tag:blogger.com,1999:blog-2332681030495263652024-03-18T14:07:42.045-04:00nie tak znow kolorowoAgatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.comBlogger936125tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-13519425883266090702024-03-15T23:17:00.005-04:002024-03-15T23:20:21.354-04:00Po zmianie czasu<p>Sobota, <u>9 marca</u>, dla mnie i Potworkow jak zwykle zaczela sie nieco pozniej. No dobra, "nieco" to moze zle slowo. Pasuje do Bi, ktora wstala gdzies o 8. Ja zbudzilam sie o 8:30, ale potem przysnelam i ponownie obudzilam o... 9:26. Za to panicz Nik spal do... 10. ;) W koncu jednak cala nasza trojka zwlokla sie z lozek, zjadla sniadanie, a ja z Bi doprowadzilysmy sie tez nieco do stanu uzywalnosci. Panna bowiem umowila sie tego dnia z kolezanka. Zaplanowaly przejazdzke rowerami, poniewaz nasze osiedle polozone jest zaraz obok szlaku rowerowego. Troche powatpiewalam w sens tego przedsiewziecia patrzac na prognozy, ktore niestety sie spelnily. Bylo pochmurno i chlodno - tylko 6 stopni i do tego mocno wialo. Pytalam panne czy na pewno chca w taka pogode jezdzic na rowerach, a potem bezskutecznie namawialam na cieplejsza odziez. Pojechaly na jakies 45 minut, a kiedy wrocily Bi miala dlonie az sine z zimna, choc twierdzila, ze poza nimi bylo jej cieplo. Jakos ciezko mi w to uwierzyc... Reszte czasu spedzily juz u Starszej w pokoju. Zrobily sobie rozgrzewajace herbatki, a ja potem przynioslam im tace z przekaskami. Kolezanka spedzila u nas prawie 3 godziny, a Nik w tym czasie gral na konsoli w lozku. ;) Malzonek po pracy pojechal do Polakowa, wiec przyjechal dosc pozno. Poniewaz on nie za bardzo lubi jak kreca nam sie po domu obce dzieciaki, to nawet dobrze sie zlozylo, bo akurat po chwili po corke przyjechal tata. Po jej odjezdzie akurat zjedlismy obiad (poza Bi, ktora po przekaskach skonsumowanych z kolezanka, nie byla glodna) i zaraz trzeba sie bylo szykowac do kosciola. W miedzyczasie zaczelo padac i zrobilo sie naprawde paskudnie, wiec nie bardzo sie chcialo, ale po pierwsze M. mial w niedziele ponownie pracowac, a po drugie, przestawialismy w nocy czas i jak sobie pomyslalam, ze mam sie zerwac "bladym switem" zeby jechac na msze, to stwierdzilam ze nie ma mowy; jedziemy w sobote. ;) Kiedy wrocilismy, zostal juz tylko relaks oraz kolacja, a po niej dalsza czesc relaksu. ;)</p><p>Jak napisalam, w nocy przestawialismy czas na letni. Rano moglismy wiec niby pospac dluzej, ale jednak krocej. ;) Choc obudzilam sie o 9 nowego czasu, to i tak dzien uciekal niemozliwie szybko. Dzieciarnia domagala sie oczywiscie porannego filmu, co stalo sie weekendowa tradycja. ;) Ostatnio Bi wspomniala, ze nie obejrzeli przeciez reszty filmow z serii Gwiezdnych Wojen. Poniewaz najstarsze 3 filmy srednio ich "porwaly", wiec myslalam, ze dadza sobie spokoj, ale jednak chca obejrzec wszystkie. No wypozyczylam kolejna (a chronologicznie pierwsza ;p) czesc. Trzeba przyznac, ze tym razem wykazali faktyczne zainteresowanie, bo i film nowszy, wiec lepiej zrobiony, no i fabula znacznie ciekawsza dla mlodszych widzow. Akurat jak film sie skonczyl, przyjechal moj tata. Potrzebowal zeby mu ustawic Whatsappa na nowym telefonie. Prosta sprawa? Taaa... Poniewaz sprawil sobie swojego pierwszego iPhona, potrzebowal tez Apple ID, a to okazalo sie karkolomnym przedsiewzieciem, bo mial dwa rozne adresy e-mail, nie pamietal hasel, a to laczylo sie oczywiscie w weryfikacjami w telefonie, w mailu, a w dodatku dodatkowymi, poniewaz robilam mu to z pomoca mojego laptopa, ktorego jego sprzety oczywiscie nie rozpoznawaly i zamiast odpowiednich kodow dostawal powiadomienia, ze musi potwierdzic, ze on to "on" i tym podobne. Zajelo nam to prawie godzine. :O A i tak pozniej tata do mnie zadzwonil, twierdzac, ze u niego na Whatsappie mozna dzwonic, ale nie da sie wyslac smsa. A przeciez wszystko sprawdzilam i dzialalo jak trzeba. :/ Powiedzialam tacie, zeby teraz zostal juz przy Srajfonach, bo w nich wystarczy Apple ID i wszystko sie szybko i bezproblemowo przenosi. ;) Dziadzio jak zwykle zostal nakarmiony, ale niestety musialam go "pogonic" nieco wczesniej, bo jechalam z Potworkami na lyzwy. Kilka dni temu sprawdzilam, ze w te niedziele nasze ulubione lodowisko ma publiczna jazde ostatni raz w sezonie. Poniewaz w tym roku bylismy tam "zawrotne" trzy razy, stwierdzilam, ze moze trzeba pojechac i godnie pozegnac lyzwy. ;) A ze ostatnio Bi sie raczej nudzila, to zaproponowalam, ze mozemy wziac jej kolezanke, a Kokusiowi kolege, zeby bylo sprawiedliwie. Mama kolegi od razu odpisala, ze to super pomysl, a kolezanki, ze niestety ma ona juz plany. Bi przypomniala sobie jednak o innej kumpelce, ktora umie jezdzic na lyzwach, a ja szczesliwie mialam numer <i>jej </i>mamy i okazalo sie, ze moze jechac. Co wiecej, mama napisala, ze sama ja przywiezie, co akurat srednio bylo mi na reke, bo choc oszczedzalo mi jazdy autem po nia na na drugi koniec naszej miejscowosci, to jednak ja tez chcialam pojezdzic na lyzwach, a tak czulam sie zobowiazana zeby pogadac z kobitka. W ogole okazalo sie, ze ten wyjazd na lyzwy z kolegami nie do konca poszedl tak jak powinien, no ale tak bywa kiedy czlowiek musi zorganizowac samego siebie, ale miec jeszcze do czynienia z innymi. ;) Zaczelo sie od kolegi Kokusia. Pojechalismy po niego, a tu kawaler nie ma o niczym pojecia. :O Mamy, z ktora dzien wczesniej wszystko uzgadnialam, nie bylo, tata tez o niczym nie wie... Na szczescie nie oponowal kiedy syn oswiadczyl, ze chce jechac. Mama odpisala po chwili, ze przeprasza, bo H. dzien wczesniej byl na nocowanku u kolegi, a tego dnia rano <i>zapomniala </i>mu powiedziec. Raju... Mlody chwycil lyzwy, ale ze dogladal go tylko ojciec, to nie wzial ani czapki, ani rekawiczek... ;) Z kolezanka Bi i jej mama mielismy sie spotkac juz na lodowisku i choc przez te zawirowania troche sie spoznilismy co do umowionej pory, to dojechalismy akurat w tym samym czasie. Dzieciaki popedzily jezdzic, a na lodowisku byly tym razem spore luzy. Zdziwilam sie, bo myslalam ze sporo ludzi bedzie chcialo skorzystac z ostatniego dnia, ale jednak nie. Dodatkowo, tego dnia nie czyscili lodu w polowie, dzieki czemu, mimo ze dojechalismy pozniej niz przewidzialam, dzieciaki skorzystaly z jazdy na maksa. Jak zwykle kiedy mam okazje obserwowac dziewczyny i chlopcow, w badz co badz podobnym wieku, stwierdzam, ze to jednak dwa rozne swiaty. Panny jezdzily spokojnie, nawijajac.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBPC1qtrovcsSE9eb2aobnO7QV-Dj9Z46VFzL-aVoZBO1x-K1u339Hqu3YQrqGJPcwTsqCBmLNj_b8yGHQGPK64yD3dEstz53pIephpYx2ogHBTiGbVaZNbpOW12wK7NLaYWaWL9TCZtwMDoqaD8hm4-IXbJirQvZaB7u3CMC6plrFv5YJ271UwpqvT3Q/s630/IMG_5922_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="630" data-original-width="473" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBPC1qtrovcsSE9eb2aobnO7QV-Dj9Z46VFzL-aVoZBO1x-K1u339Hqu3YQrqGJPcwTsqCBmLNj_b8yGHQGPK64yD3dEstz53pIephpYx2ogHBTiGbVaZNbpOW12wK7NLaYWaWL9TCZtwMDoqaD8hm4-IXbJirQvZaB7u3CMC6plrFv5YJ271UwpqvT3Q/s320/IMG_5922_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mlode damy</span><br /></div><div> <p></p><p>Chlopaki najpierw jezdzili dziko, kto szybciej. Potem grali w berka, co oczywiscie tez laczylo sie z wariacka jazda.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggx1fAe2zDIDfB1ujakCGpCmbHaC9rOGI90VewJ1h1xOnCm2XJA8XDRI94D6wqsqaRnE0sf-DzNa-_7AeYp0RlT8-91SFPPvRYQ2V2G4iMMs_S_PeZ3s-JmD-OaBX-Zf8W9jLYMb5mUA1x1kS6JOwy20O89k7PSe1ObJV_EBJ1NudocoNRNmRz0vkXkzg/s595/IMG_5931_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="447" data-original-width="595" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggx1fAe2zDIDfB1ujakCGpCmbHaC9rOGI90VewJ1h1xOnCm2XJA8XDRI94D6wqsqaRnE0sf-DzNa-_7AeYp0RlT8-91SFPPvRYQ2V2G4iMMs_S_PeZ3s-JmD-OaBX-Zf8W9jLYMb5mUA1x1kS6JOwy20O89k7PSe1ObJV_EBJ1NudocoNRNmRz0vkXkzg/s320/IMG_5931_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Oni nawet normalnie usiasc na lawce nie potrafia ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Na koniec chwycili po tym czerwonym "chodziku" i zaczeli odstawiac jakies zderzenia i przepychanki. Cale szczescie, ze bylo pustawo, wiec nikomu szczegolnie nie przeszkadzali. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTBkWtwkR8s49_Xj8mYy-AuBNAC4kdg3rmvlDE1is2A5QGgzKqI77CQQS66XzRCpXGY60zwiLCxNL592jJ6AVd2P5hwy9uD0d5B6qs84lACq8717HrFb_RNLaNadefpHzU7wVisivdg6eo1NDgoXvWoyuovpgscq_lBPjaluVhMrRi7F_cP-kqAuLm8wo/s819/IMG_5933%20-%20frame%20at%200m2s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="463" data-original-width="819" height="181" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTBkWtwkR8s49_Xj8mYy-AuBNAC4kdg3rmvlDE1is2A5QGgzKqI77CQQS66XzRCpXGY60zwiLCxNL592jJ6AVd2P5hwy9uD0d5B6qs84lACq8717HrFb_RNLaNadefpHzU7wVisivdg6eo1NDgoXvWoyuovpgscq_lBPjaluVhMrRi7F_cP-kqAuLm8wo/s320/IMG_5933%20-%20frame%20at%200m2s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Na filmiku udalo mi sie cala czworke ujac w jednym kadrze. Jak widac, dziewczyny sobie jada, a chlopaki urzadzaja gonitwe :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ja pojezdzilam tylko jakies pol godziny, bo najpierw pogadalam z tamta mama, a pozniej zeszlam z lodu jakies 10 minut przed koncem zeby znow z nia posiedziec. Szkoda mi jej bylo, bo od nich jedzie sie tam prawie pol godziny, wiec jechala taki kawal zeby siedziec i sie nudzic. ;) Kiedy jazda sie skonczyla, a dzieciaki przebraly, zaczelam sie zegnac, ale kobita spytala czy moze Bi mialaby ochote jechac z nimi na jakies lody, a ona potem odwiezie ja do domu. Starsza oczywiscie chetna, a ja zapewnilam, ze wysle jej nasz adres, ale ze jakby cos, to chetnie po nia przyjade. One wiec odjechaly, a ja zabralam chlopakow i wyruszylismy. Po drodze tamta mama zadzwonila, ale tak przerywalo a chlopaki z tylu halasowali, ze zrozumialam tylko, ze chce zabrac dziewczyny gdzies do restauracji. Zgodzilam sie, myslac, ze pewnie nie znalazla w poblizu otwartej lodziarni, wiec stwierdzila ze zabierze je gdzies na frytki czy cos. Zajechalam z chlopakami po zimne napoje, bo juz wczesniej Nik mi jeczal, wiec napisalam do mamy kolegi czy wolno mu w ogole pic cos takiego. Zgodzila sie, wiec zatrzymalismy i kupilam im napoje, a sobie kawe. Odwiezlismy kolege, wrocilismy do chalupy i zastanawialam sie kiedy dojedzie Bi. Chcialam zagonic pod prysznic Kokusia i sama sie wykapac, ale ze napisalam wczesniej do tamtej kobity ze moge po Starsza przyjechac, to nie chcialam zeby mi napisala jak bede pod prysznicem, albo z mokrymi wlosami. Czekamy i czekamy, az w koncu przyszlo mi do glowy zeby napisac do tamtej mamy, a potem Bi czy juz wracaja. Zero odzewu. Po jakims czasie zadzwonilam do corki, myslac ze moze nie slyszala smsa, ale po kilku dzwonkach wlaczyla sie poczta glosowa. Zylka zaczela mi pulsowac, bo caly sens w posiadaniu przez panne telefonu, jest zeby byl z nia kontakt. Tymczasem ona wiecznie wylacza w nim glos i nie ma jak sie do niej dodzwonic. To juz nie pierwszy raz. Po chwili zadzwonilam do tamtej mamy, ale tu rowniez nie doczekalam sie odpowiedzi. Przyznaje ze zaczelam sie juz solidnie niepokoic, bo bylo grubo po 18, M. wyrzucal mi ze puszczam dziecko z niemal obca osoba, ze moze mieli jakis wypadek, itd. Zeby sie czyms zajac, pomoglam sie Kokusiowi wykapac, a potem podjelam kolejna probe dodzwonienia sie do kogos. Znow bez rezultatu, ale po chwili wreszcie oddzwonila tamta mama. Przeprosilam ze wydzwaniam, ale zaczelam sie troche niepokoic. Okazalo sie, ze ona pojechala z nimi normalnie do restauracji, ze koncza juz jesc, jeszcze moze wezma deser i odwioza Bi za jakas godzine. No i ok, ale chwile pozniej panna zaczela mi wysylac smsy, ze chce juz do domu, ze czuje sie niezrecznie, ze czy moge po nia przyjechac, itd. O matko... Napisalam wiec do tej mamy, ze przyjade po Bi, to wtedy beda mogly sobie z corka posiedziec do woli. Odpisala, ze ok i podala nazwe restauracji. Tu przyznaje, ze popelnilam blad, bo nie sprawdzilam dokladnie gdzie ona jest. Kiedy wczesniej rozmawialam w aucie, wydawalo mi sie, ze mowila i centrum handlowym zaraz obok mojej pracy. Pojechalam tam wiec, jezdze w kolko, ale takiej restauracji tam nie ma. W tym czasie Bi wysyla mi smsa za smsem gdzie jestem, ze ona teskni i chce juz do domu. W koncu sprawdzilam w google i okazalo sie, ze ta restauracja jest w... sasiednim miescie! :O Zadzwonilam do Bi ze juz jade, a ona mowi, ze oni czekaja na mnie przed budynkiem! Zadzwonilam z kolei do tamtej mamy i zaproponowalam zeby spotkac sie gdzies po drodze, bo nie jestem pewna jak szybko dojade, a nie chce zeby tam stali. W koncu spotkalismy sie pod szkola dziewczyn i okazalo sie, ze na tym obiedzie byla cala jej rodzina, to znaczy jeszcze maz oraz druga corka. Podziekowalam, przeprosilam za te ceregiele i chcialam oddac kase za obiad Bi, ale zapewniali ze milo im bylo ja ugoscic. Tymczasem panna wsiadla do auta i sie... rozplakala. Mowila, ze nie tego oczekiwala, ze myslala ze pojada na lody, a potem moze do nich do domu na chwile, a tymczasem pojechali do nich po tate i siostre i potem prosto do restauracji. Ze ona ich tak dobrze nie zna i czula sie bardzo dziwnie, ze zaluje ze w ogole pojechala i ze zmarnowala caly wieczor. :O Troche mi bylo jej szkoda, a troche mam nadzieje, ze to dla niej dobra nauczka ze nie zawsze takie wyjscia z kolezankami beda udane. Z drugiej strony to wlasciwie nie jej wina, bo tamta mama mowila przeciez tylko o lodach i ja sama myslalam, ze za gora godzine Starsza odwiezie. Nawet kiedy wspomniala cos o restauracji, nie przyszlo mi do glowy, ze beda tam siedziec cala reszte dnia. Gdybym wiedziala, od razu przeprosilabym, ze moze innym razem dziewczyny spotkaja sie na jakies wyjscie. Chociaz wtedy pewnie Bi mialaby do mnie pretensje, ze nie pozwolilam jej jechac z kolezanka. :D<br /></p><p>Poniedzialek zaczal sie oczywiscie brutalnie, choc czlowiek wypoczety byl po weekendzie, wiec dal rade obudzic sie w miare bez problemu. Niestety, juz bylo tak pieknie i jasno, a teraz znow wstajemy przed wschodem slonca, wiec choc nie jest zupelnie ciemno, to jednak ledwie szaro... Poczatek marca rozpiescil nas pogoda, ale tego dnia zima postanowila pokazac nam, ze nie powiedziala jeszcze ostatniego slowa. Nie bylo wielkiego mrozu, bo tylko -1, ale za to wiatr wial wrecz huraganowy i odczuwalna byla oznaczona jako -8, a w dodatku proszyl snieg. Wichura byla niemozliwa - wiatr lomotal oknami i przyginal drzewa do ziemi. Pomijajac juz sam fakt, ze przenikal na wskros, balam sie, ze Bi jakas galaz spadnie na glowe na przystanku, bo przeciez u nas wszedzie naokolo rosna dorodne drzewa. Podjechalysmy wiec pod przystanek autem, co jest raczej komiczne, skoro mamy do niego moze 200m. ;) Okazalo sie dodatkowo, ze ledwie podjechalysmy, a przyjechal autobus, wiec w sumie Bi mogla pojsc pieszo, ale z tymi autobusami nigdy nie wiadomo. Wrocilam do chalupy i odetchnelam z ulga widzac ze Nik je juz sniadanie. Kiedy go bowiem budzilam przed wyjsciem, przewrocil sie tylko na drugi bok, jeczac "jeszcze 5 minut". :D Zawolalam, ze nie ma czasu na dolegiwanie, bo musze wyjsc z Bi, ale potem pobieglam i nie bylam pewna czy wstal, czy zasnal spowrotem. Na szczescie to pierwsze. Zanim Mlodszy wyszykowal sie i oboje zjedlismy sniadanie, wiatr zdawal sie troche odpuszczac. Nadal mocno wialo, ale juz nie tak porywiscie. Szybko okazalo sie, ze tylko mi sie wydawalo i nadal szalenczo pizdzilo, ale na szczescie autobus Nika przyjechal jak tylko doszlismy na przystanek, wiec nie musielismy tam sterczec. Wrocilam do domu, poskladalam pranie, rozladowalam zmywarke, nakarmilam Oreo i podlalam kwiatki. Potem moglam wypic kawke i pojechalam do pracy. Tam oczywiscie cisza. Miala byc kolezanka, ktora wrocila w koncu z Chin, ale napisala, ze zmienily jej sie plany. Siedzialam wiec sama te pare godzin. Zreszta, taka sie "towarzyska" zrobilam, ze gdyby nie ta niewiadoma z wyplatami i powrotem, bardzo dobrze siedzialoby mi sie w samotnosci. ;) Po pracy musialam jeszcze zajechac na poczte nadac przesylke, bo trafila sie taka nieco wieksza i nie bylam pewna ile znaczkow na nia nakleic. Okazalo sie, ze wystarczyly 3. ;) Potem juz do domu, na obiad. Nik nie mogl wcisnac swojej porcji, ale za to uparl sie, zeby pojsc chwile porzucac do kosza. Namawial tez mnie, ale przy wichurze i raptem 5 stopniach, kompletnie nie mialam ochoty. Poszedl wiec sam, choc tez obawialam sie, ze oberwie jakas galezia. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggwswTBwVYlS5hEp1FBRy1WwDNCSOMw1SjamnsnWQy8KiKrK2XOgUmZSuJKKRPzB8r2K5nsu43fiuDn4BeLT6HPYtBRmwh53WrSqFz_jj0TKEciuHpc6drOQ1nQMhSmR8qbK-tdcMALnkeKgN3jjn8CAOaR1WmlxS_Gy9r97iJoNdy6lhbOCL08WTU7ZA/s520/IMG_5934_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="391" data-original-width="520" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggwswTBwVYlS5hEp1FBRy1WwDNCSOMw1SjamnsnWQy8KiKrK2XOgUmZSuJKKRPzB8r2K5nsu43fiuDn4BeLT6HPYtBRmwh53WrSqFz_jj0TKEciuHpc6drOQ1nQMhSmR8qbK-tdcMALnkeKgN3jjn8CAOaR1WmlxS_Gy9r97iJoNdy6lhbOCL08WTU7ZA/s320/IMG_5934_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Przyfilowany przez okno ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Chwile posiedzielismy, a pozniej reszta jechala na trening, M. mruczac ponuro, ze ma nadzieje, ze tym razem nikt sie nie zes*a do basenu. :D Oni pojechali, a ja poogarnialam to i owo, przygotowalam sniadaniowki oraz ubrania Kokusia na kolejny dzien. Spakowalam tez jego narciarskie rzeczy, bo kolejnego dnia mial byc kolejny (ostatni) wypad. Ponownie zagroska bylo, jak mamy sie ubrac, bo na popoludnie zapowiadali 14 stopni, ech...<br /></p><p>Wtorek zaczelam jak zwykle z Bi. Wyszykowalysmy sie i wyszlysmy na przystanek. Nie wialo juz az tak jak dzien wczesniej, ale nadal dosc mocno, a ze mielismy 2 stopnie, to odczuwalna temperatura byla sporo nizsza. Na szczescie autobus znow podjechal juz o 7:21, wiec panna ledwie doszla na przystanek i mogla wsiadac. Wrocilam do domu, gdzie Nik kompletnie mnie zaskoczyl, bo sam z siebie wstal. Zwykle w dzien nart budze go nieco pozniej, nie mowiac juz ze zmienilismy czas, wiec wstaje sie duzo ciezej, a tu taka niespodzianka. Mielismy farta, bo przez okno widac przystanek i okazalo sie, ze tego dnia autobus Kokusia spoznil sie prawie 20 minut. Podjechal akurat kiedy wychodzilismy z domu. Tyle ze <i>nam </i>jazda zajela jakis kwadrans, a autobus zajezdza na kilka osiedli, wiec pewnie do szkoly jechal jeszcze pol godziny. Odstawilam Kokusia i jego sprzet, zajechalam do biblioteki oddac ksiazke i plyty, po czym moglam wrocic do chalupy. W domu jak to w domu, nudy nie bylo. Tu przetrzec, tam pozbierac, wstawic pranie i przelozyc potem do suszarki... Zawsze cos sie znajdzie. :) Ani sie obejrzalam, a trzeba bylo pedzic do szkoly. Akurat wyjezdzajac na ulice, wpadlam na Bi wracajaca po lekcjach, choc poza szybkim powitaniem nie bylo czasu na pogaduszki. Dojechalam do placowki edukacyjnej Kokusia i zameldowalam sie u faceta, ktory jest jednym z glownych opiekunow. Nauczycielka, ktora zwykle to prowadzila, niestety tego dnia nie mogla jechac. Nie ma sie co dziwic, skoro zamiast sie zamknac w miesiacu, to klub ciagnal sie przez niemal 2.5. :O Juz ostatnio brakowalo sporej grupy dzieciakow, a tym razem jeszcze wiekszej. Pomalu zaczynaja sie wiosenne sesje w roznorakich sportach, wiec widocznie rodzice uznali ze lepiej wyslac ich na treningi, niz narty przy sloncu i kilkunastu stopniach. ;) Nie mowiac o tym, ze sezon grypowy tez ma sie dobrze i czesc mlodziezy pewnie byla chora. Poniewaz tamtej nauczycielki nie bylo, wiec zostalam poproszona zebym pojechala <i>school bus</i>em, a opiekun jechal autokarem. Nie protestowalam, bo w ten sposob mialam do pilnowania "tylko" 15 dzieciakow, zamiast 40. A i tak w sumie kierowca reagowal szybciej niz ja, bo widzial co oni wyprawiaja w lusterku wstecznym. Ja musialabym jechac caly czas odwrocona i na nich patrzec. Z sensacji tego wyjazdu, chlopiec akurat z mojego autobusu dostal krwotoku z nosa i lecialo mu prawie cala droge. Dobrze, ze kierowca mial chusteczki, bo ja mialam przy sobie raptem 3, a ten gagatek przemoczyl prawie cale pudelko. :O Cale szczescie, ze w koncu samo ustalo. Na miejscu juz luzik. Dzieciaki wiedza co i jak, wiec ruszyly do wypozyczalni i schroniska, a potem na lekcje i stok. Zgodnie z prognozami, bylo niemozliwie cieplo, a w dodatku po zmianie czasu jasno praktycznie do czasu wyjazdu, wiec nie bylo co liczyc, ze po zmroku temperatura spadnie. :/ Przezornie podszewke z kurtki zostawilam w domu, a Nik mial bluze, ktora po kolacji i tak zostawil i jezdzil w samej koszulce na dlugi rekaw.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrSNafEKiws1995cxVEdNgeMUSsv5hY0Yq5WTnLkdKgWusdugBFSK3s0cgrFapWRVW7ddOQVEpvjeQUYSqUaIo5AcmvK9R_9AZpALhigfJBuHWicZjhG_15Twstuuu1iQk5fXFvHzx1dE8K3ugFqOmvl3xUDWtk6TknxKVZpXkhOxu8E5pVek9Y4gdE6M/s492/IMG_5938_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="492" data-original-width="369" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrSNafEKiws1995cxVEdNgeMUSsv5hY0Yq5WTnLkdKgWusdugBFSK3s0cgrFapWRVW7ddOQVEpvjeQUYSqUaIo5AcmvK9R_9AZpALhigfJBuHWicZjhG_15Twstuuu1iQk5fXFvHzx1dE8K3ugFqOmvl3xUDWtk6TknxKVZpXkhOxu8E5pVek9Y4gdE6M/s320/IMG_5938_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Zegnamy narty, najprawdopodobniej juz do kolejnego sezonu</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Warunki byly oczywiscie nieciekawe, bo przy stojakach na narty bloto (smierdzace lajnem, serio!), a na stoku mokry snieg, pozbijany w klejace kopy. Miejscami na szlakach snieg stopnial niemal do trawy. Po pierwszym zjezdzie Nik marudzil na wyciagu, ze nie da sie jezdzic, ze narty same hamuja, itd. Musialam przyznac mu racje. W dodatku nadal mocno wialo, a wiatr wial w gore stoku. Doslownie czulam jak przez niego zwalniam. Jestem ciezsza, wiec sila rozpedu dawalam rade pojechac dalej, ale mniejszy i lzejszy Nik co chwila musial odpychac sie kilkami lub posuwac niczym na lyzwach.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih-4vsGSMOSOxRGuXiEi46ka1vIuQ7cTSc9SXNdg2VNFJ1LDkjIr2p_reSTgAAwuwKkpqxWd3zmczWPY3_jKX-jNuHRQLJqXBj3lOGDh0wT2HUtBdrYN4ca2yTMiUc9lGOFpjnVWfWEpnEXocU2RYYzniP1ptwNFm5zT6ubA0EXjf1LOpJEFY61KaTn40/s504/IMG_5945_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="379" data-original-width="504" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih-4vsGSMOSOxRGuXiEi46ka1vIuQ7cTSc9SXNdg2VNFJ1LDkjIr2p_reSTgAAwuwKkpqxWd3zmczWPY3_jKX-jNuHRQLJqXBj3lOGDh0wT2HUtBdrYN4ca2yTMiUc9lGOFpjnVWfWEpnEXocU2RYYzniP1ptwNFm5zT6ubA0EXjf1LOpJEFY61KaTn40/s320/IMG_5945_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Widoczki ze szczytu, a jak wialo mozna poznac po moich wlosach</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pojechalismy raz na szlak z mini skoczniami, ale ze jest on zielony (najprostszy), wiec bardzo duzo jest tam praktycznie plaskich miejsc, wiec na tym razie sie skonczylo. Wiekszosc czasu zostalismy na jednym z czarnych (najtrudniejszych), bo po pierwsze, biegl on caly czas w dol, wiec nie bylo odpychania kijkami, a po drugie, z racji ze jezdzilo nim mniej ludzi, to snieg nie byl az tak wyjezdzony.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk6RvMx_KtGzFe9wvfblGqeMUY78Vg1CijOnB3uralxaTIcuZiad4O2rub2-jNdKNKaasgClbN-fvCM-RySwDP3JwhITagwqULBFrk1TBKx2KOhKNnm7AuxaRHkbAh9Ei0jN1hExp_JFKeN2o1BJeeCkCa9cvkL8WWdJo4dQaImCls0P4Wl_1M_9JYlO4/s1224/IMG_5946%20-%20frame%20at%200m12s_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="689" data-original-width="1224" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk6RvMx_KtGzFe9wvfblGqeMUY78Vg1CijOnB3uralxaTIcuZiad4O2rub2-jNdKNKaasgClbN-fvCM-RySwDP3JwhITagwqULBFrk1TBKx2KOhKNnm7AuxaRHkbAh9Ei0jN1hExp_JFKeN2o1BJeeCkCa9cvkL8WWdJo4dQaImCls0P4Wl_1M_9JYlO4/s320/IMG_5946%20-%20frame%20at%200m12s_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Wybaczcie jakosc - Nik akurat wyhamowuje przy mnie po zjezdzie najwezsza czescia szlaku</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zjechalismy na kolacje, gdzie okazalo sie, ze kolega Kokusia nie ma kasy, wiec zaplacilam za niego. Najlepszy byl moj syn, ktory juz jadl bo bylismy tam wczesniej, ale poszed sprawdzic czemu kumpla tak dlugo nie ma po czym przyszedl i oznajmil, ze H. nie ma na karcie kasy (rodzice moga dzieciakom nabic srodki na karte podarunkowa) i ze "musisz kupic mu kolacje". Ha! Mialam ochote powiedziec, ze nic nie musze, ale nie bede taka, szczegolnie ze to nie jakies przypadkowe dziecko, tylko najlepszy kolega Kokusia od przedszkola. Po zjedzeniu poszlismy jeszcze na stok, ale kumpel Mlodszego znow poszedl oddac sprzet po jednym zjezdzie. Byla 18:50, wiec zastanawialismy sie z Nikiem co robic, ale ostatecznie stwierdzilismy ze to ostatni raz, wiec zjedziemy jeszcze raz. I dobrze sie stalo, bo i tak nie bylismy ostatni w schronisku. ;) Ogolnie, to ucieszylam sie, ze wreeeszcie koniec tego koszmarnie przeciagnietego klubu, a tego dnia szczegolnie. Cos mi siadlo na zoladku i juz jedzac kolacje czulam, ze zupelnie nie mam apetytu, mimo ze wczesniej jadlam prawie 5 godzin wczesniej. Na sile wcisnelam to, co kupilam, ale potem czulam caly czas taki ciezar w brzuchu. Niby mnie nie mdlilo, ale takie uczucie jakby chcialo mi sie odbic, a nie moglo. Bleee... Te dwa ostatnie zjazdy wykonalam glownie dla Kokusia, ale bez entuzjazmu, a w drodze powtornej modlilam sie tylko zeby nie zrobilo mi sie niedobrze w trzesacym sie, rzucajacym autobusie. ;) Na szczescie obylo sie bez takich przygod, ale do konca dnia nic juz nie jadlam. A kiedy my z Kokusiem pocilismy sie na stoku, M. z Bi tez nie proznowali. Kiedy panna ostatnio chciala jechac na przejazdzke rowerowa z kolezanka, malzonek wspomnial, ze zauwazyl iz tylne kolo w jej rowerze dziwnie sie rusza, jakby bylo obluzowane. Ostatecznie Bi pojechala na moim, a pare dni pozniej M. sprawdzil co sie z nim dzieje. Niby cos tam dokrecil, ale stwierdzil ze nie do konca ufa tej domoroslej naprawie. W dodatku Bi tego roweru nie znosila i narzekala, ze przerzutki dziwnie sie zmienia. Ostatnio na kempingach zawsze brala moj, chyba ze jechalismy gdzies w czworke. Majac na uwadze, ze za rok z hakiem przejdzie do high school, dokad najprosciej i najszybciej bedzie przejechac na rowerze, M. stwierdzil, ze moze czas zainwestowac w leprzy sprzet dla niej. Kokusiowi kupilismy rower z bardzo wysokiej polki (szczegolnie dla takiego malolata), bo on jezdzi duzo oraz intensywnie i zajezdzal jeden za drugim. Dla Bi dotychczas kupowalismy duzo tansze i uzywane, bo ona jezdzila wlasciwie tylko na kempingach. Teraz jednak malzonek wzial ja na rundke po okolicznych sklepach rowerowych, zeby popatrzyla, przymierzyla i potencjalnie wybrala. Akurat jechalismy z Kokusiem wyciagiem, kiedy dostalam zdjecie od M. Panna wybrala sobie rower i miejmy nadzieje ze posluzy jej on dobrych kilka lat, tym bardziej, ze jest strasznie duzy; kola ma wieksze od mojego.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0t5t9iAI-B0ecrS1TdiJEN-85mcEXjcFmUhHC8BuItJCaKIFS_h2hAMCIIBCOkuAft879b-r1AyPWQDgEt0Ndc8OMq9Ok1Tc1AUfNjuqqWA70fpnD7mLC-6z-NMEbI2m4LbGLkWemg2JXY73Fsws8pS5q7IcmW4OmqPxUISwve_ovnAFX5oc9ZXpn2Gk/s525/IMG_1275_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="525" data-original-width="394" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0t5t9iAI-B0ecrS1TdiJEN-85mcEXjcFmUhHC8BuItJCaKIFS_h2hAMCIIBCOkuAft879b-r1AyPWQDgEt0Ndc8OMq9Ok1Tc1AUfNjuqqWA70fpnD7mLC-6z-NMEbI2m4LbGLkWemg2JXY73Fsws8pS5q7IcmW4OmqPxUISwve_ovnAFX5oc9ZXpn2Gk/s320/IMG_1275_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nowa fura</span><br /></div></div><div> <br /><p></p><p>W nocy spalam fatalnie, mimo ze zoladek z grubsza odpuscil. Nie wiem co to jest, ze za kazdym razem po nartach nie moge spac. Jasne, ze czlowiek jest troche polamany, ale lezac w lozku przeciez tego nie czuje. ;) W srode rano oczywiscie nie moglam sie dobudzic, a jeszcze kot przylazl sie przywitac, caly mruczacy, cieplutki i puchaty. ;) W koncu sie zwloklam, wyszykowalam i wyszlysmy z Bi. Jej autobus przyjechal troszke pozniej, ale bez tragedii. Polecialam do domu, bo wczesniej budzilam Kokusia i on tez ledwie byl w stanie otworzyc oczy, wiec nie bylam pewna, czy wstal. Na szczescie tak. Wyszykowalismy sie z kolei z nim i pomaszerowalismy na jego przystanek. Jednego z normalnie czekajacych tam chlopcow nie bylo, wiec dzien wczesniej (kiedy nie zjawil sie na nartach) nie mial jednak chyba innych zajec, tylko byl chory. ;) Po odjezdzie Mlodszego, wrocilam jak zwykle do chalupy, poskladalam pranie, wstawilam zmywarke, itd., po czym pojechalam do pracy. Tam jak zwykle az "za" cicho, wiec posiedzialam, ogarnelam jakies drobiazgi i wrocilam do chalupy. Tego dnia spodziewalam sie raportow semestralnych Potworkow, ale ku mojemu zaskoczeniu, przyszedl tylko Kokusia. Nie wiem jak oni to robia, bo trymestr konczy sie tego samego dnia w calej miejscowosci, a ostatnio tez przyszly w rozne dni, tylko wtedy pierwszy byl Bi. :) W kazdym razie, poki co na raporcie nie ma sie zbytnio (bo troche trzeba ;P) do czego przyczepic.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfxLFP4qAQ4tzmHxwmob3zeqKo4N_ekFurYwPSJ8oRTxFmRcBn20c2hhxNd8VXXO8OeWKC5pJhp1tkyY5Gq6ntsEXUjBuupIR0DP441P4rC8_3pUfX_nU6S93uNYh5Y-uyl8bxThAMZ1ES3bOtL0foQ0KQrsXhwSA88n66onZJaL13IK2yArVgYg_xlJk/s1097/IMG_5955_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1097" data-original-width="507" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfxLFP4qAQ4tzmHxwmob3zeqKo4N_ekFurYwPSJ8oRTxFmRcBn20c2hhxNd8VXXO8OeWKC5pJhp1tkyY5Gq6ntsEXUjBuupIR0DP441P4rC8_3pUfX_nU6S93uNYh5Y-uyl8bxThAMZ1ES3bOtL0foQ0KQrsXhwSA88n66onZJaL13IK2yArVgYg_xlJk/s320/IMG_5955_1.jpg" width="148" /></a></div><br /></div><div style="text-align: center;"> <span style="font-size: x-small;">Podejrzewam, ze jak zwykle nic tu nie bedzie widac...</span><br /></div><div><p></p><p>Z wiekszosci zagadnien (bo u niego to sa nadal oceny bardziej opisowe) ma <i>M </i>(<i>meets</i>), czyli material opanowany. Tak jak w poprzednim trymestrze, trzy <i>E </i>(<i>exceeds</i>) oznaczajace ze przekracza material swojej klasy, ma ze... sztuki. Artysta zostanie, czy co? :D Troche sie podciagnal i <i>N </i>(<i>near</i>) ma tylko z trzech zagadnien, dwa z pisania i jedno z nauk socjalnych. Przedmioty te uczy ta sama nauczycielka, z ktora Mlodszy srednio sie polubil, co pewnie tez ma wplyw na oceny. Chociaz Nik sam tez przyznal, ze nie chce mu sie szukac zrodel i potem na ich temat pisac, a do tego nie pasuja mu wypracowania. Zalamac sie mozna, bo oni nie maja nawet typowych wypracowan na temat literatury, tylko rodzaj tekstu, do ktorego tematyke sami sobie wybieraja. Czasem mialabym ochote przeniesc Nika na jakis czas do szkoly w Polsce, zeby sobie porownal i zobaczyl jak ta hamerykancka szkola go rozpuscila. ;) Poki co zaserowowalam mu pogadanke, ze nie obchodzi mnie ze nie przepada za nauczycielka, ani ze szukanie zrodel to nuda, ma sie starac zdobywac jak najwiecej punktow z kazdego przedmiotu. A z pisania juz najwyzsza pora zeby pamietac o kropkach na koncu zdania, no luuudzie! :O Co do samych nauczycieli, to roznice w podejsciu widac np. na podstawie ich nauczycielki z zespolu. Poprzednia poszla na macierzynski i przyjeli inna na zastepstwo. Poprzednia zawsze dawala Nikowi <i>N </i>za znajomosc nut, a w komentarzu na koncu raportu pisala ze cwiczenia wplywaja na poziom gry. Nowa nauczycielka za znajomosc nut dala mu juz <i>M</i>, a w komentarzu napisala, ze to przyjemnosc Nika uczyc i ze ma swietne brzmienie trabki. Zupelnie inny wydzwiek. ;) Tego dnia rano mielismy tylko 1 stopien, ale po poludniu zrobilo sie az 16. Bi wyslala mi wiadomosc z autobusu, z pytaniem czy z sasiadka moga tylko pozanosic plecaki do domow i pojechac na rowery. Wiadomo, ze nowy sprzet trzeba dokladnie przetestowac. ;) Odpisalam, ze jasne, bo dlaczego nie, przy tak pieknej pogodzie. Kiedy wrocilam do domu jeszcze ich nie bylo, ani Nika, ktory najwyrazniej zazdrosny, jezdzil sam po osiedlu. W koncu wszystkie dzieciaki zameldowaly sie spowrotem, ale po obiedzie wyszly pograc w kosza.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcPgc5PuTZZHhRz4Z8d5rGJ5QNM3xvZXPWRciK0PESLUUrpB69X5SdMvIUBBaF4G6hQa9ODQ6_NdT9NW-F7FlLM1uk1sz052uDvJ3hPy9Ria5kiFSzAPxIc_dLMd66l3E2ZmsLm0qxjEK_J7rB1lZxTTQ6QbWB6vrF5Vm7GjCkeu4XAIF6XjofI4hvXyk/s520/IMG_5949_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="391" data-original-width="520" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcPgc5PuTZZHhRz4Z8d5rGJ5QNM3xvZXPWRciK0PESLUUrpB69X5SdMvIUBBaF4G6hQa9ODQ6_NdT9NW-F7FlLM1uk1sz052uDvJ3hPy9Ria5kiFSzAPxIc_dLMd66l3E2ZmsLm0qxjEK_J7rB1lZxTTQ6QbWB6vrF5Vm7GjCkeu4XAIF6XjofI4hvXyk/s320/IMG_5949_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Fajnie by bylo gdyby czesciej tak razem grali</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nie za dlugo, bo Nik jest przewrazliwiony w stosunku do siostry. Ze mna gra bez problemu, choc ja wiadomo, jestem z nim ostrozna, bo zdaje sobie sprawe z roznicy wagowej. Ze swoim kumplem przepychaja sie, uprawiaja zapasy i tluka po glowach. I jest w porzadku. A tu chwile pogral z Bi, gdzie to on odpychal ja, a ona twardo stala, nie mogl sie przebic przez jej obrone, wiec wycedzil ze go popycha, a to (cytuje) "inna klasa wagowa" i nie bedzie z nia gral. :D Mam nadzieje, ze to kwestia okolo dwoch lat i moze w koncu zrownaja sie wzrostem i Nik przestanie byc taki niedotykalski, bo jest tylko w kontaktach z Bi. ;) Byla sroda, wiec mieli isc na basen, ale Nik po grze z siostra byl bez humoru, a potem M. ucial sobie drzemke na kanapie i tez stwierdzil, ze mu sie nie chce jechac. Nie bylo rowniez protestu ze strony Starszej, wiec ostatecznie zostali w domu.<br /></p><p>Czwartek zaczal sie jak dzien poprzedni. Rano mielismy 2 stopnie, ale po poludniu temperatura miala dojsc do 19 (doszla do 21 :O), wiec oba Potworki uparly sie, ze chca zalozyc krotkie spodenki. ;) Coz, juz jadac na narty widzialam sporo dzieciakow w szortach (przed szusowaniem zalozyli dlugie ;P), wiec wiedzialam, ze to nie tylko oni. ;) Autobus Bi przyjechal ponownie bardzo szybko, wiec na szczescie praktycznie nie musiala stac na przystanku z golymi nogami. ;) Dzien wczesniej Nik buszowal prawie do 23, wiec rano ciezko mu sie bylo oczywiscie dobudzic, ale trudno. Ostrzegalam. ;) Wstal w koncu, wyszykowal sie i pomaszerowalismy na przystanek, gdzie okazalo sie, ze na czworo dzieci, tylko jedno mialo dlugie spodnie. :D Po odjezdzie Kokusia, wrocilam do chalupy i zajelam sie porzadkami. Podlogi na gorze prosily sie juz o odkurzenie i umycie, a dodatkowo milion drobiazgow prosilo o ogarniecie. Jak to w domu. ;) Mimo, ze dekoracje bozonarodzeniowe dawno juz pochowalam, ale zostawilam takie typowo zimowe. Poniewaz jednak za dwa tygodnie Wielkanoc, wiec schowalam w koncu ostatnie balwanki, a wyciagnelam zajaczki. ;) Powiesilam tez wieniec udajacy bazie w ksztalcie krolika nad kominkiem, a na drzwiach sztuczna forsycje.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu6Me2Am6dNhjifMcZjlM3RFW7wkZYeGqEHrnMmqtokn9ZmHsp6sFjjCHwL15s34e0Qs_CRjctNDVgZ-sIZCgYpX1c1UFXflyx5EzbpA1UQ6tB-ZZMLyw2OZLzdCzwzjFTplBwqS4oQMDZfZeuAXxHLyKubOsTEreZ-gHji8Xt5vbUmFsT97EgpL1-NcE/s601/IMG_5951_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="601" data-original-width="451" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu6Me2Am6dNhjifMcZjlM3RFW7wkZYeGqEHrnMmqtokn9ZmHsp6sFjjCHwL15s34e0Qs_CRjctNDVgZ-sIZCgYpX1c1UFXflyx5EzbpA1UQ6tB-ZZMLyw2OZLzdCzwzjFTplBwqS4oQMDZfZeuAXxHLyKubOsTEreZ-gHji8Xt5vbUmFsT97EgpL1-NcE/s320/IMG_5951_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Wiosenne drzwi</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Mam nadzieje, ze te cieple dni pomoga i prawdziwa tez zakwitnie przed Swietami i bede mogla postawic ja na stole i obwiesic jajeczkami. Tego dnia przyszedl raport Bi i podobnie jak u Kokusia, w zasadzie nie ma co sie czepiac. No, poza matematyka. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUlTd9CMzDmtsSM-3pyvVgRZmYIgDGHnq5CLgmxlLecxarvYbjosVOboW-fwy1D4VkGdjyCWqh79x1OMUOxEGDL83DqPkfuiikOufhRBJD_mJ6qRF_Cfk30AsV9QqCkmeRFWj5607MXSQ54AYl1oCH14Y8ls9YxQxTqy425drNeVbOmlIaNwQKF8qkhyphenhyphenc/s1256/IMG_5950_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1256" data-original-width="581" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUlTd9CMzDmtsSM-3pyvVgRZmYIgDGHnq5CLgmxlLecxarvYbjosVOboW-fwy1D4VkGdjyCWqh79x1OMUOxEGDL83DqPkfuiikOufhRBJD_mJ6qRF_Cfk30AsV9QqCkmeRFWj5607MXSQ54AYl1oCH14Y8ls9YxQxTqy425drNeVbOmlIaNwQKF8qkhyphenhyphenc/s320/IMG_5950_1.jpg" width="148" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Smiesznie, bo wiekszosc tego raportu to cyfry (od 1 do 3, jedynka oznaczajace ze uczen zawsze spelnia oczekiwania, a trojka, ze robi to rzadko; Bi ma same 1, poza dwiema 2 z matmy oczywiscie) okreslajace zachowanie, zaangazowanie, odpowiedzialnosc za nauke i umiejetnosc pracy w grupie, przyznawane przez kazdego nauczyciela </span><br /> </div><p></p><p>U Starszej przynajmniej sa normalne oceny, wiec latwiej okreslic jak sie uczy. Na 10 przedmiotow, z osmiu otrzymala najwyzszy stopien, czyli A. W porownaniu z pierwszym trymestrem, z nauk scislych spadla z A na B, ale za to z hiszpanskiego podciagnela sie z B na A, czyli w sumie na jedno wyszlo. ;) Tylko ta matma kuleje, bo ma za nia ledwie C. Miejmy nadzieje, ze w przyszlym roku przeniosa ja jednak na zwykla matematyke i ocena przestanie straszyc i psuc srednia. ;) Dzien zlecial migusiem i Bi wrocila ze szkoly, a niedlugo po niej przyjechaly chlopaki. Malzonek i dzieciaki zjedli, po czym stwierdzilismy, ze trzeba skorzysta z tego "lata" w marcu i poszlismy na spacer. To znaczy, ja i M. szlismy, a dzieciaki jechaly na rowerach. Ciekawe jak szybko Bi minie ten entuzjazm do jazdy, ale poki co dobrze, ze trwa, bo w nowiutkim rowerze hamulce i przerzutki musza sie jeszcze podocierac. Po powrocie Nik jak zwykle chcial pograc w kosza i moment z nim pogralam, ale potem poszlam do "okrutnego obowiazku", czyli zbierania psich kupsztali. Niestety, zima nie robimy tego zbyt regularnie, wiec teraz ulubione miejsca "fizjologiczne" siersciucha wygladaja tragicznie. Sporo pozbieralam, ale sporo nadal zostalo, wiec czeka mnie jeszcze kilka takich porywajacych sesji. ;) Przy okazji rozejrzalam sie tez po ogrodzie, ktory po zimie wyglada oczywiscie lyso i mizernie. Pietruszka w warzywniku rosnie juz az milo. Truskawki tez przezyly zime, ale za to padla jedna z mlodych forsycji, ktore posadzilam rok temu. :( Ciekawe czy dwie male piwonie, ktore wyrosly niespodziewanie w poprzednim sezonie, znow puszcza pedy? Na kwitniecie oczywiscie nie licze; to dopiero za rok albo i dwa... Oczywiscie na ogrodzie pojawiaja sie pierwsze krokusy (mam jakas pozna odmiane chyba), a reszta kwiatow coraz smielej kielkuje. Na najblizsze dni nie zapowiadaja nawet przymrozkow, wiec wszystko bedzie roslo jak glupie. ;)<br /></p><p>W koncu dotarlismy do piatku. Niestety, nie dosc ze czlowiek zmeczony rannym wstawaniem przez caly tydzien, to jeszcze dzien zaczal sie pochmurno, wiec w sypialni mialam niemal zupelnie ciemno. Oj ciezko sie wstawalo... Z Bi jak przez caly tydzien (jakies swieto normalnie), autobus przyjechal w miare o czasie. Wrocilam do domu, gdzie wczesniej obudzilam juz Kokusia. Ten jednak zaskoczyl mnie negatywnie, bo na dzien dobry oznajmil ze boli go gardlo, a i nos mial slyszalnie przytkany. Dopiero co w zeszlym tygodniu nie byl w szkole w srode i znowu cos?! Pytanie tylko czy faktycznie cos go bierze, czy to jakas alergia. Niby niewiele jeszcze roslin kwitnie, ale moj tata jak popracuje w ogrodzie, szczegolnie jak musi grzebac w jakichs chaszczach, to kolejnego dnia tez kicha i lzawia mu oczy. A przez ostatnie dwa dni, Nik wiekszosc popoludni spedzal na dworze... W kazdym razie Mlodszy czul sie ogolnie niezle, wiec dalam mu lekarstwo i wyslalam do szkoly. Tego dnia obchodzili w niej dzien Sw. Patryka i wszyscy mieli sie ubrac na zielono. Niestety, rozproszylo mnie zaskoczenie tym jego kolejnym przeziebieniem i zapomnialam pstryknac zdjecie. ;) Kiedy Mlodszy pojechal, wypilam szybko kawe i pojechalam na zakupy. To juz prawie tradycja, ale wracajac zajechalam do biblioteki, oddac ksiazki i wypozyczyc plyty na weekend. Po powrocie rozpakowac to wszystko i moglam zaczac jak zwykle ogarniac to i owo w chalupie. Po pochmutnym ranku, w ciagu dnia zaczelo wychodzic slonce, dzieki czemu temperatura znow podniosla sie do 17 stopni, ale po poludniu znow sie zachmurzylo i spadala na leb na szyje. Taki dziwny dzien, a ja nie moglam opanowac ziewania, wiec i cisnienie wariowalo. Ani sie obejrzalam, a wrocila ze szkoly Bi. Chlopaki przyjechaly troche pozniej niz zwykle, bo zajechali jeszcze po pizze. Niestety, Nik nie wygladal ani troche lepiej. Dobrze, ze tym razem trafilo na weekend, wiec moze podkuruje sie do poniedzialku. Dobrze by bylo zeby poszedl do szkoly, bo mam z jego wychowawczynia wywiadowke, a na wiosne to dzieciaki je prowadza. Pozostaje poczekac i zobaczyc...</p><p>Do poczytania!<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-45931743671293800972024-03-08T22:22:00.026-05:002024-03-16T22:20:21.475-04:00Tydzien z tylko piecioma zdjeciami<p>A trzy z nich sa z pierwszych dwoch dni. :D<br /></p><p>Sobota, <u>2 marca</u>, to ten sam schemat co zwykle. Malzonek znow pracowal, ale dzieciaki i ja pospalismy do oporu. Do wylegiwania sie w lozku, wybitnie zachecala pogoda - od rana kropilo, a po poludniu opad przeszedl w mocny deszcz, ktory nie ustal do poznego wieczora. Bez niespodzianki, dzien Potworki zaczely od filmu. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7jh7ES-jZZMMxpl9Y1iH2bTSotTbk5G9eIf_fm-NCmRByuiqqml-bRLsOKsCW8kiTnBpV5rVqMGI5AXo2PP3QpZfWdHndRVMeTOUFh29EWdFoWIbCHqFyCXXqTjwVk9SPoyD2YaASNn-2yFMKawOfykzDK-uK57L7qqkc-3mdnz41oRVjRQMOlwhdzyc/s630/IMG_5900_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="473" data-original-width="630" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7jh7ES-jZZMMxpl9Y1iH2bTSotTbk5G9eIf_fm-NCmRByuiqqml-bRLsOKsCW8kiTnBpV5rVqMGI5AXo2PP3QpZfWdHndRVMeTOUFh29EWdFoWIbCHqFyCXXqTjwVk9SPoyD2YaASNn-2yFMKawOfykzDK-uK57L7qqkc-3mdnz41oRVjRQMOlwhdzyc/s320/IMG_5900_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Wyjatkowo, oboje patrza na ekran :D</span><br /></div><div> <p></p><p>Tym razem padlo na Avengers: endgame, ale produkcja niezbyt ich zainteresowala. Zreszta, kiedy juz ogarnelam wszystkie domowe poranne pierdolki, przysiadlam sie do nich na kanape i stwierdzam, ze film faktycznie jest bezsensownie rozwleczony i zwyczajnie nudny. Jesli nie zna sie (tak jak ja) dobrze wszystkich bohaterow i produkcji Marvel, to mozna sie pogubic w niuansach i szczegolach. Wrocil do domu M., zjadl wczesny obiad i polozyl sie na drzemke. Co prawda zapewnial, ze nie zasnie i tak tylko chce polezec (ahaaa), ale gdybym go nie zbudzila, spoznilby sie na zmiane oleju, na ktora byl umowiony na 13:45. A i tak skomentowal, ze <i>za pozno</i> go obudzilam, kiedy zrobilam to kwadrans wczesniej. :O Tyle, ze przeciez mial nie zasnac, a ja poszlam na gore tylko kontrolnie... On pojechal, a ja podalam dzieciakom obiad, a potem obejrzalam skoki narciarskie. Nasi spisali sie tego dnia wyjatkowo calkiem niezle. ;) Malzonek wrocil akurat tak, zeby sie szybko przebrac i pojechac do kosciola, bo kolejnego dnia mial ponownie pracowac. Po powrocie w ulewnym deszczu, z ulga zaszylismy sie juz na dobre w chalupie i zalowalam, ze nie przynieslismy drewna zeby napalic w kominku. Nie bylo jakos strasznie zimno, ale deszcz i 6 stopni na plusie to tez pogoda na grzanie dupki przy ogniu. ;) Poniewaz niedziela to zazwyczaj dzien kiedy odwiedza nas moj tata, wiec pomyslalam o jakims ciescie. Zwykle pada na chlebek bananowy, ale tym razem, co rzadkosc, nie mialam przejrzalych bananow. Najpierw planowalam wiec machnac babke na oleju, ale potem zauwazylam, ze jablka leza juz jakis czas i niektore zaczely sie marszczyc. Zamiast ciasta bananowego, padlo wiec na jablkowe. ;) Reszta wieczoru to juz zwykly relaks telewizyjny. Malzonek polozyl sie oczywiscie bardzo wczesnie, ja powiedzmy ze rozsadnie, a Potworki pozno, bo korzystaly z weekendu. Bi jak zwykle zasypiala wieczorem na fotelu, ale kiedy poszla na gore, rozbudzila sie i sama nie wiem o ktorej poszla spac. :D</p><p>W niedziele M. znow pracowal, a ja i Potworki rano smacznie spalismy. Tym razem, dla odmiany, obudzilo mnie slonce i wstalam nieco wczesniej. O tej porze roku, kiedy na drzewach nie ma lisci, w pokoju mam tak jasno, ze musialabym przykryc glowe koldra zeby spac. Kiedy wstalam, Bi - ranny ptaszek, byla juz na dole, ale Nik jeszcze dosypial. Gdy w koncu wstali, pochloneli sniadanie i rzecz jasna chcieli obejrzec film. Wybrana zostala pierwsza czesc Avatar'a, a ten niestety jest niemozliwie dlugi. ;) Pod koniec przyjechal moj tata i chcac nie chcac usiadl z wnukami na chwile seansu. Malzonek po pracy pojechal jeszcze do sklepu po psia karme, a potem po zamowionego chinczyka, na ktorego zalapal sie tez dziadek. Kiedy film litosciwie sie skonczyl, przelaczylam na skoki narciarskie, a raczej na 2/3 drugiej serii, bo tata zdradzil wyniki pierwszej. :D Milo bylo choc raz w sezonie zobaczyc, ze jeden z naszych staje na podium. Juz tyle razy byl blisko i konczylo sie niczym... Dziadek pojechal dopiero tuz przed 15 bo i dosc pozno przyjechal. Tego dnia bylo po prostu przepieknie - 17 stopni, a w sloncu pewnie spokojnie 20. Po odjezdzie mojego taty, wyruszylismy wiec na spacer.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNeV8W14Vv7HzjUDpth0wSQdLsIPRKbSf6F1HWZd6FRjX_A7qQEnll8xx0A76b0TIWZjheQC5qQD4Mkap45srX7T5qhc7qoFVFOElz4ZXbNImb550mSjGzxP-v9oU_B6NPlBzNgf_atVgP1Hd-s5Ccp6dOCpwH14OkU-eCwg8Knr5Mr1rDs_arsqEHCWU/s504/IMG_5901_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="379" data-original-width="504" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNeV8W14Vv7HzjUDpth0wSQdLsIPRKbSf6F1HWZd6FRjX_A7qQEnll8xx0A76b0TIWZjheQC5qQD4Mkap45srX7T5qhc7qoFVFOElz4ZXbNImb550mSjGzxP-v9oU_B6NPlBzNgf_atVgP1Hd-s5Ccp6dOCpwH14OkU-eCwg8Knr5Mr1rDs_arsqEHCWU/s320/IMG_5901_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Drzewa lyse, widac ze przedwiosnie, choc po strojach Potworkow mozna sie pomylic ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Mimo ledwie poczatku marca, naprawde czuc bylo wiosne. :) Po powrocie dzieciaki zostaly jeszcze na podworku pograc w kosza. Malzonek pokrecil sie przy domu, ale ja popatrzylam na rabatki (narazie dopiero hiacynty oraz krokusy kielkuja, a forsycja ma paczki) i poszlam do chalupy zeby wziac prysznic. Nadchodzil wieczor, wiec stwierdzilam ze zrobie to wczesniej i przynajmniej zwolnie kolejke reszcie. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUIz8pVTJud-uUr-3wCl9kW_zIN_VHnlDHVr_UDo8GvynPSI2n2p9NTvfbxFldf_niYRP-dAe4w2yoAOdTysiZHVBiCVOdlhtnjZjIeUN4BIGjadDQNokG8zz-tAPwekq-b1qubv9rB4mNMfeF0WLXX9OCOQhM9nfyQfPF62PenLVsasYsLXhfyS2e38o/s504/IMG_5902_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="379" data-original-width="504" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUIz8pVTJud-uUr-3wCl9kW_zIN_VHnlDHVr_UDo8GvynPSI2n2p9NTvfbxFldf_niYRP-dAe4w2yoAOdTysiZHVBiCVOdlhtnjZjIeUN4BIGjadDQNokG8zz-tAPwekq-b1qubv9rB4mNMfeF0WLXX9OCOQhM9nfyQfPF62PenLVsasYsLXhfyS2e38o/s320/IMG_5902_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Sezon na wieczory przy koszu, czas start</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wieczor to juz oczywiscie typowe wyciaganie plecakow oraz sniadaniowek i szykowanie na kolejny tydzien. Oreo spedzila na zewnatrz praktycznie caly dzien, przychodzac tylko od czasu do czasu napic sie lub przegryzc pare chrupek (mokre dostaje rano i wieczorem, ale przez dzien ma w miseczce suche). Kiedy my wyszlismy na spacer, akurat przyszla do domu, wiec ja zamknelismy, ale wkrotce po naszym powrocie wyszla i przepadla. Nie wrocila nawet w porze swojej kolacji, a zwykle, z jakims wewnetrznym zegarkiem, wiedziala ze jest pora jedzenia. W ktoryms momencie uslyszalam za oknem taki wsciekly miauk walczacych kotow i wyszlam na zewnatrz z latarka. Wolalam Oreo i przyswiecalam naokolo, ale zadnego z kiciuli nie dojrzalam... Spodziewalam sie, ze nasza znow przepadnie na polowe nocy, ale o dziwo wrocila kiedy akurat szykowalam sie do spania. Bylam zaskoczona, dopoki nie uslyszalam z kolei... kojotow. Kot musial je slyszec lub wyczuwac duzo wczesniej i pewnie dlatego wrocil.<br /></p><p>Poniedzialek to powrot porannej pobudki. Najpierw wyszlam z Bi, ktorej autobus dojechal w miare o czasie. Wrocilam do Kokusia, ktory wypoczety po weekendzie byl w calkiem niezlym humorze, a to ostatnio jest odstepstwo od reguly. ;) Wychodzac na jego autobus, zastanawialismy sie czy wroci normalny(a) kierowca, czy znow beda jakies jaja. Na szczescie prowadzila ich zwykla babka. Syn odjechal, a ja wrocilam do domu poogarniac troche przed praca. Wstawic pranie, przelozyc je potem do suszarki, pochowac to, ktore poskladalam wieczorem, (M. juz spal, wiec nie mialam jak pochowac w naszych komodach), umyc zlewy w gornych lazienkach... Procz kilkunastu innych, drobniejszych czynnosci. Wiadomo, ze w domu nudy nie ma. :) A potem przyszedl czas pojechac do roboty. Tam cisza i spokoj, jak zwykle. Ciekawe ile to jeszcze potrwa, ta cisza lub przedluzanie firmowej agonii? ;) Poniewaz ciagle dostaje maile przypominajace ze powinnam zarejstrowac dzieciaki na pilke nozna bo na jesien graly w zespolach ligowych, wiec w koncu zebralam sie w sobie i zadzwonilam do wydzialu rekreacyjnego miasta, zeby przekazac ze dzieci nie zarejstruje, bo nie beda graly. Spodziewalam sie jakichs pytan, dociekania, tudziez surowego przypomnienia, ze zespoly ligowe prosza o gre dziecka w dwoch sezonach, itd. A tu nic, facet wzial tylko imiona dzieci i tyle. Na fali "pilkarskiej", weszlam na app'ke w telefonie, ktora mialam do komunikacji z zespolami dzieciakow. U Kokusia bowiem rozmawialam juz z trenerem (ktory jest rowniez opiekunem na nartach) i wymienilam maile z managerka zespolu, wiec wiedzieli, ze Mlodszy nie wraca. A u Bi wyslalam managerce maila, ale nie dostalam zadnej odpowiedzi. Poniewaz jednak mialam juz doswiadczenie z tym, ze ona nie odczytuje regularnie maili lub/i na nie nie odpowiada, wiec przyszlo mi do glowy, ze moze wyslala cos na app'ke. Wchodze, a tam niespodzianka, bo oba zespoly dzieciakow z niej... zniknely! U Kokusia to w sumie logiczne, ale u Bi nie wiedzialam nawet czy ktos juz wie, ze nie bedzie grala. Jak sie okazuje, managerka musiala mojego maila przeczytac i bez zadnego dociekania po prostu wywalila ja z zespolu. :O To jednak pokazuje roznice w prowadzeniu druzyn, bo u Kokusia managerka od razu napisala ze przykro jej, ze Nik czuje sie niepewnie i wyslala liste szkolen i zajec, gdzie moglby pocwiczyc gre. A u Bi? Nic, ani pytania dlaczego nie bedzie grala (nic nie napisalam o powodzie, a przeciez rozne rzeczy sie zdarzaja), ani ze jej przykro ze traca zawodniczke... Kompletnie zero zainteresowania. Oczywiscie to sprawilo, ze przestalam miec jakiekolwiek wyrzuty sumienia w zwiazku z odejsciem Starszej, a wczesniej jednak myslalam, ze kurcze, glupio tak troche, skoro od razu zaznaczaja, ze prosza o gre w dwoch sezonach... Na kolejne dni zapowiadali temperatury solidnie plusowe oraz deszcz, wiec tylko troche sie zdziwilam, ze stok narciarski postanowil zamknac trasy, o czym dowiedzialam sie z niezawodnego Fejsbuka. Bardziej zdziwilo mnie <i>nie </i>samo zamkniecie, tylko fakt, ze nie czekali zeby zobaczyc jak pogoda sie wyklaruje (bo zawsze cos sie przeciez moze przesunac), ale oglosili juz dzien wczesniej. Chociaz w sumie milo o tym wiedziec z wyprzedzeniem, niz rano taszczyc sprzet do szkoly tylko po to, zeby po poludniu dostac wiadomosc, ze wyjazd odwolany... Mail ze szkoly, otrzymany pare godzin pozniej, juz mnie oczywiscie w ogole nie zdziwil. Tak, zdecydowanie na wtorkowa pogode ktos tej zimy rzucil zly urok. ;) Po pracy wrocilam do chalupy, gdzie reszta rodziny juz oczywiscie sie zjechala. Niestety, Mlodszy zaczal narzekac na bol gardla. Suuuper... Dopiero co wszyscy chorowalismy, a zaczyna sie od nowa. :/ Nik, jak to on, tu narzeka, ale plukac sola nie, ssac tabletki nie, tylko miod zaczal jesc lyzeczka za lyzeczka. Poza tym jednak wydawal sie calkiem w porzadku i spora czesc popoludnia spedzil grajac w kosza. Poniewaz niewiadomo bylo czy ten bol gardla w cos sie rozwinie, a do tego rozpierala go normalna energia, wiec M. wzial go jednak na trening na basenie. Po powrocie gardlo nadal bolalo, choc w koncu namowilam go na tabletke do ssania, ktora przyniosla choc chwilowa ulge. Niestety, na sam wieczor Mlodszy... zachrypl. Zwariowac mozna z tymi zarazami... Ponownie jednak jak ostatnio kiedy narty odwolali a Nik byl chory, tym razem tez moze i dobrze, ze akurat nie bedzie musial jechac na stok przeziebiony...</p><p>Wtorek rano to znow pobudka o tej samej porze. Wyszlam z Bi, ktora odjechala dosc szybko. Wczesniej obudzilam Kokusia i modlilam sie zeby faktycznie wstal, bo widzialam, ze nie moze sie dobudzic. Kiedy wrocilam do domu okazalo sie, ze jednak zszedl na dol, choc bez humoru. Tak jak sie obawialam, do bolu gardla doszedl przytkany nos. Glowe mial jednak chlodna, wiec dalam mu lekarstwo i wyslalam do szkoly, bo dziwne troche byloby go trzymac w domu z powodu lekkiego przeziebienia. Na szczescie jego autobus podjechal w momencie kiedy doszlismy na przystanek. Wrocilam do domu i zastanawialam sie co robic, w sensie czy zostac w domu, czy jechac do pracy. Tej zimy zwykle we wtorki zostawalam w chalupie, bo po poludniu powinny byc narty. Co prawda tych wiecej bylo odwolanych niz sie odbyly, ale o tym zwykle dowiadywalam sie tego samego dnia. Tym razem wiedzialam z wyprzedzeniem, ze nart nie bedzie, ale ostatecznie stwierdzilam, ze zrobie jak zwykle, czyli zostane w domu, a do roboty podjade w srode. Okazalo sie to bledem, ale o tym za moment. Zostalam wiec i zajelam sie praniem, skladaniem poprzedniego, zmywarka, kurzami i takimi tam domowymi pierdolkami. Na dworze faktycznie caly dzien naprzemian kropilo oraz padalo i nie chcialo sie wysciubiac nosa. Przynajmniej, nie <i>mi</i>, bo kiciul caly dzien wychodzil, wracal z przemoczonym futerkiem, obsychal (tarzajac sie bezczelnie na bialym dywanie :O), po czym wychodzil ponownie. ;) Wrocila ze szkoly Bi, zeznajac ze mimo iz czula sie dobrze przygotowana do testu z matmy z zeszlego tygodnia, ale porobila na nim mnostwo zwyczajnie glupich bledow, potracila za nie punkty i ostatecznie dostala C+. Ech... Ze wszystkich przedmiotow ma A i B, a z tej cholernej matmy nie moze sie podciagnac... :/ Niedlugo potem dojechaly chlopaki, z Kokusiem narzekajacym na bol glowy, gardla oraz zapchany nos. Byl tez oczywiscie kompletnie bez apetytu i ledwie wcisnal tyci (ulubionej) pomidorowki, a w dodatku przyznal ze w szkole nie zjadl lunchu. Zmierzylam mu temperature i mial 36.9, wiec cos sie dzialo, choc jeszcze niezbyt spektakularnie. Dalam mu tabletke, ale nie mialam czasu bardzo mu sie przygladac, bo mielismy z M. sprawy do zalatwienia. Ubezpieczenie na auta podniesli nam o $600 (!!!), agencja umyla raczki twierdzac, ze nic tanszego nie maja, wiec kontaktowalismy sie z roznymi agentami, probujac jednak cos znalezc. W koncu jedna babka znalazla polise za calkiem niezla cene, ale okazalo sie, ze ubezpieczyciele nadal patrza na nasze "wypadki" z 2020 (!) roku. Raczej nikt juz o tym nie pamieta (ja sama praktycznie zapomnialam), ale jedno to bylo drzewo na przyczepce (odszkodowanie poszlo z ubezpieczenia domu, czy raczej "posiadlosci", a mamy je polaczone z motoryzacyjnym), a drugie to kiedy cofajac w garazu rozpierdzielilam sobie drzwi auta. Oba przypadki zdarzyly sie prawie 4 lata temu, ale ubezpieczyciele nadal traktuja nas jak niewiarygodnych i nieodpowiedzialnych. :/ Ostatecznie udalo sie zbic cene ubezpieczenia o $200. Niewiele, ale lepszy rydz niz nic. Pod wieczor krecilam sie jeszcze chwile na dole, az poszlam zeby sprawdzic czy Kokusiowi rosnie temperatura i dac lekarstwo. Okazalo sie jednak, ze kawaler... spi. Musial sie naprawde kiepsko czuc, bo byla ledwie 20:15. Przez chwile rozwazalam obudzenie go, ale dalam sobie spokoj, uznajac ze jak bedzie sie naprawde zle czul, to sam sie obudzi. I mialam racje, bo o 22 uslyszalam, ze maszeruje do lazienki. Skorzystalam z okazji i chwycilam za termometr, ktory pokazal 37.8. Nie jakos straszliwie, ale jednak juz wlasciwie goraczka, a Mlodszy mial w dodatku dreszcze, wiec nie bylam pewna czy nie bedzie mu jeszcze rosla. Oczywiscie w takiej sytuacji jasne bylo, ze kolejnego dnia zatrzymam go w domu i nie pojade do roboty. Moglam wiec jechac jednak we wtorek, ale jak to mowia: jakby czlowiek wiedzial ze sie przewroci, to by usiadl. ;)<br /></p><p>Srode zaczelam wiec jak zwykle od nadzorowania z dystansu przystanku "gimnazjalistow", a potem moglam wrocic spokojnie do domu. Mlodszy obudzil sie zaskakujaco wczesnie, ale samopoczucie mial niemal bez zmian. Cieknacy nos, bol glowy, nadal lekko bolace gardlo. Tyle, ze bez temperatury. Na szczescie dal sie namowic na sniadanie, ale potem juz spedzil czas troche przed tv, a troche w lozku. Tego dnia niestety przyszly fatalne wiesci, ze szefostwo nadal nie ma zapewnionych funduszy zeby wszystkich wezwac spowrotem pod koniec marca. :( Niby po pytaniach jednego faceta, napisal ze pracownicy "niezbedni" (do ktorych sie zaliczam) maja miec placone od konca marca lub poczatku kwietnia. Wiadomo jednak, ze skoro nie maja funduszy, to nawet <i>jesli </i>(bo i tak nie bardzo w to wierze) zaczna placic, bedzie to tymczasowe... W dodatku przyszedl tez mail, ze odchodzi kolejna osoba. Jesli tak dalej pojdzie, to nawet jesli nagle w kwietniu czy maju oglosza powrot, moze sie okazac, ze nie zostanie im nikt z pracownikow. :( Pomimo tego zycia "w zawieszeniu" od listopada, dzien plynal jak zawsze. Skoro i tak utknelam w chalupie, to chociaz odkurzylam oraz pomylam podlogi na dole. Tego dnia mielismy jechac do faceta od rozliczenia podatkowego, ale mimo ze spytal kiedy mozemy przyjechac i odpisalismy, ze tego samego dnia po 17 jestesmy wolni, juz nie odpisal, wiec nie chcielismy jechac w ciemno. Pozniej facet napisal, ze odpowiedzial ze mu pasuje, ale... zapomnial wiadomosci wyslac. :D Z innych wydarzen nie do konca pozytywnych, to zauwazylam w ktoryms momencie, ze Oreo siedzi na tarasie taka przycupnieta, w pelnej gotowosci. Myslalam, ze zaraz z niego zbiegnie w pogoni za jakims gryzoniem, ale nic sie przez chwile nie dzialo, wiec uchylilam drzwi, sprawdzajac czy nie chce wejsc do domu. Kot wpadl jak burza i polecial od razu na gore. Zdziwiona wyjrzalam na zewnatrz sprawdzic co ona tak bacznie obserwowala, patrze, a przez ogrod z tylu, przebiega rys!!! Zupelnie zapomnialam, ze one tez czasem kreca sie po okolicy. Kurcze, sasiedzkie psy (ktore nie zawsze sa lagodne), kojoty, niedzwiedzie, lisy i teraz jeszcze rysie! Lista drapieznikow, ktore potencjalnie moga zezrec naszego kota, caly czas rosnie. :/ Jeszcze przed lisem czy kojotem, moze uciec na drzewo, niedzwiedz raczej malego, zwinnego kota gonic nie bedzie, ale rysie sa rownie szybkie, zwinne i swietnie sie wspinaja. Gdzie taki kot moze sie schowac? Tylko w domu, ale jak ta zaraza nie wraca pol nocy, to nawet czlowiek nie mialby jak jej uratowac... :/ Wieczor spedzilismy w chalupie, bo Nik sie na basen oczywiscie nie nadawal, a M. i tak nie bardzo sie chcialo jechac na silownie. Zaproponowalam Bi, ze jesli chce to zabiore ja na trening, ale stwierdzila, ze jak wszyscy sie lenia, to ona tez. ;) Wisienka na torcie tego dnia byl email od matematyczki Starszej. Nadchodzi wiosna, wiec nauczyciele w starszych klasach zajmuja sie analiza postepow uczniow przed przydzieleniem ich na odpowiednie poziomy w przyszlym roku. Potworki sa jeszcze na tyle mlode, ze dotyczy to wylacznie matematyki. Dopiero w <i>high school</i> beda mieli rozne poziomy z wiekszej ilosci przedmiotow. Tak jak w sumie oczekiwalam, nauczycielka napisala, ze zastanawia sie na ktorym poziomie umiescic Bi. Z zalozenia, dzieciaki ktore przechodza na zaawansowana matematyke, juz na niej zostaja. Nauczycielka jednak martwi sie, ze Starsza moze sobie nie poradzic w VIII klasie, bo material bedzie coraz trudniejszy, a w dodatku beda przerabiac zagadnienia z gimnazjum, ale tez juz licealne. Zadania beda tez bardziej abstrakcyjne i dzieciaki maja same szukac rozwiazania, opierajac sie na posiadanej wiedzy. Brzmi to zniechecajaco nawet dla mnie. ;) Bi podreperowala troche oceny w drugim trymestrze, ale nadal srednia z matematyki to C-. Zastanawiam sie czy warto ja stresowac i na sile trzymac na tym poziomie. W dodatku, w <i>middle school</i> srednia obliczana jest tylko informacyjnie, natomiast w <i>high school</i> bedzie sie ona juz liczyc przy aplikacji na studia. Wiem, ze to jeszcze troche czasu, ale zastanawiam sie czy warto obnizac ja Bi tylko po to, zeby trzymac ja na zaawansowanej matmie, ktora wyraznie sprawia jej trudnosc. Nauczycielka napisala, ze "wstepnie" zatrzymuje Starsza na zaawansowanej, ale chciala wiedziec co ja i panna o tym myslimy. Szczerze to nie wiem dlaczego sama o tym z Bi nie porozmawia. Jej latwiej bedzie podac przyklady gdzie panna ma jakies braki, ktore beda sie jeszcze poglabiac. Poki co pogadalam wstepnie z corka, ktora chetnie przenioslaby sie na zwykla matematyke i jedyne co ja martwi to brak kolezanek, bo tu oczywiscie juz przyzwyczaila sie do towarzyszy. Mysle wiec, ze musze usiasc i napisac do nauczycielki zeby nie krepowala sie jesli uwaza, ze lepiej Bi "zdegradowac". ;) Wieczorem zmierzylam Kokusiowi temperature i mial normalna, wiec poinformowalam kawalera, ze idzie do szkoly, bo caly dzien wydawal sie miec tylko lekkie przeziebienie. Mlodszy byl oczywiscie bardzo niezadowolny i przekonywal, ze powinien zostac jeszcze jeden dzien w domu. Taaa... Zadzieram kiece i lece. ;) </p><p>Czwartek zaczal sie wiec jak zwykle. Wstalam z Bi i wyszykowalysmy sie do wyjscia. Obudzilam Kokusia i wyszlam z panna, gdzie jej autobus tego dnia dojechal dopiero o 7:27. Padal deszcz, ale bylo 6 stopni i bezwietrznie, wiec stalo sie w miare, moze nie przyjemnie, ale tez <i>nie </i>nieprzyjemnie. ;) Wrocilam do chalupy, do obrazonego syna, ktory nadal mial lekko przytkany nos i twierdzil ze gardlo dalej troche go boli. Wrocil mu jednak apetyt i sam przyznal, ze ma wiecej energii. No i przede wszystkim mial tego dnia skrocone lekcje, wiec stwierdzilam, ze nawet jesli nie bedzie sie czul w 100% zdrowy, to jakos te 4 godziny wytrzyma. Wyszykowal sie i poszlismy na jego autobus, ktory na szczescie dojechal dosc szybko. Mlodszy odjechal, a ja wrocilam do domu. Dzien wczesniej myslalam, ze skoro zostalam w domu w srode, to do pracy podjade w czwartek. Tylko na chwile, bo musialam odebrac Kokusia, ktory konczyl wczesniej, ale zawsze. Po mailu szefostwa jednak, kompletnie mi sie odechcialo. Zostalam wiec w chalupie i zajelam sie domowymi sprawami. Przed 13 wyruszylam po syna, mijajac sie w garazu z Bi, ktora dojechala wyjatkowo szybko. Wrocilam z Kokusiem do chalupy i mialam chwile oddechu, bo dzieciaki nie byly jeszcze glodne, z racji ze przyjechali wczesniej, wiec mniej czasu niz zwykle minelo od ich lunch'ow w szkolach. W koncu jednak zjedli obiad, a niedlugo po tym wrocil do domu M. Fajnie byloby posiedziec i zrelaksowac sie, szczegolnie ze przestalo padac, ale bylo pochmurno i zerwal sie nieprzyjemny wiatr. Niestety, tego dnia juz udalo sie skontaktowac z panem od podatkow, jechalismy wiec do niego na 17. Przygotowani bylismy, ze trzeba bedzie slono doplacac, ale okazalo sie, ze z federalnych mamy zwrot, zas doplacic musimy do stanowych, wiec wyszlismy niemal na zero. Lepszy rydz niz nic. ;) Do domu wrocilismy na tyle szybko, ze malzonek z dzieciakami spokojnie zdazyli na trening, choc potem okazalo sie, ze mogli sobie odpuscic. Kokusia od razu zostawilam w domu bo nadal byl przytkany, a nie chcialam zeby sie doprawil. Bi z M. jednak debatowali czy chce im sie jechac, czy nie, ale ostatecznie pojechali. Po to, zeby za 15 minut wrocic. :D Okazalo sie, ze znowu jakis dzieciak narobil "dwojke" do wody i musieli zamknac basen... :O Ludzie kochani, zaloze sie, ze to ten sam smarkacz, ktoremu przydarzylo sie to juz kilka razy! Nie rozumiem jak rodzicom nie wstyd ciagle z nim/nia wracac, ani ze zespol im nie powiedzial jasno, ze ma sie zapisac kiedy bedzie mial/a wiecej kontroli nad czynnosciami fizjologicznymi. :/ Ostatecznie wszyscy mielismy wiec calkiem spokojny wieczor i jedyne co, to trzeba sie bylo szykowac na jeszcze jeden dzien pobudki i szkoly. A dla M. oczywiscie pracy, choc jego troche pomijam, bo on pracuje ostatnio niemal bez dni wolnych. ;)<br /></p><p>Piatek to ponownie wczesna pobudka, choc przebudzilam sie najpierw tuz po 5 i pomyslalam, ze od poniedzialku bede wstawac tylko pol godziny pozniej, wiec przez jakis czas bedzie znow praktycznie ciemno. Nie znosze wiosennej zmiany czasu. :/ </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiu6aB1wYwckEG6GOKLR4HiRSxZ2zoFl1GXhu6Rm_IMQEQgTgnenIlfk84599fWrqYnnqJ0lEqHBXtOgdmy81sMHKMhhpju2c7cSCmyByURxX-mQCPES3t2oiy_sSHr-S1YowUEej1Wq8hIvmlweh3bEKS5Hwz5urM9DJ7B2joSU1w6VGhdvsXX3HbmAYM/s681/IMG_5908_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="511" data-original-width="681" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiu6aB1wYwckEG6GOKLR4HiRSxZ2zoFl1GXhu6Rm_IMQEQgTgnenIlfk84599fWrqYnnqJ0lEqHBXtOgdmy81sMHKMhhpju2c7cSCmyByURxX-mQCPES3t2oiy_sSHr-S1YowUEej1Wq8hIvmlweh3bEKS5Hwz5urM9DJ7B2joSU1w6VGhdvsXX3HbmAYM/s320/IMG_5908_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Takie poranne widoki sa urocze, tylko te czarne klaki na bialej poscieli...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zebralysmy sie z Bi i wyszlysmy o zwyklej porze, tymczasem panna dopiero dochodzila na przystanek, kiedy podjechal autobus. Jej kolezanki rodzice nawet jeszcze nie podwiezli, wiec szybko wyslalam sasiadce sms'a, ze musi sie pospieszyc, albo im ucieknie. Na szczescie po chwili sasiad przypedzil i zlapal autobus kiedy ten zrobil petle przez jedna czesc osiedla. ;) Wrocilam do Kokusia ktory juz jadl sniadanie, zjadlam wlasne i po chwili znow wychodzilam, tyle ze z synem. Jego autobus az tak szybko nie przyjechal, ale dlugo czekac tez nie musielismy. Wrocilam do domu, nakarmilam kota, wypilam szybka kawe i pojechalam na zakupy. Tego dnia dzieciaki znow mialy skrocone lekcje i musialam odebrac Kokusia, wiec oczywiscie bez sensu bylo jechac do pracy. Po zakupach rozpakowalam torby, zjadlam cos, wypilam kolejna kawe (:D) i zaraz czas byl jechac po syna. Wrocilismy do domu i dzieciaki mogly rozpoczac weekendowy relaks. Przez to, ze lekcje skoczyli wczesniej, mozna bylo miec wrazenie, ze mamy dlugi weekend. ;) Towarzystwo najpierw musialo odsapnac, bo 4 godziny w szkole byly taaakie meczace. ;) Obiad zjedli dopiero pozniej, bo jeszcze nie zdazyli zglodniec, szczegolnie Nik, ktory lunch jadl godzine przed powrotem do domu. W przeciwienstwie do czwartku, tego dnia mielismy piekne slonce i choc temperatura tylka nie urywala (11 stopni), to bylo calkiem wiosennie. Odciagnelam wiec Kokusia od elektroniki, proponujac gre w kosza. Paniczowi nie trzeba bylo oczywiscie dwa razy powtarzac.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQovlHaTtKW_TGI-qMvoSgrgqJISpDwmIIWvW3UQKTp-jxuJU5Ww3OY2Hmxjv0a5d5qzYsOahckrtVST5_3Zm3vTlL8-z-iWzD3hEuTf9ioR3gNOuAPuvN4rnkU32wmFwqiLjZ0beRaIWlFbxCeHIutzKqgqD9ILetvWsoFJPYy4hXEyETRGeOODmdWSo/s525/IMG_5910_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="525" data-original-width="394" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQovlHaTtKW_TGI-qMvoSgrgqJISpDwmIIWvW3UQKTp-jxuJU5Ww3OY2Hmxjv0a5d5qzYsOahckrtVST5_3Zm3vTlL8-z-iWzD3hEuTf9ioR3gNOuAPuvN4rnkU32wmFwqiLjZ0beRaIWlFbxCeHIutzKqgqD9ILetvWsoFJPYy4hXEyETRGeOODmdWSo/s320/IMG_5910_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mam nadzieje, ze to zamilowanie do ruchu nigdy mu nie przeminie</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W ktoryms momencie dolaczyla do nas nawet Bi, co nie zdarza sie czesto, choc po chwili poleciala do sasiadow z naprzeciwka, ktorych corka miala u siebie kolezanki, z ktorymi Starsza tez sie zna. Reszta wieczora minela juz na spokojnym relaksie. Malzonek polozyl sie wczesnie, ale dzieciaki i ja moglismy sobie siedziec do oporu.</p><p>Na koniec zapomniane zdjecie sprzed tygodnia lub dwoch. Wrzucilam pranie do pralki, za soba slysze jakies szuranie, odwracam sie zeby zamknac brudownik, a tam:</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK6DkPNO82BP9pw0E6F8-MFiwRAzfgEP9hJaBZVogW3lUw4mO3nCBpDOdviRB000DngUERBHrCykTn-VBZ0pvdUIYnxCDLeqDppw9rsdmoU5MVYSWJolqjHjTUaIIYCaZ_DEY05s3iuNXne-dRYij1FFB61CodR4MKOez3CEa3OoPwqn5XoAiSCFJQHbo/s601/IMG_5868_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="601" data-original-width="451" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK6DkPNO82BP9pw0E6F8-MFiwRAzfgEP9hJaBZVogW3lUw4mO3nCBpDOdviRB000DngUERBHrCykTn-VBZ0pvdUIYnxCDLeqDppw9rsdmoU5MVYSWJolqjHjTUaIIYCaZ_DEY05s3iuNXne-dRYij1FFB61CodR4MKOez3CEa3OoPwqn5XoAiSCFJQHbo/s320/IMG_5868_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Moglam ja tam zamknac ;)</span><br /></div></div><div> <p></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-1351525754062599592024-03-01T23:19:00.008-05:002024-03-04T12:50:10.514-05:00Milo zakonczony tydzien<p>Niby w poprzednim tygodniu tylko trzy dni byly "kieratem", ale zmeczyly nas jak pelny tydzien. ;) Dlatego w sobote, <u>24 lutego</u>, cala nasza trojka (M. tradycyjnie pracowal) pospala sobie sporo dluzej. Co prawda Oreo urzadzila o 7 rano darcie pod drzwiami, ale po kilku minutach mrauczenia odpuscila. Bi wstala gdzies po osmej, co jak na nia jest wyczynem, ja nie spalam od 9 ale lenilam sie jeszcze troche w poscieli, za to kiedy pol godziny pozniej schodzilam na dol, Nik jeszcze spal. Syn naprawde wdal sie w matke - spiocha. ;) To juz tradycja, ze Potworki zaczely ranek od filmu. Znowu wybrali trzecia czesc Straznikow galaktyki, ktora co prawda juz widzieli, ale ze ostatnio obejrzeli dwie pierwsze czesci, to chcieli sobie powtorzyc tez ostatnia.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVaTnWYVT7uNBzl1SL2XfJNM-Etq5FY20VkRENuu96sjc-j-tHrPphCm41pP2ckOajhhG5IaoSkPhf4ewJMPcmntTOW1TibdvOWpabCcP7QgoFdAicQGx7Aex2i7xJbtaXg42YT4VFjk8hAsBkU-M5WZMZaPfxICDgs3KiwaOIpVkvb0C4djZuL8QaE5k/s601/IMG_5845_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="451" data-original-width="601" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVaTnWYVT7uNBzl1SL2XfJNM-Etq5FY20VkRENuu96sjc-j-tHrPphCm41pP2ckOajhhG5IaoSkPhf4ewJMPcmntTOW1TibdvOWpabCcP7QgoFdAicQGx7Aex2i7xJbtaXg42YT4VFjk8hAsBkU-M5WZMZaPfxICDgs3KiwaOIpVkvb0C4djZuL8QaE5k/s320/IMG_5845_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik jak zwykle na dwa fronty: oglada i gra :D</span><br /></div><div> <p></p><p>Malzonek po pracy objechal pol okolicy, zajezdzajac do lekarza na kontrole, dwoch sklepow oraz biura babek, u ktorych mamy ubezpieczenie aut oraz domu. Dzieki temu dzieciaki spokojnie obejrzaly film do konca, bez ojca marudzacego ze za glosno i ze nie moze sie zdrzemnac na kanapie. ;) Ojciec zreszta mial wlasne plany, bo zachcialo mu sie robic... bigos. Zwykle robilam go <i>ja</i>, ale na ktores swieta. Juz pare lat temu jednak, kompletnie mi sie przejadl i faktycznie dluuugo go nie gotowalam. Malzonek zreszta wcale sie nie dopraszal, a tu nagle go naszlo... No to ugotowal, choc przyznaje, ze on robi go w zupelnie inny sposob niz ja, dodaje troche inne przyprawy, itd. Niby to tylko kapucha z dodatkami, ale w jego wykonaniu nie smakuje to w ogole jak bigos, przynajmniej dla mnie. Oczywiscie kiedy mu to powiedzialam, byla wielka obraza. ;) Poza tym obejrzelismy skoki narciarskie (tragedia) i reszta popoludnia smiegnela. Pojechalismy tez do kosciola, bo juz kolejny weekend M. mial pracowac w niedziele. Po powrocie oczywiscie troche relaksu (oprocz wstawienia zmywarki), kolacja i malzonek pomaszerowal do spania o 19:30, bo jak sie wstaje o 2 to potem wieczorem oczywiscie nie mozna utrzymac otwartych oczu. ;) Bylo na tyle wczesnie, ze tym razem naszlo <i>mnie </i>i szybko upieklam chlebek bananowy. I tak mialam to zrobic, bo kolejnego dnia wybieral sie do nas moj tata, ale planowalam pieczenie raczej na rano. No ale, tak przynajmniej mialam to juz z glowy.