowal na parapet w lazience (ciekawe ile zajmie Bi zalapanie, ze moze wspiac sie na toalete zeby go dosiegnac?), a papier do drukarki na najwyzsza polke regalu. Ale i tak mamusia chodzi po domu i nieustannie zbiera gory papieru. Bo Bi prosze panstwa nie potrafi wziac jednej chusteczki, udac 15762 razy, ze wydmuchuje nos i ja wyrzucic do smieci. Nie, Mala Dama, kiedy uda jej sie dorwac pudelko, bierze jedna, wydmuchuje nos (a przynajmniej wydaje odglos bedacy wg. niej wydmuchaniem nosa), rzuca ja na ziemie i siega po nastepna aby powtorzyc proceder. I tak w kolko. Dzieje sie tak ze wszystkim, a winna jest oczywiscie dziecinna chec nauki wszystkiego co robia rodzice. Cale pudelko chusteczek schodzi wiec na nauke dmuchania nosa, cala rolka paieru toaletowego na wycieranie pupy misiom i lalom, podobnie, cala rolka recznikow papierowych potrzebna jest do 100-krotnego wytarcia stolika. Natomiast w podgrzewaczu do wilgotnych sciereczek (do przewijania brata) zostalo urwane wieczko, bo Bi dosiega, ale stojac na palcach, nie widzi co robi i stad szkody. Ale nawet w takiej niewygodnej pozycji potrafi wyciagnac cala paczke zeby tuzin razy wytrzec sobie buzie, pupe (a raczej rajstopy) i wszystkie zabawki...
Prosby, grozby, tlumaczenia i negocjacje nic nie daja. A matka, czyli moja skromna osoba, chodzi i zgrzyta zebami na biale smieci walajace sie po calym domu. Bo zapomnialam dodac, ze po dobrej zabawie, kazdy kawalek papieru musi zostac porwany na strzepki. Chyba, ze matka na czas go skonfiskuje. A jesli skonfiskuje za wczesnie to lepiej uzbroic sie w zatyczki do uszu... :)

niedziela, 10 marca 2013

Trzymiesieczniak

Hurra! Minely najgorsze (bo pierwsze) 3 miesice z zycia Nika!

Mowie Wam, fajny z niego chlopak (odpukac w niemalowane!) sie zrobil! Grzeczny, domaga sie noszenia tylko jak juz bardzo musi mu sie odbic, albo wieczorem kiedy jest zmeczony, marudny i wlasciwie to sam nie wie co mu dolega. W pozostalych przypadkach wystarczy zmienic mu lekko scenerie, albo pochylic sie i "pogadac" a smieje sie od ucha do ucha i wywija radosnego mlynka konczynami.
Potrafi tez juz zlaczyc raczki i jeszcze troche nieudolnie, ale chwyta za zabawki, rekawy/ wlosy mamy, co mu wpadnie w te tluste lapki. Zaczal tez rechotac na glos jak mu sie robi "pierdzioszki" po brzuszku. :)
Troche tez polubil lezenie na brzuchu. Wreszcie potrafi podniesc sie wyzej i utrzymac rownowage. Wczesniej jak podniosl wysoko glowe, to chybotalo go na wszystkie strony, w koncu glowa przewazala, za glowa lecialo cale cialko i przeturlikiwal sie na plecy. Teraz juz go nie gibota, ramiona nabraly sily i zczolguje sie (tylem) z matki edukacyjnej. :)

Nie mam pojecia jaki jest dlugi i ciezki. Musze pokombinowac z samodzielnym wazeniem i mierzeniem, to dopisze. Wiem tylko ze rosnie jak zwariowany. Raptem z 3 tygodnie temu kupilismy mu cala wyprawke na 3-6 mies., a wiekszosc bodziakow juz robi sie pomalu za ciasna. Nie wiem, moze akurat ma jakis okres intensywnego wzrostu, albo cos... Portasy jeszcze mu posluza, chyba ma krotkie nogi, hihi...