</p><p>W niedziele ponownie M. pracowal, ale mnie i Potworki czekalo dluzsze spanie. Tym razem nawet Kokusiowi udalo sie obudzic troche wczesniej niz w sobote, a poranek dzieciaki zaczely od... filmu. A to niespodzianka. :D Tym razem wybrali Avengers: infinity war, bo jak sie pokochalo wszystkich bohaterow ze Straznikow galaktyki, to trzeba obejrzec wszystkie mozliwe filmy z nimi. ;) Ja przygotowywalam sniadanie, mylam sie, ogarnialam zmywarke i ogolnie kuchnie, ale w miedzyczasie przysiadalam na momencik z nimi, choc przyznaje ze film srednio mnie zainteresowal, a miejscami wrecz nudzil. Nic dziwnego, ze w ktoryms momencie wchodze do salonu, tv huczy, a tu Bi na Nintendo, zas Nik na iPadzie. Ale wylaczyc nie dadza. :D Na moje strofowanie Mlodszy sie oburzyl, ze on juz to ogladal - w samolocie do Polski, dwa lata temu. To po co chcial wypozyczyc plyte?! W kazdym razie akurat film sie konczyl, kiedy M. wrocil z pracy, a za niedlugo przyjechal moj tata. Kiedy chodzi prosto, wlasciwie nie widac zeby cos mial robione z noga. Przy wchodzeniu po schodach w gore, tez nie. Troche sztywno tylko schodzi jeszcze w dol, ale to powinno sie wypracowac z czasem. Mowi, ze ten rehabilitant w klinice (przynajmniej teraz ma zajecia zawsze z ta sama osoba) daje mu niezly wycisk, kaze robic przysiady, zginac noge z obciazeniem, itd. Ponoc po kazdej sesji potem dwa dni boli go noga. Ale za to kiedy nie cwiczy, to bardziej boli go druga, ta nieoperowana. ;) Obejrzelismy druga serie skokow narciarskich bo dziadek zdradzil wyniki pierwszej, wiec nie bylo po co ogladac, a potem juz po prostu posiedzielismy i pogadalismy. Tata pojechal, a nam pozostalo szykowanie sie na kolejny tydzien. Po poprzednich dwoch tygodniach, kiedy siedzialam z chorymi Potworkami, a potem mielismy dlugi weekend i tylko 3 pracujace dni, teraz mialam wrazenie, ze weekend tylko sie zaczal i od razu skonczyl. Musialam zagonic Nika pod prysznic, ogarnac sniadaniowki, a do tego takie zwykle pierdolki jak zmywarka, ktora po prostu nigdy nie stoi pusta dluzej niz pol godziny. ;) Trener dzieciakow w koncu przyslal wyniki zawodow, w ktorych Potworki zdazyly wziac udzial przed chorobami. Bi zajela jedno pierwsze miejsce i dwa drugie, a w jednej ze sztafet jej grupa zajela drugie. Przy drugiej sztafecie nie ma wyniku, wiec podejrzewam ze za cos je zdyskwalifikowano. Nik zajal jedno pierwsze i jedno drugie miejsce. W tej sztafecie do ktorej zostal "dokoptowany", jego grupa zajela drugie miejsce, ale niestety na liscie nie ma jego imienia, wiec nie wiem czy dostanie za nia wstazke. Niestety, otrzymalismy tez smutne wiesci, ze z druzyny plywackiej dzieciakow odchodzi glowny trener. Facet byl tam trenerem 12 lat, a od pieciu prowadzil druzyne praktycznie samodzielnie. To on ustalal terminy zawodow, przygotowywal rozpiske wyscigow, przygotowywal pozniej wstazki. On konsultowal liste zawodnikow z przeciwnymi druzynami, prowadzil dane najlepszych czasow kazdego dziecka i wysylal kandydatury na mistrzostwa. Obawiam sie, ze bez niego ta druzyna sie po prostu rozpadnie, bo w tej chwili nie ma tam nikogo kto mialby na tyle czasu i byl na tyle ogarniety zeby to przejac. Wszyscy pozostali trenerzy to takie "dzieciaki", nadal chodzace do szkoly. Zastanawiam sie czy nie zaczac sie juz rozgladac za jakas inna druzyna dla Potworkow. O dwoch w okolicy wiem na pewno, a o trzeciej slyszalam pogloski. Zadna jednak nie bedzie dwie minuty autem od domu i polaczona z silownia, gdzie moze sobie przy okazji jezdzic M. ;) W kazdym razie, wieczor uplynal juz glownie na szykowaniu sie na kolejny dzien.<br /></p><p>W nocy jakos slabo spalam i czesto sie przebudzalam, wiec mimo ze po weekendzie powinnam byla byc wypoczeta, to w poniedzialek rano strasznie ciezko mi sie wstawalo... Najpierw oczywiscie wychodzilam z Bi i jej autobus litosciwie przyjechal juz o 7:24. Tego dnia mialo nadejsc solidne ocieplenie i po poludniu temperatura dojsc do 10 stopni. Rano jednak bylo -1, wiec niezbyt przyjemnie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjtw6lG8qfM3NjoJ8H8LPjhslw7BJqy1w_k9Rs2Y10cALc9DgbXUvSzVI6RrFXhleHRDAdunBVlfvk6H4WjuaGp_DGv3a8sIlPbvxKWIjcRu0i5wo1eRBm51GfENfEl8YONTO9hWufH6k3oBoATNpKlEEI4pdRnOWwBmtl7ZqCLCnTiN2-BmuLnZ3e4jE/s582/IMG_5852_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="582" data-original-width="436" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjtw6lG8qfM3NjoJ8H8LPjhslw7BJqy1w_k9Rs2Y10cALc9DgbXUvSzVI6RrFXhleHRDAdunBVlfvk6H4WjuaGp_DGv3a8sIlPbvxKWIjcRu0i5wo1eRBm51GfENfEl8YONTO9hWufH6k3oBoATNpKlEEI4pdRnOWwBmtl7ZqCLCnTiN2-BmuLnZ3e4jE/s320/IMG_5852_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">W poniedzialek rano jeszcze wygladalo calkiem "zimowo", ale po kilku cieplych dniach w srodku tygodnia, po sniegu nie zostalo ani sladu...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W domu Nik jadl sniadanie a potem konczyl sie szykowac i poszlam na przystanek z kolei z nim. Tym razem u niego opoznienia nie bylo (jak w piatek), wiec dosc szybko wrocilam do cieplutkiej chalupy. Tam jak zwykle: rozladowac zmywarke, wstawic pranie, przelozyc je do suszarki, przewietrzyc sypialnie, itd. A pozniej do roboty. Niestety, Oreo wyszla poznym rankiem i nie wrocila zanim musialam wyjezdzac. Wolalam kilka razy, a wychodzac rozejrzalam sie naokolo, ale nigdzie jej nie bylo. Co robic, pojechalam i wyslalam smsa Bi (bo ona pierwsza wraca do domu) zeby spojrzala pod drzwi z obu stron czy kot gdzies nie czeka na wpuszczenie. Na szczescie potem mi napisala, ze zlokalizowala powsinoge. ;) W pracy siedzialam krocej niz zwykle, bo musialam odebrac Kokusia. Do malzonka przyjezdzala bowiem specjalna ekipa zeby mu wyczyscic auto. Nie zeby mial taka fanaberie czy cos. ;) Kilka miesiecy temu, obok parkingu w jego pracy, stawiali i potem malowali budynek. Pechowo, malowanie odbywalo sie w jakis bardzo wietrzny dzien. Nie pamietam kto to pierwszy zauwazyl, ale kilkanascie osob, ktore parkowaly na obrzezach, mialo czesc aut pokryte takimi malusienkimi kropelkami farby. Oczywiscie nie bylo to cos, co dalo sie zmyc zwyklymi srodkami, ale na szczescie firma, ktora przeprowadzala malowanie, wynajela fachowcow, ktorzy przyjezdzali do kazdego do domu i czyscila karoserie. Akurat w poniedzialek przyjezdzali do M., ale o takiej niefortunnej porze, ze zdazyl wrocic z roboty, ale po syna jechac juz nie. Na szczescie jednak obecnie nie musze siedziec w pracy do zadnej okreslonej pory, wiec wyszlam o 15 i pojechalam po Kokusia. Kiedy wrocilismy do chalupy, czyszczenie odbywalo sie w najlepsze, a raczej mozolnie, bo kropelki trzeba bylo moczyc izopropanolem, a potem scierac jakby gumka. Na szczescie skonczyli na czas, bo na 18 jechalismy z M.do ksiegowego, u ktorego co roku rozliczamy podatki. W tym roku po raz pierwszy Potworki stwierdzily, ze zostana w domu. Do zeszlego roku wszedzie ich ciagnelismy; na spotkania w bankach, urzedach, itd. Teraz Bi ma wlasny telefon, a przy tym oboje sa na tyle duzi, ze czlowiek zostawia ich w domu z wewnetrznym spokojem. Co prawda Nik do ostatniej chwili sie wahal czy nie jechac z nami, ale ostatecznie zostal. Dziwnie jakos tak bylo w aucie bez dwojki "ogonkow". ;) Zalatwilismy co trzeba, po czym wrocilismy do zupelnie niestesknionej dzieciarni. Po kolei pod prysznic, a potem juz wyszykowac sie na kolejny dzien i do spania. Ja musialam oczywiscie tez przygotowac dla Kokusia wszystkie narciarskie akcesoria. Bylo to sporym wyzwaniem, bo na popoludnie kolejnego dnia zapowiadano 14 stopni. Jak tu sie ubrac? :O<br /></p><p>We wtorek rano ponownie najpierw wyjsc z Bi. Jej autobus niestety dojechal dopiero o 7:27, ale ze bylo tylko -1 i bezwietrznie, a do tego swiecilo slonce, wiec nawet przyjemnie sie stalo. Wrocilam do chalupy i zdazylam zjesc sniadanie zanim budzilam Kokusia, bo ten mogl sobie tego dnia pospac pol godziny dluzej. Kiedy wstal i wyszykowal sie, wrzucilismy jego plecak szkolny, pokrowiec z trabka, plecak narciarski oraz same narty do bagaznika auta i popedzilismy do szkoly. Mlodszy podazyl w prawo zeby odniesc trabke do sali muzycznej, a ja w lewo, do korytarza gdzie lezal juz stos nart i plecakow. Pozniej zajechalam jeszcze do biblioteki oddac obejrzane filmy oraz przeczytane ksiazki i moglam wrocic do chalupy. W domu wiadomo ze sobie czlowiek nie posiedzi, wiec rozladowalam zmywarke, wyszorowalam kuchenke, przetarlam w kuchni blaty, poskladalam pranie, wstawilam kolejne i przelozylam potem do suszarki. To tak z grubsza. ;) Kawke jednak tez wypilam, zeby nie bylo, a nawet dwie. ;) Przed 15 i ja musialam sie przebrac, wrzucic sprzet do auta i wyruszyc w strone szkoly. Zgodnie z moimi obawami, bylo koszmarnie cieplo. Pod kurtke zalozylam tylko cienka bawelniana bluzke, ale i tak bylam cala upocona. Nie wyobrazam sobie nart bez nieprzemakalnych spodni, na wypadek gdyby czlowiek wywinal orla. Te maja dodatkowo podszewke i ocieplenie, do tego ocieplane buty narciarskie i... tragedia. Dopiero po fakcie pomyslalam, ze przeciez moglam zalozyc grubsza bluzke, ale za to z kurtki wyjac podszewke. Coz... blondynka. ;) Nik buntowal sie ze nie chce spodni na snieg, ale dobrze, ze jednak je zalozyl, bo jezdzil na muldach i pare razy sie wywalil. A ze snieg byl mokry i rozciapany, wiec zwykle portki natychmiast by mu przemokly. Kasku tez mu nie odpuscilam, szczegolnie przy predkosciach jakie ten chlopak rozwija. Za to pozwolilam na gore zalozyc po prostu bluze zamiast kurtki. Zreszta, polowa dzieciakow oraz mlodziezy na stoku, jezdzila w bluzach. Jeden osobnik nawet w krotkim rekawku, choc przy 14 stopniach to jednak lekka przesada. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqd_iOwGn6rQ0Q9vjh54oE3ia3bAQVPqDC7DGEhd55IQtXh5e5qhpkNsp9AYPrpxyh-W8VP_htHguzaIZrza4_ddd4n4CHDo7Jc1ZI1Z1CorrzWei-QUtCfr7UNmgoTqsiV0deIbiU-KIaKbv-4a2QmiU2GjatDtfiOp_Jn5BjES8yeNiPnkp8y0kQMUc/s636/IMG_5861_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="636" data-original-width="477" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqd_iOwGn6rQ0Q9vjh54oE3ia3bAQVPqDC7DGEhd55IQtXh5e5qhpkNsp9AYPrpxyh-W8VP_htHguzaIZrza4_ddd4n4CHDo7Jc1ZI1Z1CorrzWei-QUtCfr7UNmgoTqsiV0deIbiU-KIaKbv-4a2QmiU2GjatDtfiOp_Jn5BjES8yeNiPnkp8y0kQMUc/s320/IMG_5861_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Widoki ze szczytu. Jak widac, gorka nie jest jakos szczegolnie wysoka</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Poniewaz bylo tak cieplo, wiec warunki byly oczywiscie nieciekawe. Snieg byl mokry i klejacy i sam hamowal. W sumie lepsze to niz lod, przynajmniej dla mnie. ;) Za to zbijal sie niestety w mokre i klejace kopy, o ktore latwo zahaczalo sie jedna narta, podczas gdy druga sunela szybciej, wiec mozna bylo latwo stracic rownowage. Moje nogi oczywiscie szybko daly mi znac ze w takich warunkach to one pracowac nie chca. ;) Juz po godzinie uda napierdzielaly mnie jak cholera i kiedy przyszla pora zeby zjechac na kolacje, popedzilam jak na skrzydlach. Zreszta, ogolnie jakas glodna tego dnia bylam. ;) Po zjedzeniu kompletnie nie mialam ochoty wracac na stok, ale Nik oczywiscie az piszczal. Robilo sie pozno, jego kumpel (ktory przyszedl pozniej, bo mial lekcje) nadal jadl, a Mlodszy jeczal i jeczal zeby sie pospieszyl. W koncu poszlismy sami i umowilismy sie z mlodzianem, ze spotkamy sie z nim pod wyciagiem. I faktycznie, czekal na nas kiedy zjechalismy. W sumie to zastanawiam sie po co ten chlopak w ogole wychodzi po kolacji na stok, bo to juz kolejny wyjazd kiedy zjechal z nami tylko raz i stwierdzil, ze idzie oddac narty i buty do wypozyczalni. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLge5_NaSnK1zFDGqs47W77eQKx75wnG5cyzSQ2hamaVU1zcEpgnciq35FRZ19H2g4on5uSvSRQgxExJmB36bKieAThSm3Cwz3bONz_9uuzynpA_SdQNQL64Gr8_sJG292St4F_sUmVK4DKafI8iiADgWloN7bq5QnPNAxFUVwVsAhREawArDKsSZx8b0/s647/IMG_5863_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="486" data-original-width="647" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLge5_NaSnK1zFDGqs47W77eQKx75wnG5cyzSQ2hamaVU1zcEpgnciq35FRZ19H2g4on5uSvSRQgxExJmB36bKieAThSm3Cwz3bONz_9uuzynpA_SdQNQL64Gr8_sJG292St4F_sUmVK4DKafI8iiADgWloN7bq5QnPNAxFUVwVsAhREawArDKsSZx8b0/s320/IMG_5863_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nie da sie im zrobic zdjecia tak, zeby obydwaj wygladali "normalnie" :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>My zreszta tez zjechalismy juz i poszlismy sie przebrac, bo byla 18:56. Nastepnym (ostatnim) razem musimy jednak zapamietac, zeby zjechac jeszcze raz. Oszczedzi nam to siedzenia pol godziny w autobusie. ;) Ktory tego dnia jednak zapelnil sie calkiem sprawnie i dojechalismy do szkoly dobre 10 minut wczesniej niz zwykle. A podczas jazdy rowniez bylo duzo spokojniej. Sezon grypowy zbiera zniwo i wokol siebie naliczylam przynajmniej piatke brakujacych dzieciakow, wiec z calej grupy musialo brakowac sporo wiecej. I wydaje sie, ze nieobecnych bylo kilku najwiekszych lobuzow (dwoch nawet kojarze), bo to byla najspokojniejsza jazda od poczatku klubu. ;) Mielismy tez szczescie, bo w drodze powrotnej zaczal padac deszcz. Gdyby front sie troche przesunal, jezdzilibysmy w mzawce. ;) Poniewaz do szkoly dojechalismy wczesniej, to do domu rowniez. Malzonek juz spal, wiec szybko podalam dzieciakom kolacje, po czym poszlam wypakowac wszystko, bo oczywiscie i buty i narty ociekaly woda. Nik mial tez mokre spodnie, a ja kurtke, bo narty nioslam pod pacha. ;) Reszta na szczescie byla sucha i mozna bylo ja albo schowac do szafy, albo wrzucic do prania. O dziwo Nika nie moglam zagonic do spania, choc sama ledwie zylam. Padlam jak mucha i spalam jak zabita, budzac sie tylko raz, kiedy M. wstawal i zrzucil swoj telefon, ktory rabnal o podloge tak, ze obudzilby umarlaka. :D<br /></p><p>W srode strasznie ciezko sie wstawalo, bo i lekko polamana nadal bylam po nartach (choc i tak czulam sie lepiej niz moglam przypuszczac dzien wczesniej) i za oknem padal deszcz. Juz od rana mielismy 9 stopni na plusie, przy takiej cieplej wilgoci, wiec wydawalo sie jakby byl kwiecien, a nie koncowka lutego. Kot zglupial zupelnie i caly ranek chodzil w te i we wte. Podejrzewam, ze gdyby nie deszcz, wyszlaby i tyle bym ja widziala. Poniewaz padalo, wracala po chwili zdegustowana, ale jak tylko obeschla, wrzeszczala pod drzwiami zeby ja wypuscic ponownie. ;) Bi juz kilka dni temu (widzac prognozy) pytala czy bedzie mogla zalozyc krotkie spodenki. Tlumaczylam, ze to jeszcze nie sa temperatury na szorty, a w dodatku ma padac. Sadzilam jednak, ze jak to Bi, i tak zrobi co zechce. O dziwo nie. Zalozyla dlugie spodnie i wziela bluze, choc wybrala taka bez kaptura, wiec musiala tez wziac parasol. Po poludniu mialo porzadnie wiac, wiec mialam tylko nadzieje, ze jej ta parasolka nie odfrunie. ;) Jej autobus dojechal znow dopiero o 7:28 i cale szczescie ze tylko kropilo i wydawalo sie calkiem cieplo. Nik wstal lewa noga, choc uparcie zaprzeczal jakoby byl zmeczony po nartach. Jak corka wyjatkowo stoicko podeszla do ubran, tak afere (no, bardziej "aferke") urzadzil syn. On tez pytal dzien wczesniej czy moze w srode zalozyc krotkie spodenki, ale powiedzialam mu to samo co Bi. Przygotowalam wiec dlugie spodnie, ale za to koszulke z krotkim rekawkiem, na ktora mogl zalozyc bluze. A on pyta mnie czy moze isc w kamizelce. Odpowiedzialam, ze moze, tylko musi zmienic koszulke na bluzke z dlugim rekawem. Na niezadowolona mine dodalam, ze moze tez zalozyc bluze zamiast kamizelki i wtedy moze zostac w t-shircie. Nie wydaje mi sie zeby to byla jakas wielka rzecz, ale Nik cos tam burknal pod nosem i wyszedl z pokoju tupiac wsciekle nogami... :O Przez reszte ranka chodzil jak chmura gradowa i tak samo wygladal na przystanku. Probowalam go troche zagadac i wyciagnac z niego o co mu tak <i>naprawde </i>chodzi, ale bezskutecznie. Kiedy machal mi przez okno autobusu, wygladal jakby mial sie zaraz rozplakac. Nie mialam pojecia co sie dzieje i modlilam sie tylko zeby nie byl znowu chory... Wrocilam do domu, ogarnelam ponownie zmywarke oraz prania, pobawilam sie w otwieranie drzwi kotu, wypilam kawe i musialam jechac do roboty. Nooo, w sumie <i>nie </i>musialam, ale te dwa dni w tygodniu "lubie" sie tam pokazac. Tym razem wpadlam tez na kolege (kto wie co tam porabial) i wypytalismy sie nawzajem o to, czy wiemy cos o powrocie. Zadne z nas oczywiscie nie mialo zadnych nowych wiadomosci. :( Po powrocie do domu, pierwsze co, to przyjrzalam sie bacznie Kokusiowi. Panicz wygladal i zachowywal sie normalnie - wrocil zwykly wesolek. Czyli rano musial byc po prostu zaspany i jednak troche zmeczony po nartach, ale sie nie przyzna... :/ Zjedlismy obiad, posiedzielismy, Bi odrobila lekcje i jechali na trening. Powiedzialam im, ze glowny trener odchodzi i zeby podeszli i mu podziekowali za te wszystkie lata, ale nie mialam wiekszej nadziei ze zapamietaja. Tym bardziej, ze srednio za tym trenerem przepadaja... O dziwo, po powrocie zareportowali, ze jednak z nim rozmawiali. Wieczor to oczywiscie juz kolacja, szykowanie sie na kolejny dzien, itd. A o 21:30, Nik znienacka oznajmil, ze... musi odrobic lekcje! :O Mialam ochote go udusic, bo przed treningiem snul sie bez celu, skakal do gornych framug drzwi (z nudow) i nawijal glupoty trzy po trzy. A jak trzeba sie szykowac do snu, to przypomina sobie o pracy domowej! Przyznaje, ze troche w tym mojej winy, bo Mlodszy wiekszosc zadan odrabia w szkole i do domu przynosi sporadycznie jakies niedokonczone resztki. Nie zawsze wiec pamietam zeby go spytac, a kiedy to robie, zwykle i tak odpowiada, ze nic nie ma...<br /></p><p>Czwartek zaczal sie jak zwykle dosc wczesnie. Trzeba zaznaczyc, ze byl to <u>29 luty</u>, widywany tylko co cztery lata. :D Po 14 stopniach z poprzedniego dnia, rano mielismy -3, z odczuwalna -9, bo mocno wialo. Na szczescie okazalo sie, ze to dzien wczesnych autobusow. Bi dojechal juz o 7:21, wiec stalysmy na zewnatrz cale dwie minuty. A Kokusia podjechal idealnie kiedy doszlismy na przystanek. Nie ukrywam, ze bylam bardzo zadowolona, ze prawie natychmiast moglam wrocic do cieplutkiego domku. Tego dnia nie planowalam jechac do roboty, ale poogarniac troche chalupe. W domu jak w domu, zawsze jest mnostwo do zrobienia. Odkurzylam i pomylam podlogi na gorze, wyszorowalam kuchnie, poskladalam jedno z niekonczacych sie pran... No, same wiecie jak wyglada domowa codziennosc. ;) Wiekszosc dnia smignela niewiadomo kiedy i ani sie obejrzalam, wrocila ze szkoly Bi. Zdazylam podac jej obiad i zamienic pare slow, a wrocily chlopaki. Reszta nas dolaczyla do jedzacej panny, a potem chwila oddechu i M. z dzieciakami jechali na basen/silownie. Ja w tym czasie wzielam prysznic, a potem szykowalam ciuchy oraz przekaski na kolejny dzien. Kiedy reszta wrocila, zjedlismy szybko kolacje, malzonek walnal sie do lozka, niedlugo po nim Nik, a Bi zasypiala na fotelu w salonie, ale dopiero przed 23 udalo mi sie ja wygonic na gore. Niestety, przy myciu zebow tak sie rozbudzila, ze kiedy kwadrans pozniej sama sie kladlam, panna siedziala w lozku, ale jeszcze nie spala. Za to wczesniej wolalam kota, ktory jak zwykle wyszedl po kolacji, a ten podszedl pod schodki, popatrzyl i sobie poszedl. :O Co robic... Zostawilam M. karteczke zeby zawolal ja jak wstanie i poszlam spac. ;)</p><p>Piateczek przywital solidnym mrozem, bo -7, ale za to bezwietrznie. Od rana moj telefon irytujaco pikal, bo sasiadka zapraszala Potworki na zabawe popoludniu i sporo bylo szczegolow do uzgodnienia. Autobus Bi podjechal o 7:24, czyli tak posrodku, ani wczesnie, ani pozno. ;) Za to Kokusia zrobil nas w balona. Mlodszy poszedl na gore myc zeby, a ja konczylam jesc sniadanie i krecilam sie na dole, zerkajac bezmyslnie przez okno. A tu nagle na nasza ulice wjezdza autobus! Nie zatrzymal sie na rogu (gdzie jest przystanek), wiec zalozylam ze to z podstawowki (ten zabiera dzieci spod domow), ale na wszelki wypadek zaczelam wolac Kokusia. Panicz sie ociaga, a ja widze ze sasiad z naprzeciwka wybiega z domu z corka, bo pewnie jak ja, na wszelki wypadek wolal sprawdzic ktory to autobus. ;) Wyprysnelismy z Nikiem z chalupy, ale autobus juz zdazyl zawrocic i dojechal ponownie na przystanek. Widze ze sasiad podchodzi pod okienko kierowcy, pewnie upewniajac sie ze corka wsiada do wlasciwego. Dwoch chlopcow z naszego przystanku tez akurat dobieglo i wsiadlo, wsiadla sasiadka, wiec Nik puscil sie pedem i na szczescie zdazyl. No ale takich "wyscigow" dawno nie mielismy. ;) Ja oczywiscie nawet nie zdazylam podejsc, ale sasiad powiedzial, ze to jakis zastepczy kierowca, ktory nie mial pojecia co sie dzieje. Patrzylismy potem z opadnietymi szczekami, jak autobus od razu skreca w lewo zeby wyjechac na glowna droge, zamiast w prawo, zeby zrobic koleczko po drugiej czesci osiedla (skad chyba tez zabiera jakies dzieciaki). Od sasiadki z ktora smsowalam wczesniej wiem, ze od ich strony tez nie zabral dzieciakow (m.in, jednej z jej corek), bo nikt nie spodziewal sie ze moze dojechac tak wczesnie. Po poludniu Nik opowiadal, ze dotarli do szkoly tylko z dziewiatka dzieciakow i juz o 8:11. O tej porze jeszcze nie wpuszczaja uczniow do budynku, a w miedzyczasie podejrzewam, ze rodzice wydzwaniali, ze autobus nie odebral ich dzieci. Musieli wiec przejechac cala trase od nowa. :O Ja w kazdym razie wrocilam do domu po odjezdzie Kokusia, wypilam kawe i pojechalam na zakupy. Po powrocie oczywiscie wtaszczyc torebska na gore, rozpakowac to cale dobro, a potem juz odgruzowywanie, czyli zwykla codziennosc... Po szkole wpadla jak burza Bi, z kolezanka do kompletu. Troche zla bylam, bo przygotowalam pannie przekaske zanim pojdzie do sasiadow, ale nie mialam nic gotowego dla kolezanki. Pytalam kilka razy czy chcialaby cos przekasic, ale odmawiala. W koncu dziewczyny polecialy do sasiadow, a po chwili do domu dojechal M. z Kokusiem. Na szczescie kupili po drodze pizze, wiec nie musialam sie martwic zeby Nik cos zjadl zanim pojdzie do sasiadow. Pytalismy go zreszta z M. czy na pewno <i>chce </i>spedzic 1.5 godziny z samymi dziewczynami. Coz, chcial. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhv0vh2seS140ajKDdefbhRh9Xu3j2GH7jdDTWyV4_SOqXKBJIL091Q95DsaNCeSXluginyp0XdXyAAz5h5qCS01AYXQBrIr-Sjyvl0YeHh_HUelpZxCY78AHtt8WbcCjdu6kL6JuVSmgJ0yGeltyL4eXIotnBgL47D40tQBq81xFwdO4yarslvyqfdHRg/s571/IMG_8032_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="429" data-original-width="571" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhv0vh2seS140ajKDdefbhRh9Xu3j2GH7jdDTWyV4_SOqXKBJIL091Q95DsaNCeSXluginyp0XdXyAAz5h5qCS01AYXQBrIr-Sjyvl0YeHh_HUelpZxCY78AHtt8WbcCjdu6kL6JuVSmgJ0yGeltyL4eXIotnBgL47D40tQBq81xFwdO4yarslvyqfdHRg/s320/IMG_8032_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Sasiadka, tak jak ja, lubi pstrykac foty przy kazdej okazji :)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Odprowadzilam go wiec, zabierajac przy okazji Maye na szybka przechadzke. Sasiadka konczyla jeszcze prace, wiec jej nie widzialam, ale napisalam jej potem zeby po prostu odeslala dzieciaki o 17:30. Na szczescie tym razem nie bylo problemu zeby zaciagnac Bi do domu, bo wiedziala, ze mamy potem plany. A jakie? :D Otoz, druzyna plywacka przygotowala mala uroczystosc rozdania wszystkich zaleglych wstazek oraz dodatkowych dyplomow. Fajnie, ze przyjechal na nia jeszcze ich glowny trener, mimo ze jego ostatni dzien w pracy byl poprzedniego dnia. ;) A kiedy pisze "mala" uroczystosc, to mam na mysli dokladnie <i>to</i>. Podobna urzadzili kilka lat temu, jeszcze przed covidem, ale wtedy skrzykneli rodzicow, kazdy przyniosl jakies przekaski, deser, picie, itd. Trenerzy urzadzili dzieciakom najpierw gry w wodzie, a zarzad budynku zamowil pizze. Tym razem widzialam, ze sporo dzieciakow tez przyjechalo w strojach kapielowych, ale poniewaz w mailu nic na ten temat nie bylo, wiec Potworki zostawily plecaki ze strojami oraz recznikami w aucie, bo stwierdzilam, ze jak cos to im je szybko przyniose. Okazalo sie jednak, ze cala "impreza" to bylo tylko wlasnie rozdanie nagrod. Najpierw wywolywali po kolei dzieciaki z kazdej grupy i dawali zdobyte wstazki za odpowiednie miejsca w wyscigach.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4WoANwUlchEpExX7obx6L_ZwTzsm13LMNBLsOvK9EznDsnxwbZ8c0vsMvB36IxRD4vBkGo1RRdAWFh-1OMZmJyZ8UVKoA0mDtAyX_qxkIqPs8MGkrF4NccUPhyphenhyphenWqEYvKX5Ag3fwaUGHhIBRGUWK9LHQvgLhgPyBsygM6iwU9LZn4n7H5x4AxeduzLOH4/s630/IMG_5873_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="630" data-original-width="473" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4WoANwUlchEpExX7obx6L_ZwTzsm13LMNBLsOvK9EznDsnxwbZ8c0vsMvB36IxRD4vBkGo1RRdAWFh-1OMZmJyZ8UVKoA0mDtAyX_qxkIqPs8MGkrF4NccUPhyphenhyphenWqEYvKX5Ag3fwaUGHhIBRGUWK9LHQvgLhgPyBsygM6iwU9LZn4n7H5x4AxeduzLOH4/s320/IMG_5873_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik wstazki chwycil niemal w locie :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Kazdy rodzic mogl pstryknac dziecku pamiatkowe zdjecie, a potem kazda grupka miala zdjecie grupowe.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglyuWRGhDY-cggfkw6lRbjDFTcwz8VnkO9S9rdGI37OTLmdkdJWkgdJOwe92AckIKiOxXljuFTMDsdLU3Ilzder3d93S0yeZM4CxwdpeOQ9EWROXUonJsxC22ZpSxnW_I972u09LrzU0BUfXC35zs9ZYDdZVXXJBIhEKc0eGFnN6eRH-ePdg4S4cpeLcg/s601/IMG_5874_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="601" data-original-width="451" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglyuWRGhDY-cggfkw6lRbjDFTcwz8VnkO9S9rdGI37OTLmdkdJWkgdJOwe92AckIKiOxXljuFTMDsdLU3Ilzder3d93S0yeZM4CxwdpeOQ9EWROXUonJsxC22ZpSxnW_I972u09LrzU0BUfXC35zs9ZYDdZVXXJBIhEKc0eGFnN6eRH-ePdg4S4cpeLcg/s320/IMG_5874_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mlodszy z duma prezentuje wstazki za jedne jedyne zawody, na ktore pojechal - niebieskie za pierwsze miejsca, czerwone za drugie. Dostal jednak tez wstazke za te dodatkowa sztafete</span><br /></div></div><div> <p></p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7L9PDYLXnGPx2MQA1Y0ofCLNPeaSSEdoVpGbmrbcMb42at7sB_6yHt99r9LUdCnqdZaMRRhlYHNE4OTZXLh_9X4qciaqJZxBHVYtXPwpzljOVonqNbSlrtA-Q_XZZ0WOxVP5fJ5xpmN8rABRJc9wEBX2i0UVoSv4PmrTqVSLNQyiJHbGW5vqvHCOamOQ/s530/IMG_5877_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="398" data-original-width="530" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7L9PDYLXnGPx2MQA1Y0ofCLNPeaSSEdoVpGbmrbcMb42at7sB_6yHt99r9LUdCnqdZaMRRhlYHNE4OTZXLh_9X4qciaqJZxBHVYtXPwpzljOVonqNbSlrtA-Q_XZZ0WOxVP5fJ5xpmN8rABRJc9wEBX2i0UVoSv4PmrTqVSLNQyiJHbGW5vqvHCOamOQ/s320/IMG_5877_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Z grupy Potworkow zjawilo sie tylko czworo dzieciakow, ktore braly udzial choc w jednych zawodach</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Na koniec zrobili zdjecie wszystkich dzieciakow ze wstazkami, a potem calej druzyny (a raczej obecnych dzieciakow) wraz z trenerami.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt25E7dplotgwZ19RYqwWxPYbFSIrmSo89EDwr2mw3J71DIhcvHZo__LPXFiHpsMT1HbiMCRPDQYBXaYB7mz0xgILSDBXLMDtxs54NVBpEO86bBH60KChu64klZOpvATIp-QzR_tyLnko2pBVdy3301Wop4aeIuM-OmfvEjDtfDvAdsiZEyHbLgueyqJc/s531/IMG_5882_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="399" data-original-width="531" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt25E7dplotgwZ19RYqwWxPYbFSIrmSo89EDwr2mw3J71DIhcvHZo__LPXFiHpsMT1HbiMCRPDQYBXaYB7mz0xgILSDBXLMDtxs54NVBpEO86bBH60KChu64klZOpvATIp-QzR_tyLnko2pBVdy3301Wop4aeIuM-OmfvEjDtfDvAdsiZEyHbLgueyqJc/s320/IMG_5882_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tu wszystkie dzieciaki ze wstazkami</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pozniej znow zaczeli wywolywac dzieciaki po dyplomy w roznych kategoriach. Ponoc glosowali na siebie jakies dwa tygodnie temu. Bi zgarnela az dwa: za najlepszy kraul oraz "ducha zespolu". W kazdej kategorii bylo 3-4 zwyciezcow i szczerze, to Kokusiowi tez nalezalby sie dyplom za najlepszy kraul, ale jak sie nie jezdzi na zawody, to koledzy nie maja okazji tego zauwazyc. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8HJlUK5qyHAbxFl_4-1OMJOuYdI-ItdO2exQ8fx0T7xkcBsTDc3lfcPCjRfZ4iiXdxqUChO_asT5BHW-6p3Z5r5zZDvyXKNY67iS4FOt_Gpi9TiCcOpCy0IpeBdGj3wZnWJi1TZ4CeK7c_5_h3FLMzrqHhc_yiQ49O_jvtsfI_3d201jN6aDxshN2QEM/s581/IMG_5888_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="581" data-original-width="436" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8HJlUK5qyHAbxFl_4-1OMJOuYdI-ItdO2exQ8fx0T7xkcBsTDc3lfcPCjRfZ4iiXdxqUChO_asT5BHW-6p3Z5r5zZDvyXKNY67iS4FOt_Gpi9TiCcOpCy0IpeBdGj3wZnWJi1TZ4CeK7c_5_h3FLMzrqHhc_yiQ49O_jvtsfI_3d201jN6aDxshN2QEM/s320/IMG_5888_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">I jeszcze dyplomik do kompletu</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Na koniec trenerzy otworzyli jeszcze pudelko z ciastkami, wiec dzieciaki sie chociaz zaslodzily. ;) W kazdym razie, impreza byla szybka i choc miala sie odbyc od 18 do 19:30, to zaczela sie dopiero o 18:15, bo czekano na spoznialskich (a niektorzy i tak nie dojechali, mimo ze deklarowali ze beda), a skonczyla tuz przed 19. Potworki, wraz z grupa innych dzieciakow chcialy jeszcze koniecznie wyprobowac maszyny na silowni, bo pechowo te znajdowaly sie zaraz w salce obok, wiec jak mozna przepuscic taka okazje. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVmCmpfqtBl9IyMwXThXyh2vxHdy65_kzLzFblDd4ZwI6lZFpyEvRbCOYoNp1uImGVKlM5_QcPi4UVXsMDS9p8Tnk7fXTDgiUkcU6zMTryZHMc5uYtOyeGjuyi-I6uysx4hN3Fary1-Ujfrk9NwqscdjjxqpTlkck8oBqCHnalDucrEERrVadQv-_3EFY/s530/IMG_5894_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="530" data-original-width="398" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVmCmpfqtBl9IyMwXThXyh2vxHdy65_kzLzFblDd4ZwI6lZFpyEvRbCOYoNp1uImGVKlM5_QcPi4UVXsMDS9p8Tnk7fXTDgiUkcU6zMTryZHMc5uYtOyeGjuyi-I6uysx4hN3Fary1-Ujfrk9NwqscdjjxqpTlkck8oBqCHnalDucrEERrVadQv-_3EFY/s320/IMG_5894_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jeszcze kilka lat i beda mogli zapisac sie na silownie</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wrocilismy do chalupy w porze spania malzonka, ale dzieciaki do lozek sie oczywiscie nie kwapily, bo w koncu mialy weekend. :)</p><p>Do przeczytania!<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-15044685607299391792024-02-23T22:47:00.004-05:002024-02-23T22:53:02.157-05:00Cos jak ferie, tylko krotsze i nudniejsze ;)<p>Malzonek pracowal, ale dla mnie oraz Potworkow, sobota <u>17 lutego</u>, zaczela sie spoooro pozniej. Budzik nastawilam sobie na 8:30, ale przebudziwszy sie i nie slyszac zadnego ruchu z pokoi dzieci, przylozylam glowe do poduszki i... obudzilam o 9:18. ;) Kiedy usiadlam, dojrzalam ze w nogach lozka spi sobie Oreo, ktora przyszla pomiziac sie i przytulasnie nadstawiala lepek do drapanka. Potem doczytalam, ze byl to Swiatowy Dzien Kota, wiec niezle sie wstrzelila z tymi laszeniem. :) Gdy wstalam, okazalo sie ze Nik juz siedzi w lozku i oglada cos na tablecie, ale Bi jeszcze spi. Dla takiego rannego ptaszka jak ona, to szok. ;) Obudzila sie zreszta niedlugo potem, ale jak widac, poranek mielismy mocno opozniony. Pogoda zreszta zachecala do zaszycia sie pod koldra, bo sypal snieg.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYB8MiCanL6IQbiHMn1CYKz9e12LggZu5meLWZKRWaLWyG8qoG5J88sZzCaQaJyqMVGwYQBZMSEBw58bLFwGmKpsF_Q5Y3n6slJOCmNyMNll9GOkJDsV-RuKFUs79rQX9KoDq_sMYgsZJ28mIE-1WQRZYLq-acpqsL8xo4reZFjWbR38go7y6wKbk_N-o/s564/IMG_5784_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="423" data-original-width="564" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYB8MiCanL6IQbiHMn1CYKz9e12LggZu5meLWZKRWaLWyG8qoG5J88sZzCaQaJyqMVGwYQBZMSEBw58bLFwGmKpsF_Q5Y3n6slJOCmNyMNll9GOkJDsV-RuKFUs79rQX9KoDq_sMYgsZJ28mIE-1WQRZYLq-acpqsL8xo4reZFjWbR38go7y6wKbk_N-o/s320/IMG_5784_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Widok z sypialni</span><br /></div><div> <p></p><p>Nie bylo bardzo zimno, bo -1, ale zapowiadane byly tylko przelotne opady w srodku nocy, tymczasem do rana spadlo juz kilka cm i padalo dalej. Zreszta, przez caly dzien mielismy co chwila takie przelotne mini sniezyce.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSZJr3yXAOFP2pY4fxQuPdZCdSHHm9GsOh4QAMIrxnaqSEigCefIQsYA05jzHqypD3yiFbFx9in1ALH1ggnqTfX1_Hkaj1YknV7UeiITt87Eio-t0Qkm0lmObzlkglIIMnOlwmH-QRzH8IqKRkHVyNQ69YX81jYr9mvckFA9Nr3AXr1J9a_QHPniC5bv0/s564/IMG_5785_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="564" data-original-width="423" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSZJr3yXAOFP2pY4fxQuPdZCdSHHm9GsOh4QAMIrxnaqSEigCefIQsYA05jzHqypD3yiFbFx9in1ALH1ggnqTfX1_Hkaj1YknV7UeiITt87Eio-t0Qkm0lmObzlkglIIMnOlwmH-QRzH8IqKRkHVyNQ69YX81jYr9mvckFA9Nr3AXr1J9a_QHPniC5bv0/s320/IMG_5785_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Zima na calego</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Kiedy Potworki w koncu zwlokly sie z lozek, jak to ostatnio czesto bywa w weekendy, chcieli obejrzec film. Na dlugi weekend wypozyczyli sobie 4 plyty i w sobote wybrali druga czesc <i>Jurassic World</i>. Pod koniec ogladania wrocil M., ktory nadal byl mocno zachrypniety i kaszlacy. Nie wiem co to za wirus, ze do niego najbardziej sie przyczepil... Obejrzelismy potem skoki narciarskie i posiedzielismy, ale powstal dylemat, co zrobic z kosciolem. Bi odkaszlnela tak srednio raz na godzine, ale M. dostawal atakow kaszlu co chwila. Ciekawostka bylo, ze zadne nie kaszlalo juz w nocy, wiec w dzien gadanie musialo podrazniac im drogi oddechowe. Nie mniej, od czasow covid'a, ludzie raczej nerwowo reaguja na towarzyszy kichajaco - kaszlacych. Poniewaz malzonek mial pracowac w niedziele, wiec zakladal, ze do kosciola pojedzie w sobote. Do konca sie jednak wahal i nagle, kiedy juz zbieralismy sie do wyjscia, stwierdzil, ze jednak nie jedzie i moze wybierze sie nastepnego dnia po pracy, <i>jesli </i>kaszel odpusci... Poniewaz jednak i ja i dzieciaki bylismy gotowi, zdecydowalam, ze jedziemy. Bi byla bardzo oburzona i argumentowala, ze ona <i>tez </i>ma kaszel i powinna zostac w domu, mimo ze tydzien temu i tak na mszy nie byla bo nadal goraczkowala. Zgodnie jednak z moimi przewidywaniami, w czasie mszy ani razu nie zakaszlala. Po powrocie, poniewaz mialam jeszcze tyci dziennego swiatla, odsniezylam kostke z tej warstwy sniegu, ktora napadala wczesniej. Podjazd odsniezyl po pracy M., ale poszlam tez zobaczyc jak wyglada chodnik. Niestety wygladal kiepsko. Sniegu nie bylo na nim duzo, ale miejscami pojawiala sie taka cienka, niewidoczna warstewka lodu, ktorej czlowiek nie byl w stanie dojrzec, ale mozna sie bylo latwo wywalic, tym bardziej ze chodnik mamy nierowny i w dodatku opada lekko w dol. :/ W domu okazalo sie, ze M. konczyl wlasnie gotowac zupe ogorkowa, a pozniej czekal nas juz wieczor przed tv. Malzonek poszedl spac juz o 19, bo w pracy moga tymczasowo pojawiac sie o godzine wczesniej, a ja obejrzalam sobie "niedzielne" skoki narciarskie, bo przy roznicy czasu z Japonia, u nas lecialy o 21 w sobote. :)</p><p>Niedziela oznaczala ponownie pozny start dla mnie i dzieciakow, choc nieco wczesniejszy niz poprzedniego dnia. Tak jak w sobote, Potworki chcialy zaczac poranek od obejrzenia filmu. I ponownie padlo na kolejna czesc o dinozaurach. ;) Obejrzeli, a w miedzyczasie wrocil M., zachrypniety jeszcze mocniej niz dzien wczesniej. Niby czul sie dobrze, ale ta chrypa i kaszel strasznie dlugo go trzymaly... Moj tata wybieral sie do nas na cotygodniowa kawke, ale slyszac, ze malzonek nadal kaszlacy, a i Bi sporadycznie zakaszle, odpuscil. Zeby bylo weselej, pokaslywac mocniej zaczal... Nik. Widocznie juz taka natura tego wirusa, ze zaczyna sie goraczka, lamaniem w kosciach i bolem glowy, przechodzi w katar, a na koniec pojawia sie kaszel. Wszyscy bowiem przeszlismy to z podobnymi objawami, oprocz tego, ze u mnie byly one <i>bardzo </i>delikatne... Smieje sie do M., ze mozliwe ze wlasnie przeszlismy koronaswirusa, a ze ja jako jedyna zaszczepilam sie 2.5 roku temu, to mnie praktycznie nie chwycilo. Malzonek prychnal tylko, ze jesli ta szczepionka Johnson'a trzyma nadal po takim czasie, to on cieszy sie ze nic takiego nie dal sobie wstrzyknac. ;) W kazdym razie, cokolwiek to bylo, ja przechorowalam to jak bardzo lagodne przeziebienie, ale reszta odchorowala porzadnie. Malzonek, jak to malzonek. zamiast po pracy odsapnac, to przyjechal i z marszu zabral sie za pichcenie. Wstawil ryz do zupy, ale potem zaczal smazyc piersi kurczaka oraz rybe. Wrzucilam wiec do air fryera frytki i ugotowalam dzieciakom kukurydze, bo wiem ze lubia. To bylo najwyrazniej za malo stania przy garach, bo po obiedzie M. zabral sie za smazenie plackow z jablkami. Chociaz, w zasadzie to wiem o co mu chodzilo. Na post zrezygnowal z takich typowych slodyczy jak czekolada, batoniki czy cukierki, ale ze bez cukru zyc nie moze, wiec chociaz tymi plackami chce sie "zaslodzic". :D Mimo w miare wczesnej pory, rozpalilismy w kominku, bo dzien byl ponownie chlodny (+1) i wietrzny. Ja poskladalam pranie, wstawilam kolejne, przelozylam potem do suszarki, rozladowalam zmywarke, umylam kuchenke po malzonkowym smazeniu... no takie tam zwykle, domowe ogarnianie. Wieczor, jak zwykle ostatnio, spedzilismy na kanapie i przy kominku.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1bzb_zhkbii-YARu-s3TLFKNThAdtULiE9OTmb-bm_0ui5_DlzqKTRAU-mTk3bUm40bKbXl63j2icWkYkvFkUu6UckJe3bM1KgK-jU-TnljYZyVi5pPL2PAkmdADIfAiF6YqnrQtOfn_azPi0W5Kr0OYzCFMRUmKUycuJvKKeBmnTTPD2JSSZBRMZTUE/s657/IMG_5793_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="657" data-original-width="493" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1bzb_zhkbii-YARu-s3TLFKNThAdtULiE9OTmb-bm_0ui5_DlzqKTRAU-mTk3bUm40bKbXl63j2icWkYkvFkUu6UckJe3bM1KgK-jU-TnljYZyVi5pPL2PAkmdADIfAiF6YqnrQtOfn_azPi0W5Kr0OYzCFMRUmKUycuJvKKeBmnTTPD2JSSZBRMZTUE/s320/IMG_5793_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Przy kominku najbardziej lubia przesiadywac zwierzaki</span><br /></div></div><div> <p></p><p>A wieczorem fajnie bylo pomyslec, ze przede mna i dzieciakami jeszcze cale dwa dni wolne. ;) Potworki zas korzystaly z wolnego i mozliwosci spania do oporu, na maksa. Kiedy sie kladlam o 23:30, znalazlam Kokusia spiacego przy zapalonym swietle i nawet nie na poduszce, bo ta mial postawiona pionowo i oparta o zaglowek lozka. O dziwo i tablet i konsole mial wylaczone, wiec nie wiem dlaczego nie wylaczyl tez swiatla. ;) Bi rowniez wygladala na mocno spiaca, wiec powiedzialam jej zeby gasila lampe i szla do spania. Bez niespodzianki, nie posluchala i kolejnego dnia M. powiedzial mi, ze kiedy wstal po 2 nad ranem, panna rowniez spala przy zapalonych swiatlach. Te dzieciaki! ;)</p><p>Poniedzialek byl kolejnym dniem kiedy ja i Potworki moglismy sobie pospac, z czego oczywiscie chetnie skorzystalismy i cala nasza trojka zwlokla sie z lozek dopiero po 9 rano. Jak wymaga tego "tradycja", ranek zaczal sie od sesji filmowej. Tym razem wybrali <i>Guardians of the galaxy</i>. Ostatnio obejrzeli trzecia czesc i tak im sie spodobala, ze chcieli zobaczyc dwie poprzednie. Obejrzeli film jedzac sniadanie, troche sie ogarneli i niedlugo przyjechal moj tata. Mial rehabilitacje w naszej miejscowosci, a ze trwala ledwie pol godziny, to przyjechal na kawe. Mowi, ze rehabilitant nie bardzo wiedzial co z nim robic, bo przygotowany byl na kogos kto ledwie sie rusza, a dostal osobe, ktora swobodnie sama juz chodzi. Nie rozumiem dlaczego rehabilitanci sobie takich informacji nie przekazuja, no ale... W kazdym razie, nastepne zajecia mial miec w srode i podobno dostac cos trudniejszego. Dlugo u nas nie posiedzial, bo podobno chcial uniknac popoludniowych korkow, choc to rozumowanie bylo malo logiczne, bo przejezdzajac przez nasza miejscowosc w strone jego domu, nigdy nie ma wiekszych zatorow. To w <i>przeciwnym </i>kierunku trudno jest sie przedostac. A on wyjechal okolo 14, czyli grubo przed popoludniowymi godzinami szczytu. Kiedy pojechal, Potworki akurat konczyly jesc obiad, chwile odsapneli, a potem spytalam czy maja ochote podjechac do tego klubu w ktorym od stycznia mamy czlonkostwo. Niestety pogoda nie kooperuje i tylko raz udalo nam sie pojechac tam z Kokusiem na lodowisko. Poza tym niestety od dlugiego czasu wiekszosc dni ma temperatury plusowe, wiec lodowisko sie roztopilo, a lod na stawie nigdy nawet solidniej nie zamarzl. Z powodu choroby, Potworki nie zalapaly sie nawet na zjezdzanie na sankach z najwiekszego wzgorza. Niestety jest ono od poludniowej strony, a przy tym tak strome, ze snig znika z niego migusiem. Poniewaz jednak sniegu nadal mamy naokolo sporo, wiec wiedzialam, ze na mniejszych gorkach Potworki maja szanse pozjezdzac. Pod koniec tygodnia mialo nadejsc solidne ocieplenie, a zreszta dzieciaki wracaly do szkoly, wiec to byl ostatni dzwonek na zabawe na sniegu. Bi nie byla przekonana, ale w koncu pojechala. I niespodzianka, bo <i>oboje </i>bawili sie rewelacyjnie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMBj-P6H-p4KguDWCLKmhsRsjhsnIkBF6oXAAHGijwn9UTNDLuJ981JJlg5Q35Wx4VmjA7X6Uz06iyGmgMviK_CVzu1ADdofcsX3KZ6uc4zZ3YoZj-RUPaWzQU1YZiSOL9er-ed_rZchJ_lV5-NuOYmSxOVeo1IXmz21FvKgSSllQYpMCsva4frvbZK_M/s472/IMG_5796_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="355" data-original-width="472" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMBj-P6H-p4KguDWCLKmhsRsjhsnIkBF6oXAAHGijwn9UTNDLuJ981JJlg5Q35Wx4VmjA7X6Uz06iyGmgMviK_CVzu1ADdofcsX3KZ6uc4zZ3YoZj-RUPaWzQU1YZiSOL9er-ed_rZchJ_lV5-NuOYmSxOVeo1IXmz21FvKgSSllQYpMCsva4frvbZK_M/s320/IMG_5796_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jedzie Bi. Zdjecie wyplaszcza i tak naprawde ta gorka byla duzo bardziej stroma, choc niestety raczej niska...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Czesciowo moze dlatego, ze praktycznie nie bylo innych dzieci, bo wiadomo, ze Starsza czuje sie "dorosla" i czesto nie robi tego na co ewidentnie ma ochote, bo inni patrza. ;) Teraz, oprocz nich, z gorki zjezdzala jeszcze tylko jedna mala dziewczynka, wiec Potworki szalaly do woli. Poszlismy potem w glab, miedzy drzewa, gdzie nie bylo bardziej stromego wzniesienia, ale za to lagodne i dluuugie. Dzieciaki braly rozped i scigaly sie kto pojedzie dalej.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDvc8LnatVfhtfcEKHJfiLYEbpjMpBAsYlQS6xgX9GG4QkEJT_S4Pg2zgHUyKKAL4TW1Q8yK0cJW8A0ekoDBnVu9TiydPBJ5clNCSibe5SH-JNsRCqSGZAVvMMjJG0tVPwO-8vBS57yTU_5OmVWl7YlHb2wwqW4jk49ypP12tvglalIOslX_yYFIO-Gfk/s520/IMG_5804_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="391" data-original-width="520" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDvc8LnatVfhtfcEKHJfiLYEbpjMpBAsYlQS6xgX9GG4QkEJT_S4Pg2zgHUyKKAL4TW1Q8yK0cJW8A0ekoDBnVu9TiydPBJ5clNCSibe5SH-JNsRCqSGZAVvMMjJG0tVPwO-8vBS57yTU_5OmVWl7YlHb2wwqW4jk49ypP12tvglalIOslX_yYFIO-Gfk/s320/IMG_5804_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi zjezdza, Nik wchodzi pod "gorke" - tutaj faktycznie bylo niemal plasko ;)</span><br /></div></div><div> <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMVJbTJfsu5M3IlGStPPWTs2RMUKRdKEmIkH0TCpaaz7xKIgMNNhLLl914wRknawFjcasmjIvlKOBt2RBxDszJ0iBwlxkPvDuXtkeKi9nylLkcgpLggLRkKqIl5eSvesAFkvX52M0OaVb9ot333yZ2i0KwN8ZFfex8maaNes6uoG_I3Qov1IJxszLZy5E/s472/IMG_5801_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="354" data-original-width="472" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMVJbTJfsu5M3IlGStPPWTs2RMUKRdKEmIkH0TCpaaz7xKIgMNNhLLl914wRknawFjcasmjIvlKOBt2RBxDszJ0iBwlxkPvDuXtkeKi9nylLkcgpLggLRkKqIl5eSvesAFkvX52M0OaVb9ot333yZ2i0KwN8ZFfex8maaNes6uoG_I3Qov1IJxszLZy5E/s320/IMG_5801_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Obok stoi drewniany plac zabaw, na ktory Nik musial oczywiscie pojsc, a potem skarzyl sie, ze bylo slisko. Ciekawe dlaczego? :D</span><br /></div></div><div><p></p><p style="text-align: left;"></p><p>Zaraz obok jest zejscie do stawu i to okazalo sie hitem. Staw byl pokryty cieniutka niczym szyba warstwa lodu. Potworkom udawalo sie butami odlamywac kawalki, po czym rzucali nimi o lod, na ktorym rozpryskiwaly sie na setki mniejszych kawaleczkow. </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHJaM0XUbpXcD4AkumjB9LaCCRT-Ww169DE13NXfLmtQAFIEDeRzHvcEUSia3gIv20XvpKzhNL5qxSv3tM3vUvYn2ucoEyNkMlUhUVsE3BGitrZOE_zwiaGtkTw2RkH6o9dOdEoThR_MbYtW0dnE1coVJt2QEVbnIULmg653yE5KTcONPtlyqawqGMqK4/s598/IMG_5813_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="448" data-original-width="598" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHJaM0XUbpXcD4AkumjB9LaCCRT-Ww169DE13NXfLmtQAFIEDeRzHvcEUSia3gIv20XvpKzhNL5qxSv3tM3vUvYn2ucoEyNkMlUhUVsE3BGitrZOE_zwiaGtkTw2RkH6o9dOdEoThR_MbYtW0dnE1coVJt2QEVbnIULmg653yE5KTcONPtlyqawqGMqK4/s320/IMG_5813_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kto by pomyslal, ze bedziemy mieli w tym roku taka piekna, zimowa scenerie</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zupelnie nie rozumialam co w tym takiego fajnego, ale spedzili na tym wiecej czasu niz zjezdzajac z gorek. Oczywiscie wracajac potem do auta, zaliczyli ponownie kilka zjazdow. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirwQBMX0wWBmb6gwQDzTTUy04gZu7LPSnBrWvIE2KidkHjp76aNoDgD855bDHrVAJJIWxNpi2i2SJWiHCOk8b5nIupBZkog5H86lkQi57LhH7qrq8wv_3jmC9AxLMiDCRQzXABI8u1wnUEaq0f4m62KwHtN6O7jacSHLD2inK5yfIbjIGTcXqZkSxu4Vw/s546/IMG_5814_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="409" data-original-width="546" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirwQBMX0wWBmb6gwQDzTTUy04gZu7LPSnBrWvIE2KidkHjp76aNoDgD855bDHrVAJJIWxNpi2i2SJWiHCOk8b5nIupBZkog5H86lkQi57LhH7qrq8wv_3jmC9AxLMiDCRQzXABI8u1wnUEaq0f4m62KwHtN6O7jacSHLD2inK5yfIbjIGTcXqZkSxu4Vw/s320/IMG_5814_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik zjezdza w pozycji "na medytacje", jak sam ja okreslil ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wrocilismy troche zmarznieci, bo na otwartym terenie mocno wialo, a temperatura wynosila tylko 1 stopien na plusie. Reszta wieczora minela juz typowo. Cos tam posprzatac, poskladac pranie, zmienilam tez dzieciakom posciel, a poza tym oddawalismy sie upojnym chwilom z telewizorem. :D</p><p>Wtorek byl ostatnim dniem Potworkowych "ferii". Ponownie wstalismy pozno i dzien dzieciaki zaczely od kolejnej czesci <i>Straznikow galaktyki</i>. Ja w tym czasie robilam sniadanie, ogarnialam sie i odgruzowywalam nieco chalupe. Poniewaz dzien zaczelismy dopiero po 9 rano, wiec zanim sie obejrzalam, musialam pomyslec o obiedzie. Na szczescie, dzieki malzonkowemu, weekendowemu pichceniu, nadal mielismy kotlety i rybe, ale musialam przyszykowac jakies kartofelki oraz surowke. Dzieciaki zjadly i zaproponowalam, ze mozemy pojechac na lodowisko. W klubie niestety panuja roztopy, ale otwarte nadal bylo to, na ktore zwykle jezdzilismy. Poczatkowo zadne z dzieciakow nie wykazalo zbytniego entuzjazmu i juz myslalam, ze nic z tego. Nik szybko stwierdzil, ze wlasciwie dlaczego nie, ale Bi nadal sie opierala. Przekonalam ja jednak, ze od nastepnego tygodnia zapowiadana jest calotygodniowa odwilz i temperatury powyzej 10 stopni. W klubie nie ma szans na otworzenie lodowiska, a tym bardziej urzadzenia go na stawie. A nawet nasze ulubione lodowisko moga zamknac szybciej, bo i tak zwykle robia to w polowie marca. Tymczasem we wtorek mielismy +2 stopnie, wiec temperatury nawet przypominajace zime, czyli idealnie na lyzwy, a ze mogl to byc ostatni raz, wiec w koncu i panna zdecydowala, ze pojedzie. Oczywiscie przez te dyskusje jechac - nie jechac, a potem szukanie rekawiczek, czapek, skarpet, itd., wyruszylismy z domu duzo pozniej niz zakladalam. W polowie drogi nawet zaczelam sie zastanawiac czy to ma sens, ale slowo sie rzeklo, a lodowisko jest na szczescie tanie jak barszcz... Zanim dojechalismy, zaplacilam za wejscie i zalozylismy lyzwy, zostalo nam raptem pol godziny jazdy. Nik byl rozczarowany, ale Bi sie ucieszyla oczywiscie. Przynajmniej, poniewaz czasu bylo niewiele, wykorzystalismy go na maksa. Zwykle przyjezdzamy na godzine, ale sporo z tego czasu odpoczywamy na laweczkach, Starsza jojczy ze bola ja stopy, itp. Tym razem jezdzilismy praktycznie bez przerwy. Mlodszy oczywiscie od poczatku zasuwal jak szogun, ale mnie i Bi zajelo kilka koleczek zeby poczuc sie swobodniej.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0bCS9Gtr5XBfqUOizB5qgz9sExwLTTHjNZt-6zIhaL60aApvkVTFxA1Bp9JczQYkexVg5sJJFG6SsFh5FqslNQEZ36P2HWSYkk-KmPOViyjukFMuxfuolDcWMv9i18p9bQC7RLPVwugRZ1lP1n_aB3A4f6mkz1YRkBdRBEkApOs5mxf_wvHH7vzg79lo/s624/IMG_5834_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="468" data-original-width="624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0bCS9Gtr5XBfqUOizB5qgz9sExwLTTHjNZt-6zIhaL60aApvkVTFxA1Bp9JczQYkexVg5sJJFG6SsFh5FqslNQEZ36P2HWSYkk-KmPOViyjukFMuxfuolDcWMv9i18p9bQC7RLPVwugRZ1lP1n_aB3A4f6mkz1YRkBdRBEkApOs5mxf_wvHH7vzg79lo/s320/IMG_5834_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Zaleta tak poznego przyjadu bylo to, ze lodowisko robilo sie juz pustawe</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ja zawsze potrzebuje czasu na "rozruch", a panna nadal oswaja sie z nowymi lyzwami, bo przeciez to byl ledwie jej drugi raz na nich. Tak "czesto" w tym roku jezdzilismy... ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyMfPleieECmFH6H-PLmkVSXXbnVrqcD5IeQqmtRt1aWPoMsVkLPQpx43LZqp0pu3IFTyhw0INUDhPKX7J1lg3Nl_76NkTicZOkcw_CvgcFftJDdCoH2Jmvv4G7UCGt3dV3pAchI3zaYI2I4SK0F47c9vwFkSzyyBh0jfbTXI6gl5ihNBrXPirBC4nb_A/s624/IMG_5826_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="468" data-original-width="624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyMfPleieECmFH6H-PLmkVSXXbnVrqcD5IeQqmtRt1aWPoMsVkLPQpx43LZqp0pu3IFTyhw0INUDhPKX7J1lg3Nl_76NkTicZOkcw_CvgcFftJDdCoH2Jmvv4G7UCGt3dV3pAchI3zaYI2I4SK0F47c9vwFkSzyyBh0jfbTXI6gl5ihNBrXPirBC4nb_A/s320/IMG_5826_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Panna mine ma dosc "zdeterminowana" ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ostatecznie jednak oboje stwierdzili, ze dobrze sie bawili. Pytali tez czy mozemy w weekend wybrac sie z jakimis kolegami/ kolezankami. Coz, zobaczymy co sie da zrobic.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgl0EljP7lRNkXoGrAKPj5lDnp7HHt53j0FQ4WXkFw4usjeXiE4mWzbxAwylFqb0VdCLL6wGJiT5czndiJs63_UEU89mKmgFQSL_lpFgWV0HlctwosOGXthNUQZedMH0euliEiTeU87S0yfIZ6CrI0EB2QTziTB1C_Ri3CXJ94N3JVqS02lOyeBP6HPSFA/s550/IMG_5823_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="414" data-original-width="550" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgl0EljP7lRNkXoGrAKPj5lDnp7HHt53j0FQ4WXkFw4usjeXiE4mWzbxAwylFqb0VdCLL6wGJiT5czndiJs63_UEU89mKmgFQSL_lpFgWV0HlctwosOGXthNUQZedMH0euliEiTeU87S0yfIZ6CrI0EB2QTziTB1C_Ri3CXJ94N3JVqS02lOyeBP6HPSFA/s320/IMG_5823_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Zrobienie im teraz przyzwoitego zdjecia graniczy z cudem, bo Bi broni sie rekoma i nogami. Widziecie ta "szczesliwa" mine? :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wracajac zajechalismy na stacje benzynowa, gdzie chwycilam sobie kawe, a dzieciaki po plasterku pizzy, a potem podjechalismy jeszcze do biblioteki. Bi miala upatrzona ksiazke i zgarnela jeszcze druga, Nik chwycil komiks, a do tego dorzucili dwa filmy oraz dwie gry. ;) Wrocilismy do chalupy, gdzie juz wieczor minal ekspresowo, zmienilam posciel u nas, pomyslec o jakiejsc kolacji i zaraz trzeba sie bylo szykowac na powrot do szkoly. Na szczescie w tym tygodniu tylko na 3 dni. :)<br /></p><p>W srode "ferie" oficjalnie sie skonczyly, wiec dzien zaczal sie brutalna (:D), wczesna pobudka. Jak sobie pomysle, ze za 3 tygodnie zmienimy czas (u nas jest to na wiosne wczesniej niz w Polsce), to plakac sie chce. Od zawsze nienawidzilam tej wiosennej zmiany czasu... :/ Poki co jednak, trzeba bylo wstac normalnie, poasystowac corce w szykowaniu sie do wyjscia i pomaszerowac, ona na przystanek, a ja na kraniec podjazdu. Mielismy -9 stopni, ale na szczescie nie wialo, wiec temperatura byla podobna, a autobus podjechal juz o 7:23, wiec nie musialysmy dlugo tam sterczec. Nik sam sie obudzil zanim wyszlam z Bi, wiec kiedy wrocilam, siedzial juz na dole i konsumowal sniadanie. Zjadlam swoje, Mlodszy skonczyl sie szykowac i pomaszerowalam z kolei z nim. Tu na szczescie tez autobus dosc szybko podjechal i moglam wrocic do cieplutkiej chalupy. W domu jak zwykle, wstawic zmywarke oraz pralke, poskladalam pranie z dnia poprzedniego, umylam kuchenke... Udalo mi sie wypic spokojna kawke, po czym pojechalam do roboty. Nie chcialo mi sie jak diabli, bo przez choroby calej rodziny, nie bylo mnie tam niemal 2 tygodnie. Jak juz jednak dojechalam, poczulam sie duzo lepiej. Praca wprowadza jakas taka spokojna rutyne i porzadek w plan dnia. :) W robocie posiedzialam kilka godzin i nawet widzialam szefa, bo napisalam mu ze dostal list, wiec przyjechal go zabrac. Szkoda, ze gosciu jak zwykle byl cichotajny, powiedzial dzien dobry, po czym zaszyl sie w swoim biurze i tyle go widzialam. :/ Po pracy do chalupy, obiad, chwile posiedziec i pogadac z rodzina, po czym reszta jechala na basen/ silownie. Wreszcie tygodniowy grafik wraca do wzglednej normy po tym przydlugim chorowaniu. ;) Oni budowali miesnie, a zajmowalam sie jak zwykle domem. Po ich powrocie oczywiscie zostal tylko czas na kolacje i pora byla szykowac sie do snu.<br /></p><p>W czwartek rano powtorka z rozrywki. Wyszlam z Bi i z daleka nadzorowalam co dzieje sie na przystanku. Na szczescie kolezanka wysiadla i stala z Bi, a autobus przyjechal ponownie calkiem szybko. Potem powrot do domu, do Kokusia, a po chwili musialam wyjsc z kolei z nim. Dzieciaki pojechaly do szkol, ale ja zostalam tego dnia w domu. Odkurzylam i pomylam podlogi i ogolnie zajelam sie chalupa. Milo bylo tak pobyc sam na sam z domkiem, po kilkunastu dniach kiedy ciagle ktos platal sie pod nogami. ;) Jak to bywa kiedy czlowiek cieszy sie samotnoscia, ani sie obejrzalam, a wrocila ze szkoly Bi, a wkrotce po niej chlopaki. Nik mial tego dnia pisac test z matematyki, ale hamerykancka szkola poraz kolejny mnie zaskoczyla. Pozytywnie. Nauczycielka wiedziala, ze Nik opuscil praktycznie caly zeszly tydzien, wiec ominely go powtorki i cwiczenia zagadnien. Kiedy wiec reszta pisala, matematyczka usiadla z samym Kokusiem zeby mu wytlumaczyc to, co robili kiedy go nie bylo. Test mial za to napisac w piatek. Nie ukrywam, ze bardzo mi sie takie podejscie do ucznia podoba... Tak jak w srode, zjedlismy obiad, troche posiedzielismy, Starsza odrobila lekcje i niedlugo M. z dzieciakami jechali na trening. Ja ponownie mialam do poskladania pranie, do wstawienia zmywarke, przygotowalam sniadaniowki na kolejny dzien, ale udalo mi sie tez usiasc ze spokojna kawka. Kiedy wrocili to juz byla szybka kolacja i szykowanie sie do spania. <br /></p><p>Piatkowy ranek to znow podobny schemat, tyle ze z opoznieniami autobusow w tle. Wiecie, trzy dni z przyjazdami na czas, to wyraznie za duzo. :D Ten Bi jeszcze nie dojechal jakos tragicznie, bo o 7:28, wiec 5 minut pozniej niz w poprzednich dwoch. Tyle, ze padal deszcz i bylo raczej paskudnie, wiec niezbyt milo sie stalo. Za to z Kokusiem doszlismy na przystanek i zdziwieni stwierdzilismy, ze nikogo tam nie ma. Na glos zastanawialam sie czy sie spoznilismy, ale w tym momencie zobaczylam nadchodzacego sasiada z corka. Ktory zagadnal o mailu informujacym o opoznieniu. Super... Rano to taki wyscig z czasem, ze nie mam kiedy sprawdzac maili. Takie zawiadomienia powinni wysylac smsami. W kazdym razie, opoznienie mialo wyniesc 10-12 minut, ciekawe tylko w stosunku do ktorej pory. Pewnie bowiem nie pamietacie, ale autobus Kokusia mial przyjezdzac wczesniej - o 7:50. Jak dotychczas jednak ani razu mu sie to nie udalo i dojezdza o 7:55 lub pozniej. Tym razem dojechal o 8:07, wiec nie bylo najgorzej, chociaz tak jak wczesniej z Bi, stanie w padajacym deszczu to zadna przyjemnosc. Wrocilam do domu i jak zwykle mialam do rozladowania zmywarke i poskladanie prania, przrywane co chwila wypuszczaniem i wpuszczaniem Oreo. Nie wiem co ja napadlo tego dnia, ale nie mogla sie najwyrazniej zdecydowac, gdzie chce zostac. Potem pojechalam do roboty, gdzie o dziwo ponownie pojawil sie szef. Nie moze w domu z zona wytrzymac (ona pracuje zdalnie), czy co? ;) Zbyt dlugo tam nie posiedzialam, bo piatek to dzien, kiedy zwykle jade po tygodniowa spozywke. Wyszlam wiec o rozsadnej porze i popedzilam na zakupy. Ogarnelam sie w miare sprawnie i do domu dotarlam gdzies po 16. Reszta popoludnia oraz wieczor uplynela pod znakiem relaksu, z racji ze dzieciaki nie mialy zadnych treningow, wiec nigdzie nie trzeba sie bylo szykowac. W ogole teraz, kiedy nie ma ani meczow, ani zawodow plywackich, weekendy zapowiadaja sie raczej nudne. Szczegolnie ze kasy na zadne ekstrawagancje tez nie ma. ;) A! Napisala do mnie mama kolezanki Bi, z ktora grala w pilke przed ostatnim sezonem. Nie wiem czy pamietacie; to ta dziewczynka, ktorej dziewczyny tak docinaly, ze odeszla do zespolu w swojej miejscowosci jeszcze zanim zaczal sie jesienny sezon. W kazdym razie, piszemy do siebie z ta mama od czasu do czasu i wspominalam wczesniej, ze Starsza za cholere nie chce grac na wiosne. Teraz zaproponowala ze Bi moze zagrac z ich zespolem, bo ktos odchodzi i szukaja zastepczej zawodniczki. Ona pamietala, ze Starsza byla bardzo dobra i pomyslala, ze moze zechce zagrac w zespole swojej corki, w ktorym ponoc panuje duzo lepsza atmosfera. Niestety, najwyrazniej niechec Bi do pilki noznej siega glebiej niz tylko do obecnej druzyny, bo nie chce grac nawet z kolezanka, ktora do tamtego feralnego odejscia, wydawala sie jedna z najblizszych kumpelek. :( Nowa miloscia panny jest plywanie, tylko ciekawe na jak dlugo? :D W kazdym razie, wieczor byl spokojny i szkoda, ze po takim niby "krotszym" tygodniu obowiazkow czulam sie wyrabana (okres tez nie pomagal) jakbym wlasnie przebrnela przez caly tydzien pracy...</p><p>Caly miniony tydzien byl nadal dosc zimowy. Temperatura nie przekraczala 2 stopni i nadal wszedzie lezy sporo sniegu. Dopiero dzis mielismy +6 stopni, co w polaczeniu z porannym deszczem pozwolilo go troche stopic. W weekend ma nadal byc dosc chlodno, a do tego wietrznie, co spowoduje dodatkowo sporo nizsze odczuwalne temperatury. Od poniedzialku jednak, zapowiadaja wiosne. Ma cos padac, ale temperatury maja sie utrzymac powyzej 10 stopni, bez przymrozkow nawet w nocy. Podejrzewam, ze kilka takich dni i snieg "zjedzie" zupelnie. W dodatku na horyzoncie nie ma zadnego ochlodzenia, a przeciez to dopiero koncowka lutego i poczatek marca...<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-51356652425454731692024-02-16T23:16:00.018-05:002024-02-21T12:22:47.869-05:00Chorobowe (i pogodowe) zmiany planow<p>Przez chorobe Bi, plany na sobote, <u>10 lutego</u>, nam sie oczywiscie ryply. Zakladalismy, ze pojade ze Starsza na mistrzostwa plywackie, a M. z Kokusiem na mecz koszykowki. Panna jednak wstala rano z temperatura 38.8 (!), a do tego smarczala i chrypiala, wiec nie bylo mowy zeby chociazby <i>zastanowic</i> sie nad plywaniem. Wobec tego malzonek zostal w chalupie z corka, a ja zabralam syna na, juz ostatni, mecz. Byl on na 12:15, w szkole w sasiedniej miejscowosci, do ktorej mamy doslownie 3-4 minuty autem. Byloby wiec idealnie, ale na <i>ten </i>dzien zaplanowane tez zostaly zdjecia... w szkole Kokusia. Zespol Nika mial sesje wyznaczona na 11:25, przy czym w informacji zaznaczono, zeby przyjechac okolo 5 minut wczesniej w celach ogarniecia papierologii.</p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhOlM4croxsDpSC2MHBAZqnp1FGmpAqcae34vNMpiahVNffBS2iOazdjEv9cUGXeb7UvPtXcHAi5JTPkPKxisV4wpfVQN6Dkb_tBtmKT4z2kvIhCFT-emMUbRj7HcHepOsdJDuWd_b0e7U0OgqpRpuSF0TwBR7k3Ohwi4UvR3YPXpScjMmnR8egwf_D6Q/s506/IMG_5735_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="379" data-original-width="506" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhOlM4croxsDpSC2MHBAZqnp1FGmpAqcae34vNMpiahVNffBS2iOazdjEv9cUGXeb7UvPtXcHAi5JTPkPKxisV4wpfVQN6Dkb_tBtmKT4z2kvIhCFT-emMUbRj7HcHepOsdJDuWd_b0e7U0OgqpRpuSF0TwBR7k3Ohwi4UvR3YPXpScjMmnR8egwf_D6Q/s320/IMG_5735_2.jpg" width="320" /></a></div><p></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(Nie)cala druzyna</span><br /></p><p>Trener wyslal maila ze zaraz po zdjeciach ruszymy prosto do szkoly, w ktorej chlopcy mieli rozegrac mecz. Zdjecia oznaczaly niestety, ze zamiast o 12:05, musialam z Kokusiem wyruszyc z chalupy juz godzine wczesniej. Pora byla zreszta taka ni w gruche, ni w pietruche. Pewnie zakladali, ze wiekszosc chlopcow bedzie chciala zdjecia indywidualne, tymczasem wzial je chyba tylko Nik. W dodatku zrobili je <i>przed </i>grupowymi, wiec potem zostalo nam 40 minut do meczu, zas jazda na miejsce zajela niecale 20.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib3pKk3MLzmtdZME04_092IT6VDjgWxwYVhjIxHnA8_mutflpSafSPx1nh0_mr5kUc__OLOWzKU3ZPejIc6zeZh-ncqdDDON7csEs46ZrawQEHB48ZAgL0MMiIH5G_AG9vd-Xtm-Cn0E5AZFi2Wd8NXq0vGg1loEvBpGWXVphs53wMNU2ynpoMCEid_u4/s605/IMG_5732_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="605" data-original-width="454" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib3pKk3MLzmtdZME04_092IT6VDjgWxwYVhjIxHnA8_mutflpSafSPx1nh0_mr5kUc__OLOWzKU3ZPejIc6zeZh-ncqdDDON7csEs46ZrawQEHB48ZAgL0MMiIH5G_AG9vd-Xtm-Cn0E5AZFi2Wd8NXq0vGg1loEvBpGWXVphs53wMNU2ynpoMCEid_u4/s320/IMG_5732_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">NBA :D</span><br /></div><div> <p></p><p>Trener tak sie spieszyl, ze dwoch chlopcow nie ma na zdjeciach i choc jednen byl chory, to drugi po prostu troche sie spoznil i juz nie zalapal. Facet poganial wszystkich po zdjeciach jakbysmy byli spoznieni, a potem stalismy tam i ogladalismy prawie polowe innego meczu... W koncu jednak sie doczekalismy i... porazka. Trzeci mecz pod rzad kiedy chlopaki przegrali i to tym razem solidnie - 9:19. Przeciwnicy trafiali raz za razem, nawet jakies dziwne rzuty, a u nas a to pilka sie odbila od kosza, a to zakrecila po okregu, ale zamiast wpasc to wyskakiwala spowrotem... ;) W dodatku juz kiedys zauwazylam, ze sa chlopcy, ktorzy podaja tylko do okreslonych kumpli. Niewazne, ze inni sie odslaniaja i podbiegaja, tamci kreca sie w miejscu, wypatrujac swoich "wybrancow". :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1ANjXY4VkD2NTtqWk0-GvbK_miwmqLeVSL0NEnIIDZVilGKsGzG1ueUkCRtS8JWn13NBwZ7SbFZIULCfRiuB85r-fINkaDntzfsqEVlmFVbYaEHpFX9WZc1py922YveCcdBz0mpHQd5vlVmKobSQDT_xbPyreURPYInRDYz-hu0KQcG6zYR48e07dG4c/s1043/IMG_5741%20-%20frame%20at%200m3s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="539" data-original-width="1043" height="165" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1ANjXY4VkD2NTtqWk0-GvbK_miwmqLeVSL0NEnIIDZVilGKsGzG1ueUkCRtS8JWn13NBwZ7SbFZIULCfRiuB85r-fINkaDntzfsqEVlmFVbYaEHpFX9WZc1py922YveCcdBz0mpHQd5vlVmKobSQDT_xbPyreURPYInRDYz-hu0KQcG6zYR48e07dG4c/s320/IMG_5741%20-%20frame%20at%200m3s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kadr z filmiku i niestety nie udalo mi sie znalezc ujecia, ktore byloby ostre. Nik oczywiscie przy pilce ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Tak czy owak, sezon koszykarski zakonczylismy ze srednim wynikiem. Jeszcze kilka tygodni temu druzyna zajmowala miejsce 3 czy 4 (na 17) w tabeli, ale teraz spadla na 8. Najwazniejsze jednak, ze chlopcy dobrze sie bawili. Teraz Kokusiowi zostalo juz tylko plywanie, no chyba ze jeszcze zmieni zdanie i zdecyduje sie wrocic do zespolu pilkarskiego na wiosne. Tu jednak managerka prosila zeby dac jej znac do konca lutego, wiec nie ma zbyt duzo czasu na decyzje. Po meczu Nik chcial pojsc na plac zabaw obok szkoly, a ze mielismy 14 stopni, wiec nie bylo przeszkod.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEin02TWj_ceJY31eYuNM9sIcUxXmKp5ZIk2S4QxrTT0cyBYPR1fJyT98fArPIMSyjBgIisSvkFJicx1FVbm-xcRpN7OvifEKLiZmUCC72ACVuaM4MWjJ29_RuvIydO1u-goudVXUp6KYZWEbPirEAvMgABeKPR1URI2CxDjAf8UME0ZHLVMSgXpbDjkw4Q/s506/IMG_5743_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="506" data-original-width="379" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEin02TWj_ceJY31eYuNM9sIcUxXmKp5ZIk2S4QxrTT0cyBYPR1fJyT98fArPIMSyjBgIisSvkFJicx1FVbm-xcRpN7OvifEKLiZmUCC72ACVuaM4MWjJ29_RuvIydO1u-goudVXUp6KYZWEbPirEAvMgABeKPR1URI2CxDjAf8UME0ZHLVMSgXpbDjkw4Q/s320/IMG_5743_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Plac zabaw maja naprawde ciekawy i szkoda, ze od szesciu lat tu mieszkamy, a nie wiedzielismy o jego istnieniu ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Mlodszy wyprobowal niemal wszystko co tam bylo, ale z placu wygonily go... osy. Niestety, od kilku dni mielismy temperatury solidnie na plusie i cale robactwo sie pobudzilo. :/ Po powrocie do domu zjedlismy obiad, dzieciaki pobiegly do kotow sasiadow, obejrzelismy skoki narciarskie i wlasciwie byla pora jechac do kosciola. Bi zostawilismy oczywiscie w chalupie, wiec Nik byl bardzo obrazony i cala droge oraz msze wlasciwie sie do nas nie odzywal. Niestety, wieczorem M. oznajmil ze czuje ze i jego rozklada, a Starsza znow miala prawie 39 stopni. :( Ja juz od kilku dni mialam takie dziwne uczucie w nosie i gardle, ale poki co nie szlo to ani w jedna, ani w druga strone. Tylko Nik nadal sie trzymal, choc niedlugo. Ale nie uprzedzajmy faktow... ;)</p><p>W niedziele rano M. pojechal do roboty, a ja z Potworkami dosypialismy. Kiedy wstalismy, pobiegli do kotow sasiadow, a potem zjedli sniadanie i zasiedli do ogladania <i>Guardians of the galaxy</i>. Bi rano miala 37.1, ale wyraznie czula sie lepiej, co widac bylo po powrocie pyskowania. ;) Nadal solidnie cieklo jej z nosa, ale przyznala ze gardlo raz ja boli, raz przestaje, choc nadal byla mocno zachrypnieta. Podejrzewam, ze bylo po prostu bardzo podraznione. Za to zaczela kaszlec jak gruzlik, takim ohydnym, odrywajacym, mokrym kaszlem. Kiedy M. wrocil z pracy, poskarzyl ze lamie go w kosciach, zimno mu i boli go gdzies w piersiach przy odkaslywaniu. Zeby bylo "zabawniej", ja sama zaczelam kaszlec, ale w przeciwienstwie do Bi, kaszel mialam suchy i meczacy. Czyli na froncie domowym zdrowy pozostal tylko Nik, co bylo dosc niespodziewane, bo on najszybciej lapie jakies swinstwa. Popoludnie spedzilismy w chalupie, ogladajac skoki, a potem inne pierdoly w tv. Na szczescie mielismy reszte "chinczyka", wiec dogotowalam tylko ryz i obiad gotowy. Oczywiscie powstal dylemat czy puszczac Bi do szkoly kolejnego dnia. Poki mowilam ze zobaczymy czy na wieczor wroci jej goraczka lub stan podgoraczkowy i jak sie bedzie ogolnie czula, to panna argumentowala, ze w szkole gada i nauczyciele daja zadania grupowe kiedy trzeba duzo mowic, a ona nie chce zeby wszyscy slyszeli ze jest chora, itd. Kiedy jednak pod wieczor stwierdzilismy z M., ze jak im zakaszle to pewnie i tak wysla ja do domu i powiedzialam jej ze zostaje w domu, to mine zrobila rozczarowana. Nie nadazam za tym dzieckiem. ;) Przed snem musialam wiec przygotowac tylko jeden plecak i sniadaniowke. Jedyna zaleta obecnej sytuacji w pracy jest, ze moge zostac w chalupie z chorym dzieckiem nie martwiac sie o branie wolnego. A juz poznym wieczorem, kiedy szykowalam sie do snu, Oreo przyniosla pod drzwi frontowe... mysz. Na szczescie calkowicie niezywa. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJmcub-13MCQp7Rgzs-wzzvCLmWI0kHtGNN4wi9PLF4K9GRY6zREMeXDmyh-oTZno8-CKHa_stGXGNW6-cFmEPYN0AmT4WH1foU_AWgLkCKabt0VpAZ1GgFp331yBY2Z9_kej-KNJ-0DdJjskvmVpxfk_4wTPbOmhHyaAx-KoiDBfjdQ0YStCQW3HLqOQ/s974/RXIF8391_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="974" data-original-width="731" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJmcub-13MCQp7Rgzs-wzzvCLmWI0kHtGNN4wi9PLF4K9GRY6zREMeXDmyh-oTZno8-CKHa_stGXGNW6-cFmEPYN0AmT4WH1foU_AWgLkCKabt0VpAZ1GgFp331yBY2Z9_kej-KNJ-0DdJjskvmVpxfk_4wTPbOmhHyaAx-KoiDBfjdQ0YStCQW3HLqOQ/s320/RXIF8391_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Ta duma w oczach :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Podeszla potem pod okienko jakby sie chwalila: "popatrz co mam!", bo choc uchylilam drzwi, nie chciala wejsc do domu, tylko pobiegla na ogrod. Mysz zmienila kilka razy "pozycje", wiec najwyrazniej probowala "ozywic" zabawke, ale cale szczescie pozniej wrocila do domu nawet nie probujac wniesc jej do srodka.</p><p>Poniedzialek przywital mnie pol godziny pozniej, bo z racji, ze Bi nie szla do szkoly, moglam pospac dluzej. Wstalam, przymknelam drzwi do jej pokoju, zjadlam sniadanie i obudzilam Kokusia. Kawaler jadl i sie szykowal, a ja wypuscilam Maye na siusiu i poszlam na gore sie umyc. Niestety, tego dnia sama wstalam z wyraznie gorszym samopoczuciem. Lamalo mnie w kosciach i czulam sie ogolnie rozbita. Dodatkowo, poza nadal meczacym kaszlem, puscilo mi sie nosa. A wisienka na torcie bylo kiedy Nik powiedzial mi, ze bola go kolana oraz gardlo przy przelykaniu. :O Oczywiscie kiedy o tym wspomnial? Jak juz mial zalozone buty oraz kurtke i wychodzilismy z domu. Nastroj mial jednak w miare ok, wiec w ciagu kilku sekund kiedy musialam podjac decyzje, stwierdzilam ze chyba nie jest zle. Po drodze pobiegl jeszcze do sasiadow otworzyc kotkom drzwi tarasowe (zeby mogly wyjsc sie zalatwic), ale na karmienie siersciuchow nie bylo juz czasu. Stwierdzilam, ze poprosze pozniej Bi. Po odjezdzie Kokusia, wrocilam i czekalam az panna wstanie. W miedzyczasie poskladalam jedno pranie, wstawilam kolejne, rozladowalam zmywarke, a panna spala i spala. Najwyrazniej jej organizm tego potrzebowal, bo to do niej zupelnie niepodobne. Wstala narzekajac, ze nadal kiepsko sie czuje, choc podejrzewam, ze byla po prostu rozespana, bo pozniej sie rozruszala i przez reszte dnia energia ja wrecz rozpierala. Powiedzialam ze trzeba pobiec nakarmic sasiedzkie kiciule i poszla bez problemu. Poza okropnym kaszlem, wlasciwie nic jej nie dolegalo. Na gardlo pomagalo picie, wiec raczej bylo po prostu wyschniete. Zmniejszyla sie tez wyraznie ilosc zuzytych przez nia chusteczek. Wszystko wiec wydawalo sie isc ku lepszemu, az do poludnia, kiedy nagle zadzwonil moj telefon. Szkola Kokusia. Od razu wiedzialam co sie dzieje i nie pomylilam sie. Dzwonila pielegniarka, ze ma Nika w gabinecie, a on ma goraczke i zle sie czuje. Wspaniale... To teraz juz naprawde mielismy w domu "szpital na peryferiach"... :( Pojechalam po syna, ktory wygladal jak kupka nieszczescia, chociaz termometr pokazal "tylko" 38.0. Tak juz z Potworkami jest, ze Bi zwykle ma baaardzo wysokie temperatury, za to stan podgoraczkowy niemal jej nie rusza. Za to Nika goraczki sa sporo nizsze, ale glupie 38 scina go z nog. Dostal tabletki przeciwgoraczkowe i sam przebral sie w pizame oraz zapakowal do lozka. Wiekszosc popoludnia przespal.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH6eC6Jjh8B_T5GEAzWpLXrwvAoUOZU8tgEHKLBtru7oRiGBu_0Z-4Uc80F9L_0hdfN7w_Y5Mv_cxBX-SyxDhbPoGadD6p7t-2Gac2Iz5v0IPBe026E36O6Smfa-xjXkX7BTZ7luxg_oJg2g7bkfRxHymuPiO1LEEIKxc8OTBLfiFHh4dpNS5OFmH6JCk/s681/IMG_5753_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH6eC6Jjh8B_T5GEAzWpLXrwvAoUOZU8tgEHKLBtru7oRiGBu_0Z-4Uc80F9L_0hdfN7w_Y5Mv_cxBX-SyxDhbPoGadD6p7t-2Gac2Iz5v0IPBe026E36O6Smfa-xjXkX7BTZ7luxg_oJg2g7bkfRxHymuPiO1LEEIKxc8OTBLfiFHh4dpNS5OFmH6JCk/s320/IMG_5753_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bidulek...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po pierwszej dawce obudzil sie, ale zostal w lozku bo nawet bez goraczki czul sie nie za bardzo. Po czterech godzinach, z zegarkiem w reku, goraczka znow zaczela wracac i po zaaplikowaniu lekarstwa znow zasnal. Zbudzil sie pozniej nieco zywszy, ale namowienie go na zjedzenie czegokolwiek graniczylo z cudem. W koncu, po dlugich namowach i proponowaniu wszelakich przysmakow, zjadl dwa male <i>pancake'i</i>. Na szczescie mialam je zamrozone. Przez caly dzien skonsumowal platki z mlekiem na sniadanie, potem te placuszki, a na koniec troche chrupek ketchupowych z polskiego sklepu. To wszystko... :( Wrocil M., wygladajac niewiele lepiej od syna. Podobno w pracy lykal tabletki jak cukierki, bo jak tylko przestawaly dzialac, czul ze lapie go goraczka. Zamiast jednak wrocic do domu, przemeczyl sie caly dzien, rozsiewajac zapewne zarazki. Na szczescie stwierdzil, ze nastepnego dnia bierze wolne. Jak nie M., ale w decyzji pomoglo nie tylko marne samopoczucie, ale jeszcze zapowiadana burza sniezna. Juz od kilku dni przepowiadali istny "kataklizm" na wtorek, chociaz popoludniu jakby spuscili z tonu i stwierdzili, ze tor sztormu przesunal sie nieco i jednak nie mamy zostac kompletnie zasypani. Malzonek mowil, ze wracajac z pracy widzial niemozliwe kolejki na stacjach benzynowych. Idiotyzm, bo burza miala przejsc do 13 po poludniu, wiec w gre wchodzil tylko jeden dzien kiedy drogi moga byc kiepskie zanim przejada plugi... A zreszta, jak utkniesz na swojej ulicy, to pelen bak benzyny tez nie pomoze. Oczywiscie czesc tych ludzi tankowala na pewno kanistry zeby miec paliwo do odsniezarek. Moj malzonek, ktory lubi sobie pomachac szufla, czul sie jednak na tyle zle, ze stwierdzil ze mowy nie ma zeby tym razem odsniezal recznie. Poszedl wiec sprawdzic swoj sprzet, ktory nie ruszany od ponad roku, jednak odpalil bez protestu. ;) A pod wieczor, tak jak sie spodziewalismy, dostalismy maile oraz sms'y, ze kolejnego dnia szkoly maja byc zamkniete. Oczywiscie padlo na kiedy?! Na wtorek! Jesli nie pamietacie, to jest dzien klubu narciarskiego. Czyli teraz juz bedziemy odrabiac stracone dni do pierwszego wtorku marca. :O Potworki oczywiscie zadowolone, choc Kokusiowi jazda do szkoly i tak nie grozila. Moze wiec dobrze sie stalo, ze klub narciarski i tak odwolano, bo nie pamietam jak to wyglada kiedy opusci sie ktorys wyjazd z powodu choroby...</p><p>We wtorek wszyscy moglismy wiec pospac dluzej, choc u M. ze spaniem bylo kiepsko. Juz druga noc pod rzad, kiedy lezal, lub nawet pol-lezal, strasznie zrywalo go na kaszel. Ostatecznie schodzil na dol i spal na siedzaco na kanapie, ale wiadomo, ze to zadne spanie... Przynajmniej wpuscil do domu Oreo, ktora wieczorem nie wrocila na wolanie i balam sie ze jak zacznie sypac, to schowa sie niewiadomo gdzie. Kladac sie spac, zastanawialam sie oczywiscie czy faktycznie ten snieg nadejdzie i o ktorej. Rano okazalo sie, ze meteorolodzy sie pomylili, ale w druga strone, czyli spadlo wiecej niz przewidywali. :O Jesli wierzyc wiadomosciom, to nasza miejscowosc dostala rekordowa ilosc - niemal 40 cm!