Niestety, przez moj powrot do pracy troche mu sie poplataly karmienia. Najpierw przez pierwsze 2 dni w ogole nie chcial butelki i zjadal raptem 50 ml na caly dzien, a potem jak wreszcie zaakceptowal butle, zaczal zasypiac w aucie po odwiezieniu Bi do opiekunki na kilka godzin i w rezultacie przesypial jedno cale karmienie, a w czwartek nie jadl w koncu w ogole od 6 rano do 16. Braki w kaloriach nadrabia sobie na moje nieszczescie w nocy. Jak wczesniej budzil sie, kilka razy pociagnal i zasypial jak kamien, to teraz autentycznie je az mu sie uszy trzesa. I jak jeszcze tydzien temu mialam nadzieje, ze niedlugo przestanie w ogole w nocy jesc, to teraz sie nie ludze, ze nastapi to w najblizszym czasie... :( A w srode w nocy w ogole mial jakis kryzys. Polozylam go spac jak zwykle okolo 21 i zaraz sama zasnelam. Maly zaplakal, a ja z przyzwyczajenia wyskoczylam z lozka, zapalilam lampke i wzielam go do piersi, sadzac, ze jest juz 2-3 nad ranem. I dopiero po chwili spojrzalam na zegarek, a to byla dopiero 23! Plulam sobie w brode, ze nie sprawdzilam godziny, bo moglam najpierw sprobowac go ululac bez karmienia i modlilam sie, zeby to byl tylko jednorazowy wybryk. Potem maly obudzil sie znow o 1, nawet nie 3 godz pozniej, ale tym razem wyciagnelam reke i pobujalam kolyske w nadziei, ze dospi chociaz do tej 2. No i dospal do 4! :) Poza tym caly tydzien nad ranem byl strasznie niespokojny, krecil sie, stekal, popiardywal. Nie wiem czy to stres zwiazany z moja nieobecnoscia, czy jem cos w pracy co mu szkodzi, czy to sprawka butelkowych karmien... Musze poeksperymentowac i znalezc winowajce... :)

A tak w ogole to strasznie go kocham! ;)

piątek, 8 marca 2013

Nasz dzien Kobitki!

Maz pamietal, nie wiem jakim cudem. Ale ograniczyl sie do zyczen, kwiatka nie dostalam, a szkoda bo strasznie lubie tulipany...

Dostalam za to prezent od Matki Natury. Zeslala nam piekna sniezyce. Od wczoraj caly czas sypie. Jest na plusie, wiec czesc topnieje, ale i tak spadlo nam dobre 30-40 cm. W zwiazku z tym, ze drogi sa podobno (bo nasza ulica wyglada ok) nieprzejezdne, mamy dzis wolne, ha! Dostalam smsa w sama pore, kiedy juz ubieralam sie do pracy. Szkoda, ze nie pomysleli wczoraj, nie zrywalabym sie o 5 rano. :) Ale i tak jest fajnie. Jak Bi wstanie wystarczajaco wczesnie z drzemki, to moze nawet pojdziemy lepic balwana, a co! ;)

Wiec prosze, po calej zimie w domu, zalapalam sie nawet na "snow day" w pracy!

czwartek, 7 marca 2013

Versatile Blogger odslona trzecia

Zostalam ostatnio nominowana do ponizszej nagrody przez Eewelke. Oto ona (nagroda, nie Eewelka):



To juz moja trzecia nominacja i zaczynam miec powazny problem z wymysleniem dla Was czegos o czym jeszcze nie wiecie. Poniewaz jednak jestem w pracy swiezo po urlopie macierzynskim, postaram sie znalezc 7 ciekawych rzeczy, ktorych nie wiecie wlasnie o moim miejscu zatrudnienia. Moze byc? Ha, pewnie, ze moze, bo ja tak mowie, a to MOJ blog! ;)

1. Pracuje dla laboratorium (ale to chyba kiedys pisalam).

2. W styczniu minelo 7 lat odkad zostalam zatrudniona. Jestem jedna z 4 pracownikow, ktore sa z firma niemal od poczatku jej istnienia.

3. Jestem jedna z najwczesniej zaczynajacych prace. Panicznie boje sie wylaczania alarmu (jesli cos pojdzie nie tak i sie nie wylaczy, po paru minutach przyjezdza policja i trzeba sie dosc gesto tlumaczyc bo nie lubia przyjezdzac bez powodu). Dlatego jesli zdarzy mi sie przyjechac pierwsza, siedze w aucie az pojawi sie ktos jeszcze. :)

4. Moj kolega z biura i jednoczesnie najlepszy tutaj kumpel jest gejem. Straszna szkoda dla zenskiej populacji, bo facet z niego i przystojny i przemily. :)

5. Przez kilka lat byla z nas grupa iscie miedzynarodowa. Wsrod laborantow mielismy dwie Polki, jedna Rosjanke, Turka, dziewczyne z Dominikany, a dwoch szefow bylo Chinczykami.

6. Za budynkiem mamy patio ze stolem i krzeslami oraz grilla, wiec od wiosny po jesien jadamy lunch'e na swiezym powietrzu, a niektorzy z nas nawet  grilluja. Chetnie wynosilabym tam latem rowniez dokumenty do przejrzenia, ale nie moge bo pizdzi tam jak w Kieleckiem i papiery rozdmuchaloby na 4 strony swiata.

7. Mamy tez budke dla palaczy, wygladajaca jak przystanek autobusowy, z ktorej nikt nie korzysta bo na 20 pracownikow nikt nie pali. Za to wiekszosc jest nalogowymi kawoszami, potrafiacymi wypic 5-6 kubkow dziennie. :)

No prosze, nawet nie bylo tak trudno. A do dalszej zabawy nie nominuje nikogo konkretnie, bo wiekszosc juz sie bawila. Chyba, ze ktos ma nieodparta ochote podzielic sie swoimi tajemnicami, to serdecznie zapraszam. :)

wtorek, 5 marca 2013

Bilans pierwszego dnia

Agata:praca - 1:0

Oglaszam wszem i wobec, ze lubie moja prace! Wlasciwie to zawsze to powtarzalam, wiec niespodzianka nie jest. :) Lubie moich wspolpracownikow, z ktorych wiekszosc witala mnie z entuzjazmem, wypytujac o dzieci. Lubie moich szefow, ktorzy tez sprawiali wrazenie zadowolonych z mojego powrotu. Moj osobisty szef co prawda lekko mnie zirytowal, bo nie czekajac az sie rano troche ogarne, dal mi liste projektow za ktore mam byc samodzielnie odpowiedzialna. Ale wybaczam mu, bo bral pol dnia wolnego, wiec musial zalatwic wszystko zanim wyszedl. :) Moje konto zostalo w koncu odblokowane i zajelo mi jakies 2 godziny, zeby przejrzec zalegle maile. ;) Z druga pompujaca kolezanka wypracowalysmy sobie grafik "mleczny" bo dziewczyna okazala sie dosc pruderyjna i nie chce robic tego w tym samym czasie. Mnie tam towarzystwo nawet by odpowiadalo, przynajmniej moglabym umilic sobie czas gadulstwem. :) Zapomnalam juz jaki cholerny mamy ruch na drodze o 3:30. Zajelo mi dobre 5 minut zeby wyjechac z parkingu! A potem pojechalam po Bi do opiekunki i kilka minut zajelo mi przekonanie uparciucha, ze tak, MUSIMY jechac do domku, do tatusia, braciszka i pieska. Dopiero ten ostatni wydal sie na tyle kuszacy, zeby dziecko pozwolilo zalozyc sobie buty, kurtke, czapke i zapakowac do auta. A potem jechalysmy sluchajac i spiewajac (znaczy sie ja spiewalam) dzieciecych przebojow z plyty radia Zet. ;)
A potem przekroczylam prog domu i sie zaczelo. Nakarmic Nika, nakarmic Bi, wlozyc gore brudow do zmywarki, pozmywac co trzeba recznie, przewinac Bi (kupa), zapakowac lunch na nastepny dzien, przygotowac ciuchy dla siebie i Bi, przewinac Nika (kupa), zaaplikowac witaminy obojgu dzieciom, zabawic synka, ktory marudzil i marudzil az w koncu usnal mi na rekach, nakarmic Bi, polozyc i jedno i drugie spac. Chcialam jeszcze odpowiedziec na komentarze pod ostatnimi postami i przeczytac kawalek ksiazki. Na komentarze do swoich postow odpowiedzialam, otworzylam ksiazke i juz przy pierwszej stronie literki zaczely mi sie rozplywac. O 21:30 juz smacznie chrapalam. :)