</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJz6T0eJd_OP1DEiLsLpS7p_MIT1Y_eO-eLtqKZOUXUjsdSxZXoAE8Y9piGQhLbI68lvquBFzkBe95dNC_WEwwsK2tQ6CuwE0CtFAEkroXJBZ0X7pJormYMXOtxB6cjH6d_AL8_1Cfb1S0LsExjbqtHHvLoldNLGpuBrkIUKehpGn6cN1DIOSJ74F0f30/s509/IMG_5754_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="382" data-original-width="509" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJz6T0eJd_OP1DEiLsLpS7p_MIT1Y_eO-eLtqKZOUXUjsdSxZXoAE8Y9piGQhLbI68lvquBFzkBe95dNC_WEwwsK2tQ6CuwE0CtFAEkroXJBZ0X7pJormYMXOtxB6cjH6d_AL8_1Cfb1S0LsExjbqtHHvLoldNLGpuBrkIUKehpGn6cN1DIOSJ74F0f30/s320/IMG_5754_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Taki widok przywital mnie z okna kiedy rano wstalam z lozka</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Szkoda, ze Potworki niestety nie mialy jak z tego skorzystac... Bi nadal od czasu do czasu musiala porzadnie odkasznac i stwierdzilam, ze jak nie musi, niech lepiej nie wychodzi. Nik niestety caly dzien mial stan podgoraczkowy, a poznym popoludniem goraczke, poza tym ogolnie kiepsko sie czul, wiec nawet nie wspomnial, ze chcialby na snieg. Malzonka tez wzielo strasznie i ciesze sie, ze postanowil zostac w domu. Praktycznie dokladnie co 4 godziny musial zbijac goraczke, a do tego dostawal okropnych atakow kaszlu. Jakby tego bylo malo, wieczorem oznajmil, ze boli go gardlo... No pelen pakiet. ;) Co ciekawe, ja nadal czulam sie calkiem niezle. W poniedzialek wydawalo mi sie, ze mnie tez "bierze", tymczasem we wtorek poza lekkim kapaniem z nosa oraz kaszelkiem, nic mi nie dolegalo. :O Niestety za wczesnie bylo zeby sie cieszyc. I moj tata i ja, zgodnie przewidywalismy, ze wszyscy w domu wyzdrowieja, to wtedy rozloze sie ja. ;) Dzien spedzilismy wiec baaardzo leniwie. Nik wlasciwie nie wychodzil z lozka, poza posilkami, bo kiedy mial zbita goraczke, apetyt nawet mu dopisywal. Malzonek wiekszosc czasu drzemal na kanapie. Ja oczywiscie ogarnialam pranie, zmywarke, jakies tam pomniejsze porzadki... Zabawialam tez corke, skoro obie niezle funkcjonowalysmy, podczas gdy meska czesc rodziny ledwie zyla. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXXafwXminaWt4ym7Hdiiv5d6NrTDrEvzERzN8SYv40tN420w61PDJ8NM9HU80tgDpkL3QVGrSTp4ksYbqIewCYLm0G8OsM53dbcuYWlvUUYT2xCla9VLAkGjOR-z3yKRBlP9fHzs1lNpqg662FfG_0D0JLnvXvKopec3mnEdePiHf-ivN41y7FgFUmiY/s681/IMG_5758_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXXafwXminaWt4ym7Hdiiv5d6NrTDrEvzERzN8SYv40tN420w61PDJ8NM9HU80tgDpkL3QVGrSTp4ksYbqIewCYLm0G8OsM53dbcuYWlvUUYT2xCla9VLAkGjOR-z3yKRBlP9fHzs1lNpqg662FfG_0D0JLnvXvKopec3mnEdePiHf-ivN41y7FgFUmiY/s320/IMG_5758_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Stare, dobre "statki"</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Snieg przestal sypac okolo 14 i wiekszosc sasiadow wylegla odsniezac.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcdpHMRufXn5U1cGl6D9eUwLsCgXSbbx08zOV623WkaBB2xQG69IbAyhcsDHHZWGz_kf9xLxftEgwy9He-fGvlseJHRPNvkuGKfOnm43RFRXpNbmeZzizsDfdavFUrBHoK7f-6LMrAnUFFmxbYJ0DqldCeDayLad0acfaud7eb37PDm2VL7t7_LH6M_Rw/s531/IMG_5755_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="399" data-original-width="531" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcdpHMRufXn5U1cGl6D9eUwLsCgXSbbx08zOV623WkaBB2xQG69IbAyhcsDHHZWGz_kf9xLxftEgwy9He-fGvlseJHRPNvkuGKfOnm43RFRXpNbmeZzizsDfdavFUrBHoK7f-6LMrAnUFFmxbYJ0DqldCeDayLad0acfaud7eb37PDm2VL7t7_LH6M_Rw/s320/IMG_5755_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Zdjecie zrobione jakies 2.5 godziny przed koncem sniezycy</span></div><p></p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhse0GkUSGm51j92f0x37BTlmEBn1rTr8vaIYQ79mWaxAcH5z2iTtEitv9ivp3yzJFXufHRLomr8KEv5F85ED1kOkGouGJA6EprhlT0pjI0x1f4_paL0jUw4gjnHZwthA8lJF34-Uuj9k-U-2EVqp9WRCtMuyROD-ESro3KgVF5CWqLtCEATCGAC7R8yBc/s636/IMG_5757_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="636" data-original-width="477" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhse0GkUSGm51j92f0x37BTlmEBn1rTr8vaIYQ79mWaxAcH5z2iTtEitv9ivp3yzJFXufHRLomr8KEv5F85ED1kOkGouGJA6EprhlT0pjI0x1f4_paL0jUw4gjnHZwthA8lJF34-Uuj9k-U-2EVqp9WRCtMuyROD-ESro3KgVF5CWqLtCEATCGAC7R8yBc/s320/IMG_5757_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">I widok na przod niemal o tej samej porze</span><br /></div><div><p>Wspomnialam M., ze jesli powie mi jak wlaczyc odsniezarke, to pojde i odgarne nasz podjazd oraz chodnik, ale upieral sie, ze sprzet kupil ogromny i nie dam rady przepchnac go pod gorke. Nie jestem przekonana czy to prawda, ale ze w sumie srednio mi sie chcialo, wiec odpuscilam. ;) Stwierdzilismy, ze w srode, kiedy (miejmy nadzieje) M. poczuje sie lepiej, odsniezymy nasza posesje. I tak siedzialam sobie radosnie, az Bi spytala jak ona przejdzie rano na przystanek? Ups... Zadne z nas nie pomyslalo, ze owszem, ulica w miare odgarnieta, sasiedzi obok odsniezyli chodnik przed swoim domem, ale wokol <i>naszego </i>nadal lezy prawie pol metra sniegu... A kiedy wczesniej panna szla do skrzynki, snieg wsypywal jej sie gora do sniegowcow...</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcKDYksOiDeLR0hosa7kjvzw8jJ3zLd3QHuj2Kh9foxbr-KMQnXGDp8p2idATz52XK37OtjLJ0kaoCvDsEPD6oadpgtkXPYvral7iBxca_F1AF40MvfJRthQAAFdn1p-ZB0TqPMx2RJ-ngKNhYKUuN8A-fxobf3QYNtSj4NysqKtSmIB_3TNtVJ1nUKCs/s576/IMG_5760_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="432" data-original-width="576" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcKDYksOiDeLR0hosa7kjvzw8jJ3zLd3QHuj2Kh9foxbr-KMQnXGDp8p2idATz52XK37OtjLJ0kaoCvDsEPD6oadpgtkXPYvral7iBxca_F1AF40MvfJRthQAAFdn1p-ZB0TqPMx2RJ-ngKNhYKUuN8A-fxobf3QYNtSj4NysqKtSmIB_3TNtVJ1nUKCs/s320/IMG_5760_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">W szoku bylismy, ze listonosz w ogole jezdzil, ale potem dojrzelismy, ze na tylnych kolach ma... lancuchy</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zaproponowalam, ze moze raz pojechac do szkoly w sniegowcach, ale uparla sie ze bedzie jej potem za goraco w stopy. Musicie wiedziec, ze hamerykanckie dzieci, pomimo wlasnych szafek, z reguly nie zmieniaja obuwia. Oczywiscie zdarzaja sie wyjatki i np. Nik rok czy dwa temu bral adidasy na przebranie, wlasnie zima kiedy chcial polazic przez zaspy w drodze na przystanek. Bi to oczywiscie inna osobowosc i sniegowce w szafce by jej tak straaasznie przeszkadzaly... Byla godzina 17, mielismy jeszcze jakies pol godziny swiatla dziennego, wiec stwierdzilam, ze ok, pojde odsniezyc chociaz sciezke od frontowych drzwi do ulicy. Uch... Temperatura byla caly czas w okolicach zera, wiec snieg byl mokry, ciezki i lepil sie do lopaty. Juz po chwili plecy daly mi znac, ze za nic im sie ta robota nie podoba. ;) Przed frontowymi drzwiami odsniezylam cala kostke, bo tam slonce niemal o tej porze roku nie dochodzi, a nie chcialam zeby zrobilo sie lodowisko. Przez reszte kostki, schodow oraz kawalek podjazdu zrobilam sciezke na szerokosc lopaty, bo na wiecej nie starczylo mi energii. I w zasadzie swiatla dziennego, bo kiedy konczylam bylo juz wlasciwie szaro. Przy mnie oczywiscie biegal pies probujac wcisnac mi pileczke i nawet kot wyszedl, choc nie wiem po co, bo przeciez sniegu nie lubi. Po takiej "cudownej" robocie, wspaniale bylo wygrzac dupke przy kominku, ktory rozpalil M. :) I tak siedzielismy sobie w przytulnym domu, na dworze pomalu robil sie siarczysty mroz, a kot przepadl. Zdziwilam sie, bo przy poprzednich opadach sniegu, Oreo w ogole nie chciala przebywac na zewnatrz. Wychodzila i zaraz byla z powrotem. Tymczasem we wtorek minely 4 godziny, zrobila sie 21:30 kiedy zwykle dostaje kolacje i nie wracala. Zaczelam wolac ja to z jednej, to z drugiej strony domu i nic. Stwierdzilismy, ze albo wypuscila sie wyjatkowo daleko, albo zaszyla sie gdzies w jakims kaciku bez sniegu. Dopiero kiedy M. kladl sie juz do lozka, cos go tknelo i mruknal, ze moze kiciul jest w garazu? No fakt, ze wylazla akurat kiedy odsniezalam, a ja wyszlam garazem bo stamtad mialam blizej za dom (gdzie staly lopaty), wiec byl otwarty. Malzonek zszedl na dol i... bingo! Przylecial kotel, miauczacy wnieboglosy i pewnie obrazony, ze tak sie go bezczelnie zamknelo. :D Musiala wslizgnac sie do garazu i jak to kot, schowac pod jedno z aut, a ja weszlam, zamknelam za soba drzwi zewnetrzne, potem te od domu i Oreo zostala uwieziona. Szczesliwie M. wpadl na to, bo inaczej spedzilabym nocke martwiac sie czy wroci gdzies nad ranem czy rano. ;)</p><p>Poniewaz sniegu "naebao" jak cholera, a do wieczora plugi nie do konca odgarnely wszystko jak trzeba, wiec mialam nadzieje, ze w srode opoznia troche lekcje. Niestety, nie mielismy takiego szczescia, wiec trzeba bylo sie zerwac z Bi o 6:30 rano. Na dworze mielismy -6 stopni przy porywistym wietrze, co sprawilo ze czekanie na autobus bylo mocno nieprzyjemne. Na szczescie dotarl dosc szybko, a Bi wsiadla wczesniej do auta kolezanki, wiec siedziala w cieple. Ucieszylam sie, bo wiadomo, panna byla swiezo po chorobie i przeszlo mi samej przez mysl ze moze powinnam wziac auto, ale mielismy nieodsniezony podjazd. Mam 4x4, ale i tak trudno byloby sie przebic, a takie ubite czesci bardzo ciezko jest potem odsniezyc.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTxrCrJTFdHfEc0AP0CbP7t-gaoFmzYrVUjQ2RqRIQkByWS6n_ZfJtyh9k_Ra8xZe-tbHoqb-ZdpFdHB_oefBNkDtZVoN2TPEY9V40vVqQS0Bxjrwi4FmtEWqU2oh_G4Q2L7y6OBgNiUB9uYcd5TVooM8qZP0U-TXCnhN29hZIbx8sNJRkhIenuuL3XKI/s512/IMG_5763_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="512" data-original-width="384" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTxrCrJTFdHfEc0AP0CbP7t-gaoFmzYrVUjQ2RqRIQkByWS6n_ZfJtyh9k_Ra8xZe-tbHoqb-ZdpFdHB_oefBNkDtZVoN2TPEY9V40vVqQS0Bxjrwi4FmtEWqU2oh_G4Q2L7y6OBgNiUB9uYcd5TVooM8qZP0U-TXCnhN29hZIbx8sNJRkhIenuuL3XKI/s320/IMG_5763_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Wyszly z nami obydwa zwierzaki, ale potem wyprzedzily mnie w drodze powrotnej do chalupy :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nik tego dnia nie mial juz goraczki, ale za to zaczal strasznie smarkac. Jak to przy katarze, oczy lzawily, nos i skora pod nosem obtarte i wygladal jak kupka nieszczescia. Poziom energii jednak wyraznie wzrosl, wiec do konca dnia zastanawialam sie czy puscic go w czwartek do szkoly, czy zostawic kolejny dzien w domu. Malzonek rowniez w koncu pozbyl sie goraczki, wiec mimo ze nadal porzadnie kaszlal, stwierdzil ze pojdzie odsniezyc. Oczywiscie, jak na zlosc, to byl najzimniejszy dzien tygodnia, bo mielismy -1, ale wialo tak, ze glowe urywalo, a odczuwalna temperatura byla duuuzo nizsza. Ubral sie jednak cieplo, na twarz naciagnal kominiarke i poszedl.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnYMQtCS6gqUuZRtIgTxLPhysoBHMZF5Vm6vpI94iTLCWJHYtdXHmJ6RHH7L96-CwLAuUb7axXeKV7gJs0VLUBcr5Y5XYq9A5GzV-pmir8KuJTMhI4m88HxblrtkZ5sIdo-euntQWLgwl2U2mGcVTd5jorO6ZpKtojqY66RmA0wCO0VMBn8EYMQWdOCb8/s492/IMG_5775_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="369" data-original-width="492" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnYMQtCS6gqUuZRtIgTxLPhysoBHMZF5Vm6vpI94iTLCWJHYtdXHmJ6RHH7L96-CwLAuUb7axXeKV7gJs0VLUBcr5Y5XYq9A5GzV-pmir8KuJTMhI4m88HxblrtkZ5sIdo-euntQWLgwl2U2mGcVTd5jorO6ZpKtojqY66RmA0wCO0VMBn8EYMQWdOCb8/s320/IMG_5775_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Z odpowiednim sprzetem zeszla mu niecala godzina</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ja tez wyszlam i poszerzylam troche sciezke odsniezona dzien wczesniej na kostce. :)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrKwczi9L9uEgPFQW2i7DUgzBBudQpCppLEYWcpDOjf912gUPpPnYiiJku_RxfoUpUIpmWKkP_PvejepExXY2xhHXOGEREPO_l0CrvbBMKjZ7I3Sne_IanPI9L4TaVbOWenyEhda-IXYnX9LpOSKVJOPkz2Q2mDJpK6vKx6MCYPDwC-Io3MQLOMEN9Q1g/s567/IMG_5770_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="567" data-original-width="426" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrKwczi9L9uEgPFQW2i7DUgzBBudQpCppLEYWcpDOjf912gUPpPnYiiJku_RxfoUpUIpmWKkP_PvejepExXY2xhHXOGEREPO_l0CrvbBMKjZ7I3Sne_IanPI9L4TaVbOWenyEhda-IXYnX9LpOSKVJOPkz2Q2mDJpK6vKx6MCYPDwC-Io3MQLOMEN9Q1g/s320/IMG_5770_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Popedzila za mna oczywiscie Maya, ktora zameczala mnie swoja pileczka, a ze ta co chwila wpadala w snieg, wiec psiur zmuszony byl ryc w nim nosem :D</span></div><p></p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixInleqSaMA7WEiXSrghsQShd4TwR9Rx8sgAmI16_1WMXQkc6Fk-xd9PaNqorBK437SLYqvdPD8FMhYOnyJ1Nx9yedc2yvvkFw1HTbfjw43_yNBE1ONstGHSD8dGa1UhhlDIRx-dNnNJmSb5Nm45wpH4PVHUYYhWELz9O_NslMyp_VKeeN6Hg6tIKU_Zs/s818/IMG_5774_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="818" data-original-width="613" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixInleqSaMA7WEiXSrghsQShd4TwR9Rx8sgAmI16_1WMXQkc6Fk-xd9PaNqorBK437SLYqvdPD8FMhYOnyJ1Nx9yedc2yvvkFw1HTbfjw43_yNBE1ONstGHSD8dGa1UhhlDIRx-dNnNJmSb5Nm45wpH4PVHUYYhWELz9O_NslMyp_VKeeN6Hg6tIKU_Zs/s320/IMG_5774_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Taaakie sople wisialy nad garazem. Tego stracilam zeby pokazac Kokusiowi, a potem pedem wyrzucilam na taras, bo juz solidnie z niego kapalo ;)</span><br /></div></div><div><p>Wrocila ze szkoly Bi, ktora nadal byla leciutko zachrypnieta i narzekala ze boli ja gardlo, choc podejrzewam, ze bylo po prostu zaschniete, bo po cieplej herbacie od razu jej sie polepszylo. Ja sama nadal czulam sie znosnie, choc w nosie nadal troche gralo i musialam odchrzaknac lub odkaszlnac. Oczywiscie zadne z nas nie mialo sily na Wale-w-tynki. Rano dalam tylko dzieciakom serduszka ze Skittles'ami w srodku. Poniewaz niewiadomo bylo kto nadal zaraza, a kto nie, wiec odpuscilismy sobie tez msze na Srode Popielcowa. Popoludnie oraz wieczor spedzilismy przy kominku, bo na dworze wialo tak potwornie, ze mialam ciagle wrazenie, ze skads ciagnie mi po nogach. Ostatecznie uznalismy, ze Kokusiowi dobrze zrobi kolejny dzien w domu, choc kawaler grzecznie twierdzil, ze jak powiemy, ze ma jechac do szkoly, to pojedzie. ;) Tego dnia mialam zawiezc tate na kontrole operowanego kolana i cale szczescie ze sam moze juz prowadzic auto. Balabym sie, ze sprzedam mu wirusa... Pojechal wiec samodzielnie i potem przyslal tylko zdjecie, pokazujace jakim jest teraz "cyborgiem". ;)</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXIyj0se5uVt5YoP0YXvtf4myThdrx7nYV67mFv41HkWnxDNccv9VegxJ8ZUTPdvF45pPdmeaQaq3N2NxWLzdAlhz7hbL4dEbyK1kfe1pdlKzNRu12dR-IazGz4zjxxRVd_RjIPR-Az5LtPGUI9N8raYDQdzEjZVLeaJAlyj3awfPh3UQbY5_RjX3h6_k/s797/BTQL6026_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="797" data-original-width="598" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXIyj0se5uVt5YoP0YXvtf4myThdrx7nYV67mFv41HkWnxDNccv9VegxJ8ZUTPdvF45pPdmeaQaq3N2NxWLzdAlhz7hbL4dEbyK1kfe1pdlKzNRu12dR-IazGz4zjxxRVd_RjIPR-Az5LtPGUI9N8raYDQdzEjZVLeaJAlyj3awfPh3UQbY5_RjX3h6_k/s320/BTQL6026_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Doklejone czesci az daja po oczach ;)</span><br /></div></div><div><p>W czwartek rano wstalam wiec z Bi, ktora niemal odzyskala glos i kaszlala tylko sporadycznie. Ciesze sie, ze wrocila do szkoly, bo juz teraz musiala nadrabiac jakies testy i pisala kolejne. W <i>middle school</i> lepiej nie robic sobie wiekszych zaleglosci... Tego ranka bylo -7 i choc nie wialo az tak jak dzien wczesniej, to odczuwalna i tak wyniosla -12. :O A autobus oczywiscie dotelepal sie dopiero o 7:28. :/ Wrocilam do chalupy, zjadalm sniadanie i calkiem niedlugo po tym, obudzil sie Nik. Ucieszylam sie, ze jednak zostal w domu, bo wygladal okropnie. Czerwony nos, czerwone, zalzawione oczy i w dodatku lekka chrypka. Na jedno oko tak narzekal, ze wystraszylam sie ze znow ma zapalenie spojowek, ale na szczescie pozniej okazalo sie, ze to po prostu zwykle rozespanie. Trzeba przyznac, ze Mlodszy choruje tak, jak powinien, czyli spedza caly dzien w lozku. Nie to co Bi, ktora uparcie schodzila na dol, siedziala w fotelu i nie chciala sie przykryc chocby kocem, nawet kiedy trzesla sie z zimna od goraczki... Zszedl jednak na dol na sniadanie, a potem ganial chwile za kotem, wiec poza katarem i lzawiacymi patrzalkami zdawalo mu sie nic wiekszego nie dolegac. Ja o dziwo czulam sie praktycznie normalnie. Przez wiekszosc dnia musialam sobie tylko czasem lekko odchrzaknac i tyle. Mialam tez duzo wiecej energii. Wstawilam pranie, zmywarke, wyszorowalam szuflady od air fryera (ech; syzyfowa praca ;P) i wzielam sie za odkurzanie i mycie podlog u gory. Na ten czas musialam wygodnic syna na dol, to znaczy dostal opcje pozostania w lozku, ale stwierdzil, ze bedzie za glosno. ;) Malzonek napisal, ze po robocie pojedzie po pizze, wiec kiedy Bi wrocila ze szkoly, dalam dzieciakom tylko po kilka nuggets'ow, bo panna przyjechala glodna jak wilk, a nie chcialam zeby sie opychali przed glownym daniem. Powrot do szkoly z zaleglosciami dobrze na nia wplynal, bo z marszu wziela sie za wszystko, co jeszcze gdzies tam ma do opanowania. Miedzy innymi jeden utwor z orkiestry, ktory cwicza od Bozego Narodzenia, ale jest trudny i niektore czesci nadal ciezko jej zagrac w odpowiednim tempie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhC4SAuepA4wS4mVQHfXkG4t2y8y81O4TFhRjUjBqi5c_bZeyyqki_c1rORecg4J83TC5wTT5VrJA5EtjQ42YSFKYH5e4ZjRt2y25zEP_EMLE1rLqvfuVe3Ut6zD06zJeGhkMJ_GoQi-zS810KpWM_aOlO-hY1eBJJOfkxRu8HYGOHiUUFKFRfJBaaOIe4/s636/IMG_5778_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="636" data-original-width="477" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhC4SAuepA4wS4mVQHfXkG4t2y8y81O4TFhRjUjBqi5c_bZeyyqki_c1rORecg4J83TC5wTT5VrJA5EtjQ42YSFKYH5e4ZjRt2y25zEP_EMLE1rLqvfuVe3Ut6zD06zJeGhkMJ_GoQi-zS810KpWM_aOlO-hY1eBJJOfkxRu8HYGOHiUUFKFRfJBaaOIe4/s320/IMG_5778_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Juz dawno nie mialam okazji posluchac jak Bi gra</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Malzonek wrocil nadal kaszlacy i kichajacy, ale bez goraczki. Niestety, kiedy moglo sie wydawac, ze idzie ku lepszemu, Nikowi po poludniu temperatura podskoczyla do stanu podgoraczkowego i tak juz zostala. A juz mialam w planach wyslanie go w piatek do szkoly. Niby na jeden dzien to troche bezsensownie, ale z drugiej strony, ile mam go trzymac w domu z powodu kataru? Skoro jednak temperatura lekko podwyzszona, to mu sie upieklo. ;) Co "lepsze" na wieczor ja sama zaczelam czesciej odkaslywac i ciagac nosem, moze wiec moje wczesniejsze dobre samopoczucie, to byl falszywy alarm. Mozliwe jednak, ze bylo to spowodowane tym, ze wczesniej wzielam sie za szorowanie naszego prysznica, a mam taki spray do mycia szyb prysznicowych, ktory ma okropne wyziewy. Zawsze musze co chwila wystawawiac glowe zeby zaczerpnac swiezszego powietrza, bo podraznia nos, gardlo i oczy. Wychodze po tym kaszlaco - smarkajaca i ze lzawiacymi galami. Ale za to czysci rewelacyjnie, wiec co jakis czas sie poswiecam, choc potem musze otwierac okno w lazience, bo nie mozna tam wytrzymac. ;) A na wieczor, calkiem niespodziewanie, zaczal padac snieg. Tym razem jednak nie byla to zadna wielka sniezyca i spadla tylko warsteweczka, na tyle zeby przykrycz wszystkie powierzchnie. Z ktorych snieg dopiero co stopnial, ale to szczegol. ;)<br /></p><p>Piatkowy ranek byl troche cieplejszy, bo mielismy -1. Niestety, znowu potwornie wialo, wiec nie dosc ze odczuwalna temperatura wynosila -5, to jeszcze bylo zwyczajnie okropnie. Na szczescie autobus Bi sie zlitowal i juz o 7:23 byl na przystanku. Z ulga wrocilam do domu, zjadlam sniadanie, nakarmilam kiciula i czekalam az obudzi sie Nik. Chcialam jechac na tygodniowe zakupy, ale najpierw wolalam zobaczyc jak syn sie miewa oraz dac mu sniadanie i lekarstwa. Jak mozna sie bylo spodziewac, spal do 9:30. ;) Kiedy jednak w koncu sie obudzil, poza tym ze byl straszliwie zaspany, wygladal duzo lepiej niz poprzedniego dnia. Nadal nos mial zawalony, ale oczy juz mu tak nie lzawily i mial mniej obtarta od ciaglego wycierania warge. Dla rownowagi dostal mokrego kaszlu, ale ten dopadl wszystkich czlonkow rodziny (nawet mnie, choc w stopniu bardzo lekkim), wiec bylo to do przewidzenia. ;) Zrobilam mu sniadanie, pojechalam na zakupy, a potem zajechalam szybko do biblioteki. Zanim wrocilam do domu, rozpakowalam torby, wstawilam zmywarke i pozmywalam recznie pare pierdolek, zrobilo sie popoludnie. Nik ponownie siedzial zaszyty w lozku, a nakarmienie go to byla wyzsza szkola jazdy... Wrocila Bi, a potem M., oboje nadal kaszlacy. Ja zreszta rowniez od czasu do czasu musialam porzadnie odkaszlnac. Jakies strasznie upierdliwe i dlugie to wirusisko. ;) Popoludnie oraz wieczor byly bardzo leniwe, jak zreszta ostatnio codziennie, bo przez chorobe dzieciaki opuscily caly tydzien treningow, wiec nikt nigdzie nie jezdzil, a w dodatku wiekszosci brakowalo energii.</p><p>I tak minal tydzien. U nas nie ma ferii zimowych, ale przed Potworkami (i sila rzeczy przede mna) 4-dniowy weekend. Fajnie bylo pochowac plecaki oraz sniadaniowki, ze swiadomoscia, ze nie beda potrzebne do srody. Poczatkowo myslalam moze o nartach, tym bardziej ze pogode mamy zaskakujaco zimowa i nawet lezy nadal snieg. Poniewaz jednak finanse sa nadal takie a nie inne, rozwazalam chociaz wypad na lodowisko. Taa... Teraz, przez te uparte chorobsko, wyglada na to, ze moze nas czekac dlugi weekend w domu, na kanapie. Coz... Moze to i lepiej, jesli ma pozwolic dzieciakom na spokojnie sie wykurowac...<br /></p></div></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-69952037155338654102024-02-09T23:31:00.003-05:002024-02-09T23:32:35.897-05:00Mocno sportowy weekend<p>Pierwsza sobota, <u>3 lutego</u>, zaczela sie wczesniej niz dwie lub trzy (juz nie pamietam) ostatnie. Nik mial mecz koszykowki juz o 10 rano. Nie bylo to jakos straszliwie wczesnie, ale jednak trzeba sie bylo zerwac krotko po 8. Niby czasu bylo calkiem-calkiem, ale Mlodszy byl jakis nie rozgarniety tego ranka. Kilka razy powtarzalam zeby nalal sobie wody i <i>zalozyl koszulke zespolu</i>, a ostatecznie wode nalewalam mu sama, bo nie wiem o czym myslal. Wyjechalismy nieco spoznieni i dotarlismy juz po rozpoczeciu meczu. W holu szkoly Nik zdejmuje bluze i... nie ma koszulki zespolu! :O Podczas gdy ja miotalam sie z jego woda, on zalozyl kurtke i wychodzac nawet nie zauwazylam ze jej nie ma. Myslalam, ze udusze go na miejscu. Powrot do domu i potem ponowne dojechanie do szkoly, zajeloby nam pol godziny, wiec powiedzialam zeby spytal trenera czy nie ma zapasowej. Nie mial, ale polecil innemu chlopcu zeby pozyczal Kokusiowi swoja na czas jego gry. No ale to naprawde podwojny wstyd - spoznienie oraz brak koszulki... Cale szczescie, ze Mlodszy wyrownal to troche gra, bo gral naprawde swietnie i aktywnie. Mial tez akcje gdzie celowal do kosza, choc juz tradycynie, nie trafil. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiT25WBSpO0j0RQsFIsX1pbfvH-emc72pxsQtjOc-QQq_p0pCx5m85EUGLPfyZBNPGJVRMCtZkNHWFbc7ffNIayQr6FRqq4b3xdb6ST4bUw4eT1hCKaWifxRd_VkVmsnUfnW_jKvxHNQSaIgsHXmVYrQNfnwUAunDOsHlvktfYrkBjqKaaXRqUsMOY7Juc/s604/IMG_5683_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="462" data-original-width="604" height="245" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiT25WBSpO0j0RQsFIsX1pbfvH-emc72pxsQtjOc-QQq_p0pCx5m85EUGLPfyZBNPGJVRMCtZkNHWFbc7ffNIayQr6FRqq4b3xdb6ST4bUw4eT1hCKaWifxRd_VkVmsnUfnW_jKvxHNQSaIgsHXmVYrQNfnwUAunDOsHlvktfYrkBjqKaaXRqUsMOY7Juc/s320/IMG_5683_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Zlapalem pilke i nikomu nie oddam :D</span><br /></div><div> <p></p><p>Ponownie gra byla baaardzo wyrownana, obrona byla zaciekla i zadna z druzyn nie miala zbyt wielu punktow, a Nikowa ostatecznie przegrala... o jeden! Zdarzyla sie tez niestety dosc przykra rzecz, bo w zamieszaniu ktos Kokusia popchnal, lub sam sie potknal, ale polecial tak, ze zamiast zamortyzowac upadek ramionami, rabnal glowa o podloge az huknelo. Wstrzymalam oddech, ale Mlodszy wstal i dalej gral, wiec uznalam ze wygladalo to grozniej niz faktycznie bylo. Kiedy jednak wyszedl z sali gimnastycznej po meczu, ze lzami w oczach opowiadal, ze glowa go boli i ze w oku z boku ma jakby zamazane. Postanowilam go obserwowac, choc Nik z wiekiem ma coraz wieksza tendencje do hipochondrii i dramatyzowania, wiec trzeba bylo wziac na to poprawke. Przez reszte dnia, pytany mowil, ze glowa go boli, choc z boku mial wyraznego guza, wiec na pewno troche bolalo go to miejsce i naciagnieta skora. Poza tym zachowywal sie zupelnie normalnie, mial humor i apetyt, wiec ostroznie uznalam, ze na wstrzasnienie mozgu to nie wygladalo... Po meczu pojechalismy do mojego taty, zeby sprawdzic jak sie miewa. Posiedzielismy, pogadalismy, az w koncu Nik zaczal sie nudzic i urzadzac wedrowki po dziadziowej chalupie, wiec zarzadzilam powrot do domu. </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKdx_ekGk6HyquhSA7FMS704ORmaWHtS4ZVOhCK3rLTMakiXrPEKF5C28awOy5tugu4YNkCcXIIIsTekosJvkVJxU3CJuWpDRJc7KQkGOrQbCmGMgRwGQIm6Q0QXdxJkSxmKIlWUqCEkbK9ONXkuvHLW5Dh0KiPEVUd9ckoH9M43Q4lOHJCMVe3WT0nM8/s627/IMG_5692_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="627" data-original-width="470" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKdx_ekGk6HyquhSA7FMS704ORmaWHtS4ZVOhCK3rLTMakiXrPEKF5C28awOy5tugu4YNkCcXIIIsTekosJvkVJxU3CJuWpDRJc7KQkGOrQbCmGMgRwGQIm6Q0QXdxJkSxmKIlWUqCEkbK9ONXkuvHLW5Dh0KiPEVUd9ckoH9M43Q4lOHJCMVe3WT0nM8/s320/IMG_5692_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mozna np. strzelac selfiaki w dziadziowych okularach</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Tam duzo sie juz nie dzialo, ot pranie i tym podobne, obejrzalam sobie skoki narciarskie, a potem trzeba bylo sie zebrac do kosciola, bo M. juz tradycyjnie, sobote wzial wolna, a w niedziele mial pracowac. Po powrocie rowniez nic juz specjalnego nie robilismy; taki zwykly, leniwy wieczor. Dostalam liste wyscigow dzieciakow na zawody plywackie kolejnego dnia. Kiepska wiescia bylo, ze kolegi Nika jednak mialo nie byc, a wiedzialam, ze to niestety tylko spoteguje jego stres. Mialam nadzieje, ze przynajmniej obecnosc Bi cos da. Kolejna zalamka byla wiesc od trenera, ze przeciwna druzyna jest bardzo duza, co oznacza, ze cale zawody moga zajac duzo wiecej czasu niz wczesniejsze w sezonie... Pocieszajace bylo jednak to, ze to juz ostatnie (nie liczac mistrzostw) w tym sezonie.</p><p>Poniewaz w kosciele bylismy w sobote, wiec w niedziele moglam sobie z Potworkami pospac. Biedny M. niestety tak dobrze nie mial. ;) Nastawilam budzik na 8:30, zeby nie zmarnowac ranka, ale niestety organizm najwyrazniej potrzebowal wiecej snu, bo po wylaczeniu przysnelam i zbudzilam sie o 9:11, a potem znow na moment zasnelam, choc tym razem tylko do 9:18. W tym momencie podnioslam sie juz jednak na ramieniu zeby nie pozwolic sobie na ponowne przysniecie. Po chwili wstalam, zrobilam dzieciakom sniadanie i spytalam czy chca obejrzec <i>Jurassic World</i>, bo skaczac kiedys po kanalach widzialam, ze puszczaja go na HBO, a pamietalam ze kiedys oboje wspominali ze chca obejrzec wszystkie "jurajskie" filmy. ;) Jak mozna bylo przewidziec, bardzo sie ucieszyli i zasiedli przed TV, zas ja poszlam wziac prysznic. Malzonek po pracy pojechal jeszcze do Polakowa, a potem zajechal do mojego taty, bo kupil mu pare rzeczy. Wrocil do domu, posiedzielismy, zjedlismy obiad, ale ja oraz dzieciaki musielismy dosc szybko zakonczyc ten relaks, bo o 15:45 mieli zbiorke przed zawodami plywackimi. Na szczescie to byly najblizsze zawody w tym sezonie, bo w jednym z sasiednich miasteczek i ledwie kwadrans jazdy. Nie wiem tylko jaki "geniusz" wymyslil zawody nie dosc, ze w niedziele, to jeszcze o 16 po poludniu... Podejrzewam, ze wczesniej na basenie byly jakies inne zajecia, ale kiedys miala tam zawody mala Bi i byly z samego rana, wiec <i>da </i>sie. Zaparkowanie okazalo sie niezlym wyczynem, bo parking byl i dla basenu i dla lodowiska, ktore znajdowalo sie po drugiej stronie ulicy, ale wlasnego parkingu nie posiadalo. Trener pisal wczesniej, ze mozna zaparkowac w centrum handlowym nieopodal, ale to wiazalo sie z kilkuminutowym spacerkiem. No dziekuje, wolalam juz wcisnac sie gdziekolwiek. W koncu znalazlam kacik miedzy innym autem a jakims slupkiem, z drzewskiem zaraz przed maska. Tyl wystawal mi troszke mocniej niz bym chciala, ale i tak bylam szczesliwa, ze znalazlam ten skrawek wolnej przestrzeni i ze moja "krowa" jakos sie wcisnela. ;) Dotarlismy na basen, Potworki poszly znalezc miejsce na lawkach, ja przysiadlam na trybunach i... porazka. Przez kolejne 40 minut nic sie nie dzialo, nawet rozgrzewki nie zaczeli. :O Nie mam pojecia na co czekali, ale wkurzylam sie niesamowicie, bo nie dosc ze zawody w taki glupi dzien i o jeszcze glupszej porze, to jeszcze nie moga sie zorganizowac! W koncu laskawie zaprosili dzieciarnie na rozgrzewke, ale wlasciwe zawody zaczely sie dopiero po 17. :/ Na dodatek przy slupkach do skokow do wody, otworzono na osciez dwuskrzydlowe drzwi. W pierwszej chwili tego nie zauwazylam, ale siedzialam z mama kolegi Kokusia (ktory jednak dojechal) i chlopak przyszedl trzesac sie z zimna i powiedzial ze tam strasznie wieje. No kurna! Nie bylo mrozu, ale tempearatura +5 tez nie powala! Dzieciaki skakaly tam do wody, a potem mokre ustawialy sie w kolejce. Poszlam do organizatorow i spytalam czy moga zamknac drzwi bo dzieci skarza sie ze im zimno. Niestety trafilam na jakiegos chama, ktory nawet na mnie nie patrzac, tylko w jakies papiery, oznajmil z wyzszoscia, ze "nie, nie moga zamknac drzwi, bo chca wpuscic troche powietrza dla wolontariuszy, a dzieci nie beda tam zbyt dlugo". Odpowiedzialam, ze dzieci, w przeciwienstwie do wolontariuszy, sa mokre, wiec marzna duzo szybciej. Facet sie po prostu ode mnie odwrocil! Zagotowalam sie, ale ze nie chcialam robic sceny, wiec zapamietalam goscia i stwierdzilam, ze jesli za chwile tych drzwi nie zamkna, zloze na niego oficjalna skarge. Na szczescie zamkneli je zaraz po rozgrzewce. Ciekawe czy nie dlatego, ze to chamidlo prowadzilo zawody (wywolujac numer wyscigu, styl oraz grupe wiekowa i naciskajac brzeczyk sygnalizujacy start) i musialo stac wlasnie zaraz obok tych otwartych drzwi. I moze baranowi zrobilo sie... chlodno. :/ Przeciwna druzyna byla faktycznie baaardzo liczna, przez co niemal wszystkie wyscigi w mlodszych grupach mialy przynajmniej dwie kolejki, co niestety strasznie przedluzalo te zawody. Obiektywnie jednak patrzac, druzyna byla raczej slaba. Starsza miala pecha bo jej dwie najlepsze kolezanki nie dojechaly, choc mialy byc. Za to kolegi Kokusia mialo nie byc, a jednak przyjechal. Okazalo sie, ze trener - gapa... zapomnial o nim! :O Jego mama mowila ze napisala do niego, ale nie odpisal. Przyjechali jednak na zawody i trener stwierdzil, ze gdzies go wcisnie. Inny chlopiec nie dotarl, wiec dostal jego wyscigi. Niestety cala sytuacja byla dosc niesmaczna, mlodzian marudzil, ze boli go glowa i w dodatku mial plynac jeden z ostatnich wyscigow i ostatecznie poplynal w jednym, po czym powiedzieli trenerowi, ze zle sie czuje i pojechali do domu. Oczywiscie Nik (ktory tez mial marny humor, bo oczywiscie nie chcial tam jechac), snul sie, siedzial przy mnie, a jak kolega pojechal, to stwierdzil ze szkoda, bo chcial sobie z nim pogadac. ;) Powiedzialam mu, ze mial na to ponad godzine i jakos nie gadal. :D Bi plynela dwie sztafety, na samym poczatku i na samym koncu. W obu plynela kraulem. W ostatniej sztafecie chyba udalo sie dziewczynom zajac niezle miejsce, ale w pierwszej dwie panny ponownie byly slabsze i tak opoznily cala grupe, ze doplynely ostatnie. W grupie wiekowej Kokusia nie udalo sie zebrac czterech chlopcow, wiec nie mial sztafet. Poza tym Potworki plynely w niemal identycznych wyscigach. Nik kraulem na 50m, a pozniej oboje kraulem na 100m i stylem motylkowym na 50m. A ja dalam "pupy" bo zagadalam sie ze znajoma i... przegapilam pierwszy wyscig Kokusia! I to akurat ten wygrany!!! :/ To znaczy, widzialam koncowke tego wyscigu, ale Nika poznalam dopiero kiedy wyszedl z wody... Jakos tak utkwilo mi w glowie, ze Potworki plyna dwa razy jedno po drugim i nie pilnowalam numerow wyscigow. ;) Po tym wyscigu mielismy sporo czasu na pokrecenie sie po kompleksie basenow. Bi dorwala jakies inne kolezanki i oczywiscie miala matke gdzies, ale Nik siedzial ze mna na trybunach, wyciagnal do sklepiku, itd. To ostatnie akurat mnie cieszylo, bo on ma tendencje do niejedzenia na zawodach, a potem oczywiscie brakuje mu energii i robi sie marudny. A wiadomo, ze to, co <i>ja </i>mu spakowalam nigdy nie smakuje tak dobrze jak kupione na miejscu. Przy okazji rozejrzalam sie po calym tym kompleksie, bo mial i jacuzzi i maly brodzik i wiekszy basen do lekcji (ale nie tak gleboki jak ten do wyscigow), a Nik pytal dlaczego chodzimy po terytorium "wrogow". :D Wreszcie nadszedl wyscig Bi - kraulem na 100m. Panna wygrala niekwestionowanie i zostawila konkurencje daleko w tyle.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFB-xunmIPeHKbNAwKa6WyHg4NTL4cCd4TbKQMThgHpdxHloOu0rC_wSB4ff5_Ss65EJE-Pocrkkjwhu6jQyGmv1J74asuPWPV-RJ1LNuGIFdgJ8lvEFN5DViwqrqXZcgfJwgnEJNUlXatC9nBBUlEBv96SM2fZcQxTEBOmr3WPHOv7CQeXD94d4M7N_0/s936/IMG_5706%20-%20frame%20at%200m45s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="527" data-original-width="936" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFB-xunmIPeHKbNAwKa6WyHg4NTL4cCd4TbKQMThgHpdxHloOu0rC_wSB4ff5_Ss65EJE-Pocrkkjwhu6jQyGmv1J74asuPWPV-RJ1LNuGIFdgJ8lvEFN5DViwqrqXZcgfJwgnEJNUlXatC9nBBUlEBv96SM2fZcQxTEBOmr3WPHOv7CQeXD94d4M7N_0/s320/IMG_5706%20-%20frame%20at%200m45s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Na zdjeciu pewnie bedzie to slabo widac, ale Bi (w czarnym czepku) unosi sie juz przy sciance, a reszta dopiero doplywa </span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zaraz po niej, to samo plyneli chlopcy, a wsrod nich Nik. Zajal drugie miejsce, bo wyprzedzil go kolega z druzyny, z ktorym Mlodszy niestety zwykle przegrywa, choc walka byla zacieta. Tamten chlopiec jednak, mimo ze nadal jest w grupie wiekowej 11-12, jest z rocznika Bi, wiec ma prawie 13 lat, a dodatkowo ostatnio jakos sie wyciagnal, wiec rece i nogi ma dluzsze. No i przeszedl juz do najbardziej zaawansowanej grupy, ma dluzsze treningi, a to wplywa oczywiscie na forme, ktora przy wyscigu na 4 dlugosci basenu, jest bardzo istotna. W kazdym razie, kolega Nika przyplynal pierwszy, Nik za nim drugi, a za nimi dlugo, dluuugo nikt. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih0rg37fAxlAaKIDpaQJr1qdw5xVqvl_asBZtuj_bkxFhs-1XihSa0db9i6ouA4R3HNYLWHNBHDoQlXMtwqUniyZ5lw5rzuS-5tL4lnx3ofI0cgc8Qo86sioTUoTNXCDgWDlyQVHFCRRj6yM9OCoZ7qAWn3H3JHRRSjy4jfQE9NEI1BswA3bHCSD7ReuI/s936/IMG_5707%20-%20frame%20at%200m43s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="527" data-original-width="936" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih0rg37fAxlAaKIDpaQJr1qdw5xVqvl_asBZtuj_bkxFhs-1XihSa0db9i6ouA4R3HNYLWHNBHDoQlXMtwqUniyZ5lw5rzuS-5tL4lnx3ofI0cgc8Qo86sioTUoTNXCDgWDlyQVHFCRRj6yM9OCoZ7qAWn3H3JHRRSjy4jfQE9NEI1BswA3bHCSD7ReuI/s320/IMG_5707%20-%20frame%20at%200m43s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kolega (pod choragiewka nr. 7) juz przy sciance, a dwie linie po lewej Nik wlasnie doplywa. Reszty nawet nie widac w kadrze :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pozniej znowu mielismy dluzsza przerwe, po czym Bi plynela motylkowym na 50m. Tym razem jednak znalazla sie dziewczynka szybsza od niej, choc tak jak z Kokusiem, bylo blisko. :)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijLoWwojKGmmoyDcPJGfI2fUqnmR5ceIZrE4snUSzAaa9UOSaJs2wTaMzlQO7CFEZbdkCshDsMTSut0P1IhImae0DLpMXC9Hr-P50eE7M81d78LiupHt661sXG0uc6Y689HPEhlwtISaMn49HotDCDy4hZi_KWcNFIWo6AI2jzsp1Q66yi3CSqWCTH6HQ/s753/IMG_5708_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="424" data-original-width="753" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijLoWwojKGmmoyDcPJGfI2fUqnmR5ceIZrE4snUSzAaa9UOSaJs2wTaMzlQO7CFEZbdkCshDsMTSut0P1IhImae0DLpMXC9Hr-P50eE7M81d78LiupHt661sXG0uc6Y689HPEhlwtISaMn49HotDCDy4hZi_KWcNFIWo6AI2jzsp1Q66yi3CSqWCTH6HQ/s320/IMG_5708_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tu koncowki wyscigu nie wrzucam, bo zle go nagralam i przez te choragiewki niewiadomo co sie dzieje</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zaraz kolejny wyscig plynal Nik, tym samym stylem i dystansem. Ponownie przyplynal drugi, przegrywajac z tym samym kolega, co wczesniej.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmVT5S-4XulRTESfMxuFPhLMtvbuLuaCw3oGo4a_8zSqNrn7pdAM0x4WOVYlVRqZbuDThHNOiPF75YX47Wp2p_yE38EK3FaU9xXWAt3sEs0kc_pfp_ZJir2b-ew0_IybR9GLXVcl0_9G_C61FIv9wuMz6TiZTHsvsszV1OtFVVnrR6DUmxALApmgQWqWs/s843/IMG_5714%20-%20frame%20at%200m25s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="475" data-original-width="843" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmVT5S-4XulRTESfMxuFPhLMtvbuLuaCw3oGo4a_8zSqNrn7pdAM0x4WOVYlVRqZbuDThHNOiPF75YX47Wp2p_yE38EK3FaU9xXWAt3sEs0kc_pfp_ZJir2b-ew0_IybR9GLXVcl0_9G_C61FIv9wuMz6TiZTHsvsszV1OtFVVnrR6DUmxALApmgQWqWs/s320/IMG_5714%20-%20frame%20at%200m25s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Po prawej od choragiewek nad linia "2" kolega juz przy sciance, a po lewej Nik juz prawie doplywa</span><br /></div></div><div> <p></p><p>To byl wyscig numer 48, a kolejny to miala byc juz sztafeta numer 65, plynieta przez Bi. Nik przyszedl wiec do mnie na trybuny i gadal jak najety zabijajac czas i cieszac sie, ze ma juz "relaks". ;) Tymczasem, po chwili dojrzal go tam trener i dokoptowal do innej sztafety, chlopcow w grupie 9-10 (czyli nie do konca "legalnie", choc w sumie Nik 11 lat skonczyl niecale dwa miesiace wczesniej), a co lepsze, mial poplynac pierwszy i ostatni, bo zabraklo im dwoch zawodnikow. Mlodszy poszedl ze lzami w oczach, ale grzecznie poplynal. Strasznie potem pomstowal na trenera, a ja tlumaczylam mu, ze czasem trzeba pomoc, a dzieki niemu ci chlopcy zajeli pierwsze miejsce. ;) Zaraz po nim Bi poplynela w swojej sztafecie i wreszcie moglismy wrocic do domu. Dojechalismy gdzies w okolicach 19:30, wiec potem to juz szybkie sprawozdanie dla ojca, przyszykowac sie na kolejny dzien i do spania.<br /></p><p>Poniedzialek zaczal sie ciezko, bo przez zajete niedzielne popoludnie, mielismy wrazenie, ze ktos nam brutalnie "obcial" weekend. ;) Autobus Bi przyjechal dosc szybko, a w domu Nik juz jadl sniadanie i doprowadzal sie do porzadku. Jego pojazd niestety dotarl z lekkim poslizgiem, ale coz. Potem mialam czas na pranie oraz szybka kawke, po czym pojechalam do roboty. O dziwo platal sie tam i Koreanczyk i nawet szef. Ten ostatni niestety spytal sie tylko czy wzielam zostawiony przez niego czek i poza tym nic konstruktywnego nie przekazal. :( Po pracy pojechalam do taty, ktory pokazal mi jak wyglada noga po operacji kolana. Hmm... nie wyglada to "apetycznie", ale wydaje mi sie, ze jak na fakt, ze minal dopiero troche ponad tydzien po zabiegu, to chyba nie jest zle.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiip98NaB4FL5gikGy3KNAvYC6KC6ZMUXwOzUecdxc9NbZH8xMUXc0FeiCEmtSCzDQ3qjtdB-KPukNmQBVPCdSRw0Y9eTucGv_Cuu9kpNrYjyeBQAH-eJezvwxxtAxJzH6jfMfRICFzw9M3cjdS1kL5SPTnITUSKvm93tWIpWZFloQUR7tvzjsx9FijdkU/s849/YBUG3391_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="849" data-original-width="637" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiip98NaB4FL5gikGy3KNAvYC6KC6ZMUXwOzUecdxc9NbZH8xMUXc0FeiCEmtSCzDQ3qjtdB-KPukNmQBVPCdSRw0Y9eTucGv_Cuu9kpNrYjyeBQAH-eJezvwxxtAxJzH6jfMfRICFzw9M3cjdS1kL5SPTnITUSKvm93tWIpWZFloQUR7tvzjsx9FijdkU/s320/YBUG3391_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Na zdjeciu wyglada jakby byly tam szwy. Tak naprawde sa one niewidoczne, bo zalozone od wewnatrz, rozpuszczalne, a na wierzchu jest warstwa kleju</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Tata "smiga" juz po schodach, przeniosl posciel spowrotem do sypialni na gorze i schodzi do piwnicy robic pranie. Narzekal co prawda, ze rano byla jedna z tych nadgorliwych rehabilitantek i zadala mu tyle cwiczen, ze potem noga bolala go pol godziny. Przekonywalam go jednak, ze teraz jak juz zdjeli opatrunek, takie cwiczenia sa pewnie bardzo wazne, bo w koncu to jest jedna z najbardziej ruchomych czesci ciala, wiec trzeba ja rozciagac, inaczej zesztywnieje. ;) Wrocilam do domu, gdzie okazalo sie, ze Nik uprosil tate zeby, skoro poprzednie popoludnie spedzil na zawodach, pozwolil mu opuscic trening. A jak Nik nie jechal, to Bi tez stwierdzila, ze odpocznie. Mielismy wiec niespodziewanie spokojny i leniwy wieczor i poza pakowaniem sie na kolejny dzien, nic nie musielismy, bo dzieciaki nie mialy nawet pracy domowej.</p><p>We wtorek ponownie pobudka i wyjscie na autobus z Bi, a ten znow przyjechal calkiem wczesnie. Wrocilam do chalupy gdzie pozwolilam Kokusiowi pospac kolejne 10 minut, z racji ze wiozlam go do szkoly. Odstawilam go wraz ze sprzetem i wrocilam do chalupy. Dzien spedzilam troche sprzatajac, a troche relaksujac sie przed oczekiwanym wysilkiem. Tym razem nie zdarzylo sie nic, co zmusiloby do odwolania klubu narciarskiego, za to dzien wczesniej zadzwonil do mnie ten pracownik, ktory jest jednym z organizatorow, ze cos mu wypadlo i choc dojedzie na stok, to nie da rady pojechac autobusem i czy nie sprawdzilabym obecnosci w <i>school bus</i>ie (bo to w nim zwykle jezdzi) i nim nie pojechala. Zgodzilam sie oczywiscie, bo dlaczego by nie? W tym szkolnym "zoltku" jest tylko kilkanascioro dzieciakow, wiec latwo ich policzyc, a pomyslalam, ze z racji niewielkiej liczby, moze beda spokojniejsi. No coz... Tu sie rozczarowalam, bo halasowali tak samo jak w autokarze, a moze i gorzej, bo musieli przekrzykiwac stary, glosny i rozklekotany autobus. ;) Ale przezylam, choc wyjezdzajac ze szkoly, malo zawalu nie dostalam kiedy autokar (z nauczycielka prowadzaca) sobie odjechal, a ja zostalam z dwojka nieobecnych dzieci. :O Jedna dziewczynke szybko zlokalizowalam, bo okazalo sie, ze zapomnialam postawic przy jej imieniu haczyk, ale jeden chlopiec zdecydowanie nie znalazl sie w autobusie. Pomyslalam jednak, ze moze wsiadl do autokaru, choc tamta nauczycielka pilnuje zeby siedzieli na stalych miejscach wlasnie po to, zeby latwiej bylo ich zlokalizowac. Po dotarciu na stok okazalo sie, ze chlopiec byl nieobecny. Fajnie tylko by bylo, gdyby ktos mi o tym powiedzial, a nie wreczyl liste i martw sie kobieto. ;) W kazdym razie, dzieciaki byly ogarniete i ruszyly do wypozyczalni i schroniska i zadne nie potrzebowalo asysty. To dalo mi mozliwosc szybkiego przebrania sie, skoczenia do lazienki i wyruszenia z Kokusiem, ktory oczywiscie znow stal mi nad glowa i poganial. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi76-de9shyhbwscCr5KXm7N8M5N_w8fPWUtseCzLiA1zEH2ZTZuueQRMRAtjkrzrcwAo4SIrerdMNQXv0YYTs9e5DseZTZ1b_agjRDw396JKv4shIh9oJbeig4rsSWE5yFxqZL4D6Zpf7G2SofNOEeqfdZhDao9sce_6WD5rffll99D691Gvf1auiYxSo/s551/IMG_5723_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="413" data-original-width="551" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi76-de9shyhbwscCr5KXm7N8M5N_w8fPWUtseCzLiA1zEH2ZTZuueQRMRAtjkrzrcwAo4SIrerdMNQXv0YYTs9e5DseZTZ1b_agjRDw396JKv4shIh9oJbeig4rsSWE5yFxqZL4D6Zpf7G2SofNOEeqfdZhDao9sce_6WD5rffll99D691Gvf1auiYxSo/s320/IMG_5723_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Na wyciagu - Nika razi slonce, wiec ma mine taka a nie inna ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Jezdzilo sie fajnie, choc warunki byly troche gorsze niz ostatnio. Miejscami snieg byl pospychany w kopy, wiec obok odslonil sie lod. Bywalo jednak czasem duzo gorzej, wiec nie ma co narzekac. Na jednym z najprostszych szlakow zrobiono jak co roku rampy oraz skocznie, wiec Nik byl w swoim zywiole, choc wyciagnal mnie tez pare razy na niebieskie (srednie) oraz czarny (najtrudniejszy) szlak.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1nXuD-mkQob8LRm5mptvOqpOEFrJeInAGqLewFcujlA8MWCsTwm9anf4-grXK6UN2m8BW12cUY8uRoEWWnGvv6e2KhBK5O0GEBSVBQWnwJitbS3lnRiCMGfARM_QYixBttUiGP-BQz__D0mlthgAUo2FlD89q_3Es0a3Rfs0bQZLwFah5alYsuMbfr6s/s659/IMG_5724%20-%20frame%20at%200m12s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="493" data-original-width="659" height="239" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1nXuD-mkQob8LRm5mptvOqpOEFrJeInAGqLewFcujlA8MWCsTwm9anf4-grXK6UN2m8BW12cUY8uRoEWWnGvv6e2KhBK5O0GEBSVBQWnwJitbS3lnRiCMGfARM_QYixBttUiGP-BQz__D0mlthgAUo2FlD89q_3Es0a3Rfs0bQZLwFah5alYsuMbfr6s/s320/IMG_5724%20-%20frame%20at%200m12s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik (w zielonej kamizelce) wlasnie skacze</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Przed 18 zjechalismy do schroniska na obiad, a potem zgarnelismy ze soba kumpla Kokusia, bo skonczyl lekcje. Niestety, kolejka w kafeterii byla tak dluga, a chlopakom tyle zajelo jedzenie, ze kiedy wrocilismy na stok, po jednym zjezdzie kolega stwierdzil ze jest zmeczony i jest juz pozno, wiec idzie oddac narty. Wahalismy sie z Kokusiem co robic, ale w koncu tez poszlismy sie przebrac. Jak sie okazalo, niepotrzebnie, bo choc przy naszych stolikach wiekszosc dzieciakow juz poszla do autobusu, to sporo nadal jezdzilo. Szczegolnie piec panien, na ktore czekalismy ponad 20 minut. Jedna potem mruknela, ze myslaly ze moga jezdzic do 19:30, mimo ze juz ostatnio mowilam jej, ze o tej godzinie chcemy wyjezdzac juz w kierunku szkoly... Tak jak pisalam ostatnio, przy takiej gromadzie dzieciakow, zawsze cos musi sie zdarzyc. Tym razem jeden z chlopcow przewrocil sie, cos zrobil sobie w ramie i musial zostac zwieziony ze stoku przez patrol. Zdaje sie, ze wybilo mu kosc ze stawu barkowego i wracal do domu z reka na temblaku. Tak sie zlozylo, ze akurat jechal tym autobusem co ja i inni chlopcy pokazywali mi stos slodyczy, ktory kupili mu na pocieszenie. :D Po dojezdzie do szkoly i wyciagnieciu sprzetu ze schowkow, okazalo sie ze zostalam z dwoma roznymi kijkami. Zastanawialam sie jak ktos mogl sie <i>tak</i> pomylic, tym bardziej, ze nie tylko raczki byly innego koloru, ale jeszcze jeden byl wyraznie dluzszy. I to nie moj, czyli ta osoba musiala byc dosc wysoka, tyle ze jedyna dorosla osoba, ktora przewozila sprzet autobusem, bylam ja. Rozejrzalam sie po osobach, ktore sie tam krecily, ale nie dojrzalam nikogo z podobnymi kijkami. Stwierdzilam, ze najwyzej napisze do pracownikow szkoly zeby wyslali maila do wszystkich z grupy, zeby sprawdzili czy ich dziecko nie wrocilo z nie swoim kijkiem. Mialam jednak szczescie, bo juz odjezdzalismy, kiedy Nik dostrzegl, ze jakis chlopiec nadal stoi czekajac na rodzicow i trzyma takie podobne kijki. Podbiegl sprawdzic i okazalo sie, ze mial nosa, bo mlodzian faktycznie wzial moj kijek. Ucieszyl sie oczywiscie widzac ze odzyskal pasujacy, ale zastanawiam sie czy nie zauwazyl ze bierze dwa rozne, czy chwycil po prostu cokolwiek, byle miec komplet? ;) Po powrocie do domu padalam juz z nog, ale ze Nik i tak jadl kolacje, wiec powloklam sie do piwnicy porozstawiac buty i narty przy grzejniku do przeschniecia i wypakowac wszystkie ciuchy. Wieczorem padlam jak kon po westernie, tyle ze potem budzilam sie i przewracalam z boku na bok. Nie mam pojecia dlaczego zawsze po tych nartach tak zle spie. Pomyslalby ktos ze po 3 godzinach na swiezym, chlodnym powietrzu, powinnam spac jak kamien. ;)<br /></p><p>W srode wstalam oczywiscie nieco polamana, choc mocniej niz uda, bolaly mnie... plecy. No i mialam wyraznie przytkany nos. Poczatkowo myslalam, ze to tylko od suchego powietrza, bo czulam sie zupelnie normalnie. Niestety, w miare jak dzien uplywal, wiedzialam, ze mnie coraz bardziej rozklada, ech... Malzonek w niedziele narzekal ze cos go bierze, ale przeszlo mu po jednym dniu. Coz, najwyrazniej przeszlo, ale na mnie. :/ Odprowadzilam na autobus najpierw jedno dziecko (ono w sumie poszlo samo; ja tylko patrzylam z daleka), potem drugie, a pozniej juz moglam wrocic do chalupy na dluzej. Rozladowalam zmywarke, wstawilam pranie, a potem przelozylam je do suszarki, wypilam kawe i pojechalam do pracy. Po drodze zajechalam na stacje benzynowa i tu spotkala mnie mala "przygoda". Z tych irytujacych. ;) Nie wiem czy w Polsce dystrybutory same sie zatrzymuja kiedy zatankuja do konca, ale tutaj tak. Tankuje wiec sobie tego dnia spokojnie, benzyna leci, w koncu dystrybutor zwalnia, wiec czekam az raczka "odbije", a tu... paliwo wylatuje gora! Nie zatrzymal sie, kurna! Przez te sekunde, ktora zajela mojej mozgownicy zrozumiec co sie dzieje i puscic raczke, sporo polecialo po aucie oraz kole! Dystrybutor musial byc zepsuty, bo tankowalam juz na tej stacji wczesniej i raczka normalnie "odbijala" i paliwo przestawalo leciec. Strasznie mi potem jechalo benzyna w aucie i nie bylam pewna czy nie opryskalam sobie butow. :/ Z pracy planowalam wyjsc dosc szybko, bo mialam jeszcze zajechac do sklepu kupic tacie jakies owoce. Tym razem sama sobie strzelilam w kolano, bo szef dostal listy z waznych urzedow, ale zamiast od razu wyslac mu maila, to wyslalam sporo pozniej, bo co sie bede spieszyc... Ku mojemu zdziwieniu po chwili przyjechal zabrac poczte, ale zamiast jak zazwyczaj wejsc i wyjsc, to siedzial w biurze, slyszalam ze jest na telefonie, itd. A ze dostal moje zawiadomienie sporo pozniej niz faktycznie zjawilam sie w robocie, nie chcialam zeby wygladalo jakbym przyjechala sobie na godzinke i uciekla. Stwierdzilam wiec, ze posiedze az sobie pojedzie, bo zwykle nie zostaje w biurze zbyt dlugo. Taaa... oczywiscie siedzial i siedzial, az w koncu stwierdzilam, ze trudno, jade. I tak zostalam sporo dluzej niz planowalam. Poniewaz najwyrazniej byl to dzien kiedy wszystko szlo na opak, wpadlam do supermarketu, chwycilam owoce dla taty i pare rzeczy dla nas, po czym ruszylam do kasy. A tam... najpierw kasjer sie pomyli, nie zauwazyl tego plastiku oddzielajacego zakupy poszczegolnych osob i zaczal kasowac rzeczy nastepnej osoby na koszt pierwszej. Owy pan niemal natychmiast sie zorientowal, ale juz cos zostalo nabite, a zeby to cofnac, trzeba bylo zawolac managerke, ktorej sie oczywiscie wcale nie spieszylo... A kiedy podeszla, przekrecila kluczykiem kase i pan mogl zaplacic, wsadzil karte, po czym... wyswietlilo sie, ze nie ma wystarczajacych srodkow! No to zaczal grzebac w portfelu, wyszukujac odpowiednia kwote... :O Cale szczescie, ze mial przy sobie gotowke, bo jakby mieli znow wzywac mangerke zeby ponownie cofnela transakcje, to nie wiem ile bym tam jeszcze sterczala. ;) Ze zrobionymi zakupami podjechalam do taty u ktorego tym razem tez mialam "robote". Linie lotnicze same zrobily mu zmiane rezerwacji, po ktorej musialby czekac ponad 5 godzin na przesiadke w Amsterdamie. Siedlismy wiec zeby spojrzec na opcje i znalezc nieco lepsza. Co ciekawe, udalo nam sie znalezc to samo polaczenie co poczatkowo, na ten sam dzien, ale za doplata... $10. Roznica cenowa praktycznie nieodczuwalna, wiec nie rozumiem po jakiego wafla zmieniali tacie to polaczenie. Najwazniejsze jednak, ze za niewielka doplata udalo sie przywrocic poprzednie. Przez ten poslizg w pracy i sklepie, wrocilam do domu sporo pozniej niz przewidywalam. Po obiedzie udalo sie w sumie tylko na moment przysiasc z M. zeby obgadac dzien, po czym jechal z Potworkami na basen. Ja w tym czasie wzielam prysznic i przygotowywalam wszystko na kolejny dzionek. Po powrocie reszty czas byl oczywiscie juz tylko na kolacje i do lozek. Niestety, moje przeziebienie nadal sie rozkrecalo, a na dodatek na wieczor Nik zaczal narzekac na zatkany nos. Po prostu rewelacja... :/<br /></p><p>Czwartkowy ranek zgodnie ze schematem. ;) Autobus Bi przyjechal ponownie calkiem wczesnie, a Nika podjechal akurat kiedy dotuptalismy na przystanek. Wrocilam do chalupy, wypilam kawe i zabralam sie za odgruzowywanie. Wstawilam zmywarke, wyszorowalam szuflady od airfryera i ciezko westchnelam, bo pod swiatlo zauwazylam, ze caly blat jest wysmarowany. Starsza dzien wczesniej kroila sobie owoce do szkoly i oczywiscie zostawila caly pokryty zaschnietym sokiem... :/ Potem chwycilam juz za odkurzacz oraz mopa i ogarnelam podlogi na dole. W miedzyczasie zaczal mi zawracac gitare M., bo wyniuchal, ze jestem w domu, wiec spytal czy nie ugotowalabym kartofli i kalafiora. Obiad planowalismy tego dnia prosty - jajka sadzone z ziemniakami oraz kalafiorkiem. ;) Dodatkowo, dostal mi sie maly szantaz, bo malzonek zaproponowal, ze pojedzie po paczki jesli odbiore Kokusia ze szkoly. Coz mialam robic na takie ultimatum... ;) Akurat czekalam pod szkola Nika, kiedy schemat sie brutalnie skonczyl. Bi napisala mi wiadomosc, ze zle sie czuje i chyba ma goraczke. :/ Wrocilam do domu, a dziecko lezy skulone na fotelu ze szklistymi oczami. Termometr pokazal 38.5, wiec tym razem to nie jej dramatyzowanie. Poczatkowo, poza goraczka, skarzyla sie tylko na bol glowy, wiec zaaplikowalam jej tabletki przeciwgoraczkowe/bolowe. Potem jednak pojawil sie bol gardla i lekko cieknacy nos. Ogolnie wyglada to na cos grypo-podobnego i juz drze, kogo chwyci nastepnego. :O Tym bardziej, ze mnie tez nadal lekko przytykalo, choc wydawalo sie, ze czuje sie podobnie jak dzien wczesniej. Kiedy goraczka Bi nieco spadla, oczywiscie poczula sie lepiej i zaczela nawet przebakiwac cos, ze chce isc kolejnego dnia do szkoly. Szczeka mi opadla, bo przeciez kiedy tylko Nik opuscil jakis dzien, miala wielkie pretensje, ze to niesprawiedliwe, a jak sama ma okazje zostac w domu, to twierdzi, ze woli szkole. :D Ledwie dwie godziny pozniej jednak goraczka ponownie zaczela jej rosnac i wiadomo bylo, ze o pojsciu do szkoly nie bylo mowy. Co gorsza, sobotnie mistrzostwa w plywaniu tez raczej mozna bylo sobie od razu odpuscic. Wieczorem wyslalam maila do trenera, zeby powiadomic go jaka mamy sytuacje i uprzedzic, ze Bi raczej na nich nie bedzie. Ech... Oczywiscie na trening tez sie nie nadawala kompletnie, a jak ona nie jechala, to Nik rowniez stwierdzil, ze nie chce. Malzonek nawet sie ucieszyl, bo nadal bolaly go miesnie po poprzednim dniu. Wieczor uplynal wiec raczej leniwie i bez sensacji i chociaz raz Starsza poszla na gore bez ponaglania z mojej strony. ;)<br /></p><p>Wbrew moim obawom, noc minela spokojnie. Dopiero o 6 rano, obudzilo mnie... szlochanie. Wyskoczylam z lozka myslac, ze Bi sie tak strasznie zle czuje, tymczasem panna plakala w glos, bo... skonczyla jej sie woda. :D Poczlapalam na dol, przynioslam jej picie, po czym wrocilam do lozka, choc zastanawialam sie czy w ogole jeszcze zasne. ;) Dzieki temu, ze Bi nie szla do szkoly, moglam pospac tyci dluzej i wstac tak, zeby przyszykowac sie na wyjscie z Kokusiem. Wkrotce po mojej pobudce, budzilam wiec syna, zjedlismy sniadanie, umylismy sie i ubralismy i pomaszerowalismy na utobus. Na szczescie przyjechal dosc szybko, Nik odjechal, a ja wrocilam do chalupy. Chcialam jechac na zakupy, ale czekalam az obudzi sie Bi, bo wolalam sprawdzic jak sie miewa. I dobrze, ze poczekalam, bo obudzila sie rozpalona i narzekajac na zle samopoczucie, a termometr pokazal 39.1. O 8:30 rano! :O Podalam jej lekarstwa, zrobilam sniadanie (o dziwo miala ochote cos zjesc) i pojechalam. Po zakupach zajechalam jeszcze do biblioteki, bo Kokusiowi konczyly sie ksiazki do wspolnego czytania, a przy okazji chwycilam gre na ktora "polowal" od jakiegos czasu oraz kilka filmow, choc te glownie z mysla o kolejnym - dlugim weekendzie. Bi niestety rozlozylo na dobre. Nawet po zbiciu goraczki narzekala, ze zle sie czuje, ze boli gardlo i co chwila smarkala... Goraczkowala zreszta caly dzien; co przestawaly dzialac tabletki, to temperatura szla w gore. :( Reszte dnia spedzilam juz z nia w domu, podajac herbatki, mleko z miodem, itp. probujac choc troche ulzyc jej gardlu. Niestety bezskutecznie. Sama zreszta tez nadal zmagalam sie z lekko przytkanym nosem i takim dziwnym uczuciem w gardle. Nie wiem czy nie jestem nastepna w kolejce do wirusa, choc w sumie uczucie przytkania trzyma mnie juz od srody... Zadzwonilam do taty, zeby powiedziec mu, ze mamy w domu wirusowisko i nie wiem kiedy przyjade. Planowalam akurat w piatek, ale wyszlo jak wyszlo. W sobote mialam jechac z Bi na zawody, ale mimo ze to oczywiscie trzeba bylo skreslic, to zamiast tego chcialam pojechac z Kokusiem na mecz. A pozniej to trzeba zobaczyc czy poza Bi, choroby dopadna kogos nastepnego. Tata zreszta radzi juz sobie swietnie. Tego dnia rehabilitantka przegonila go i po osiedlowym chodniku i po trawie wokol domu, a potem musial zrobic sobie zimne oklady bo czul cisnienie w nodze. Pozniej jednak postanowil sprawdzic jak mu sie bedzie jechalo autem i wypuscil sie do banku. :O Na szczecie ten ma doslownie za rogiem od ulicy, na ktorej mieszka i przejechal bez problemu. Chlopaki wrocily z pracy/szkoly z zakupionym po drodze sushi, wiec obiad mielismy pyszny i nawet Bi sie skusila. Dzien wczesniej sasiadka pisala ze wyjezdzaja i spytala czy dzieciaki zaopiekowalyby sie jej kotkami. Odpowiedzialam, ze oczywiscie, bo bylo to jeszcze zanim okazalo sie, ze Bi jest chora. Stwierdzilam zreszta, ze jak cos, Nik moze pojsc sam. Kiedy jednak dojechal ze szkoly, siostra akurat czula sie na tyle dobrze, ze pobiegli razem. Pare godzin pozniej jednak miala ponownie goraczke, wiec Nik poszedl w asyscie M., ktory obawial sie ze Mlodszy moze cos pochrzanic, bo zwykle to Bi wszystko ogarnia, a on tylko towarzyszy. Reszta wieczora to juz relaks przed tv i elektronika i oczekiwanie na weekend. <br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-59226460019911174112024-02-02T22:46:00.015-05:002024-02-05T12:22:56.117-05:00Ostatnie dni stycznia<p>I pierwsze lutego. ;)</p><p>Sobota, <u>27 stycznia</u>, zaczela sie dla mnie troszke pozniej, ale bez szalu. Spalam marnie i wstalam o 8, zeby jak najszybciej pojechac do taty. Napisalam do niego kontrolnie, zeby w razie gdyby napisal, ze dalej jest kiepsko, szybko sie zebrac i jechac chocby bez sniadania. Na szczescie odpisal, ze czul sie juz lepiej, przestalo mu sie robic slabo za kazdym razem kiedy wstaje, zaczal sobie robic chlodzenie nogi (taka specjalna maszynka, do ktorej wrzuca sie lod, a ona potem pompuje schlodzona wode do zelowego okladu) i pomaga to w zmniejszeniu bolu. Zjadlam wiec spokojnie, umylam sie, wyszykowalam i pojechalam. Tata faktycznie wygladal duzo lepiej, byl juz po sniadaniu i pil kawe. Pomoglam mu w czym moglam, ale glownie byly to takie drobiazgi jak zmycie naczyn. Poza tym po prostu posiedzielismy, pogadalismy, obejrzelismy loty narciarskie, itd. O 10:30 miala przyjechac pielegniarka, wiec ucieszylam sie, ze akurat zalapie sie na jej wizyte zeby w razie czego cos przetlumaczyc, lub po prostu posluchac co tata ma robic, lub czego <i>nie </i>robic. ;) Chcialam wyjechac o 11, zeby zajechac do domu, zgarnac Kokusia i pedzic z nim na mecz. Co prawda M. mial wolne i mowil ze moze z nim jechac, ale nie wyobrazam sobie ominac meczu jesli nie mam jakiejs naprawde waznej przeszkody. Pielegniarka solidnie sie spoznila i juz obawialam sie, ze sie rozminiemy, ale w koncu przyjechala. Powiem Wam, ze choc to fajnie, ze przyjada do domu i nie trzeba pacjenta samemu wozic po klinikach (tym bardziej, ze nie kazdy ma mozliwosc transportu w dowolnym dniu), ale poza sprawdzeniem opatrunku, to ta wizyta to takie pic na wode. Osluchala, sprawdzila natezenie tlenu we krwi, zmierzyla cisnienie i tyle. Odwinela tez wszystkie bandaze z nogi zeby spojrzec na rozciecie. Az wstrzymywalam oddech bojac sie jak to moze wygladac, tymczasem bylo ona zaklejone taka specjalna, gruba tasma, na ktorej napisane bylo, ze do zdjecia jest 5 lutego. Czyli nic tam narazie nie widac. :D Pielegniarka zadzwonila do swojego szefa zeby spytac na kiedy umowic kolejna wizyte i wypisywala papiery, kiedy zrobila sie 11:10 i musialam pedzic. Zajechalam do domu, byla 11:30, a tam okazuje sie, ze Nik owszem, zjadl wczesniej sniadanie (kiedy wyjezdzalam dopiero sie obudzil), ale nadal siedzial w pizamie! Wiadomo, jak matki w domu nie ma, to ojciec nie dopilnuje... :/ On sie szybko ubieral, a ja zrobilam sobie kawy zeby miec co na meczu popijac i pojechalismy. Mecz byl na 12, ale dojechalismy tylko z kilkuminutowym wyprzedzeniem. Na szczescie rozgrywki leca ciurkiem jedna za druga i nie ma nawet czasu na rozgrzewke, wiec dotarlismy idealnie. Tym razem graly przeciwko sobie dwa zespoly z naszej miejscowosci. Mecz byl baaardzo wyrownany, ale w koncu przeciwnicy okazali sie lepsi o... 2 punkty (czyli jeden kosz). ;) Nik ponownie gral bardzo aktywnie, kilka razy celowal do kosza (choc nie trafil) i wyszedl wsciekly, choc potem przyznal, ze wlasciwie to chyba byl po prostu <i>hangry</i> (polaczenie "<i>hungry</i>" i "<i>angry</i>" :D). Wiadomo, Polak glodny, to zly. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdyT-CVNjHQzrY1moPFXvF8bZTOBuAFBM8wO9S-XOLYrLXa6v4r-uhIX4lAt1wKrwU1CaI7ZP9tyn91rGpFz4-_9fTTBwst6JD5utyh16MN4qUajQSm77i5apOZBJoV3K4cS3aYGjfII3KnIJ26iZYpjYOB5JDKbDCEve_ZhV2Sqm67HuUXwZjvYkUw9A/s651/IMG_5656_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="478" data-original-width="651" height="235" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdyT-CVNjHQzrY1moPFXvF8bZTOBuAFBM8wO9S-XOLYrLXa6v4r-uhIX4lAt1wKrwU1CaI7ZP9tyn91rGpFz4-_9fTTBwst6JD5utyh16MN4qUajQSm77i5apOZBJoV3K4cS3aYGjfII3KnIJ26iZYpjYOB5JDKbDCEve_ZhV2Sqm67HuUXwZjvYkUw9A/s320/IMG_5656_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik pedzi z rozwianym wlosem i bierze zamach zeby podac do kolegi</span><br /></div><div> <p></p><p>Wrocilismy do domu i zastanawialam sie czy ponownie jechac do taty, wiedzialam jednak ze okolo 13:30 - 14 miala przyjechac z kolei babka od fizykoterapii, wiec nie chcialam sie zwalac w polowie wizyty i przeszkadzac. Na 16 pojechalismy do kosciola, a po powrocie zadzwonilam do niego. Powiedzial, ze niezle go wymeczyla, bo zadala kilkanascie cwiczen stopy, nogi i ogolnie ruchu. Jak dla taty (i musze przyznac mu racje) na niektore rzeczy troche za wczesnie. W koncu on byl ledwie dzien po operacji, nadal zmagal sie z dosc mocnym bolem (6 w skali od 1-10), a ta babka chciala go od razu "uczyc" wchodzic po schodach! :O Na szczescie tu tata sam ja przystopowal, tym bardziej, ze maja do niego przyjezdzac co kilka dni, a za kilka tygodni on sam ma jezdzic na cwiczenia. Przyjdzie czas i na schody. ;) Dla mnie reszta wieczora to juz relaksik z praniem i zmywarka w tle. ;) Malzonek znow mial pracowac w niedziele, wiec wiadomo, dosc szybko pomaszerowal na gore i tyle z malzenskiego wspolnego czasu...</p><p>W niedziele planowalam poczekac do powrotu M. i wtedy pojechac do taty, no chyba ze cos by sie dzialo. Okazalo sie jednak, ze szyki popsula mi pogoda. Prognozy zapowiadaly deszcz, ktory pod wieczor mial przejsc w deszcz ze sniegiem, a w nocy w snieg. Tymczasem budze sie rano i co widza moje zaspane oczy? Gesty snieg, sypiacy wielkimi platami!</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4FWRHwh4c19PNCIg2PnG5i2BvF2unHiPdoJH8bJAoBjmhDN4ZdSgofzQqZIkHuckpKhPkIe1xyPVBSv02mKdu3NUjmPskoxUMyDro67Sh6Z20ikb0JlQg5jqwAnyZFPRTGtbbVdlcPUmzFnvLmvfbgMRSRCmhck961MCDfvIieeavw2BYXs2qkekyq_M/s467/IMG_5659_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="351" data-original-width="467" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4FWRHwh4c19PNCIg2PnG5i2BvF2unHiPdoJH8bJAoBjmhDN4ZdSgofzQqZIkHuckpKhPkIe1xyPVBSv02mKdu3NUjmPskoxUMyDro67Sh6Z20ikb0JlQg5jqwAnyZFPRTGtbbVdlcPUmzFnvLmvfbgMRSRCmhck961MCDfvIieeavw2BYXs2qkekyq_M/s320/IMG_5659_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Widok z sypialni zaraz po wstaniu z lozka</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W godzine wszystko pokryla kilkucentymetrowa warstwa, a nadal padalo. Zewszad zaczely dochodzic wiadomosci, ze drogowcy jak zawsze zostali wzieci z zaskoczenia i drogi sa w oplakanym stanie. Jakby malo bylo sniegu, mimo ze caly dzien temperatura byla wlasciwie identyczna, poznym rankiem snieg przeszedl w marznacy deszcz.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiznzI9eAkh_Mn_YXCpbUuLUesD0R6cJe_B64X6VjheyJxCKbyQiwveBuYJ2C5GyQ3_zoSSWNNAxvQW27VtLbijXNQujt1P7Zrxc-Z5xIBUPpUS9EOFsbpycpEwqSTxZ1Cd1OMEN7E4o9gCNgrowIKZLpjHI7qwdc0qsQFszFvyh5HqAa2F2lBW90aP4Lg/s530/IMG_5660_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="397" data-original-width="530" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiznzI9eAkh_Mn_YXCpbUuLUesD0R6cJe_B64X6VjheyJxCKbyQiwveBuYJ2C5GyQ3_zoSSWNNAxvQW27VtLbijXNQujt1P7Zrxc-Z5xIBUPpUS9EOFsbpycpEwqSTxZ1Cd1OMEN7E4o9gCNgrowIKZLpjHI7qwdc0qsQFszFvyh5HqAa2F2lBW90aP4Lg/s320/IMG_5660_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pol godziny po moim zejsciu na dol wygladalo to juz tak, a potem bylo tylko gorzej ;)</span><br /></div></div><div><span style="font-size: x-small;"> </span><p></p><p>Malzonek wrocil z pracy i zareportowal, ze na drogach jest naprawde fatalnie i kilka razy go zarzucilo. Kiedy mowi cos takiego M., ktory normalnie smieje sie z hamerykanckich "panikarzy" i nie boi sie jezdzic w nawet najgorsza pogode, to znaczy ze dla przecietnego kierowcy faktycznie lepiej sie nie pchac na ulice. Zadzwonilam do taty i na szczescie powiedzial, ze czuje sie calkiem niezle. Noga, wiadomo, boli, choc nie bral tabletek, wiec chyba nie bylo tragicznie. Zaczely mu na konczynie wychodzic siniaki, ale to chyba tez normalne po operacji. Jedyne co, to narzekal, ze nie ma apetytu i je na sile. A ja rano upieklam placek z jablkami, m.in. z mysla zeby przywiezc mu cos slodkiego... W kazdym razie, tata sam widzial co sie dzieje za oknem i powiedzial zebym lepiej odpuscila sobie jazde do niego. Prognozy bowiem rozmijaly sie zupelnie z tym, jak bylo naprawde i niewiadomo jak reszta dnia miala sie rozwinac. Okazalo sie, ze caly dzien padal taki marznacy deszcz, a dopiero pod wieczor zmienil sie w lekki snieg.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5e515HamPupahxL9STAQXeqQGRSa_XVB941ZcX4mrJ83Wz7FwVzke5yxp8_ixCC9haAx7o8XHXFTPEJGlGBHfaWEOpGRizU2eExt_hz0CzX7QS4EeSfp62HR2w-37qRVKjUIK3BreIn3R31JcB7dqwmY4yeEE-FAtL5fe_ihTuATeMpn17FpsUO5mq1E/s719/IMG_5662_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="719" data-original-width="539" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5e515HamPupahxL9STAQXeqQGRSa_XVB941ZcX4mrJ83Wz7FwVzke5yxp8_ixCC9haAx7o8XHXFTPEJGlGBHfaWEOpGRizU2eExt_hz0CzX7QS4EeSfp62HR2w-37qRVKjUIK3BreIn3R31JcB7dqwmY4yeEE-FAtL5fe_ihTuATeMpn17FpsUO5mq1E/s320/IMG_5662_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pogoda za oknem zachecala do solidnego relaksu ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Dzieciaki szly spac z nadzieja, ze lekcje beda chociaz opoznione, ale nie wygladalo to obiecujaco. Nawet miejscowosci na wzgorzach, gdzie zwykle pada duzo wiecej sniegu niz w reszcie Stanu, nie oglaszaly ani zamkniec, ani opoznien, wiec co dopiero u nas, gdzie spadlo go kilka cm. ;) A dzien ogolnie minal spokojnie i leniwie. Czlowiek musial ogarnac kolejne prania, jakies sprzatanie, itd. Obejrzalam oczywiscie loty narciarskie, choc tym razem zakonczyly sie wielkim pechem dla naszych... Pogoda byla paskudna, wiec malzonek wiekszosc popoludnia przedrzemal na kanapie, a Nik zaszyl sie w swoim pokoju. Tylko Bi uparla sie stawic czola marznacej mzawce i wziela Maye na spacer. Pod wieczor to juz typowe przygotowania na kolejny dzien: po kolei prysznice, wyciaganie plecakow oraz sniadaniowek, szykowanie ubran, itd.<br /></p><p>Jak napisalam wyzej, Potworki i ja szlismy spac liczac na opoznienie lekcji w poniedzialek. Bi w ogole marzyla o zamknieciu szkol, ale powiedzialam jej od razu, ze na to nie ma szans. ;) Okazalo sie, ze nawet przesuniecia poczatku lekcji na pozniejsza godzine nam poskapili. ;) Trzeba sie bylo niestety zerwac normalnie. Na szczescie autobus Bi przybyl w miare o czasie. Za to Kokusia... 20 minut spozniony! :O W ktoryms momencie zadzwonilam do firmy autobusowej, bo ile mozna tam stac, a oni mowia mi, ze autobus ma okolo 15 minut opoznienia. No to im mowie, ze my czekamy juz prawie 20! Wtedy w koncu babka sprawdzila, powiedziala ze juz dojezdza i w tym momencie autobus wjechal na osiedle. ;) Po odjezdzie syna, wrocilam do domu, nakarmilam kiciula, poskladalam jedno pranie, wstawilam kolejne, a takze zmywarke i pojechalam do pracy, choc w sumie nie wiem po co. ;) W biurze, o dziwo, wpadlam na kolege. Nie wiem co robil; moze szef poprosil go zeby cos sprawdzil. Spytal mnie czy wiem cos o dalszych planach, a ja jego o to samo. ;) On ponoc pytal szefa jakies 2 tygodnie temu i ten powiedzial mu, ze nadal nie ma zadnych konkretnych planow. Powiedzialam koledze, ze w zeszlym tygodniu powiedzial mi, ze planuja wezwac wszystkich w marcu i ze niby maja jakichs sponsorow i wybrane nowe miejsce niedaleko obecnego. Zastanawiam sie jednak na ile te wiesci sa mocno naciagniete, skoro kolega o niczym nie ma pojecia... :/ Bedac tam, jak to zartobliwie okresla M. "w pracy szukalam pracy". Konkretnie to do podania o prace, ktore zlozylam ze 3 tygodnie temu, doslali dodatkowy formularz do wypelnienia. Jak dla mnie idiotyczny, bo skladajac podanie, trzeba bylo wpisac zakres obowiazkow wykonywanych w obecnej oraz bylych pracach. A teraz pytali praktycznie o to samo, ale z konkretnymi przykladami, zaznaczeniem, w ktorej pracy i jaki sie wtedy mialo tytul i w minimum 100 slowach. Caly kwestionariusz niby nie byl dlugi, ale wypisanie tego tak, zeby mialo to rece i nogi, przeliczenie slow (w jednym musialam troche porozciagac zdania, bo brakowalo mi 20 wyrazow ;P), sprawdzenie czy nie porobilam bledow, zajelo prawie godzine. Z ulga klikam "wyslij", a tam... program sie zawiesil!!! :O Kurwamacjaciepierdolejebanstwocholerne!!! Puscilam tam niezla wizanke i mialam ochote trzasnac w ekran laptopa kubkiem od kawy! Poczatkowo myslalam, ze nie mam internetu, bo w pracy czasem sie zdarza, ale nie; ten hulal az milo. To strona potencjalnego pracodawcy sie zbiesila i przez pol godziny w ogole nie chciala sie otwierac... Bylam tak wku*wiona, ze poczatkowo pomyslalam, ze pierdziele ich i drugi raz tego nie wypisuje. Ochlonelam jednak, poszlam do lazienki, zrobilam sobie nowej kawy, po czym siadlam, wzielam kilka glebszych oddechow i otworzylam kwestionariusz ponownie. Tym razem stronka postanowila sie otworzyc. Niestety, zmarnowalam kolejne 45 minut na wypisanie wszystkiego od nowa. Tym razem jednak kopiowalam tekst do Word'a, zeby przekopiowac w razie gdyby znowu trafil to szlag. Oczywiscie, kiedy bylam gotowa na najgorsza mozliwosc, kwestionariusz wyslal sie bez najmniejszych problemow. ;) Poza tym dostalam maila od szefa, ze ma "pozwolenie" na wyplacenie mi czesci zaleglej wyplaty. Czy raczej "ulamka" tych zaleglosci, bo suma taka troche "z czapy". Wiecej niz normalna dwutygodniowka, ale mniej niz miesieczna. Zobaczymy czy faktycznie te kase zobacze... Po pracy pojechalam do taty, choc pisal ze w sumie juz pozno i nie musze przyjezdzac jesli nie chce. Nie bylam jednak u niego w niedziele, wiec pojechalam w poniedzialek i zawiozlam mu przy okazji troche ciasta. Na szczescie czul sie duzo lepiej. Wczesniej byla znow u niego fizykoterapeutka i kazala cwiczyc noge, choc poki co to glownie stope. ;) Tata twierdzi, ze jak noge rozchodzi, to w zasadzie nie uzywa balkonika, pcha go tylko przed soba, na wypadek gdyby musial sie oprzec. Nie bierze tez tabletek przeciwbolowych, bo twierdzi ze nie czuje po nich zadnej roznicy. Mam nadzieje, ze reszta zdrowienia pojdzie mu rownie bezproblemowo. Posiedzialam u niego godzinke, po czym wrocilam do chalupy. Wieczor minal jak zwykle zbyt szybko, tym bardziej, ze M. z dzieciakami pojechali na basen/silownie, a do mnie zadzwonila kolezanka i przegadalysmy caly ten czas. Po powrocie reszty, przygotowac dzieciakom kolacje i za chwile nadeszla pora kladzenia sie do lozek.<br /></p><p>We wtorek, jak od miesiaca. Najpierw Bi, ktorej autobus przyjechal calkiem szybko, bo juz o 7:23. Potem wrocilam do domu i po 10 minutach budzilam Kokusia. Biedak zapomnial, ze to dzien klubu narciarskiego i przerazil sie, kiedy zobaczyl godzine. :D Zawiozlam Mlodszego wraz ze sprzetem do szkoly, a potem pojechalam do taty, bo stamtad bylam juz i tak w polowie drogi. Posiedzialam ponad 1.5 godziny, ale potem sie zmylam, bo miala do niego znow przyjechac fizykoterapeutka, wiec nie chcialam sie platac pod nogami. Napisal mi potem zebym podjechala do apteki i kupila mu... laske, bo podobno babka powiedziala, ze teraz powinien zaczac chodzic o lasce. Jak dla mnie to przesadzaja, bo dopiero co dostal balkonik po operacji, a teraz juz laska. Zreszta, moj tata, jak rozchodzi noge, to po domu chodzi bez podparcia. Z chalupy nie moze wychodzic przez kolejne 2 tygodnie, wiec po co mu laska? :/ Oczywiscie tego dnia jazda po aptekach odpadala, bo wrocilam od niego do domu, ogarnelam to i owo, troche sie zrelaksowalam i trzeba bylo jechac do szkoly. Do ostatniej chwili zastanawialam sie, co wyskoczy tym razem, ale w koncu obylo sie bez niespodzianek i wyruszylismy na stok bez przeszkod. Musze przyznac, ze tym razem smarkateria w drodze na narty byla dosc znosna. Moze nie cicha, ale przynajmniej przypominali dzieciaki, a nie dzikie zwierzeta. ;) Na miejscu czulam sie w obowiazku pomoc mojemu mlodocianemu sasiadowi, bo jego mama rano znowu do mnie pisala czy nie mialabym go na oku, bo to jego pierwszy wyjazd na stok (na faktycznym pierwszym byl chory). Dla mnie nie ma problemu, bo zapisujac sie jako opiekun, licze sie z tym, ze nie jade po to, zeby sobie jezdzic z Kokusiem, tylko jestem gotowa do pomocy. Zreszta, Liam to jest taki cichy, spokojny i bardzo sympatyczny chlopiec, wiec ta pomoc to sama przyjemnosc. Musialam wiec pomaszerowac do wypozyczalni, gdzie gagatek niestety nie potrafil sam sobie zapiac butow narciarskich, choc to zrozumiale bo te wszystkie haczyki i paski moga oniesmielac. Niestety, mlodziak byl kompletnie zakrecony i zdezorientowany i kiedy przyszlam, pracownik pomogl mu juz zapiac jeden but, ale okazalo sie, ze... Liam nie zalozyl spodni narciarskich! :D No to musial tego buta zdjac, zalozyc spodnie i zapinanie buciorow zaczelo sie od nowa. Potem pomoglam jeszcze mu zalozyc odblaskowa kamizelke oraz kask i tu przejal go juz pracownik szkoly, zeby pokazac mu gdzie nasza grupa siedzi w schronisku i zaprowadzic go na zbiorke przed lekcjami. Ja wrocilam do Kokusia, ktory oburzony czekaniem, poganial mnie i przytupywal nerwowo bo nie mogl sie juz doczekac wyjscia na stok. ;) Warunki tego dnia byly boskie. Tutaj w niedziele caly dzien padal snieg, a potem bylo na tyle chlodno, ze nic sie zanadto nie topilo i nie zamarzalo ponownie, tworzac lod. Snieg byl wiec sypki i nawet bardziej strome miejsca dawaly dobra kontrole. Nikowi oczywiscie bylo wszystko jedno, bo jezdzi jak szogun, czy jest oblodzone, czy nie. ;) Ja jednak bylam duzo mniej spieta, dzieki czemu tez i nogi nie dawaly mi w kosc az tak jak ostatnio. Jezdzilo sie tak fajnie, ze zgodzilam sie pojsc z Mlodszym nawet na jeden z czarnych (najtrudniejszych) szlakow. Dobra, jest jeszcze "podwojnie czarny", ale to juz naprawde dla ekspertow, choc podejrzewam, ze Nik zjechalby nawet nie zwalniajac. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzDyvUqQNfiUaLxCN7LrpMCsXZ3VDS7bk9rKQPUx9kSJXqH0hVRTC_1IxXMVrOe5y3BEg21RVv_ojNgzltSuzhDsUDUhU8_jzfY7MG5I1naj4Ln2i8Y2rYhZB6y85C-ljUipG-H2Tk4mC3MXu-wcgg3rhDOHIkOJ4ql04grs_tqT_NpcMbpZeOWT6v1gQ/s531/IMG_5670_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="531" data-original-width="399" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzDyvUqQNfiUaLxCN7LrpMCsXZ3VDS7bk9rKQPUx9kSJXqH0hVRTC_1IxXMVrOe5y3BEg21RVv_ojNgzltSuzhDsUDUhU8_jzfY7MG5I1naj4Ln2i8Y2rYhZB6y85C-ljUipG-H2Tk4mC3MXu-wcgg3rhDOHIkOJ4ql04grs_tqT_NpcMbpZeOWT6v1gQ/s320/IMG_5670_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Za Kokusiem wlasnie ten najtrudniejszy stok (zwany uroczo "schodami Szatana"), odgrodzony czesciowo siatka, ktory jest tak stromy, ze stad nie widac nawet zbocza :O</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Dla mnie ten "zwykly" czarny byl wystarczajaco ekscytujacy. Zjechalam oczywiscie bez problemu, bo tak naprawde to jestem calkiem niezlym narciarzem i moim najwiekszym problemem to panikarstwo. ;) Z wiekszych sensacji tego wyjazdu, to raz musialam "ratowac" chlopca z naszej grupy. Snieg na stoku usypany jest dosc grubo, wiec jest troche wyzej niz otoczenie. Spragnione wiekszych wrazen dzieciaki, wyjezdzily po bokach sciezki, ktore zjezdzaly z glownej trasy, biegly kawalek wzdluz niej, po czym na nia wracaly. Ten chlopiec (ktory zreszta jest naszym sasiadem i chodzi z Kokusiem na plywanie), zjechal ze stoku myslac, ze wjezdza wlasnie w taka sciezke, tymczasem to byl zwyczajny bok zbocza, prowadzacy w las. ;) Ten spad z boku nasniezenia jest dosc stromy i chlopak musialby odpiac narty zeby sie tam swobodnie wspiac. Tymczasem gramolil sie z nadal przypietymi nartami, wiec nie za bardzo mu szlo. Na szczescie wystarczylo podac mu koniec kijka i podciagnac i znalazl sie spowrotem na stoku. Druga "sensacja" bylo kiedy wiekszosc grupy wrocila do schroniska na kolacje, w tym ja i Nik, jemy w spokoju, az wpada dwoch tatusiow z innej szkoly, pytaja czy jestesmy z takiej i takiej, bo przed budynkiem jest "nasz" chlopiec, ktory haftuje az milo. :D Nauczycielka odpowiedzialna za grupe pobiegla sprawdzic i potem zadzwonila po rodzica owego chlopca zeby zabral go do domu. Mam tylko nadzieje, ze to nie zadna jelitowka i nie pozarazal calego autobusu. :D Po kolacji, na wspolna jazde zabralismy z Kokusiem jego najlepszego kumpla. Tym razem warunki byly duzo lepsze i nie bal sie pojsc z nami na pelnowymiarowe stoki, choc oczywiscie zostalismy na tych najlatwiejszych i srednich. Nik tak sie popisywal i szalal, ze dwa razy wypierdzielil sie az go obrocilo. ;) Bawil sie jednak przednio, bo wiadomo, ze jazda z matka to nie to samo co z kolega, nawet jesli ten kolega jezdzi duzo wolniej i ostrozniej.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0XZXin0DADLj5z-5k8dh7lrNBHP6EwRlIcq7UcJ4EMRwzI6VZTFpRnMlK0PvSp73wLuCjC7jmfmKVmricvIHC29f6qnAMYXzEMUz8g-6W2fsRgpXjuI8P462xL43npu8k7qnZ39vRPU3xyz17_bVlytshfuImneCJ8hpbNJh9_gNsGWV2qScuvXPvllo/s503/IMG_5671_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="503" data-original-width="378" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0XZXin0DADLj5z-5k8dh7lrNBHP6EwRlIcq7UcJ4EMRwzI6VZTFpRnMlK0PvSp73wLuCjC7jmfmKVmricvIHC29f6qnAMYXzEMUz8g-6W2fsRgpXjuI8P462xL43npu8k7qnZ39vRPU3xyz17_bVlytshfuImneCJ8hpbNJh9_gNsGWV2qScuvXPvllo/s320/IMG_5671_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kumple :)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zbiorka byla ponownie chaotyczna. Nie wiem dlaczego pracownicy szkoly, ktorzy odpowiadaja za cale przedsiewziecie, nie zarzadza, ze dzieciaki maja sie zebrac w schronisku o 19, tam ich przeliczyc i ruszyc cala grupa do autobusu. Ostatnio zjechalismy z Nikiem ze stoku o 19:10 i praktycznie nikogo juz tam nie bylo. Tym razem byla 18:50, bo kolega Kokusia musial jeszcze oddac wypozyczony sprzet, i znow z naszej grupy w schronisku nie zostal praktycznie nikt. I nauczycielka i pracownik szkoly, zabrali dzieciaki ktore juz tam byly i poszli do autobusu nie czekajac na reszte. Przebralismy sie z Nikiem i nastapila lekka konsternacja. W schronisku przebierala sie jeszcze dwojka dzieci z naszej grupy, jedno z mama. Przed budynkiem krazyla kolejna dwojka. Te panny niestety powiedzialy mi, ze ich kolezanki nadal jezdza, zadna nie ma telefonu i nie ma sie z nimi nawet jak skontaktowac. :/ W koncu zebrala sie tam 6-osobowa grupka, wiec ich zgarnelam i poszlismy do autobusu. Niestety, czekalo nas kolejne niemal pol godziny czekania na te dzieciaki, ktore jeszcze nie dotarly. Na szczescie w koncu "zguby" doszly, ale osobiscie nie pozwolilabym dzieciakom samopas przechodzic przez ciemny parking, bo autobusy oczywiscie parkuja na jego samym koncu. Nie ma tam zadnych lamp, oprocz tego, co na poczatku pada z oswietlonego stoku i choc aut wieczorem jest niewiele, to i tak wydaje mi sie to dosc ryzykowne. Pomijajac jednak samo bezpieczenstwo, przez tak dlugie czekanie, dzieciaki ktore dotarly do autobusu na samym poczatku, dostawaly z nudow kota. Jak droga na stok minela w miare spokojnie, tak powrotna nie szla juz tak gladko. W przedniej czesci autobusu znowu byla walka o zapalanie oraz gaszenie swiatel, choc przyznaje ze dosc szybko im sie znudzilo. Za to z tylu... jest chlopak, ktory jest po prostu niemozliwy. Na koncu jest toaleta i ten gowniarz juz kolejny raz chodzi do niej co 3 minuty. Nie, nie ma problemow zoladkowych, po prostu mu sie nudzi. Nie wiem czy ma jakies ADHD, czy po prostu taki glupi sposob bycia. Nik i jego kumpel mowia, ze on zawsze tak sie zachowuje. W kazdym razie, w drodze do toalety, musi "niechcacy" wpasc na siedzenie innych dzieci, albo kogos popchnac, a jest to kawal chlopa, nie tylko wysoki, ale jeszcze... masywny. Oczywiscie inne dzieciaki nie przepuszcza takiej okazji, wiec blokuja mu drzwi lazienki, a kiedy wraca na miejsce rowniez go popychaja i kopia, a ten drze sie jak zarzynane ciele! Przy naszym pierwszym wyjezdzie to sie dzialo i tym razem Luke znow uznal, ze urzadzi sobie swietna zabawe. Mial jednak pecha, bo siedzial 2 miejsca za mna i kiedy poraz kolejny rozdarl jape na cale gardlo, wstalam i powiedzialam, ze albo zacznie nad soba panowac, albo upewnie sie, ze nastepnym razem bedzie jechal autobusem szkolnym. Podzialalo. Chwile pozniej przez mikrofon odezwala sie nauczycielka, ze od tego momentu nikomu nie wolno juz chodzic do lazienki i ze maja sie uspokoic bo ich porozsadza. ;) Aha. Bo mamy jeden wygodny autokar, ale czesc dzieci sie do niego nie zmiescila i wynajeli zwykly zolty schoolbus. Oczywiscie wszystkie dzieciaki chca jechac autokarem, wiec przesiadka do szkolnego autobusu to najwieksza kara. ;) Od tego momentu podroz uplynela duuuzo spokojniej, choc ze zupelnie cicho to bym nie powiedziala. ;) Dotarlismy z Kokusiem do domu o 20:30, dalam mu szybko kolacje i poszlam wypakowac wszystkie ciuchy, ulozyc narty i buty przy kaloryferze, itd. Malzonek poszedl juz spac i okazalo sie, ze zrobili sobie z Bi dzien leniwca i na silownie/basen nie pojechali.</p><p>W srode rano pobudka byla oczywiscie brutalna, bo choc nogi za bardzo mnie nie bolaly, to jednak czulam sie cala jakas taka obolala. Odstawilam Potworki na autobusy, wrocilam do chalupy wstawic pranie oraz zmywarke, wypilam kawe i pojechalam do roboty. Moj szef napisal mi wczesniej czy bede w srode rano w biurze, to przyjedzie dac mi czek. Napisalam, ze bede i ze powinnam dojechac okolo 10:30. Przyjechalam, szefa oczywiscie nie ma. Sprawdzam poczte, a on pisze ze ma spotkanie i czy moze przyjechac po poludniu i wlozyc mi czek do szuflady. Odpisalam, ze oczywiscie i co? Wyjezdzalam z roboty o 14:15 i nadal nie dojechal. Myslalam, ze moze podjedzie pozniej i napisze mi maila, ze czek dostarczyl, ale sprawdzalam poczte i nic. :/ Po pracy za to pojechalam jeszcze do apteki kupic tacie ta nieszczesna laske. On sam mowil, ze bez sensu, bo jak nie pcha przed soba na wszelki wypadek balkonika, to kustyka bez podparcia i ta laska mu sie do niczego nie przyda. Ma w domu kule, ale rehabilitantka powiedziala mu, ze to zupelnie cos innego i musi byc laseczka i koniec. Podobno dzien wczesniej pytala i przypominala kilka razy zeby ktos mu ta laske kupil, wiec w koncu machnal reka i poprosil zebym po nia pojechala. Posiedzialam u taty ponad godzine, pogadalismy i wrocilam do domu. Na szczescie, po tych kilku dniach, radzi sobie na tyle dobrze, ze moja obecnosc sluzy mu glownie do rozgonienia nudy. Zreszta, rehabilitantka powiedziala mu, ze powinien przynajmniej co godzine wstawac, wiec pytam czy cos mu podac, a on ze on sam pojdzie i wezmie. Pyta czy chce kawy, ja mowie ze sobie zrobie, a on i tak drepcze za mna, bo musi wstawac i sie ruszyc. To na tyle z mojej "pomocy". Oczywiscie zartuje i bardzo sie ciesze ze poki co tata dochodzi do siebie sprawnie i bez problemu i oby tak dalej. ;) Przydam mu sie pewnie bardziej jak zaczna konczyc sie zapasy, bo prowadzic auta nie moze przez kolejne 2 tygodnie. ;) W domu typowy wieczor, czyli obiad, praca domowa dla Kokusia, a dla Bi przygryzanie wargi bo nastepnego dnia miala miec klasowke z matematyki. ;) Dostalam tez maila (grupowego) od trenera z plywania z przypomnieniem ze wypadal ostatni dzien zapisu na mistrzostwa. Przy okazji przyszlo tez zawiadomienie o anulacji zawodow, ktore mialy sie odbyc w weekend, ale bez zadnego wyjasnienia. Poniewaz Potworki jechaly z M. na trening, wiec powiedzialam im, ze maja sie spytac trenera czy sa te zawody czy nie, bo tak dziwnie odwolywac bez wyjasnienia. Okazalo sie, ze mialam nosa, bo dzieciaki wrocily z wiadomoscia, ze zawody beda. Chwile pozniej przyszedl od niego mail, ze anulacje wyslal niechcacy. :D O tym jaki to zakrecony facet, niech sluzy fakt, ze przyslal mi tez osobnego maila, pytajac czy Nik bierze udzial w mistrzostwach. Przypomnialam mu wiec, ze aby sie na nie zapisac, dziecko musi wziac udzial w dwoch "zwyklych" zawodach, a w tym sezonie Mlodszy nie poplynal w ani jednym, wiec na mistrzostwa sie nawet nie kwalifikuje. ;)<br /></p><p>Czwartek rano rowniez typowo, a wiec wstac, na autobus z Bi, potem z Kokusiem i pozniej chwila oddechu. Niezbyt dluga, bo zataszczylam odkurzacz na gore i odkurzylam sypialnie oraz lazienki. Nastepnie trzeba bylo chwycic za mopa oczywiscie. ;) Kiedy skonczylam, usiadlam na moment zeby ochlonac, po czym wyruszylam z chalupy. Najpierw zajechalam do biura, bo rano w koncu dostalam maila od szefa ze zostawil mi czek. Ulamek tego, co mi zalega, ale lepszy rydz niz nic. Podjechalam, wzielam koperte, po czym pojechalam do taty. Tego dnia nie przyjechala do niego ani pielegniarka, ani rehabilitantka, wiec ucieszyl sie z towarzystwa, bo zawsze to jakies urozmaicenie. Dzwonili za to z kliniki, w ktorej mial operacje zeby spytac jak sie czuje, jak poziom bolu i jak sie porusza po tych kilku dniach. Bardzo sie zdziwili kiedy powiedzial im, ze chodzi bez podparcia i przejeli, ze moze upasc, na co tata prychnal. ;) Obecnie tabletki przeciwbolowe bierze tylko profilaktycznie na noc, bo przez sen czasem sobie ta noge przygniecie druga i wtedy go przez chwile boli, a on sie rozbudza i nie moze zasnac ponownie. Najbardziej narzeka, ze ma niewygodne lozko, bo zwykle spi na gorze, a teraz musial sie przeniesc na dol. Stwierdzil nawet, ze wezmie laske i sprobuje sie wdrapac, ale przekonywalam zeby moze poczekal na rehabilitantke. Schody tata ma bowiem baaardzo strome i wejsc, to wierze, ze by wlazl. Ale ze sztywna noga i o lasce, nie wiem jakby po tych schodach zszedl, bo tam mozna wywinac orla nawet przy zdrowych konczynach. Tak czy owak, posiedzialam, pogadalismy zerkajac jednym okiem w tv, ktore u taty chodzi od rana do nocy i pojechalam. Do domu dotarlam chwile przed Bi, wiec szybko zaczelam gotowac makaron, bo zupe na szczescie mielismy gotowa. Dojechala panna, niedlugo po niej chlopaki i po obiedzie mielismy chwile na relaks. Nik przyjechal obrazony, bo "zmusilam" go do wziecia udzialu w zawodach plywackich. :D Tak naprawde to na poczatku sezonu rozmawialismy i zgodzil sie, ze wezmie udzial w <i>jednych</i>. Wiem, ze dla niego to troche stresu, ale musi uczyc sie go przelamywac, bo robi sie coraz starszy. A im wiecej bedzie sobie odpuszczal, tym ciezej potem bedzie mu zacisnac zeby i jednak do czegos podejsc. Mial plynac w zawodach na poczatku stycznia, ale sie rozchorowal. Kolejne byly tydzien temu, w piatek, ale tego samego dnia moj tata mial operacje, nie bylam pewna ile bedzie potrzebowal pomocy i wolalam Potworkow nie zapisywac zeby znow na ostatnia chwile nie odwolywac. Padlo wiec na zawody w ten weekend, bo to juz ostatnie. Nik najwyrazniej zalil sie ojcu w drodze ze szkoly, ze zapisalam go na sile. Moze liczyl, ze M. pozaluje synka i powie ze jesli nie chce to nie musi plywac, ale tym razem sie zdziwil. Chociaz raz malzonek zgadza sie (!) ze mna, ze to plywanie to sport, ktory Kokusiowi wychodzi najlepiej i fajnie zeby to kontynuowal. Jak w kazdym sporcie jednak, laczy sie to z zawodami, a jak pisalam wyzej, zeby nabrac pewnosci i poskromic stres, trzeba robic cos regularnie. Im dluzej Mlodszy nie bedzie bral udzialu w zawodach, tym trudniej bedzie mu potem do nich przystapic. Ojciec sprawil wiec synowi kazanie na ten temat, a syn sie... obrazil. :D Po obiedzie czekala nas chwila relaksu, nawet dzieciaki, bo zadne nie mialo zadanej pracy domowej. Za to oboje kolejnego dnia mieli miec testy z matematyki. Bi miala czesc pierwsza w czwartek, a w piatek konczyli. ;) Pozniej M. z dzieciakami zebrali sie na basen/silownie, a ja w tym czasie poskladalam pranie, wstawilam zmywarke i nawet zdazylam chwile posiedziec sluchajac ciszy. :) A po powrocie reszty oczywiscie byl juz praktycznie czas zeby szykowac sie do spania.</p><p>Piatek jak kazdy dzien powszedni. Zwlec sie z lozka, wyszykowac, obudzic Kokusia, podac mu sniadanie i wyjsc z Bi na autobus. Pozniej samej zjesc i pomaszerowac z synem na <i>jego school bus</i>. Po powrocie szybka kawka na energie, bo kropil deszcz, wiec i cisnienie bylo niziutkie, po czym trzeba bylo jechac na tygodniowe zakupy spozywcze. Wracajac, zajechalam jeszcze do biblioteki, bo na stole w jadalni urosl juz stosik ksiazek do oddania. Kiedy wrocilam, rozpakowalam ciezkie torbiska i zadzwonilam do taty, spytac jak sobie radzi. Tego dnia mial wizyte i pielegniarki i rehabilitantki. Z rehabilitacja jest problem, ze za kazdym razem przyjezdza inna dziewczyna. Ta we wtorek nalegala zeby sprawil sobie laske. Kupilam mu ja wiec, a tymczasem babka z piatku stwierdzila ze w zasadzie nie jest mu ona potrzebna. Popatrzyla jak wchodzi i schodzi po schodach, machnela reka, ze tata jest mlody (:D) i stwierdzila, ze zaznaczy w systemie, ze nie musza juz do niego przyjezdzac. Pozniej przyjechala pielegniarka, tradycyjnie zmierzyla mu cisnienie, osluchala oraz zmierzyla poziom tlenu we krwi i przypomniala ze w poniedzialek przyjada zdjac mu juz ta tasme z naciecia. Co prawda stwierdzila, ze jak chce to moze ja sam zerwac, ale tu tata zdecydowanie sie nie pali. :D Tego dnia odpuscilam sobie wiec jazde do niego, bo i tak mial juz towarzystwo, a pomocy mojej mu nie potrzeba. ;) Moglam wiec spokojnie posiedziec, obejrzec kwalifikacje do weekendowych skokow narciarskich, a potem zabralam sie za sprzatanie gornych lazienek. Przyjechala ze szkoly Bi, a niedlugo po niej chlopaki z pizza na obiad. Pozniej to juz relaksik na calego, bo nawet M. ma miec wolne nastepnego dnia, a ja zbieram sily, bo jesli wszystko pojdzie zgodnie z planem, weekend czeka mnie zabiegany. A! Dzis byl slynny Dzien Swistaka. Zarowno "gwiazda" z Pensylwani, jak i nasz lokalny gryzon, nie zobaczyly swoich cieni (bo bylo pochmurno, hehe), co wrozy podobno wczesna wiosne. Coz, pozyjemy - zobaczymy. Cale te wrozby mozna sprowadzic do tego, czy 2 lutego jest slonce, czy zachmurzone, a poprawnosc wynosi... 40%. Niezbyt to wiarygodne. :D<br /></p><p>Do przeczytania!<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-91037879917155506392024-01-26T22:44:00.023-05:002024-01-31T11:53:00.387-05:00Zgadnijmy co znowu zostalo odwolane? ;)<p>W sobote, <u>20 stycznia</u>, M. pracowal, ale ja i Potworki moglismy spac do oporu. Nik mial mecz, ale dopiero na 12, wiec caly ranek mielismy bez spiny. Nastawilam budzik na 8:30, ale kiedy zadzwonil, bylam nadal tak nieprzytomna, ze przylozylam glowe do poduszki i... obudzilam sie o 9:18. :D Wtedy juz podnioslam sie na zaglowku i przegladalam telefon zeby nie zasnac ponownie, tylko sie dobudzac. Chcialam za moment wstac, ale oczywiscie przyszla mruczac Oreo i ulozyla mi sie centralnie na brzuchu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOR5NYzt3DzkVDV9k0idqCdTNj5M3ykcfQrBNwvFjY_-57f82M5KWBco_BK4QLtxCSgmeI9cd9A-Xb2jQ5SwJTo5x96Td6nABpBUmZVwTBCGq1PKObfyCqksfs8v2_LU_Q2MrlnSJonpbVScJZ2CdbLwNvWPLBv5qAJuWYicxF9pGUG_PIoH6yDltn7q8/s681/IMG_5632_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOR5NYzt3DzkVDV9k0idqCdTNj5M3ykcfQrBNwvFjY_-57f82M5KWBco_BK4QLtxCSgmeI9cd9A-Xb2jQ5SwJTo5x96Td6nABpBUmZVwTBCGq1PKObfyCqksfs8v2_LU_Q2MrlnSJonpbVScJZ2CdbLwNvWPLBv5qAJuWYicxF9pGUG_PIoH6yDltn7q8/s320/IMG_5632_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jakos dziwnie, chudo wyszedl jej pyszczek w tym swietle</span><br /></div><div> <p></p><p>Poniewaz stala sie kotem, ktory zbytnio nie lubi pieszczot i ostatnio malo kiedy kladzie sie zaraz kolo nas, a "na" nas to juz w ogole, wiec szkoda bylo mi ja zrzucic. W koncu jednak zaczela dochodzic 10, wiec co bylo robic; trzeba kotka przesunac, co zaaowocowalo jego natychmiastowa ucieczka z sypialni. ;) Przygotowalam Potworkom sniadanie, nakarmilam kiciula, a potem w koncu sama zjadlam. Po chwili trzeba sie juz bylo myc i szykowac do wyjscia. Mielismy -6 stopni, z odczuwalna -11, bo solidnie wialo, wiec troche przeklinalam po nosem koniecznosc wyjscia z cieplej chalupy. ;) Nik za to uparl sie zeby jechac w krotkich spodenkach. W zasadzie bardzo mu sie nie dziwilam, bo na sali gimnastycznej maja potwornie goraco i widzialam, ze zaden chlopiec z jego zespolu nie zalozyl dlugich spodni. Mnie jednak, patrzac na niego, przechodzily ciarki. I napiela sie zylka, kiedy po wyjsciu kawaler za nic nie chcial zalozyc kaptura, a wiadomo, ze solidnie sie spocil. :/ Mecz byl za to ciekawy, bo bardzo wyrownany. Calutki obie druzyny szly leb w leb i co ktoras trafila do kosza, to za moment druga wyrownywala. Do konca ciezko wiec bylo okreslic, ktora wygra. W koncu wygral zespol Kokusia, choc doslownie o 3-4 punkty. Mlodszy tez tym razem gral bardzo dobrze - aktywnie, przejmowal pilke i kilka razy celowal do kosza, choc niestety spudlowal. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhb9S2jPods4fGkKtCKuaUlz_B9IOV8mjkCBlMcgYQlDaq7TIpGAcEvS6lHbYcb7m3JYSsad9OtWEKx-rSdeO4eaenqzoFIUgjwfEwUQ_f2ePxXxKIDCy5ZMgscO69tW8myEANf_ole3umZD-6_sXorpW9O-D3ZrDJZmfNV6juKOH8GKfkBHTRYqmPWo6k/s659/IMG_5626_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="463" data-original-width="659" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhb9S2jPods4fGkKtCKuaUlz_B9IOV8mjkCBlMcgYQlDaq7TIpGAcEvS6lHbYcb7m3JYSsad9OtWEKx-rSdeO4eaenqzoFIUgjwfEwUQ_f2ePxXxKIDCy5ZMgscO69tW8myEANf_ole3umZD-6_sXorpW9O-D3ZrDJZmfNV6juKOH8GKfkBHTRYqmPWo6k/s320/IMG_5626_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik przy pilce</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po meczu zajechalismy po kawe, a potem juz do domu, zagrzac dupki. Niestety, dlugo w nim nie posiedzialam, bo obiecalam Bi, ze pojedziemy do biblioteki. To tylko 5 minut autem, wiec poszlo nam szybko, ale jednak byla to koniecznosc ponownego wyjscia na ziab. I to nie ostatniego, bo M. pracowal w niedziele, wiec w sobote jeszcze pojechalismy do kosciola. :D Sporym zaskoczeniem byl fakt, ze kiedy wyszlismy na zewnatrz po mszy, okazalo sie, ze... pada snieg, ktorego zupelnie nie bylo w prognozach. Tym razem jednak spadla naprawde tylko warsteweczka. Wrocilismy szybko, bo okolo 17, wiec rozpalilismy w kominku i przez reszte wieczora juz wygrzewalismy zmarzniete konczyny. ;) A kiedy juz szykowalismy sie do spania, niezlego stracha napedzil nam syn. Siedzial u gory, grajac na konsoli, ale w ktoryms momencie zszedl na dol, trzymajac sie kurczowo za brzuch i ze lzami w oczach oglosil, ze boli go tak, ze nie moze sie wyprostowac. :O Poczatkowo stwierdzilam, ze to pewnie jakas kolka, ale kiedy minelo pol godziny, a potem godzina, a Nik nadal lezal stekajac i co chwila zwijajac sie, kiedy chwytaly go jakies mocniejsze uklucia, zaczelam powaznie panikowac. Gdyby bolalo go z prawej strony, na pewno wyladowalibysmy tego wieczora na pogotowiu, bo balabym sie, ze to wyrostek. Bolalo go jednak po lewej, a tam to ch*j jeden wie, co to moze byc. Od trzustki, przez kamienie nerkowe (choc sama je mam i wiem, ze bola raczej z tylu, a nie przodu) az po zwykla niestrawnosc. Dalam mu rozgrzewajacy oklad, a po jakims czasie tabletki przeciwbolowe. Kurcze, prawie 1.5 godziny tak lezal i szczerze, to zaczynalam sie juz psychicznie przygotowywac na jazde do szpitala. Malzonek, zamiast isc spac o swojej normalnej porze, tez siedzial z nami prawie do 22, bo przyznal, ze rowniez obawial sie, ze trzeba go zbadac. A potem... bol nagle zaczal przechodzic. W ciagu kwadransa znikl zupelnie, a Nik wstal jak gdyby nigdy nic, zaczal podskakiwac przy framugach drzwi i zasmiewac sie z jakichs glupot. :O Reszte wieczora spedzilam jednak czujac sie troche jak na bombie, bo nie wiedzialam czy to nie chwilowa przerwa, czy nie pomogly srodki przeciwbolowe, a jak przestana dzialac, bol powroci... Na szczescie nic takiego sie nie stalo i noc minela spokojnie.</p><p>Sobota byla tez "waznym" dniem dla naszej malej rodzinki, bowiem najmlodszy jej "czlonek", czyli Oreo, skonczyl rok. To znaczy, ze mamy w domu oficjalnie doroslego kota (ale to zlecialo!), choc podobno roczny kociak na ludzkie lata ma ich okolo 15, czyli w sumie to taki koci nastolatek. To by wyjasnialo dlaczego jest nadal lekko "swirnieta", szczegolnie w minionym tygodniu, kiedy z powodu sniegu oraz mrozu przestala praktycznie wychodzic na dwor. :D</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPsauC9pfuF89o3qX0sauzui-cjO6GgmENoniA8x2C2DKeueVDZfJGRAZrCcgUOHk5TjmsY1wjSwXA79YZ7atVac5wUJlR0nCVBY-7-vr-QYzQ0Bb8Bi_3yOvAolIwqNqZgroEQSbMGFKlGQ8N2TDraXYpMje0DhjZ9Hj89Z07uIX_ZcCUVRmAIQgB-p8/s558/IMG_5623_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="558" data-original-width="419" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPsauC9pfuF89o3qX0sauzui-cjO6GgmENoniA8x2C2DKeueVDZfJGRAZrCcgUOHk5TjmsY1wjSwXA79YZ7atVac5wUJlR0nCVBY-7-vr-QYzQ0Bb8Bi_3yOvAolIwqNqZgroEQSbMGFKlGQ8N2TDraXYpMje0DhjZ9Hj89Z07uIX_ZcCUVRmAIQgB-p8/s320/IMG_5623_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kiedy spi, wyglada nadal jak male kocie :)</span><br /></div><div><p>W niedziele w koncu Potworki i ja pospalismy do oporu. W praktyce wygladalo to tak, ze Bi wstala i zeszla na dol gdzies po 8, a kiedy o 9:30 i ja schodzilam, Nik spal jeszcze w najlepsze. Obudzil sie jednak wkrotce po tym i przyszedl na parter zeby obejrzec kolejna czesc Gwiezdnych Wojen. Tym razem padlo na Powrot Jedi, ale mimo ze to zakonczenie historii Luka i Lei, jakos dzieciakow zupelnie nie porwalo. Grali w jakies gierki, opowiadali sobie co akurat robia (bo grali w to samo), ale ze telewizor w tle ryczal na calego, wiec kilka razy pytalam czy na pewno chca to ogladac. Wzielam prysznic, a potem ogarnialam kuchnie, wiec ten halas mnie lekko wkurzal, szczegolnie ze widzialam, ze ogladaja tylko po lepkach. Litosciwie, w koncu film sie skonczyl, ale trzy razy sie zastanowie zanim wypozycze inne czesci, bo o ile Piratow z Karaibow ogladali z faktycznym zainteresowaniem, tak tutaj go nie zarejestrowalam. Wrocil z pracy M., a chwile potem przyjechal moj tata. Ostatni raz na niewiadomo ile czasu, bo w piatek mial miec w koncu operacje kolana, po ktorej nie wolno mu prowadzic auta przez 3 tygodnie. A wiadomo, ze jesli (odpukac!) bedzie dluzej dochodzil do siebie, to moze to sie jeszcze przesunac. Ja i tak jestem w szoku, ze medycyna poszla do przodu tak, ze rozcinaja ci noge, odcinaja koncowki kosci, po czym doklejaja sztuczne kawalki z "zawiasem" (pozwalajacym na ruch), wszystko zaszywaja, a ty po 2-3 tygodniach masz juz w miare normalnie sie poruszac? :O W kazdym razie, jak zwykle posiedzial, pogadalismy, obejrzelismy wspolnie skoki narciarskie i nakarmilismy go pod koreczek. :D Przy okazji, wykorzystalismy obecnosc dziadzia i (jeszcze) choinki, zeby zrobic coroczne, rodzinne zdjecie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1eAVXQLQtVxxUn80aTpoobLRMVzhxN1uIlEutDjr_i1Nb5jODyNKBUpADpIDvPFT4PPuBFZ9MV1MXGAAPIUEfiW9F-y5Zmrxjn9iyhjh8yIBQDZdgFf4A98zgYCgpQVNOdw92lhkthCytgz151XGxsmvo8fUufBk9tpE7hgnmY-2NOr_6m6TcAFcuWP0/s482/IMG_1238_3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="434" data-original-width="482" height="288" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1eAVXQLQtVxxUn80aTpoobLRMVzhxN1uIlEutDjr_i1Nb5jODyNKBUpADpIDvPFT4PPuBFZ9MV1MXGAAPIUEfiW9F-y5Zmrxjn9iyhjh8yIBQDZdgFf4A98zgYCgpQVNOdw92lhkthCytgz151XGxsmvo8fUufBk9tpE7hgnmY-2NOr_6m6TcAFcuWP0/s320/IMG_1238_3.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jakies wielkie nam sie dzieciaki zrobily. Niedlugo to my z M. bedziemy stawac przed nimi zeby nas bylo widac :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>To byl kolejny dzien, kiedy rano mielismy na termometrze -9, przy odczuwalnej, z porywistym wiatrem, -14. Brrr... Malzonek napalil w kominku juz w poludnie, zeby i dziadek mial okazje pogrzac dupke przy ogniu. W koncu tata pojechal i pojawilo sie pytanie, co z reszta dnia. Byla godzina 15 i opcja zostania w chalupie i siedzenia przed kominkiem, byla niezwykle kuszaca. ;) Temperatura nieco sie poprawila, bo pokazywala -5, choc nadal mocno wialo, wiec odczuwalna oscylowala w okolicach -10. Strona internetowa tego klubu, do ktorego dostalam czlonkostwo w pazdzierniku, pokazala jednak ze w koncu otworzyli lodowisko. Swoja droga, to maja niezly "refleks". Arktyczne mrozy mamy od ponad tygodnia. I rozumiem, ze ich lodowisko to taki amatorski twor, gdzie stawiaja scianki w jednym z pawilonow, wykladaja go plastikowa plachta, leja wode i zostawiaja do zamarzniecia. Tyle, ze widza przeciez prognozy. Gdyby mieli wszystko gotowe i nalali wode pierwszego dnia mrozow, lodowisko byloby gotowe tydzien wczesniej. Tymczasem otworzyli je w niedziele, a od poniedzialku zapowiadali... odwilz! :D Gdzie tu sens, gdzie logika?! Tak czy siak jednak, lodowisko wreszcie zostalo udostepnione publice. Bylo niedzielne popoludnie, pogoda moze mogla byc cieplejsza, ale... jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma, tak? Spytalam Potworkow czy chca jechac i w sumie dosc przewidywalnie, Nik chcial, a Bi nie. Poniewaz jednak to glownie syna chcialam oderwac od elektroniki, bo Starsza sama robi sobie przerwy, wiec nawet mi to pasowalo. Oczywiscie po fakcie panna stwierdzila, ze troche zaluje, ze nie pojechala, ale musztarda po obiedzie. Bi ostatnio oznajmila tez, ze szkoda jednak, ze nie zapisala sie do klubu narciarskiego w swojej szkole, no ale coz; moze cos ja to w koncu nauczy... Pojechalismy z Kokusiem i na dzien dobry okazalo sie, ze w budce straznika nikogo nie bylo, szlaban podniesiony, czyli mozna bylo wjechac czy jest sie czlonkiem, czy nie. :D Pewnie nie spodziewali sie zbyt wielu osob przy takiej pogodzie, bo choc pod domem wydawalo sie znosnie, to tam, przy jeziorze i duzym, otwartym terenie, wialo tak, ze urywalo glowy, co przy minusowej temperaturze bylo po prostu straszne. Zalozylam narciarskie spodnie, na ktore namawialam tez Kokusia, ale uparl sie na zwykle, tylko z polarowa podszewka. Oboje zalozylismy tez zwykle rekawiczki i okazalo sie to duzym bledem, bo juz po chwili rece mielismy kompletnie skostniale. Syn poprosil zebym mu zacisnela mocniej zapiecia w lyzwach, musialam do tego je zdjac i lapy mi zgrabialy do reszty. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnG7kz5RDlTyl2YvQgmCWcZjiufgm06HFmncgVwg5nJZWuajUiRsIZ5ErleFMmfg1oW0313JGbHVLzZ76wftxetoF2NBpqV4q67r4ix3ZObDjcHtPllp4VUyI-CTjHKuT6HOa9qoQjt3QawTF-yG1sHKC_D6oiAC_CieYOItzx-Gf0c6Ho-8nxd_HWloE/s594/IMG_5643_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="335" data-original-width="594" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnG7kz5RDlTyl2YvQgmCWcZjiufgm06HFmncgVwg5nJZWuajUiRsIZ5ErleFMmfg1oW0313JGbHVLzZ76wftxetoF2NBpqV4q67r4ix3ZObDjcHtPllp4VUyI-CTjHKuT6HOa9qoQjt3QawTF-yG1sHKC_D6oiAC_CieYOItzx-Gf0c6Ho-8nxd_HWloE/s320/IMG_5643_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mini lodowisko, ale za to cale dla nas</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W ogole, przebieranie sie z butow na lyzwy, na zewnatrz i przy takich temperaturach, laczylo sie z intensywnym szczekaniem zebami, ale to zawsze jakies nowe doswiadczenie. ;) Chwile pojezdzilismy, ale slonce znizalo sie juz ku zachodowi i nawet bez termometru czuc bylo, ze robi sie coraz zimniej. Nik przezornie wzial z domu slizgacza i chcial jeszcze zjechac z gorki. Co prawda ta najwieksza jest na tyle stroma, ze snieg sie na niej nie utrzymal, ale na lagodniejszej lezalo go sporo, a i tak byla bardziej stroma niz nasza przy domu. Przeszlismy wiec na gorke, gdzie panicz pare razy zjechal, ale w koncu przyznal, ze mogl jednak mnie posluchac i wziac spodnie oraz rekawice narciarskie, bo mu zimno.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGP5O4ZuA1DoSmlt1jcATYTTJ_WG2En99eFhUtnlbp01UCQuZ-rfPxgNHVgpaR_s6bf3RZOwY10P76M8KvIxkYmYjt2_kkLd72Qo3HoWU65bLPw0HweGl2TtF423Mblj9kthBTCIr6fasEqEO54guLyWeV-Ov8nqXGQ5kLSM8STP8tPJdDr-_2TzOFr5w/s559/IMG_5646_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="417" data-original-width="559" height="239" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGP5O4ZuA1DoSmlt1jcATYTTJ_WG2En99eFhUtnlbp01UCQuZ-rfPxgNHVgpaR_s6bf3RZOwY10P76M8KvIxkYmYjt2_kkLd72Qo3HoWU65bLPw0HweGl2TtF423Mblj9kthBTCIr6fasEqEO54guLyWeV-Ov8nqXGQ5kLSM8STP8tPJdDr-_2TzOFr5w/s320/IMG_5646_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Z goreczki na pazureczki</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pomaszerowalismy wiec spowrotem do auta, gdzie wlaczylismy wszystkie mozliwe ogrzewania - na fotele, nadmuch, a ja tez na kierownice. Co prawda do domu mielismy zawrotne kilka minut, wiec dojechalismy zanim wszystko porzadnie sie rozgrzalo... :D A w chalupie cudownie bylo przycupnac przy rozpalonym kominku i grzac skostniale konczyny. ;) Niestety, z racji ze byl to niedzielny wieczor, wkrotce trzeba bylo przytaszczyc plecaki oraz sniadaniowki z piwnicy i szykowac sie na kolejny tydzien.</p><p>Poniedzialek zaczal sie znajomymi temperaturami, czyli -9. Tym razem odczuwalna byla podobna, bo prawie nie bylo wiatru. Wyszykowalysmy sie z Bi i poszlysmy. Litosciwie jej autobus przyjechal bardzo szybko, bo praktycznie doszla na rog ulicy i juz wsiadala. Nie mogloby byc tak zawsze? :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnkzhKmq1r4xDH7H0oi8tsBsxSsTRdwKdGNrnEpZHLYhudS-jnSFVX3Ds4cizKeieO3i5HXRICCXwrpoqzHNbSSeeCW-yc7JMvPCce1Zq9aUlT6LhSClVuJ0Yi_TmBCMytoorNPyxJEqsSNa1QhAGZ1yVrQLhyCfovxAR2cv5Q-aFjk0pKb9QYP7OZ2Co/s531/IMG_5649_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="531" data-original-width="399" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnkzhKmq1r4xDH7H0oi8tsBsxSsTRdwKdGNrnEpZHLYhudS-jnSFVX3Ds4cizKeieO3i5HXRICCXwrpoqzHNbSSeeCW-yc7JMvPCce1Zq9aUlT6LhSClVuJ0Yi_TmBCMytoorNPyxJEqsSNa1QhAGZ1yVrQLhyCfovxAR2cv5Q-aFjk0pKb9QYP7OZ2Co/s320/IMG_5649_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Ostatnie ganianie za pileczka w zimowej scenerii. Kolejnego dnia snieg zaczal pomalu topniec i do konca tygodnia zjechal calkowicie</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wrocilam do Nika, ktorego juz wczesniej obudzilam, zjedlismy sniadanie, kawaler sie ubral, umyl zeby oraz przeczesal przycieta czupryne i juz wychodzilam ponownie. O cudzie, autobus Kokusia rowniez przyjechal ekspresowo, wiec tym razem tez nie "udalo" mi sie zmarznac. Wrocilam do chalupy, ogarnelam co bylo trzeba, wypilam kawke i wyruszylam do roboty... Tam oczywiscie spokoj, ale tez kiepskie wiesci. Pamietacie jak napisalam, ze szef wyslal w mailu, ze powinnam dostac kolejna wyplate? Ta powinna byla wplynac wlasnie w poniedzialek, ale oczywiscie moglam sobie o niej pomarzyc. O dziwo szef sam napisal, ze w tym miesiacu fundusze pochlonely odprawki dla dwoch pracownic (jedna zwolnili, druga odeszla), ale w przyszlym juz nie beda mieli takich wydatkow. Oczywiscie odpisalam dyplomatycznie, ze rozumiem, ale spytalam, czy wobec tego moge sie spodziewac dwoch lutowych wyplat? Odpowiedz dostalam kolejnego dnia. Niestety, brzmiala ona, ze wlasciciel firmy potwierdzil wznowienie moich wyplat w... marcu. :( Kolejna niespodziewana i nieprzyjemna wiadomoscia, bylo ze biblioteka wystawila mi rachunek za przetrzymana ksiazke. :O Kurcze, biblioteka publiczna, ale zasady zmieniaja jak choragiewka, a do tego nigdzie nie ma ich jasno okreslonych. Jeszcze przed covidem naliczali normalnie oplaty za spoznienie, ale byly to groszowe sprawy. W czasie pandemii zniesli te oplaty kompletnie, ale gdzies w roku 2022 je przywrocili. Ostatnio Bi wypozycza tyle ksiazek, ze w mailach informujacych o dacie zwrotu, doczytalam ze znow zniesli kary za opoznienie. Tyle, ze nigdzie nie dodali, ze po jakims czasie po prostu wystawia ci rachunek za nie oddana ksiazke! Ja moja faktycznie troche przetrzymalam, bo o kilka tygodni, ale nie jakos strasznie. Mam niewiele czasu na czytanie, a ksiazka okazala sie ciekawa, ale nie na tyle, zeby mnie pochlonac. Zostal mi ostatni rozdzial, a tu dostalam maila, ze mam z biblioteki rachunek na $24! Czyli po prostu skasowali mnie za nowa ksiazke! :O Na szczescie od razu zaznaczyli, ze kiedy ksiazke zwroce, kara automatycznie zniknie i mam nadzieje, ze to prawda. :/ Wrocilam do domu, gdzie po obiedzie Potworki odrabialy lekcje, a my z M. odbywalismy tak porywajace dyskusje jak ta o planach obiadowych na reszte tygodnia. :D Chwile pozniej M. i dzieciaki zaczeli sie szykowac do wyjscia na trening. Oni pojechali, a ja szykowalam Kokusia na kolejny dzien, ktory mial skladac sie i ze zwyklych lekcji i z wyjazdu na stok. Musialam wiec spakowac mu dodatkowe przekaski, bo ostatnio przekonalam sie, ze pomimo zjedzenia czegos w schronisku, w drodze powrotnej w autobusie jest glodny jak wilk. Dodatkowo musialam pozbierac rozwleczne po calym domu ciuchy narciarskie, bo klub odwolywany byl dwa tygodnie pod rzad, a w miedzyczasie mielismy troche sniegu, wiec Nik wyciagnal z torby i spodnie i rekawice. Niedlugo pozniej rodzina wrocila i nastapilo normalne szykowanie sie do snu.<br /></p><p>Wtorek zaczal sie tak, jak dzien poprzedni. Tylko temperatury byly duzo przyjemniejsze, bo nadeszla w koncu odwilz i termometr pokazywal -1. :) Wstalysmy z Bi, wyszykowalysmy sie i wyszlysmy na jej autobus. Ten ponownie przyjechal zaraz po dojsciu panny na przystanek. Poniewaz tego dnia Nik mial miec klub narciarski, wiec rano musialam zawiezc jego sprzet do szkoly, a z nim tez jego samego. ;) Upieklo mu sie zreszta niemozliwie, bo dzieki temu zyskal prawie pol godziny dodatkowego snu. Poprzedniego wieczora stracil poczucie czasu i zamiast polozyc sie o 22, zjawil sie niespodziewanie na dole prawie o 23! :O Myslalam, ze nie moze spac, albo zle sie czuje, ale nie. Po prostu zapomnial o Bozym swiecie i przestal patrzec na zegarek. :O Dobrze wiec sie stalo, ze akurat we wtorek mogl pospac troche dluzej. Wstal, zjadl sniadanie, doprowadzil sie do jako takiego porzadku i pojechalismy do szkoly. Panicz poszedl odstawic trabke do sali muzycznej, a ja podazylam w odwrotnym kierunku, zeby odlozyc narty i plecak pod tylne wyjscie. Potem moglam wrocic do domu, zahaczajac przy okazji o biblioteke, zeby oddac m.in. te nieszczesna ksiazke. W chalupie jak zwykle to i owo do ogarniecia, a przy okazji tez przygotowanie do wyjazdu na stok. Tym razem dla siebie. Ostatnio potwornie sie spocilam w goracym autobusie, wiec tym razem bluze wpakowalam do torby, razem z rekawicami oraz czapka. Wyciagnelam ze schowka narty oraz kijki, ale stwierdzilam, ze wrzuce wszystko do auta jak bede juz wychodzic. I cale szczescie, bo o godzinie 13:30, nagle dostalam wiadomosc, ze... wszystkie zajecia pozalekcyjne po godzinie 17, sa odwolane. Poczatkowo bylo to dosc niejasne, bo klub narciarski zaczyna sie o 15, choc konczy dopiero o 20. Dodatkowo wszystko mi opadlo, bo zajecia odwolane zostaly z powodu... pogody. Owszem, prognozy tego dnia zapowiadaly deszcz/snieg/snieg z deszczem/marznacy deszcz. Czyli meteorolodzy sami nie wiedzieli co sie bedzie dzialo. ;) Po pierwsze jednak, nawet jesli padalby marznacy deszcz, czy snieg, nie mialo go spasc duzo, a najwiecej mialo padac poznym wieczorem/w nocy. A po drugie, w koncu narty i snieg idealnie ida w parze, tak? Chwile pozniej dostalam potwierdzenie, ze klub narciarski rowniez byl odwolany, a jeszcze za moment telefon od (znowu rozchichotanego) Kokusia, ze konczy lekcje normalnie i ze ktos musi go odebrac. Bylam juz podlamana po mailu od szefa, wiec teraz juz po prostu sie wkurzylam! W koncu pogoda wcale nie byla tragiczna. Byly 2-3 stopnie na plusie, wiec choc padal snieg z deszczem, nic nie osiadalo na drogach. A to juz <i>trzeci tydzien</i> pod rzad kiedy odwoluja narty, co przesuwa nam te wyjazdy az do 27 lutego, bo jeden wtorek wypada przez dlugi weekend. :/ Chyba ostatnio wykrakalam, kiedy napisalam, ze bedziemy je odrabiac do marca... Coz... moglam sie wkurzac, ale wplywu na to nie mialam zadnego. A jeszcze napisalam M., ze narty odwolane, a on odpisal czy moge pojechac po Kokusia skoro jestem w domu. Nie chcialo mi sie jak cholera, ale rzeczywiscie, siedzialam w chalupie i niczym konkretnym nie bylam zajeta, bo przeciez lada moment mialam wyruszac jako opiekun na narty. Pojechalam wiec po syna, przy okazji wzielismy ze szkoly odstawione tego ranka narty i wrocilismy do chalupy. Poniewaz wszelkie zajecia pozalekcyjne zostaly odwolane, Nik nie mial rowniez treningu koszykowki. Pozostala mozliwosc basenu, ale cala trojka zainteresowanych wolala sobie zrobic dzien wolny, z racji, ze we wtorki trening zaczyna sie dopiero o 18:45, pogoda nie zachecala do wyjscia i nikomu sie specjalnie nie chcialo. Ostatecznie wiec zostali w domu i mielismy sporo czasu na relaks. Wszyscy, poza Bi, ktora musiala przygotowywac plakat na nauki socjalne, o... komunizmie w Chinach. :O Te "nauki socjalne" to taki miks geografii oraz historii i stwierdzam, ze w Hameryce maja dziwny system. Wiadomo, ze najwazniejsze to poznac historie oraz geografie wlasnego kraju. I w III oraz IV klasie podstawowki, faktycznie mieli jakies tam elementy poznawania Stanow, uczyli sie o poczatkach kraju, wojnie rewolucyjnej, indianach, itd. Poniewaz jednak te klasy to tutaj sa maluchy 8-9-letnie, wiec ta nauka byla taka mocno uproszczona i po lepkach. Potem, w V klasie omawiali niewolnictwo i wojne secesyjna. Dodam tez, ze nauki socjalne w podstawowce (do ktorej zalicza sie nadal szkola Kokusia) prowadzone sa tylko przez czesc roku szkolnego, wiec ponownie wszystko bylo dosc ogolnikowe. Poniewaz Hameryka jest krajem zachodnim, ktorego kultura wywodzi sie, jakby nie patrzec, z Europejskiej, oczekiwalam ze w dosc szybkiej kolejnosci beda sie uczyli o Starym Kontynencie. Nic z tego! W klasie VI ucza sie o Poludniowej i Srodkowej Ameryce. To moge jednak zrozumiec, z racji ze jednak oba kontynenty Ameryki sa polaczone, a kolejnym jezykiem, w ktorym dosc powszechnie mozna sie tu dogadac, jest Hiszpanski. Bi jest za to teraz w odpowiedniku naszego gimnazjum i w koncu nauki socjalne sa tu pelnoprawnym przedmiotem, trwajacym caly rok. Na spotkaniu organizacyjnym na poczatku roku, kiedy pan przedstawial program, okazalo sie jednak ze Europy nadal nie uwzgledniono. Na poczatek wzieli sie za Azje, gdzie najpierw glebiej studiowali Indie, teraz przerabiaja Chiny, nastepnie maja sie uczyc o Japonii oraz Koreach, a pozniej przeskoczyc na zupelnie inny kontynent, czyli do... Afryki. Ciekawe czy w VIII klasie program obejmuje choc tyci geografii i historii Europy, bo o takiej np. Australii, to nawet nie ma co marzyc. :D Ale ja tu rozmyslam o dziwnym programie edukacyjnym, a tymczasem wtorkowy wieczor mijal leniwie i bez sensacji. Nie musze tez dodawac, ze temperatura spadla do 1 stopnia, wiec cale popoludnie proszyl tylko delikatnie taki mokry sniezek, ktory nie osiadal nawet na trawie. Dopiero o 21:30, mimo ze nadal bylo na plusie, snieg zaczal pokrywac powierzchnie. Byl jednak mokry, a padal niezbyt gesto, wiec wiadomo bylo ze duzo go nie napada. Tak czy owak, na stok bez problemu bysmy dojechali oraz wrocili, ale nieeee... Trzeba bylo odwolac z powodu "pogody". Zastanawiam sie czy w miescie nie zmienila sie osoba odpowiedzialna za takie zamykanie szkol i odwolywanie lekcji i czy tego stanowiska nie przejal ktos z powazna tendencja do panikowania... :/ Wieczor minal wiec raczej nudnawo i przewidywalnie. Dopiero kiedy szykowalam sie do snu, zirytowal mnie (leciutko) kot, ktory, mimo padajacego mokrego sniegu, przepadl bez wiesci i ignorowal moje wolanie. Poniewaz w nocy mialo byc okolo 0 stopni, wiec zawolalam kilka razy z jednej i z drugiej strony, odczekalam chwilke, po czym zostawilam kartke M., zeby sprobowal ja zawolac jak wstanie i poszlam spac. ;)<br /></p><p>W srode rano, zarowno przy frontowych schodkach, jak i na tarasie, pelno bylo sladow malych lapek, wiec zapewne w nocy kiciul chodzil od drzwi do drzwi i mialczal. Coz, sama jest sobie winna jak nie przychodzi na wolanie. Malzonek mowi, ze kiedy wstal, tylko zszedl na dol, nie zdazyl nawet zawolac, a juz byla pod drzwiami. :D A tak w ogole, o 5 nad ranem obudzilo mnie bzykniecie telefonu i swiatelko ekranu. Szkola zawiadamiala, ze maja 2-godzinne opoznienie. Z ulga przestawilam budzik i zastanawialam sie czy nie zostawic wiadomosci Bi, ale nie chcialo mi sie ruszac, a zwykle slysze jej budzik, wiec stwierdzilam, ze jak zadzwoni, to krzykne jej, ze moze spac dalej. Oczywiscie zawsze sie wkurzam, ze budzik panny dzwoni tak glosno, ze budzi i mnie, a tym razem, jak bylo to potrzebne, to zupelnie go przespalam. :O Obudzilo mnie dopiero skrzypniecie podlogi w korytarzu, kiedy Bi wychodzila z pokoju. Zawolalam, ze moze jeszcze sie zdrzemnac, ale stwierdzila, ze juz sie rozbudzila, jest ubrana, wiec idzie na dol. Jej wola; ja tam zakopalam sie dalej w posciel. Zbudzilam sie o 8, a za chwile przydreptal zaspany Nik, pytajac dlaczego go nie obudzilam. ;) W koncu wszyscy wstalismy, wyszykowalam sie z Bi, zjadlysmy sniadanie, zdazylam nawet nakarmic kota, po czym wyszlysmy na jej autobus. Pogoda byla paskudna, bo nadal padal taki lekki snieg z deszczem, unosila sie mgla i choc nie bylo bardzo zimno, to ta wilgoc przenikala na wskros. W dodatku, przez dosc wysokie temperatury, to co spadlo w nocy zmienialo sie w taka sliska ciape i trzeba bylo bardzo uwazac zeby nie wylozyc sie jak dlugim. ;) Niestety, tym razem autobus dojechal ze sporym opoznieniem, bo o 9:30. Wlasnie wyciagalam telefon zeby zadzwonic do firmy autobusowej i spytac gdzie jest. Bi odjechala, a ja wrocilam do Kokusia. Wstal sobie pozno, czasu mial mnostwo i co? Poszedl na gore umyc zeby i sie ubrac. Po chwili wolam, ze ma 2 minuty, a on odkrzykuje ze jest gotowy. OK. Za moment krzycze ze musimy wychodzic, a kawaler... nie uczesany! A te jego wlosy, kiedy byly dlugie, to po prostu sklejaly sie w straki. Teraz, kiedy sa krotsze, nieuczesane stercza we wszystkie strony. :O Mlodszy pobiegl do lazienki, przyczesal czupryne i jak najszybciej wyszlismy. Na chodnikach warstwa sliskiej mazi i szlo sie pomalu i ostroznie, wiec w koncu zeszlam na jezdnie, ktora byla w duzo lepszym stanie. Autobus podjechal idealnie w momencie kiedy Nik doszedl na przystanek, wiec chociaz tu nie bylo sterczenia. Wrocilam do chalupy, gdzie tak naprawde mialam tylko chwilke na przewietrzenie sypialni i przelozenie brudow ze zlewu do zmywarki, po czym jechalam do pracy. Po co? Wlasciwie to nie wiem... :/ Pojechalam jednak, bo w czwartek chcialam ogarnac chalupe i zakupy, bowiem w piatek mialam miec zupelnie co innego na glowie. W biurze troche posiedzialam, zeskanowalam dwa dokumenty, pobebnilam palcami w biurko, poprzegladalam net oraz ogloszenia o prace, czyli bylam produktywna jak jasna cholera. Ale coz, jaka placa, taka praca. :D Przy zagladaniu na znajome strony, zauwazylam ze dobrze sie stalo, ze wzielam Kokusia na to lodowisko w niedziele, bo otworzyli je na zwrotne 3 dni. :D W srode bylo juz zamkniete, mimo ze temperatury byly na tyle niskie, ze lod na pewno nadal sie trzymal. Po powrocie do chalupy czekal mnie juz zwyczajny wieczor. Mialam nawet chwilke dla siebie, kiedy wszyscy pojechali na basen/silownie. Zostali troche dluzej bo Bi znow chciala sie pobawic z kolezankami (a Nik do nich dolaczyl), wiec kiedy wrocili, pozostalo tylko szybko podac kolacje i szykowac sie do snu.<br /></p><p>Czwartek zaczal sie juz normalna, wczesna pobudka. Najpierw wyszlam z Bi i stalam we mgle i mzawce. Miodzio. :) Autobus przyjechal tak "typowo", ani bardzo wczesnie, ani strasznie pozno. Ona odjechala, a ja oczywiscie wrocilam do Kokusia, z ktorym po chwili znow wychodzilam. Kiedy mlodziez wyruszyla sie edukowac, ja ogarnelam sie i pojechalam po spozywke i na stacje benzynowa. Przyjechalam spowrotem do domu, rozpakowalam torby i chwycilam za odkurzacz oraz mopa. Jeszcze z nimi tancowalam (:D) kiedy zadzwonil moj tata. Oczywiscie jak zwykle zycie weszlo w parade planom. ;) Kolejnego dnia mialam zawiezc go na operacje kolana, a on spodziewal sie ze bedzie musial byc na miejscu okolo 10. To oczywiscie zaden problem, szczegolnie teraz, kiedy praktycznie nie pracuje. No niestety, zadzwonili do niego z kliniki, ze ma sie stawic na...8. Klinika oddalona o pol godziny, czyli najpozniej 7:20 musialam byc u taty, zeby miec lekki zapas czasowy, a to oznaczalo wyjazd z domu o 7. Jesli czytacie moje posty uwaznie, to mozecie pamietac, ze autobus Bi przyjezdza okolo 7:25, a Kokusia 7:50. No i co teraz? ;) Opcje byly trzy. Moglam zabrac Potworki ze soba i spozniliby sie do szkoly. Zakladajac, ze odstawienie taty pojdzie w miare sprawnie, okolo 9 powinnam byla byc spowrotem w naszej miejscowosci. Nik spoznilby sie jakies 15-30 minut, bo jego lekcje zaczynaja sie o 8:45. Dla Bi bylo by to jednak niemal 1.5 godziny, bo jej szkola zaczyna o 7:41. Druga opcja byloby dla M. wyrwac sie z pracy albo pojechac pozniej, zeby odstawic ich na autobusy. Tez troche bez sensu, skoro w gre wchodzi doslownie pol godziny opieki. Trzecia opcja bylo wyslanie Potworkow na przystanek samych i poproszenie sasiadow, ktorzy zwykle sa tam z wlasnymi dziecmi, zeby mieli na nich oko. Ostatecznie stanelo na tym, ze Kokusia wezme ze soba. Kawaler nie bardzo chcial sam stac z sasiadami, a ja obawialam sie, ze ze swoim roztrzepaniem nie wyjdzie o czasie, autobus mu ucieknie, a on nie bedzie mial jak sie z nami skontaktowac, bo nie ma telefonu. A ze jego spoznienie mialo byc niewielkie, to stwierdzilam, ze nic sie nie stanie. Myslalam, ze Bi tez az podskoczy z radosci na propozycje spoznienia sie do szkoly, tymczasem panna mnie zaskoczyla. Oznajmila, ze pojdzie sama na autobus, bo na dwoch pierwszych lekcjach robili cos interesujacego i nie chciala tego ominac. No szok, szok... ;) Napisalam do sasiada, ktory co rano podjezdza na przystanek z corka, czy nie spojrzalby na nia i oczywiscie odpisal, ze nie ma sprawy. Poki co jednak, po poludniu musialam porzucic odgruzowywanie chalupy i jechac po Bi, bo zostala na dodatkowej matematyce. Dawno juz na niej nie musiala zostawac i pochwalilam panne, ze sama pilnuje kiedy potrzebuje pomocy. Taaa. ;) Okazalo sie, ze to nauczycielka powiedziala jej zeby zostala, bo choc po pierwszym trymestrze podciagnela ocene z D na C, to celem jest przynajmniej B, a na ostatnim tescie Bi porobila jakies glupie bledy. :/ Nadal wiec matma kuleje, ech... Wrocilysmy do domu w tym samym czasie co chlopaki i wieczor minal wlasciwie identycznie jak poprzedni, bo M. z Potworkami pojechali na silownie/basen, a ja zostalam i cieszylam sie spokojem. :)<br /></p><p>W nocy spalam fatalnie, bo tak juz mam, ze kazde zmiany i wydarzenia owocuja zaburzonym rytmem. Tutaj w sumie wstac musialam tylko 20 minut wczesniej niz normalnie, ale wiadomo i troche niepokoilam sie o Bi i martwilam o tate i jeszcze to ciagniecie Kokusia ze soba i wybudzalam sie doslownie co godzine. Za to przynajmniej bez problemu wstalam, bo adrenalina robila swoje. ;) Szybko sniadanie, spakowac dzieciakom sniadaniowki i musialam budzic syna. Na szczescie on tez przejety ze odwozi dziadzia na operacje, wiec wstal bez focha. Wyszykowalismy sie, przypomnialam jeszcze Bi zeby zamknela za soba garaz i wyszla z domu dopiero jak ktos jeszcze bedzie na przystanku i popedzilismy z Mlodszym. Zabralismy dziadka, ktory jednak nie chcial jechac wedlug nawigacji, bo prowadzila przez stolice Stanu, w ktorej rano sa zwykle potworne korki. Poprowadzil mnie wiec sam, choc przez to mialam wrazenie, ze jedziemy zygzaczkiem przez wszystkie okoliczne miasteczka. ;) Spodziewalam sie, ze w klinice chwile zajmie, ze bedziemy musieli poczekac az tate wezwa, a tymczasem sprawdzili papierologie, zebrali podpisy, zalozyli opaske na reke i natychmiast zabrali go do tylu. Dzieki temu, z Kokusiem dojechalismy do szkoly spoznieni tylko o 3 minuty. :) Wrocilam do domu i zaczelam czekanie, ktore umilalam sobie ogladajac mistrzostwa swiata w lotach narciarskich. Dlugo nie czekalam, bo juz o 10:20 zadzwonil chirurg, ze operacja sie udala i byla bardzo potrzebna, bo kolano bylo juz naprawde kompletnie strzaskane. Wczesniej babka powiedziala mi, ze kiedy dostane telefon od lekarza, to moge spokojnie wyruszac juz do kliniki, bo pielegniarka zadzwoni w ciagu pol godziny, ze tata jest gotowy do odebrania. Dobrze, ze jej nie posluchalam, bo na drugi telefon czekalam ponad godzine. Juz zaczynalam sie martwic, ze cos jest nie tak i zastanawialam sie czy tam nie zadzwonic, ale w koncu sie doczekalam. Pojechalam wiec znajoma trasa, odebralam tate i zawiozlam do jego domu. Dostal do poruszania sie balkonik, ale wierzcie mi, wejscie z nim po schodach, kiedy z przodu ma koleczka, a tylne nogi wisza w powietrzu, to niezle wyzwanie. Na szczescie to tylko dwa stopnie. :) Na sam poczatek powrotu do domu, tata napedzil mi niezlego stracha. Weszlismy, usiadl na kanapie, ja krzatalam sie otwierajac wszystkie akcesoria ktore dostal i patrzac co ma do jedzenia zeby cos mu podac (choc twierdzil, ze nie jest glodny), wracam do pokoju, patrze, a on siedzi taki dziwnie pochylony i blady az niemal przezroczysty i zlany potem. Przerazilam sie, ze mi tam zemdleje i co ja mam z nim zrobic?! :O Po chwili jednak poprosil o miske, hmm... oproznil zoladek (:D) i poczul sie troche lepiej. Udalo mu sie nawet wstac i o balkoniku przydreptac do kuchni zeby chwycic cos do jedzenia, mimo ze powtarzalam zeby siedzial i ze przeciez po to jestem, zeby mu podac co trzeba. Na szczescie cala ta akcja wydawala sie glownie wynikiem glodu, bo po zjedzeniu i wypiciu cieplej herbaty, widac bylo ze odzyskal i wigor i kolory. Posiedzialam u niego ponad 3 godziny, po czym, upewniwszy sie, ze da sobie rade, wrocilam do domu. Zadzwonilam pozniej spytac jak sie czuje i ogolnie bylo ok. Tylko kiedy za szybko wstawal, pojawialy mu sie mroczki przed oczami. I bolala go noga, ale nie w okolicach naciecia, bo tam nadal dzialala blokada, tylko miesien wyzej. Na to tez mial na szczescie tabletki. My spedzilismy bardzo leniwy wieczor i tylko Bi ambitnie konczyla swoj mini plakat o komunizmie w Chinach. ;) Wieczorem napisalam do taty ponownie z pytaniem jak sie czuje i niestety wiesci dostalam nieco gorsze. Mimo tabletek przeciwbolowych i rozkurczowych, cale kolano mu pulsowalo i mdlilo go przy wstawaniu. Zaproponowalam, ze moge przyjechac do niego na noc, ale odpowiedzial, ze co ja mu pomoge? No w sumie nic, poza wsparciem psychicznym. Napisalam wiec, ze mam w nocy telefon przy glowie i ze ma dzwonic jakby sie cos dzialo, to przyjade, niewazne ktora bedzie godzina. A jak nie, to bede u niego z samego ranka.<br /></p><p>Chyba czeka mnie kolejna kiepska noc. Byle do rana...<br /></p></div></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-54096402657824838282024-01-19T23:44:00.006-05:002024-01-19T23:46:39.947-05:00Bardzo krotki tydzien :)<div><p>Sobota, <u>13 stycznia</u>, zaczela sie tyci pozniej, choc wczesniej niz bym sobie zyczyla. Nik mial mecz koszykowki tym razem juz o 10 rano, wiec nastawilam budzik na 8, zeby spokojnie swoje dolezec, a potem bez spiny sie wyszykowac. Kiedy wstalam syn na szczescie juz nie spal, bo obawialam sie, ze bede musiala go budzic, co zwykle owocuje humorkiem, ze ho-ho. ;) Wstalismy i wlasciwie zaraz po sniadaniu wyjechalam z synem z domu, a M. i Bi zostali. Mecz jak mecz. Nik mial przerwe od gry bo najpierw ferie swiateczne, a potem trening ominal go przez narty, pierwsza rozgrywke po przerwie opuscil z powodu choroby (zreszta i tak mial tego dnia jechac na zawody plywackie), byl na jednym treningu w zeszlym tygodniu i teraz ten mecz.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdgYuNSrCX3R1qkdlZJK2ey2yXNrR6nX0XkfHdmdXhd177Nh-AxDqcSbVDnmkP9JrOXOFTSxDPtktkvOMc6hbrgCheOdkzNlVl6CKze4alsGDIIjSzp00PAoAtGj6pSLbd1qo75KqztbJUpnCwlKSGoGLDoEaw70G6SB39gyFde_yrwA7PMBaHuPUb3Eg/s620/IMG_5575_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="494" data-original-width="620" height="255" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdgYuNSrCX3R1qkdlZJK2ey2yXNrR6nX0XkfHdmdXhd177Nh-AxDqcSbVDnmkP9JrOXOFTSxDPtktkvOMc6hbrgCheOdkzNlVl6CKze4alsGDIIjSzp00PAoAtGj6pSLbd1qo75KqztbJUpnCwlKSGoGLDoEaw70G6SB39gyFde_yrwA7PMBaHuPUb3Eg/s320/IMG_5575_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Podanie do kolegi stojacego poza kadrem</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Sam mowil, ze czuje sie "sztywno" i choc to zbagatelizowalam, po fakcie jednak stwierdzam, ze mial racje. Niby biegal w te i we w te po boisku, ale pilke w rekach mial raptem kilka razy. Mowil potem, ze nikt do niego nie podawal, ale sama widzialam jak pilka leciala w jego kierunku, moze nie do konca prosto w jego rece, ale zdecydowanie blisko, a on nawet kroku nie zrobil w jej strone... W kazdym razie, ostatecznie wygrali, co bylo niezla niespodzianka, bo przez wieksza czesc pierwszej polowy, przegrywali. Potem jednak odrobili straty i choc przewaga nie byla wielka, ale jednak wygrana to wygrana. :) Jeszcze przed meczem dostalam sms'a od mamy jego najlepszego kumpla czy Mlodszy ma czas przyjechac sie pobawic. Zaraz po meczu pojechalismy wiec po kawe, potem szybko zajechalismy do chalupy po Nintendo, bo przeciez bez tego nie ma zabawy (:D), a potem zawiozlam go do kolegi. Wrocilam do chalupy, obejrzalam skoki narciarskie, chwile posiedzielismy z M. i wlasciwie zaraz trzeba bylo po syna jechac, bo na 16 chcielismy jechac do kosciola. Mlodszy wrocil wkurzony, bo nie dosc, ze przerwalam mu dobra zabawe, to jeszcze nie mial ochoty na msze. ;) Za to zostal u kumpla nakarmiony, co nie zawsze jest oczywiste i na szczescie opowiadal, ze grali na konsolach tylko kiedy padalo. Tego dnia mielismy taka szalona pogode, ze caly dzien ze slonca przechodzilo w chmury i ulewe, zeby za pol godziny znow sie wypogodzic. Za to zrobilo sie 12 stopni, wiec wyciagnelam wiosenna kurtke. ;) Kiedy wyjezdzalismy do kosciola jednak, zerwal sie solidny wiatr i czuc bylo, ze niesie ze soba "ostrzejsze" powietrze. Jeszcze kolejnego dnia mialo byc lekko na plusie, ale od poniedzialku miala nas nawiedzic Arktyka. ;) Po powrocie do chalupy nic juz specjalnego nie robilismy, ot, sobotni, wieczorny relaksik.</p><p>W niedziele rano M. pojechal do pracy, a ja i dzieciaki dosypialismy. Kiedy w koncu zwleklismy sie z lozek, Potworki obejrzaly kolejna czesc Gwiezdnych Wojen, jedzac jednoczesnie sniadanie. Ja zjadlam swoje, ogarnelam siebie, zmywarke i gore brudow ze zlewu, po czym wzielam sie za chlebek bananowy. Jak to w niedziele, wybieral sie do nas moj tata, choc zastanawialam sie, czy faktycznie przyjedzie. Do operacji zostaly mu niecale dwa tygodnie, a wiem, ze stara sie trzymac w zdrowiu. U nas niby akurat nikt nie wykazywal choroby, ale u dzieci to wiadomo: klada sie spac zdrowe, a dwie godziny pozniej budza sie z goraczka. :D Dziadek przyjechal, a tuz przed nim wrocil M. Obejrzelismy z "seniorem" skoki narciarskie, posiedzielismy i pogadalismy, a dodatkowo, jak zwykle nakarmilismy go az "pod korek". Szybko upieklam ziemniaka w mundurku i dalam mu pozostalosc salatki sledziowej, a M. dodatkowo naszlo na placki ziemniaczane. Do tego chlebek bananowy, ostatki tych cytrynowych serniczkow i kupna babka. Dziadek pojadl jak na Swieta i na kolejne propozycje juz tylko ze smiechem krecil glowa. ;) Tak jak zawsze, posiedzial u nas dobrych kilka godzin i pojechal do siebie. Te cotygodniowe wizyty bywaja irytujace kiedy mam zaplanowana jakas robote, a tu wypada zabawiac dziadka. Zwykle jednak (i tak bylo tym razem) nie mam nic szczegolnego ani pilnego, wiec w sumie fajnie jest tak miec pretekst zeby posiedziec. :D Po odjezdzie taty poskladalam pranie i wstawilam kolejne, a potem namowilam Kokusia zeby wykapal sie wczesniej. Zwykle czeka z tym do wieczora, ale ze nadal mu asystuje, to zazwyczaj brakuje mi juz na to checi. Tego dnia, z racji ze nie wychodzilismy nawet do kosciola, lazil caly dzien w pizamie, albo siedzial zakopany u siebie w lozku. Stwierdzilam, ze rownie dobrze moze tam siedziec wykapany i w czystej pizamce i po lekkim oporze, syn w koncu sie zgodzil. Mielismy znow taka durna pogode, ze przebijalo sie slonce, a za chwile chmurzylo i zaczynal sypac snieg, momentami nawet dosc gesto. Bylo jednak lekko na plusie, wiec nie osiadal. Przechodzil jednak nad nami front i strasznie wialo, nie bylo wiec niespodzianka, kiedy w ktoryms momencie zamigotalo swiatlo, wylaczyla sie suszarka i wywalilo kontakt przy czajniku. <i>Oho</i>. Uznalam, ze moze ja tez sie lepiej wykapie, poki mamy prad i ciepla wode. :D Oczywiscie jak to zrobilam, to skonczyly sie takie nagle podmuchy i choc nadal dosc mocno wialo, to prad juz nie przerwal, chociaz podobno inne czesci miasteczka stracily go na dluzej. ;) Reszte popoludnia i wieczor spedzilismy zwyczajnie, na rozmowach, telewizji i drobnych porzadkach. Mila odmiana bylo to, ze nie musielismy sie szykowac na kolejny dzien, bo Potworki mialy wolne z okazji Dnia Martina Luthera Kinga Jr. Troche bez sensu dlugi weekend ledwie dwa tygodnie po przerwie swiatecznej, ale w Polsce chyba niektore wojewodztwa zaczynaja ferie, wiec 3-dniowe wolne to znowu nie jakas wielka sensacja. :D U malzonka w pracy jest to dzien kiedy moga pracowac, ale moga tez wziac wolne, bezplatne, ale nie zuzywajac urlopu. Wiadomo wiec, ze wiekszosci pracownikow tego dnia nie bedzie. A skoro moja cala rodzina miala siedziec w domu, to i ja uznalam, ze nie mam co sie pchac do roboty, szczegolnie darmowej. ;)</p><p>Poniedzialek zaczelam wiec pozno i wlasciwie caly dzien mialm wrazenie, ze jest niedziela, co potegowal jeszcze fakt, ze M. byl w domu. :) Tego dnia przyszlo obiecane ochlodzenie, choc nie bylo jeszcze zbyt duze - ot, 0 stopni. Oczywiscie przy wietrze odczuwalna temperatura byla nizsza, ale to nadal i tak bylo dosc "cieplo" jak na styczen. Nie mniej, fajnie byloby sie zaszyc w chalupie, tyle ze poczynilam juz na ten dzien plan. Juz od jakiegos czasu Nik jeczal, ze chce podciac wlosy, ale przy basenie, nartach i koszykowce, trudno bylo znalezc dzien zeby sie zebrac i podjechac z nim do meskiego fryzjera (<i>barber</i>). Kiedys obcinal go M., ale on potrafi wlasciwie tylko ogolic go maszynka, zostawiajac ewentualnie <i>minimalnie </i>dluzsza gore. A Mlodszy stanowczo upiera sie przy poldlugich (jak na chlopaka) wlosach i my sami widzimy, ze jest mu w nich zwyczajnie ladniej niz "na zolnierza". Takiego jednak podciecia, zeby bylo dluzej, ale rowno i wygladalo w miare stylowo, ani M., ani tym bardziej ja, sie nie podejmiemy. Kiedys wzielam go tam, gdzie sama chodze, ale mialam wrazenie, ze babka w ogole mnie nie sluchala tylko obciela po swojemu. Stwierdzilam wiec, ze zabiore go do typowo meskiego fryzjera, ktorych w okolicy nie brakuje. Wybor konkretnego salonu okazal sie bardzo prosty, bo tylko jeden byl czynny w ten "swiateczny" dzien. :D Mialam jechac z synem sama, ale ze malzonek chcial oddac w UPS'ie paczke z Amazona, wiec pojechalismy w trojke i tylko Bi zostala w domu. Podjechalismy do salonu, gdzie na szczescie nikogo innego nie bylo, a babka uwinela sie w kilkanascie minut.</p><p style="text-align: left;"> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgw1XbQMe2TdUv5AqEWQZ_ssGmDvDLDUcQ_Knlo7xj0-2TFF-bXzFOL7aitgjZvzAS3F6Akl5Gbj6cK02GAb9fK8ffgkS15ZHbtSgQ33LTERc5_Wf5JXIaAu0x3U0COW3pJNYuHTBWeNsfDhj8jjnlXo95Kr8zRs59E4sTCAroeR7eTjOlVjNCGvJehBlc/s681/IMG_5581_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgw1XbQMe2TdUv5AqEWQZ_ssGmDvDLDUcQ_Knlo7xj0-2TFF-bXzFOL7aitgjZvzAS3F6Akl5Gbj6cK02GAb9fK8ffgkS15ZHbtSgQ33LTERc5_Wf5JXIaAu0x3U0COW3pJNYuHTBWeNsfDhj8jjnlXo95Kr8zRs59E4sTCAroeR7eTjOlVjNCGvJehBlc/s320/IMG_5581_1.jpg" width="240" /> </a><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Przed</span></div><div style="text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcGdwS_Tz4RDd0jOnF8UW4dA5muHIL0b-GA_9elOh1w8Vz3iXwobj6CKMFiM5M9PYbTCKp6uIvwoWBiXUUGk1NcWPNZAocO-5-M4U-dXrIrakv30DloDv2KDSw2rL9JJiTXWMjW387t2pW_6TAb9VUALpHthA2b8T5xq7HO4ZU3Sz6KZbjoVRn112u1Sc/s681/IMG_5582_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcGdwS_Tz4RDd0jOnF8UW4dA5muHIL0b-GA_9elOh1w8Vz3iXwobj6CKMFiM5M9PYbTCKp6uIvwoWBiXUUGk1NcWPNZAocO-5-M4U-dXrIrakv30DloDv2KDSw2rL9JJiTXWMjW387t2pW_6TAb9VUALpHthA2b8T5xq7HO4ZU3Sz6KZbjoVRn112u1Sc/s320/IMG_5582_1.jpg" width="240" /></a></div></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Po</span><br /></div></div><div><p></p><p>Przy okazji spytala czy Mlodszy duzo plywa, bo jako fryzjerka zauwazyla od razu, ze wlosy ma szorstkie i placzace sie, co podobno jest normalne przy czestym moczeniu ich w chlorze. Podobno zwykle szampony maja problem zeby go dokladnie zmyc. Zachecila zeby kupic specjalny szampon dla plywakow i M. za chwile wyszukal go w sieci i zamowil. Po fryzjerze podjechalismy po kawe, a potem do UPS, a tam... zamkniete! No kurcze! Ten dzien to takie swieto - nie swieto, gdzie zamkniete sa szkoly, banki i urzedy stanowe lub federalne. Wiekszosc firm jednak normalnie pracuje. :/ No ale coz, M. wzdychal ze niepotrzebnie z domu wychodzil, ale i tak zeszlo nam tylko troche ponad godzine. Po powrocie juz nie ruszalismy sie z chalupy. Wstawilam pranie, posprzatalam w kuchni i w zasadzie relaksowalismy sie na calego. Wieczorem z westchnieniem przytaszczylam plecaki i sniadaniowki dzieciakow i podlaczylam szkolne laptopy do ladowania. Wyciagnelam tez Kokusiowe narty oraz plecak z butami, kaskiem i innymi akcesoriami, bo wtorek oznaczal klub narciarski. Wszystko to robilam jednak krecac glowa i zastanawiajac sie czy to konieczne, bowiem na kolejny dzien zapowiadali snieg. A juz zapewne wiecie co oznacza bialy puch + hamerykanckie szkoly. ;) Tyle, ze tym razem mialo go spasc niewiele, bo okolo 10 cm, bylo wiec zagadka czy zamkna szkoly, opoznia lekcje, skroca je, czy moze stwierdza ze da sie normalnie przeprowadzic zajecia... Jak to w naszej miejscowosci bywa, kladlismy sie spac nadal przy wielkiej niewiadomej. :/<br /></p><p>Niewiadoma skonczyla sie o 5 (!) rano, kiedy dostalam smsa, ze szkoly jednak zamkneli. Z jednej strony fajnie, bo weekend przedluzony o kolejny dzien, ale z drugiej, nie mialo spasc niewiadomo ile, wiec <i>naprawde</i>, przy nieco wiekszym wkladzie plugow, jestem pewna, ze autobusy dalyby rade przejechac. Poza tym, dzieciaki wypadaja z rytmu i nie chce im sie kompletnie uczyc, nie mowiac juz o tym ze klub narciarski przesunal sie o kolejny tydzien. Mielismy zakonczyc go w styczniu, a teraz bedzie trwal do polowy lutego. :O Co bylo jednak robic. Chcialam oszczedzic Bi wstawania niepotrzebnie, wiec poszlam napisac jej na karteczce wiadomosc, ze szkoly zamkniete i moze spac dalej. Okazuje sie jednak, ze moje dziecko spi bardzo czujnie, bo zbudzila sie kiedy przyklejalam karteczke do jej telefonu. Przekazalam wiec wiadomosc ustnie, po czym wrocilam do lozka. Niestety, rozbudzilam sie juz porzadnie, wiec potem przewracalam sie z boku na bok, nie mogac zasnac. W koncu zaczelo sie przejasniac (czyli bylo przed 7) i zastanawialam sie czy po prostu nie wstac. ;) Wreszcie zasnelam, potem przebudzilam sie znow bo spanikowany Nik myslal, ze zaspalismy do szkoly, a potem jak zasnelam, to kiedy zadzwonil budzik (o 8:30) nie wiedzialam co sie dzieje. :D Rano snieg padal momentami nawet dosc mocno, tyle ze caly czas trzymal mroz, wiec byl drobniutki i w rezultacie nie spadlo go za duzo.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMLT-gOkJy1M_H8DhvRW2GApcnZfUY1KRyj5-FC2GpNshohu0ajJxAzd16RDX-l-QdJ73QVpnP4KgLvOzQDGR9qRMIBNYrYru5DUlmprobzihWG24o59TSlydakAK3WO76mnUjLoEayz974f6asdWKsps64-gtGM2a7tTEIgG9Mfg1s02jPbvVkijbtWY/s558/IMG_5589_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="558" data-original-width="419" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMLT-gOkJy1M_H8DhvRW2GApcnZfUY1KRyj5-FC2GpNshohu0ajJxAzd16RDX-l-QdJ73QVpnP4KgLvOzQDGR9qRMIBNYrYru5DUlmprobzihWG24o59TSlydakAK3WO76mnUjLoEayz974f6asdWKsps64-gtGM2a7tTEIgG9Mfg1s02jPbvVkijbtWY/s320/IMG_5589_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Stan sprzed poludnia</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po poludniu w ogole, gdzies wyzej w atmosferze przeszedl cieply front i przez pare godzin padal marznacy deszcz, ktory wszystko uklepal i dodatkowo sprawil, ze zrobilo sie koszmarnie slisko. Cieszylam sie, ze nie potrzebuje wychodzic, choc martwilam o M., ktory musial jakos wrocic do domu.</p><p style="text-align: center;"> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9L8RwFhcZhyphenhyphen9aCCR1tPc_uT26C5s5KuBy6FF5EPmc1Jty6AMcrGr7I-G8GYb_iOtgeTJYejFcY-ZmcrLWY8Tn4TPYbGhtwRU3briCnBHcdi1od0zwCrWkF5499eOzaQHMFsJPSgCo40Z_YJ2oG6dfjaqBCi9e12aNSpnrVaFPewyzszFmay5RgEwed40/s675/IMG_5591_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="506" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9L8RwFhcZhyphenhyphen9aCCR1tPc_uT26C5s5KuBy6FF5EPmc1Jty6AMcrGr7I-G8GYb_iOtgeTJYejFcY-ZmcrLWY8Tn4TPYbGhtwRU3briCnBHcdi1od0zwCrWkF5499eOzaQHMFsJPSgCo40Z_YJ2oG6dfjaqBCi9e12aNSpnrVaFPewyzszFmay5RgEwed40/s320/IMG_5591_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kot, zdesperowany, wychodzil tylko po to, zeby za minute wracac przyproszony sniegiem :D</span><br /></div></div><div><p></p><p>Akurat mialam podawac Potworkom obiad kiedy do Bi napisala sasiadka, ze przyjechala do niej (no ze jacys rodzice byli na tyle zdesperowani zeby wyjezdzac autem...) inna ich kolezanka, ida na spacer i chca ja zgarnac po drodze. Podskoczyl na to Nik, ze jak dziewczyny beda spacerowac, to on wezmie na przechadzke Maye. Nie wiem co za przyjemnosc lazic przy marznacym deszczu, ale ze to czwarty dzien wolny, to chyba zaczynalo ich nosic. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwHmcQGT1C-IYDm_aTBPGbjHiZy1zdY-Porq2tDdk_XseEEqByXlbMWXsHlOmoif2OVuxdppeAUB6hcaIO2tLBxMEObb1PazKX21EcasjAibA8mMt7D9uOvv85nw9G2K6AdMI59A3W_EZHrnoysSc30-Y-WeipdEqvKMZM1Ongnnc-dmobIlTanoYqqSI/s589/IMG_5592_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="589" data-original-width="442" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwHmcQGT1C-IYDm_aTBPGbjHiZy1zdY-Porq2tDdk_XseEEqByXlbMWXsHlOmoif2OVuxdppeAUB6hcaIO2tLBxMEObb1PazKX21EcasjAibA8mMt7D9uOvv85nw9G2K6AdMI59A3W_EZHrnoysSc30-Y-WeipdEqvKMZM1Ongnnc-dmobIlTanoYqqSI/s320/IMG_5592_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Dzielni zdobywcy Antarktydy, wracaja do bazy</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Obawialam sie, ze po spacerze Bi bedzie marudzic, ze chce isc do sasiadow, ale na szczescie wrocila grzecznie do domu. Za to po obiedzie stwierdzilam, ze niedlugo powinno przestac padac, wiec pojde odsniezyc kostke i schody. Kochana sasiadka wyciagnela odsniezarke (przy takiej ilosci, to chyba bardziej z lenistwa ;P) i po przeleceniu swojego podjazdu oraz chodnika, przejechala tez chodnik po naszej stronie. Bylam jej bardzo wdzieczna, bo mialam potem pojsc i zrobic to szufla, ale oszczedzila mi roboty. :) Wyszlam wiec, a chwile za mna oczywiscie Potwory. Nik tym razem sam z siebie pomogl odsniezyc kostke, od schodow przy wejsciu, do drugich, prowadzacych na podjazd. Poszlo nam w sumie ekspresowo, bo sniegu bylo naprawde raptem kilka cm i jedynym problemem bylo to, ze na wierzchu siedziala warstwa lodu. Malzonek mowil potem, ze spedzil 10 minut pod praca, czekajac az auto rozgrzeje sie na tyle, zeby stopic warstwe lodu na przedniej szybie. Kiedy wyjezdzal nad ranem, snieg juz padal, ale optymistycznie zalozyl, ze "nie bedzie tak zle" i nie wzial ani rekawic, ani skrobaczki. No to dostal za swoje. :D W kazdym razie, konczylam jeszcze odsniezanie schodow, a Potworki ruszyly zjezdzac.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0i-e9cnhYMh05tMvXJsmIb9h9ODawPNhyphenhyphenMQOp5CGgfl2Ch6Iaj-bNH6FmlaA9UqoBfCCiVKujZOifp0JqGfy6HZS-OQ3kGwNG7k5o5kWlVhbUCczjKmniENrq2u7AgJfbeM_GaDYpT2YNI7TMTiXgmOZXCzhEl0rgQx5s77pgV9NI5N2BOt2KeMz6UNA/s526/IMG_5603_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="396" data-original-width="526" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0i-e9cnhYMh05tMvXJsmIb9h9ODawPNhyphenhyphenMQOp5CGgfl2Ch6Iaj-bNH6FmlaA9UqoBfCCiVKujZOifp0JqGfy6HZS-OQ3kGwNG7k5o5kWlVhbUCczjKmniENrq2u7AgJfbeM_GaDYpT2YNI7TMTiXgmOZXCzhEl0rgQx5s77pgV9NI5N2BOt2KeMz6UNA/s320/IMG_5603_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik - milosnik mocnych wrazen, wyciagnal deske. Ta niebieska czesc do trzymania nie blokuje sie w pozycji pionowej, wiec utrzymanie rownowagi na tym, to niezly wyczyn</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Bi sie dosc szybko wylamala, bo przez te warstwe lodu, gorki byly bardziej niczym tory wyscigowe, a poza tym wlozyla zwykle rekawiczki, a mielismy mroz, wiec po chwili zdretwialy jej palce. Panna ma awersje do swoich narciarskich rekawic bo maja sporo rozowego, i nawet fakt, ze przy domu nikt jej nie widzi, nie przekonuje zeby je zalozyla. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgRXKoUJsE304LrpKDgRS6S7wuxcmftkqtNwLmciG2fpkmQUYDpTSkIo538vgddqR2yZ8JaM-qPRbD3goZhYrIbGFWABFdvLDvrYFie9Run-lELuBPwJsuW1Oa0IitqTdCr1RCUKX_hoTtqEiSM_3IRoOU9hLHBtOpbnqDsk558mTeE8uV0Gbzz_oGjvg/s560/IMG_5601_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="420" data-original-width="560" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgRXKoUJsE304LrpKDgRS6S7wuxcmftkqtNwLmciG2fpkmQUYDpTSkIo538vgddqR2yZ8JaM-qPRbD3goZhYrIbGFWABFdvLDvrYFie9Run-lELuBPwJsuW1Oa0IitqTdCr1RCUKX_hoTtqEiSM_3IRoOU9hLHBtOpbnqDsk558mTeE8uV0Gbzz_oGjvg/s320/IMG_5601_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Panna zjezdzala duzo bardziej zachowawczo ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W miedzyczasie dojechal M. i zabral sie za odsniezanie podjazdu. Wrocilam do domu ja, zaraz po mnie Bi oraz M., za to Nik siedzial na dworze az zrobilo sie ciemno. Obstukiwal wszystko na ogrodzie zeby rozkruszyc warstwe lodu, odsniezyl czesciowo taras i nawet probowal grac w koszykowke, ale za kazdym razem pilka utykala mu w koszu, bo mial zamarzniete sznurki. :D Wieczor mielismy ponownie baaardzo leniwy, bo skoro zamkneli szkoly, to odwolany zostal rowniez trening koszykowki (mimo, ze do jego pory juz nic nie padalo) oraz klub narciarski. Ech... Ten ostatni to naprawde spora strata, bo w koncu mielismy pogode idealna na narty, a poza tym to juz kolejny wypad, ktory musial zostac przelozony. Jak juz wyzej pisalam, klub mial trwac tylko przez styczen, a tymczasem teraz mamy jechac w dwa pierwsze wtorki lutego. Jak tak dalej pojdzie, to bedziemy odrabiac stracone wypady do marca. ;) Potworki mogly jechac na basen, ale jak mozna bylo przewidziec, nie chcialy. Takie wolne dni jednak potwornie rozleniwiaja... ;) A wieczorem, przyszly maile i smsy, ze kolejnego dnia szkola miala zostac... opozniona o dwie godziny. Musze jednak przyznac, ze tym razem jest to uzasadnione, bo pewnie musieli oczyscic z lodu te wszystkie autobusy szkolne...