Nik:tata - 2:0

Moj syn zdecydowanie odmowil picia z butelki! Sprobowalismy dzien wczesniej jak to pojdzie, ale pociagnal dwa lyki i zasnal snem sprawiedliwego. :) Stwierdzilismy wiec, ze nie bedzie tak zle... Za to wczoraj darl sie jak zarzynane prosie, wymachiwal lapkami (maz odgrazal sie, ze go zwiaze, hehe) i przez caly dzien wypil moze z 50 ml. M. dzwonil do mnie kilka razy strasznie sfrustrowany, a w tle slyszalam jak maly wrzeszczy na calego. Z Bi nie mielismy az takich problemow. Pierwsze butelkowe karmienie odbylo sie w atmosferze buntu, ale mala zaraz podlapala, ze butla tez ma mleko i wiecej nie protestowala. Nik jest najwyrazniej bardziej uparty. Kocha swojego cyca i jest mu wierny. :) Podejrzewam, ze fakt, ze nie znosi smoczka, pogarsza jeszcze sprawe, maly nie lubi po prostu smaku plastiku i juz. Krzywi sie, zlosci i pluje dalej niz widzi. I dlawi przy okazji. No trudno, bedzie musial przywyknac... Ale kilka dni bedzie przekichane. Wieczorem maly tez byl nieswoj, marudzil bez powodu, chcial byc ciagle noszony, zupelnie jak nie moj synek. Pewnie zestresowal go brak mamy w dzien, brak cyca, no i ta znienawidzona butla...

poniedziałek, 4 marca 2013

Hej-ho, hej-ho...

...do pracy by sie szlo!

Hehe, pisze juz z mojego wlasnego komputerka, przy moim wlasnym biureczku! :) Narazie troche sie obijam bo musze sie od nowa wdrozyc w obowiazki. Poza tym oddzial kadr zapomnial odblokowac moje konto, wiec nie moge nawet sprawdzic poczty. Oddzial jest w innym stanie, wiec dzwonie tam od godziny i zostawiam wiadomosci, ale narazie nikomu nie chce sie ruszyc tylka i odebrac telefonu, a co dopiero mi pomoc. :)

Napisze wiecej jutro bo wole nie przeginac w pierwszy dzien. :)

niedziela, 3 marca 2013

22-miesieczna cwaniara :)