<br /></p><p>Srode ponownie zaczelam z dzieciakami pozniej niz powinnam. Nie zebym narzekala. ;) Dzieciakom oczywiscie bylo malo wolnego. W poniedzialek nie mieli szkoly planowo, wtorek trafil im sie w bonusie, w srode opoznili lekcje, a Bi caly ranek dopytywala czy moze odwolali je kompletnie, bo drogi sa sliskie. :D No fakt, ze na naszym osiedlu ulice byly wlasciwie biale, ale za to mielismy piekne slonce, wiec wiadomo bylo, ze przez dzien bedzie sie to topilo. Panna niepocieszona, ale grzecznie pomaszerowala na autobus. Mielismy -7 stopni, z odczuwalna -11, a co ubrala moja cora? Podkoszulek, polarowa bluzke i na to zwykla "misiowa" kurtko - bluze. Tlumaczylam zeby wziela kurtke, ale gdzie tam. O zadnej czapce oczywiscie tez nie bylo mowy, choc na przystanku po chwili zalozyla kaptur, bo wiatr naprawde nieprzyjemnie zawiewal. A autobus, jak zwykle kiedy jest lodowato albo leje, przyjechal dopiero po 10 minutach. Ja tez zaczelam przytupywac, a i Maya piszczala, bo krazyla wokol mnie ale nie mogla znalezc pileczki, za to pewnie zaczela marznac w dupke. ;) Kiedy wiec tylko dojechal autobus, popedzilam z psiurem do chalupy, gdzie Nik juz jadl sniadanie. Syn o dziwo zupelnie nie zglaszal pretensji ze musi jechac do szkoly, za to ja dalam plamy, bo juz wychodzimy, poganiam Kokusia zeby sie nie guzdral, on chwyta za plecak, a tam... tylko chromebook! :D Na smierc zapomnialam mu spakowac sniadaniowki i butelki z woda! Najwyrazniej i mnie rozleniwily te dni wolne... Z powodu opoznionych lekcji, kiedy dzieciaki w koncu odjechaly, wlasciwie mialam czas tylko na szybkie ogarniecie chaosu w chalupie, po czym musialam jechac do pracy. Na ulicach okazalo sie, ze najwyrazniej po dwoch bardzo lagodnych zimach, drogowcy zapomnieli jak sie oczyszcza drogi. Sniegu spadla znikoma ilosc, byla juz 11, swiecilo slonce, wiec pomimo ze mroz nadal trzymal, spodziewalam sie, ze wiekszosc trasy juz obeschla. Taaa... Wszedzie nadal bylo mokro, a na liniach oddzielajacych pasy na drodze, lezala warstwa brudnego sniegu. Nie wrozylo to zbyt dobrze na popoludnie, bo mokre miejsca w cieniu momentalnie zamarzaly... W pracy panowal spokoj, towarzystwa nie bylo, za to czekalam na paczke dla Koreanczyka. Pisal do mnie we wtorek z pytaniem czy jestem w pracy, bo ma przyjsc przesylka. Odpisalam, ze pada snieg, wiec sie nie wybieram, a po jakims czasie napisal ponownie, ze sprawdzil i paczka ma jednak przyjsc w srode. Okey; napisalam, ze w srode bede, to wsadze mu odczynnik do lodowki czy zamrazarki, czy zostawie na biurku. Siedzialam wiec w biurze, ale facet roznoszacy paczki przeszedl, nie zatrzymujac sie, zrobila sie 14:30 i nadal nic nie dostalam. Napisalam wiec do Koreanczyka, ze czekam na te jego przesylke, ale jak narazie jej nie ma. Odpisal, ze sprawdzi i po chwili przyslal wiadomosc, ze ma przyjsc nastepnego dnia i czy moze bede w biurze, bo jak nie, to on przyjedzie. Odpowiedzialam, ze nie, do biura planuje znow przyjechac w piatek. Odpisal, ze ok, ze na szczescie nie potrzebuje tego pilnie, tylko na pozniej i taka bez sensu jest dla niego ta jazda. Nooo, jesli myslal, ze ruszy moje sumienie i specjalnie podjade zeby mu przesylki odbierac, to niech sie w glowe popuka. :D Zreszta, wyglada na to, ze ta paczka kolejnego dnia tez moze nie przyjsc, a ja nie bede codziennie siedziec w biurze i na nia czekac, bo nikt mi za to nie placi. Wracajac do domu zauwazylam nadal sporo mokrych odcinkow jezdni, pewnie w miejscach gdzie slabiej dochodzi slonce. Oj moglo sie dziac kolejnego ranka... Po przyjezdzie do chalupy, zastalam w ogrodzie Kokusia, ktory oczywiscie nie mogl przepuscic okazji zeby pohasac na sniegu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjL4J6-2CtoN7qtH-oHUz3gLCGtCWMYZu9ukSPCcI-pjeR_xrR6L020aVpsZIoAQEDDTk54kY06MLidTQTUcWz1LsZWC9qIS4IpmqP1IiKFOrYMZImBdlH9G9M7jkSyed46kEHfYQg9_0ffTcQWdirof8-GWWJXZ9gLKXUzZqYs13EZrJZADv9Uc-fxfpw/s573/IMG_5607_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="573" data-original-width="430" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjL4J6-2CtoN7qtH-oHUz3gLCGtCWMYZu9ukSPCcI-pjeR_xrR6L020aVpsZIoAQEDDTk54kY06MLidTQTUcWz1LsZWC9qIS4IpmqP1IiKFOrYMZImBdlH9G9M7jkSyed46kEHfYQg9_0ffTcQWdirof8-GWWJXZ9gLKXUzZqYs13EZrJZADv9Uc-fxfpw/s320/IMG_5607_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Zjezdzania na sniegu w zwyklych, dresowych portkach i bez rekawiczek, zdecydowanie <i>nie </i>polecam ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po chwili przyszedl na obiad, ale tylko zjadl i polecial ponownie, zeby jeszcze sie pobawic nim zrobi sie ciemno. Bi odrabiala lekcje, troche posiedzielismy i M. z Potworkami pojechali na basen. Ja wstawilam pranie, przygotowalam ciuchy oraz sniadaniowke Nika na kolejny dzien, po czym wlaczylam skoki narciarskie w Szczyrku i... kto ogladal, to wie jak sie skonczyla ta rozgrywka. :/ Reszta wrocila, kolacja i wlasciwie nadszedl czas na M. zeby isc spac. Poczytalam Nikowi i przypomnialam ze musi klasc sie wczesniej, bo kolejnego dnia zaczynaja juz lekcje normalnie. Taaa... O 22:30 zajrzalam kontrolnie ze schodow i oczywiscie nadal palilo sie u niego swiatlo. Poszlam na gore, strzelilam lekki ochrzan, ale kawaler i tak za chwile zszedl na dol marudzac, ze nie czuje sie senny. Wiadomo, po pieciu dniach spania ile sie chce, organizm sie przestawia. Przypomnialam jednak, ze kolejnego dnia bedzie wymordowany, bo lubi sobie pospac i w koncu udalo mi sie zagonic go do lozka.<br /></p><p>W czwartek w koncu wstawalismy wedlug normalnego planu. Zerwalam sie z Bi, spakowalam jej wode i sniadaniowke, polecialam na gore umyc sie i ubrac i poszlysmy. To byl kolejny dzien kiedy mielismy temperature -8, a odczuwalna kilkanascie stopni na minusie, wiec mozecie sobie wyobrazic jak "fajnie" sie stalo. ;) Jak tylko autobus podjechal, popedzilam do domu, choc nie na dlugo. Kokusia obudzilam tuz przed wyjsciem z corka, wiec kiedy wrocilam, konczyl juz pomalu sniadanie, a potem poszedl sie szykowac. Ja tez zjadlam i za momencik pomaszerowalismy przez snieg na przystanek. Na chodniku warunki zrobily sie gorsze niz poprzedniego dnia, bo miejscmi snieg czesciowo stopnial, ale przez noc ponownie wszystko zamarzlo. Trzeba wiec bylo uwazac, bo mozna bylo wywinac niezlego orla. ;) Kiedy wrocilam do chalupy, wypilam kawke na rozgrzanie, po czym zabralam sie za niekonczaca sie opowiesc, czyli sprzatanie. Odkurzylam i umylam podlogi na gorze, wyczyscilam kuchenke oraz blaty, wstawilam zmywarke, wyszorowalam szuflady od air fryera, itp. Takie tam, domowe sprawy. W miedzyczasie naprzemian wypuszczalam Oreo i wpuszczalam ja spowrotem, bo koniecznie chciala na dwor, ale przy solidnym mrozie za moment wracala. Niestety, znow mamy snieg, dodatkowo grunt jest zamarzniety i twardy, wiec kot ponownie intensywnie eksploatuje kuwete. :D To byl taki dzien z zerkaniem co chwila na zegarek. Malzonek jechal zaraz po pracy do dentysty, wiec mi w udziale przypadl zaszczyt odebrania ze szkoly syna. Na popoludnie zapowiadali przelotne opady sniegu i oczywiscie godzine przed pora odebrania Kokusia, zaczely przechodzic takie mini-zadymki. Na szczescie mroz trzymal, snieg byl lekki, wiec wszystko auta rozdmuchiwaly na boki. Tylko widocznosc byla fatalna, ale na szczescie padalo z przerwami. Wrocilismy z Mlodszym do domu, zrobili sobie domowe pizze, a w czasie kiedy sie piekly, a potem lekko stygly, Nik pobiegl oczywiscie na dwor. Ciekawe kiedy mu sie ten snieg w koncu znudzi? ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQ5WM99hu-VBwT28pRbpO2fjqA2Xmn6qVhc7oAEsf9t8irLcpzRrgoEx1k9hqdwEwn1jtyl1RsCs2gWxTF29-Nz1sh4RVQa76YBEc9wS5hKbW__uc7yMdJC0qo3jGcLHM_d6Zm8hIcCGK4ZVlSdfsIi7swuCyX37gTygCPrAybL5vn8NDvhOIlTheIrps/s503/IMG_5614_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="503" data-original-width="378" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQ5WM99hu-VBwT28pRbpO2fjqA2Xmn6qVhc7oAEsf9t8irLcpzRrgoEx1k9hqdwEwn1jtyl1RsCs2gWxTF29-Nz1sh4RVQa76YBEc9wS5hKbW__uc7yMdJC0qo3jGcLHM_d6Zm8hIcCGK4ZVlSdfsIi7swuCyX37gTygCPrAybL5vn8NDvhOIlTheIrps/s320/IMG_5614_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tym razem twierdzil, ze odsniezal dla Oreo miejsce pod stolem, bo kot lubi tam przesiadywac, choc podejrzewam, ze byla to tylko przykrywka dla zlapania kiciula</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Malzonek wrocil od dentysty z obolalym od zastrzyku (znieczulenie) dziaslem, a ze zajechal po drodze do Polakowa, wiec dojechal do domu dopiero o 17:45. Zostalo mu troche ponad pol godziny do wyjscia z Potworkami na basen. Najpierw stwierdzil, ze sie zmusi, ale po chwili spytal czy jednak nie pojechalabym <i>ja</i>. Nie powiem, nie chcialo mi sie. Przyzwyczailam sie, ze mam taka ponad godzinke dla siebie kiedy cala ich trojka wychodzi z domu, a poza tym kiedy ciemno i zimno zdecydowanie nie chce sie ruszac. ;) Wiedzialam jednak, ze M. musi byc poteznie zmeczony, a przy tym Nik podskoczyl z radosci, bo on czesto pyta kiedy w koncu mama z nimi pojedzie. No to teraz pojechala. :)</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ7TXiVhpRUeR0vPaaVP78f7PrCFZ8jTnIdiEQz64IKZQLSi8V9_Be858cMWBf7WMjT6nLdLv0cRVFw37Qqm5EiD0fUS4XQGMKZsVXQ_PIoXOZXjtDm-SZK5ePqdLOkLnBMbj-szhLWHwMN5Ncv-FxqFpnKRRBgcegsSyAs_XOQFaTpEp8Es7lRoeaidY/s559/IMG_5618_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="408" data-original-width="559" height="234" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ7TXiVhpRUeR0vPaaVP78f7PrCFZ8jTnIdiEQz64IKZQLSi8V9_Be858cMWBf7WMjT6nLdLv0cRVFw37Qqm5EiD0fUS4XQGMKZsVXQ_PIoXOZXjtDm-SZK5ePqdLOkLnBMbj-szhLWHwMN5Ncv-FxqFpnKRRBgcegsSyAs_XOQFaTpEp8Es7lRoeaidY/s320/IMG_5618_1.jpg" width="320" /></a></div></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi wylania sie z wody dla zaczerpniecia oddechu</span><br /></div><br /><div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMPuTfSM-QjPpLMOkbYG6cphOh13tn7rmJN-0ZAYPcjzVUPEAldsbPWnjKx04JpXEoK8dK_CtFpwMlu1kWjmxnBFzyiHqn6pH43voC_Fmcj1FXu94UJPPV3IwTKLjkhIVRzVO2iYnimcjsvTfPsa0b7CwMDwjspa07Za6qcJygw2AI4DlX0nu_tkM6uBA/s573/IMG_5620_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="394" data-original-width="573" height="220" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMPuTfSM-QjPpLMOkbYG6cphOh13tn7rmJN-0ZAYPcjzVUPEAldsbPWnjKx04JpXEoK8dK_CtFpwMlu1kWjmxnBFzyiHqn6pH43voC_Fmcj1FXu94UJPPV3IwTKLjkhIVRzVO2iYnimcjsvTfPsa0b7CwMDwjspa07Za6qcJygw2AI4DlX0nu_tkM6uBA/s320/IMG_5620_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">A teraz Nik</span><br /></div></div><div><p style="text-align: left;"></p><p>W piatek rano bylo znacznie cieplej, bo "az" -5 (odczuwalna -6, bo prawie nie bylo wiatru). :D Niby mroz, ale w porownaniu z kilkoma minionymi dniami, wydawalo sie cieplo. Trend juz znamy, czyli autobus Bi przyjechal juz o 7:20. Panna tak sie guzdrala przed wyjsciem, ze musiala kawalek podbiec chodnikiem. A jej kolezanka nawet nie zdazyla podjechac. Wlasnie wysylalam smsa jej tacie, ze autobus przyjechal i maja szanse go zlapac kiedy zrobi koleczko po sasiedniej uliczce, ale w tym momencie dojechali. Wrocilam do domu gdzie Nik juz pochlanial sniadanie, ale jakis byl nieprzytomny, bo co chwila musialam przypominac mu zeby sie szykowa. Powinnismy wyjsc o 7:50, a o 7:45 przypominam, ze nie umyl jeszcze zebow. On patrzy zdziwiony, ze przeciez myl. Hmmm... Nie pamietalam zeby szedl na gore, wiec wyslalam go do lazienki i polecilam zeby sprawdzil czy szczoteczka jest mokra. I co? <i>Sucha</i>! Czyli jednak ich nie myl. :D W koncu pomaszerowalismy na autobus; mialam wrazenie ze nieco pozniej niz zwykle i troche sie zdziwilam, bo nikogo nie bylo na przystanku. Pytanie czy "zoltek" nam uciekl, czy bylismy pierwsi. Szybko okazalo sie, ze to drugie. Najwyrazniej nie tylko Nik mial tego dnia spozniony zaplon. ;) Wrocilam ponownie do chalupy, poskladalam pranie i mialam jeszcze chwile posiedziec, ale za oknem zaczal sypac snieg. Zapowiadali na ten dzien lekkie opady, ale tutaj padalo az milo i podjazd w jednej chwili pokryla warstewka. Zebralam sie wiec szybko do wyjscia, ale zamiast do pracy, pojechalam najpierw na zakupy. Stwierdzilam bowiem ze jesli warunki beda sie pogarszac, to wroce po prostu do domu. Okazalo sie jednak, ze drogi posypane byly <i>taka </i>warstwa soli, ze byly tylko mokre, nic wiecej. Pojechalam wiec jednak do roboty. Na szczescie, przy mrozie nie musialam sie martwic, ze cos z zakupow zepsuje mi sie w bagazniku. ;) Po wyjsciu jednak lekko sie "zdziwilam", bo cale popoludnie padal snieg, lekko ale rowno i bez przerwy. W sumie nasypalo go moze ze dwa cm, wiec bez szalu, ale na cieplym aucie sie roztapial, a potem ponownie zamarzl i mialam na nim warstwe lodu. Nie na calym, ale na bocznej szybie oraz czesci przedniej. Skrobaczki oczywiscie nie wzielam, bo po co? :D Na szczescie na lini wzroku szybe mialam w sumie czysta, wiec rozgrzalam auto i ruszylam, liczac ze za chwile lod sie roztopi. Nie docenilam jednak bliskosci domu, bo dopiero kiedy juz do niego dojezdzalam, zaczal faktycznie zjezdzac z szyb. :D Po powrocie trzeba bylo rozpakowac torby, ktore Potworki samodzielnie wtaszczyly z garazu do kuchni, a potem to juz relaks z poczuciem ulgi, ze przed nami dwa dni odsypiania. To znaczy przede mna i Potworkami, bo M. pracuje. ;)</p><p>Na koniec, wiesci "zoologiczne". :) Po pierwsze, sasiad powiedzial mi, ze kilka dni wczesniej widzial kolo domu niedzwiedzice z dwojka mlodych. Bylam tego dnia w domu, ale nic nie zauwazylam, ze moj pies jest czujny inaczej, to nawet nie szczeknal. Bi Potwierdzila, ze tydzien wczesniej widziala te sama matke z blizniakami z okna autobusu zaraz za wyjazdem z naszego osiedla. Super. Mamy polowe stycznia. Jesli one nadal nie spia, to juz chyba nie udadza sie na hibernacje. :/ Po drugie, nadal nie schowalismy choinki. Nie ma w tym oczywiscie niczego niezwyklego, bo praktycznie co roku trzymamy ja duzo dluzej niz przecietnie. Co ciekawe jednak, stoi w salonie juz ponad miesiac i kot nie zwracal na nia uwagi. Az do minionego tygodnia. Oreo nagle odkryla, ze taka choinka to w sumie jakby drzewo i zaczela sie na nia wspinac! Nie zlicze ile razy juz ja z niej sciagalam. Nie obylo sie bez ofiar i jedna bombka (az dziw, ze tylko) stracila zycie. Poza tym czesc lampek przestala swiecic i ciekawe czy nie naderwala lub nie przegryzla jakiegos kabelka. :(</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbp4aMbamlAGTe7tBrLfPUO7pP18ArGjt5gGRw1BigLNXbFsBkNM-kqiedzPd01SydVS7BET-vxxQe_B-t1s-_ngHzXd22Bm3HPvRJuzHEHvx_k4ubjG2mdj0HYrMYo8D5zOPWxvKZZYqa6eOPRoVLmB0gqau6ejEWF1_lKdjeKQq2cLnt7j4P01m13ac/s505/IMG_5586_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="505" data-original-width="380" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbp4aMbamlAGTe7tBrLfPUO7pP18ArGjt5gGRw1BigLNXbFsBkNM-kqiedzPd01SydVS7BET-vxxQe_B-t1s-_ngHzXd22Bm3HPvRJuzHEHvx_k4ubjG2mdj0HYrMYo8D5zOPWxvKZZYqa6eOPRoVLmB0gqau6ejEWF1_lKdjeKQq2cLnt7j4P01m13ac/s320/IMG_5586_1.jpg" width="241" /></a></div></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Sama slodycz po prostu, taka jej mac! ;)</span></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-53343573896203427342024-01-12T23:00:00.009-05:002024-01-14T23:47:00.558-05:00Pierwszy snieg w tym roku, a narty odwolane ;)<p>Pierwszy snieg, ale ciekawe czy nie ostatni? :D</p><p>W koncu i o nas zima sobie przypomniala... Sobota, <u>6 stycznia</u>, miala sie zaczac zawodami plywackimi, ale jesli pamietacie, Nik sie pochorowal, a Bi cos sobie zrobila w przedramie, wiec oboje sie wykruszyli. Z jednej strony szkoda, bo chyba <i>tydzien </i>namawialam Kokusia zeby sprobowal swoich sil, ale coz, sila wyzsza. Bardzo jednak sobie nie krzywdowalam, bo zawody mialy sie odbyc w miescie oddalonym od nas o pol godziny, ze zbiorka juz o 8:15 rano. Zrywanie sie w sobote o tej samej porze co w tygodniu, to zdecydowanie nie to, co tygryski lubia najbardziej. Z ulga wiec cala nasza trojka (ja + Potworki) pospalismy dluzej i tylko M. musial sie zerwac do roboty. Po czterech dniach porannego wstawania i przy takim sobie samopoczuciu, obudzilam sie sama z siebie o 8:13, a potem wydawalo mi sie, ze leze tylko i rozmyslam, az... zbudzil mnie budzik o 9. ;) Bez niego nie wiem do ktorej bym spala. Powylegiwalam sie jeszcze pol godzinki, ale w koncu trzeba bylo sie zwlec zeby nakarmic dzieciaki i zwierzyniec. Najbardziej niepokoilam sie jak Nik, ale okazalo sie, ze jakby pomalu dochodzil do siebie. Nos mial nadal wyraznie zatkany, a po nocy wyschniete i drapiace gardlo. Kiedy sie jednak porzadnie napil, przestalo go drapac, a przy tym mial lepszy apetyt i wyraznie wiecej energii. Za to mnie caly dzien laskotalo w nosie (ale kichnac sie nie dalo; jak ja tego nie lubie!) i gardlo mialam suche i drapiace. Na szczescie bez goraczki, no ale czulam ze mnie "bierze" i pytanie tylko, jak mocno. Ogarnelam jednak zmywarke, zmienilam posciel u nas i ogolnie pokrecilam sie co nieco po domu. A! Zapomnialam napisac, ze w piatek, przyszla paczka od mojej siostry! Przyslala dzieciakom po jednym ze swoich slynnych smokow i nawet ja otrzymalam miniaturke.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpUejev26sy90BkRCxAE4dw3TKwRW31aTRX_n49yKrzerxZMzaT-X91xOAqsceAVYtozl29X4Xj9IAw8vD9zfTd4Mo_H-ZID-IqgSDrd5TeHxar9Wodbu-8yQlDB_yi0qocyxDLb1T2mhMOoI6Ahn3FXoLAVaz1G87fUKuxX64lHkEfZvOY-w55yQ2wP4/s579/IMG_5478_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="579" data-original-width="434" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpUejev26sy90BkRCxAE4dw3TKwRW31aTRX_n49yKrzerxZMzaT-X91xOAqsceAVYtozl29X4Xj9IAw8vD9zfTd4Mo_H-ZID-IqgSDrd5TeHxar9Wodbu-8yQlDB_yi0qocyxDLb1T2mhMOoI6Ahn3FXoLAVaz1G87fUKuxX64lHkEfZvOY-w55yQ2wP4/s320/IMG_5478_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kokus i jego smokus ;)</span></div><p></p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRhjSuZ-NRINKGhLVtDHmAfhGJO59PjKwCEtygv0gWXTyOGAiNWqEc4zyjpjabmAq58lpoEtu6AWhRnHU31JiuBZ-iPRE531z5qoB3iLzTMzQC1voF42AX0foHsm1_AOqdUcyZMy9F24WkERihpzmZpO4QY8x0wmzw4UsiHW54HP7GLCHQpYq34lzBSP4/s631/IMG_5479_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="631" data-original-width="473" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRhjSuZ-NRINKGhLVtDHmAfhGJO59PjKwCEtygv0gWXTyOGAiNWqEc4zyjpjabmAq58lpoEtu6AWhRnHU31JiuBZ-iPRE531z5qoB3iLzTMzQC1voF42AX0foHsm1_AOqdUcyZMy9F24WkERihpzmZpO4QY8x0wmzw4UsiHW54HP7GLCHQpYq34lzBSP4/s320/IMG_5479_2.jpg" width="240" /></a></div><p style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Te smoki ciotki, to w sumie takie cos przypominajace smoka z "Niekonczacej sie opowiesci"</span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6BZjmtped3PdurpnwxpS2KWeJNy2QjImdCaJzAr-qzMiSRKZZTliU5MsE1ok1j_0bmkwhdi4jwkepmlISXpvmf7KH12YPfdQK8wZyFVUcTzIXPcIeBmiZHcwfjPQ-H6_NY4SxCnINElpwsaTtLbKLWhETPcXf-9rfefzMmGPCA__5cuGc-lEoNIPNHBc/s503/IMG_5480_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="503" data-original-width="378" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6BZjmtped3PdurpnwxpS2KWeJNy2QjImdCaJzAr-qzMiSRKZZTliU5MsE1ok1j_0bmkwhdi4jwkepmlISXpvmf7KH12YPfdQK8wZyFVUcTzIXPcIeBmiZHcwfjPQ-H6_NY4SxCnINElpwsaTtLbKLWhETPcXf-9rfefzMmGPCA__5cuGc-lEoNIPNHBc/s320/IMG_5480_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Moje malenstwo przypomina nieco gremlina, a ze ma sznureczek, wiec zawislo na choince :)</span><br /></div><div><p style="text-align: center;"></p><p>Malzonkowi trafily sie zas skarpety oraz majty, ale w wersji... "komicznej". :D Dzieciaki oczywiscie zachwycone, bo robota mojej siorki to takie cudenka, choc oczywiscie to bardziej cos, co stawia sie na polce i podziwia, a nie bawi. Wracajac do soboty, to M. wrocil z pracy, przyniosl drewna na wieczor, po czym zasiadl do kanapowego relaksu, ja zas pojechalam z Bi do biblioteki. Juz od trzech dni wiercila mi dziure w brzuchu, ze nie ma co czytac, wiec w koncu stwierdzilam, ze mozemy pojechac. Jak pisalam, czulam sie tak sredniawo, ale nie do konca naprawde chora. Nie mialam wiec wymowki, choc oczywiscie nie chcialo mi sie strasznie... Na szczescie panna dosc szybko odszukala wybrane wczesniej czytadla i moglysmy wrocic do domu. Na ten dzien zapowiadali pierwsza w tym roku sniezyce, choc od rana satelity i telefony pokazywaly, ze juz pada, ale nic nie bylo widac. ;) Na 16 pojechalismy do kosciola, bo malzonek mial pracowac w niedziele, ale wrocilismy do chalupy i nadal nic nie padalo. Zaczelo w koncu okolo 19. Akurat lekko przykrylo powierzchnie kiedy kot zapragnal wyjsc, wiec otworzylam mu drzwi i troche sie zdziwil. Dotykal lapkami i siedzial chwile na schodkach, lekko skonsternowany, ale w koncu poszedl. Kiedy jednak chwile potem zawolalam, przylecial przemoczony, malo nog nie gubiac. ;) Mialo padac cala noc, wiec stwierdzilam, ze wole juz jej nie wypuszczac. Poprzednie trzy noce, pomimo mrozu po -7 stopni, nie wracala przy moim wolaniu i dopiero kiedy M. wstawal o 3 do pracy, przychodzila. W sobote mroz mial byc tylko leciutki, ale mimo to, stwierdzilam, ze jak przemoczy ja padajacy (lub lezacy na galeziach krzakow) snieg, trudniej bedzie jej utrzymac cieplote ciala. Oreo darla sie pod to jednymi, to drugimi drzwiami dobra godzine, ale w koncu sie poddala i poszla spac na swoja wieze. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQqqAPZlhIZtLQRaTe235yVIeOimRfou7o7Ib-xlfZlDZiB_w5fogqQj1ujONXZvnt5YYBI7g1F3uAYUw6fYh4ZuIVKmXGDTyYgX2VDKg1GAd-PHkR1gDkfuYXYvCmdBtswaCIUP8IkKaG-80Sod7u37gxPVY3Ixeb1ZtT645-E4-ov8r-q6eFRmxnLrs/s671/IMG_5484_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="671" data-original-width="504" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQqqAPZlhIZtLQRaTe235yVIeOimRfou7o7Ib-xlfZlDZiB_w5fogqQj1ujONXZvnt5YYBI7g1F3uAYUw6fYh4ZuIVKmXGDTyYgX2VDKg1GAd-PHkR1gDkfuYXYvCmdBtswaCIUP8IkKaG-80Sod7u37gxPVY3Ixeb1ZtT645-E4-ov8r-q6eFRmxnLrs/s320/IMG_5484_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Narnia przed polnoca ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W niedziele rano okazalo sie, ze sniegu napadalo naprawde sporo i nadal lecial z nieba. Mial przestac okolo 14, ale padal dosc solidnie do 17, a i potem jeszcze co jakis czas proszyl. Przy naszym domu zmierzylam 23 cm, choc oczywiscie miejscami zawiewal i bylo go wiecej, a w bardziej oslonietych miejscach, mniej.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXrc0mqeSw7qtzXHOSocH2-4UZorCkdFN7vg8djOQCBYpmZ8qPc_0SnyY76oZ0sTAxrnzmQbUhAahKWOfmVUXw1Ed7EX39ewFhcDhg1yh3yIqYiriCFnmeWnuy58jI_JuSvumh7ZOPqety9j_clhEIGGmL4p4Os-fldsvI4g1zSOgJdJgwuKE0AZhJgbc/s571/IMG_5501_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="571" data-original-width="429" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXrc0mqeSw7qtzXHOSocH2-4UZorCkdFN7vg8djOQCBYpmZ8qPc_0SnyY76oZ0sTAxrnzmQbUhAahKWOfmVUXw1Ed7EX39ewFhcDhg1yh3yIqYiriCFnmeWnuy58jI_JuSvumh7ZOPqety9j_clhEIGGmL4p4Os-fldsvI4g1zSOgJdJgwuKE0AZhJgbc/s320/IMG_5501_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Stan tarasu w niedziele po poludniu</span><br /></div></div><div><span style="font-size: x-small;"> </span><p></p><p>Martwilam sie jak M. bedzie wracal do domu, tym bardziej ze wzial moje auto zeby sprawdzic jak w takich warunkach zachowaja sie nowe opony. Dojechal na szczescie bez problemu. Ja z dzieciakami wstalismy oczywiscie pozno, a po sniadaniu ogarnialam pokoje, a oni ogladali pierwszy film Gwiezdnych Wojen. Szczegolnie Nik zapragnal obejrzec ten klasyk; Bi zerkala ale nie porwal jej jakos specjalnie. Kiedy wrocil M., poszedl oczywiscie odsniezac, a dzieciaki chcialy wyjsc na snieg. Martwilam sie troche o Kokusia, ale ze i tak planowalam wyslac go do szkoly kolejnego dnia, bo wyraznie dochodzil do siebie, wiec stwierdzilam, ze niech idzie. Zreszta, przy naszym klimacie, to mogla byc pierwsza i ostatnia sniezyca w tym sezonie, wiec az zal zeby nie skorzystal. ;) Korzystajac z ciszy w chalupie, zadzwonilam do taty i przy jego telefonicznych instrukcjach, wypelnilam mu bezrobocie. Nie wybieral sie do nas tego dnia bo warunki na drogach byly pod znakiem zapytania, a w dodatku niewiadomo co z naszymi wirusami, zas on stara sie trzymac zdrowo przed operacja, ktora ma miec pod koniec miesiaca. Kiedy zakonczylam rozmowe z dziadkiem, wyszlam na dwor zeby pomoc M. w odsniezaniu. Snieg byl mokry i ciezki, lepil sie do lopat, wiec bylo to mocno upierdliwe, a malzonek ma oczywiscie swoje pomysly i uparty jest jak osiol. Wymyslil, ze odsniezy wszystko lopata w ramach "silowni". Tlumacze zeby chociaz do podjazdu wzial odsniezarke, ale <i>nie</i>. On da rade. Hmmm, dac moze da, ale nie lepiej niedzielne popoludnie spedzic przyjemniej? Mysle, ze ze zdjec wiecie, jaki my mamy podjazd. To nie takie hop-siup zeby go odgarnac. Do tego schody i kostka do frontowych drzwi i chodnik wzdluz ulicy. No ale nie przetlumaczysz. W dodatku, kiedy wyszlam, zastalam dwojke wscieklych dzieciakow, bo ojciec kazal im odsniezyc wlasnie schody i kostke. Przy tym Bi zaczela od schodow i calkiem dobrze jej szlo, a Nik, burczac pod nosem o "niewolnictwie XXI wieku" (serio! Nie wiem, gdzie on to podchwycil! :D) rowno sie opitalal, szczegolnie ze zaczal od wejscia, wiec M. nie widzial go zza domu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi71sthQlVSvHm49fn6ePRtI7_rlbcTa1Pjq-xtcyto4ijo0rr0nlJp_bH-SFV5R5N3dR3BGV6SuUxhn9NKc1Q44z9C5s8_Lyf6y73HMpxSjuZ_cUBHYKRkgpAw1GLVisERGgl-ALYl-JYZZEJd7kKu8l24Aj4_y8UtUfx0qMKaRfU1fF8GBItqR5xRJJg/s601/IMG_5490_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="601" data-original-width="451" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi71sthQlVSvHm49fn6ePRtI7_rlbcTa1Pjq-xtcyto4ijo0rr0nlJp_bH-SFV5R5N3dR3BGV6SuUxhn9NKc1Q44z9C5s8_Lyf6y73HMpxSjuZ_cUBHYKRkgpAw1GLVisERGgl-ALYl-JYZZEJd7kKu8l24Aj4_y8UtUfx0qMKaRfU1fF8GBItqR5xRJJg/s320/IMG_5490_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Poczatkowo szlo mu niezle, ale potem sie zbuntowal ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pomoglam mu przy wejsciu, bo i oni i pies, zdazyli juz tam solidnie udeptac i snieg bylo naprawde az ciezko ruszyc. Potem kazalam mu zgarnac go spod samego domu, a ja oczyscilam sciezke na kostce. Snieg nadal padal, wiec potem przelecialam jeszcze raz to, co odsniezyla Bi i kawalek pod samym garazem, gdzie odsniezyl M., ale znow zrobila sie kilkucentymetrowa warstwa. I nawet to troche roboty wystarczylo zebym musiala ze dwa razy odpoczac, a kark i tylek mialam cale przepocone. Kiedy dzieciaki skonczyly, polecieli oczywiscie za dom, zeby pozjezdzac.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlj9ANeFU5tbFbgJVuODvlYBiWTtp3Alr9jP5SCAzAgjKVd0JJkK3KuPEqrVOa_uCSferiWblp_mHysR34syCoYU7e7-l08DzRro5ZA-SbOogdG46WCDtIk79XdtbhaNOJj05SUdkG86RjAsNw0CwdwZtrtdROuehSj1EUh1MojqdSYNJK0-wORzyltfk/s647/IMG_5499_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="365" data-original-width="647" height="181" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlj9ANeFU5tbFbgJVuODvlYBiWTtp3Alr9jP5SCAzAgjKVd0JJkK3KuPEqrVOa_uCSferiWblp_mHysR34syCoYU7e7-l08DzRro5ZA-SbOogdG46WCDtIk79XdtbhaNOJj05SUdkG86RjAsNw0CwdwZtrtdROuehSj1EUh1MojqdSYNJK0-wORzyltfk/s320/IMG_5499_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Z gorki na pazurki!</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pytalam czy nie chca pojechac do tego klubu w ktorym mamy od stycznia czlonkostwo, na porzadniejsza gorke, ale Starsza nie chciala, a Mlodszy stwierdzil, ze moze pozniej. Tyle, ze "pozniej" mial mokrusienkie spodnie i nie zdazyly wyschnac. Musze je zreszta zaimpregnowac, bo sa to spodnie narciarskie i nie powinny az tak nasiakac woda. Cos mi sie kojarzy, ze rok temu, kiedy zima byla kompletnie nijaka, zdolal je ublocic, wypralam je i w rezultacie pozbawilam ich wodoodpornej warstwy... W kazdym razie, nigdzie juz nie pojechalismy.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGITnBmC5SAO9b0bOAZaHtG1rU82SAqjrLT6ssFpgo4g-AZxta5-0M5b8YmfA10xSh_kIaY-JZ_zxc-cmGjV8pH5njO6XeM_ggF-2tpotG-tbSoIG7RhYY9yUwiErOLBJtVHq8DEKx2moTuvl6nmzEFz80iVHRQXZdwgsXiVb2XaSs5L25GPWS7a-lhgQ/s493/IMG_5493_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="371" data-original-width="493" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGITnBmC5SAO9b0bOAZaHtG1rU82SAqjrLT6ssFpgo4g-AZxta5-0M5b8YmfA10xSh_kIaY-JZ_zxc-cmGjV8pH5njO6XeM_ggF-2tpotG-tbSoIG7RhYY9yUwiErOLBJtVHq8DEKx2moTuvl6nmzEFz80iVHRQXZdwgsXiVb2XaSs5L25GPWS7a-lhgQ/s320/IMG_5493_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mialo byc ladne zdjecie do kalendarza, ale... cos nie wyszlo</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Reszte popoludnia dzieciaki spedzily na czytaniu i elektronice. Malzonek gotowal rosol, a pozniej walnal sie na kanape przed tv. Ja wstawialam prania, zmywarke, skladalam, przecieralam, odkladalam na miejsce, itd. ;) Malzonek napalil w kominku, wiec mielismy cieplutko i przytulnie. Nasz kiciul spedzil calutki dzien w chalupie, nie wysciubiajac nosa ani na chwile. Dopiero wieczorem odwazyla sie wylezc, choc najpierw szla wzdluz domu, na 10-cio cm sciezynce, gdzie snieg zdazyl stopniec. Potem polazla juz normalnie, wyciagajac szyje jak zyrafa, zeby dojrzec cokolwiek nad kopami sniegu. ;) Kiedy ja pozniej zawolalam, na szczescie po chwili przybiegla. Niestety, caly dzien w domu zaowocowal tym, ze rozpierala ja energia i urzadzila dziki bieg po salonie i jadalni, wyskakujac ze schowkow i skaczac nam na nogi. Trzeba jej jednak oddac, ze nauczyla sie nie gryzc i nie drapac, skacze wiec jakby nie mogla sie powstrzymac, ale potem przypomina sobie, ze ludzi sie nie maltretuje, wiec odskakuje i biegnie dalej. :D Kolejna bolaczka kota w domu, jest pelna kuweta. Od kilku tygodniu stala prawie nieuzywana, ale niestety, od soboty wieczor byla ponownie mocno eksploatowana, cholercia. :D</p><p>W niedziele wieczor dostalismy sms'y oraz maile, ze w poniedzialek szkola miala byc opozniona o 2 godziny (wiadomo, musieli odsniezyc wszystkie szkolne autobusy), wiec z ulga przestawilismy budziki i pospalismy sobie do 8. Nik w sumie prawie do 9. ;) Wyszykowalysmy sie z Bi, dalam Mlodszemu sniadanie i wyszlysmy. Panna pomaszerowala na przystanek, a ja chwycilam za szufle zeby odgarnac wjazd, ktory oczywiscie zasypaly plugi. Wiedzialam, ze w dzien bedzie to topniec, bo mialo byc na plusie, ale w nocy zmrozi na kosc i potem ciezko wyjechac. Duzo nie zdzialalam, bo taki przesuniety plugami snieg jest ciezki i zbity w grudy, ale chociaz troche zmniejszylam ta warstwe. Kiedy Bi odjechala, wrocilam do chalupy do Kokusia, ktory zdazyl juz zjesc, ale byl jakos bez humoru i odpowiadal mi polslowkami. Dopiero kiedy ubieralismy sie do wyjscia, zaczal marudzic, ze boli go gardlo i jest zmeczony. Super... A w weekend wydawalo sie, ze poza przytkanym nosem nic juz mu nie jest! :/ W tym momencie nie bylo jednak czasu na analize jego samopoczucia, wiec poszlismy na przystanek. Oczywiscie musialam caly czas strofowac moje "chore" dziecko, bo wlazil w snieg adidasami i nie wiem czy do szkoly nie pojechal z przemoczonymi stopami. :( Poniewaz dzieciaki pojechaly do szkoly pozniej, wiec po odjezdzie Kokusia wlasciwie musialam sie zbierac do pracy. Szybko tylko schowalam pranie, ktore skladalam poprzedniego wieczora, ale zostawilam na dole na kanapie (bo wszyscy juz spali), wstawilam kolejne w miedzyczasie wietrzac sypialnie, i pojechalam. W pracy norma, czyli pustki. Przyszly dwie paczki dla pana Koreanczyka, wyslalam mu smsa, ze cos dostal i o dziwo za jakis czas sie pojawil. Napisalam tez do szefa z pytaniem o sytuacje finansowa firmy i przewidywany powrot do pelnoetatowej pracy. Przypomnialam tez, ze zalega mi juz 4 wyplaty. :/ W koncu zblizala sie polowa miesiaca, a tu nadal cisza. Odpisal o dziwo, ale spodziewalam sie nieco lepszych wiadomosci. Ponoc rozmawial w zeszlym tygodniu z wlascicielem firmy i dofinansowanie ma sie opoznic o kolejny miesiac. :/ No nie <i>to </i>chcialam uslyszec. Naprawde oczekiwalam, ze odpisze ze za tydzien - dwa wracamy do normalnej pracy... Za to "powinnam" dostac kolejna wyplate, a do konca marca maja wyplacic zalegle. Coz... Pozyjemy, zobaczymy; jakos wiekszych nadziei sobie nie robie. :( Wrocilam do domu, gdzie byla juz reszta rodziny. Nik, moje biedne, stesknione za sniegiem dziecko, wciagnal obiad doslownie nosem, ubral sie i polecial na dwor. Szalal w tym sniegu, tarzal sie, turlal, odsniezyl taras - no nie wiedzial normalnie co z soba zrobic. ;) Maya poleciala oczywiscie z nim, a potem rowniez Oreo. Syn zadowolony, chwycil kota i poniosl na srodek zasniezonego trawnika, gdzie usiadl z kiciulem nadal na rekach. Wkurzone zwierze wyskoczylo, przelecialo jak burza przez snieg i wrocilo pod drzwi.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_7mG6fGiBrwi0tEt2H5Ihr1QY-K-zkF9HCGvoyjQaO0QcExsvq7Rc-ylo_lWi64laqs136gSUGQ_sRhevDkX3pTLrdrEnkUwIAXmJWrQRdiabcpmsNtDoiRGlpwBI-8ccYyg0mcoR8k-udmZ9Vy4u51qNhJf0MLYyXLNEv3YJ3oQnOVMCVy6i33LNXqo/s636/IMG_5508_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="636" data-original-width="477" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_7mG6fGiBrwi0tEt2H5Ihr1QY-K-zkF9HCGvoyjQaO0QcExsvq7Rc-ylo_lWi64laqs136gSUGQ_sRhevDkX3pTLrdrEnkUwIAXmJWrQRdiabcpmsNtDoiRGlpwBI-8ccYyg0mcoR8k-udmZ9Vy4u51qNhJf0MLYyXLNEv3YJ3oQnOVMCVy6i33LNXqo/s320/IMG_5508_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tu juz moment kiedy Oreo pedzi malo nie gubiac lapek, spowrotem do domu :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Najwyrazniej jednak przekonala sie, ze snieg nie gryzie, bo reszte popoludnia i wieczor spedzila chodzac w te i spowrotem, choc poruszala sie raczej odsniezonymi miejscami. ;) Na kolejny dzien zapowiadali jakas szalona pogode, z gwaltownym ociepleniem, ulewnym deszczem i wiatrem. Spodziewalam sie, ze moga odwolac wypad na stok, ale wieczorem dostalam maila, ze zarzad gory ma podjac decyzje... rano. Nie wiem dlaczego zarzad <i>gory</i>, a nie szkola, bo stoki otwieraja o 9 rano, czyli juz po rozpoczeciu lekcji. A to oznacza, ze trzeba bedzie sprzet zawiezc do placowki tak czy siak... Wieczorem dzieciaki pojechaly na trening plywacki z M., choc dzien wczesniej stekal, ze nie wie czy da rade po tym odsniezaniu. A kto mu kazal?! ;) No ale jednak dal. Ja wykorzystalam ten czas do poskladania kolejnego wysuszonego prania i zuzycia reszty sera pozostalego z grudniowego pieczenia. Spodziewalam sie, ze bedzie juz splesnialy, a tu niespodzianka, bo wygladal i pachnial normalnie. Poniewaz na oko mialam jakies 2/3 kubelka, stwierdzilam, ze upieke mini serniczki cytrynowe.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmUlOtE4lG-CvLVq6uxoUc42-ChSMqX_x8ZXOvWOGCM4LW9VeL0E3trWQLUFW3cAP39CCxIALvJTeVdrGr9CrZDx8Saxw7-IbSbfqlKJqn5nwoNveUJKjuYkh0F4Vo5EaoSDb9qinhNcrPtyNlPD1D9Ksq2zGWvtgJewYxcTWFDO310QvDQcnLQWgmVrk/s566/IMG_5509_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="425" data-original-width="566" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmUlOtE4lG-CvLVq6uxoUc42-ChSMqX_x8ZXOvWOGCM4LW9VeL0E3trWQLUFW3cAP39CCxIALvJTeVdrGr9CrZDx8Saxw7-IbSbfqlKJqn5nwoNveUJKjuYkh0F4Vo5EaoSDb9qinhNcrPtyNlPD1D9Ksq2zGWvtgJewYxcTWFDO310QvDQcnLQWgmVrk/s320/IMG_5509_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jeden ze smaczniejszych (dla mnie) wypiekow</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wyszly przepyszne, choc w przepisie jest zeby piec je 25 minut, a ja pieklam... 50. :O Jeszcze sie dopiekaly, kiedy wrocila reszta rodziny. Potem to juz typowy wieczor, czyli szybka kolacja i malzonek oraz dzieciarnia do spania.<br /></p><p>Wtorek przywital nas mrozem, -6. Nie bylo przyjemnie stac i czekac na autobus Bi, a ten dojechal oczywiscie dopiero o 7:27. Nik mogl pospac odrobine dluzej, bo wiozlam go (i jego narty) do szkoly. Tak jak przewidywalam, rano nie bylo zadnej wiadomosci o anulacji wyjazdu na stok, wiec trzeba sie bylo zebrac, wrzucic sprzet do bagaznika i pedzic do szkoly. Odstawilam syna wraz z jego manelami, zajechalam do biblioteki oddac stos ksiazek przeczytanych przez Bi (ona doslownie je pozera!) i wrocilam do chalupy. Siedzialam oczywiscie jak na szpilkach, co chwila sprawdzajac wiadomosci. Okolo 10 rano natrafilam na fejsbukowa wiadomosc zarzadu stoku, ze zamykaja wczesniej. A po chwili telefon ze szkoly. Odebralam, spodziewajac sie automatycznej wiadomosci, a tymczasem powital mnie glosik syna, rozchichotany i nawet sie nie witajacy, tylko od razu mamroczacy zeby tata pamietal o odebraniu go ze szkoly. Kiedy spytalam dlaczego sie tak chichra, odpowiedzial, ze ma duzo kolegow obok. Prawdopodobnie zebrali wszystkie dzieci zapisane do klubu narciarskiego, zeby zadzwonily do rodzicow i przypomnialy o odebraniu ich, albo ze beda wracaly po lekcjach do domu. ;) Dopiero przed 11 dostalam wiadomosc od samej szkoly, ale wtedy to juz hurtem - 3 maile oraz smsa. :D Zyskawszy nagle wolny dzien, stwierdzilam, ze skoro aktywnosc na stoku nie wypalila, to trzeba sie poruszac inaczej i zabralam Maye na spacer. Prawdopodobnie ostatni raz na jakis czas w zimowej scenerii.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzUboYJZ-gXu-nqupM4QzlmC8rhc_cGoopQTZiTgLOaNgJerKn7m7eFhMwmClSsKLWH1tdzFs_c2g94HmbzVTMkofLQIsHeLo3lHGLMoqXDC2tVazm7r_Tk72_n0q98oA7JOj8HCF72YQx9PM9-jkOfJspREp5gjc5EMyHydq7Xx9UkX571Gu_mXah_JE/s558/IMG_5511_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="558" data-original-width="419" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzUboYJZ-gXu-nqupM4QzlmC8rhc_cGoopQTZiTgLOaNgJerKn7m7eFhMwmClSsKLWH1tdzFs_c2g94HmbzVTMkofLQIsHeLo3lHGLMoqXDC2tVazm7r_Tk72_n0q98oA7JOj8HCF72YQx9PM9-jkOfJspREp5gjc5EMyHydq7Xx9UkX571Gu_mXah_JE/s320/IMG_5511_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Przejscie na drugie osiedle, gdzie kiedys napotkalismy niedzwiadka ;) Nie mogloby zostac tak ladnie, zimowo, na dluzej niz dwa dni? :/</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Mialam niezle wyczucie czasu, bo zaraz po naszym powrocie do domu, zaczelo padac. Poczatkowo snieg, ktory jednak szybko przeszedl w deszcz i juz tak zostalo. To byl kolejny z tych dziwnych dni, kiedy na wieczor temperatura, zamiast spadac, piela sie w gore. I to solidnie, bo nad ranem miala dojsc do +11. :O Wieczor byl jednak malo przyjemny, bo nadal bylo dosc chlodno - 2-3 stopnie (powyzej zera), plus ten deszcz. Cale szczescie, ze odwolali narty, bo szusowanie w taka pogode byloby tragiczne... I cale szczescie, ze M. teraz odbiera Kokusia, bo inaczej ktos musialby specjalnie jechac po jego sprzet. Klub narciarski odwolali wiec, a malzonek mial lenia i stwierdzil, ze moze odpuscic dzieciakom tego dnia basen. Przy takiej pakudnej pogodzie, najlepiej zasiasc przy kominku. ;) Bi bardzo sie nie upierala, wiec ona oraz M. zostali w domu, ale ja z Nikiem podazylismy na... koszykowke.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuKmOkpmVnFGoHzPoBcnC3pm6n1WP3cNapHY1rOL6PDnEe6GUc7anC1VmswYx23xJKwlVs_tK1yFoslXhr5r-bTOy446iiR5sFZIDJANJlzq-F_wko0-VXL6mP3InKElwnC_rxrRoYA3f3MuI7XzHozBx2QpcqLkHhPKoC1W5AZZ7_lpqeTEYQAetcd3c/s644/IMG_5514_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="481" data-original-width="644" height="239" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuKmOkpmVnFGoHzPoBcnC3pm6n1WP3cNapHY1rOL6PDnEe6GUc7anC1VmswYx23xJKwlVs_tK1yFoslXhr5r-bTOy446iiR5sFZIDJANJlzq-F_wko0-VXL6mP3InKElwnC_rxrRoYA3f3MuI7XzHozBx2QpcqLkHhPKoC1W5AZZ7_lpqeTEYQAetcd3c/s320/IMG_5514_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik w bordowej koszulce</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Malzonek zdazyl juz zapomniec, ze wtorki to byl dzien treningow i mial pretensje ze Mlodszego nie wypisalam jak zaczal sie klub narciarski. Tyle, ze nikt nie oddal by mi juz kasy, a poza tym przeciez Nik nadal bedzie jezdzil na sobotnie mecze. No i, jak widac, czasem jednak te narty wypadna z grafiku... Mlodszy bardzo sie na trening cieszyl, biegal po sali z entuzjazmem, a ja wykorzystalam ten czas na ksiazke. Na zewnatrz lalo coraz mocniej, wiec potem oboje z ulga zasiedlismy przed rozpalonym kominkiem, w towarzystwie to jednego, to drugiego zwierza. ;)</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3vbxUdTTdXUMPhrooO6ncq9qJaBuGhuWI1MzBVrVsFm-ww_xMsmBLYajvftTk5SF7YyNjfMaDSszX_Mdb6nK_HVW_QMO8xnYL9HhW1sZ2_fq11pfz3AyRPgNc0UQOyttS4ZX11UQbm_3X092tkS8mTO12ucCJME86jLOyc5EDNOPKdnhPeqb0c4LTSto/s692/IMG_5518_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="692" data-original-width="520" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3vbxUdTTdXUMPhrooO6ncq9qJaBuGhuWI1MzBVrVsFm-ww_xMsmBLYajvftTk5SF7YyNjfMaDSszX_Mdb6nK_HVW_QMO8xnYL9HhW1sZ2_fq11pfz3AyRPgNc0UQOyttS4ZX11UQbm_3X092tkS8mTO12ucCJME86jLOyc5EDNOPKdnhPeqb0c4LTSto/s320/IMG_5518_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tym razem dolaczyla do nas Mayucha :)</span><br /></div></div><div><p style="text-align: center;"></p><p>Sroda zaczela sie wiosennie, czyli od slonca i 7 stopni na plusie. Snieg, a przynajmniej to, co z niego zostalo po nocnej ulewie, znikal w oczach. Przynajmniej nasz kiciul w koncu, po trzech dniach, wyszedl na dluzej. Czekajac az Bi odjedzie, przyszpiegowalam ja nawet, jak powoli i otrzasajac lapki z obrzydzeniem, maszerowala po sniegu. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjijfJEW9Li4mFQG1yZit2WA1_-ubtnMaZ6MmaFZ9Ns7k1gVZ9HJWGja7b9GCjwmkEjSYH0DFlB6kcyeW7r6zjSZwIYZwOmLs1xSj1xYD1GBAU1Q49KI0KjB_7OLnja4sRn_oaOxlrXtSxiHp_qvWVNtWzPsBM7xbsZxyLvxvuOEfQU7vkVUgkfuKACj2w/s492/IMG_5520_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="369" data-original-width="492" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjijfJEW9Li4mFQG1yZit2WA1_-ubtnMaZ6MmaFZ9Ns7k1gVZ9HJWGja7b9GCjwmkEjSYH0DFlB6kcyeW7r6zjSZwIYZwOmLs1xSj1xYD1GBAU1Q49KI0KjB_7OLnja4sRn_oaOxlrXtSxiHp_qvWVNtWzPsBM7xbsZxyLvxvuOEfQU7vkVUgkfuKACj2w/s320/IMG_5520_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nawet jesli to stworzenie zostanie kiedys wprawnym mysliwym, to na sniegu, z tym czarnym futrem, duzo nie upoluje :D</span><br /></div></div><div><span style="font-size: x-small;"> </span><p></p><p>Starsza odjechala, a ja wrocilam do domu, do Kokusia. Sniadanie, Mlodszy sie wyszykowal i za chwile wychodzilismy. Po odjezdzie panicza, wrocilam do chalupy i zabralam sie za pranie, sprzatanie i tym podobne "przyjemnosci". ;) Dzionek spedzilam wiec po domowemu i nie pojechalam do roboty. W koncu nadeszla godzina 15 i rodzina zaczela sie zjezdzac. Bi przyniosla ze szkoly dyplom za zachowanie zgodne z oczekiwaniami i godne nasladowania (no kto by pomyslal :D). Dostala go w poprzednim tygodniu, ale dopiero teraz pokazala. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwCYZikAKEEOpCBpOfNVVnLn6N3c09lTtmKYPsyYdQuJJ-N31K-AmFNfHE__dUEWlK2gx0Q-eMbFPqSzXtBiUildkuX7Cqo_ah4mMahXl0yqzekE6XhgCs13QHVppNpPJAePTv93YQdJ1SGJM7pJJ7TeXgf-wS_4nH3RH3Gaz1U2puKwty1XooUQuHAB8/s706/IMG_5481_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="706" data-original-width="530" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwCYZikAKEEOpCBpOfNVVnLn6N3c09lTtmKYPsyYdQuJJ-N31K-AmFNfHE__dUEWlK2gx0Q-eMbFPqSzXtBiUildkuX7Cqo_ah4mMahXl0yqzekE6XhgCs13QHVppNpPJAePTv93YQdJ1SGJM7pJJ7TeXgf-wS_4nH3RH3Gaz1U2puKwty1XooUQuHAB8/s320/IMG_5481_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nie wiem czy takie cos zmotywuje tych gorzej sie zachowujacych, do poprawy :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nik koniecznie chcial wyjsc na snieg, a raczej to, co z niego zostalo. Na szczescie w pore go powstrzymalam, bo nie mogl znalezc sniegowcow i przyszedl do mnie spytac, gdzie sa. :D Strzelil lekkiego focha kiedy powiedzialam, ze nigdzie nie pojdzie, bo teraz jest wiecej blota niz sniegu, a ja umylam podlogi. ;) Po obiedzie dzieciaki odrabialy lekcje, a my z M. mielismy chwile na relaks. Nie za dluga, bo Potworki jechaly z ojcem na basen. Ja poskladalam ranne pranie i wzielam prysznic, a potem juz czekalam az wroca. Po ich powrocie to juz oczywiscie kolacja i tyle z wieczora. :)<br /></p><p>W czwartek podobnie jak w srode, tylko temperatura troche nizsza. Nadal jednak powyzej zera, wiec sporo cieplej w stosunku do przecietnej styczniowej aury. Obudzilam Kokusia tuz przed wyjsciem z Bi, po czym wyszlysmy. Starsza miala miec tego dnia test z "nauk scislych" i przezywala, ze nie czuje sie do konca przygotowana. Pytala mnie czy "moze" go oblac. :D Ochrzanilam ja, zeby nawet mnie nie denerwowala, bo dzien wczesniej juz wspominala, ze boi sie tego testu, ale kiedy zasugerowalam, ze zamiast czytac czy bawic sie telefonem, powinna powtorzyc material, wzdychala ze boli ja glowa i nie moze sie skupic. :/ Panna odjechala, a ja wrocilam do kawalera, zeby 20 minut pozniej znow wyjsc z domu. Nik mial, dla odmiany, test z matematyki, choc tak naprawde go konczyl. Dzien wczesniej mieli probe orkiestry przed koncertem, jakas lekcja mu przepadla, a na matme sie spoznil. Ponoc udalo mu sie rozwiazac wiekszosc testu, zostaly tylko zadania o podwyzszonej trudnosci. Na zwyklej matematyce sa one dla chetnych, ale na zaawansowanej dzieciaki musza je rowniez rozwiazywac. Sama jestem ciekawa jaki rezultat bedzie z takiego "porozrywanego" rozwiazywania, bo jednak koncentracja spada. Z drugiej strony, w Hameryce to normalne, ze test mozna konczyc na kolejnej lekcji, jest nie zdazylo sie na jednej, wiec moze dzieciaki sa przyzwyczajone. ;) Kiedy w koncu zostalam sama, wstawilam zmywarke, ktora ostatnio zapelnia nam sie w zastraszajacym tempie, przewietrzylam jak zwykle sypialnie, wypuscilam i potem wpuscilam kiciula i czas byl jechac do pracy. Tam, ku mojemu zaskoczeniu, wpadlam na szefa, ale tylko zyczyl szczesliwego nowego roku i sie zmyl. :/ Wrocilam do chalupy, zajezdzajac do jednej z filii biblioteki, a po obiedzie zabralam dzieciaki do drugiej. :D Bi znow od dwoch dni dopytywala kiedy mozemy pojechac, a ze mielismy troche czasu do zabicia, ale jednoczesnie trzeba bylo sie trzymac w miare rzesko, to pojechalismy. A dlaczego? Ano, przyszedl czas na zimowy koncert, tym razem w szkole Kokusia. Ponownie zgrzytalam zebami nad pomyslami logistycznymi szkoly. Juz wspominalam, ze w tej szkole zajecia muzyczne sa obowiazkowe dla <i>wszystkich </i>dzieci. To sprawia, ze jest ich bardzo duzo, wiec zarowno V, jak i VI klasy, rozdzielone sa na dwie grupy. Przy tym, oba roczniki graja w dwoch roznych tygodniach. Ale potem, zamiast rozdzielic grupy na dwa dni, to nie; obie graja tego samego. Na koncert zimowy, grupie Kokusia przypadla pozniejsza godzina, wiec do szkoly jechalismy na 19, a wystepy zaczynaly sie dopiero o 19:30. Mowie Wam, o tej porze mlodym muzykantom (w tym Kokusiowi) nie chcialo sie juz grac, a spora czesc widowni przysypiala, mimo, ze samo wydarzenie jest jednak raczej "glosne". :D Poza pozna pora, oczywiscie nie bylo na co narzekac. Dzieciarnia grala pieknie i nawet chor fajnie spiewal, glownie dlatego, ze chlopcy w tym wieku nie przechodza jeszcze mutacji. :D Najpierw zagrala orkiestra i juz tradycyjnie, Nik siedzial z tylu i to w takim miejscu, ze widzialam tylko czubek jego glowy. :/</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbqijNWmALElODIksZGRSRk7kGbh1lxRYnVDbmrtRO1E5-KNMynuawn92zAxk4vCJDVn7Q5NiW3u_FSP5H4kTT8_WhJVGX6c46s72_DRhYaWG6URAByGe6X7-5pUtNjLhJML0OJj_uSEqHs__Bq9OfArDR35SZfCA-jZe4dbSPEJzxWPHGFP0lMW4YZs0/s637/IMG_5527_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="478" data-original-width="637" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbqijNWmALElODIksZGRSRk7kGbh1lxRYnVDbmrtRO1E5-KNMynuawn92zAxk4vCJDVn7Q5NiW3u_FSP5H4kTT8_WhJVGX6c46s72_DRhYaWG6URAByGe6X7-5pUtNjLhJML0OJj_uSEqHs__Bq9OfArDR35SZfCA-jZe4dbSPEJzxWPHGFP0lMW4YZs0/s320/IMG_5527_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kiedy wchodzili i siadali na miejsca, zdolalam dojrzec gdzie wlasciwie siedzi...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zeby siedziec z przodu trzeba sie zglosic i przejsc audycje, a Mlodszy (nie lubiacy byc w centrum uwagi) oczywiscie nie ma zamiaru wyrywac sie przed szereg. ;) Tym razem moze i dobrze sie stalo, bo po koncercie zeznal, ze zaraz przy pierwszym utworze strzelila mu struna, a wiadomo, w srodku wystepu nie bylo jak tego naprawic, wiec przez reszte czasu siedzial udajac, ze macha smyczkiem. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgz-uezLNFz85vH23s0tH4msVTr5Cq0qUzl0oaVn05FfnmPAuTuqSeIT0mw9dDGd3Eb3zSuPohEja1_iCa0l8uT9H4GKyFcAB4h1HTr5tf-tctqfX-OyHTrHM7PbEH8l-cht250tVz_WvTivXCYJWNU6hqGM8vEaDz2fgVhU1hmJ8FfIeM21QMtZ4VEfAI/s748/IMG_5542_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="421" data-original-width="748" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgz-uezLNFz85vH23s0tH4msVTr5Cq0qUzl0oaVn05FfnmPAuTuqSeIT0mw9dDGd3Eb3zSuPohEja1_iCa0l8uT9H4GKyFcAB4h1HTr5tf-tctqfX-OyHTrHM7PbEH8l-cht250tVz_WvTivXCYJWNU6hqGM8vEaDz2fgVhU1hmJ8FfIeM21QMtZ4VEfAI/s320/IMG_5542_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Przez caly koncert widzialam syna tyle (leciutko nad dziewczynka z biala gumka)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zagrali cztery symfonie i przyszedl czas na chor. Mimo, ze ta czesc koncertu malo mnie interesowala, to przyznaje, ze chor na kazdym koncercie spiewa co innego. Zaliczylam w tej szkole koncerty Bi oraz Kokusia rok po roku i zarowno orkiestra, jak i zespol zawsze powtarzaja wiekszosc (albo i wszystkie) utwory, ale chor nie. Za kazdym razem maja inny repertuar. To sie chwali. ;) Po tej, w miare krotkiej, "przerwie", nadeszla pora na zespol. Tutaj, dla odmiany, Nik zazwyczaj siedzi blisko widowni, a tym razem byl z samego brzegu. Blizej sie juz nie dalo. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX2ChH_tOWN8UAgxf-ov6bqgwifzQcAWRKa1If_XgdtWg0uAmQ5i1dkBoGpdkctfywYWaBh6UjeExBvIgF3WP4_DUonlx-26gilYVYlAqBgZcEs4ZLpk9IzMKAftzrfVHuO3EiqbisJAlpzYYmqg6exUxa8efE9dTlw2wOpKmv62Zqx4G07ohuvv9qt60/s595/IMG_5568_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="447" data-original-width="595" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX2ChH_tOWN8UAgxf-ov6bqgwifzQcAWRKa1If_XgdtWg0uAmQ5i1dkBoGpdkctfywYWaBh6UjeExBvIgF3WP4_DUonlx-26gilYVYlAqBgZcEs4ZLpk9IzMKAftzrfVHuO3EiqbisJAlpzYYmqg6exUxa8efE9dTlw2wOpKmv62Zqx4G07ohuvv9qt60/s320/IMG_5568_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pierwszy od prawej</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zagrali fajnie, bo zespol, z jego trabkami, saksofonami i perkusjami, zwykle ma zywe, wesole melodie. Akurat zeby ubudzic przysypiajacych na widowni dziadkow i tatusiow, bo to zwykle mezczyzni tacy senni. :D Koncert nie byl bardzo dlugi, bo trwal okolo 50 minut, ale zanim wydostalismy sie w tlumie ze szkoly i dojechalismy do domu, czas byl chwycic ekspresowa kolacje i M. oraz Nik szli do lozek. Ja oczywiscie siedze zwykle nieco dluzej, a Bi ostatnio w ogole nie moge zagonic do sypialni. ;)</p><p>No i nadszedl piatek. Dla mnie to oczywiscie ma obecnie niewielkie znaczenie, ale jednak milo pomyslec, ze to ostatni dzien zrywania sie przed wschodem slonca. ;) Tym bardziej, ze poniedzialek Potworki maja wolny, wiec przed nami dlugi weekend. ;) Ranek minal standardowo, czyli najpierw wyszlam z Bi, a potem z Kokusiem. Po powrocie do domu, nakarmilam Oreo, wypilam szybka kawke i pojechalam na zakupy zeby miec to z glowy. Juz od rana czulam nadchodzaca zmiane pogody i zawirowania cisnienia, bo bylam jak snieta ryba. Co chwila ziewalam i mialam wrazenie, ze moj mozg wypchany byl wata. Zamulenie totalne. ;) Przez to produktywnosc wykazalam minimalna, ale zmusilam sie zeby ugotowac obiad przed powrotem rodziny. Kiedy jezdzilam do pracy, zwykle robil to M., bo zwyczajnie byl w domu pierwszy. Teraz jednak, w dni kiedy nie jade do biura, glupio tak zrzucic to na niego skoro "siedze" w domu... Przyjechala Bi i szybko zabrala sie za odrabianie lekcji, bo nauczyciele nie maja litosci i zadali im cos nawet na dlugi weekend. Wkrotce dojechaly chlopaki i po obiedzie zaczelismy weekendowy relaks, szczegolnie, ze nawet M. mial miec wolna sobote. W piatek wieczorem za to, Bi miala miec w szkole "potancowke", ale stwierdzila, ze nie chce isc. Pisze potancowke, a nie "dyskoteke", bo impreza okreslona jako<i> semi-formal</i>, czyli taka "polformalna", cokolwiek poeta mial na mysli. :D Bardzo sie zdziwilam, ze nie chce isc, a jeszcze bardziej kiedy oznajmila, ze nie lubi tanczyc. Bi jest bowiem muzykalna, ma swietne wyczucie rytmu i do niedawna sama wymyslala jakies uklady do muzyki i urzadzala mi pokazy. Choc jak teraz o tym mysle, to faktycznie od jakiegos czasu przestala. No ale, mimo wszystko, przeciez to chodzi o spedzenie czasu z kolezankami, a do tanca nikt ich przeciez nie zmusi. Nawet ja, ktora w szkole nigdy nie bylam popularna, a przy tym brakowalo mi pewnosci siebie i tanczylam raczej sztywno i niesmialo, chodzilam na szkolne dyskoteki. No ale panna oznajmila, ze nie lubi tanczyc i na pewno nie zalozy sukienki, wiec nie idzie. Coz, jej wola. Co prawda w czwartek na lunchu gadala z kolezankami i wiekszosc sie wybierala i widzialam ze troche jej zrzedla mina, ale bylo juz za pozno. Nawet nie doczytalam, ale do poniedzialku trzeba bylo przyniesc oplate, wiec musztarda po obiedzie. Moze jak kolezanki naopowiadaja jej jak bylo fajnie, wybierze sie na kolejne tance. :D</p><p>Na koniec, obiecane Martusi, zdjecie mojego skonczonego Lego ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNKc7yqZIftYorwnRFt_9lWZ_gEcohiapp0CbUkLqUfYB1Vp4PKTyxtTHOYzox4758jQTrfrKJX9dNOnTa0DlHw2ucp07RGXnZwMdtyooTxd25i1BwK_z9UN0Zz6zWdoUGKMiExTl-wBScffI9Hy7ZW_Y2OKPv__viMqCkhT6biuOQYZ8ZI1wonpZuD7Y/s571/IMG_5476_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="429" data-original-width="571" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNKc7yqZIftYorwnRFt_9lWZ_gEcohiapp0CbUkLqUfYB1Vp4PKTyxtTHOYzox4758jQTrfrKJX9dNOnTa0DlHw2ucp07RGXnZwMdtyooTxd25i1BwK_z9UN0Zz6zWdoUGKMiExTl-wBScffI9Hy7ZW_Y2OKPv__viMqCkhT6biuOQYZ8ZI1wonpZuD7Y/s320/IMG_5476_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Calosc sklada sie z dwoch polowek i mozna je laczyc na dwa sposoby. Jesli ma sie dokupione jeszcze kolejne dwa identyczne zestawy, mozna polowki polaczyc pod katem prostym i w rezultacie stworzyc wieniec</span><br /></div></div><div><p></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-67403764941532633512024-01-05T23:05:00.010-05:002024-01-07T22:17:32.706-05:00Poczatek nowego roku<p>Sobota, <u>30 grudnia</u>, to byl kolejny bardzo leniwy dzien. Malzonek pojechal do pracy, ale ze w sobote pracuja tylko do 11, to nawet z zahaczeniem o Polakowo, wrocil do chalupy kiedy ja oraz dzieciaki dopiero sie w miare ogarnelismy i zaczynalismy na dobre dzien. Tak naprawde nic specjalnego nie robilismy, poza takimi "przyjemnosciami" jak pranie czy zmywarka. A! Trzeba bylo w koncu sprawdzic Kokusiowy sprzet, bo we wtorek mial miec pierwszy wyjazd na stok w tym roku, a nie wiedzielismy nawet czy jego buty nadal pasuja. W sumie to jestesmy "udani", bo gdyby nie pasowaly, mielibysmy zawrotne dwa dni (i to Sylwester oraz Nowy Rok) na skolowanie nowej pary.. :D Na szczescie okazalo sie, ze wszystko pasuje, a Mlodszy juz nie mogl sie doczekac.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiddYg8fYRz-aGr4FHx0aDTqCxKuSNZMvcyj0RgRs-zJ6gyZY_REJZpselDe40R0iuvqQygVcbaFf82SMUv5b8gmfWSxa7S7Y8Gx9Om-HgspK7Zoio7GefxK5WnxdWJJ_sgauIgjxCDLQc5RsHbCmagXH4nkuGHipHENz4ergE20kb10E-3gjW-MSQQMSQ/s681/IMG_5452_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiddYg8fYRz-aGr4FHx0aDTqCxKuSNZMvcyj0RgRs-zJ6gyZY_REJZpselDe40R0iuvqQygVcbaFf82SMUv5b8gmfWSxa7S7Y8Gx9Om-HgspK7Zoio7GefxK5WnxdWJJ_sgauIgjxCDLQc5RsHbCmagXH4nkuGHipHENz4ergE20kb10E-3gjW-MSQQMSQ/s320/IMG_5452_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Zadowolony jak prosie w deszcz ;)</span><br /></div><div> <p></p><p>Ja troche mniej, bo po leniwym tygodniu, naprawde ostatnia rzecza na jaka mialam ochote, to zaczynac powrot do normalnosci takim wariackim dniem. To jednak nie ja ustalam grafik, wiec co bylo robic... A z drobniejszych sensacji, Kokusiowi wypadla prawa dolna piatka i ma teraz symetryczne szpary po obu stronach, bo w poprzedniej nadal nie doczekal sie stalego zeba. Jak Bi wreszcie ma komplet, tak u Nika zaczyna sie teraz regularna wymiana trzonowcow. ;) Tyle, ze u niego jest jakas dziwna tendencja, ze mleczak wypada, a on potem ma szpare doslownie miesiacami...<br /></p><p>Sylwester zaczelismy od dlugieeego spania, z racji ze wieczorem chcielismy bez problemu dotrwac do polnocy. Nawet M., ktory mial tego dnia wolne. Z racji takiego spania do oporu, do kosciola pojechalismy dopiero na 11 i przez to ten dzien byl taki byle jaki. Msza okazala sie na dodatek duzo dluzsza niz zwykle. Byl goscinnie jakis mlody ksiadz, ktory bardzo egzaltowanie, ale potwornie nudno, opowiadal o powolaniach, a raczej ich braku i jego ubolewaniu nad tym. Pol godziny takiego pierdzielenia, to naprawde duzo za duzo... ;) Po mszy pojechalismy w koncu oddac te worki z ciuchami po Potworkach, a potem jeszcze po pizze na obiad. Z rozpedu wzielismy tez sushi na wieczor. Poniewaz byla niedziela, a wiec dzien, kiedy moj tata zawsze chce wypelniac bezrobocie, wiec dalam mu znac, ze jestesmy juz w domu i wkrotce przyjechal. Bylo juz jednak grubo po 13, wiec zanim zrobilismy co trzeba, a potem troche posiedzielismy, pojechal po 16. Na Sylwestra zostac nie chcial. ;) Po jego odjezdzie zrobilam jeszcze szybkie pranie, a potem juz zaczelismy czekac na polnoc. Najpierw obejrzelismy Sylwester w Zakopanem, bo w Polsce w koncu polnoc jest 6 godzin wczesniej. Potem w sumie skakalismy po kanalach w tv, szukajac czegos ciekawego. Zjedlismy kazdy swoje wybrane sushi, pokrecilismy sie i w koncu przelaczylismy na Sylwestra w Nowym Jorku. I tak zeszlo do 12, przy czym musze nadmienic, ze nawet malzonek wytrzymal, co nie zdarzylo sie juz od dobrych kilku lat. :)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2dIRdczrPpqRQdfiZNnsBW96xzuwXFI-nWCVhViDuLw7V2RKJlki5TC4TvJshGyxT59F4bhG3K0TOKopi7vfrsHFXdp32D4AJpR4D9a9elaYLv0qu5PMaX2XjUCIh4Wg0yQSwAcFSYStS2c_97qR35ekRkp0QFdX9MubrtS075UJEjFP7K2lI0hMPFaU/s719/IMG_5456_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="719" data-original-width="539" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2dIRdczrPpqRQdfiZNnsBW96xzuwXFI-nWCVhViDuLw7V2RKJlki5TC4TvJshGyxT59F4bhG3K0TOKopi7vfrsHFXdp32D4AJpR4D9a9elaYLv0qu5PMaX2XjUCIh4Wg0yQSwAcFSYStS2c_97qR35ekRkp0QFdX9MubrtS075UJEjFP7K2lI0hMPFaU/s320/IMG_5456_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kolejny rok...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Kiedy wybila polnoc, zlozylismy sobie zyczenia i otworzylam ten musujacy soczek, ktory kupilam kilka dni wczesniej. Niestety, tylko ja wypilam swoja porcje, bo M. i Kokusiowi nie posmakowal, a Bi stwierdzila, ze nie lubi gazowanych napojow... </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivSGZR1R81s-jVky0X0bnJHReZtDXQOOIEV43KiLOd7yRfNR-dSegq29-NioPLJczIHEnqcjhBWkF4bGir3ewNc5a8x9dL8l2XvA6JzeXLAotZ_4DgCcdNTTdOih_ejntOt6cytJnin9JRukYoJh8-d3fWk6WuU39CpahcVVdbQVA_IF_nDV-qO2cpmU8/s671/IMG_5457_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="671" data-original-width="504" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivSGZR1R81s-jVky0X0bnJHReZtDXQOOIEV43KiLOd7yRfNR-dSegq29-NioPLJczIHEnqcjhBWkF4bGir3ewNc5a8x9dL8l2XvA6JzeXLAotZ_4DgCcdNTTdOih_ejntOt6cytJnin9JRukYoJh8-d3fWk6WuU39CpahcVVdbQVA_IF_nDV-qO2cpmU8/s320/IMG_5457_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Szampanowki posiadam tylko dwie, wiec toast byl w szklankach na drinki :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pozniej wyszlam z dzieciakami na dwor zeby "postrzelac". Tym razem mialam takie rurki z konfetti. Bi bardziej sie podobaly niz te sprzed roku i dwoch, bo tamte produkowaly lekka iskre i (choc niby sa bezpieczne dla dzieci) twierdzi ze poparzyla sobie palce, chociaz zadnego sladu nie miala.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBBcyqtQ9YGqG7CT29zxdyAVIZxmy7aJYip9RZZD9IyQ5CICTsSUbmaRkG3EBL4j8vjHNz9zKbU-dzjh4wYtqBUSXRQvDp5fqJ1ZfoU5juts3Uce8o0BYNSq5zGDj3V9mRoSpFK057hP8fKUzJGQT54Iu90mWUsy779zzsIT0gxWIOjyziOln6NruhxOY/s734/IMG_5460_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="413" data-original-width="734" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBBcyqtQ9YGqG7CT29zxdyAVIZxmy7aJYip9RZZD9IyQ5CICTsSUbmaRkG3EBL4j8vjHNz9zKbU-dzjh4wYtqBUSXRQvDp5fqJ1ZfoU5juts3Uce8o0BYNSq5zGDj3V9mRoSpFK057hP8fKUzJGQT54Iu90mWUsy779zzsIT0gxWIOjyziOln6NruhxOY/s320/IMG_5460_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Wzdluz kostki przed domem blyszczy nam sie teraz pelno kolorowych kwadracikow ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Za to Nik byl rozczarowany, bo byly praktycznie bezglosne. Wczesniejsze produkowaly jednak lekki "pop", wiec lepszy efekt. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMaZK-ZlfpbZg8ZivRvzDcQEaGlNAD2mfYoVuN2NRntIx9LBkUBC3U7q-3acQgZiMbS2IdTZaPkuNCTuj0EsWxOlTrgdjfFo_k8p1pv385MdPceNkUrZ0yee9DSrkV3eu7mC3hf4ImAFYkTj30FjSCc3_gMzAkGH1w4tKKQSJBXHklxjaBqMeFQ-ukg2Q/s734/IMG_5464_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="413" data-original-width="734" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMaZK-ZlfpbZg8ZivRvzDcQEaGlNAD2mfYoVuN2NRntIx9LBkUBC3U7q-3acQgZiMbS2IdTZaPkuNCTuj0EsWxOlTrgdjfFo_k8p1pv385MdPceNkUrZ0yee9DSrkV3eu7mC3hf4ImAFYkTj30FjSCc3_gMzAkGH1w4tKKQSJBXHklxjaBqMeFQ-ukg2Q/s320/IMG_5464_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Za to stwierdzil, ze strzeli sobie nad sama twarza :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wrocilismy do chalupy, ale Potworki nie mialy zamiaru sie klasc. Wczesniej, kiedy przegladalam kanaly w telewizji, dojrzeli, ze na HBO leciala druga czesc <i>Avatar'a</i>. Dopiero co ja obejrzeli na plycie, ale nie przeszkadzalo im to zeby chciec zobaczyc jeszcze raz. ;) Tyle, ze wiecie jakie to dlugasne, nawet jesli nie ogladaliby od poczatku. Mielismy rozpalony kominek i drewno jakos dlugo nie chcialo przygasnac, a ja balam sie zostawic go bez nadzoru, wiec stwierdzilam ze moga chwilke poogladac, ale tylko dopoki w kominku bedzie mocno sie palic. Malzonek powedrowal do lozka, a my zostalismy. Popatrzyli na film z pol godziny i zaczelam gonic ich do spania. Oczywiscie jak juz zaczeli, to chcieli ogladac do konca, ale zostala jeszcze prawie polowa filmu, a nie mialam ochoty zeby siedzieli do 3 nad ranem. Powiedzialam im wiec, ze moga go obejrzec kolejnego dnia (liczac, ze zapomna ;P) i zagonilam do sypialni, gdzie wkrotce sama podazylam. :D<br /></p><p>W pierwszy dzien roku 2024 spalam do 10. Ale i tak pobil mnie Nik, ktory obudzil sie pol godziny pozniej. :D Malzonek oraz Bi byli juz oczywiscie na nogach, bo to para rannych ptaszkow. Moj maz, zupelnie przeczac temu, ze Nowy Rok powinno sie sie spedzic na relaksie i ulubionych czynnosciach, zabral sie za masowe gotowanie. No dobra, w sumie to on narzeka, ale przyznaje ze wlasciwie to lubi. Kiedy wstalam, wywar juz mu pyrkal na zupe pomidorowa, a on kroil czesc miesa na gulasz, a czesc na domowe kebaby. Gulasz za chwile zreszta rowniez postawil na palniku. Ja stwierdzilam, ze nie ma mowy zebym stala przy garach skoro tego nie cierpie i poszlam tradycyjnie obejrzec noworoczne skoki narciarskie. Nasi nadal kuleja, wiec w sumie nie bylo co ogladac... ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_WuIvG3jfPabWTs6ooVx3oNqQfRCZ8liIyq2Jfcswxh7WftTM0-Fzlw9QnsnlMQM5PHEetzkvtKLInPqHa5UIZglKvulx5lCPB-l9Va96OpzkfbFc_rr5P65oxr1eWTgHnPmWy8_6nVS-8S6hXj0P3tNyk0QfC4o52fUSaOWY_3paOeo7wQ_Su0vk1E0/s719/IMG_5467_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="539" data-original-width="719" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_WuIvG3jfPabWTs6ooVx3oNqQfRCZ8liIyq2Jfcswxh7WftTM0-Fzlw9QnsnlMQM5PHEetzkvtKLInPqHa5UIZglKvulx5lCPB-l9Va96OpzkfbFc_rr5P65oxr1eWTgHnPmWy8_6nVS-8S6hXj0P3tNyk0QfC4o52fUSaOWY_3paOeo7wQ_Su0vk1E0/s320/IMG_5467_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Noworoczna tradycja, choc wspolczuje skoczkom, bo pewnie 99% jest na ostrym kacu :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W miedzyczasie M. skonczyl kucharzenie i stwierdzil, ze idzie pomaszerowac po osiedlu, a Bi przypomniala sobie (niestety) o Avatarze. Wlaczylam im film od poczatku, co bylo dosc kiepskim pomyslem, bo z przerwa na zjedzenie zupy, siedzieli przed ekranem do 16. ;) Malzonek nie byl zachwycony i zaszyl sie w jadalni marudzac, ze drugi raz tej bajki nie bedzie ogladal. Ja patrzylam jednym okiem, a poza tym spogladalam w telefon, szlam zamienic kilka slow z mezem, zadzwonilam do taty, itd.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBs9f1TFVm9wOf1xAhC0f9A8IKnWC9BZh2rav6VbtaJvd0sizmJIEcqAZdOZvtZCKuylR58nrwlQDu1wby57clUa95yUjUSCr6dp96HT-kEmle4IqhiApyhs4K-LraGBqu2OpqTlwrN9X3VXAIu_BwFoDRT-zCTCW524ri6S3MTZQLUui0FZFkrdY0-jg/s650/IMG_5470_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="487" data-original-width="650" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBs9f1TFVm9wOf1xAhC0f9A8IKnWC9BZh2rav6VbtaJvd0sizmJIEcqAZdOZvtZCKuylR58nrwlQDu1wby57clUa95yUjUSCr6dp96HT-kEmle4IqhiApyhs4K-LraGBqu2OpqTlwrN9X3VXAIu_BwFoDRT-zCTCW524ri6S3MTZQLUui0FZFkrdY0-jg/s320/IMG_5470_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Film ten sponsorowal kolor niebieski ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wreszcie to dlugasne filmisko sie skonczylo i malzonek radosnie przechwycil pilota zeby znalezc cos bardziej interesujacego. ;) Reszta popoludnia smignela ekspresowo, jak zawsze kiedy czlowiek chcialby spowolnic czas. W koncu trzeba bylo wyciagac sniadaniowki oraz plecaki i szykowac sie na nieco skrocony, ale jednak kierat. Ja dodatkowo, poza zwyklymi szkolnymi rzeczami Potworkow, musialam zapakowac tez Kokusiowe rzeczy na narty. Na szczescie wszystko zmiescilam do jego narciarskiego plecaka, choc mysle ze za rok, gora dwa bedzie za maly, bo jednak wiekszosc jego rzeczy (szczegolnie buty) robi sie coraz wieksza... A na sam wieczor, podirytowal mnie M., co nie wrozy nic dobrego na nadchodzacy rok. :D Wchodzimy juz na gore, on do lozka, ja zeby wyslac Nika do mycia zebow i nagle malzonek wypala: "<i>Musimy </i>zmienic zasady zeby oni nie chodzili tak pozno spac, bo to nie jest normalne". Juz w tym momencie zylka mi zapulsowala, bo jak zwykle M. cos wymysla, ale oczywiscie uzywa liczby mnogiej, co oznacza, ze to <i>ja </i>bede odpowiedzialna za egzekwowanie jego pomyslow i to <i>do mnie</i> bedzie mial pretensje jesli dzieciaki nie beda wspolpracowac. To juz nie pierwszy raz, kiedy malzonkowi cos sie u Potworkow nie podoba, ale zamiast ochrzanic ich (z czym zwykle nie ma problemu), to zrzedzi do mnie. A to juz sa prawie nastolatki i jesli cos od nich chce, moze to zalatwic bezposrednio z nimi. Poza tym, M. widzial ich pozne siedzenie teraz, w czasie tygodnia przerwy od szkoly, kiedy po prostu dalam im troche luzu pod wzgledem pory spania. Tlumacze wiec, ze przeciez w tym tygodniu byl wyjatek, ale wracaja do szkoly i skonczy sie siedzenie do polnocy, a M. juz prawie krzyczy, ze on nie mowi o tym tygodniu, tylko ogolnie! No to patrze na niego jak na wariata, bo Nik lubi sobie pospac, wiec zwykle najpozniej o 22 schodzi jeszcze sie napic i idzie spac. Z Bi nieco gorzej, bo ona nieraz o 23 jeszcze nie spi, ale ze wstaje rano bez problemu, wiec nie mam powodu zeby robic jej awantury... Malzonek oczywiscie nie odpuszcza i smeci, ze to sa male dzieci (hahaha!!!), ze on musial chodzic spac o 20, ze czy ja tez chodzilam tak pozno do lozka i w ogole to ja tez sie klade o nienormalnej porze! Nosz kurna! Owszem, rowniez musialam chodzic spac zaraz po dzienniku i mam o to zal do mojej matki, ktora zwyczajnie chciala miec swiety spokoj i zeby ktos uspil jej mlodsze dziecko, niewazne ze to starsze wcale o tej porze nie jest zmeczone. Tymczasem potem w szkole kolezanki opowiadaly o filmach i serialach, ktore ogladaly, a mnie nic nie bylo wolno poogladac (nawet kiedy dostalysmy z siostra telewizor do pokoju), bo moja mala siostra musiala isc spac i ja z nia... Nigdy nie bylam szczegolnie popularna w szkole, a tu dodatkowo zostalam wyrzutkiem, bo braklo mi nawet wspolnych tematow z rowiesnikami... Zreszta, u mojego kuzynostwa roznie to juz wygladalo, wlasciwie to wiekszosc siedziala pozno, a po szkole ucinala sobie drzemki, ale byli wzorowymi uczniami, dwie kuzynki chodzily dodatkowo do szkoly muzycznej, wiec jakos im te dziwne pory snu nie przeszkadzaly... :/ Dodatkowo, pamietam z dziecinstwa i lat nastoletnich, ze bardzo zle sypialam. Nie moglam zasnac, albo budzilam sie w srodku nocy i przewalalam z boku na bok w nieskonczonosc. Z perspektywy lat, mysle ze po prostu szlam spac za wczesnie, nie bylam zmeczona i stad te problemy. No a juz tekst meza ze (teraz) chodze spac o "nienormalnych" porach?! No sorki, ale jesli on idzie do lozka czasem o 19:30 (wstaje o 3:30), to raczej <i>to </i>sa nie do konca normalne pory snu, bo wstaje w srodku nocy. Ja klade sie o 23, wiec wydaje mi sie, ze dla doroslej osoby to jest zupelnie normalny czas, choc M., chyba zeby po prostu sie sprzeczac, upiera sie, ze powinnam sie klasc o 22! :O Tak czy siak, Nowy Rok zakonczylam w niezbyt pozytywnym nastroju. :/</p><p>We wtorek niestety nastapil powrot do brutalnej rzeczywistowsci i to od razu z grubej rury. Nie tylko wracala szkola, ale i pierwszy wypad na narty ze szkolym klubem. Tego, kto wymyslil wypad na narty od razu po przerwie swiatecznej, doslownie bym udusila. ;) Poranek wygladal na poczatku jak typowy kiedy zrywamy sie rano do szkoly. Poniewaz bylam wyspana po ponad tygodniu przerwy, wiec wstalam bez wiekszych problemow, pomoglam Bi sie wyszykowac i poszlysmy na jej autobus. Poniewaz mielismy -4 stopnie, z odczuwalna temperatura jeszcze nizsza, wiec oczywistym bylo, ze pojazd dotrze pozno. :D Przyjechal okolo 7:26, wiec zdazylam juz troche zmarznac... Wrocilam do domu, gdzie Nik mial szczescie, bowiem nie musialam zrywac go z lozka juz o 7:15. Poniewaz i tak musialam odstawic do szkoly jego sprzet narciarski, wiec stwierdzilam, ze go zawioze. Spodziewalam sie, ze i tak mnie do szkoly nie wpuszcza, jak to bylo dwa lata temu, w poprzedniej szkole, gdzie w drzwiach ktos przejmowal ode mnie narty oraz plecak, a ja moglam wracac do auta. Tymczasem spotkala mnie niespodzianka, bo drzwi byly otwarte na osciez i nikt rodzicow niosacych narty nie zatrzymywal. Na szczescie nie trzeba sie bylo legitymowac ani nic w tym rodzaju, odstawialo sie sprzet pod sciane w bocznym korytarzu i tyle. Po odstawieniu nart, pojechalam jeszcze po kawe, zeby zabic troche czasu. Chcialam bowiem podjechac do biblioteki, oddac stos ksiazek oraz plyt, ale ta otwierali dopiero o 9. Okazalo sie, ze i tak dojechalam o kilka minut za wczesnie i siedzialam w aucie. Chcialam wziac dwie ksiazki dla Nika i wczesniej sprawdzilam w internetowym katalogu, ze je maja. Mialo wiec pojsc szybko: wejsc - wyjsc. Ahaaa. Ostatnio, jak wiecie, mam do wizyt w bibliotece wybitnego pecha, wiec na dziale dzieciecym zrobili kompletna rearanzacje. Nie wiem co bylo nie tak z poprzednia, bo wszystkie ksiazki byly ulozone alfabetycznie, serie na kilku legalach, fikcja na innych, a egzemplarze edukacyjno - ciekawostkowe na innych. Teraz nagle caly dzial fikcji rozbebeszony, polowa ksiazek na dostawionych stolach, bez ladu i skladu, bo spod tej samej litery alfabetu czesc na regale, czesc na stole. W dodatku na regalach po jednej stronie fikcja, po drugiej literatura naukowa. Nie wiem ktora z bibliotekarek miala taka fantazje i czy jest to robione wedlug jakiegos logicznego pomyslu, ale zajelo mi kilkanascie minut zeby doszukac sie ksiazek po ktore przyszlam. A powinnam tylko podejsc do ragalu pod odpowiednia litere alfabetu, odnalezc autora, ksiazke i wyjsc... No ale, w koncu, z ksiazkami pod pacha wrocilam do auta i pojechalam do domu. Tu mialam w sumie spokojny ranek i wczesne popoludnie, bo wstawilam pranie oraz zmywarke, a poza tym snulam sie troche, popijalam kawe i rozdawalam glaski zwierzakom. ;) O 14:30 niestety laba sie skonczyla. Musialam wrzucic do auta wlasne narty oraz torbe z butami/rekawicami/czapka, itd. i podazyc do szkoly. Dzieciaki jadace na narty mialy byc zwolnione z lekcji troche wczesniej, a ja zglosilam sie ze pojade z nimi autobusem, zas wczesniej pomoge w pakowaniu sprzetu. Na poczatku niewiele im tam pomoglam, bo do pomocy w ladowaniu sprzetu przyszlo tez dwoch silnych tatusiow. Ja zajelam sie zgarnianiem zagubionych "owieczek", bo nauczycielka sprawdzala w drzwiach liste obecnosci, wiec troche to trwalo, a po chwili z klas zaczela wychodzic reszta ludu i zrobilo sie zamieszanie. Dzieciaki wychodzily, wracaly szukac kolegow, staly z boku bo chcialy jechac drugim autobusem, a tymczasem sprzet ladowany byl tylko do pierwszego. Jak to bywa z malolatami kiedy rodzice nie pilnuja, jeden chlopiec wyszedl i oznajmil ze zapomnial sprzetu. Odeslano go do domu i sekretariat musial powiadomic rodzicow, ci bowiem spodziewali sie przeciez, ze syn pojedzie na stok i do odebrania bedzie dopiero wieczorem. Kiedy dojechalismy na miejsce za to, inny chlopiec oznajmil ze zle sie czuje, a w ogole to zapomnial kurtki, wiec jezdzic nie moze. Takie kwiatki. :D Za to zgloszenia sie do jazdy autobusem szybko pozalowalam, bo ta dzieciarnia byla po prostu... poldzika. :O Darli sie, piszczeli, klocili, przepychali zza foteli, szarpali roletami i co chwila ktores wstawalo i szlo do lazienki, gdzie koledzy blokowali wyjscie i konczylo sie kolejnymi wrzaskami. Kompletne wariactwo. Dojechalismy na miejsce, gdzie chaos trwal nadal. Dzieciaki wylawialy ze stosu swoj sprzet i zamiast poczekac, ruszaly do schroniska, bo chcieli oczywiscie jak najszybciej sie przebrac i szusowac. Czesc z nich musiala wypozyczyc narty i buty i mialam zabrac ta grupe do wypozyczalni, ale koordynujaca wszystko nauczycielka powiedziala ze najpierw musi rozdac karnety na wyciag, wiec poszlismy do schroniska. Ktos zarezerwowal nam kilka stolikow, ale na nasza grupe okazalo sie ze jest ich za malo. Dzieciarnia tloczyla sie i przepychala, a torby, buty narciarskie oraz zwykle, wraz z rekawicami, kaskami i innymi czesciami odzienia, walaly sie doslownie wszedzie. Dostalam plik karnetow do rozdania i czekalam na grupe. Tymczasem w koncu zglosily sie do mnie tylko dwie dziewczynki, ktore jakims cudem mialy juz karnety. Zaczelam chodzic miedzy tloczacymi sie malolatami, dopytujac kto jeszcze wypozycza sprzet. W tym czasie Nik juz sie przebral i dopytywal kiedy jedziemy. Chcial bowiem pojezdzic ze mna w czasie, kiedy jego kumpel mial lekcje, a potem jezdzic z nim. A ja utknelam. W koncu cos mnie tknelo i poszlam do wypozyczalni. Mialam nosa, bo okazuje sie, ze czesc dzieciakow, ktore mialy wypozyczyc sprzet, wiedziala juz co i jak i poszla prosto tam. Pracownicy nie powinni im wydawac niczego bez okazania karnetow, ale pewnie jedno czy dwoje juz je mialo, a oni, widzac duza grupe w jednakowych, odblaskowych kamizelkach, zaczeli wydawac wszystko z automatu. ;) Zaczelam rozdawac karnety, ktore okazaly sie imienne i dla kilkorga dzieci ich nie mialam, za to zostalo mi pare dla dzieciakow, ktorych nie moglam zlokalizowac. :O W dodatku, do karnetow dolaczane byly kawalki plastiku zeby przyczepic je do kurtek i ani jedno dziecko nie wiedzialo jak to zrobic. Ja cie pierdziele... :D Wreszcie zebralam grupke dla ktorej zabraklo karnetow i pokierowalam ich do nauczycielki w schronisku. Okazalo sie, ze inny pracownik szkoly dal mi plik i myslal, ze to byly wszystkie, ale... sie pomylil. Taki to chaos pierwszego dnia. Mam nadzieje, ze kolejne beda juz szly nieco plynniej. :D Po tym wszystkim mam ogromna nadzieje, ze ani sie nie pochoruje, ani nic mi w plecy nie wlezie. W autobusie bylo bowiem niemozliwie goraco, podobnie jak w schronisku i wypozyczalni, a na dworze zimno. Zdjelam kurtke, ale ze mialam na sobie spodnie narciarskie oraz polar, to w srodku strasznie sie spocilam, a potem biegalam co chwila miedzy schroniskiem a wypozyczalnia. Kiedy wreszcie sama sie przebralam i ruszylam z Kokusiem na stok, czulam jak mi owiewa miejsca gdzie koszulke mialam mokra od potu. :O</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOFxqJbFC7PlJCOU-8UUt4AbhheA9YVJ-FI-ymPNmdroMv3DS1T70bfM0Q4e4-7m-Kws-vJQs3q-5m7k2zHOvYatSpgcS2WXaYzeKye3nltgeTwWyRXLvWMoFEfVjv1Vnnh17APWeh0-45nGwSBns6CfoAqxuRwAXWY_3h0q1PwKCOAgh3jfzPCAYuJrU/s541/IMG_5471_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="541" data-original-width="406" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOFxqJbFC7PlJCOU-8UUt4AbhheA9YVJ-FI-ymPNmdroMv3DS1T70bfM0Q4e4-7m-Kws-vJQs3q-5m7k2zHOvYatSpgcS2WXaYzeKye3nltgeTwWyRXLvWMoFEfVjv1Vnnh17APWeh0-45nGwSBns6CfoAqxuRwAXWY_3h0q1PwKCOAgh3jfzPCAYuJrU/s320/IMG_5471_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bialy puch nie padal u nas w tym sezonie ani razu, wiec byscie uslyszaly te okrzyki w autobusie: "Snieeeg!!!" na widok osniezonych stokow</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Warunki byly niestety takie sobie. W zaleznosci od sezonu, stok otwieraja nieraz juz na poczatku grudnia, polowa to taki standard, a w tym roku, poniewaz listopad i grudzien mielismy wyjatkowo cieple, otworzyli go (mocno na sile) zaraz po Swietach. Naturalnego sniegu nie spadlo nam narazie ani troche, a sztuczny moga robic tylko kiedy temperatury sa odpowiednio niskie. A ze w grudniu nawet sporo nocy mielismy powyzej 0, wiec bylo jak bylo. Gora zasniezona w 60%. Otwarte 10 z 17 stokow, w wiekszosci czesc przeznaczona dla poczatkujacych. Z trudniejszych tras na szczescie dwie srednie byly nasniezone i to na nich zostalam z Kokusiem. Zwykle dojscie do wyciagow od stojakow na narty przy schronisku, jest pokryte sniegiem. Teraz wokol stojakow mielismy bloto, a snieg zaczynal sie gdzies w polowie. Na wielu stokach tylko 2/3 szerokosci byla nasniezona. Tak slabych warunkow jeszcze tu chyba nie widzialam. W dzien bylo 5 stopni na plusie, ale kiedy tylko zaszlo slonce, temperatura zaczela gwaltownie spadac i bardziej strome miejsca pokryly sie lodem. Dla mnie nie bylo wiec za ciekawie, choc Nikowi to zupelnie nie przeszkadzalo. Zjezdzal niemal na kreche, twierdzac ze ta gorka jest dla niego za latwa, unosil do gory raz jedna, raz druga noge, robil jakies obroty i inne wariactwa, a mnie stawalo serce. :D Po 18 wrocilismy do schroniska, gdzie byl juz kolega Kokusia, ale tu sie Mlodszy rozczarowal. Dla niego warunki byly super i jezdzil nieustraszenie i z entuzjazmem. Niestety, kolega twierdzil, ze na lekcji wywracal sie co chwila na kazdym stoku i byl mocno zniechecony. A juz na pewno nie chcial isc z Kokusiem na stok o srednim poziomie trudnosci. Namawialam Kokusia zeby pojsc na czesc dla poczatkujacych, ktora poza osla laczka jest calkiem niezle rozbudowana, ale zbuntowal sie, ze on chce sie dobrze bawic. I nawet opcja jazdy z kumplem go nie przekonywala. Zostala juz niecala godzina do zbiorki, wiec w koncu poszlam znow sama z Kokusiem. Tego dnia cale schronisko pelne bylo szkolnych klubow narciarskich, wiec do wyciagow byly niemozliwe kolejki, co polaczone z czasem samej jazdy na gore, a potem szusowania w dol, oznaczalo, ze udalo nam sie zjechac jeszcze tylko dwa razy. I tu klania sie kolejny chaos. Wrocilismy do schroniska kilka minut przed czasem zbiorki, a tymczasem "nasza" czesc opustoszala, kreci sie tam tylko kilkoro dzieciakow, a nie ma zadnego z opiekunow. Wczesniej, oprocz nauczycielki i pracownika szkoly, byla jeszcze garsc rodzicow sprawdzajacych stoki oraz pilnujacych porzadku przy stolikach. A teraz zadnego doroslego i grupka dzieciakow przebierajacych sie i szukajacych zagubionych rzeczy. :O Czy tylko <i>mi </i>sie wydaje, ze powinni poczekac az wszystkie dzieciaki wroca ze stoku i sie przebiora i dopiero wtedy zarzadzic wymarsz? Kiedy sama sie przebralam, pomoglam jednej pannie szukac rekawiczki, sprawdzilam czy inni czegos nie potrzebuja, po czym wyszlam na zewnatrz zeby zapiac narty Kokusia specjalnym paskiem. Tam dorwal mnie pracownik szkoly, pytajac czy nie poprowadzilabym malej grupki do autobusu. Pomaszerowalam wiec z kilkoma dzieciakami, oddalismy sprzet pakujacemu go kierowcy, po czym wsiadlam, gdzie dorwala mnie z kolei nauczycielka, proszac zebym zaznaczala na liscie obecnosci wsiadajace dzieci, a ona pojdzie sprawdzic czy wszystko ok w drugim. Tu oczywiscie tez lekka dezorganizacja, bo niektore dzieciaki jechaly drugim autobusem, ale probowaly wsiasc do <i>tego</i>, wiec nie mialam ich na liscie. Kiedy wrocila nauczycielka, nadal brakowalo mi trojki malolatow. Siedzielismy tam kolejne kilkanascie minut, bo zapewne szukali zagubionych "egzemplarzy", a tymczasem mlodziez coraz bardziej swirowala. Spodziewalam sie, ze po szusowaniu beda zmeczeni i spokojniejsi, ale nie docenilam poziomu energii smarkaterii. :D Znow byly wrzaski i klotnie, bylo ciemno wiec zapalali swietelka nad siedzeniami i czesc darla sie zeby je wylaczyc, ale kiedy wszyscy wylaczyli, inni podnosili jazgot zeby je wlaczyc... Na szczescie w koncu zaczeli spiewac jakas glupawa piosenke i co prawda bylo to raczej darcie mord a nie spiew, ale przynajmniej na jedna melodie. Nie mniej z autobusu wysiadlam z bolem glowy i zawrotami i zastanawiajac sie, na co mi to bylo. :D Do domu wrocilam wykonczona, bo i glowa i miesnie ud dokuczaly mi niemozliwie. Szybko dalam Nikowi kolacje, przygotowalam co trzeba na kolejny dzien i zagonilam go spac, sama idac wkrotce potem.</p><p>Nie wiem czy to kwestia tego chaosu i wariactw w autobusie, czy fakt ze jestem dwa lata starsza niz bylam ostatnio kiedy Nik byl w klubie narciarskim, czy tez to, ze ten dzien na stoku wypadl zaraz po bardzo leniwym i spokojnym tygodniu, ale zmeczenie systemu zaliczylam potezne. Mimo bolu glowy i wycienczenia spalam fatalnie. W srode rano nadal napierdzielaly mnie miesnie ud, mialam kompletnie zapuchniete oczy i czulam sie jak na poteznym kacu. Jakos zwloklam sie z lozka zeby wyszykowac i wyjsc z Bi, bo nie mialam innego wyjscia. Zanim wyszlysmy, obudzilam Kokusia i dalam mu sniadanie i cale szczescie, bo autobus Starszej znow dojechal o 7:25. Z Mlodszym wyszlismy te kilka minut wczesniej, a jego przyjechal znow spozniony, ech... Kiedy oba Potworki odjechaly, wrocilam do domu, ale uzyteczna bylam mniej niz srednio. Rozladowalam zmywarke i wsadzilam do niej brudy zebrane w zlewie, bo jak nie bylo mnie cale popoludnie w domu, to oczywiscie ani M., ani Bi o tym nie pomysleli. :/ Wstawilam tez pranie i na tym sie skonczylo, bo na wiecej nie starczylo mi sil ani energii.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhVpsNPigrEqewFlLyv2aJrQK25BL9lbJP3GptbyTYogaMkIGdBZNDaSOEMQpNmomKve3pBfnSfbOSfqsy6N8ywSsAmRW_pkOuF3UYcvrBqx13GUEHK2KCZobO0Tq0TfYB8JGVvnHbjmPJsOybuQ1M7POFhIasOn3nsU3t7JoWUHkF3zTdI4H6V_Xzxw8/s525/IMG_5475_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="525" data-original-width="394" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhVpsNPigrEqewFlLyv2aJrQK25BL9lbJP3GptbyTYogaMkIGdBZNDaSOEMQpNmomKve3pBfnSfbOSfqsy6N8ywSsAmRW_pkOuF3UYcvrBqx13GUEHK2KCZobO0Tq0TfYB8JGVvnHbjmPJsOybuQ1M7POFhIasOn3nsU3t7JoWUHkF3zTdI4H6V_Xzxw8/s320/IMG_5475_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mialam ochote zwinac sie w klebek obok kota i zapasc w sen zimowy ;)</span><br /> </div><p></p><p>Niestety, na ten dzien zaplanowalam jazde do roboty, bo byla juz sroda i dobrze bylo tam wpasc po przerwie. Pojechalam, ale produktywna bylam... wcale, bo mialam wrazenie, ze w glowie mam tylko mgle. Kompletne zero jakiegos pobudzenia i motywacji do pracy. Tym bardziej, ze z pracownikami przesylalismy sobie zyczenia noworoczne i kazdy wspomnial w nich, ze zyczy sobie powrotu do pracy. Zyczenia przeslal rowniez szef, ale ani slowkiem sie nie zajaknal o powrocie, mimo ze mamy juz styczen, a przeciez poczatkowo mowa byla o powrocie wlasnie w tym miesiacu... :/ Wrocilam do chalupy, gdzie reszta jadla wlasnie obiad. Dolaczylam do nich, potem dzieciaki odrabialy lekcje i ani sie obejrzeli, a czas byl jechac na trening. Myslalam, ze Nik bedzie protestowal, bo jeszcze rano wspominal ze i jego troche bolaly miesnie ud, ale o dziwo pojechal bez szemrania. Ja w tym czasie wzielam prysznic, a potem poskladalam i pochowalam poranne pranie. Skonczylam idealnie na powrot reszty. Podalam dzieciakom kolacje, malzonek sie wykapal i za chwile trzeba bylo sie szykowac do snu.</p><p>W czwartek podobny schemat co w srode. Autobus Bi niespodziewanie przyjechal juz o 7:20. Oczywiscie to byl najcieplejszy ranek w tym tygodniu, z temperatura na plusie, wiec to normalka ze nie bylo stania. Zanim wyszlam ze Starsza, obudzilam Kokusia i dalam mu sniadanie, ale wrocilam zanim zaczal dobrze jesc. ;) Mlodszy sie szykowal, choc musialam go troche poganiac i przypominac zeby skoncentrowal sie na tym co ma robic. Taaa... Zjadl, uczesal wlosy, pobiegl na gore umyc zeby. Za minute mamy wychodzic, wolam, schodzi na dol. Patrze, a on nadal w pizamie! Na moja konsternacje, slysze: Aaaa, zapomnialem. <i>Zapomnial </i>sie ubrac! Koniec swiata z tym chlopakiem... Wyszlismy na jego autobus, ktory mial przyjezdzac wczesniej, ale przyjezdza sobie o normalnej porze, a ze my wychodzimy szybciej, to sterczymy tam bez sensu. Wszyscy rodzice pojawiajacy sie na przystanku sa wkurzeni, ale coz... Kiedy Mlodszy w koncu odjechal, wrocilam do chalupy. Tego dnia nie planowalam jechac do roboty, choc robota czesciowo znalazla <i>mnie</i>. :D Rano dostalam sms'a od takiego koreanczyka, ktory u nas pracuje, ale jakby na wlasna reke i przy swoich wlasnych projektach. Mieszka ponad godzine jazdy stad, wiec jesli nie ma akurat co robic w laboratorium, to woli nie przyjezdzac. Pytal czy bede w biurze dzis lub jutro, bo spodziewa sie odczynnikow. Odpowiedzialam, ze bede nastepnego dnia, poprosil zebym wsadzila je do zamrazarki, odpisalam ze nie ma sprawy i tyle. Pojechalam na tygodniowe zakupy, wrocilam, rozpakowalam torby i po szybkiej kawce zabralam sie za odkurzanie i mycie podlog u gory. Latam w najlepsze na odkurzaczu, ale dobrze ze telefon mialam w kieszeni, bo poczulam ze bzyczy. Numer akademii medycznej w mojej miejscowosci. Chodze tam do ginekologa, ale budynek w ktorym pracuje, rowniez formalnie do niej nalezy. Pytanie teraz, kto dzwoni. :D Tym razem wygrala praca. W budynku pracuje taki jegomosc, ktory po wszystkich pokojach roznosi paczki i wieksze przesylki. Nie mam pojecia skad skolowal moj numer komorki, ale dzwonil, ze przyszla paczka (dla tego koreanczyka), jest na niej zaznaczone ze trzeba ja przechowywac w zimnie i co on ma z nia zrobic. Ech... Poradzilam zeby wsadzil ja narazie do zbiorowej lodowki (mamy taki pokoj - lodowke, z ktorej moga korzystac wszystkie firmy), a ja nastepnego dnia ja stamtad wezme. Okey, tu zalatwilam, odkurzam dalej, a za 15 minut znow telefon! Tym razem szef z pytaniem czy jestem w biurze, bo jest taka paczka... O ludzie kochani!!! Przerwalam mu w sumie w pol slowa, ze wiem o tej paczce, ze doreczyciel wsadzi ja do komunalnej lodowki, a ja bede w biurze w piatek, to przeloze ja juz do naszego zamrazarnika. Dobra, dziekuje, do widzenia. Lepiej, kurna, zaplac zalegle wyplaty, a nie dziekuj. ;) Pozniej juz bez zbednych przerw dokonczylam sprzatanie, a nastepnie... zaczelam przegladac oferty pracy. Ktorych zreszta nie ma za wiele w mojej dziedzinie. :( Niestety, przyszedl styczen, zaczal sie nowy rok, szef "wisi" mi juz 3 pensje, a nawet nie zajaknie sie na temat ewentualnego powrotu, nie mowiac juz o wyplaceniu zaleglej kasy. W sumie nie jestem jakos strasznie zdziwiona, bo on zawsze byl taki cicho-tajny i nawet jak kiedys administratorka dusila go o informacje, to odpowiadal pojedynczymi wyrazami. No ale nie mam zadnej informacji kiedy mielibysmy wrocic, ani konkretnej deklaracji, ze w ogole wrocimy, wiec czas chyba zaczac sie rozgladac. Jak napisalam, ofert za wiele nie ma, ale jak to mowia: "na bezrybiu, rak ryba" wiec wyslalam nawet jedna aplikacje. <i>Godzine </i>mi to zajelo, bo firma duza, wiec i biurokracja rozwinieta i mieli mnostwo kruczkow i formularzy do wypelnienia... Nadziei wielkich sobie nie robie, ale przynajmniej to jakis krok do przodu, a przy okazji odswiezylam CV. Wkrotce potem wrocila ze szkoly Bi, a ja zabralam sie za chlebek bananowy. Swiateczne ciasta w koncu dojedlismy, a kilka bananow bylo juz ledwie zywych, wiec przyszla pora na ich wykorzystanie. I nawet wyszedl mi bez zakalca. ;) Przyjechaly chlopaki, zjedlismy obiad i... Nik zaczal narzekac na bol gardla! :O Jak to u niego, z pelna dramaturgia. Krzywienie sie przy kazdej probie przelkniecia czegokolwiek, usilowanie porozumiewania sie na migi, zbolala mina, itd. Wkurzylam sie (nie na niego, tylko ogolnie na sytuacje), bo po pierwsze, dopiero co byl chory przed samymi Swietami, bardzo szybko mu przeszlo, caly tydzien przerwy bylo ok, a teraz trzy dni byl w szkole i znow cos?! Po drugie, jak zwykle takie numery na weekend. Zostal piatek zeby zdecydowac czy pedzic do lekarza, czy moze poczekac na rozwoj sytuacji. Po trzecie, z czekaniem moze byc problem, bo na sobote w nocy zapowiadaja nam solidna sniezyce, wiec jakby co, to w niedziele wszystko moze byc sparalizowane. Po czwarte, w sobote mial plynac w wyscigach. W koncu go namowilam i dupa, bo do tego dnia nie wydobrzeje na pewno... Po piate, w koncu mamy sie doczekac sniegu, bylaby szansa na wybranie sie na pierwsze (a kto wie, moze ostatnie) sanki w tym roku, to on oczywiscie chory. A po szoste, ostatnie, to kto wie czy solidnie wydobrzeje do wtorku. A we wtorki ma przeciez teraz klub narciarski, za ktory zaplacilismy niemale pieniadze. To tylko piec wypadow na stok i mialby ktorys ominac? Zwariowac mozna... Tego dnia mieli tez trening na basenie, ale wiadomo bylo, ze nie pojdzie skoro go cos rozklada. Kiedy Bi uslyszala, ze brat nie idzie, podumala chwile bo umawiala sie z kolezanka ze pobawia sie chwile po treningu, ale w koncu stwierdzila, ze jednak zostaje. Ku radosci M., ktory mial (przez dzieciaki) ponad tygodniowa przerwe na silowni, wiec teraz, po dwoch dniach pod rzad, dorobil sie zakwasow i wolal odpoczac.<br /></p><p>Piatek zaczal sie normalnie. Wstalam z Bi, pomoglam jej sie wyszykowac, a potem wyszlysmy czekac na jej autobus. Temperature mielismy -6, z odczuwalna okolo -10. O ktorej wiec przyjechal autobus? O 7:26. Oczywiste jest, ze jak jest lodowa, to bedziemy czekac. :D Zanim wyszlysmy przygotowalam sniadanie synowi i obudzilam go, ale dopiero kiedy Starsza odjechala, mialam czas zeby dobrze sie mu przyjrzec. Ten narzekal nadal na bol gardla, a do tego doszedl zawalony nos i oslabienie. Poczatkowo myslalam, ze zaaplikuje mu lekarstwa i wysle na edukacje, ale zaczal prawie plakac, ze on jest taaaki slaby, a ja kaze mu isc do szkoly! :D W koncu przemyslalam szybko sytuacje, czyli weekend, potencjalna sniezyce, perspektywe ozdrowienia do wtorku... i zostawilam go w domu. Stwierdzilam, ze zawsze to dodatkowy dzien na dojscie do siebie, a poza tym chcialam zabrac go do lekarza zeby sprawdzic czy nie rozwija sie cos powazniejszego. Kiedy otworzono przychodnie, podjelam wiec proby dodzwonienia sie i wcisniecia na wizyte. O dziwo juz za trzecim razem ktos odebral i na 11:45 mielismy wizyte. W miedzyczasie popedzilam do roboty zeby przelozyc te cholerne odczynniki. Przeszukalam lodowko-pokoj i nic nie znalazlam. Mialam szczescie, bo na korytarzu dorwalam tego pana roznoszacego paczki i spytalam go gdzie wsadzil ta wczorajsza. Zdziwiony odparl, ze w czwartek po poludniu pojawil sie ten koreanczyk i juz ja wzial! To super, wszyscy zawracaja mi doope, a potem nikt nie poinformuje o zmianie i jezdze w te i we w wte na darmo... :/ Wrocilam do chalupy szybciej niz przewidywalam, ale to nie byl koniec jezdzenia, bo przeciez jeszcze musialam zabrac syna do lekarza. Okazalo sie, ze tym razem wizyta byla troche na wyrost. Mlodszy uszy mial czyste, gardlo nie takie zle, test na angine wyszedl negatywny, osluchowo tez ok, czyli diagnoza - wirusowka. Lekarka stwierdzila, ze to raczej nie grypa, bo wtedy objawy sa zwykle duzo gwaltowniejsze. Zasugerowala ze moga zrobic test na covid, ale machnelam reka. Mam jeszcze dwa testy w domu, wiec moge je zrobic sama. Zreszta, skoro to nic bakteryjnego, to teraz dla mnie juz nie ma znaczenia <i>jaki </i>to wirus. Wiadomo, ze lekarstwa nie dostane, a Mlodszemu pozostalo wypoczywac i duzo pic. Wrocilismy do chalupy i Nik podjal bez ponaglania to pierwsze. Z racji, ze byl oslabiony i tak przewalal sie miedzy lozkiem a kanapa. ;) Korzystajac z dnia w domu, zmienilam dzieciakom posciel, a potem stwierdzilam ze zuzyje reszte maku pozostala ze swiatecznych miakielek. Az dziw, ze nie splesnial... Upieklam palmiery makowe, ktore sa chyba najszybszym wypiekiem, a smakuja prawie jak drozdzowki. ;) Wrocila do domu Bi, ktora oczywiscie strzelila focha, ze brat nie byl tego dnia w szkole, a niedlugo po niej dojechal M. Reszta popoludnia i wieczor to juz taki zwykly relaksik. Na zawody plywackie kolejnego dnia Nik nie mial oczywiscie jechac, ale Bi sie wybierala, az do... wieczora. Zaczela narzekac, ze kiedy zgina nadgarstek, to cos ja boli w przedramieniu i ze nie da rady plynac z bolaca reka. :/ Najpierw dalam jej masc przeciwbolowa, myslac, ze moze troche jej to znieczuli. Nadal jednak twierdzila, ze boli i ze "zobaczy jak bedzie rano i mi powie czy uda jej sie plywac". Taaa... Tyle, ze akurat te zawody mialy byc z samego rana, wiec nie byloby czasu na zastanawianie sie. Ostatecznie stwierdzilam, ze odpuszczamy i z lekkim wstydem wyslalam kolejnego maila trenerowi. A na wieczor okazalo sie, ze to byla chyba dobra decyzja, bo po Kokusiu i mnie zaczelo cos rozkladac. Mialam nadzieje, ze mnie ominie, ale w zasadzie czego ja sie spodziewalam? Zazwyczaj lapie wszystko od syna, a tym razem mozliwe ze dogonilo mnie to przewianie na nartach. :( W kazdym razie dobrze, ze i ja i Nik bedziemy mieli okazje porzadnie sie wyspac, co moze pozwoli szybciej dojsc do siebie.<br /></p><p>Do przeczytania!<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-509847889107250832023-12-29T23:42:00.017-05:002023-12-30T23:55:27.026-05:00Swieta i dni poswiateczne<p>Chcialabym napisac, ze sobota, <u>23 grudnia</u> to byl dzien spedzony na intensywnych przygotowaniach, ale niestety... mialam sporego lenia. ;) Juz od kilku lat praktycznie nie czuje ducha Swiat, a w tym roku nastapil jakis punkt kulminacyjny. Normalnie mogloby ich dla mnie nie byc i kompletnie nie mialam ochoty na przygotowania. Pozazdroscilam mojej siostrze, bo ona upiekla ciasto i jechala "na gotowe" do tesciow. A ja od tylu juz lat Wigilie zawsze mam u siebie i stercze przy garach po dwa dni. Chyba juz mi sie pomalu odechciewa... No ale ze to do <i>nas </i>przyjezdzala ta skromna grupka gosci, wiec co robic, cos tam trzeba bylo przygotowac. Rano pospalam do 8:30, choc gdyby nie budzik, pewnie obudzilabym sie gdzies okolo 10, bo bylam kompletnie nieprzytomna... Chwile polezalam zeby sie dobudzic, po czym z lekkim niepokojem poszlam sprawdzic jak syn. Juz nie spal i zgodzil sie na sniadanie - czyli odzyskal nieco apetyt i idzie ku lepszemu. Uff... Po sniadaniu dzieciaki urzadzily sobie ranek filmowy w duchu <i>Xmas</i>, czyli najpierw obejrzeli <i>Ekspress Polarny</i>, a potem <i>Elfa</i>. Ja w tym czasie zjadlam wlasne sniadanie, umylam sie i pomalu zaczelam myslec o przygotowaniach swiatecznych. Na poczatek ukrecilam mase do metrowca i wlasciwie opuscil mnie entuzjazm. ;) Do domu wrocil M., a mi sie przypomnialo, ze skoro siostra jedzie do tesciow, to pewnie bedzie wyjezdzac dosc wczesnie i jesli chce jej zlozyc zyczenia, to musze to zrobic tego dnia. Napisalam wiec szybko czy ma czas na Skypa i odpowiedziala, ze ma 15 min. zanim bedzie musiala klasc najmlodszego spac. Okazalo sie, ze mialam nosa, bo planowali wyjechac o 8 rano mojego czasu, czyli w zyciu bym sie nie zwlokla z lozka... Z kilkunastu minut zrobila nam sie prawie godzina gadania, a mnie robil sie coraz wiekszy poslizg. ;) W miedzyczasie M. zaczal swoja czesc, czyli barszcz oraz "smazona" rybe. W tym roku wybralismy szybsza i przy okazji zdrowsza opcje. Rybe obtoczylismy w panierce, ale zamiast smazyc, upieklismy ja w piekarniku. Po rozmowie zabralam sie wiec ostro do roboty. Przelozylam metrowca, polalam polewa, machnelam jedna z salatek, a potem postanowilam sprobowac czy moj nowy mikser planetarny zdola ukrecic ciasto na spod do sernika. Kiedy ostatnio zagniatalam je na pierniczki, zupelnie zapomialam, ze ma taka koncowke. Tym razem postanowilam go wyprobowac. Poczatkowo nie wygladalo to obiecujaco, bo co chwila musialam go wylaczac zeby zebrac lyzka <i>to</i>, co zbieralo sie na bokach i mikser omijal. Po jakims czasie jednak wszystko ladnie wymieszal i faktycznie zrobila sie z tego prawie kula ciasta. I teraz sama nie wiem co lepsze - rekoma na pewno poszloby szybciej. Z drugiej strony, czasem przy tym zagniataniu az rece bola. Tutaj mikserowi zajelo to dluzej, ale za to niemal bez wysilku z mojej strony. ;) Gotowa kule wsadzilam do lodowki, po czym zabralam Kokusia pod prysznic, nakazujac M. w tym czasie pokroic i podsmazyc cebule. Potem wrocilam na dol i zabralam sie za kapuste z grzybami, a malzonkowi polecilam z kolei rozwalkowac schlodzone ciasto i wsadzic je do formy. Kiedy kapusta w grzybami sie juz dusila, zabralam sie za reszte sernika. W tym przepisie na szczescie "reszta" to tylko zmiksowanie sera wraz z pozostalymi skladnikami. Na koniec pieczenia trzeba bylo polac go ubita piana z kokosem, ale zamiast godziny, musialam piec cholerstwo poltorej, bo caly czas wygladalo na niedopieczone. Kiedy sernik sie upiekl i kapusta z grzybami zmiekla, poszlam poczytac Nikowi, a potem wstawilam do gotowania warzywa potrzebne na salatke, ktora planowalam zrobic kolejnego dnia. I na tym postanowilam zakonczyc "zabawe", bo i tak plecy mnie juz bolaly od stania. ;)</p><p>W niedzielny ranek juz mniej poddalam sie lenistwu, bo presja wieczornej Wigilii na to nie pozwolila. ;) Planowalam trzymac tego dnia post, czesciowo zeby zrobic miejsce na pozniejsze obzarstwo, wiec zjadlam tylko troche owsianki na sniadanie i potem juz nic. Jak zawsze, kiedy czlowiek chcialby spowolnic troche czas, to ten pedzil jak glupi. Zrobilam salatke - sledzie pod pierzyna, namoczylam bulki do makielek i polecialam sie wykapac. Potem skonczylam makielki i szybko wyszorowalam dolna lazienke i powycieralam kurze na dole. Przynioslam prezenty dla dzieciakow z piwnicy (bardzo zdziwieni byli, ze rano nie bylo ich pod choinka), po czym zabralam sie za pakowanie upominkow dla gosci. Na szczescie poszlo dosc sprawnie, ale i tak plulam sobie w brode, ze zostawilam to na ostatnia chwile. W miedzyczasie wlosy mi przeschly, wiec polecialam na gore, zeby je podkrecic. Celem bylo ich lekkie utemperowanie, bo mam niesamowicie geste kudly, a w dodatku teraz sa nadprogramowo dlugie, wiec myslalam ze troche je uglaszcze. Niestety, raczej uzyskalam jeszcze wieksza objetosciowo grzywe. ;) Potem przyszedl czas na pazury. Normalnie bym je przeleciala lakierem i czesc. Ostatnio wygladaja jednak gorzej niz zwykle. Zawsze mialam slabe, miekkie paznokie, zaginajace sie pod spod - tragicznie to wyglada. Zupelnie nie ciagnie mnie do salonow, ale kilka miesiecy temu kupilam sobie takie przyklejane i czekaly w szufladzie az nabiora mocy urzedowej. ;) Postanowilam wyciagnac je wlasnie na Wigilie i... nie byl to dobry pomysl. :D Nigdy wczesniej czegos takiego nie uzywalam, a dodatkowo gonil mnie czas, wiec rece mi sie trzesly, posmarowane juz klejem paznokcie spadaly na stol lub podloge, itd.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfnEMWeY06Fyl-gjxFK_bnqerlKB-y_GjdYyRC5UosQB_ShmdWGlhCZXFCg-nh52X9JL6AI0dpBFUlLm86VMg7GPOW2P0JbJR-WzuUeSBSSRn5W7SBTHOkgSYyIktuk5rIOPy1WVXeYVX5PUSr5yczimKClIxwPy653G25pGRzB90Q5s1t9SSRrqr47Uc/s681/IMG_5414_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfnEMWeY06Fyl-gjxFK_bnqerlKB-y_GjdYyRC5UosQB_ShmdWGlhCZXFCg-nh52X9JL6AI0dpBFUlLm86VMg7GPOW2P0JbJR-WzuUeSBSSRn5W7SBTHOkgSYyIktuk5rIOPy1WVXeYVX5PUSr5yczimKClIxwPy653G25pGRzB90Q5s1t9SSRrqr47Uc/s320/IMG_5414_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Takie ladne paznokcie, to u mnie rzadkosc ;)</span><br /></div><div> <p></p><p>W dodatku, w jednym z palcow zle dobralam rozmiar i zaczal bolec mnie opuszek, ale pechowo dopiero po godzinie czy dwoch... Kiedy uporalam sie z paznokciami, nakrylam do stolu, po czym trzeba bylo ogarnac chyba najgorsza logistyke - co podac na czym i jak to odgrzewac zeby wszystko bylo cieple w tym samym czasie... Aha. Gdzies w srodku calego chaosu musialam stoczyc tez bitwe z Bi zeby ubrala na siebie cos uroczystego. Ma ladne sukienki (ktorych nie cierpi), strojne bluzeczki, ale nieee... Ze wszystkich opcji, ktore jej podsuwalam, laskawie zgodzila sie na koszule z koncertu. :/ Nik na szczescie zalozyl grzecznie co mu przygotowalam. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPC8KDN28KYXPRDA8s2Im7IsulSeFlbAyz5VF9pfbzLxbc66DUP9n1bElEgmRM-9YCksQQbmdnx-zZeNQamUPCCs-twZlFYpFvIttX7i-cEalDKv-ho2dorvRXhV8FUqKBbtUUmrNspJfj1Z7ZXSUhONe9sXxbJ9d0hzUdK2sBFhApEGnHq7RAMVYAIZ0/s489/IMG_5387_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="489" data-original-width="367" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPC8KDN28KYXPRDA8s2Im7IsulSeFlbAyz5VF9pfbzLxbc66DUP9n1bElEgmRM-9YCksQQbmdnx-zZeNQamUPCCs-twZlFYpFvIttX7i-cEalDKv-ho2dorvRXhV8FUqKBbtUUmrNspJfj1Z7ZXSUhONe9sXxbJ9d0hzUdK2sBFhApEGnHq7RAMVYAIZ0/s320/IMG_5387_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik prezy chuda piers :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wkrotce po przygotowaniu wszystkiego, dotarl moj tata, a chwile pozniej chrzestny Potworkow ze swoja pania. Niestety, my zadowoleni ze wszystko odgrzane i wylozone na stol, a oni przywiezli jeszcze rybe w sosie smietanowymi i... kapuste z grzybami, zdublowana z moja... ;) Trzeba bylo podgrzac jeszcze polmisek z ryba oraz choc troche ich kapusty. W koncu wszystko bylo gotowe, zrobilismy gosciom kawy lub herbaty i przystapilismy do dzielenia sie oplatkiem. W tym roku byla nas niestety siodemka, wiec zawsze ktos stal z boku i czekal... Potem wreszcie wszyscy zasiedli z ulga do szamania. ;) Zrobilo nam sie tego na stole tyle, ze nie sposob bylo wszystkiego sprobowac. Nie ruszylam kompletnie moich makielkow, a za to bylam jedyna osoba, ktora wziela troche mojej salatki warstwowej. Wszyscy rzucili sie na ta sledziowa. ;) Bi zjadla bardzo ladnie barszcz, potem rybe, poprobowala jeszcze innych rzeczy, za to Nik... porazka. Barszcz (a raczej uszka) meczyl chyba godzine, az w koncu pozwolilismy mu wychleptac sama zupe. Wmusilismy w niego malutki kawalek ryby, a poza tym, wpierdzielal... chleb. Suchy. :D Kiedy wszyscy sobie pojedli, przeszlismy do salonu, na gwozdz programu (dla Potworkow), czyli rozdanie prezentow. Przy moim tacie oraz A., sporo sie tego zebralo. Nik dostal skarbonke - sejf, bo wiecznie wsadza kase w rozne dziwne miejsca, a potem urzadza awantury, ze Bi mu ja wykrada. Dodatkowo kolejne Lego Technic oraz kamere na ruch, ktora mozna ustawic na zewnatrz i zobaczyc jakie zwierzaki kreca sie w okolicy.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTLsVtG8j0tuEq5zoxjBnCcQqfb2EobedJwL0aGOfw3m7VgP26P21c8fQrQIGD1fiEC0wK3_qCiKwrBBSNzvHjvgTRxVkehCE2WcTGavLvML3s_iYCoI2tRTGFRo4O5mP7FtfFK8-gBmWF_2cX0Dvcvc2xntsYmHgx8cUyymEHHwNmDNsg4OmTKFuDEss/s571/IMG_5397_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="429" data-original-width="571" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTLsVtG8j0tuEq5zoxjBnCcQqfb2EobedJwL0aGOfw3m7VgP26P21c8fQrQIGD1fiEC0wK3_qCiKwrBBSNzvHjvgTRxVkehCE2WcTGavLvML3s_iYCoI2tRTGFRo4O5mP7FtfFK8-gBmWF_2cX0Dvcvc2xntsYmHgx8cUyymEHHwNmDNsg4OmTKFuDEss/s320/IMG_5397_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Najlepsza czesc Swiat ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Bi otrzymala zestaw perfumikow, torebke, podswietlane lustereczko, blyszczyki, rowniez zestaw Lego oraz... scyzoryk. Podczas urodzin Kokusia tak glosno wyrazala zazdrosc na widok upominku Kokusia, ze "Mikolaj" posluchal i panna dostala swoje "noze". :D Oboje otrzymali tez wlasne lyzwy i tu sie zdziwilam, bo spodziewalam sie, ze to Nik bardziej sie ucieszy, tymczasem to Bi az podskoczyla ze szczescia. </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_ZrCo7B9RnFelu3iJp4YiiZDiTFtQoNewzDcOqc2oZv4Pd1_kZrUXPHZzYoDmh9Qe5kSyYfSkONNjfTIjVsIlPngzmr7ezuGEoUMYmKnxkiwsN1rNkP2VgVtQVbDzEqGFFirX3A6jFA4A9BLg3RhVkQcVnTyjlS3DsWh7rCUsvA3sR_GpTXKES14DENM/s577/IMG_5396_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="433" data-original-width="577" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_ZrCo7B9RnFelu3iJp4YiiZDiTFtQoNewzDcOqc2oZv4Pd1_kZrUXPHZzYoDmh9Qe5kSyYfSkONNjfTIjVsIlPngzmr7ezuGEoUMYmKnxkiwsN1rNkP2VgVtQVbDzEqGFFirX3A6jFA4A9BLg3RhVkQcVnTyjlS3DsWh7rCUsvA3sR_GpTXKES14DENM/s320/IMG_5396_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Chyba sie cieszy, co? ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>M. dostal zestaw... nozy (cos u nas ostatnio wszyscy dostaja ostrza :D) oraz perfum, a ja komplet czapki z szalikiem i... Lego, hehehe... Po raz kolejny okazuje sie, ze Mikolaj uwaznie slucha, bo rok temu, kiedy Bi dostala orchidee, westchnelam, ze ale super i ze sama bym sobie cos takiego poukladala. No i prosze. :D Dostalam tez nowa, wypasiona szczoteczke do zebow, bo stara zaczela mi sie juz praktycznie rozpadac. To teraz mam taka, ktora laduje sie w... kubeczku, ktory moze sluzyc rowniez zwyczajnie, do plukania ust. :D Kiedy juz wszyscy otrzymali (a dzieciaki rozpakowaly) swoje prezenty, a przy okazji wieczerza ulozyla sie nieco w brzuchach, wylozylismy ciasta i ogladajac koledy nadawane gdzies z Polski, zjedlismy deser. Troche pogadalismy i goscie zaczeli sie zbierac. Po odjezdzie chrzestnego i przyjaciolki, zasiadlam jeszcze z tata zeby zrobic mu bezrobocie, po czym i on pojechal do domu. W sumie wyszlo idealnie, bo planowalismy jechac na pasterke na 22, a sami zostalismy jakos po 20. Zanim wszystko pozbieralismy i zaladowalam pierwszy ladunek zmywarki, zrobila sie 20:50. Mielismy wiec raptem 40 minut do zabicia zanim trzeba bylo sie zbierac do wyjscia, bo spodziewalismy sie tlumow i chcielismy wyjsc znacznie wczesniej. Posiedzielismy wiec troche przed tv, zgodnie narzekajac na przejedzenie, po czym zwolalismy potomstwo do wyjscia. Oboje cos tam przewracali oczami, ale zgodnie stwierdzili, ze wola isc wieczorem niz zrywac sie rano. Okazalo sie, ze niepotrzebnie sie spieszylismy, bo choc kosciol byl tloczny, to zostalo kilka lawek z pustymi miejscami. To nie czasy sprzed covida, gdzie jednego roku dostawiali krzesla do przedsionka, zeby wszyscy mieli szanse usiasc... ;) Poniewaz uwielbiam ten czas bozonarodzeniowy i koledy, wiec bylam zachwycona, tym bardziej ze chor przepieknie spiewal. Wyjatkowo, zachwycony byl tez Nik, bo opocz choru, na gorze pojawilo sie kilka osob z instrumentami, wiec poza organami slychac bylo flety, klarnet, delikatne dzwonienie trojkata, a nawet beben. Malzonek zwykle chodzi spac przed 20, wiec nie wiem ile on na tej mszy kontaktowal i tylko Bi co chwila jeczala, ze ale nudy i ile jeszcze. :D Po powrocie do domu zagonilam ich na gore, ale niestety spac nie mieli zamiaru. Krecilam sie na dole ile moglam, ale sama padalam z nog, wiec w koncu, najciszej jak sie dalo, przynioslam drobiazgi i wcisnelam je do skarpet na kominku, a potem w koncu walnelam sie do lozka. I tak bylo grubo po polnocy. ;)</p><p>Nasz jedyny swiateczny dzien minal leniwie i spokojnie, czyli tak, jak powinien. Bi wstala pierwsza i slyszalam jak polazla na dol zeby sprawdzic skarpety. Skad wiem, ze je sprawdzala? Po pierwsze, to oczywiste. :D A po drugie, one wisza na takich specjalnych, ciezkich "trzymadlach". Panna sciagnela swoja nieostroznie, trzymadlo spadlo i rabnelo o podloge tak, ze obudziloby umarlaka. :D Poki co zbudzilo chlopakow, wiec po chwili reszta rodziny wyruszyla na dol. Ja desperacko probowalam zlapac jeszcze troche snu, ale zapomnij. Malzonek, jak zwykle nie myslac, zadzwonil do rodzicow i gadal sobie na caly glos, nie przejmujac sie, ze ktos moze jeszcze dosypiac. A tyle razy mowie mu, ze jesli chce rozmawiac przez telefon lub Skypa, to zeby zamknal mi drzwi do sypialni. Nigdy nie pamieta... W skarpetach Potworniccy znalezli po grze na Nintendo, pudelko - niespodzianke z Minecraft'a oraz po parze... cieplych skarpet. ;) Te Bi byly kupione w zestawie po dwie pary, wiec jedna zwinelam dla siebie i potem chodzilismy we trojke w puchatych skarpetkach.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8iJp6fBhva37RIgDbZp6UjWRZ6VhwZHc_DmjjnEmsvxciWh_5jnRB5TE-C9VGyFfoCZRYm8wVFJYF6q_xaUnAbvpXTLQyQ3NANMRYBWAjdrW4FQNg5OkGg-CAs0McTXpk1TQLm3ydTKb0qNsOXZgx1-kPkNmWObwzNZLfSsR-tlRN4hkmWbjsIYXE1FU/s589/IMG_5411_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="442" data-original-width="589" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8iJp6fBhva37RIgDbZp6UjWRZ6VhwZHc_DmjjnEmsvxciWh_5jnRB5TE-C9VGyFfoCZRYm8wVFJYF6q_xaUnAbvpXTLQyQ3NANMRYBWAjdrW4FQNg5OkGg-CAs0McTXpk1TQLm3ydTKb0qNsOXZgx1-kPkNmWObwzNZLfSsR-tlRN4hkmWbjsIYXE1FU/s320/IMG_5411_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Na te nasze kafle w holu oraz kuchni, idealne</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ranek minal na leniwym snuciu sie, rozladowywaniu zmywarki ze swiatecznych naczyn i szybkiego ponownego jej zaladowania, sniadaniu z przysmakow wigilijnych a dla dzieciakow oczywiscie graniu, bo nowe gry zobowiazuja. ;) W porze obiadowej przyjechal oczywiscie moj tata i pomogl dzielnie w uszczupleniu swiatecznych zapasow. Po jego odjezdzie stwierdzilismy, ze choc raz obejrzymy rodzinnie film, a ze wypozyczylismy nowego Avatar'a, ktorego i ja i M. bylismy ciekawi, wiec zasiedlismy na kanapie z dzieciakami. Stwierdzam, ze film byl fajny, ale jak to bywa, wole jednak pierwsza czesc. ;) A przy zakonczeniu, obie z Bi sie zgodnie poplakalysmy. Ja ogolnie jestem beksa, a juz przy filmach i ksiazkach zawsze sie wzruszam i rycze. Ale Starszej sie dziwie, bo przy jej charakterze wydaje sie raczej chlodna i bezuczuciowa. A jednak nie zawsze. :) Mimo ze bylo jakies 8 stopni, a wiec bardzo cieplo jak na grudzien, to w powietrzu wisiala mgla i panowala nieprzyjemna wilgoc, napalilismy wiec w kominku dla ogrzania atmosfery.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTiaxsLN5jQ92QX7sfYy_7SUIvMYPJHv1Ee88l1dtG59J0kexx1AXhVIHIZU8J9odHdMdgIYLUTR-ciNimitM0NFNKEdZFE08RQQeC5-FnUbQQ26RpOSb_mrycwmx3t97pU59LGUmawqlRobcq-mZfw_ycMtC-MWDiCLEHu8zr1uPA9bAw5oAE0xmrOBE/s681/IMG_5413_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTiaxsLN5jQ92QX7sfYy_7SUIvMYPJHv1Ee88l1dtG59J0kexx1AXhVIHIZU8J9odHdMdgIYLUTR-ciNimitM0NFNKEdZFE08RQQeC5-FnUbQQ26RpOSb_mrycwmx3t97pU59LGUmawqlRobcq-mZfw_ycMtC-MWDiCLEHu8zr1uPA9bAw5oAE0xmrOBE/s320/IMG_5413_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nie ma nic przytulniejszego</span><br /></div></div><div> <p></p><p>A wieczorem jak zwykle naszla mnie mysl, ze kurcze, dwa dni sterczenia w kuchni i sprzatania chalupy, dla jednego wieczora i dnia... Nieoplacalne. :D</p><p>We wtorek to u nas juz dzien jak codzien, choc moj tata pojechal do Polakowa i okazalo sie, ze polowa sklepow byla pozamykana. Najwyrazniej Polacy postanowili swietowac dwa dni, tak jak rodacy w Kraju. ;) Malzonek musial juz jechac do roboty, ale ja z dzieciakami znow wstalismy pozno i mielismy kolejny, spokojny dzien. Nos wytknelam z Bi z domu tylko po to, zeby podjechac do biblioteki, bo pannie skonczyly sie czytadla, a stos ksiazek, plyt i gier do oddania zaczynal przypominac krzywa wieze w Pizie i straszyl z jadalnego stolu. ;) Myslalam, ze wyciagne z chalupy rowniez Kokusia, ale wolal ukladac swoje Lego. Ledwie zdazylysmy z corka wrocic, a przybyl dziadek, ktory sie nudzil, wiec wpadl, skoro i tak bylismy w domu. Posiedzial, pomogl ponownie uszczuplic swiateczne resztki, po czym pojechal i zaraz za zakretem wyminal sie z M. wracajacym do domu. ;) Reszta popoludnia oraz wieczor to juz takie snucie nieco bez celu i podjadanie bez umiaru. :D Az strach stanac na wage po tych Swietach... ;) A wieczorem, kiedy juz wszyscy domownicy powedrowali na gore, natchnelo mnie w koncu zeby otworzyc swoj zestaw Lego i zaczac ukladac. Na poczatek zmontowalam jeden woreczek (jest ich 7 w zestawie), ktory okazal sie mala podstawka do reszty aranzacji. Fajna sprawa okazal sie fakt, ze z tylu ma specjalny otwor i jesli bede chciala, moge zawiesic gotowy zestaw na scianie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0pzBzKZQr_mSN8oX6YsyOKfLyMyelGCF3bhKFonTFkDYaoaQ-BUam5u1hDR2TdQUV1m5JODObjxRrHPckT8kY2RMTiKhdboQqTWScuprB14Oi1TXNdh1viN2d_i_nHway89kn6nidv5QrP2HLkxfv_AfU7cDSMYf3kgk_hkCqTAZ2O1TqChT0YJDTEPg/s589/IMG_5418_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="442" data-original-width="589" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0pzBzKZQr_mSN8oX6YsyOKfLyMyelGCF3bhKFonTFkDYaoaQ-BUam5u1hDR2TdQUV1m5JODObjxRrHPckT8kY2RMTiKhdboQqTWScuprB14Oi1TXNdh1viN2d_i_nHway89kn6nidv5QrP2HLkxfv_AfU7cDSMYf3kgk_hkCqTAZ2O1TqChT0YJDTEPg/s320/IMG_5418_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">To juz etap z kolejnego dnia. Reszte pokaze Wam jak skoncze ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Sroda byla juz prawdziwym dniem lenia, bo nie wyszlam z dzieciakami z domu ani na chwile, a Nik nawet nie przebral sie z pizamy. ;) Zreszta, caly dzien kropilo (choc porzadnie rozpadalo sie dopiero na wieczor), wiec pogoda rowniez trzymala nas w zamknieciu. Dzieciaki poznym rankiem urzadzily sobie seans filmowy, ogladajac <i>Dungeons and dragons</i>, ktory okazal sie lekka i zabawna historia pelna przygod i humoru. Reszta dnia minela im juz niemal tradycyjnie na te przerwe swiateczna, czyli naprzemian ukladali Lego i Bi czytala, a Nik gral. Ja ogarnialam pranie, zmywarke, jakies tam male sprzatanko bo wszystko nadal mialam w miare uporzadkowane na Swieta. Dalej dojadalismy swiateczne resztki, wiec gotowac nic nie musialam, totez zasiadlam ponownie do wlasnego zestawu klockow. Tym razem opierdzielilam z rozpedu dwie torebki, skonczylam polowe zestawu i jedna ksiazeczke instrukcji. I stwierdzilam, ze od teraz musze sobie dawkowac ta frajde i ukladac po jednej torebce dziennie. Czy wytrzymam, zobaczymy. ;) Malzonek po drodze zajechal po psia karme i przy okazji zrobil male przemyslowe zakupy oraz kupil kawe dla nas. I strasznie sie nad soba uzalal, ale jak ja proponuje, ze pojade, to nie; on to zrobi... :/ Po powrocie probowal namowic Potworki na trening na basenie i o dziwo, Nik byl w miare chetny, za to Bi ostro zaprotestowala, ze w tym tygodniu chce odpoczac. W koncu M. machnal reka, wszyscy ruszyli pod prysznic i reszte dnia spedzilismy przed tv. Opychajac sie ciastami i ostatkami salatek oczywiscie... :D</p><p>W czwartek trzeba bylo pojechac na zakupy. Nie chcialo mi sie jak jasna cholera, wiec wstalam, zjadlam sniadanie (i przygotowalam je Bi), umylam sie, ubralam i pojechalam, bo wiedzialam ze jak usiade, to z lenistwa bede sie zbierac kolejne dwie godziny. ;) Przed samym wyjsciem obudzilam Kokusia - byla 10:19. :O Zreszta, nie dziwie sie mu, bo ewidentnie cos wisialo w powietrzu. Sama obudzilam sie o 8:30 i po chwili przysnelam zeby zbudzic sie o 8:57, po czym znow nie wiem kiedy zasnelam, choc tym razem przebudzilam sie juz o 9:08. W tym momencie juz podnioslam sie do pozycji pollezacej, bo balam sie ze jak bede lezec, to za moment znow zasne. ;) W kazdym razie, Mlodszy i tak nie mial ochoty jechac, za to zabrala sie ze mna corka. Zakupy poszly szybko i sprawnie, ale w drodze powrotnej czulam sie kompletnie zamulona i dopiero po chwili dotarlo do mnie, ze z tego pospiechu, zeby wyjechac zanim mi sie odechce, nie wypilam ani lyczka kawy! :D Po powrocie rozpakowac zakupy i reszta dnia to juz relaks. Dzieciaki dojadly reszte wigilijnego barszczu, a potem ogladali ostatnia czesc Piratow z Karaibow. Za to zirytowala mnie mamuska. Pisalam juz, ze wyslalismy z M. koszyki ze slodyczami dla jego rodzicow i mojej siostry. Mialy przyjsc 27-ego, ale przyszly w czwartek. Ponoc w srode nie pracowali, ale ciekawe dlaczego kalendarz pokazal, ze w ten dzien dostarczenie jest mozliwe? :/ No ale pal szesc; wazne ze doszly. Jak juz napisalam, kiedy wysylalam cos takiego mojej matce, nigdy nie uslyszalam podziekowania, tylko zawsze pretensje, ze po co, ze szkoda pieniedzy, ze lepiej bym te kase wyslala <i>jej</i>, ze to nigdy nie wyglada jak w zamowieniu, ze ona nie lubi odbierac telefonow ani domofonu, a tu musi czekac na kuriera, itd. W ktoryms momencie przestalam wysylac jej takich zamowien na Dzien Matki i tym razem tez stwierdzilam, ze jak mam znow sluchac marudzenia, to dziekuje, postoje. Tymczasem po poludniu dostalam sms'a od mamuski, z pytaniem czy jej tez wyslalam i czy ma sie spodziewac kuriera. I kolejnego, ze musi wiedziec, bo chce wyjechac na 4 dni. Tu musze nadmienic, ze moja matka zrobila sie mocno zdziwaczala i <i>nigdzie </i>nie wyjezdza, wiec podejrzewam, ze to takie klamstewko zeby zmusic mnie do szybkiej odpowiedzi. Odpisalam pytaniem czy chcialaby cos takiego otrzymac, bo przeciez zwykle miala raczej pretensje zeby jej nie zawracac gitary? Nie doczekalam sie komentarza, wiec prawdopodobnie jest obrazona. Z ta kobieta jak z dzieckiem. Kiedy jest pominieta, to zle, ale jesli <i>nie</i> jest, to zamiast okazac wdziecznosc, woli marudzic zeby jeszcze bardziej zwrocic na siebie uwage. Strasznie meczace jest to jej zachowanie i dziecinne... Jakby mojej matki bylo malo, wkurzyl mnie M. Przyjechal do domu i oznajmil ze zje reszte kapusty z grzybami. Z ziemniakami. Poniewaz dojadalismy nadal resztki swiateczne, to przytaknelam, ze to dobry pomysl. Malzonek zabral sie za obieranie i gotowanie kartofli i rzuca tekstem, ze "jakbym byla dobra zona, to ugotowalabym mu te ziemniaki wczesniej". Mowie, ze przeciez nie wiedzialam, ze bedzie chcial jesc kapuste, a on na to, ze moglam pomyslec co bedzie jadl, tak jak on zawsze przyjezdza po pracy i mysli co przygotowac dzieciakom po szkole. Zagotowalam sie i prychnelam, zeby mnie nawet nie wkurzal, bo zwykle ustalamy <i>wspolnie </i>co bedzie na obiad, a ja nie jestem wrozka zeby sie domyslac, ze jasnie pan bedzie chcial zjesc kartofle z kapusta. I ze mogl mi wyslac sms'a. Malzonek dalej, ze myslal, ze sie domysle. No bo, kur*a, ja umiem najwyrazniej czytac w myslach! :/ Reszta popoludnia minela juz na szczescie zgodniej. Dzieciaki zrobily sobie na obiadokolacje domowe pizze, a ze oboje nadal twardo protestowali przed treningiem, to wieczor spedzilismy przed tv lub z ksiazka, w zaleznosci od upodoban. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVRmfjOW8b0-QCICYb41pkmqHQvPXw6DLjo1FqDvXD-6xvQ44-LQWD_qNccJWeBeYYScSUGIhVrZhhuYLYTMiAIfFezWZZ1vw_cApRd-YyqJmDedCCP7r_4rCiaGONr3co1ipbeguSnoqodRBNWNOnPpujJDLRyfByuFPjQmfY5dWoVOLy8dBrpBrvDOE/s571/IMG_5421_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="571" data-original-width="429" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVRmfjOW8b0-QCICYb41pkmqHQvPXw6DLjo1FqDvXD-6xvQ44-LQWD_qNccJWeBeYYScSUGIhVrZhhuYLYTMiAIfFezWZZ1vw_cApRd-YyqJmDedCCP7r_4rCiaGONr3co1ipbeguSnoqodRBNWNOnPpujJDLRyfByuFPjQmfY5dWoVOLy8dBrpBrvDOE/s320/IMG_5421_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Czy oni nie moga jakos normalnie sie usmiechnac...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W piatek stwierdzilam, ze trzeba w koncu wyrwac Kokusia z domowych pieleszy i pojechac na lodowisko. W koncu Potworki mialy nowy "sprzet" do wyprobowania. ;) Tak naprawde to myslalam, ze ten wypad na lodowisko zaliczymy troche wczesniej niz niemal na koniec przerwy, ale wiadomo, w dzien swiateczny sie nie chcialo, we wtorek "odpoczywalam" po Swietach (:D), w srode na lodowisku byl turniej hokeja i nie bylo jazdy publicznej, a w czwartek byla, ale dopiero o 18. Padlo wiec na piatek, bo obawialam sie, ze w weekend moga byc tam dzikie tlumy. Tak w ogole, jeszcze w Swieta dzieciaki dopytywaly kiedy pojedziemy na lyzwy, a kiedy w piatek rano spytalam czy chca jechac, Bi wzruszyla ramionami, ze jesli Nik chce, to ona tez moze, a Mlodszy stwierdzil, ze <i>moooze </i>jechac, ale niekoniecznie. W sumie to nie bardzo mu sie dziwilam, bo wiekszosc tygodnia nie ruszyl sie z domu, ani nawet nie przebral z pizamy. Nie dziwota wiec, ze zgnusnial juz w tej chalupie kompletnie. ;) To byla jednak glowna przyczyna, dla ktorej tego dnia juz nie odpuscilam, tylko oznajmilam, ze <i>jedziemy</i>. Wstalismy, jak przez caly tydzien, pozno. Zanim zjedlismy sniadanie i troche sie ogarnelismy, zostala nam niecala godzina, bo jazda publiczna w tym tygodniu byla o prawie dwie godziny wczesniej niz zwykle. Zdazylam na szczescie wypic szybka kawe, bo pogoda byla znow ponura i deszczowa, wiec raczej na spanie, a nie aktywnosc. Na lodowisku oczywiscie byly tlumy. Mimo ze dojechalismy raptem kilka minut po rozpoczeciu, na parkingu byly juz tylko pojedyncze wolne miejsca, a w wypozyczalni znow zaczynalo brakowac rozmiarow. Na szczescie nas to nie dotyczylo. ;) Troche obawialam sie czy Potworki "polubia" sie z nowymi lyzwami, przyzwyczajeni bowiem byli do figurowek, zas te maja plozy bardziej hokejowe. Uznalam jednak, ze oboje jezdza tak dobrze, ze chwilka i przyzwyczaja sie. Faktycznie, na poczatku oboje miny mieli nietegie i pretensje, ze musza uczyc sie jezdzic od nowa. Szczegolnie Nik, ktory lubil na tych "zabkach" z przodu lyzew robic gwaltowne skrety i inne figury. Po chwili Bi oznajmila, ze juz to "czuje", ale Mlodszy dalej sie burzyl.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgviqGYVxz-pEEE1R1aDtw3J7HOmFskTk99ruyGC0zNsyowwMXR0L2Y3Z2eImCkghUhA6y6paF9IX3NvzyyUOEFnRb9PdMvfilu1woOivTX-PfPEyrdbogZutU2dzJ2h4n7Hp3yGLTkzd42cJrSJxoBhI5RlZoQ2lk5sfZi0MAZAeg_vxxPMkQSZCaJ6W0/s601/IMG_5432_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="451" data-original-width="601" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgviqGYVxz-pEEE1R1aDtw3J7HOmFskTk99ruyGC0zNsyowwMXR0L2Y3Z2eImCkghUhA6y6paF9IX3NvzyyUOEFnRb9PdMvfilu1woOivTX-PfPEyrdbogZutU2dzJ2h4n7Hp3yGLTkzd42cJrSJxoBhI5RlZoQ2lk5sfZi0MAZAeg_vxxPMkQSZCaJ6W0/s320/IMG_5432_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Panna Bi cala w czerni ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Myslalam, ze pojezdzimy do czyszczenia lodowiska, ktore robia mniej wiecej w polowie publicznej jazdy, ale zanim dojechalismy, zalozylismy lyzwy i wyszlismy na lod, zostalo raptem pol godziny, bo czyszczenie urzadzili szybciej niz przewidywalam. Zgodnie postanowilismy wiec zostac jeszcze troche po czyszczeniu. Tu juz Bi zaczela marudzic, ze z boku boli ja stopa. To jest jej stala bolaczka i najwyrazniej to raczej cos z jej noga, a nie z lyzwami, skoro nawet w nowych, z mieciutkim, wygodnym butem, jej dokucza. Za to Nik zlapal "rytm", ze tak powiem i jak zwykle nie mozna bylo go sciagnac z lodu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgM90xA7nzpu9uAZjOu0yuPyut4pMBCVBaYVjPZpxU6A12rsH9CcZubWpuFtym2jNuRlSOb3msBDukBXmEvrBmIWU13yDGbEExxF0W-XtDS-U6jMPYa4vxwMRWbm86mp-Ie2u9yKkaUEL0r1iBD2An8-tcQdZTOgGATOdJqC8iS0Au5d9-3RxNJ5MP4iPM/s541/IMG_5436_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="406" data-original-width="541" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgM90xA7nzpu9uAZjOu0yuPyut4pMBCVBaYVjPZpxU6A12rsH9CcZubWpuFtym2jNuRlSOb3msBDukBXmEvrBmIWU13yDGbEExxF0W-XtDS-U6jMPYa4vxwMRWbm86mp-Ie2u9yKkaUEL0r1iBD2An8-tcQdZTOgGATOdJqC8iS0Au5d9-3RxNJ5MP4iPM/s320/IMG_5436_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Poczul sie pewniej, to od razu caly uchachany :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zrobilismy chyba ze cztery "ostatnie" koleczka, zanim w koncu oznajmilam, ze starczy. ;) Juz wracajac, Mlodszy oznajmil, ze chetnie znow pojedzie na lyzwy, a Starsza, ze w sumie to ona coraz mniej to lubi... A tyle bylo radosci z nowych lyzew... Chyba je oddam jak maja lezec. Zajechalismy po kawe oraz napoje i pizze i dojechalismy do chalupy ledwie pol godziny przed M. Fajnie jednak bylo sie w koncu troche poruszac. Wieczor to juz byl spokojny relaksik. Jedyne co, to wyciagnelam z szaf dzieciakow 3 wielkie wory za malych ciuchow, a potem z rozpedu zrobilam segregacje w szafie w przedpokoju, bo szukajac rekawiczek na lodowisko, odkrylam tam cala kolekcje zbyt malych czapek, rekawic i kominow. A kolejnego dnia M. chcial po pracy oddac to wszystko do skupu, zeby dostac karteczke do odliczenia tego od podatkow.</p><p>Przed nami ostatnie dwa dni starego roku. Na Nowy mam dla Was bardzo proste zyczenie:</p><p style="text-align: center;"><span style="color: #800180; font-size: large;">Oby byl lepszy od minionego!!! :D</span><br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-55253515842101448502023-12-22T23:22:00.007-05:002023-12-23T23:57:11.949-05:00Niespodziewany dlugi weekend w tygodniu przedswiatecznym<div><p>Sobota, <u>16 grudnia</u> to powtorka z rozrywki z poprzedniej. Ponownie Nik mial mecz koszykowki na 12, a Bi zawody plywackie niemal na ta sama godzine, bo 12:45. Mialam wiec z Potworkami spokojny ranek i moglismy odespac tydzien wczesnego wstawania. Kiedy juz zwleklismy sie na dol, zaproponowalam dzieciakom zeby zaczeli ogladac kolejna czesc "Piratow", w poniedzialek bowiem musielismy oddac plyte. Myslalam, ze zaczna i dokoncza kolejnego dnia, ale okazalo sie, ze ta czesc jest krotsza i zdazyli obejrzec caly film. Skonczyl sie idealnie kiedy M. dojechal z pracy i chlopaki musialy sie zbierac do wyjscia, a my jakies 45 minut po nich. Oni jechali znow do szkoly Kokusia, a my na szczescie tym razem znacznie blizej niz tydzien wczesniej. Jak ostatnio bylysmy w miejscu gdzie Mlodszy mial mistrzostwa w lutym, tak tym razem trafilysmy tam, gdzie miala je Bi - kilka lat temu. :)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEga1QY1mzGbW0TYAVwFuVJy5Vlil0G6P900MSxwEDrMdkXOTgfdq3twkD2ehJc6t6N7orekUXr5oUHPah7FidqEcILxBC-SkQGjCTF69sKGBbhcbTKs89M1M3i8Z7SWb6dFkYkU13E8ElogcZiIdcLSjCmetvXsn6cGcW7NnMnniff5VdoAGbphXYioP3c/s505/IMG_5359_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="380" data-original-width="505" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEga1QY1mzGbW0TYAVwFuVJy5Vlil0G6P900MSxwEDrMdkXOTgfdq3twkD2ehJc6t6N7orekUXr5oUHPah7FidqEcILxBC-SkQGjCTF69sKGBbhcbTKs89M1M3i8Z7SWb6dFkYkU13E8ElogcZiIdcLSjCmetvXsn6cGcW7NnMnniff5VdoAGbphXYioP3c/s320/IMG_5359_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Spotkanie towarzyskie </span><span style="font-size: x-small;">na plyciznie </span><span style="font-size: x-small;">przed rozgrzewka </span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ponownie zglosilam sie do mierzenia czasu i tak dlugo ociagalam sie z przydzieleniem lini, ze dostalam ostatnia - 6. I o to mi chodzilo. ;) Znow mialam luzy i przerwy w dzieciakach co kilkanascie minut, moglam wiec pojsc popic kawy i skubnac cos do jedzenia. Bi ponownie plynela sztafety kraulem. Mimo ze trener wymienil jedna z dziewczynek w ich grupie na inna, plywajaca duzo lepiej, to dwie pozostale - swiezynki w druzynie, spowolnily je wystarczajaco, zeby zajac znow ostatnie miejsca. No coz. ;) Indywidualnie, Bi plynela tak jak ostatnio na 50 m (dwie dlugosci basenu) kraulem. Ostatnio wygrala z palcem w nosie, ale tym razem przeciwna druzyna miala bardzo szybka dziewczynke. W sumie jak patrzylam na jej styl, to byl raczej "rozpaczliwy". Panna machala ramionami kompletnie bez gracji, ale za to szybko. ;) A Bi podeszla tym razem do zawodow na jakims luzie i mialam wrazenie, ze plynie sobie takim spokojnym tempem. No i zajela drugie miejsce, a z trzecia dziewczynka wygrala o ulamki sekundy.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-o4bk0pguWuoHbzj7B_nly_slduZHkONavRVGvNUvYcJ86Kv-lyLnrjvTPUqk5gptdyaeMguVdfEr5D8aU5zcV7a4vn-YFQB3M_1WTcZT-9yesVQwXe-BZfJXD_YnUbKZFugl3c6Ai_66bdAO_JBmiTodm0TmeX55Ztz0sYoVHuPTTaU68XKFxJiwZSw/s693/IMG_5361%20-%20frame%20at%200m33s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="391" data-original-width="693" height="181" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-o4bk0pguWuoHbzj7B_nly_slduZHkONavRVGvNUvYcJ86Kv-lyLnrjvTPUqk5gptdyaeMguVdfEr5D8aU5zcV7a4vn-YFQB3M_1WTcZT-9yesVQwXe-BZfJXD_YnUbKZFugl3c6Ai_66bdAO_JBmiTodm0TmeX55Ztz0sYoVHuPTTaU68XKFxJiwZSw/s320/IMG_5361%20-%20frame%20at%200m33s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jedna dziewczynka juz stoi, Bi wlasnie dotyka scianki, a trzecia panna doplywa. Reszta daleko w tyle ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Jej drugi indywidualny wyscig byl na 100 m, z kazda dlugoscia basenu innym stylem. Pechowo, plynela znow przeciwko tej samej dziewczynce i ponownie zajela drugie miejsce.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKjpodEPl0aoyMzW1O0-8ryKmI_xCsOA_hv6So-qPyeVe3jMjhw70gFMBJZzEFg2gtGPWioMNffYMUlyqmVOhgUO8TfpC-kolcWp5jJoBEmux_qNewrb2uYU3OBB9V7ppJ55ciHZxcDaPmWsoTwfVcFfhloAa98ON8j3p50EpJ4NC8rwYnBUPScKI63LU/s702/IMG_5362_1%20-%20frame%20at%201m37s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="396" data-original-width="702" height="181" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKjpodEPl0aoyMzW1O0-8ryKmI_xCsOA_hv6So-qPyeVe3jMjhw70gFMBJZzEFg2gtGPWioMNffYMUlyqmVOhgUO8TfpC-kolcWp5jJoBEmux_qNewrb2uYU3OBB9V7ppJ55ciHZxcDaPmWsoTwfVcFfhloAa98ON8j3p50EpJ4NC8rwYnBUPScKI63LU/s320/IMG_5362_1%20-%20frame%20at%201m37s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tamta juz odpoczywa, a Bi wlasnie doplynela. Plynelo z nimi dwoch chlopcow, ale nawet ich jeszcze nie widac ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Oczywiscie potem sama przyznala, ze nie dala z siebie wszystkiego, ale pocieszalam ja, ze nie zawsze sie wygrywa i czasem trafi sie wlasnie ktos szybszy i tyle. Jedyne co moze zrobic, to trenowac jak najmocniej, zeby poprawic szybkosc i wytrzymalosc. Przeciwna druzyna okazala sie malutenka (albo tyle dzieci nie dojechalo), wiec znow wiele wyscigow bylo laczonych i skonczylismy duuuzo wczesniej. Na poczatkowej rozpisce planowy czas konca wynosil 17:30, a tymczasem zakonczylismy o 15:20. Ucieszylam sie jak glupia, zajechalysmy z Bi po kawe, a potem... pannie zachcialo sie jechac do biblioteki. Mowila jednak, ze ksiazke, ktora chciala wypozyczyc widziala wczesniej na polce, uznalam wiec, ze powinno pojsc szybko. Taaa, ja naiwna. Poczatkowo wszystko szlo sprawnie. Zgarnelysmy stosik plyt, zeby miec co ogladac podczas przerwy swiatecznej. Wzielismy tez gry, ktore Potworkom sie ostatnio spodobaly. Tymczasem ksiazki... nie bylo. I to nie tylko na polce, ale kiedy spytalysmy bibliotekarke, okazalo sie ze w ogole jej nie maja. Pani byla jednak bardzo sympatyczna i zlozyla zamowienie zeby przeslac ja dla Bi z biblioteki w sasiednim miasteczku. Starsza jednak, mimo ze ma stosik ksiazek kupionych na kiermaszu w szkole, stwierdzila ze zostawia je sobie zeby przeczytac po skonczeniu obecnej serii. A w czasie kiedy czeka na dotarcie upatrzonej ksiazki, chce wypozyczyc jakas inna. Tyle, ze oczywiscie nie mogla sie na nic zdecydowac i chodzila miedzy regalami dobre 45 minut. Na szczescie przez glosniki ogloszono, ze za 20 minut zamykaja biblioteke. To dalo jej motywacje zeby szybciutko cos sobie znalezc. No ale moglysmy byc w domu o 16, a dojechalysmy prawie o 17... :/ Na szczescie w ten weekend nie mielismy zadnych imprez, wiec po powrocie Bi, a potem ja wskoczylysmy pod prysznic i juz moglam sie delektowac spokojnym wieczorem. Dowiedzialam sie tez, ze zespol Kokusia ponownie mecz wygral, a piec z chyba 14 koszy, strzelil syn. No i super, jestem dumna, choc i tak wolalabym zeby pojechal na zawody <i>plywackie</i>. :D<br /></p><p>W niedziele ponownie moglam z dzieciakami dluzej pospac, choc znow nie az tak dlugo. Budzik nastawilam na 8:30 i kiedy wstalam, Bi juz nie spala, ale Nik owszem. Obudzil sie dopiero po 9. Niestety, przez zawody Starszej, znow nie udalo nam sie pojechac do kosciola w sobote, wiec trzeba bylo sie wybrac w niedziele rano. Zabralam Potworki do tego samego co tydzien wczesniej i kurcze, wiecej tam chyba nie pojade. <i>Tlumy </i>ludzi, brak miejsc parkingowych i ostatecznie musielismy w kosciele stac, bo pojedyncze miejsca siedzace by sie znalazly, ale trzy obok siebie juz nie, a dzieciaki nie chcialy sie rozdzielac. Jakos dalismy rade, za to w czasie mszy zaczal padac deszcz, wiec dlugi marsz do auta jeszcze bardziej popsul mi humor. Po powrocie do domu nie mialam ochoty juz sie ruszac z chalupy, a niestety Bi umowila sie z kolezanka i chciala zeby ja zawiezc. Ech... Naprzemian deszcz i mzawka, ciemno i ponuro, a ona akurat tego dnia uparla sie na spotkania towarzyskie i to na drugim koncu miejscowosci... Ledwie zdazylismy dojechac z kosciola, a przyjechal moj tata, jak co niedziele. Tym razem, poza bezrobociem, musialam pomoc mu wypelnic jeszcze kilkanascie stron formularzy, potrzebnych klinice, ktora bedzie przeprowadzac jego operacje kolana. Tak naprawde, poza trzema stronami, nigdzie nie bylo, ze musi to odeslac teraz-zaraz-natychmiast, a do operacji zostal ponad miesiac. Ale tata uparl sie oczywiscie ze jak juz to otworzylismy, to chce to zrobic od razu. Zdecydowanie tendencji do prokrastynacji po nim nie odziedziczylam. :D W koncu dojechal M. i wlasciwie byla pora zeby zawiezc Bi do kolezanki. Widzac, ze ja siedze nad formularzami taty, zlitowal sie i pojechal z corka. Dziadek znow posiedzial kilka godzin, znajdl obiad i obejrzelismy razem skoki narciarskie, choc w sumie nad wynikami "naszych" mozna sie raczej zalamac niz kibicowac. ;) Tata pojechal, a ja za chwile musialam odebrac Bi. Wrocilysmy do chalupy i cale szczescie nic juz nie musialam robic ani nigdzie jechac, bo pogoda robila sie coraz gorsza. Caly dzien wlasciwie mzylo, z tylko okazjonalnym mocniejszym deszczem. A na wieczor nie tylko zaczelo lac, ale jeszcze zerwal sie wiatr. Zewszad walily ostrzezenia przed huraganowymi porywami i kladlismy sie spac zastanawiajac sie czy nie zerwie gdzies lini wysokiego napiecia i obudzimy sie bez pradu w domu...</p><p>W nocy spalam fatalnie. Gorsza wichura niz ta, zdarzyla sie tylko 3 lata temu, kiedy drzwewo zwalilo nam sie na przyczepe... Tym razem przypomnialo mi sie dziecinstwo i zimowe sztormy na Baltyku. Pamietam dokladnie ten swist w szparach okiennych, wiatr walacy w nie i grozacy wywaleniem z framug. Marsz pod wiatr, gdzie czlowiek mial wrazenie, ze wcale nie posuwa sie naprzod. "Zassane" przeciagiem drzwi od klatki schodowej, otworzone tylko dzieki uprzejmosci silnego sasiada. Takie to uroki dorastania w Trojmiescie. ;) Tym razem wiatr zawiewal akurat glownie w strone domu od mojej sypialni, wiec mocno gwizdal w oknie. Slychac bylo jakies stuki, metaliczne uderzenia, itd. Co chwila wlaczalo sie swiatlo nad garazem na sensor ruchu. Mowiac ogolnie bylo nieciekawie. Przy kazdym przebudzeniu zerkalam pierwsze do lazienki dzieci, bo tam mamy male swiatelko, jakby ktores z mlodziakow musialo pojsc siusiu w nocy. Na szczescie za kazdym razem nadal sie swiecilo, wiec prad byl. Tuz po 6 rano obudzil mnie sms ze szkol, ze z powodu pogody, opozniaja lekcje o dwie godziny. Hmmm... O tej porze roku, opoznienia i zamkniecia sa zwykle z powodu <i>sniegu</i>, a nie deszczu oraz wiatru. ;) Z ulga przesunelam budzik na 8 rano, ale poki co nie oplacalo mi sie ukladac wygodniej. Lezalam i czekalam az zadzwoni budzik Bi, po czym poszlam powiedziec jej, ze lekcje zaczyna dopiero o 9:30, a nastepnie obie polozylysmy sie spowrotem spac. Tuz przed moim (nowym) budzikiem wstal spanikowany Nik, ktory oczywiscie nie wiedzial o przesunieciu. :D W koncu wstala Bi, wstalam ja i pierwsze co, to pozagladalam naokolo domu, zeby zobaczyc czy nie ma zadnych zniszczen. Wiatr mocno przyginal drzewa do ziemi, wiec obawialam sie, ze smietniki moga fruwac po calym ogrodzie. Ku mojemu zdumieniu staly na miejscu (mielismy farta, ze w czwartek zapomnielismy ich wystawic do oproznienia, wiec byly dosc ciezkie :D) i w ogole, jedynym sladem wichury, byla czerwona kokarda, ktora powinna wisiec pomiedzy drzwiami garazowymi, a tymczasem, zerwana, lezala w kaluzy. ;) Mielismy kupe szczescia, bo tysiace ludzi w naszym Stanie zostalo bez pradu i do wieczora nadal nie wszedzie go przywrocili. W naszym miasteczku rowniez sporo miejsc stracilo prad, m.in, w okolicach jednej ze szkol (wiec moze stad te zamkniecia), ludzie zglaszali drzewa zwalone na domy, szopki, itd., a takze mielismy sporo zalanych i zamknietych drog. U mojego taty podobno ulica plynela doslownie rzeka, a sasiad biegal z lopata i probowal odtykac studzienki. :O Ja za to, po ogledzinach chalupy na tyle, na ile pozwolil mi na to deszcz lejacy wiadrami i zawiewany w twarz wiatrem, zaczelam szykowac Starszej sniadanie. Patrzac na sytuacje za oknem stwierdzilam, ze tego dnia jednak podjade autem do konca naszej uliczki, zeby nie musiala w ten deszcz oraz wichure stac na przystanku. Uslyszalam pikniecie sms'a i myslalam ze M. sprawdza czy mamy prad, a tymczasem... byla to kolejna wiadomosc ze szkol. Tym razem, "z powodu nadal pogarszajacej sie sytuacji", zamkneli je kompletnie. :O Potworki oczywiscie oszalaly ze szczescia. Ja nieco mniej, bo chcialam tego dnia popakowac prezenty swiateczne dla nich, porobic pranie i kontynuowac porzadki. A z dzieciakami to wiadomo jaka robota. Niby to juz nie maluchy, ale i tak ciagle cos chca i przeszkadzaja. Nie mowiac juz o prezentach, ktorych pakowanie odpadalo kompletnie... Dzien minal jednak calkiem fajnie i bardzo spokojnie. Zapominalismy momentami, ze to poniedzialek, a nie weekend. Kiedy zjedlismy sniadanie, Nik poprosil zeby wlaczyc mu "Avatar". Poczatkowo myslal oczywiscie o tej najnowszej czesci, bo pierwsza wyszla przeciez 3 lata przed jego narodzinami. Zasugerowalam jednak, ze moze trzeba zaczac od oryginalu, bo to od niego wszystko sie zaczelo. ;) Ku mojemu zdziwieniu, Bi oznajmila, ze jej ten film w ogole nie interesuje, ale ze i tak siedziala w salonie, to zaczela mimochodem ogladac, a potem wciagnal ja tak, ze uznala, ze to jeden z najlepszych jakie widziala. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhktzfo7YbSHSTUTLL_gL-3x056WbE8KjjmN33r7VzCE7Q7p1zLSmu9FsjLeWxq6Ytkuuw78h-jjhUkYdVMG6J9TCES2l744qqk40F-OI21enkS8K58dFRlUtmsei-rMm4uzRScY9AtIsgbA6jw6fHWABHoVf0Ny3qJYmakhqKGmM2XIfCoU9u3iqJtEws/s671/IMG_5363_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="504" data-original-width="671" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhktzfo7YbSHSTUTLL_gL-3x056WbE8KjjmN33r7VzCE7Q7p1zLSmu9FsjLeWxq6Ytkuuw78h-jjhUkYdVMG6J9TCES2l744qqk40F-OI21enkS8K58dFRlUtmsei-rMm4uzRScY9AtIsgbA6jw6fHWABHoVf0Ny3qJYmakhqKGmM2XIfCoU9u3iqJtEws/s320/IMG_5363_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kinomani</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Malzonkowi uzbierala sie resztka dni wolnych, ktore musial wykorzystac przed Swietami (jego firma oficjalnie ma wolny tydzien przed Nowym Rokiem), wiec w tym tygodniu wychodzil z pracy juz o 10:30. Dalam mu liste zakupow swiatecznych z Polakowa i w poniedzialek pojechal tam, nie zwazajac na paskudna pogode. Calutki dzien potwornie wialo (choc juz slabiej niz w nocy) i lalo. Bylo jednak bardzo cieplo jak na druga polowe grudnia - 16 stopni, choc po poludniu temperatura zaczela gwaltownie spadac. Ojciec wrocil do domu calkiem wczesnie i wiekszosc dnia spedzilismy raczej leniwie. W ktoryms momencie wydawalo sie, ze niebo zrobilo sie jakby jasniejsze i deszcz przeszedl w mzawke, a ze Bi meczyla mnie zeby podjechac do biblioteki, wiec pojechalysmy, zabierajac ze soba tez Kokusia. Bi zgarnela kilka ksiazek, Nik stosik gier, a do tego najnowsza czesc "Avatar'a", oczywiscie. A kiedy wyszlismy... tragedia. Leje jak z cebra i pizdzi jak w Kieleckiem. Wygladalo to jak, wypisz - wymaluj, sceny z Florydy nawiedzonej przez huragan! Najpierw lekko zwatpilismy, ale potem Potworki schowaly ksiazki za pazuchy, na glowy naciagnelismy kaptury (ktore po drodze i tak nam zwialo) i puscilismy sie pedem przez parking. Kilkanascie sekund, a bylismy przemoczeni! :D Po powrocie nie wysciubialismy juz nosa z domu. Tylko Oreo naprzemian wychodzila i wracala przemoczona, zeby za kwadrans znow drzec sie pod drzwiami zeby ja wypuscic. Maya glupia nie jest, wiec nawet wieczorem nie bardzo miala ochote wychodzic na ostatnie siusiu. ;) Potworki oczywiscie powinny byly jechac na basen, ale oboje marudzili, ze to taki bonusowy dzien "weekendowy" i im sie nie chce. Pogoda byla taka a nie inna, wiec M. tez srednio sie chcialo i ostatecznie zostali w domu. </p><p>Wtorek zaczal sie juz normalnie, czyli od wczesnej pobudki. Wyszykowalysmy sie z Bi, przygotowalam Nikowi sniadanie, obudzilam go i wyszlysmy z corka. Cale szczescie ze zaczelam budzic kawalera przed wyjsciem ze Starsza, bo jej autobus znow przyjechal o 7:26, a ze kokusiowy mial zaczac przyjezdzac wczesniej, wiec w zyciu by sie nie wyrobil. Oczywiscie, wbrew temu, co napisali w mailu, my wyszlismy z domu wczesniej, a jego autobus przyjechal <i>pozniej</i>. Babka tlumaczyla, ze gdzies po drodze byly strasznie korki. No, moze... A jeszcze, wyszlismy z naszego podjazdu na chodnik i przypomnialo mi sie, ze przeciez mamy wtorek, a Nik nie wzial trabki! Ten wolny poniedzialek naprawde mnie zamotal! :D Kazalam synowi isc na przystanek, bo wazniejsze bylo zeby zlapal autobus, a sama pobieglam spowrotem do chalupy. Bieg do domu, po schodach na gore, potem znow na przystanek i mialam niezla zadyszke. A wszystko na darmo, bo autobus i tak sie spoznil i nie musialam sie spieszyc. :D Po odjezdzie syna, rozladowalam zmywarke, zaladowalam ponownie to, co uzbieralo sie w zlewie, umylam kuchenke, poskladalam ostatnie pranie z poprzedniego dnia, po czym w koncu usiadlam na chwile z kawa. W tle puscilam sobie jednak radio z piosenkami bozonarodzeniowymi i tak mnie chwycil nastroj na... wyrobienie w koncu ciasta na pierniki. ;) Mielismy je piec w miniony weekend, ale potem jakos tak smignal, ze wylecialo mi z glowy zeby wczesniej zagniesc ciasto, a ono musi sobie chwilke polezakowac w lodowce. Potem mielismy niespodziewanie wolny od szkoly poniedzialek i... znow zapomnialam. :D A o dziwo, Nik spytal o pierniki tylko raz, w czasie Indyka i chyba sam zapomnial. Jak nikt mi nie przypomina, to mam skleroze. :D W kazdym razie, spojrzalam na zegarek i bylo jakos 15 minut zanim planowalam jechac do roboty. Stwierdzilam, ze zdaze. Coz, <i>nie </i>zdazylam, ale ze i tak moge przyjezdzac kiedy i na ile chce, wiec wyjechalam 20 minut pozniej niz chcialam i juz. ;) W pracy tym razem na nikogo nie wpadlam, skrzynka pocztowa byla pusta, wiec posiedzialam, odbebnilam troche papierow i wrocilam do domu. Rano dostalam maila, ze trening koszykowki Kokusia, zostal odwolany. Nie powiem, wcale mnie to nie zmartwilo. ;) Dotarlo do mnie za to, ze za dwa tygodnie, przez 5 tygodni wtorkowe popoludnia bede spedzac na sniegu i mrozie (?). Poki co, pogoda nie wspolpracuje i tydzien miedzyswiateczny ma byc raczej wiosenny niz zimowy. :D W kazdym razie, z klubu narciarskiego troche sie ciesze, bo w koncu lubie ten sport, a troche mi sie zwyczanie nie chce... Lenia mam i tyle i odrobine cierpne na mysl o spedzaniu calutenkiego popoludnia pilnujac mlodocianej bandy. ;) Wracajac do odwolanej koszykowki, Nik byl i rozczarowany i zly. Ponoc trener obiecal im jakis "zabawowy" trening, poniewaz mial to byc ostatni przed przerwa, a dodatkowo Mlodszy wiedzial, ze inaczej bedzie musial jechac na basen. ;) Poniewaz trening plywacki we wtorki jest pozniej, wiec wyciagnelam ciasto na pierniki z lodowki i Potworki zabraly sie ochoczo za walkowanie i wykrawanie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyxyjt48u96YkSPJ0nJYZLuU6GalvpwfvBZsyBkrVjoU_sVGodIlF99d3mFZZuyRTRIcPDWE4dwySXFtIuwoTtdIIytwn5H2zkwV_s6Jhp_zaKygMtIupAVbFJsBSEfU30Gu0G_3Fcqy8qyBFAD-_f9jWY8rA96L8BxSWz9RH7OVG28F4dPKWqegNmmbc/s543/IMG_5369_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="543" data-original-width="408" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyxyjt48u96YkSPJ0nJYZLuU6GalvpwfvBZsyBkrVjoU_sVGodIlF99d3mFZZuyRTRIcPDWE4dwySXFtIuwoTtdIIytwn5H2zkwV_s6Jhp_zaKygMtIupAVbFJsBSEfU30Gu0G_3Fcqy8qyBFAD-_f9jWY8rA96L8BxSWz9RH7OVG28F4dPKWqegNmmbc/s320/IMG_5369_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">To zdecydowanie ulubione ciastka Kokusia</span><br /></div></div><div> <p></p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgg6oOe3jeqJxOyKH-d7iuS4o0Hz-9huAUmWJygxhgc43YGOCbeiubOCFC79NrTlrGohGPppfEUxcEaNXeCs-gmfnSJF97ei4Emdr2uqHDSziIdA9jWxlc25VX2FkQXOqWZyS0ZuTAcvxGuigsltBa7fIzGJ14DAv_Pn8RlNM7mSDZGc3t1uLftNKEm_YY/s541/IMG_5370_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="541" data-original-width="406" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgg6oOe3jeqJxOyKH-d7iuS4o0Hz-9huAUmWJygxhgc43YGOCbeiubOCFC79NrTlrGohGPppfEUxcEaNXeCs-gmfnSJF97ei4Emdr2uqHDSziIdA9jWxlc25VX2FkQXOqWZyS0ZuTAcvxGuigsltBa7fIzGJ14DAv_Pn8RlNM7mSDZGc3t1uLftNKEm_YY/s320/IMG_5370_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Te czarne bluzki, po zabawie z maka, byly oczywiscie bardziej biale ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nigdy nie robie tego ciasta za wiele, wiec poszlo im ekspresowo i w 40 minut mielismy wszystkie upieczone. Dekorowac <i>mielismy </i>innego dnia. Kiedy ja i dzieciaki "walczylismy" z pierniczkami, M. zaczal zmieniac podlaczenie do polskiej telewizji. Dostalismy nowe urzadzonko, ktore jednak sprawialo mu kupe problemow. Mowilam mu zeby zostawil i ze popatrzymy w weekend, na spokojnie, zapominajac, ze to Swieta. :D Nie, jak to moj maz, on bedzie robil <i>teraz</i>. Potem przyznal, ze myslal, ze raz-dwa i zrobi. Tymczasem urzadzenie, zamiast sie wlaczyc, raz po raz prosilo o zalogowanie sie. Probowalam zalogowac sie ja, potem M. i za kazdym razem wyskakiwalo, ze konto jest nieaktywne. Malzonek, wsciekly ze cos mu nie wychodzi, najpierw stwierdzil, ze na pewno to<i> zapomnialam </i>hasla! Mina mu zrzedla, kiedy jego tez nie zadzialalo. ;) Kilka razy powtarzalam, ze dzieja sie tu jakies "cuda" i ze trzeba zadzwonic do tej agencji co sprzedaje telewizje. Oczywiscie malzonek, juz wkurzony, burknal zebym sama sobie dzwonila, ze on nie bedzie nigdzie dzwonil. Przewrocilam oczami i powiedzialam, zeby dal mi numer telefonu to zadzwonie. On to zawsze zalatwial, wszystko zapisane na niego, a teraz sie rzuca. W kazdym razie tak kombinowal ze starym urzadzeniem oraz nowym, ze w koncu stare zresetowal do ustawien fabrycznych (choc odradzalam) i ono tez przestalo dzialac. Brawo. :D W miedzyczasie dzieciaki szykowaly sie na basen, a ojciec dodatkowo miotal sie, naprzemian warczac ze nigdzie nie jedzie i mowiac ze ok, niech sie przebieraja. Wreszcie jednak zdecydowal sie posluchac zony i zadzwonic do tej agencji. Miesci sie ona w Chicago, wiec sa o godzine wczesniej od nas i o dziwo o 17:30 (ich czasu) ktos odebral. Pan na szczescie wiedzial jak obejsc to niefortunne logowanie. W tym momencie M. podziekowal i sie... rozlaczyl, choc pokazywalam na migi zeby najpierw wszystko do konca wlaczyc. Poniewaz nie ma za latwo, urzadzenie wydawalo sie teraz dzialac, ale w mnogosci app'ek nie moglismy namierzyc polskiej telewizji, a kiedy juz ja namierzylismy, wyskoczyla prosba o... haslo! :D I niestety inne niz to, ktorym M. logowal sie przed chwila. No to co - kolejny telefonik do agencji. A mowilam zeby sie nie rozlaczal?! ;) Pan i tu na szczescie umial pomoc, a haslem okazala sie kombinacja cyfr, ech... Po tym juz jednak telewizja sie wlaczyla jak powinna. Niestety zrobila sie 18:45, czyli poczatek treningu. Malzonek najpierw stwierdzil, ze dobra, najwyzej dzieciakom umknie rozgrzewka, ale po kilku minutach jednak zrezygnowal z jazdy. Bi sie poplakala. ;) Na oslode wyciagnelam lukry i dalam im do dekorowania piernikow. Niezle sobie radzili, ale ostatecznie Starsza poddala sie szybciej niz brat, a i on nie skonczyl. A wydawalo sie, ze wcale nie tak duzo tych piernikow...