Bi od urodzenia byla niezlym rozdarciuchem. Chwile wzglednej ciszy mozna bylo uzyskac biorac dziecko na rece, wiec byla noszona dlugo i czesto. To noszenie tak jej sie spodobalo i weszlo w krew, ze nawet kiedy zaczela samodzielnie chodzic, nadal domagala sie brania na rece. M. pogarszal jeszcze sprawe, bo bedac osobnikiem niecierpliwym, do niedawna bedac poza domem, nie stawial dziecka w ogole na nogi. Mala byla wiec przenoszona nawet z auta do domu (odleglosc raptem z 50 m, nie wiecej). Moje protesty nie zdawaly sie na nic, dopiero po narodzinach Nika dotarlo do niego jaka glupote robil. Mamy teraz dwoje dzieci wymagajace (lub domagajace sie) noszenia, a M. wscieka sie i marudzi, ze Bi "taka duza", a nie chce chodzic. Ja tam sie jej nie dziwie, krolewna tatusia przyzwyczaila sie do komfortu i nie chce z niego rezygnowac. Niedlugo trzeba bedzie kupic lektyke i zatrudnic czworo seksownych latynosow do przenoszenia jej z miejsca na miejsce. :) A na powaznie, walczymy z tym przyzwyczajeniem, ale latwo nie idzie. Bi urzadza sceny w domu, awantury w sklepie. Siada na ziemi i tyle. Trzeba wziac ja na rece bo inaczej nie ruszymy. Ale poniewaz dziecko rosnie i nabiera rozumu, to zaczyna dopominac sie o swoje podstepem. Np. scenka z wczorajszego popoludnia:
Wkladam naczynia do zmywarki, Bi krazy kolo mnie od kilku minut skandujac: "opa, mama opa, opa, opa...". Ja nie reaguje. W koncu Bi kuca, lapie sie za stope i jeczy bolesciwie. Pytam z troska czy boli ja nozka. Na to moje dziecko wydaje z siebie jeszcze zalosniejszy jek, mowi "auc mama, auc", pokazujac na stopke, po czym kustyka (lewa noge trzyma sztywno jak kuternoga) do mnie, wyciaga raczki i prosi slodko: "mama OPA!!!". Musze przyznac, ze wygladalo to tak komicznie, ze uleglam ze smiechem i wzielam moja aktoreczke na rece. :)

Poza tym Bi pomalu poszerza slownictwo. Doszlo nam ostatnio e-e, co oznacza grubsza sprawe w pieluszce (szkoda, ze mowi to po czasie). Zaczela tez pieknie mowic "dziadzia", co oznacza oczywiscie dziadka. Do tego "be" albo "fuj" na okreslenie czegos brudnego albo smieci. Bi zalapala tez dwa slowa uchodzace za dosc intymne. :) Pierwsze to "cyca", ktore wbrew pozorom jest czasownikiem i w ten sposob Bi opisuje, ze braciszek sie pozywia. :) Drugim slowkiem jest zas "pupa" i nie mam pojecia kto ja tego slowa nauczyl. U nas kroluje raczej "tylek", albo pospolita "dupa". :) Probuje nauczyc ja tez mowic "Niko", ale narazie wychodzi jej "Koko" i nie mowi go swiadomie.

Przygoda z nocnikiem skonczyla sie na jednym razie i zeby (na szczescie) tez chwilowo odpuscily. :)

Bi probuje nasladowac wszystko co robimy przy Niku. Uparcie podkrada wiec pieluchy, zeby mozolnie nakladac je lalom i misiom. Maskotki bujaja sie w bujaczku brata i leza na macie edukacyjnej, albo w foteliku samochodowym. Wystarczy tez odwrocic sie na moment, zeby misie zostaly zapakowane w Nikowy kombinezon (ktory wlasnie sobie przygotowalam do ubrania malemu) albo zawiniete w jego kocyk. :)

Im jest starsza tym jest tez wieksza zlosnica i przekora. Jesli powie jej sie, ze ma cos zrobic/ nie robic, mozna byc pewnym, ze zrobi dokladnie na odwrot. Robi sie tez bardziej zaborcza. Zabiera Nikowi kazda grzechotke, ktora wloze mu do raczki, a opiekunka mowi, ze innym dzieciom tez potrafi zabrac zabawki, przy okazji je szarpiac i popychajac. Z drugiej strony np. w sklepie, podchodzi i przytula lub caluje zupelnie obce dzieci. Szczegolnie ciagnie ja do dzieci okolo rocznych, prawdopodobnie dlatego, ze w tym wieku jest jej kolezaneczka u opiekunki. :)

Skonczyly sie dobre czasy, kiedy mozna bylo wylaczyc wkurzajace, grajace zabawki, powiedziec, ze "ojej, zepsute" i miec chwile odpoczynku dla uszu. Bi potrafi wlaczyc juz teraz kazda, co robi czesto i to po kilka naraz. Teraz, zeby uniknac kakofonii trzeba niestety wyjmowac baterie... :)