</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjf4MTSx8i6jbGpoGc2hC78m8rAGVP_Pay094sCwnBTTU-dn2nPSGeNxH1Nesa8JAgXU2cRJ6KR4_HUpm913VgskEGywvgAbxYRC9VaZzXswguj2p61pU4HqCwVjL9HqhtQQfhoswyFzwCEgNTOmFLBWd15fGjlk3eh21seUPGlZVJVUUVqX8v2US6P2ms/s601/IMG_5372_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="451" data-original-width="601" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjf4MTSx8i6jbGpoGc2hC78m8rAGVP_Pay094sCwnBTTU-dn2nPSGeNxH1Nesa8JAgXU2cRJ6KR4_HUpm913VgskEGywvgAbxYRC9VaZzXswguj2p61pU4HqCwVjL9HqhtQQfhoswyFzwCEgNTOmFLBWd15fGjlk3eh21seUPGlZVJVUUVqX8v2US6P2ms/s320/IMG_5372_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Dekorowanie to chyba lepsza zabawa niz pieczenie ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Sroda to poranek jak zwykle. Kiedy usiadlam na lozku, na horyzoncie akurat zrobila sie delikatna, jasnozolta linia. To stad chyba wzielo sie okreslenie "wstac bladym switem". :D Zapakowalam Bi sniadaniowke i wode, po czym polecialam sie umyc. Potem przyszykowalam Kokusiowi sniadanie, obudzilam go i pobieglysmy ze Starsza na przystanek. Tym razem nie musialam sie az tak spieszyc, bo autobus dojechal juz o 7:21. Przynajmniej jednak Nik mial mniejszy bieg z samego rana, choc to byl kolejny dzien kiedy wyszlismy wczesniej, a autobus przyjechal pozniej niz zwykle. W koncu jednak dojechal, Mlodszy zostal powieziony do szkoly, a ja wrocilam do chalupy juz na caly dzien. Planowalam tego dnia zrobic ostatnie zakupy spozywcze przed Swietami, ale jak zwykle, plany planami, a zycie zyciem... Akurat na ten dzien malzonek umowil sie na zmiane <i>moich</i> opon, wzial wiec do pracy moje auto zeby zaoszczedzic sobie jazdy w te i we w te. A ja zostalam udupiona w domu, bo jego "krowy" nie biore jesli absolutnie nie musze. ;) Myslalam zreszta optymistycznie, ze skoro wychodzi o 10:30, to okolo 12 powinien byc w domu i wtedy pojade. Taaa. Pojechal do zaufanego mechanika, ktory jednak, przez to ze ma dobre opinie, byl mocno oblegany i, pomimo pomocnikow, robil kilka rzeczy na raz. W rezultacie M. do domu dojechal dopiero przed 14. W tym momencie nie chcialo mi sie juz nigdzie ruszac, szczegolnie ze na mysl o korkach robilo mi sie mdlo, a po calym dniu ogarniania, juz nic mi sie nie chcialo. Zrobilam jeden ladunek prania zeby mniej zostalo mi na sobote przed Swietami. Zaczelam myc lodowke, bo niestety juz sie o to prosila. Wypralam i powiesilam reszte zaslon, kichajac raz za razem przy ich sciaganiu. Jak juz sciagnelam zaslony, to od razu umylam przykurzone okna. Wyszorowalam przegrody ze sztuccami, bo sa na samej gorze pod blatem roboczym i wiecznie wpada do niej kupa paprochow. Umylam tez szuflade do <i>air fryer</i>'a. I juz pogubilam sie w tym co jeszcze odhaczylam z przedswiatecznych porzadkow. A ze sie zmeczylam, to naszla mnie taka ponura mysl, ze jaki to sens pucowac kuchnie na blysk, skoro za chwile totalnie ja ufaflunimy przy pichceniu na Wigilie... ;) Wkrotce dojechala Bi, a niedlugo po niej M. z Kokusiem. Zjedlismy obiad i chwile posiedzielismy, Bi odrobila lekcje i czas byl dla ich trojki jechac na basen/ silownie. Oni pojechali, a ja wskoczylam pod prysznic, a potem popedzilam do piwnicy, przypomnialo mi sie bowiem, ze przyszla przesylka z prezentami swiatecznymi Potworkow, a ja zapomnialam otworzyc i sprawdzic czy wszystko sie zgadza. Na szczescie tak. :) Rodzina wrocila po ponad godzinie, kolacja, chwile ochlonac i do czas do lozek.<br /></p><p>W nocy znow spalam srednio, bo martwilam sie o kota. Tak, Oreo w srode wieczor znow wyszla, pojawila sie na chwile pod drzwiami o 22, ale uciekla kiedy je otworzylam i... przepadla. Kladlam sie do lozka o 23:30, specjalnie przedluzalam, krecilam sie po dole i co chwila wychodzilam z jednej lub drugiej strony, nawolujac. W ktoryms momencie z tarasu uslyszalam jak cos na dole zaszelescilo, ale oczywiscie w ciemnosci nic nie moglam dojrzec, a kot nie przyszedl, jesli to byl on. Jak na zlosc, na noc zapowiadali lekki przymrozek, -1, ale przy porywistym wietrze, obnizajacym odczuwalna temperature do -5. Zal mi bylo zostawiac zwierzaka, ale co robic. W koncu poszlam spac, ale co chwila przebudzalam sie, przewracalam z boku na bok, itd. Okolo 3 nad ranem slyszalam jak M. wola Oreo, bo zostawilam mu kartke, ze jej nie ma i zeby sprobowal ja zawolac. Wolal i wolal i juz myslalam, ze nie przybiegnie, ale w koncu uslyszalam jak malzonek do niej zagaduje. Czyli moglam juz spac spokojnie. :) A swoja droga zastanawiam sie gdzie ona sie chowa, bo na tarasie zostawilam jej "domek, zeby mogla do niego wejsc i schronic sie przed wiatrem, ale tam jej nie bylo...</p><p>Czwartek rano, poza zmeczeniem to bylo takie kopiuj - wklej srody. Przynajmniej do momentu odjechania Kokusia do szkoly. ;) Potem wrocilam, wypilam kawe i umylam kolejna szuflade oraz polke z lodowki. Wole to robic wlasnie na raty i po trochu. Schodzi dluzej, ale nie mam wrazenia ze pol dnia szoruje lodowke. ;) Zebralam sie tez i w koncu zapakowalam prezenty dla Potworkow. Oni klada sie teraz tak pozno (szczegolnie Bi), ze nie mam szans zrobic tego wieczorem, wiec zostaly tylko dwa ranki, ewentualnie czas, kiedy beda na treningu. Wolalam jednak nie zostawiac pakowania na ostatnia chwile, bo wiadomo, zawsze cos moze wyskoczyc. Dla dziadka czy wujka moge zrobic w ich obecnosci, ale juz dla nich samych to nie bardzo. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHWAmB_fiYrLyHKXFhppROXeCdZCAljPw8OaZ1kG9avcZLZKi1Cx547rGz4fsKF6k0GBcNi6k4mHNhOZ6RN7fbfF7Vzi8LSFaa5Lb0FKD34p1mcUg8jTCaOlkRRuSyHZ54sMYRl6vwIVN7uXu5oQdxkxLNrqry6tslh5i1TDxaML7G3fgcqnwedVQ5bUo/s595/IMG_5380_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="447" data-original-width="595" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHWAmB_fiYrLyHKXFhppROXeCdZCAljPw8OaZ1kG9avcZLZKi1Cx547rGz4fsKF6k0GBcNi6k4mHNhOZ6RN7fbfF7Vzi8LSFaa5Lb0FKD34p1mcUg8jTCaOlkRRuSyHZ54sMYRl6vwIVN7uXu5oQdxkxLNrqry6tslh5i1TDxaML7G3fgcqnwedVQ5bUo/s320/IMG_5380_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">I juz - stosik dla Potworkow gotowy. Skromnie, ale pare drobiazgow dostana jeszcze do skarpet w wigilijna noc</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Tego dnia chcialam pojechac do pracy, planowo ostatni raz przed Nowym Rokiem, a potem na ostatnie zakupy spozywcze przed Swietami. Poczatkowo mialam jechac jak zwykle, po pracy, ale potem poszlam po rozum do glowy i stwierdzilam, ze o nie! Nie bede sie pchala w te korki i szalenstwo. Wyjatkowo, pojechalam przed praca. Na szczescie tego dnia mielismy miec tylko 3 stopnie, a nie planowalam kupowac niczego mrozonego, wiec stwierdzilam, ze wszystko powinno jakos wytrzymac w aucie te kilka godzin. ;) Zirytowac musial mnie oczywiscie tez malzonek, jakby inaczej. Dzwoni i ni z gruchy, ni z pietruchy pyta czy zamowilam kalendarz dla jego rodzicow. Oczywiscie nie zamowilam i sam byl sobie winny, ale musial rzucic jakims tekstem, ze "no przeciez zawsze zamawialas i moi rodzice tak strasznie czekaja na te kalendarze". Kur*a. Zeby oddac Wam przyczyne mojej irytacji, musze wyjasnic, ze po <i>pierwsze</i>, z racji naszych klopotow finansowych, uzgodnilismy ze w tym roku nie wysylamy paczek do Polski. Ja stwierdzilam, ze jak zaczne zarabiac to wtedy moze wysle, albo przekaze cos przez mojego tate jak bedzie lecial do Kraju w kwietniu. Malzonek za to chcial wyslac przez agencje kurierska taki koszyk z lakociami. Zaledwie dzien wczesniej siedzielismy i przegladalismy te koszyki zeby ktorys wybrac, a on mi teraz dzwoni ze jednak zamierza jakas mala paczuszke wyslac i z glupia franc pyta gdzie kalendarz! I jeszcze probuje wpedzic w jakies poczucie winy! A tymczasem, po <i>drugie</i>, rok temu zamowilam kalendarz, ale M. sie z kolei z paczka pospieszyl i choc mowilam mu ze kalendarze juz ida, strwierdzil (jak to on) ze czekac nie bedzie i wyslal ja bez niego. Kiedy potem kalendarze doszly, powiedzialam mu zeby moze wyslal osobno, to fuknal ze nie bedzie wydawal kupy kasy za przesylke z samym kalendarzem! <i>Okey</i>, to w koncu jego rodzice, to co ja sie bede wtracac. I lezy sobie on w piwnicy do dzisiaj. A teraz nagle M. chce kalendarz, bo jego rodzice tak ich pragna! No ludzie! Niestety, ale u mojego meza duzo zalezy od tego jaki ma akurat humor, bez wzgledu czy jest to logiczne, czy nie. A kiedy przypomnialam mu o zeszlorocznej sytuacji z kalendarzem, wiecie co odpowiedzial?! Ze go nie wyslal, <i>bo mu nie przypomnialam</i>! Mial szczescie, ze to byla rozmowa telefoniczna, bo chyba bym go ugryzla! ;) W robocie, na stole lezal stos babeczek wraz z zyczeniami dla wszystkich od zarzadu budynku. No to chwycilam jedna. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtRR4TRPuUv0AFuskp3L7CxDEOLUPuRMdTKYr-14mtuu8B2UZmidxPJpt45tVkFVYj7Wtb2VojNedUOaeU7AEMqHv3Vz_nAYYj6Uyc8ljYJ-PikmWXPV-eYqK003ppoDFGzjiupznN4p9iYRj9SgsKwM5h7l7Umrr_0C4jSW-zSVTMl4WDZ5d0ZCIe-j4/s643/IMG_5381_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="643" data-original-width="482" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtRR4TRPuUv0AFuskp3L7CxDEOLUPuRMdTKYr-14mtuu8B2UZmidxPJpt45tVkFVYj7Wtb2VojNedUOaeU7AEMqHv3Vz_nAYYj6Uyc8ljYJ-PikmWXPV-eYqK003ppoDFGzjiupznN4p9iYRj9SgsKwM5h7l7Umrr_0C4jSW-zSVTMl4WDZ5d0ZCIe-j4/s320/IMG_5381_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Niezbyt smaczne, ale slodkie ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wrocilam do domu, zajezdzajac jeszcze do oddzialu biblioteki, ktory mam po drodze. Dojechalam, rozpakowalam torby i... Bi zrobila oczy kota ze Shrek'a, zeby pojechac do biblioteki, bo nie ma co czytac! Najpierw odpowiedzialam, ze nie ma mowy, potem jednak stwierdzilam, ze skoro od nastepnego dnia chcialam zaczac swiateczne gotowanie, to moze lepiej pojechac z nia jednak tego dnia, zeby wziela zapas ksiazek na cale Swieta. No to pojechalysmy, a z nami Nik, bo kolejnego dnia mieli miec w szkole film oraz czytanie ksiazek pod kocykiem, wiec chcial tez sobie cos wybrac. Tym razem Bi wiedziala juz czego szuka, natomiast syn grzebal i grzebal w komiksach... Najpierw na dziale dzieciecym, potem mlodziezowym. Wreszcie znalazl sobie trzy i moglismy wrocic do chalupy. Na noc zapowiadali solidny mroz, -7 stopni, z odczuwalna jeszcze nizsza bo nadal wialo. Bylam przeszczesliwa, ze nie musze sie juz nigdzie ruszac. Reszta pojechala oczywiscie na trening na basenie. Ja w tym czasie zabralam sie za szorowanie kafelkow na scianie w kuchni, a w miedzyczasie zdzwonilam sie z kolezanka, wiec przynajmniej czas mi fajnie zlecial. ;) Zalamalam sie za to, bo kiedy odsunelam nasz air fryer, okazalo sie, ze za nim, na kaflach jest spora, tlusta plama! Dziadostwo ma jakis wywietrznik, ktorego dotychczas nawet nie zauwazylam, ale ktory wypluwa najwyrazniej tluszcz. :/ W koncu wrocila rodzina: Bi zachwycona, Nik wkurzony. ;) Z racji, ze byl to ostatni trening przed Swietami, mieli jakies gry, ktore wymagaly wziecia jakichs pianek i innych akcesoriow. Niestety, ktorys trener wpadl na "genialny" pomysl, ze grupa, ktora przegra, bedzie musiala posprzatac. Padlo niestety na Kokusiowa i stad jego podly nastroj. ;) Za to poznym wieczorem syn przylazl na dol, skarzac sie, ze gardlo boli go tak, ze nie moze mowic. Spytalam czy sie napil, myslac ze moze mu po prostu w nim zaschlo. Podobno pil. Pytam czy chce tabletke do ssania, ale nie, bo ich nie lubi... Super... Wrocil z basenu, czytalam mu, itd. i nic, a potem nagle chwyta go cos takiego? Poza tym czas, wiadomo, idealny - prosto na Boze Narodzenie... :(</p><p>W koncu nadszedl piatek, czyli ostatni dzien szkoly przed Swietami dla Potworkow. Wstalam zamulona, bo kot znow przepadl wieczorem, a potem obudzilam sie o 4 nad ranem, przestraszona ze M. juz pojechal do pracy, wiec pewnie wolal kota, a ten sie nie zjawil. Tej nocy mielismy -7 stopni, z odczuwalna temperatura jeszcze nizsza. Wyobrazilam sobie Oreo jak siedzi gdzies skulona i umiera z wyziebienia. Zeszlam na dol, zajrzalam we wszystkie mozliwe katy, ale kiciula nie bylo. Napisalam smsa do malzonka, pytajac czy ja wolal. Potem postanowilam jeszcze obejsc gore, bo czasem lubi spac w nogach lozek dzieciakow. Kontrolnie jednak zawolalam jej imie glosnym szeptem i za sekunde uslyszalam tup-tup-tup na schodach. A, czyli jest! W tym momencie dostalam smsa od M., ze kot siedzial pod drzwiami i ja wpuscil. Rychlo w czas. Z ulga wrocilam do lozka, ale po takiej pobudce oczywiscie nie moglam zasnac... Bi wstala i wyszykowala sie normalnie i wlasnie mialam zaczac szykowac sniadanie dla syna, kiedy sam zszedl na dol. Narzekajac oczywiscie ze gardlo dalej go boli i ze jest zmeczony bo zapchany nos nie dal mu w nocy spac. Super. Dalam mu szybko sniadanie i polecialam z Bi na autobus. Tym razem dojechal nieco pozniej niz ostatnio, bo o 7:25. Czego mozna sie spodziewac po najzimniejszym poranku w sezonie? ;) Wrocilam do domu i mialam w koncu czas przyjrzec sie blizej synowi. Coz, ogolnie wygladal niezle, nie mial tez goraczki, wiec stwierdzilam ze moze isc do szkoly. Tym bardziej, ze tutaj bardzo zwracaja uwage na obecnosc, a z racji ostatniego dnia przed przerwa, i tak nie mieli lekcji, tylko apel, ogladanie filmu oraz czytanie ksiazek pod kocykiem. Po odjezdzie dzieciakow wypilam kawke, po czym kontynuowalam czyszczenie lodowki, wyszorowalam czajnik, maszynke do gotowania ryzu i wrzucilam do pracnie dywanik z dolnej lazienki, spod drzwi oraz misek psa. Przy okazji sama narobilam sobie dodatkowej roboty, bo zabralam sie za odkurzanie oraz mycie podlog na dole. Wiadomo, ze ludzie przybywajacy w niedziele, zobowiazuja. ;) Wyjelam dywaniki z pralki i powiesilam je na krzeslach dla przeschniecia. Okazalo sie niestety, ze dywanik (starutki, jeszcze z dawnego domu) zaczyna sie rozpadac, a wlasciwie kruszy sie ta antyposlizgowa warstwa ze spodu. Pod krzeslem mialam kupke bialych kuleczek, ktore musialam jeszcze raz odkurzyc. Ech... Do domu znow wczesniej zawital M. i siedlismy zeby wyslac te kosze upominkowe dla jego taty i mojej siostry. Do matki nie wysylam, bo zawsze kiedy to zrobilam, slyszalam tylko pretensje, ze to glupota, ze te kosze nigdy nie wygladaja tak jak na zdjeciach i te agencje oszukuja, a tak w ogole to ona nigdy nie odbiera domofonu i nie chce zeby jej sie kurierzy dobijali. Od kilku wiec lat nie wysylam jej juz takich upominkow na imieniny czy Dzien Matki... A tak w ogole, to tesciowa pokazuje upominki wyslane im i poza drobnymi zamiennikami czasem (wiadomo ze moga miec troche inny rodzaj czekoladek czy czegos takiego), te kosze wygladaja jak w zamowieniu. W kazdym razie, tego kosza, ktory dzien wczesniej sobie upatrzylam, oczywiscie juz nie bylo, wiec zaczelo sie przegladanie ofert od nowa. A malzonek mial kosza rodzicom nie wysylac, tylko paczke, ale wymyslil, ze jednak kosz tez wysle, bo tesc ma w II dzien Swiat urodziny... Wkrotce potem pojechal po Kokusia, do domu wrocila Bi, a ja zabralam sie za pierwsze ciasto. W tym roku, po kilkunastoletniej przerwie, wzielo mnie na metrowca. To bylo popisowe ciasto mojej mamuski i goscilo u nas na stole przy kazdym swiecie i innych okazjach. W ktoryms momencie tak mi sie przejadlo, ze po przyjezdzie do Stanow zrobilam je jeszcze 2-3 razy, po czym stwierdzilam, ze sa inne ciasta. Moj tata przez pare lat cos tam wspominal na Wigilie o metrowcu, ale sama na mysl o nim az cierplam. Malzonek kiedys stwierdzil, ze to dosc "trudne" ciasto, choc nie wiem skad mu sie to wzielo. Tak naprawde jest po prostu czasochlonne, bo i ciasta i krojenie ich w plastry i czekanie az budyn wystygnie i krecenie kremu, polewa, itd. Dzis wiec upieklam placki i ugotowalam budyn na krem i bede wszystko konczyc jutro. Namoczylam tez grzyby i na tym piatkowa robota sie skonczyla. ;) Nik na szczescie ze szkoly wrocil w stanie mniej wiecej podobnym do porannego. Podobno byl u pielegniarki, ale ta go obejrzala, zmierzyla mu goraczke (nie mial) i stwierdzila, ze to tylko katar i ze ma duzo pic i "sie trzymac". Mlodszy byl z tego powodu bardzo rozgoryczony, ale przyznal, ze dzien w szkole minal bardzo fajnie i poza proba zespolu, nie mial prawdziwych lekcji. Bi rowniez byla zadowolona, bo z okazji ostatniego dnia przed przerwa, mieli turniej siatkowki (<i>Frosty tournament</i>) miedzy dzieciakami a nauczycielami. Jakis czas temu mieli rozgrywki miedzyklasowe, gdzie zwycieska klasa miala grac z belframi (klasa Starszej odpadla), a potem glosowali ktory z nauczycieli mial grac. Oczywiscie wybrani zostali ci mlodsi i/lub lubiani. :D<br /></p><p>Pozostalo mi tylko zyczyc Wam: Zdrowych, Wesolych Swiat, wspanialego czasu z rodzina, jak najmniej stresu przy przygotowaniach i solidnego odpoczynku w wolne dni!</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicW8YF5-C6bzi4E1J4lJ7CBIJcbkLEiSziI2lNOOvusAhMt7qFgsWgGzhit_GTZpoUBjMsqRuxFv58FofqqGAEnIW3LahQH_dhsIgGP3-Jx9631yOuK6sSUPm5ifnJjXBEsFaz9TjWrLl_MtC3hIAbGYNX_x5xkX-r8PeCZxlUe7fBzzSZc-RsUP5wEu0/s571/IMG_5302_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="429" data-original-width="571" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicW8YF5-C6bzi4E1J4lJ7CBIJcbkLEiSziI2lNOOvusAhMt7qFgsWgGzhit_GTZpoUBjMsqRuxFv58FofqqGAEnIW3LahQH_dhsIgGP3-Jx9631yOuK6sSUPm5ifnJjXBEsFaz9TjWrLl_MtC3hIAbGYNX_x5xkX-r8PeCZxlUe7fBzzSZc-RsUP5wEu0/s320/IMG_5302_1.jpg" width="320" /></a></div></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Proba zrobienia <i>przyzwoitego </i>swiatecznego zdjecia - pies gdzies uciekl, kot sie wyrywa, a Bi trzyma wyrywajacego sie kota, wiec usmiech ma dosc wymuszony. Tylko Nik pozuje jak trzeba :D</span><br /></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-58665978035218984452023-12-15T23:51:00.014-05:002023-12-21T15:26:52.050-05:00Tydzien pelen ekscytacji malych i duzych<p>Sobota, <u>9 grudnia</u> zaczela sie nieco pozniej, choc spac do oporu tez nie moglismy. Nik mial mecz koszykowki, a Bi zawody plywackie; co prawda oboje dopiero na 12, ale oznaczalo to poranek z zerkaniem na zegarek. Poniewaz mieli sporty na ta sama godzine, wiec musielismy sie z M. rozdzielic. Oczywiscie malzonek wybral mecz, bo wiadomo, to tylko godzina, a nie potencjalnie 4. :D On pojechal rano do pracy, ale ja z Potworkami powylegiwalismy sie do 9, po czym trzeba bylo wstac, zjesc sniadanie i szykowac sie na reszte dnia. Nik na mecz potrzebowal tylko koszulke zespolu oraz butelke z piciem, ale Bi juz jednak sporo wiecej. Dwa reczniki (wiadomo, ze jeden raz-dwa zostanie przemoczony) i gogle i czepek, nie mowiac juz o calej torbie picia i przekasek zeby nie zabraklo energii do plywania. ;) Dla siebie tez spakowalam termos z kawa oraz cos do przegryzienia, choc watpilam zebym miala czas na jedzenie czy picie. Zglosilam sie bowiem do mierzenia czasow, a ze wyscigi leca jeden za drugim, bez przerwy, wiec i mierzacy odpoczynku nie maja... Okazalo sie jednak, ze dobrze trafilam, bo do lini #6, w ktorej plynelo duzo mniej dzieciakow. Co chwila mialysmy wiec (z kobieta z przeciwnej druzyny) okienka i moglam popic pare lykow kawki oraz chwycic jakiegos batonika. Bi jechala cala poddenerwowana i przezywajac ze mogla jednak nie zapisywac sie na zaraz pierwsze zawody. Na szczescie w druzynie juz ma jakies tam kolezanki, wiec wiedziala, ze bedzie miala towarzystwo. Namawialam na zawody rowniez Kokusia, ale zaparl sie, ze nie i koniec. Po fakcie stwierdzilam, ze moze to i dobrze. ;) Kiedy bowiem dojezdzalam na miejsce, okolica wydawala mi sie dziwnie znajoma. Gdy dojechalam pod szkole w ktorej odbywaly sie zawody, olsnilo mnie, ze to to samo miejsce, w ktorym odbyly sie mistrzostwa. Obawiam sie, ze Mlodszemu moglaby wrocic trauma, z ktorej tak naprawde nadal sie dobrze nie otrzasnal. :D Przed zawodami, na nerwy Bi odpowiadalam ze ma sie nie przejmowac, bo najwazniejsze, zeby dala z siebie wszystko. To dopiero pierwsze zawody, a ona dopiero co dolaczyla do druzyny, wiec ma caly sezon zeby poprawic wyniki. Trener ma bowiem zapisane najlepsze czasy kazdego dzieciaka i zanotowane sa one na karteczkach dostawanych przed kazdym wyscigiem. Niektore, starsze i ambitniejsze dzieciaki, pytaja po wyscigu czy pobili swoj najlepszy czas. Najpierw jednak trzeba miec co pobijac, a Bi to czysta karta. ;) W kazdym razie, niepotrzebnie Bi przygotowywalam na gorsze rezultaty. ;) Plynela dwie sztafety i dwa wyscigi indywidualne. Pierwsza sztafeta byla mieszana na 200m, czyli kazda z czterech dziewczynek plynela innym stylem po dwie dlugosci basenu. Bi byla ostatnia w grupie i miala kraul. Druga sztafeta byla rowniez na 200m, ale wszystkie dziewczyny plynely tym samym stylem - kraulem. ;) Tym razem Starsza plynela pierwsza. Niestety, mimo ze w grupie wiekowej 11-12 lat jest jeszcze jedna dziewczynka, ktora plywa juz dlugo i osiaga swietne wyniki, do sztafet, poza Bi, trener wystawil jeszcze trzy inne panny, ktore sa w plywaniu swiezynkami i to niestety widac. ;) Wiadomo, ze inaczej plywaja dzieciaki, ktore zaczynaja w druzynie jako maluchy, a inaczej takie, ktore wczesniej plywaly tylko dla zabawy i do druzyny dolaczaja jako 11-latki. W pierwszej sztafecie w dodatku, mierzacy czas sie pomylili i myslac, ze to juz koniec wyscigu, powstrzymali Bi przed skokiem do wody i dopiero interwencja trenera sprawila, ze mogla poplynac swoja czesc. Nie wiem jak oni to policza, bo podejrzewam, ze wylaczyli juz stopery. Mozliwe, ze ich grupe zdyskwalifikuja, choc nie bylo tu ich zadnej winy. W ostatniej sztafecie za to, mimo ze Bi poplynela znakomicie i wyrobila dla kolezanek wyrazna przewage, one jednak szybko ja zmarnowaly i ponownie ich grupa przyplynela ostatnia... Te rozczarowania Bi zrekompensowala sobie jednak wyscigami indywidualnymi.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUwAvlzjjmRkI6wQs80D-5Yi6iuFdIZCpMM3i00V_XxnsKKKvnkHy-_tLGImfMoNu3f80w3ba-WZQlNhbVnZYfwdL1LEKx_tqvgA2PQUsMYFhe3m9HsBeGRJQSzAamj_lQI6pxLt2KvlLgqVz6vH7fwJFZj6vvaBPRV_4-B30aomC-uquGOImLNBNfAwc/s1920/IMG_5267%20-%20frame%20at%200m35s.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUwAvlzjjmRkI6wQs80D-5Yi6iuFdIZCpMM3i00V_XxnsKKKvnkHy-_tLGImfMoNu3f80w3ba-WZQlNhbVnZYfwdL1LEKx_tqvgA2PQUsMYFhe3m9HsBeGRJQSzAamj_lQI6pxLt2KvlLgqVz6vH7fwJFZj6vvaBPRV_4-B30aomC-uquGOImLNBNfAwc/s320/IMG_5267%20-%20frame%20at%200m35s.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Na 50 m - Bi w drugiej lini od przeciwnego brzegu. Widac, ze jest juz przy sciance, a reszta doplywa, choc tu ta wygrana nie byla az tak powalajaca</span><br /></div><div> <p></p><p>Plynela kraulem na 50m (dwie dlugosci basenu) oraz na 100m (4 dlugosci) i w obu zajela bezsprzecznie pierwsze miejsca. Szczegolnie wyraznie zostawila konkurencje w tyle przy tym drugim, bo tam, oprocz szybkosci, liczyla sie bardzo wytrzymalosc. </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihcAftN4o7jpv7QCMRQlv4KmMeMeoRSGNhuxXKu7eeKQDZuTAkViXZeX0HuZlyDjVGLxMlX3c99JIKtDG_bsXbzhUhE2H61Nby4NgR5RT-p-pre7D0GCKwHCRPed8A0vr3llCOyItHM_dhPDpgYyMSe0Ihw5n7QMU5j8KyvWfWw5kJ-LS-tWcrsIcUcEA/s801/IMG_5268%20-%20frame%20at%200m49s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="452" data-original-width="801" height="181" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihcAftN4o7jpv7QCMRQlv4KmMeMeoRSGNhuxXKu7eeKQDZuTAkViXZeX0HuZlyDjVGLxMlX3c99JIKtDG_bsXbzhUhE2H61Nby4NgR5RT-p-pre7D0GCKwHCRPed8A0vr3llCOyItHM_dhPDpgYyMSe0Ihw5n7QMU5j8KyvWfWw5kJ-LS-tWcrsIcUcEA/s320/IMG_5268%20-%20frame%20at%200m49s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Na 100 m - Bi juz przy sciance, w lini obok jakas dziewczynka doplywa, a reszty nawet jeszcze nie widac w kadrze</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wyscigow bylo 68, a ostatnia sztafeta Bi miala numer 65, choc to mialo niewiele znaczenia, bo jako mierzaca i tak musialam zostac do konca. Na szczescie obie druzyny byly raczej niewielkie, bo mialy okolo trzydziestki dzieci. Gdzie sie dalo, laczono wiec wyscigi i choc planowo wszystko mialo sie skonczyc o 16, zakonczylo sie o 15:10. Ucieszylam sie, bo mielismy ponad pol godziny jazdy, w tym przez stolice naszego Stanu, z kupa zjazdow, rozjazdow i zmieniajacych sie lini, ze o tlumie aut nie wspomne, wiec odetchnelam ze nie musze sie w tym orientowac po ciemku. Wrocilysmy do chalupy, gdzie dowiedzialysmy sie, ze zespol Kokusia swoj mecz wygral. Prosilam M. o jakies zdjecia "w akcji" lub filmiki, ale oczywiscie pstryknal tylko trzy i to takie bardziej "statyczne".</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWSkEV1Z8ONX7qK7rgtu1v1P0KKNi9iuhU0j8QfFMfvl0ErY74ACcb3xVNT6_pWe3emwu4neHqxCqweZ-sT7o_n5BxAEQ1hyna2P-wE0Z1iWBmkQy_Gd6_ZU5pVMOasup5NrpvuVjwjOA4KH8F0wM3Lmblu6-fL0-mRxt_041zPGpkSVAZSBBIusIMpRQ/s624/IMG_1219_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="624" data-original-width="468" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWSkEV1Z8ONX7qK7rgtu1v1P0KKNi9iuhU0j8QfFMfvl0ErY74ACcb3xVNT6_pWe3emwu4neHqxCqweZ-sT7o_n5BxAEQ1hyna2P-wE0Z1iWBmkQy_Gd6_ZU5pVMOasup5NrpvuVjwjOA4KH8F0wM3Lmblu6-fL0-mRxt_041zPGpkSVAZSBBIusIMpRQ/s320/IMG_1219_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik "kryje" gracza z przeciwnej druzyny</span><br /></div></div><div><span style="font-size: x-small;"> </span><p></p><p>Po trzech godzinach stania, mialam ochote klapnac na kanape i juz z niej nie schodzic, ale nie bylo tak dobrze. Kolejnego dnia mielismy miec gosci na urodziny syna, wiec musialam sie zajac kremami oraz dekoracja tortu. Zajelo mi to wieksza czesc wieczoru, ale przynajmniej choc raz nie robilam tego po nocy. Zwykle pytam sie Potworkow jaki obrazek chca miec na torcie, ale tym razem jakos sie zagapilam i pozno zamawialam, wiec wybralam sama zeby nie marnowac czasu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1tSGh1nB8iYymIary1aYGLvg4TxWh5WWsJoZKNhWRy1GGTWWnWLBZBk4_-oNg8V5ooth0cNai3OxHDFO7Rtk3OZts0x3afjP52qhLNXumqv0vbTPt-ye60IW7hKjEW9RNU9aDkQCURdkIFWagCXLyTte4EEMt5oED3IH_HhWMEf6qbyxs8-ymIM2pRlo/s530/IMG_5271_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="398" data-original-width="530" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1tSGh1nB8iYymIary1aYGLvg4TxWh5WWsJoZKNhWRy1GGTWWnWLBZBk4_-oNg8V5ooth0cNai3OxHDFO7Rtk3OZts0x3afjP52qhLNXumqv0vbTPt-ye60IW7hKjEW9RNU9aDkQCURdkIFWagCXLyTte4EEMt5oED3IH_HhWMEf6qbyxs8-ymIM2pRlo/s320/IMG_5271_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik skrzywil sie tylko, ze dlaczego "kwiatki" sa rozowe. ;) Coz, w ktoryms momencie ile bym nie dala barwnika, masa nie zmieniala koloru. Okazalo sie jednak, ze po nocy w lodowce jakos kolor sam zrobil sie bardziej soczysty</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Z Kokusiem jest tez ten dodatkowy problem, ze zawsze strasznie dlugo sie nad wszystkim zastanawia, wiec czasem lepiej go nie pytac. ;) Padlo na jego chyba obecnie ulubiona gre komputerowa - Zelda. Za postac z niej przebral sie na Halloween. Okazalo sie, ze obrazek bardzo mu sie spodobal, wiec kontrola jakosci odhaczona. ;)<br /></p><p>To nie koniec sobotnich "sensacji", choc ta druga jest nieco... odrzucajaca. :D Otoz, nasz maloletni kot, ktory za kilka dni konczy raptem 11 miesiecy, przyniosl swoja pierwsza... mysz! I uparcie sie z ta mysza pchala do domu, a ja obawialam sie, ze moze byc taka nie do konca niezywa... :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwIev31N-VHO12Ef8vm5Jpyvufvte79EnHrhu65CB_JcFxRGMA3lZZSSxclW6zwmDZMlXa3h0IPNtgj30kiS7xM4FvayStjiwv0zn3MzSKcn7wHaNL2cIqaq55D2uMy3XNjJ-x-25HNAUvbuX4BtDY1xkOmcvf16QCdjbNBJv9ltQpGnfcJA71OtlV3mk/s756/IMG_5273_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="756" data-original-width="567" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwIev31N-VHO12Ef8vm5Jpyvufvte79EnHrhu65CB_JcFxRGMA3lZZSSxclW6zwmDZMlXa3h0IPNtgj30kiS7xM4FvayStjiwv0zn3MzSKcn7wHaNL2cIqaq55D2uMy3XNjJ-x-25HNAUvbuX4BtDY1xkOmcvf16QCdjbNBJv9ltQpGnfcJA71OtlV3mk/s320/IMG_5273_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Dumny lowca</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pozniej okazalo sie, ze zycia w niej juz nie zostalo, ale kot dla odmiany zaczal nia podrzucac i popychac lapka, majac pewnie nadzieje, ze "zabawka" jeszcze ozyje i zacznie uciekac. Koty sa jednak krolami makabry. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGu6qZ6GJyXlPWtYlSW-Gi9CMnONP_0hR-CjP7eavTqUuLuekSFWV58h91VtYSe9EM6C7kHhXLb4rKpEu5YExVjh44dCYkUGe01dfkq1QEK7BrR-8sv5mvYACmPnnxYbxUbEoP1vodTNCc00ePWHPG3VKBcWpU5V_qXFZvADoC8BVbBPdGXCeLDn35Fx8/s807/IMG_5277_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="807" data-original-width="605" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGu6qZ6GJyXlPWtYlSW-Gi9CMnONP_0hR-CjP7eavTqUuLuekSFWV58h91VtYSe9EM6C7kHhXLb4rKpEu5YExVjh44dCYkUGe01dfkq1QEK7BrR-8sv5mvYACmPnnxYbxUbEoP1vodTNCc00ePWHPG3VKBcWpU5V_qXFZvADoC8BVbBPdGXCeLDn35Fx8/s320/IMG_5277_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">"No dalej, ruszaj sie!" :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Niedziela niestety zaczela sie wczesniej niz bym sobie zyczyla. :) Przez zawody Bi nie mielismy szans zeby jechac do kosciola w sobote, wiec trzeba bylo to zrobic nastepnego dnia. Malzonek pracowal i od razu stwierdzil, ze pojedzie na polska msze na 11:30. Ja jednak chcialam jeszcze ogarnac pare rzeczy przed przyjazdem gosci na urodziny Kokusia, wiec ta godzina to bylo dla mnie troche pozno i w dodatku daleko (a wiec marnowanie czasu na dojazdy). Z drugiej strony, czulam potrzebe dodatkowego snu, wiec msza na 9 lub 9:30 tez mnie zniechecala, a o wczesniejszych nawet nie bylo mowy. ;) W koncu pojechalam z Potworkami na 10:30 i to byl taki zloty srodek - w miare wczesnie, ale na tyle pozno, ze czlowiek nie musial sie zrywac bladym switem z lozka. To byl tez oczywiscie jeden z dwoch najwazniejszych dni w roku, czyli urodziny Kokusia. :) Dzien wczesniej Mlodszy sie dopytywal o prezenty, wiec powiedzialam mu, ze jak pojdzie spac o rozsadnej porze, to rano znajdzie je przy lozku. Tymczasem kladlam sie o polnocy, a panicz jeszcze nie spi! :O Oczywiscie wymadrzal sie, ze teoretycznie jest juz 10-ty, czyli dzien jego urodzin i moge dac mu prezenty. Taaa. :D Zabralam je do swojej sypialni, szczegolnie ze byla wsrod nich gra na Nintendo. Jak znam Nika, natychmiast chcialby ja wyprobowac i gralby do 2 nad ranem. ;) Dopiero kiedy wstalam w niedziele rano, kawaler doczekal sie wiec upominkow. Jak pisalam, dostal gre komputerowa, lamiglowki do rozwiazywania oraz czapke z logo <i>Los Angeles Lakers</i>. Jakby ktos nie wiedzial, to jest druzyna koszykarska. Podobno dobra, ale sie nie znam; Kokus sam wybral. :D Po mszy zajechalam z dzieciakami do <i>Dunkin' Donuts</i> bo Nik poprosil o napoj, a ze to byl "jego" dzien, to jak moglabym odmowic? ;) Przy okazji wkurzyl mnie moj tata. W sobote bylam tak zalatana, ze dopiero poznym wieczorem przypomnialam sobie, ze nie napisalam mu, o ktorej urzadzamy przyjecie. Choc powinnam chyba napisac "przyjecie", bo w sumie to tylko szybka przekaska, tort i kawa. ;) Napisalam mu wiec w niedziele rano, ze chrzestny dzieciakow przyjedzie o 15, ale on pewnie bedzie chcial zjawic sie troche wczesniej zeby zrobic bezrobocie. A dziadek na to, ze on przyjedzie wczesniej na kawe i ciasto, bo to nie Wigilia zeby wszyscy musieli razem siadac do stolu. Szczeka mi opadla i odpisalam, ze przeciez tort jest tylko jeden, a innego ciasta nie mam. Na to on, ze nie musi czekac na A., bo to nie jego rodzina. Bylam zupelnie zbita z tropu, bo skad nagle jakies pretensje, skoro zawsze razem spotykamy sie na urodziny dzieciakow?! W tym momencie musialam juz wychodzic do kosciola, ale po mszy mialam czas na spokojnie do taty zadzwonic, zeby spytac o co chodzi. A on wyskakuje z pretensjami, ze jak sie robi przyjecie, to sie zaprasza na konkretna godzine, a nie dostosowuje do innych i ze jak chrzestnemu nie pasuje, to nie musi przyjezdzac! Po raz juz kolejny opadla mi szczeka, bo ja sie do nikogo nie dostosowuje i sama A. zaprosilam na 15, bo wydalo mi sie to najrozsadniejsza pora. Chcialam jeszcze posprzatac, a wiedzialam tez ze M. wroci najwczesniej o 13, wiec dobrze zeby mial chwilke na odetchniecie. Moje tlumaczenia wywolaly kolejne pretensje, ze ostatnio przeciez zawsze jezdzimy do kosciola w soboty, a o 15 to juz sie robi ciemno. Nosz kurna! Mialam na koncu jezyka, ze skoro <i>jemu </i>najwyrazniej nie pasuje, to moze nie przyjezdzac! Naprawde, z rodzina czasem najlepiej na zdjeciu... :/ Zebym ja sie musiala tlumaczyc dlaczego jade do kosciola kiedy jade i dlaczego przyjecie jest o 15!!! A tak w ogole, to u nas zmierzcha sie dopiero grubo po 16... W kazdym razie, dziadek sie namarudzil, ale ostatecznie stwierdzil ze przyjedzie o 14, zrobimy to bezrobocie, a kiedy dojedzie A. zjemy torta i pojedzie. Potem ruszylam do ostatniego wycierania kurzy i wynoszenia potworkowych pierdol z jadalni i salonu. I malzonkowych tez, bo niestety moj chlop lubi trzymac wszelkie "przydasie" na stole lub komodzie. Nie mamy domowego biura, wiec sama tez trzymam na nim jakies papiery, rachunki i tak dalej. Malzonek jednak na stole ma tubke voltarenu, bo dwa razy dziennie smaruje nim noge. Moglby zaniesc go do szuflady w lazience, do ktorej ma 10 krokow, ale po co... Tak samo, ma trzy zegarki na reke, ktore nosi na zmiane. Dwa akurat nieuzywane leza na komodzie, podobnie jak ladowarka do laptopa, choc zaraz pod spodem jest szuflada na wlasnie takie rzeczy... W miedzyczasie M. wrocil do domu i uzgodnilismy, ze zamiast planowanej pizzy dla gosci, pojedzie po sushi. Dwa tygodnie przed Swietami nikomu nie chcialo sie stac przy garach, a sushi to jednak ciekawsze danie niz taka tam zwyczajna pizzucha. ;) Zabral wiec dzieciaki zeby wybrali sobie te <i>rolls</i>'y, ktore lubia, a ja biegalam ze szmata. Tak jak powiedzial, zaraz po 14 przybyl moj tata, zaskakujaco w niezlym humorze, choc spodziewalam sie dalszych pretensji niewiadomo o co. Zachwycil tez wnuka prezentem - pistoletami i opaskami na piers z czujnikami, do gry w <i>laser tag</i>. Nie wiem jak to nazywaja w Polsce. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfvi8Nm0oOJov2GY_Nnm576Qq9B8PFhLoFcfcEKw-jlSpYG8y_L7jqB_Hab9fSNlB8bXjpa5lN0-8QUk9ywYaHJZRyQp98X2lxen0dHA-8xoZzm_pmISECqO5-CAGzII5Vf5ziwn8fB9quZ195Y2YImHxUh9AakvWL8u64MPq_86de0vK_ioP5YnrpR4Y/s706/IMG_5288_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="530" data-original-width="706" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfvi8Nm0oOJov2GY_Nnm576Qq9B8PFhLoFcfcEKw-jlSpYG8y_L7jqB_Hab9fSNlB8bXjpa5lN0-8QUk9ywYaHJZRyQp98X2lxen0dHA-8xoZzm_pmISECqO5-CAGzII5Vf5ziwn8fB9quZ195Y2YImHxUh9AakvWL8u64MPq_86de0vK_ioP5YnrpR4Y/s320/IMG_5288_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Niestety, gra bardzo dynamiczna, wiec wszystkie zdjecia wyszly zamazane ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nasz dom nie jest ogromny, ale dol jest czesciowo otwarty i mozna biegac w kolko wokol kominka oraz scian miedzy jadalnia a korytarzem i kuchnia. Miejsce na zabawe wiec jest. Niestety, Bi pierwsza runde przegrala, wiec obrazila sie i stwierdzila, ze to glupia gra. :D Dziadek ma chore kolano, a M. dopadla rwa kulszowa, wiec padlo na mnie. Coz, ja tez przegrywam z szybszym i bardziej zwrotnym Kokusiem, ale przynajmniej sie nie obrazam. No i przyznaje, ze to dobra zabawa wytrzymalosciowa. Srednio po trzech rundach mam zadyszke i zakwasy w udach od przemykania na ugietych nogach. :D Punkt 15 przyjechal chrzestny dzieciakow ze swoja Pania, zjedlismy wiec sushi, wypilismy kawe, herbatke, czy co tam kto chcial, a potem nadszed czas na gwozdz programu, czyli kawe i tort.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6dKBPB8Ykv0m7gYDRXixsZHJCrUqbeiyLlMiyxgtpDfkWupBaDVV1Nzc57shXqiYVIFEVCOyVbHaMd-yUfQlNTF84G5hu7NUm8cRCatRSuUNGi_avCS_KScii7gzdhWGQ3Jnuo7-vyMwSlW36JfwcazS3Xs2UmH5I0Wb0URCbJGM2E-Y8hGpUZyzf89g/s773/IMG_5292_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="435" data-original-width="773" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6dKBPB8Ykv0m7gYDRXixsZHJCrUqbeiyLlMiyxgtpDfkWupBaDVV1Nzc57shXqiYVIFEVCOyVbHaMd-yUfQlNTF84G5hu7NUm8cRCatRSuUNGi_avCS_KScii7gzdhWGQ3Jnuo7-vyMwSlW36JfwcazS3Xs2UmH5I0Wb0URCbJGM2E-Y8hGpUZyzf89g/s320/IMG_5292_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">No i juz. Jedenascie lat minelo niewiadomo kiedy...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Odspiewalismy Sto Lat i kazdy dostal po kawale tortu, nawet dzieciaki. O dziwo, Nik stwierdzil, ze calkiem dobry, a przeciez od tylu lat nawet nie chcial go posmakowac. :D Na koniec Kokus otworzyl prezent od wujka i nowej cioci, ktorym okazal sie najprawdziszy zestaw mlodego podroznika. :O W takiej malej, porecznej torebeczce miesci sie cala kupa narzedzi! Poczynajac od typowej pierwszej pomocy, czyli plastrow, bandazy oraz koca termicznego i <i>glow stick</i>'ow, az po zestaw srubokretow, skladana lopatke, toporek i kilofek oraz podpalke i krzemien z ostrzem do rozpalenia ognia. I cala masa nozy. :O Nozyk skladany, scyzoryk, ostrze przy linijce i nie pamietam jeszcze z czym innym, ale naliczylismy ich 5 lub 6. Smialismy sie, ze to zestaw dla bandytow i pijakow, bo przy niemal kazdym narzedziu, byl tez... otwieracz do butelek. :D Najlepsze, ze Nik od dlugiego czasu prosil nas o scyzoryk, twierdzac, ze chcialby go do zabawy na kempingach. Bylam sklonna mu go kupic, bo malo kiedy zdarza mu sie prosic o cos tak konsekwentnie. Malzonek jednak postawil weto, ze gdzieee, jeszcze sie zatnie, albo gorzej, wezmie ten scyzoryk do szkoly i bedziemy miec klopoty. No to teraz Nik, poza scyzorykiem ma kilka innych ostrzy do zabawy. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIIE-XF_Rbtd_RIvM61EPUUcsTokqGn4-mGmVyYcyJJGcDVrActExE0OJ2_h94pU539zvYCyAKUeBEq6ZXXDGyjBnlB4jrhmtC-n9JZmWGCv-Kg-daVyxEdnmGv8OtFYQzRBnY1kFZFKVsFZVApLNaN2ba-1IQejl4egRKb4b51lGR0oDK9-QGSetaS68/s636/IMG_5294_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="477" data-original-width="636" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIIE-XF_Rbtd_RIvM61EPUUcsTokqGn4-mGmVyYcyJJGcDVrActExE0OJ2_h94pU539zvYCyAKUeBEq6ZXXDGyjBnlB4jrhmtC-n9JZmWGCv-Kg-daVyxEdnmGv8OtFYQzRBnY1kFZFKVsFZVApLNaN2ba-1IQejl4egRKb4b51lGR0oDK9-QGSetaS68/s320/IMG_5294_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">W jednym reku kilofek/ lopatka, w drugiej mini toporek</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wkrotce potem goscie rozjechali sie do domow. Przynajmniej mielismy okazje osobiscie zaprosic A. wraz z przyjaciolka na Wigilie i otrzymac od razu odpowiedz ze beda, bez zastanawiania sie do ostatniej chwili. :D Reszta wieczoru to zabawa z Kokusiem, ktory stwierdzil, ze w tym roku dostal chyba najlepsze prezenty, a potem juz przygotowania na kolejny tydzien.<br /></p><p>Poniewaz weekend obfitowal w wydarzenia, wiec w poniedzialek mialam wrazenie, ze w ogole go nie bylo i jestem jeszcze bardziej zmeczona niz w piatek. :D Autobus Bi ponownie przyjechal pozno - o 7:26. W koncu jednak dostalam odpowiedz od firmy przewozowej, co prawda napisana troche bez ladu i skladu, ale udalo mi sie z niej wywnioskowac, ze poza pojedynczymi przypadkami, bedzie on juz tak pozniej przyjezdzal. Panna odjechala, a ja polecialam budzic Kokusia. Musze mu niestety chyba dac moj stary budzik (przynajmniej na cos sie przyda, bo tak to stoi od lat na komodzie w sypialni), zeby cos mu pikalo przy uchu nieco wczesniej niz ja dobiegne do domu. Pozna pobudka oznacza bowiem, ze potem biedak musi jesc i szykowac sie w biegu... W kazdym razie, w koncu i on odjechal do szkoly, a ja wrocilam do chalupy, z ktorej tego dnia nie planowalam sie juz ruszac. ;) Ponownie weekend tak mi smignal, ze nie zrobilam tygodniowego prania, a to oznaczalo ze brudownik pekal w szwach i wyjda z tego <i>przynajmniej </i>trzy ladunki.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMTi1MGOvZKdHR1XAjMh56JAzCHY49wrPs3vhuXvi7itDrnxjnaNgavynqi3KNDo0U6epVjhoPgt-d2ZY-i_EeiT-S3eddz7GTZQYDovIQN3Eh2bo_zQNgpxmwkWkuN9F58ULKkVjdrkDmE5DWYR_OQuAWZ-dFjFJQ7KOxK8M8WnsbTbz_a3cdeJfc8R0/s473/IMG_5295_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="473" data-original-width="355" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMTi1MGOvZKdHR1XAjMh56JAzCHY49wrPs3vhuXvi7itDrnxjnaNgavynqi3KNDo0U6epVjhoPgt-d2ZY-i_EeiT-S3eddz7GTZQYDovIQN3Eh2bo_zQNgpxmwkWkuN9F58ULKkVjdrkDmE5DWYR_OQuAWZ-dFjFJQ7KOxK8M8WnsbTbz_a3cdeJfc8R0/s320/IMG_5295_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Widac ten merdajacy z zadowoleniem ogon ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Poza tym wzielam Maye na spacer i planowalam zrobic troche gruntowniejsze porzadki w kuchni, ale ostatecznie bylam jakas bez energii i zamiast tego, udekorowalam kominek w salonie i wyciagnelam reszte innych swiatecznych duperelek. I taka ze mnie gapa, ze dopiero kolejnego dnia spostrzeglam, ze zapomnialam o poduszkach na kanapie, ktore nadal maja jesienne kolory. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJZ48Lbnck7JN402lU7z7XWtqizRTnsj68P_20gpjtUvIDrAj8aL4rk1q6JMYw1-96w16-9etURs8lRQ5otfRT6pq23Ay448ny6vRBwtVQ0a1oBnJ5IHT5omhcDEZO2cY12Ilfn2lYvqzEUUALc9VrB4TQwCzC8_jDxyAKH06mJoa4Dp-50ssnrh8mzNo/s671/IMG_5296_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="671" data-original-width="504" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJZ48Lbnck7JN402lU7z7XWtqizRTnsj68P_20gpjtUvIDrAj8aL4rk1q6JMYw1-96w16-9etURs8lRQ5otfRT6pq23Ay448ny6vRBwtVQ0a1oBnJ5IHT5omhcDEZO2cY12Ilfn2lYvqzEUUALc9VrB4TQwCzC8_jDxyAKH06mJoa4Dp-50ssnrh8mzNo/s320/IMG_5296_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Do salonu ponownie zawital nastroj swiateczny :)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Bi dojechala jak zwykle o 15, bo nie zostala na fitnessie. Ostatnio nie ma na nim jej kolezanki, a dodatkowo ponoc nauczyciel slabo grupe pilnuje i nie mogla dopchac sie do wszystkich przyrzadow, wiec nie zostaje juz na nim tak chetnie. Zreszta to dobrze, bo po fitnessie byla zwykle dosc zmeczona i miala mniej energii na plywanie. Chlopaki dojechaly jakies 40 minut po Starszej, potem obiad, praca domowa Bi, chwile posiedziec i musieli jechac na basen. Co prawda Nik marudzil cos, ze glowa go boli i nie wie czy da rade plywac. Nie wiem czy faktycznie go cos bolalo, bo mowil ze zaczelo juz w szkole, tymczasem w domu szalal znow z pistoletami laserowymi i wyczynial jakies akrobacje, wiec nie widac bylo zeby mu cos dolegalo. ;) Ostatecznie stwierdzil, ze najwyzej powie trenerowi, ze musi sobie zrobic przerwe. Myslalam, ze w tym czasie poskladam ostatnie wysuszone pranie i posiedze w spokoju, ale tego dnia przyszedl mail z przypomnieniem, ze akurat wieczorem mialo sie odbyc wirtualne spotkanie informacyjne, dotyczace klubu narciarskiego. Podobno obowiazkowe, choc watpie ze wszyscy sie laczyli. Moje dzieciaki juz dwa razy byly w tym klubie, ale wiadomo, zasady sa rozne dla roznych szkol, poza tym od ostatniego razu minely dwa lata, wiec polaczylam sie zeby zobaczyc czy pojawily sie jakies zmiany. Jak sie okazalo, jesli jakies byly, to minimalne. Jedyna pozyteczna informacja bylo gdzie w szkole Kokusia zostawia sie sprzet (daleeeko od wejscia, zeby nie bylo za latwo :D) oraz ze do rodzicow, ktorzy zglosili sie na opiekunow, organizatorzy z poszczegolnych szkol odezwa sie w przyszlym tygodniu. Dobrze wiedziec, bo juz zaczynala mnie ta cisza niepokoic. Meeting odbyl sie w tym samym czasie co trening, wiec po jego koncu zaraz dojechala reszta rodziny. Trener wyslal oficjalne wyniki sobotnich zawodow i jest juz oficjalnie potwierdzone, ze Bi zajela dwa 1 miejsca, a w sztafetach jej grupa zajela ostatnie - 5. :D Przyslal tez wstepna liste na kolejne zawody i ponownie sztafety maja plynac te same dziewczynki, wiec nie ma co spodziewac sie cudow, zas indywidualnie Starsza znow ma plynac kraulem na 50m oraz taka dziwna kombinacja na 100m, gdzie kazda dlugosc basenu plynie sie innym stylem. Panna niezbyt zadowolona, ale nie protestuje. ;)</p><p>W zeszlym tygodniu przyszly raporty semestralne Potworkow. Po raz pierwszy, nieco rozczarowujace sa wyniki w nauce Kokusia. Nie zeby byly jakies straszne, chlopak przyzwyczail nas jednak, ze zwykle ze wszystkich przedmiotow oceniany byl spokojnie na M, czyli ze na poziom, na ktorym nauczyciele oczekuja, ze dziecko powinno byc. Tak w ogole to ciezko jest te "oceny" przypisac do polskich. Zaczynaja sie bowiem od E, czyli <i>exceeds</i>. Slowo to oznacza "przekroczenie" danego poziomu, wiec na chlopski rozum powinna byc to nasza 6. Skoro to jest szostka, to nastepne jest M, czyli <i>meets</i>, ktore powinno oznaczac 5. Skoro jednak M oznacza poziom ktory nauczyciele oczekuja, ze (kazde) dziecko powinno osiagnac, czy realne jest, ze kazdy uczen dochrapie sie piatki z kazdego przedmiotu? Watpliwe. Nastepne jest N (<i>near</i>), czyli blisko wymaganego poziomu, a na koniec B (<i>below</i>), czyli ponizej. Tyle, ze teoretycznie to "<i>near</i>" tez jest ponizej. :D Probujac przypisac wiec oceny polskim, mozna zalozyc, ze skala jest od 6 do 3. Tyle, ze dla mnie troja jest ocena <i>srednia</i>, ani strasznie slaba, ani zdecydowanie dobra, wiec niezbyt pasuje jako ta najnizsza. Zakladajac, ze skala jest od 5 do 2, ma to juz wiekszy sens, choc wtedy nie pasuje mi to <i>exceeds</i>, bo piatka to nie przekroczenie programu, tylko jego bardzo dobra znajomosc. ;) A najgorzej, ze w szkole Bi skala ocen wyglada jeszcze inaczej, ale o tym za moment. :D Tak czy siak, Nik z wiekszosci przedmiotow i ich "zagadnien" ma to wymagane M. Tym razem jednak pojawilo sie jednak rowniez sporo N, czyli troszenke brakuje mu do osiagniecia tego wymaganego przez nauczycieli poziomu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEil56BSB_xbhPaHTedkAN1fd7LJ7nbeHQeAosuRXFNL3cKTfUlQOfJ4x222s7CR3hJM1FIQcY58c6XC54h9ll6UMl2m8PrcIlzmf1YZIN7spnSLqz69woRxk4FjsNJxju67Zy4yt3cnJAnq4v5i7RtYdBLgoy4tnUaikw5vWZbPxl-K2I6djU7adW85FGI/s646/IMG_5304_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="646" data-original-width="484" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEil56BSB_xbhPaHTedkAN1fd7LJ7nbeHQeAosuRXFNL3cKTfUlQOfJ4x222s7CR3hJM1FIQcY58c6XC54h9ll6UMl2m8PrcIlzmf1YZIN7spnSLqz69woRxk4FjsNJxju67Zy4yt3cnJAnq4v5i7RtYdBLgoy4tnUaikw5vWZbPxl-K2I6djU7adW85FGI/s320/IMG_5304_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pewnie jak zwykle niewiele bedzie widac...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nawet z czytania ma N z wysnuwania wnioskow na podstawie przeczytanych tekstow. Z pisania w ogole porazka - na piec zagadnien, tylko z jednego otrzymal M, reszta to N. Klania sie to, ze Mlodszy nie lubi pisac, nigdy nie lubil rozszerzac watkow, jest roztrzepany, nie czyta tego co napisal i na dodatku nadal ma w powazaniu wielkie litery oraz kropki i przecinki. :/ Oprocz tego, dostal N z jednego z zagadnien z nauk socjalnych (ze zrozumienia i angazowania sie w procesy odkrywania i nauki, czy jakos tak :D) oraz (to juz chyba zawsze) z zespolu muzycznego, za rozumienie nut. ;) Tu nalezy nadmienic, ze wszystkie te N Mlodszy dostal od nauczycielek (w sumie to dwoch, bo jedna uczy kilku przedmiotow), z ktorymi niezbyt sie lubi. Mozliwe ze ten brak sympatii jest wzajemny, choc w sumie nie powinien wplywac na ocenianie, ale wiadomo jak to jest. W kazdym razie, na 31 zagadnien (z roznych przedmiotow, bo te maja ich od dwoch do pieciu) Nik otrzymal 7 N. Nie jest to moze bardzo slabo, ale zwykle bylo ich duzo mniej. Dostal za to dwa E, tradycyjnie ze... sztuki. No i, w przeciwienstwie do tego, co ostatnio miala siostra, z zaawansowanej matematyki otrzymal same M. ;)</p><p>Skoro juz o Bi mowa... U niej oceny sa normalne - od A do D, plus F (<i>fail</i>), ale to ostatnie jest juz za brak jakiejkolwiek checi i zaangazowania, nie oddawanie prac i testow w ogole, itd. Reszta ocen odpowiada procentom, czyli 60-70% - D, 70-80% - C, 80-90% - B i 90-100% - A. Czyli z grubsza nasza dwoja do piatki. Tyle, ze zawsze myslalam, iz zaliczenie przedmiotu jest dopiero od C, okazuje sie jednak, ze jest od D. Ponizej oczekiwan, ale zaliczenie. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhG6aaUbtm5PTcT1UeEocZ309x16JIyWgZI_bgi2plZSIOQYHAZbjT5hyphenhyphenf1Urciv6bIxtrWyDttLHP_W6MyDswF9hzs91hiz9M7i97kEdMvkT1h0W8cuPOzvSf7W5j8UPyggt4yVb4MwdpLz3VO1qvzTSj3yZnD0XDHRZ6Aa33u_Jw9bpSWf7d9wJVWZnk/s646/IMG_5303_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="646" data-original-width="484" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhG6aaUbtm5PTcT1UeEocZ309x16JIyWgZI_bgi2plZSIOQYHAZbjT5hyphenhyphenf1Urciv6bIxtrWyDttLHP_W6MyDswF9hzs91hiz9M7i97kEdMvkT1h0W8cuPOzvSf7W5j8UPyggt4yVb4MwdpLz3VO1qvzTSj3yZnD0XDHRZ6Aa33u_Jw9bpSWf7d9wJVWZnk/s320/IMG_5303_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pierwszy raporcik z "gimbazy" ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W kazdym razie, na 9 przedmiotow w pierwszym trymestrze, panna Bi otrzymala szesc A (niektore z plusami lub minusami), dwa B+ i nieszczesne... D+ z zaawansowanej matematyki. :D Z ostatniego testu dostala niemal 100%, co podreperowaloby te ocene, ale niestety poszlo juz na kolejny trymestr. Nic, trzeba trzymac kciuki zeby ta poprawa byla juz na stale. ;) Ogolnie nie ma co na wyniki narzekac, a Bi za rok (albo w <i>high school</i>) moze przejdzie na zwykla matematyke i wtedy na pewno szybko podciagnie srednia.</p><p>We wtorek typowy ranek, czyli wstac z Bi, wyszykowac sie i odstac swoje czekajac az przyjedzie jej autobus, rzucajac w tym czasie pileczke siersciuchowi. Potem pedem do domu budzic Kokusia, bo "zoltek" ponownie dojechal dopiero o 7:26. Wyszykowal sie z kolei kawaler i pomaszerowalismy na przystanek. Po odjezdzie Mlodszego do domu ogarnac to i owo, po czym pojechalam do roboty. Niespodziewanie wpadlam na kolezanke, ktora wrocila akurat z wakacji i pojawila sie po cos w biurze. Po pracy pojechalam do chalupy, gdzie po obiedzie zostalo troche czasu na "dychniecie", po czym trzeba sie bylo rozdzielic. Zabralam Kokusia na koszykowke, a niedlugo po nas M. wychodzil z Bi na basen/ silownie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhngTCetaCJV2Ce_I5grfrh-lFapIHu3BI9LcDjqleR3YfGjGQv9EpKkgbpzNyzeaGyxfT8iKj-PGTG2yvx34pjchyYA027MZyGYIxyRNVJXgLN4aBOefMXbNezDHS_touwdx10wTb9Tf7ywVLLe33MOC-ajcVTGQiDU0zHgj7SdONBolKUYna7kRY0r2Y/s724/IMG_5308_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="462" data-original-width="724" height="204" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhngTCetaCJV2Ce_I5grfrh-lFapIHu3BI9LcDjqleR3YfGjGQv9EpKkgbpzNyzeaGyxfT8iKj-PGTG2yvx34pjchyYA027MZyGYIxyRNVJXgLN4aBOefMXbNezDHS_touwdx10wTb9Tf7ywVLLe33MOC-ajcVTGQiDU0zHgj7SdONBolKUYna7kRY0r2Y/s320/IMG_5308_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pedzi Mlodszy z rozwianym wlosem ;)</span><br /> </div><p></p><p>Spedzilam godzine maszerujac w te i we w te korytarzem biegnacym przez cala szkole. Zwykle zachodze w jego odnogi prowadzace do klas, tam bowiem wywieszone sa roznorakie prace dzieciakow, jest wiec co poczytac i na co popatrzec. Tym razem w stolowce odbywalo sie jakies wydarzenie dla przedszkolakow i drzwi do wszystkich bocznych korytarzy zostaly zamkniete. :/ W miedzyczasie dostalam irytujacego maila od jednej ze szkolnych administratorek. Otoz, autobus Nika od poniedzialku ma przyjezdzac okolo 5 minut wczesniej. Niby nie tak duzo, ale czas podany na poczatku roku szkolnego to byla 8:08. Potem dodali do jego autobusu dzieciaki z innego, bo nie mieli wystarczajacej ilosci kierowcow. Zeby zdazyc wszystkie odebrac, pani kierowca zaczela przyjezdzac okolo 7:55. Teraz ma to byc znowu szybciej o 5 minut? Jak tak dalej pojdzie, to za chwile Nik bedzie wyjezdzal o tej samej porze co Bi, a ona zaczyna lekcje godzine wczesniej! :/ W drodze do domu zrobilismy oczywiscie koleczko po osiedlu podziwiajac swiatelka i liczac w ilu domach je maja. Wyszlo 67 (nawet nie wiedzialam, ze tyle domow tu mamy! :D), a tydzien temu bylo 53. Zaraz po nas dojechala reszta i pozostalo juz tylko szykowac sie na kolejny dzien.</p><p>W srode autobus Bi dotarl "juz" o 7:22. Ucieszylam sie, bo mialo byc cieplej niz we wtorek, a tymczasem nie dosc, ze bylo <i>chlodniej</i>, bo -2, to jeszcze ze sporym wiatrem, ktory sprawial ze wydawalo sie dodatkowo zimniej. Panna odjechala, a ja obudzilam Kokusia, ktory wyszykowal sie i za chwile ruszalismy na przystanek. Tym razem jego autobus podjechal akurat jak wyszlismy z naszego podjazdu i kierowca przekazal przez stojacych na przystanku sasiadow, ze zaraz po niego wroci, bo i tak musi zrobic kolko i przejechac obok naszego domu. Poczekalismy wiec i za chwile Mlodszy odjechal. Wrocilam do domu, wypilam kawe na wzrost energii i zabralam sie jak zwykle za sprzatanie. Tym razem odkurzylam i pomylam podlogi na gorze. Wstawilam tez pranie "ciuchowe" i w ramach porzadkow przedswiatecznych wrzucilam do pralki zaslony i firanki z okien. Zaczelam od tych w kuchni oraz jadalni i juz na poczatek sobie poklelam. ;) Przy sciaganiu karniszy bowiem, walnelam w lampke wiszaca nad zlewem (ktora niebezpiecznie sie zakolysala), pozniej pierdzielnelam sie w lepetyne o wystajacy w jadalni gzyms, a na koniec malo nie stracilam wiszacego tam kwiatka. Na szczescie skonczylo sie tylko na kilku przeklenstwach, a wieszanie spowrotem poszlo juz gladko. Moze dlatego, ze nauczona doswiadczeniem, kwiatka na chwile zdjelam. :D W miedzyczasie zabralam Maye na spacer, choc okazal sie malo przyjemny. Temperatura pokazywala +6, ale przy wietrze odczuwalna utrzymywala sie w okolicach 0. No ale troche ruchu zawsze jest mile widziane, zarowno dla psa, jak i panci. ;) Wyslalam sms'a do M. czy mam zaczac obiad, a malzonek na to, ze on zrobi, a ja moge upiec chlebek bananowy. No to co mialam robic... Ostatnio unikam tego ciasta jak ognia, bo wiecznie wychodza mi zakalce, ale stwierdzilam, ze dam mu kolejna szanse. W tym czasie w domu byla juz Bi i zaczela wiercic mi dziure w brzuchu, zebym pozwolila <i>jej </i>upiec ciasto. Okey, przynajmniej jak wyjdzie zakalec, nie bedzie na mnie. :D Wyszlo jednak wilgotne i ciezkie, ale bez zakalca. Oczywiscie. ;) Dojechali chlopaki, zjedlismy obiad i zostala chwila na dychniecie. Kiedy zarelko jako tako ulozylo sie w brzuchu, poczlapalam jeszcze na gore zaniesc poskladane wczesniej pranie i umyc zlewy w obu lazienkach. Sprzatanie chalupy to niekonczaca sie opowiesc. :D Dzieciaki z tata pojechaly na basen, a ja w tym czasie wskoczylam pod prysznic i zaczelam szykowac wszystko na kolejny dzien. Jak to ja, przygotowalam Kokusiowi ciuchy, a dopiero poznym wieczorem przypomnialo mi sie, ze w czwartek mieli jechac do teatru na "Opowiesc Wigilijna" i dostalam maila, zeby dzieciaki zalozyly ubrania odpowiednie na takie wyjscie. No to musialam mu kompletnie wymienic spodnie oraz bluzke. ;)<br /></p><p>Moje poranki to istne dni swistaka. W czwartek wstalam jak zwykle skoro swit z Bi, spakowalam jej jedzenie, wyszykowalam sie i wyszlysmy z domu. Zanim wyszlam, obudzilam Kokusia, bo mial tego dnia wycieczke, wiec musial zjesc porzadne sniadanie. Mieli wrocic do szkoly dopiero o 13, wiedzialam wiec, ze bedzie glodny. A ze czas przyjazdu autobusu Starszej to zawsze niespodzianka, wiec wolalam zeby byl juz obudzony. <i>School bus</i> przyjechal jednak w miare wczesnie, bo identycznie jak dnia poprzedniego. Przynajmniej reszta ranka z synem minela spokojnie. Panicz marudzil tylko dlaczego przygotowalam mu dzinsy. No niestety, jak napisalam wyzej, mial sie ubrac odpowiednio na wizyte w teatrze, wiec spodnie dresowe odpadaly. Niech sie mlodziez od malego uczy kultury. :D Przynajmniej czekal go naprawde luzny dzien, bo po wycieczce mieli miec tylko normalne zajecia muzyczne, a reszte czasu spedzic nad jakims projektem plastycznym. Nie musial nawet brac plecaka, bo do sniadaniowki wrzucil spinacz do papieru, tasme klejaca oraz nozyczki (plus przekaski i butelke z woda ;P), do drugiej reki wzial skrzypce i gotowe.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5t-Fnhyphenhypheni_qTKemgqr_BBDUfSJkozb2byrIcSrAHbn0q5T3a3sgbXB3qx2hDk_fkrH3WZ0IsmhCgFzpcN8VkM5MWioSQ53wPh6vE-pOSuOozvhB8JXcTPoVv22rLYIFn0f-QBrwT5sisXhQXac8UD3431FCJrQROjX834qVdjvup2GSyflMVRtO-3ImlA/s671/IMG_5321_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="671" data-original-width="504" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5t-Fnhyphenhypheni_qTKemgqr_BBDUfSJkozb2byrIcSrAHbn0q5T3a3sgbXB3qx2hDk_fkrH3WZ0IsmhCgFzpcN8VkM5MWioSQ53wPh6vE-pOSuOozvhB8JXcTPoVv22rLYIFn0f-QBrwT5sisXhQXac8UD3431FCJrQROjX834qVdjvup2GSyflMVRtO-3ImlA/s320/IMG_5321_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">"Projektem plastycznym" okazaly sie takie piekne gwiazdy</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Mail sprzed dwoch dni mowil ze autobus mial zaczac przyjezdzac wczesniej od nastepnego tygodnia, tymczasem kiedy wyszlismy z domu, zauwazylam go dojezdzajacego akurat do naszego osiedla. Nik puscil sie pedem i tym razem dobiegl na tyle blisko, ze kierowca na niego poczekal(a). Mlodszy odjechal, a ja wrocilam do domu, przewietrzylam sypialnie, wstawilam zmywarke, przetarlam szafke oraz kafelki w dolnej lazience (w porannym sloncu najlepiej widac na nich wszelkie zaschniete krople oraz zacieki) i wypilam poranna kawe. Kot, ktory rano wypuscil sie oczywiscie na dwor, wrocil kiedy odjechal Nik (przypadek? :D) i nie mial zamiaru ponownie wysciubiac nosa. Rano mielismy -4 stopnie, z odczuwalna -8, brrr... Nawet w dzien temperatura doszla tylko do +2. Po ogarnieciu tego co chcialam, pojechalam do pracy, choc ten brak wyplaty coraz bardziej mnie przygnebia i brak motywacji tlumi wszelkie checi... Po robocie zajechalam do biblioteki oddac czytnik, ksiazke oraz stosik gier, po czym wrocilam do chalupy. Obiad, chwilka relaksu i M. z Potworkami powinni pedzic na basen, ale tym razem mielismy lepsze atrakcje. Otoz, panna Bi miala w szkole koncert. Dziadek sie wykrecil mowiac, ze pozno i boi sie covid'a (!) i poczatkowo zakladalam ze pojade sama z corka. Tymczasem Nik wykorzystal wymowke i stwierdzil, ze chce jechac na koncert zeby opuscic trening plywacki. Wtedy i M. jakims cudem stwierdzil, ze pojedzie. Pechowo, mimo ze koncert byl o 19, dzieciaki musialy przyjechac juz o 18:30 zeby dostroic instrumenty i zrobic rozgrzewke wokalna. Przy okazji jednak wyszly problemy z komunikacja. Bi w nowej szkole nadal spiewa w chorze i gra na skrzypcach, ale szkola (podobnie jak Kokusia) ma tez "zespol" czyli w sumie tez orkiestre, ale skladajaca sie z roznych instrumentow, innych niz smyczkowe. W zeszlym roku (czyli w obecnej szkole Nika) szczegolowe informacje o koncertach byly wysylane ogolnie, dla wszystkich, bo wszystkie dzieci maja obowiazek uczeszczania na jakies zajecia muzyczne. Tutaj otrzymalam informacje o chorze oraz orkiestrze, ale nic o zespole. Zwalilam to jednak na to, ze Bi w zespole nie gra. Kiedy przyjechalismy do szkoly, przy wejsciu pokierowano rodzicow dzieci z zespolu na sale gimnastyczna, a choru oraz orkiestry do audytorium. I siedzimy tam, czekamy, wybija 19 i nic sie nie dzieje. Ludzie zaczeli sie rozgladac, zerkac na zegarki, ja tez z M. utyskiwalismy, ze u Kokusia to wszystko jak w zegarku, a tu jakis poslizg. Az tu nagle weszla do audytorium pani od choru, wyszla na scene i oznajmila, ze zespol jest w polowie swojego koncertu, czyli jeszcze niecale 10 minut i powinna sie zaczac czesc w audytorium. Na to kilka rodzin zerwalo sie i wybieglo z audytorium! Czyli nikt nie zostal poinformowany w jakiej kolejnosci beda graly/spiewaly poszczegolne grupy! Nas wkurzylo tylko opoznienie, bo rownie dobrze moglam przyjechac z Bi sama, a M. z Kokusiem dojechaliby juz na 19. Ale co z biednymi rodzicami, ktorym przepadla polowa koncertu ich dzieci?! No wkurzylabym sie niesamowicie! W kazdym razie, wreszcie doczekalismy sie i na schodkach przed scena pojawil sie chor. Spiewali... srednio. :D Ta szkola laczy VII oraz VIII klasy i na zajeciach muzycznych lacza dwa roczniki.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSQjqiCtAqAOSMUoFBfSfAoWvEuZ-Si3unkjJV37ADtwwm1SxfXWjxt6ZPsRxdSdnWK82ZcRY30shTXuyUOKHEyMRE-gykGEBRT3HKLDdcxCEDcDNHSb1tJDNiLY5TwBWbb4mvO5izM9fvyn8q1wqflLyGCjFuqzWBNDyQu_OQRlpEb49IlT9L1-a93eg/s835/IMG_5322_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="470" data-original-width="835" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSQjqiCtAqAOSMUoFBfSfAoWvEuZ-Si3unkjJV37ADtwwm1SxfXWjxt6ZPsRxdSdnWK82ZcRY30shTXuyUOKHEyMRE-gykGEBRT3HKLDdcxCEDcDNHSb1tJDNiLY5TwBWbb4mvO5izM9fvyn8q1wqflLyGCjFuqzWBNDyQu_OQRlpEb49IlT9L1-a93eg/s320/IMG_5322_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi druga od lewej, a to tak 1/3 choru. Gwoli scislosci, to uczniow spiewajacych lub grajacych na instrumentach jest tylu, ze koncerty podzielone zostaly na trzy dni</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W chorze spiewaja wiec dziewczynki oraz chlopcy majacy od 12 do 14 lat. Panny jeszcze jako tako brzmialy, ale czesc kawalerow chyba juz przechodzi mutacje, bo spiewali strasznie. ;) Normalnie jakos tak bez wyrazu i jakby falszowali, choc watpie zeby do choru zglaszaly sie dzieciaki bez glosu i muzykalnego ucha, bo w tej szkole muzyka nie jest juz obowiazkowa. Ladniej juz brzmi mlodziez ze szkoly Kokusia, mimo ze mlodsza, choc tam do choru zglaszaja sie wszyscy, ktorzy nie maja muzycznego talentu i musza gdzies przebimbac dwa lata. ;) W kazdym razie, jakos wytrzymalismy to "pianie", a potem przyszedl czas na orkiestre. Tutaj dzieciarnia brzmiala juz rewelacyjnie i naprawde slychac, ze wszyscy graja przynajmniej 6-7 lat.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdUoWHNsiydXqTcabMqBWwCpnriciAvzqIh131IGBKYuplV3t40LAVPvEfaOLP4cnPD_C738H1YtPEcMB5-ZfloouGcfDWFnKmKKzE-j1QioUq-MMle75bgMobVmXnXPKOzeHEpfbC3VI-MMZPDBt2z-gc638Hs_S9nZVaxXBLj98HHsdbgmxJeYqJap4/s816/IMG_5336_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="459" data-original-width="816" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdUoWHNsiydXqTcabMqBWwCpnriciAvzqIh131IGBKYuplV3t40LAVPvEfaOLP4cnPD_C738H1YtPEcMB5-ZfloouGcfDWFnKmKKzE-j1QioUq-MMle75bgMobVmXnXPKOzeHEpfbC3VI-MMZPDBt2z-gc638Hs_S9nZVaxXBLj98HHsdbgmxJeYqJap4/s320/IMG_5336_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi zaznaczylam strzalka</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Szkoda, ze na bloggerze nie moge wstawic filmikow (probowalam), bo to serio niesamowite jak potrafi grac taka niby szkolna orkiestra. :) Po koncercie, M. chcial oczywiscie jak najszybciej wracac do domu, ale Potworki mialy inne plany. Oboje koniecznie chcieli zajrzec na kiermasz ksiazek w bibliotece. Bi byla juz tam z klasa w poniedzialek, ale nie starczylo jej kasy na wszystkie, ktore sobie upatrzyla. Nik zas chcial ogolnie podejrzec co maja, mimo ze jego szkola bedzie miala wlasny kiermasz. Chwala im chociaz za to, ze wydawali wlasna kase. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVKQut4ngHvUbNP4DkXnq9obBq4padNzYIUjPT1aESQkixTsyIhPRTQ42pKzMD4w-bcaNd95cYKZkR0uE7y0doG8MYQDg3MNCKCQuUGDvqq3aUkbNEYgJ4S1n9cp3BP3r3vevCmPNYvgDUyiho06Rq2f5S0uiyXxJd8OM4gNpqip2Av6kbNV7WE5qHqkA/s558/IMG_5350_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="558" data-original-width="419" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVKQut4ngHvUbNP4DkXnq9obBq4padNzYIUjPT1aESQkixTsyIhPRTQ42pKzMD4w-bcaNd95cYKZkR0uE7y0doG8MYQDg3MNCKCQuUGDvqq3aUkbNEYgJ4S1n9cp3BP3r3vevCmPNYvgDUyiho06Rq2f5S0uiyXxJd8OM4gNpqip2Av6kbNV7WE5qHqkA/s320/IMG_5350_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik w mikolajowej czapie, a w tle Bi</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ostatecznie oboje wybrali sobie po dwie ksiazki, a Nik dodatkowo dwa... dlugopisy. Bo przeciez w domu posucha i nie ma czym pisac. :D Wrocilismy do chalupy dopiero o 20:30, wiec zostalo tylko szybko cos przekasic i do spania.</p><p>W piatek ponownie taki sam ranek. Autobus Bi przyjechal o swojej nowej - zwyklej porze. Z Nikiem wyszlismy kilka minut wczesniej i... oczywiscie autobus przyjechal troche pozniej. :D Po odjezdzie dzieciarni wrocilam do domu, przewietrzylam, rozladowalam zmywarke i mialam jechac na zakupy, kiedy... dostalam sms'a od M. ze wychodzi o 10:30 i mozemy pojechac do sklepu razem. W sumie nie byl mi na zakupach do niczego potrzebny, ale ok. Posiedzialam wiec z kawka, a kiedy malzonek dojechal, ruszylismy po spozywke. Do Swiat jeszcze ponad tydzien, nadal ranek, a w sklepie, moze nie tlumy, ale ludzi wiecej niz czasem po poludniu. :O Zakupy zrobilismy, rozpakowalismy i M. mial konczyc rozwieszac swiatelka na domu, a tymczasem polozyl sie na drzemke i... tyle. Chwala mu chociaz, ze wstal na czas zeby pojechac po Kokusia, a po drodze zatankowal moje auto. ;) Swiatelka zas zawiesil po powrocie. Ja z dzieciakami posiedzielismy chwile, ale szybko ruszylismy na spotkanie towarzyskie. Sasiadka, czyli mama najlepszej (ale czy nadal ;P) przyjaciolki Bi, zaprosila mnie na hinduska herbatke, a dzieciaki na zabawe z jej corkami. Przezornie najpierw spytalam corke czy chce, bo przeciez z kolezanka nie odzywaly sie do siebie przez jakis <i>miesiac</i>, ale od kilku dni znow rozmawiaja, wiec chciala. :D Fajnie sie gadalo, ale niestety dziewczyny o 18 musialy wyjezdzac na taekwondo. Sama w sumie myslalam zeby o tej porze wyjsc, tylko zawsze ciezko sie wyrwac, wiec przynajmniej raz byl pretekst. W domu juz relaksik, jak to w piatek, z tym milym poczuciem, ze kolejnego dnia mozemy sie w koncu wyspac. Oprocz M. oczywiscie, ktory ponownie ma pracowac caly weekend. ;)</p><p>Do poczytania!<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-90966742602306731022023-12-10T23:08:00.009-05:002023-12-13T12:25:27.506-05:00Kolejny "nastolatek" w domu, czyli 11 urodziny Kokusia<p>Kurcze, no jak to mozliwe? Jako, ze jest mlodszy, Nik w moich oczach to nadal maluch. Dopiero data urodzenia bezlitosnie udowadnia, ze czas nieublaganie plynie do przodu i z mojego syneczka niewiadomo kiedy zrobil sie kawaler...</p><p style="text-align: center;"><span style="background-color: white; color: #2b00fe; font-size: x-large;">11</span><br /></p><p>Fizycznie zadnych powalajacych zmian oczywiscie nie ma. Chlopak rosnie, choc na codzien tego nie zauwazamy, rzecz jasna. Dopiero kiedy wskoczy mi czasem (tak, nadal!) na rece, az sie uginam, taki to dryblas! I kiedy czasami idzie przede mna, dociera ze kurcze, jakis wysoki sie zrobil... Poki co jednak, nadal jest sporo nizszy ode mnie i moge go przytulac jak mojego maluszka. :D No i jest straszna chudzina. Moze nie sama skora i kosci, ale zdecydowanie jest z niego patyczak i nawet moj tata okresla go zartobliwie jako "grubas". :D Jedyna zmiana jest, ze zaczely mu sie ruszac zeby trzonowe, a kilka dni temu jeden wypadl (taka ze mnie uwazna matka, ze nie pamietam nawet ktory), wiec zaczyna wymiane ostatnich zebow na dorosle.</p><p>Opisalam to juz w czerwcu, ale dodam i tu, ze zmienia mu sie charakterek i to niestety na gorsze. Nadal jest pieszczochem, lubi sie przytulac i dalby sie pokroic za drapanko po pleckach lub glowie. Chetnie rozdaje buziaki i wyznaje, ze tak bardzo cie kocha. Przy tym wszystkim zrobil sie z niego jednak straszny zlosnik. Wscieka sie o byle co, a kiedy nie ma humoru (co niestety jest coraz czestsze) odpowiada nam pogardliwie lub otwarcie prowokuje. Zlosc dosc szybko mu przechodzi, ale te utarczki slowne po kilka razy dziennie, sa mocno uciazliwe. Obawiam sie, ze tak juz moze zostac, bo w koncu ten najgorszy czas dojrzewania nadal przed nami...</p><p>W przeciwienstwie do siostry, toczymy z Kokusiem wieczna walke o samodzielnosc. Chlopak nie ma problemu z byciem traktowanym niczym dzidzius, tudziez ksieciunio. Wiele rzeczy umie sam ogarnac, ale robi to tylko kiedy musi, czyt. jak matka czy ojciec hukna. :D Ostatnio stwierdzilam, ze czas przestac juz kapac takiego starego konia. Nik oczywiscie zdziwienie, bo jemu bycie mytym przez rodzica zupelnie odpowiada. Nie ma jednak tak dobrze i teraz myje mu wlosy oraz plecy, bo z tym faktycznie moze miec problem, a reszte ogarnia juz sam. I narzeka, ze mycie to tyyyle roboty... :D</p><p>Z nauka wiekszych klopotow nie ma i o dziwo swietnie sobie radzi z zaawansowana matematyka, a jej najbardziej sie obawialam. Za to ma problem z angielskim, czego przy jego poziomie slownictwa oraz umiejetnosci <i>spelling</i>'u zupelnie sie nie spodziewalam. Niestety, nie podpasowala mu nauczycielka, a dodatkowo, tutaj nie przerabiaja lektur w takim sensie jak w Polsce i wypracowania pisza bardziej na tematy "zyciowe", ktore jakos go nie porwaly. A Nik bez "pasji", to Nik niechetny i leniwy. Do tego dochodzi nagminne (i w tym momencie juz po prostu zlosliwe) pomijanie kropek, przecinkow oraz duzych liter i mam ochote go czasem udusic, bo marnuje potencjal dobrego ucznia przez zwykle niechcemisie. ;)</p><p>Najbardziej na swiecie Nik kocha oczywiscie swoje Nintendo oraz gry komputerowe, choc w wakacje pozwolilam mu tez grac na moim starym telefonie, odkryl na nim jakies nowe gry i teraz wiecznie morduje mnie o pozwolenie wziecia telefonu jeszcze raz, choc na chwile. Ja zas nie chce dawac mu kolejnej elektroniki, skoro staram sie raczej odciagac go od gier. Niestety, pomimo calego pokoju zabawek, Mlodszy nie lubi i nie potrafi sie bawic kreatywnie. Wywala czasem wszystko z szuflad, przeglada i tyle. Uwielbia ukladac Lego, ale ulozona konstrukcje stawia na polce i juz tam zostawia do zbierania kurzu. ;) Jedyne co lubi to pojazdy zdalnie sterowane oraz drony i te faktycznie od czasu do czasu wyciaga i lata z nimi po domu lub podworku. Nadal kocha jazde rowerowa, choc oczywiscie teraz praktycznie nie jezdzi, bo jest zimno, a kiedy wraca ze szkoly za chwile robi sie ciemno. Naprawde lubi koszykowke i czesto wychodzi po szkole chocby na10 minut, zeby przed obiadem pocelowac do kosza, niewazne czy temperatura jest plusowa, czy idzie juz wieczorny przymrozek. :)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_LCv-2w8Fxhz6FfSF6J3Eo-swBe58cRYc5lVnRBpK4A-g6YPXG2yqz8x7lfQIAtikWiwNJhfa684m_10AEgJRUc6iNLBUc4ZqYxs-N__EGr1eFY_Zk5Y3-mFh-F_yW7tNlGhaIExkpRFAh6TQl-fsgPnQk1wP6bPtsxQQhLCKqymOos3HzVd2D4KSiSU/s546/IMG_5240_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="409" data-original-width="546" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_LCv-2w8Fxhz6FfSF6J3Eo-swBe58cRYc5lVnRBpK4A-g6YPXG2yqz8x7lfQIAtikWiwNJhfa684m_10AEgJRUc6iNLBUc4ZqYxs-N__EGr1eFY_Zk5Y3-mFh-F_yW7tNlGhaIExkpRFAh6TQl-fsgPnQk1wP6bPtsxQQhLCKqymOos3HzVd2D4KSiSU/s320/IMG_5240_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pozna jesien i zapadajacy zmrok, ale koszykowka wzywa ;)</span><br /></div><div> <p></p><p>Jesli pogoda nie wspolpracuje, nie pogardzi celowaniem do mini kosza w swoim pokoju. Zaczal sie obecnie sezon koszykarski, gra w zespole rekreacyjnym i poki co chetnie jezdzi na treningi oraz weekendowe mecze. Bez jekow jezdzi tez na treningi plywackie, choc na zawody nie daje sie namowic. ;) Nie moze sie za to doczekac klubu narciarskiego, ktory ma zaczac wyjazdy na stok zaraz po przerwie swiatecznej.</p><p>I to chyba mniej wiecej tyle. Bilans jak zwykle w okolicach marca, wiec na wzrost i wage przyjdzie poczekac.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcIZ547iNKavoa3R-xBixQxtgw_OUk6AWqVJ2q8oSTAHt6HL9uXuIwINIULhyphenhyphenmk8VU5tFRE_009ONiaZKtLvJ5O8-KuPIWW7dzEQNfjwJjiHLO8GOSuTp_eTTY42sD5xhR_nMbswl32LXBYXAUpopZMf7UyqyR9W0LXfdYCPjo7OZCspcqZDQxnV_aMwo/s722/IMG_0812_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="722" data-original-width="539" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcIZ547iNKavoa3R-xBixQxtgw_OUk6AWqVJ2q8oSTAHt6HL9uXuIwINIULhyphenhyphenmk8VU5tFRE_009ONiaZKtLvJ5O8-KuPIWW7dzEQNfjwJjiHLO8GOSuTp_eTTY42sD5xhR_nMbswl32LXBYXAUpopZMf7UyqyR9W0LXfdYCPjo7OZCspcqZDQxnV_aMwo/s320/IMG_0812_2.jpg" width="239" /></a></div><p style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Od takiego rocznego slodziaka</span></p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisLvYlubqJayd64v0B2wuFqHcrU44SC22s7Pc7ly7hzbX1qYScbkNfU-_Vlsoojuns6TX9xVGJ_PssyXGRok8Nz8z9emiDRKpFZbqc0bVBnHIPsRDDQUdvjd2dUWCjTqM7hmL4NBO90xvouvQW8sjljZjoZ6I5KrkQEfwfaMSgGRgoRAFIGr67U6O85-c/s820/IMG_5293%20-%20frame%20at%200m19s_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="462" data-original-width="820" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisLvYlubqJayd64v0B2wuFqHcrU44SC22s7Pc7ly7hzbX1qYScbkNfU-_Vlsoojuns6TX9xVGJ_PssyXGRok8Nz8z9emiDRKpFZbqc0bVBnHIPsRDDQUdvjd2dUWCjTqM7hmL4NBO90xvouvQW8sjljZjoZ6I5KrkQEfwfaMSgGRgoRAFIGr67U6O85-c/s320/IMG_5293%20-%20frame%20at%200m19s_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Po mlodego, przystojnego kawalera :D</span><br /></div><div><p> </p><p></p></div></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-14485756796761519342023-12-08T23:11:00.013-05:002023-12-13T12:21:35.760-05:00Odliczanie do...<p>Reka do gory, kto pomyslal "do Swiat"??? :D Oczywiscie to tez poprawna odpowiedz, tyle ze w naszej rodzinie pierwsze grudniowe odliczanie jest do... urodzin Kokusia. ;)<br /></p><p>Sobota, <u>2 grudnia</u>. Wyjatkowo, M. mial wolny dzien, wiec wszyscy pospalismy sporo dluzej. Ja ponownie wywinelam numer sama sobie, gdzie obudzilam sie o 8:30, zeby po chwili zasnac ponownie i zbudzic sie o... 9:27. :D Niemalym zaskoczeniem bylo, kiedy zeszlam na dol, a w salonie... stoi choinka! Malzonek wstal oczywiscie najwczesniej z rodziny i jak to on, zabral sie do roboty. Co dziwne, przytaszczyl z piwnicy pudlo z drzewkiem oraz dwa wielkie pojemniki z dekoracjami oraz bombkami, a zrobil to tak cicho, ze nikogo nie obudzil.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7b6ndHqKsdW54Clgm15B53cb5kWYbIVvdGIohAa1yeQLvQTnW6WTcmAOop7wXbPcy4Ex8m-nTRmJU6FOUkwmjNZi14JqChococbUE9qY-oN3W3ZtX0awZ3oCp3dezdA1MwDSyeHv3XrbWLmcdKQLmFYdbR2DNf4yPBxVSz6hoGl_FYNU_EuM5_6H2k-Q/s562/IMG_5218_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="562" data-original-width="421" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7b6ndHqKsdW54Clgm15B53cb5kWYbIVvdGIohAa1yeQLvQTnW6WTcmAOop7wXbPcy4Ex8m-nTRmJU6FOUkwmjNZi14JqChococbUE9qY-oN3W3ZtX0awZ3oCp3dezdA1MwDSyeHv3XrbWLmcdKQLmFYdbR2DNf4yPBxVSz6hoGl_FYNU_EuM5_6H2k-Q/s320/IMG_5218_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jaka piekna dziewczyna! :D</span><br /></div><div> <p></p><p>W kazdym razie, dzieciaki ochoczo zabraly sie za dekorowanie, choc szybko sie poklocili i Nik pomaszerowal na gore obrazony. Kiedy zlosc mu przeszla i zszedl ponownie, zostala mu do powieszenia juz tylko jedna bombka, taka "jego" z odciskiem malej raczki. :)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM5U2lAMMDlqNJonApGeUAqrI0Peh8GVbw6Qibg61WUozWt5EojugBUD9w01d6BLPdZuMaQHb36vcIP_rBsI7S1G0PS2y_f1Jbrhw5QXtsylkl7lNbkOp4_gHoorc4gHON7dFsv5FvgXm9k6RmKlL_a7kTtITTpnu83UlF1-C8W2MrFHVX3m9YvioPed0/s681/IMG_5220_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhM5U2lAMMDlqNJonApGeUAqrI0Peh8GVbw6Qibg61WUozWt5EojugBUD9w01d6BLPdZuMaQHb36vcIP_rBsI7S1G0PS2y_f1Jbrhw5QXtsylkl7lNbkOp4_gHoorc4gHON7dFsv5FvgXm9k6RmKlL_a7kTtITTpnu83UlF1-C8W2MrFHVX3m9YvioPed0/s320/IMG_5220_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi miala 5.5, a Nik 4 latka kiedy zrobli te bombki. Na szczescie sa plastikowe, wiec sie nie stluka</span></div><p></p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1mWI4AzFjfLeehO5t8auQmulDL0m4hf_6UBxVPwuyAbMAeeGGQAvGT7cbruFyemjIN4dhqqmTMzHyy47Av2hegenvSMrrQTrCWmj92p10Y5itwtLUT7UWTR_DLuA8ZE-PrgBZT0ugOzHn9FXnmFsJIXxdd-JI-FnwP6o6ulio5kMxJPNFlebl13ZslEc/s539/IMG_5221_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="539" data-original-width="405" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1mWI4AzFjfLeehO5t8auQmulDL0m4hf_6UBxVPwuyAbMAeeGGQAvGT7cbruFyemjIN4dhqqmTMzHyy47Av2hegenvSMrrQTrCWmj92p10Y5itwtLUT7UWTR_DLuA8ZE-PrgBZT0ugOzHn9FXnmFsJIXxdd-JI-FnwP6o6ulio5kMxJPNFlebl13ZslEc/s320/IMG_5221_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pan obrazalski ;)</span><br /></div><div><p>Potem zazyczyli sobie kolejna, ostatnia juz czesc filmu o slynnym czarodzieju. Malzonek i ja pokrecilismy sie po domu, cos tam porobilismy, ale ostatecznie koncowke obejrzelismy z dzieciakami. Mielismy jeszcze nalesniki z poprzedniego dnia i reszte rosolu, ale jakos nikt nie mial na to ochoty, wiec ostatecznie M. pojechal po sushi. Niestety, ta jazda, polaczona nasza pozna pobudka, oznaczala brak czasu na powieszenie zewnetrznych swiatelek, a taki byl poczatkowy plan na sobote. ;) Po poludniu chcielismy bowiem jeszcze jechac na msze, a wczesniej do spowiedzi. Myslalam poczatkowo o kolejnej sobocie, blizej Swiat, ale w pore przypomnialo mi sie, ze Bi ma miec zawody plywackie po poludniu. Nie chcialo mi sie pchac w tlumy przed samym Bozym Narodzeniem, wiec padlo na te sobote. A ze oboje z M. chcielismy jechac, to i dzieciaki przymusilismy. Nik wlasciwie malo protestowal, za to Bi nie przestawala sie wyklocac, ze ona nie chce. ;) Przy okazji ksiadz palnal mi komplement, bo kiedy weszlismy nikogo nie bylo w kolejce do konfesjonalu i tak stalismy zastanawiajac sie szeptem czy ktos jest w srodku, czy nie, az ksiadz wyszedl zeby zobaczyc czy czekaja jacys wierni. Poszlam wiec pierwsza i okazalo sie, ze trafilam na gadule, bo zaczal mnie zagadywac i tak od pytania do pytania, padlo ile mam dzieci. Mowie wiec, ze tylko dwoje, a on na to, ze jeszcze wszystko przede mna, bo mloda jestem! Zaczelam sie smiac, ze jestem juz po 40stce, wiec dzieci wiecej juz nie bedzie, a on na to, ze bardzo mlodo wygladam. Nie powiem, milo mi sie zrobilo. ;) Kiedy wszyscy zaliczylismy swoja kolej, okazalo sie, ze mielismy na tyle czasu, ze spokojnie wrocilismy do kosciola w naszym miasteczku (do spowiedzi jezdzimy do polskiego, w sasiednim miescie), zahaczajac nawet wczesniej o biblioteke zeby oddac caly stosik ksiazek, plyt oraz gier. Ale po mszy bylo oczywiscie zupelnie ciemno, wiec wieszanie lampek odpadalo... Tego dnia w naszej miejscowosci zorganizowano parade pojazdow przyozdobionych swiatecznie. Niestety, po powrocie z kosciola nie chcialo juz mi sie ruszac z domu, wiec nie pojechalismy. Potem na Fejsie ludzie wrzucali zdjecia oraz filmiki i fajnie to wygladalo, wiec troche zaluje. No coz, moze za rok. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSGonr573CWW_4Z8qc6JTzTigXThGzhMzhPP8po2_1GxrrWCjGr7R6IzzwI-ZVdYTbavZGd7SFaNsDchJnIJtZoqIEb7bI1yFA8Ws7khCSREhQmh8UZ4s4jGHlLrEmaRxEcRKlQ1GnLXEm7edilGytBqebH_uaBhJ9o2nzEpza4VbQzymQLzsNuSshO2c/s681/IMG_5227_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSGonr573CWW_4Z8qc6JTzTigXThGzhMzhPP8po2_1GxrrWCjGr7R6IzzwI-ZVdYTbavZGd7SFaNsDchJnIJtZoqIEb7bI1yFA8Ws7khCSREhQmh8UZ4s4jGHlLrEmaRxEcRKlQ1GnLXEm7edilGytBqebH_uaBhJ9o2nzEpza4VbQzymQLzsNuSshO2c/s320/IMG_5227_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jeden z calej kawalkady pojazdow</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Niedziela ponownie zaczela sie od dluzszego spania, choc juz nie az tak dlugiego jak dzien wczesniej. ;) Dla wszystkich poza malzonkiem, ktory jechal do pracy. Bi wstala i na dzien dobry zazyczyla sobie kolejna czesc "Piratow". Nik oczywiscie tez zszedl zeby poogladac jednym okiem. Straszni kinomani sie z nich ostatnio zrobili. ;) Jak to w niedziele, poznym rankiem przyjechal dziadek, ktoremu tego dnia test na korone wyszedl juz negatywny. Mam nadzieje, ze nie trafil mu sie jakis felerny. :D W kazdym razie moj tata jak zwykle posiedzial u nas ze 3 godzinki, a w miedzyczasie do Bi przyjechala kolezanka. Poczatkowo mialy przyjechac dwie, ale jednej cos wypadlo. I cale szczescie, bo obiecalam Kokusiowi, ze napisze do mamy jego kolegi zeby nie czul sie pokrzywdzony. Szykowala nam sie wiec cala chalupa dzieciarni. Na szczescie kiedy jedna z kolezanek Starszej nie dojechala, stwierdzilam ze az tak Nikowi kolega nie jest potrzebny, a on sam tez sie nie dopraszal. W ten sposob Bi byla zajeta, a Mlodszy ogrywal dziadka raz za razem w planszowki. :D Pogoda byla paskudna. Caly dzien padalo, bez chocby krotkiej przerwy. Przez to dostalam calkowitego lenia i wstawilam tylko jedno pranie. Poza tym nie chcialo mi sie absolutnie nic. Stwierdzilam, ze zostane w domu w poniedzialek i nadrobie zaleglosci. ;) Mimo ze zdecydowanie wolalabym normalnie pracowac i zarabiac, to jednak przyznaje ze taka praca kiedy mam na to ochote, jest calkiem przyjemna. ;) Kolezanka Bi byla u nas pierwszy raz, wiec czlowiek zastanawial sie co to za dziecko i jak sie beda ze Starsza zachowywac. Na szczescie panny zaszyly sie u niej w pokoju i na dol zeszly tylko kilka razy zeby... poszukac kota. Ktory to, pomimo deszczu, co chwila darl sie pod drzwiami. Wychodzil, wracal po 10 minutach przemoczony, przeschnal, polezal i znow lecial pod drzwi. Kumpela Starszej ma w domu psiaka, ale kot to dla niej sensacja, wiec pare razy wziely Oreo do pokoju zeby poobserwowac zwierzaka. :) Tata panny okazal sie punktualny, wiec odjechala o rozsadnej porze, co oczywiscie zrobilo na mnie doskonale wrazenie, bo wiecie, ze zwykle mam wrecz odwrotne doswiadczenia z innymi rodzicami. :D Potem to juz zagonic kawalera pod prysznic i zaczac nieuchronne przygotowania na kolejny tydzien. Ktory i tak byl nieco "lagodniejszy", bo w dwa dni dzieciaki mialy skrocone lekcje.<br /></p><p>Po dwudniowym, dlugim spaniu, pobudka w poniedzialek nie byla taka straszna. Autobus Bi ponownie dojechal dopiero o 7:25. Na szczescie byly 2 stopnie na plusie i niemal bez wiatru, wiec dalo sie wytrzymac. Kiedy ona odjechala, polecialam obudzic Kokusia, a po zjedzeniu sniadania i wyszykowaniu sie kawalera, poszlam na przystanek ponownie. Jego autobus przyjechal kilka minut pozniej i wrocilam z ulga do chalupy. Tak jak planowalam, zostalam w domu i robilam pranie za praniem, bo postanowilam tez zmienic dzieciakom posciel.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1_jPKhXIQiVTqeux6w8vl3Bs3YzlsU-UWCABFcD8LVjN6zsZgLmv0XDKHsPLwkTv70lbiR5-RZZI2-UN12tJuQYBG2AKPCKM-TgVbIv6a8JSJjALOtezLYBa_sfAnw9f2KXmULTdKu2KVvfze2RoSZEhOtspYxleM_dN574q02O0xDAGO80hJ6REeYNU/s477/IMG_5226_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="477" data-original-width="358" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1_jPKhXIQiVTqeux6w8vl3Bs3YzlsU-UWCABFcD8LVjN6zsZgLmv0XDKHsPLwkTv70lbiR5-RZZI2-UN12tJuQYBG2AKPCKM-TgVbIv6a8JSJjALOtezLYBa_sfAnw9f2KXmULTdKu2KVvfze2RoSZEhOtspYxleM_dN574q02O0xDAGO80hJ6REeYNU/s320/IMG_5226_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">W przerwie od biegania miedzy pralka z suszarka, zabralam siersciucha na spacer. Tak, ulice naszego osiedla sa w oplakanym stanie, a na ich naprawe pewnie jeszcze dlugo poczekamy...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Musialam rowniez zadzwonic na infolinie karty kredytowej, bo w ciagu ostatniego tygodnia dwa razy probowalam jej uzyc i dwa razy odrzucilo. Jakies dwa tygodnie temu M. placil za nia telefonicznie, bo byl juz ostatni dzien do zaplaty, a zapomnial wczesniej wyslac czeku. Karta jest jednak moja, wiec za pierwszym razem nie pamietal ani jej dokladnego numeru, ani mojego <i>social security</i> (cos jak nasz PESEL). Dopiero jak zgarnal ode mnie wszystkie informacje, zdolal zaplacic, no ale teraz karta mi nie dzialala. Pomyslalam, ze moze za pierwszym razem ja zablokowali bo komputer wychwycil ze ktos nieupowazniony probuje cos robic na koncie. Tymczasem z tej karty automatycznie pobieraja oplaty za basen dzieciakow, wiec tylko czekac az z druzyny plywackiej beda mnie scigac za niezaplacone czlonkostwo. :O Zadzwonilam wiec, a tam niespodzianka. Karta niby nie zablokowana, ale tymczasowo zawieszona zostala opcja jej uzycia, bo oplate zrobiona przez M... odrzucilo. Nie wiem jak on podal dane naszego konta bankowego. :/ Super. Nie dosc, ze za niezaplacony rachunek dorzucaja ci odsetki oraz kare, to jeszcze ci karte blokuja. No by ich pokrecilo... No nic, dowiedzialam sie o co chodzi, wiec teraz musialam czekac na kolejny rachunek zeby to juz normalnie zaplacic i wtedy blokada powinna automatycznie zejsc. Dodatkowo jakies pomniejsze sprzatanko, mycie zlewu i kuchenki i dzien zlecial niewiadomo kiedy. Pierwsza dojechala oczywiscie Bi i z miejsca zaczela dusic mnie zeby jechac do biblioteki. Panna czyta jedna ksiazke, ma juz w zapasie druga i jeczy, ze chce kolejna, bo ta pierwsza "za chwile" skonczy, a upatrzona ma pierwsza czesc jakiejs popularnej serii. Dodatkowo, w sobote oddala gre komputerowa (bo nie da sie przedluzyc im wypozyczenia) i chciala wypozyczyc ja jeszcze raz. Miala jednak pecha, bo gra byla z glownej biblioteki, zas oddala ja w filii i status w katalogu brzmial jasno: "w tranzycie". Tlumacze pannie, ze lepiej poczekac ten dzien lub dwa i pojechac rownoczesnie po ksiazke oraz gre. Nie, ona chce chociaz te ksiazke, bo potem ktos ja moze wypozyczyc. Mowie, ze nie bede potem specjalnie jechac po gre, ale dalej upiera sie, ze chce jechac po ksiazke. No dobra; na szczescie do biblioteki mamy 5 minut jazdy, tyle ze ostatnio jak czegos szukamy, to nigdy nie mozemy po prostu znalezc. Nie inaczej musialo byc tym razem. Wedlug internetowego katalogu, ksiazka powinna byc na polce. Ale jej nie bylo. Byly kolejne czesci serii, ale pierwszej nie. Przeszukalysmy inne regaly, myslac ze moze zawieruszyla sie pod inna kategoria. W koncu poddalysmy sie i poszlysmy do bibliotekarek. Pani spojrzala w ich katalogu i pyta czy patrzylysmy w sekcji "nowych" ksiazek, bo ta zostala zalogowana ledwie tydzien temu. Mowie, ze to pierwsza z serii, a pozostale sa, wiec nawet nie przyszlo mi do glowy zeby szukac jej w nowych. Ona jednak tlumaczy, ze najprawdopodobniej pierwszy egzemplarz zaginal lub zostal zniszczony i musieli zamowic nowy. Poszla z nami do regalu z nowymi publikacjami, nastepnie starszymi, ale ona rowniez ksiazki nie znalazla. Obok staly dwa wozki z ksiazkami czekajacymi na odlozenie na regal, ale tam rowniez jej nie bylo. Zadzwonila na recepcje zeby sprawdzic czy nie zostala na jakims innym wozku, ktory nie wjechal jeszcze na pietro. Nie zostala. :) I wtedy druga pani wstala od biurka i poszla spojrzec na kolejny wozek, ktory mialy na zapleczu. Bingo! Ksiazka sie znalazla, ale ja zaczynam sie wstydzic tam pokazywac, bo zakazdym razem biedne bibliotekarki za czyms dla nas biegaja. :D Wrocilysmy do domu i na dzien dobry musialam wlepic Kokusiowi kare. "Zgubil" bowiem bluze w szkole. To znaczy, wyszedl bez niej, ale kiedy M. wyslal go spowrotem, nie udalo mu sie jej znalezc. No jak mozna zgubic bluze?! I to taka gruba, z podwojnej warstwy polara oraz podszewka, wiec przypominajaca bardziej kurtke! To nie cos malutkiego, co mozna posiac! Tym razem wkurzylam sie nie na zarty, bo juz w zeszlym roku zostawil w szkole podobna gruba bluze i mimo ze twierdzil, ze szukal w klasach i w kaciku rzeczy zagubionych, nigdy jej nie odnalazl. Na jesieni kupilam mu nowa, wiedzac, ze Potworki maja awersje do kurtek. No i prosze; ta rowniez posial! Dostal szlaban na wszelka elektronike na reszte tygodnia. Jesli znajdzie bluze, szlaban zostanie zdjety, jesli nie, kilka dni bez tableta oraz Nintendo dadza mu czas zeby pomyslec nad wlasnym roztrzepaniem. :/ Dzieciaki odrobily lekcje i po chwili ruszyli z M. na basen. Cieszylam sie, ze nie musze wychodzic, bylo mi bowiem jakos zimno i kiedy wyszli, z rozkosza wskoczylam pod goracy prysznic.</p><p>We wtorek troche sie z Bi wycwanilysmy. Bylo lekko na plusie, ale wial lodowaty wiatr, wiec odczuwalna temperatura byla minusowa. Nie mialam ochoty sterczec ponownie 20 minut na zewnatrz czekajac na autobus. Teraz, kiedy krzaki i drzewa nie maja lisci, widze jak na dloni przystanek oraz kawalek drogi poza osiedlem. Autobus na naszym osiedlu robi koleczko, wiec jesli za pierwszym razem ucieknie, Bi ma szanse ponownie go zlapac. Zostalysmy wiec w domu, patrzylysmy przez okno na wszelki wypadek i dopiero o 7:15 wyszlysmy z domu. I dobrze zrobilysmy, bo znow dojechal o 7:25. Tym razem wyslalam maila do firmy przewozowej, spytac czy to juz zmiana na stale, czy nadal autobus bedzie przyjezdzal chaotycznie i bez planu? Tego dnia niestety nie doczekalam sie odpowiedzi. Kiedy Starsza odjechala, polecialam do domu budzic Kokusia. Wstal na szczescie bez problemu i w humorze, bowiem dzien wczesniej, pozbawiony tableta, poszedl spac o 21:10. Przynajmniej sie porzadnie wyspal. ;) Zjadl sniadanie, wyszykowal sie i pomaszerowalismy na autobus. Przynajmniej u niego bez sensacji i odjechal do szkoly o normalnej porze. Wrocilam do chalupy i przed praca poskladalam ostatnie pranie z poprzedniego dnia i wstawilam kolejne - tym razem z <i>nasza </i>posciela. Podjelam rowniez probe dodzwonienia sie kolejny raz do weterynarza. Tym razem odebral ktos z centrali, ale potem musial przelaczyc mnie na linie do zalatwiania recept. Tam oczywiscie nikt juz nie odebral. Zostawilam kolejna wiadomosc i kolejny raz nie doczekalam sie zwrotnego telefonu... Sama juz nie wiem co robic. Moglabym tam pojechac, ale to 20 minut drogi, a moze byc tak, ze bez umowionej wizyty nawet mnie nie wpuszcza. :/ Inna opcja to znalezienie nowego weta, tyle ze przy okazji prob sterylizacji kota, przekonalam sie, ze wiekszosc okolicznych klinik nadal (po covidzie) nie przyjmuje nowych pacjentow. Po trzech latach! :O W kazdym razie, poznym rankiem zjawilam sie w robocie. Posiedzialam pare godzin, cos tam porobilam, po czym wrocilam do domu. Na powitanie dostalam mila wiadomosc, ze panicz odnalazl zagubiona bluze. Cud bozonarodzeniowy normalnie... ;) Ogarnelam naczynia i przygotowalam jak najwiecej wszystkiego na kolejny dzien, po czym trzeba bylo zgarniac Kokusia na kolejny trening koszykowki. Przynajmniej poki co nie protestuje. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4dwQj9a7-hg3C3SMLKk8_bQDhr3Ur07GkucGg3-88P6lkARV-X1DsGqvEi1C6JcCZqFWKz7QWtXk8HEBw76Ff-gjWjZ157umwaANhvsOxcr7Goi1YTEUFrvFX8mQrnrAtUju617_pKGyKMHSci27RwuiM3MnYF71PTtCMVTJ-KIKWnPH9O0q-tlpUY1s/s761/IMG_5232_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="477" data-original-width="761" height="201" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4dwQj9a7-hg3C3SMLKk8_bQDhr3Ur07GkucGg3-88P6lkARV-X1DsGqvEi1C6JcCZqFWKz7QWtXk8HEBw76Ff-gjWjZ157umwaANhvsOxcr7Goi1YTEUFrvFX8mQrnrAtUju617_pKGyKMHSci27RwuiM3MnYF71PTtCMVTJ-KIKWnPH9O0q-tlpUY1s/s320/IMG_5232_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mlodszy w akcji</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Za to Bi sie nieco rozczarowala, bo ma miec w sobote zawody plywackie i jeszcze dzien wczesniej mowila ze najmniej lubi styl kraulem, a tymczasem trener wyslal liste wyscigow na zawody i panna ma same... kraulem. :D Dwie sztafety i dwa indywidualne o roznych dlugosciach, ale wszystkie tym samym stylem. Podejrzewam, ze po powrocie do druzyny trener nie zdolal sie jej jeszcze dobrze przyjrzec, a zawsze powtarza, ze kraul jest praktycznie niemozliwy do spartaczenia i zostania zdyskwalifikowanym. Dal wiec panne na "najbezpieczniejszy" styl. Spodziewalam sie protestu i marudzenia, ale okazuje sie, ze Bi jakos to przelknela. ;) Pojechalam wiec z synem na koszykowke, a M. z corka na basen. Malzonek mial lenia i liczyl, ze panna sobie odpusci, jak tydzien wczesniej, a tu niespodzianka. ;) We wtorki basen zaczyna sie 15 minut pozniej, wiec mimo, ze z Nikiem mielismy kilkanascie minut jazdy a potem jeszcze zrobilismy rundke po osiedlu zeby popatrzec na swiatelka, to i tak dojechalismy pierwsi, choc wyprzedzilismy ich o raptem kilka minut. ;) A potem to wiadomo, zwykle szykowanie sie na kolejny dzien. </p><p>Sroda to oczywiscie bardzo wazny dla dzieciakow dzien, czyli Mikolajki. Upominki chyba ich jednak nieco rozczarowaly. ;) Poniewaz nie zarabiam, wiec powiedzialam Potworkom, ze w tym roku wszelkie listy maja wreczac tacie. Oni jednak, szczegolnie Nik, zwykle ociagaja sie i trzeba im pierdylion razy przypominac. A ja stwierdzilam, ze umywam rece. Malzonek znalazl gdzies okazje i kupil im po <i>power bank'u</i> do elektroniki, ladowana na energie sloneczna. Wiedzialam, ze to raczej cos, co srednio im przypadnie do gustu, wiec dorzucilam jeszcze sznurki swiatelek swiatecznych na baterie oraz paczke Skittles'ow. Takze tegoroczne Mikolajki skromniutkie. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitdldfpdONFR1LTpzzzvcOiJIwoAkGcD2S9E0CsxdRjI94D0HAplmHeCaQ5f7JxeVQACRgXJmiGHiSINAGyUc847TksccOfpLsF1NlB0q33TLDgOCg8-8XKY6SEBh-tM92Eyt61tB9y5OoC3sbhaOiFdRg8YovIThXUVx2zsmg_KUQkb81pu0KcuopN-Y/s807/IMG_5234_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="605" data-original-width="807" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitdldfpdONFR1LTpzzzvcOiJIwoAkGcD2S9E0CsxdRjI94D0HAplmHeCaQ5f7JxeVQACRgXJmiGHiSINAGyUc847TksccOfpLsF1NlB0q33TLDgOCg8-8XKY6SEBh-tM92Eyt61tB9y5OoC3sbhaOiFdRg8YovIThXUVx2zsmg_KUQkb81pu0KcuopN-Y/s320/IMG_5234_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Prezenty czekaja na "grzeczne" dzieci</span><br /> </div><p></p><p>Bi rano wstala oczywiscie pierwsza i pytala mnie potem co ona ma wlasciwie robic z tym <i>power bank'iem</i>. Dobre pytanie. Mowilam M., zeby pamietal, ze to sa <b>dzieciaki </b>i nie ocenial ich po sobie. Na codzien mamy w domu prad, wiec <i>power banki</i> przydadza im sie najwczesniej na ktoryms kempingu. Niech sie potem M. nie wscieka jak dzieciaki wrzuca je do jakiejs szuflady i gdy przyjdzie pora na kemping, nie beda mogli ich nawet znalezc... Tego ranka ponownie patrolowalysmy z Bi okolice przystanku przez okno, tym bardziej, ze mielismy -2 ze sporym wiatrem, wiec odczuwalna byla kilka stopni nizsza. Wyszlysmy z domu o 7:15, a autobus dojechal o 7:18. Idealnie, bo praktycznie nie czekalysmy, ale to oznacza z kolei, ze w grafiku maja nadal chaos. Odpowiedzi na mojego maila sie oczywiscie nie doczekalam, bo po co. :/ Jesli juz mowa o "odpowiedziach", to niespodziewanie dostalam maila, ze tabletki Mayi zostaly wyslane. To oznacza, ze ktos u weta jednak potwierdzil recepte. No i fajnie, ale mogliby oddzwonic. Chcialabym bowiem zeby pies mial juz te recepte automatycznie przedluzana bez comiesiecznego telefonu. Poki co jednak ciesze sie, ze przynajmniej na miesiac jest zabezpieczona. Kiedy Bi odjechala, polecialam obudzic Kokusia. Na szczescie tego dnia bylo nieco wczesniej, wiec obylo sie bez pospiechu i paniki. Starsza z mikolajkowych upominkow zainteresowala sie bardziej swiatelkami, a power banku nawet nie rozpakowala. Mlodszy dla odmiany otworzyl power bank i natychmiast polozyl na oknie zeby sie ladowal, a swiatelka zostawil w pudelku. Oboje zgodnie pozarli za to garsc cukierkow. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyw5rftXJ-0refmNH9hnNjUidG-8SyEqb2dQZgBHV9cs2-IRLI510EZ5oILno2SdPtd5ufEdwYOu93GJEfVDIyis8STr0RYM5tF3XV4hNHcj4rvkp4yftLare_5XKfXHTBAvaW9BIzzPKeyvETb2D7NdcBuX-4-iQRG7kPGp-nPF-GcdQ9ge2KRJte6IQ/s681/IMG_5235_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyw5rftXJ-0refmNH9hnNjUidG-8SyEqb2dQZgBHV9cs2-IRLI510EZ5oILno2SdPtd5ufEdwYOu93GJEfVDIyis8STr0RYM5tF3XV4hNHcj4rvkp4yftLare_5XKfXHTBAvaW9BIzzPKeyvETb2D7NdcBuX-4-iQRG7kPGp-nPF-GcdQ9ge2KRJte6IQ/s320/IMG_5235_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pudelka cukierkow rozkladaly sie w takie smieszne brody :)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Poszlismy z Mlodszym na przystanek, autobus wkrotce zabral dzieciaki na akcje - edukacje, a ja wrocilam do chalupy. Nie planowalam tego dnia jechac do roboty, ale i tak nie mialam jak sie zrelaksowac. Akurat w srode musialam bowiem jechac z moim tata do lekarza. Na 10:30, wiec mialam chwile na poranna kawe, ale nie na tyle czasu zeby zaczac robic cos konkretnego. U lekarza niespodziewanie wszystko zajelo az godzine czasu, mimo ze byla to taka wizyta orientacyjna przed operacja. Ale najpierw przeswietlenia, gdzie do maszyn rentgenowskich kolejka, a potem kolejne kilkanascie minut w gabinecie, czekajac na lekarza. I tak zeszlo... Przekonalam sie, ze dobrze, ze pojechalam z tata, bo chlop nie tyle nie rozumie co do niego mowia, tylko czasem zwyczajnie nie slucha uwaznie i wlacza mu sie myslenie "tunelowe". Np., z trzech miejsc gdzie moga przeprowadzic operacje, wybral to najblizej domu. Okey, logiczne. Kiedy jednak podeszlismy do recepcji zeby ustalic juz konkretny termin, babka poinformowala, ze musi sie upewnic, ale w tej wybranej przez niego klinice najprawdopodobniej nie akceptuja jego ubezpieczenia. On od razu pokazuje na kolejne miejsce, w pobliskim wiekszym miescie. Kobieta spokojnie tlumaczy, ze nie ma sprawy, tylko ze w tamtym miejscu to juz jest szpital, nie klinika i zostawia go na noc. Pokazuje trzecie miejsce i mowi ze to rowniez jest klinika wypuszczajaca pacjentow tego samego dnia. Tata od razu, ze nie, ze to za daleko, co nawet nie jest prawda, bo dojazd zajmuje raptem kilka minut dluzej. Babka potwierdza wiec, ze tata chce dowiedziec sie o te pierwsze miejsce i jesli tam sie nie da, to umowic sie do drugiego, a trzeciego w ogole nie bierze pod uwage? Rodziciel potwierdza. Tu wtracam sie ja, czy sluchal uwaznie, bo w tym drugim miejscu bedzie musial zostac na noc, a w trzecim nie. Aaaa, no to nie, to on jednak woli trzecie! :O Trzymajcie mnie! Gdyby mnie tam nie bylo, umowiliby go do tego drugiego, a potem byloby zdziwienie w dzien zabiegu, ze nie wypusza go do domu! :O W kazdym razie, umowilismy sie, ze kobieta sprawdzi pierwsze miejsce i oddzwoni do <i>mnie</i>. :D Wyszlismy od lekarza i zaproponowalam tacie zeby wpadl na kawe skoro i tak przyjechal juz do mojej miejscowosci. Pojechalam wiec do domu, a tata za mna. Posiedzielismy, pogadalismy, a kiedy pojechal zgadalam sie z siostra na Skypa. Dawno nie rozmawialysmy, wiec trzeba bylo nadrobic nowinki. :) Moja jedna siostrzenica jest juz w VIII klasie i przygotowuje sie do egzaminow licealnych. Kurcze, ale te dzieci sie starzeja. ;) Druga siostrzenica chodzi do prywatnej szkoly i nosi mundurek. Okazuje sie, ze roztrzepanie mamy rodzinne, bo zaraz na poczatku roku zgubila sweter od mundurka. Moga sobie podac reke z Kokusiem. Siostra za to zirytowana, bo te ciuchy od mudrurka kosztuja dwa razy tyle co zwykle, a panna sobie zostawia gdzies sweterek. :D Siostrzeniec chodzi do przedszkola i dobrze sie tam odnajduje. Niestety nie zobaczylam malego lobuziaka, bo juz lezal w lozku. Dziewczyny za to przylazly do pracowni matki zwabione glosami. ;) Bo tak, moja siostra pomalu rozkreca sie z dzialalnoscia, sprzedaje te swoje smoki na Etsy i zrobili ze szwagrem dobudowke do domu, zeby miala miejsce na rozlozenie sie z maszyna do szycia i wszystkimi akcesoriami. W miedzyczasie wrocila do domu Bi, a potem chlopaki, wiec czas bylo konczyc. Zjedlismy obiad, dzieciaki odrabialy lekcje, potem mieli chwile oddechu i czas byl dla nich zbierac sie na basen. Oni pojechali, a ja mialam chwile ciszy na ogarniecie tego i owego. Tego dnia proszyl przelotnie snieg, praktycznie od rana do nocy. Oreo oczywiscie miala niskie temperatury w powazaniu, za to wieczorem, na tarasie gonila platki sniegu, ktore widac bylo w swietle lampy. Probowalam ja nagrac, ale oczywiscie kiedy tylko wyciagalam w jej strone telefon, natychmiast stawala spokojnie jak gdyby nigdy nic. ;) Rodzina wrocila z basenu i wlasciwie zostala tylko kolacja i do spania.<br /></p><p>W czwartek rano bylo jeszcze zimniej niz poprzedniego dnia, wiec nie ma glupich i znow zostalysmy z Bi w domu do 7:15, zerkajac tylko przez okno. Tym razem autobus przyjechal o 7:20, wiec do przezycia. Wrocilam do domu, gdzie okazalo sie, ze Nik juz nie spi, ale oczywiscie nie przyszlo mu do glowy, ze moglby zejsc na dol i zrobic sobie sniadanie... :/ Kawaler sie wyszykowal, odstawilam go na autobus, po czym jak zwykle wrocilam do chalupy na szybka kawke i jakies tam ogarnianie. Tym razem padlo m.in. na wywalenie kocich resztek przemiany materii. Mamy fajny smietniczek, w ktorym wszystko jest szczelnie zamkniete i kompletnie z niego nie smierdzi. Przy jednym kocie zapelnia sie w okolo 3-4 tygodnie, wiec niezbyt czesto. Czasem jednak trzeba go oprozniac. ;) Nie jest to szczegolnie trudne ani uciazliwe i jedyne co, to obrzydzenie bierze na mysl, co sie wyciaga. :D Ktos to jednak musi zrobic, a najwazniejsze, ze nie czuc przykrych zapachow, bo przez pierwsze kilka miesiecy wyrzucalismy kocie... "sprawy" do zwyklego smietnika i codziennie musialam wyrzucac worek, bo przy kazdym podniesieniu klapki, zbieralo na wymioty od smrodku. Po odhaczeniu co tam bylo do zrobienia, pojechalam do pracy. Tego dnia naprawde zastanawialam sie po co, bo nie tylko nie bylo nikogo od nas, ale caly budynek byl jakis opustoszaly. Dlugo tam jednak nie zabawilam, bo dzieciaki konczyly lekcje wczesniej. Bi wracala autobusem, ale Kokusia musialam odebrac. Juz o 13 wyruszylam wiec do szkoly. Zimno jak pieron, wieje lodowaty wicher, a oni czekaja z wypuszczeniem dzieciakow niewiadomo na co. Lekcje konczyly sie o 13:15, po kilku minutach dzieciarnia zebrala sie pod drzwiami, a otworzyli je chyba dopiero dziesiec minut pozniej... Na szczescie Nik pojawil sie w miare szybko i tym razem nie zapomnial ani bluzy, ani skrzypiec, ani wlasnej lepetyny. :D Po drodze do domu zajechalismy jeszcze do biblioteki, bo Bi koniecznie chciala wypozyczyc na weekend jedna z gier na Nintendo, ktora miala wczesniej wypozyczona, ale musiala oddac. Katalog pokazalywal, ze gra w koncu wrocila na polke, wiec stwierdzilam ze po nia zajade, a przy okazji Nik popatrzy jakie maja gry bo sam wie lepiej co moze go zainteresowac. Jak to z moim ostatnim szczesciem bywa, Mlodszy szybko wyszukal sobie jakies gierki, za to tej Bi... nie ma. Oczywiscie mogla zostac wypozyczona, ale sprawdzam jeszcze raz katalog i ten nadal pokazuje, ze powinna byc na polce. Ech... Az mi juz glupio chodzic do tych pan (choc w sumie po to sa). Pytam, sprawdzaja katalog, po czym jedna rusza do polki, choc moglaby uwierzyc mi na slowo, skoro mowie, ze jej tam nie ma. :D Tym razem na szczescie zguba odnalazla sie dosc szybko, bo zadzwonila do recepcji i okazalo sie, ze plyta lezy na wozku. Czyli ktos wbil ja do systemu jako oddana, ale jeszcze nikt nie odlozyl jej na odpowiednia polke. Najlepsze, ze sprawdzalam i plyta zostala zalogowana do systemu trzy dni wczesniej i nadal nie odnalazla drogi na miejsce. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVqUYuHKAzpllvf9fxkdc7osYi_Kye8P_xV7TuHGeavc-Vgre3hldMttsiV9Y8A-3Byx7BFfoY34d83Rv1JPG9HI507gxIYBuqWkmLB61DU4PpaL4vv9n1PVUTan-BG6WXl8zwYb6cLU4d4S4Q0PvdJRuJvBjpf43UuEchFxKOSUSDII9XmuLfg5N3tsU/s601/IMG_5247_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="601" data-original-width="451" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVqUYuHKAzpllvf9fxkdc7osYi_Kye8P_xV7TuHGeavc-Vgre3hldMttsiV9Y8A-3Byx7BFfoY34d83Rv1JPG9HI507gxIYBuqWkmLB61DU4PpaL4vv9n1PVUTan-BG6WXl8zwYb6cLU4d4S4Q0PvdJRuJvBjpf43UuEchFxKOSUSDII9XmuLfg5N3tsU/s320/IMG_5247_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Ja czekam na pania rejestrujaca wypozyczane rzeczy, a Nik w glebi wrzuca pieniazka do "skarbonki" (nie pamietam na co oni je zbieraja). Wlot ma forme lejka i wypuszczone ze specjalnego dinksa monety bardzo stopniowo zjezdzaja po okregu w dol. Czasami dzieciakom udaje sie zlapac je przed sama dziurka i spuszczaja je ponownie ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wrocilismy do domu i wiekszosc popoludnia uplynela jak zwykle. Obiad, lekcje, jakis relaksik, po czym M. z dzieciakami na basen, a ja stwierdzilam, ze wskocze pod prysznic. Zdazylam jednak tylko wejsc na gore, kiedy dzwoni malzonek i pyta czy nie dostalam jakiegos maila ze basen jest zamkniety. Na drzwiach bowiem wisi kartka, ze maja problem z jakoscia wody, nikogo tam nie ma, a dzieci z druzyny kraza zdezorientowane. Nie wiem co sie stalo, ale tym razem nic nie dostalam, zreszta jak widac nie ja jedna. Poza tym, zastanawiam sie po co M. do mnie wydzwania zamiast po prostu wrocic do domu i powiedziec mi, ze basen byl zamkniety? Bez sensu... Aha. Tego dnia, trzeci raz w tym sezonie, mielismy przelotne opady sniegu. Szkoda, ze temperatury w dzien byly plusowe, wiec wszystko topilo sie przy kontakcie z gruntem.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3CPB-YOm0oOwzx6W7Q8xwXNsPOnqbp-MYbLRVOWFUftrti-yzNjgwLTwSHtSyegR7LUxqnV5y-wGWBlC_MczcEQeYAEiUOmFTs0ol3AI-xGcpdWrytLjk0iNwOsqKcZwUAX0UD7lrsiVepS8loIwECgHvaWF9ijagmhdiFs_YP0pAUhI5LcYL56dv-uw/s606/IMG_5249_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="454" data-original-width="606" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3CPB-YOm0oOwzx6W7Q8xwXNsPOnqbp-MYbLRVOWFUftrti-yzNjgwLTwSHtSyegR7LUxqnV5y-wGWBlC_MczcEQeYAEiUOmFTs0ol3AI-xGcpdWrytLjk0iNwOsqKcZwUAX0UD7lrsiVepS8loIwECgHvaWF9ijagmhdiFs_YP0pAUhI5LcYL56dv-uw/s320/IMG_5249_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nie wiem czy bedzie to dobrze widac na zdjeciu, ale na tle ciemnego domu sasiadow, mozna zobaczyc biale platki</span><br /></div></div><div><p>Piatek czyli dzien swistaka. Czekanie z Bi w oknie, po czym wyjscie na autobus, ktory tym razem dotarl o 7:21, czyli miesci sie w "normie". ;) Budzenie Kokusia i zabranie jego na autobus. Dzieciaki mogly tego dnia przyniesc symbolicznego dolara (lub wiecej oczywiscie) na szpital dzieciecy w naszym Stanie i przyjsc do szkoly w pizamach. To taki przejaw solidarnosci z dziecmi, ktore leza w szpitalu, a wiec spedzaja w pizamkach cale dnie. Jeszcze rok temu jakos wylecialo mi to z glowy i Nik potem byl bardzo rozczarowany, ze poszedl do szkoly w zwyklych ciuchach. W tym roku zadne z Potworkow nie chcialo juz zakladac pizamy. ;) Tego dnia musialam zrobic zakupy spozywcze, wiec wyruszylam na nie z samego ranka, bo pozniej chcialam ogarnac pare rzeczy przed przyjazdem dzieciakow. Te zas znow mialy skrocone lekcje. Po zakupach wrocilam, rozpakowalam torby, kilkanascie minut dychnelam, po czym chwycilam za odkurzacz, a potem mopa, wyszorowalam dolna lazienke, itd. W niedziele maja bowiem wpasc chrzestny i dziadek na urodziny Kokusia, wiec trzeba ogarnac chociaz dolne pietro, gdzie beda sie krecic goscie. Zdazylam odkurzyc i zaczelam myc podlogi kiedy zjawila sie Bi, ktora konczyla juz o 12:30. Na szczescie zanim dojechaly chlopaki, skonczylam. Panowie pojawili sie wkrotce potem i popoludnie minelo juz spokojniej. Odsapnelam po sprzataniu, po czym zabralam sie za biszkopt do tortu. Troche mnie przerazil bo ladnie wyrosl, ale po wyjeciu oklapl, ale na szczescie wczesniej zrobila mu sie kopulka, a teraz zrobil sie idealnie plaski, wiec nie bedzie potrzeby zeby go odcinac i rownac. :) I to w sumie na tyle z piatkowych "sensacji". ;)</p><p>Zostaly mu dwa dni do urodzin, a zapytany ile ma lat, Nik twardo odpowiada, ze 10. :D<br /></p></div></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-28250249117761257692023-12-01T23:34:00.003-05:002023-12-01T23:36:06.620-05:00Koncowka dlugiego weekendu, koncowka listopada<p>Sobota, <u>25 listopada</u>, dla mnie oraz Potworkow ponownie zaczela sie pozno. Malzonka wywialo do pracy, ale my sie wyspalismy i powylegiwalismy w lozku do oporu. Poczatkowo dzien mial wygladac nieco inaczej i dla dzieciakow byc bardziej towarzyskim. Niestety, od Indyka Bi smarkala i choc wydawalo sie, ze nie dzieje sie nic powazniejszego, to jednak narzekala na zatkany nos, ktory miala tez obtarty i wygladala niczym Rudolf, czyli na czasie. ;) Mialo do Potworkow przyjechac znajome rodzenstwo, a mnie teraz dopadl dylemat, bo wiedzialam, ze bardzo na to czekaja, a jednoczesnie czulam sie zobowiazana do poinformowania rodzica, ze kraza u nas wirusy. Nie chcialam tez czekac z tym do ostatniej chwili, wiec napisalam juz w piatek, ze Bi jest przeziebiona i choc nie wyglada to na nic powazniejszego, to lojalnie ostrzegam. Tak jak przewidzialam, mama odpisala, ze w takim razie lepiej przelozmy zabawe, bo nie chce zeby jej dzieciaki sie zarazily. Starsza byla bardzo rozczarowana, bo to ta kolezanka, ktora odeszla z zespolu pilkarskiego jeszcze przed sezonem i dziewczyny nie widzialy sie od konca sierpnia. Coz, sila wyzsza. Kiedy w koncu zwleklismy sie z lozek, Potworki polecialy do kotow sasiadow, zeby je nakarmic i uchylic im drzwi. Potem "zazadali" kolejnej czesci Pottera. Jeszcze tylko jedna i skoncza cala serie, uff... Mam nadzieje, ze nie zaczna ogladac calej od nowa. :D Oni ogladali, a ja skladalam pranie, wstawialam kolejne, ogarnialam kuchnie i zmywarke, itd. Malzonek po pracy pojechal do Polakowa i wrocil akurat na koncowke filmu, wiec idealnie. Zjedlismy obiad i przyszla kolej na matke zeby obejrzec sobie cos ciekawego, czyli skoki narciarskie. Niestety, chyba wiekszosc wie jak "poszlo" naszej kadrze, wiec odpuscilam sobie druga serie, bo co mam sie zalamywac. :D Obiecalam zreszta Bi, ze zabiore ja do biblioteki, bo pozera ksiazki w rekordowym tempie. I tak byla zawiedziona, bo biblioteke zamkneli na czwartek i piatek, z okazji <i>Thanksgiving</i>. Pojechalysmy wiec i wyszlysmy z zapasem ksiazek, filmem oraz... grami komputerowymi. To byla dla mnie spora niespodzianka, ze mozna wypozyczyc gry, ale w sumie fajnie, bo tanie to-to nie jest, a tak mozna przekonac sie, czy cos sie lubi bez wydawania kasy. Bi znalazla sobie jakas gre ktorej podobno zawsze byla ciekawa, z ja szukalam cos dla Kokusia i nie mogac sie zdecydowac, wzielam trzy. :D Pozniej okazalo sie, ze to niedobrze, bo gry mozna wypozyczac tylko na tydzien i nie wolno przedluzyc. Nie wiedzialam czy Nik da rade w ogole dobrze pograc we wszystkie trzy, bo przeciez od poniedzialku zaczynala sie szkola, a wraz z nia ograniczony czas na elektronice... Kiedy wrocilysmy do domu, mialysmy raptem godzine, po czym jechalismy na msze, bo M. znow pracowal w niedziele. Po calym piatku oraz wiekszosci soboty w pizamie, Nik w koncu zalozyl normalne ciuchy. :D Chlopak strasznie lubi takie leniwe dni, kiedy przewala sie tylko miedzy lozkiem w swoim pokoju, a kanapa w salonie. Malzonek, ktory nie wyobraza sobie tak przechodzic w tym, w czym spi, nieraz sie zzyma, ale ja sie tylko smieje. Sama, choc z wiekiem z tego wyroslam i teraz rano nie moge sie doczekac zeby sie odswiezyc i przebrac, pamietam takie leniwe dni w pizamach z dziecinstwa. Dla mnie byly to naprawde jedne z najfajniejszych dni, kiedy nic czlowieka nie gonilo, w pelni wiec rozumiem syna. :) Wrocilismy z kosciola, dzieciaki pobiegly znow nakarmic kotki sasiadow i zamknac je juz na noc (na szczescie szedl mroz, wiec obie byly w domu), M. przytaszczyl troche drewna i reszta wieczora minela na grzaniu dupki przy kominku. Szczegolnie malzonek, ktoremu wlazlo cos w plecy, wiec teraz z blogoscia wygrzewal je przy ogniu. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgr5csrbzarl5zktoR9gJIt5thULaViF3_kwqRUj25NGvdOx-TqoBKmTToS82rJqdJw8A9nM-Vwi46UsbeH6hULxLRr-APK3GYOej2BGSaRmquJJo52LhCSwuaEZ2u2IWhimiKvHENCd1qJEiEsT5F1w0dGkiYgm8hK6w6Y2u1clOsbuWBL5hZ5hpeXZxM/s664/IMG_5197_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="499" data-original-width="664" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgr5csrbzarl5zktoR9gJIt5thULaViF3_kwqRUj25NGvdOx-TqoBKmTToS82rJqdJw8A9nM-Vwi46UsbeH6hULxLRr-APK3GYOej2BGSaRmquJJo52LhCSwuaEZ2u2IWhimiKvHENCd1qJEiEsT5F1w0dGkiYgm8hK6w6Y2u1clOsbuWBL5hZ5hpeXZxM/s320/IMG_5197_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi czyta, choc jak widac, swiatlo z ognia nie wystarczy, zas Nik przed samym kominkiem jeszcze przykrywa sie kocem :)</span></div><p></p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIGL4oil5e1sm6sJfog6nHv31zVXBf5-pzYgUN6nRoDHodyykmxZNHFSjZy_OLzfKIYykxV9k7IfB9qgQ4IAyJr0KYkz3mQh7D6B4468pq2yWqz5sI_7azg3_VFECi9DORqG6lojCP5a8PRcOQqgVkTBU4sXIVPuk47LJTMswJZLgzogZaDe3awA0YmiM/s636/IMG_5198_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="636" data-original-width="477" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIGL4oil5e1sm6sJfog6nHv31zVXBf5-pzYgUN6nRoDHodyykmxZNHFSjZy_OLzfKIYykxV9k7IfB9qgQ4IAyJr0KYkz3mQh7D6B4468pq2yWqz5sI_7azg3_VFECi9DORqG6lojCP5a8PRcOQqgVkTBU4sXIVPuk47LJTMswJZLgzogZaDe3awA0YmiM/s320/IMG_5198_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kotel kiedys lubil spac przy samym ogniu, teraz patrzy chwile zafascynowana, ale odchodzi</span><br /></div><div><p>Niedzielny poranek to powtorka z rozrywki z soboty. Malzonek w pracy, a ja z Potworkami pospalam do oporu. Kiedy wstalam, okazalo sie, ze Nik nadal spi, ale obudzil sie doslownie kilka minut pozniej. Nie chcialo mu sie jednak od razu wstawac, wiec do kotek sasiadow poleciala sama Bi. Pozniej oczywiscie chcieli zeby im wlaczyc ostatnia czesc Pottera. Niestety, plyta byla w kiepskim stanie i po niecalej godzinie filmu tak zaczela przerywac, ze nie dalo sie tego ogladac. Probowalam przeskakiwac do kolejnych scen, ale nie mialo zamiaru ruszyc, a Bi w koncu stwierdzila, ze i tak nie chce ogladac samej koncowki. Zaczeli wiec prosic o kolejna czesc Piratow. Wlaczylam, ale zaznaczajac, ze niedlugo przyjedzie dziadek, a wtedy dajemy pauze, bo zaczynaja ogladac pozno, wiec nie chce potem spedzic dwoch godzin z ogluszajacym filmem w tle, gdzie nie da sie nawet pogadac. Niedlugo potem wrocil z roboty M., a zaraz po nim dojechal moj tata. Tak jak ostrzeglam, kiedy wyslalam tacie bezrobocie, wylaczylam dzieciakom film, a zapodalam za to... skoki narciarskie. ;) Co prawda znow nie bylo w sumie komu kibicowac, ale obejrzelismy, tata pojadl ciasta, wypil trzy kawy i pojechal. Dzieciaki dokonczyly film, na ktory i my z M. zerkalismy jednym okiem. Reszta popoludnia minela na ogarnianiu codziennych obowiazkow domowych, az nadszedl wieczor i dotarlo do mnie, ze trzeba sie szykowac na kolejny tydzien pracy - niepracy oraz szkoly. Z wielka niechecia, ale przytaszczylam sniadaniowki oraz plecaki, wyciagnelam z szafy bidony, podlaczylam komputery do ladowania... Na koniec znow zasiedlismy przy ogniu, bo nadal mielismy naniesionego drewna, a po poludniu zaczelo padac, wiec akurat taki nastroj do grzania sie przy kominku. :) No a wieczorem, przy kapieli Nika, znow z sufitu w kuchni zaczela kapac woda... Kurcze, chcielismy z remontem poczekac do lata, bo latem wiadomo, ze przyjemniej sie robi wszelkie prace. Sufit moze jednak nie wytrzymac, bo skoro kapie az do kuchni (pojedyncze krople, ale zawsze) to strach sie bac jak to wyglada pod spodem. :(<br /></p><p>Poniedzialek zaczal sie wczesniej niz bym chciala, niestety. :) Na szczescie autobus Bi przyjechal dosc szybko, wiec bez biegu wrocilam do chalupy i po chwili budzilam Kokusia. Panicz wypoczety po czterech dniach spania do oporu, wiec mimo ze pobudka byla wczesna, to wstal w niezlym humorze. Jego autobus rowniez przyjechal normalnie, uff... Jakies szalone opoznienia pierwszego dnia po przerwie to bylby cios ponizej pasa. ;) Wrocilam do domu i zaczelam ogarniac chalupe, jak zwykle. Bi zostawala po szkole na fitnessie, wiec musialam ja odebrac po robocie, a ze w pracy nadal bez zmian, wiec planowalam dojechac tam dopiero w poludnie. To dalo mi caly ranek na wstawienie prania, potem przelozenia go do suszarki, rozladowania zmywarki, po czym ponownego jej zaladowania. Kurde, czy u Was tez brudne ubrania oraz naczynia mnoza sie przez paczkowanie? :D Korzystajac z pieknej pogody zabralam tez Maye na spacer. Mielismy 10 stopni i slonce. Tylko nadal mokre chodniki wskazywaly, ze wiekszosc nocy lalo. Trzeba bylo korzystac, bo kolejne dwa dni mialy byc najzimniejszymi od jakiegos czasu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioWtVIxV2jItPsOPjNH-nkX0N702LTG6xWseshAqa2_DqeGM7QKWGJXGFk_NRWvPiavkmhU-lUjyfjHwfCOBxnoFpkGZTQJsr8hGQ-l1k4Kab4CouJWSw4-ElIRnYZM9u4iCRlX1fFOFH_83F1FlkFPHiytzFnvchpj9pFGXBwT6QWEzis_zWBkfygRYE/s469/IMG_5205_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="469" data-original-width="352" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioWtVIxV2jItPsOPjNH-nkX0N702LTG6xWseshAqa2_DqeGM7QKWGJXGFk_NRWvPiavkmhU-lUjyfjHwfCOBxnoFpkGZTQJsr8hGQ-l1k4Kab4CouJWSw4-ElIRnYZM9u4iCRlX1fFOFH_83F1FlkFPHiytzFnvchpj9pFGXBwT6QWEzis_zWBkfygRYE/s320/IMG_5205_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jak widac (choc chyba slabo), ogrody na naszym osiedlu sa juz swiatecznie udekorowane. To oklapniete na trawie nieco po lewej, to dmuchany Mikolaj :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po powrocie spokojna kawusia, skladanie prania, pare dodatkowych drobnych, domowych czynnosci i wyruszylam do roboty. Tam, o dziwo, wpadlam na kolezanke - Chinke, ktora czekala na jakas przesylke do laboratorium. Przynajmnie mialam z kim pogadac i nie czulam sie zupelnie osamotniona. :) Po pracy pojechalam po Bi, ktora jak zwykle zaciagnela mnie do biblioteki. O dziwo sprawnie znalazlysmy to, czego panna szukala, a nawet wiecej. Okazalo sie bowiem, ze do wypozyczenia sa tez czytniki Kindle i Bi koniecznie chciala zapytac jak to dziala. Pani przyniosla i pokazala, po czym spytala czy chcemy wziac. Najpierw podziekowalysmy i odpowiedzialysmy, ze pytalysmy z czystej ciekawosci, ale pani przekonywala, ze skoro juz mamy to w rekach, to rownie dobrze mozemy wypozyczyc. No to wzielysmy. :) W domu Bi od razu wbila haslo wifi i zaczela przegladanie. Okazalo sie, ze samemu nie mozna nic zaladowac, ale biblioteka miala na czytniku juz kilkadziesiat ksiazek i Starsza szybko znalazla sobie kilka, ktore chciala przeczytac. W ten sposob panna ma dwie ksiazki, ktore czyta jednoczesnie, na zmiane, kolejna czekajaca juz na nia i teraz czytnik z nastepnymi. Kindle wypozycza sie jednak na 2 tygodnie, wiec bedzie musiala jakos strategicznie to zorganizowac. :D Po powrocie obiad, potem lekcje, troche relaksu i pora byla zgarnac mlodziez na basen. Na szczescie to stalo sie jakos dzialka M., wiec oni pojechali, a ja zystkalam godzinke ciszy bez zawracania gitary. :) A kiedy wrocili, to wiadomo, byla juz niemal pora spania.</p><p>Wtorek przywital nas mrozem. Naprawde nienawidze takich skokow temperatury, gdzie jednego dnia mamy +10, a kolejnego ranka -3. Poniewaz bylo pieronsko zimno, wiec autobus Bi sie oczywiscie spoznil, bo dlaczego by nie. A niech dzieciaki sobie pomarzna na przystankach. :/ Kiedy zrobilia sie 7:21, a po autobusie ani widu, ani slychu, zadzwonilam do przewoznika i dowiedzialam sie, ze powinien przyjechac za niecala minute. I faktycznie, przyjechal. Tyle, ze przy czasie potrzebnym na wykrecenie numeru, sprawdzenie, itd., zrobila sie juz 7:24, wiec popedzilam do chalupy budzic Kokusia. Jego autobus na szczescie przyjechal normalnie, wiec chociaz tu nie musialam sterczec na zimnie. Po odjezdzie dzieciakow wrocilam do chalupy z ulga, ze nie musze sie juz nigdzie ruszac. Tego dnia nie planowalam bowiem jechac do roboty. W dzien zerwal sie porywisty wicher, wiec choc temperatura podniosla sie do +2, to odczuwalna wynosila... -4. Brrr... Kot oczywiscie uparcie wychodzil, tylko po to, zeby za chwile wracac, pewnie zeby sie zagrzac. Maya glupia nie jest, wiec caly dzien grzala dupke przy kaloryferze. ;) Zeby nie marnowac dnia w domu, poodkurzalam i umylam podlogi w sypialniach oraz na schodach, odkrywajac przy okazji w kacie... kocie rzygi! Pelne czarnych klakow. No fuj! Nie dosc, ze pies ze slabym zoladkiem i co chwila ma jakies "rewolucje", to jeszcze teraz kociak puszczajacy pawie! :( Tak czy owak, po podlogach zajelam sie naczyniami oraz zmywarka, a potem skladaniem prania. Na koniec, poniewac obiad mielismy z dnia wczesniejszego, upieklam chlebek bananowy. Ostatnio przysiegalam, ze juz nie tkne tego przepisu, ale cztery banany byly juz w takim stanie, ze kolejny dzien, dwa i nadawalyby sie tylko do wyrzucenia, wiec stwierdzilam, ze zaryzykuje. I nie wiem jaka magia zadzialala, bo obylo sie bez zakalca. :O Pierwsza do domu wrocila Bi, a niedlugo potem chlopaki. Po obiedzie Potworki musialy sie zabrac za lekcje, bo tym razem i Nik mial zadane. Kawaler tego dnia mial pierwszy trening koszykowki, wiec oczywiscie nie jechal na plywanie. Malzonek byl gotowy jechac z sama Bi, ale panna marudzila, ze ma duzo zadane i chce sie spokojnie skupic na nauce. Hmmm... wedlug mnie jej sie zwyczajnie nie chcialo, ale ok. ;) Poniewaz koszykowka odbywa sie na szkolnej sali gimnastycznej, a nie silowni, wiec tym razem mi przypadl w udziale zaszczyt zabrania syna. Nie przeszkadzalo mi to zreszta, bo tak jestem nauczona wiecznie gdzies dzieciaki wozic, ze az mi ostatnio dziwnie bylo, kiedy ostatnio jezdzili ciagle na basen z M. :)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibHDygGhOkn6cszx4PycPs7T8zJIi7jSApH799TtBHlEY8RcJNINgCdXZed_PDx4MqOtcKTUGHqV2Ynm56h6uLZWyQFeRXGS8cNOeq8cYgbmwlXTfnA_uCTAvLmFl4rzKR9uHRz5ww_PchvhC2XU2Moa7iBb15fxHdn0EQjwQ_aqbPrkrRy4NTuD7_maw/s711/IMG_5210_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="477" data-original-width="711" height="215" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibHDygGhOkn6cszx4PycPs7T8zJIi7jSApH799TtBHlEY8RcJNINgCdXZed_PDx4MqOtcKTUGHqV2Ynm56h6uLZWyQFeRXGS8cNOeq8cYgbmwlXTfnA_uCTAvLmFl4rzKR9uHRz5ww_PchvhC2XU2Moa7iBb15fxHdn0EQjwQ_aqbPrkrRy4NTuD7_maw/s320/IMG_5210_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mlodszy celuje do kosza</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Trening byl w szkole Kokusia, ktora na szczescie jest spora i na glownym pietrze ma wielki korytarz, ktorym moglam maszerowac w jedna i druga strone. Co prawda pogasili juz czesc swiatel, wiec bylo nieco ciemnawo, ale dalo sie pochodzic. Odbijalam tez w boczne korytarze, z klasami, tam jednak akurat sprzatali, wiec zbytnio "pozwiedzac" nie moglam, bo nie chcialam sie woznym platac pod nogami. Kokusiowi trening sie podobal, choc bez szalu. Kolejny raz ma pecha i trafil do zespolu bez zadnego lepszego kolegi. Podobnie jak w rekreacyjnej pilce, tutaj tez lacza dwa roczniki (a wlasciwie klasy - V i VI), wiec z klas V nie znal zadnego z chlopcow, zas z VI bylo poza nim jeszcze trzech, ktorych zna, ale niezbyt lubi. Super. ;) Po treningu, zanim wrocilismy do domu, zrobilismy sobie jeszcze objazd po naszym osiedlu, zeby zobaczyc czy ludzie powiesili juz swiatelka. O dziwo, sporo domow bylo oswietlonych, choc jeszcze nie wszystkie, ktore pamietamy z poprzednich lat. Szkoda, ze wszystkie te treningi sa tak pozno, bo po powrocie zostalo juz oczywiscie tylko czasu na kolacje i szykowanie sie do lozek...<br /></p><p>Srodowy ranek i kolejne opoznienie autobusu Bi. :( Zaczynam zauwazac trend, ze jak jest cieplo, to przyjezdza wczesniej, a jak lodowato i czlowiek modli sie, zeby przyjechal jak najszybciej, to dociera ze sporym opoznieniem... :/ Tego dnia rano mielismy -3 stopnie, z temperatura odczuwalna wynoszaca -6. Cudna pogoda na stanie na zewnatrz. Obydwoje dzieci odjezdzajacych z tego samego przystanku, siedzialo w samochodach, bo podwiezli je rodzice. My jednak mieszkamy dwa domy od niego, wiec glupio tak troche podjezdzac te 150 m. :D O 7:22 zadzwonilam do firmy przewozowej, gdzie poinformowano mnie, ze autobus powinien dojechac za 3 minuty. Napisalam do Bi oraz do taty jej kolezanki (na wypadek gdyby jeszcze nie dzwonil), a ten odpisal mi, ze jemu powiedzieli jeszcze 5 minut. Pieknie. :O Na szczescie chyba dzwonil nieco wczesniej, bo autobus faktycznie podjechal o 7:25. Popedzilam do chalupy, gdzie na szczescie Nik wlasnie sam siadal na lozku. Mimo nieco skroconego czasu, wyszykowal sie sprawnie i poszlismy na przystanek. Jego autobus na szczescie przyjechal normalnie, bo jakbym miala tam stac kolejne 20 minut to chyba bym wyszla z siebie i stanela obok. ;) Wrocilam do chalupy zagrzac sie, pokrecic po domu i spedzic czas ze zwierzakami. Oreo wyszla rano dwa razy jak jeszcze Potworki byly w domu, ale chyba stwierdzila, ze starczy marzniecia i reszte poranka spedzila na swojej wiezy. W koncu czas i na mnie byl wyruszyc z domu, choc poza niska temperatura znow zerwal sie wiatr, wiec wolalabym zaszyc sie w ciepelku. :) Pojechalam do pracy i okazalo sie to dobrym zrzadzeniem losu, bo dzien wczesniej dostalam sms'a, ze w czwartek lub piatek maja przyjsc trzy odczynniki i jesli bede w pacy, to czy moglabym je schowac do lodowki. Okazalo sie, ze dwa z trzech przyszly juz w srode. Co prawda na dokumencie bylo napisane zeby je przechowywac w temp. pokojowej, ale skoro facet mi wczesniej napisal zeby wsadzic je do lodowki, no to wsadzilam. Do szefa przyszly tez jakies urzedowe listy, wiec wyslalam mu maila, zeby go powiadomic. Obowiazek spelniony. :) I tak, siedzac przy biurku, uswiadomilam sobie, ze stroj kapielowy Bi mial byc gotowy do odebrania w niedziele (a "moze nawet w sobote" - wedlug slow tamtego goscia), tymczasem mielismy srode i nie dostalam zadnego powiadomienia. Na szczescie zawody maja byc dopiero w nastepny weekend, no ale obiecanki cacanki, a glupiemu radosc... :/ Teraz czeka mnie telefon, bo nie bede tam jezdzic jak glupia jesli nie mam pewnosci, ze go zrobili. Podobnie jak do weta po tabletki Mayi, bo nadal nie mam automatycznie przedluzanej recepty, tylko co miesiac musze dzwonic. Cholery mozna dostac. :( Wrocilam do chalupy, obiad, zagonic Nika do odrabiania lekcji (Bi siadla sama, bez przypominania), chwila na kanapie z malzonkiem, a potem reszta pojechala na trening. Ja w tym czasie przygotowalam wszystko na kolejny dzien i usiadlam na spokojnie z kawka. Dzieciaki wrocily wymordowane, jak zawsze kiedy trening prowadzil glowny trener. ;) A potem juz wiadomo: kolacja i do lozek.<br /></p><p>Kierowca autobusu Bi uparl sie najwyrazniej zeby mnie doprowadzic do totalnej wscieklizny. Ponownie przyjechal o 7:25. Na szczescie, mimo ze bylo -2, to praktycznie bezwietrznie, wiec dalo sie wytrzymac. Pobieglam do domu, gdzie panicz juz nie spal, ale siedzial w lozku na tablecie, zamiast zejsc na dol i zrobic sobie sniadanie. :/ Kiedy wyszlismy pozniej z Kokusiem na przystanek, bylo niby cieplej, bo -1, ale za to zerwal sie wiatr, wiec temperatura odczuwalna wynosila -4. Na szczescie jego autobus <i>zazwyyyczaj </i>(bo czasem zmienia sie kierowca i sa jaja) przyjezdza bardzo szybko. Tego dnia nie planowalam jechac do pracy, wiec wrocilam z ulga do chalupy i zaczelam ogarniac co tam bylo do zrobienia. A w domu, wiadomo, zawsze jest sporo. Poza tym zadzwonil moj tata bo chcial zebym pomogla mu wypelnic ankiete do lekarza. Tlumaczylam mu pytania, nieraz zgrzytajac zebami, a innym razem sie zasmiewajac. Tata bowiem mial miec operacje kolana, tymczasem cos sie nie dogadal i gdzie myslal, ze za tydzien bedzie mial zabieg, okazalo sie, ze bedzie mial dopiero wywiad z lekarzem. Ktory juz mial, tylko z innym. :O Tym razem jade z nim zeby samej zorientowac sie w sprawie, bo gdzies ktos tu nawalil i nie wiem czy zadzialala bariera jezykowa, czy maja taki burdel. Poki co jednak wypelnialismy ankiete, a tam pytania zeby w skali 1-10 okreslic natezenie bolu w ciago 24 h, 7 dni, itd. Czy czuje sie zalamany, czy bol utrudnia mu... zycie towarzyskie? :D Noooo, niektore pytania zupelnie nie dotyczyly taty, bo jego to kolano baaardzo boli, ale przy okreslonych czynnosciach, np. ledwie jest w stanie wejsc po schodach. Bardzo ciezko mu wstac z pozycji siedzacej, ale jak juz wstanie i przejdzie dwa kroki, to jest ok. W kazdym razie ankiete wypelnilismy, a potem chwile pogadalismy, przy czym rodziciel poinformowal mnie, ze ma... covid'a! :O Ponoc u niego w pracy kolejne dwie osoby tez maja i niewiadomo kto sie od kogo pozarazal. Najlepiej, ze tata byl u nas w zeszly czwartek oraz w niedziele. My ostatnio cos tam niedomagalismy i przez dlugi weekend Bi tez wlasnie raz smarkala, raz narzekala na bol glowy czy gardla... Nie wiadomo wiec czy my tez koronaswirusa nie mielismy i dziadka nie zarazilismy. Albo odwrotnie, tata zarazil sie w pracy i juz rozsiewal zarazki w niedziele i za pare dni ktoregos z nas rozlozy... :O Dzien spedzilam wiec krecac sie po chalupie, chociaz zabralam tez Maye na spacer. A niech ma cos z zycia. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEim9aUrd9j5wts3qDdrFtuSlIswnLUIppZGa4LXCKoIYHiSqi0nSmCgSQb5Ho7hqkXexjq8ANbBcD2mcHEOzNdyyHxCtbOjO5yoW0TriSqlHK3QxN8OHN8POYGyboz0IrKMYy2UOzYR0oWsKhaayiXYfZUzm4201jvanXAlCn_yGCjIrRvFf0sdxdsDmog/s499/IMG_5215_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="499" data-original-width="375" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEim9aUrd9j5wts3qDdrFtuSlIswnLUIppZGa4LXCKoIYHiSqi0nSmCgSQb5Ho7hqkXexjq8ANbBcD2mcHEOzNdyyHxCtbOjO5yoW0TriSqlHK3QxN8OHN8POYGyboz0IrKMYy2UOzYR0oWsKhaayiXYfZUzm4201jvanXAlCn_yGCjIrRvFf0sdxdsDmog/s320/IMG_5215_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Moja piesa bardzo nie lubi zdjec i widzac telefon wycelowany w jej strone, natychmiast sie odwraca, jakby mial ja ugryzc :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Troche zmylila mnie pogoda, bo tego dnia mialo nadejsc ocieplenie (choc i tak jakiejs srogiej zimy nie mamy) i telefon pokazywal, ze jest 8 stopni. Termometr jednak wyswietlal 5 i raczej mial racje, plys wiatr i pomimo slonca bylo raczej nieprzyjemnie. Ale koleczko zrobilysmy, co wyszlo na zdrowie zapewne i psu i mnie. ;) Zadzwonilam tez do sklepu sportowego spytac o stroj Bi. Pan potwierdzil, ze jest juz gotowy do odebrania. To super, tylko dlaczego nikt mnie nie powiadomil, skoro przy zakupie specjalnie potwierdzali numer telefonu? :/ Mniej szczescia mialam u weterynarza. Psu koncza sie tabletki, a tymczasem ta klinika nadal, od czasu covid'a, dziala na pol gwizdka i praktycznie <i>nigdy </i>nikt nie odbiera tam telefonu. Zazwyczaj jednak szybko oddzwaniaja. Tym razem zostawilam wiadomosc i nikt nie oddzwonil, ech... O 15 dojechala do domu Bi i cieszylam sie, ze moge jej od razu podac obiad. Zwykle bowiem musi czekac az M. dojedzie z Kokusiem, ale to okolo 45 minut pozniej. Pierwsza czesc popoludnia uplynela rodzinnie, choc Nik namowil M. na partyjke szachow, po czym obrazil sie i poplakal kiedy przegral. :D Bi oraz ja wybralysmy znacznie mniej wymagajaca gre w statki. Tutaj zostalam ograna przez corke, choc poczatkowo wygrywalam. ;) Potem malzonek zgarnal dzieciaki i pojechali na basen, a ja mialam godzinke na spokojne poczytanie ksiazki. A po powrocie to juz wiadomo, praktycznie pora spania. :)<br /></p><p>No i doczolgalismy sie do piatku, czyli 1 grudnia. Jak co roku, mam wrazenie, ze dopiero co zaczela sie szkola, a za chwile bedziemy miec przerwe swiateczna. Tego ranka bylo nieco cieplej, bo +1, choc stanie na przystanku 20 minut tez do przyjemnych nie nalezalo. Bo tak, autobus Bi znow przyjechal o 7:25. :( Musze chyba napisac maila do firmy przewozowej i spytac czy znalezli nowego kierowce i te pozniejsze przyjazdy juz tak zostana, czy zalezy to od dnia tygodnia, itd. Bo niby co roku zalecaja zeby byc na przystanku 10 minut przed planowanym przyjazdem autobusu, ale kiedy ten przyjezdza sobie dowolnie miedzy 7:08 a 7:25, to ciezko te 10 minut wymierzyc... Kiedy panna odjechala oczywiscie popedzilam do domu budzic Kokusia, ktory natychmiast oberwal ochrzan. Nie spi bowiem, ale siedzi na tablecie zamiast zejsc na dol i zaczac sie szykowac! No naprawde, chlopak ma juz praktycznie 11 lat, wiec do cholery jest na tyle duzy, ze raczki mu nie odpadna jak zrobi sobie sniadanie! :/ Kawaler wyszykowal sie jednak na czas, a jego autobus przyjechal zaraz po naszym przyjsciu na przystanek. On pojechal, a ja wstawilam zmywarke, przewietrzylam sypialnie i ogarnelam jakies tam pomniejsze pierdolki, po czym pojechalam do pracy. Pamietalam jaka mamy date, zmienialam kalendarze i dalam dzieciakom ich adwentowe z czekoladkami.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfMm0pW4FG5pGgJvggYBDfHwqpYWYqfiP2HO4zKGA50wCcSaLqmf0oKiF8w1JscJgAdjM9RVwsszOaK_WtMpXFXNbMZObzp4LJeYwKJ5tktAeVUYOr7_E5EPFa5zxeplG70CNHI4gfi9scf6G3RnIACq3IUK80s8atZN7BPwlcQYXG8SiYkYOHWZKMJgw/s454/IMG_5216_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="341" data-original-width="454" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfMm0pW4FG5pGgJvggYBDfHwqpYWYqfiP2HO4zKGA50wCcSaLqmf0oKiF8w1JscJgAdjM9RVwsszOaK_WtMpXFXNbMZObzp4LJeYwKJ5tktAeVUYOr7_E5EPFa5zxeplG70CNHI4gfi9scf6G3RnIACq3IUK80s8atZN7BPwlcQYXG8SiYkYOHWZKMJgw/s320/IMG_5216_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi bylo wszystko jedno, byle slodko, natomiast Nik zachwycil sie krasnalami :)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>A jednak taka ze mnie "kochajaca" zona, ze na smierc zapomnialam, ze tego dnia obchodzilismy z M. rocznice slubu! Dopiero sms z zyczeniami od mojej... siorki, mi przypomnial. :D To juz 16 lat malzenstwa! Malzonek oczywiscie tez nie pamietal, choc on zawsze sie tlumaczy, ze to slub cywilny, wiec sie nie liczy. Coz, o rocznicy koscielnego tez jakos nie pamieta. :D Po pracy pojechalam po spozywke, chodze po supermarkecie, wszystko standardowo, az dostalam telefon od M., czy dam rade odebrac Kokusia. On bowiem utknal w korku i nie wie czy dojedzie na czas. Super... jestem dwie miejscowosci dalej, wiec wiem ze nie dojade na czas, ale mowie ze moge wszystko rzucic, zostawic koszyk pelen zakupow i pojechac. A, to nie, to moze on zdazy. Przelecialam pieronem przez reszte sklepu, zaplacilam, wrzucilam wszystko byle jak do toreb i popedzilam jeszcze go sportowego, ktory znajduje sie przy tej samej drodze, calkiem blisko, tylko w popoludniowych korkach przejazd jest mocno spowolniony. Dotarlam, a tam jak na zlosc jakis pracownik, ktory najpierw nie mogl znalezc stroju, a potem mnie w systemie, zeby upewnic sie, ze juz za niego zaplacilam. :/ Dobrze, ze udalo mi sie wygrzebac z czelusci torebki rachunek... Jak wpadlam spowrotem do auta, szybko zadzwonilam do malzonka, czy wydostal sie w korka, czy mam pedzic na zlamanie karku do szkoly. Okazalo sie, ze juz tam dojechal i kurna, mogl dac mi znac, bo jezdze na wariata w stresie. :( W kazdym razie, moglam zwolnic i pojechac juz na spokojnie do domu. Udalo mi sie nawet wyprzedzic chlopakow i zanim dojechali, ja wlasciwie mialam juz zakupy rozpakowane. Reszta wieczoru minela juz na piatkowym relaksie. Uwielbiam ten moment kiedy moge na dwa dni schowac sniadaniowki oraz plecaki dzieciakow. :) Jedynym zgrzytem byl fakt, ze nadal nie oddzwonili do mnie od weterynarza. Nie mam pojecia co tam sie dzieje. Maja problem z odbieraniem telefonow, ale zwykle bardzo szybko oddzwaniali, czesto tego samego dnia, najpozniej nastepnego. A teraz zostawilam wiadomosc w czwartek, zostawilam kolejna w piatek rano i nic. :( A psu zostaly 3 tabletki i zaraz znow zacznie sie z niej lac... W akcie desperacji zamowilam kolejna porcje tabletek, ktore co prawda musza byc zatwierdzone przez weta, ale licze na to, ze maja je w systemie i moze ktos je zatwierdzi niejako "z automatu". ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhF_Ogoywg67DhqWXPl0WYl0p0OHxj_sVeYGZOAmrGLduLNBPjbyMEfgZ_Z63q24zH9pFki88dx2sYT7o8U667RmIkKK5ELfr3RFMd7UVhWRS4HG3QPXzYQjCXSBnGHqYDLhFOWb03CncuFB-WJoDhPEVnWoaBZNthWTu6z4ILZC101vRwScAiZKXIuELA/s671/IMG_5208_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="671" data-original-width="504" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhF_Ogoywg67DhqWXPl0WYl0p0OHxj_sVeYGZOAmrGLduLNBPjbyMEfgZ_Z63q24zH9pFki88dx2sYT7o8U667RmIkKK5ELfr3RFMd7UVhWRS4HG3QPXzYQjCXSBnGHqYDLhFOWb03CncuFB-WJoDhPEVnWoaBZNthWTu6z4ILZC101vRwScAiZKXIuELA/s320/IMG_5208_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">A zeby nie bylo, ze w poscie sama Maya, to prosze - kiciul spiacy slodko (i zostawiajacy po sobie mase klakow) na spodniach Kokusia ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pozdrawiam Was grudniowo, choc nie zimowo! ;)<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-32293970212654644022023-11-24T22:36:00.017-05:002023-11-29T13:46:54.453-05:00Tym razem naprawde nudny weekend i skrocony tydzien<p>Sobota, <u>18 listopada</u>, zaczela sie bardzo pozno. :) Przeszlam sama siebie, bo budzik zadzwonil o 8:45, wylaczylam go i ulozylam sie, zeby jeszcze chwile polezec. Mialam wrazenie, ze caly czas wszystko slysze i nie spie, ale kiedy spojrzalam na telefon, zrobila sie... 9:41! :O No to sobie polezalam. ;) Zerwalam sie szybko i zeszlam na dol zeby nie marnowac juz wiecej czasu, choc w sumie zadnych wielkich planow nie mielismy. Zrobilam sniadanie sobie oraz kotu i Bi, a potem probowalam namowic Kokusia na cos do jedzenia. Panicz nie byl chory i bez apetytu, ani nic w tym rodzaju, ale sie mocno opieral i w koncu zjadl sniadanie o... 11. :/ W miedzyczasie Bi chciala skorzystac z nieobecnosci taty (a wiec wolnego telewizora) i obejrzec kolejna czesc Harrego Pottera. Mlodszy tez oczywiscie zszedl, ale ogladal tak jednym okiem, patrzac jednoczesnie w tablet. Nie wiem jaki to sens, ale coz, jesli film go az tak nie interesuje...</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2ELRM7bZbMzJqLDGKxUA5EQn6oO5fNby3o9E0QfjK7SBl2CETmz18wl5dkGK1OtyznZ06yr3OXD1TZcyyVTjSFHQHfChL6OuKB9r4n5iMp6DZ3CpKY8nhBHcE1Yiw5yRUe0yduCFkaM0sZ9Y_U5NSM7A5ag_slYm5hbILJOZTcPbVdxcWg2PWeCiaZCg/s671/IMG_5171_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="504" data-original-width="671" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2ELRM7bZbMzJqLDGKxUA5EQn6oO5fNby3o9E0QfjK7SBl2CETmz18wl5dkGK1OtyznZ06yr3OXD1TZcyyVTjSFHQHfChL6OuKB9r4n5iMp6DZ3CpKY8nhBHcE1Yiw5yRUe0yduCFkaM0sZ9Y_U5NSM7A5ag_slYm5hbILJOZTcPbVdxcWg2PWeCiaZCg/s320/IMG_5171_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Super; film sobie leci, a zdjecie ujelo moment kiedy akurat nikt nie patrzy na ekran ;)</span><br /></div><div> <p></p><p>Wstawilam zmywarke, pranie, w miedzyczasie wrocil M. i tak przez wiekszosc dnia snulismy sie bez wiekszego celu, ogarniajac tylko jakies drobiazgi. Malzonek, po calym tygodniu rannego wstawania, ucial sobie tez drzemke na kanapie. Poniewaz mial pracowac rowniez kolejnego dnia, wiec pojechalismy do kosciola. Kiedy wrocilismy bylo juz zupelnie ciemno i czlowiek mial wrazenie, ze mamy pozny wieczor, a byla... 17. I tak, wlasciwie niewiadomo kiedy, minal calutki dzien. ;)</p><p>Niedziela, dla mnie oraz dzieciakow, ponownie zaczela sie pozno. Spielam sie jednak i nie pozwolilam sobie ponownie przysnac, wiec wstalam zaraz po 9, walczac z checia wtulenia sie w kota i pojscia dalej spac. Oreo bowiem przylazla mi do lozka, przeciagala sie chwile w nogach, po czym wskoczyla na klate mruczac i dopraszajac glaskow. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQ1lXxkA3EGU69HY-lZVHdRS4N3tSnF-JdOWbg75F3ZBtZf2RA8Y1rFHp3EGDsqVZM8v5qp35hbME1YdwQtyCCt_lkrkcrHOWUx68Gx_0jYDD_xrWXG2TsW_PK9CLSnFF24dA50tOKpXZ8kPmBu2_d3J6p4_YCTy7Dj8IUZTNHhL3WcXtjUwAOyGfQRpM/s681/IMG_5172_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="681" data-original-width="511" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQ1lXxkA3EGU69HY-lZVHdRS4N3tSnF-JdOWbg75F3ZBtZf2RA8Y1rFHp3EGDsqVZM8v5qp35hbME1YdwQtyCCt_lkrkcrHOWUx68Gx_0jYDD_xrWXG2TsW_PK9CLSnFF24dA50tOKpXZ8kPmBu2_d3J6p4_YCTy7Dj8IUZTNHhL3WcXtjUwAOyGfQRpM/s320/IMG_5172_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Taki widok po przebudzeniu i az nie chce sie wstawac</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ogarnac sniadanie i dzieciaki chcialy zeby im wlaczyc kolejna czesc Pottera. Malzonek w pracy, wiec w sumie czemu nie? Oni ogladali, a ja rozladowywalam zmywarke, pokrecilam sie po kuchni, po czym poszlam sie umyc. I w tym momencie przyjechal moj tata. Najlepszy byl Nik, bo podszedl do drzwi, ale zamiast dziadka wpuscic, to drze sie, ze przyjechal. Odkrzykuje z lazienki, zeby go wpuscil, a ten ponownie, ze dziadek jest! Musialam wrzasnac z calych sil, ze ma otworzyc drzwi, a nie mnie informowac. No koniec swiata z tym dzieciakiem... Zawsze im powtarzamy oczywiscie, ze nie wolno otwierac obcym, ale dziadek obcy przeciez nie jest. :D W kazdym razie, myslalam ze film zaraz powinien sie skonczyc, wiec usiedlismy z tata w jadalni. Ledwie jednak dawalo sie rozmawiac, bo przy kazdej "akcji", w filmie tak walilo, ze nie mozna bylo wytrzymac. W dodatku nie docenilam jego dlugosci i bylismy skazani na jadalnie przez kolejna godzine. ;) Dziadek poczatkowo mial wpasc tylko na godzinke, zebym pomogla mu z co-tygodniowym zameldowaniem sie na bezrobocie. Na 13 bowiem mialam zawiezc Bi do kolezanki. Dziewczyny zglosily sie do jakiegos dodatkowego projektu z choru, gdzie mialy wspolnie z jeszcze jedna, wybrac i nagrac piosenke. Nie jestem pewna czemu mialo to sluzyc, ale fajnie ze sie zdecydowaly, bo do niedawna Bi wcale nie byla chetna do zglaszania sie do dodatkowych zadan. A tu nagle jakis konkurs czytelniczy, teraz spiewu... Mam nadzieje, ze juz jej tak zostanie. Rodzice jednej z dziewczynek zaproponowali ze moga przyjechac do nich, co bylo fajne, bo nie wyobrazam sobie takich spiewow u nas, ale kolidowalo to troche z obecnoscia taty. Na szczescie M. zaproponowal, ze zawiezie corke, choc ta troche protestowala, twierdzac, ze ojciec nie wie gdzie jechac. Zasmialam sie, ze ja <i>tez </i>nie wiem, bo Bi nigdy u tej dziewczynki nie byla. Czy pojedzie z tata, czy z mama, bedziemy jechac wedlug nawigacji. Mam nauczke za to jezdzenie wszedzie z dzieciakami; teraz uwazaja, ze tylko matka potrafi znalezc droge do kolegow. :D Malzonek wiec pojechal i dosc szybko wrocil, a z tata siedzielismy kolejne 1.5 godziny. Mialam odebrac Bi o 15, a ona miala mi dac znac jakby im sie przedluzylo. Tymczasem kontrolnie wyslalam sms'a o 14:30, a panna odpisuje mi (dobrze ze chociaz slyszala wiadomosc!), ze potrzeba im jeszcze troche czasu i zeby przyjechac po nia o 16. "Fajnie", ze dala mi znac. ;) Nie bardzo bylo mi to na reke, bo wiadomo, jest niedziela, trzeba sie szykowac na kolejny tydzien, mimo ze praca i szkola mialy byc solidnie ukrocone. Poza tym chcialam zagonic pod prysznic Kokusia a potem samej wskoczyc pod natrysk. Lubie to zrobic wczesniej, zeby wlosy mi na spokojnie przeschly. A tak, musialam czekac... W koncu pojechalam po panne, ktora bawila sie w najlepsze i wcale nie miala ochoty wracac. Rodzice kolezanki okazali sie przesympatyczni, wiec w czasie kiedy dziewczyny sie poraz fafnasty zegnaly, ja ucielam sobie calkiem mila pogawedke. W drodze powrotnej zas, odbylysmy rozmowe z Bi, bo panne wzielo na zwierzenia. Starsza rzadko dzieli sie przemysleniami z nami - rodzicami, wiec kiedy to robi, staram sie uwaznie sluchac. Tym razem zalila sie, ze z tymi dziewczynkami od spiewu bawila sie tak super i bez wysilku, a z najlepsza przyjaciolka cos sie ostatnio nie dogaduja. No i faktycznie w tym roku panny naprawde mialy kupe niesnasek, mimo ze (a moze przez to) widza sie czesto, bo i jezdza razem autobusem i graly w pilke w jednej druzynie. Znajac ciezki charakter Bi, w sumie zwalilam to na jej przewrazliwienie, ale moze i faktycznie prawda lezy gdzies po srodku. Dwa lata temu dziewczyny zostaly poraz pierwszy przydzielone w szkole do roznych klas i wtedy pamietam podobne sytuacje kiedy Bi zalila sie, ze A. nie odpowiada na jej powitanie, nie chce siedziec obok niej w autobusie, itd. Rok temu trafily ponownie do jednej klasy i znow sie zblizyly. W tym roku sa w innych zespolach w szkole i pechowo nie maja razem ani jednej lekcji (a dzieciaki nie sa rozdzielane klasami, tylko mieszane). I wyglada, ze aby te dwie panny sie przyjaznily, musza chyba naprawde spedzac razem wiekszosc dnia. ;) Bi znow ma te same zale, ze kolezanka nie mowi jej czesc, ze czesto zupelnie nie chce rozmawiac, a kolejnego dnia zachowuje sie jakgdyby nic sie nie dzialo. Ze czesto krytykuje Starsza, np. kiedy dostala gorszy stopien z tej nieszczesnej matematyki, powiedziala cos w stylu, ze "jej rodzice w zyciu nie pozwoliliby jej miec takich ocen". Oczywiscie jest druga strona medalu i sama bylam swiadkiem jak Bi bywala niezbyt przyjemna do owej kolezanki... Cos mi sie wydaje, ze obie dojrzewaja, u obu buzuja hormony i robia sie z nich takie typowe nastolatki, ktorym tak naprawde niewiadomo o co chodzi. :D Wrocilam do domu i natychmiast zagonilam kawalera do lazienki, bo szkoda bylo czasu. Potem ja sama wzielam prysznic, trzeba bylo popakowac sniadaniowki, naladowac komputery i... Bi przypomniala sobie, ze nie dokonczyla lekcji! :O Robila je w sobote, ale zrobila sobie przerwe i... zapomniala, a i mi wylecialo z glowy, ze jej nie skonczyla. No to musiala przysiasc w niedziele wieczorem...<br /></p><p>Poniedzialek zaczal sie przymrozkiem. Byly -3 stopnie, wiec mocno nieprzyjemnie, szczegolnie ze kiedy Bi wychodzi z domu, slonce nie wylania sie jeszcze zza horyzontu. Zgadnijmy kto poszedl na autobus w zwyklej bluzie dresowej? ;) Rano to w ogole byla karuzela, bo o 6:43 dostalam sms'a od sasiadki, ze jej maz wiezie corke (kolezanke Bi) do szkoly i moze wziac tez Starsza. Widzialam to wahanie w jej oczach (pewnie pod wplywem wynurzen dzien wczesniej), ale ostatecznie stwierdzila, ze pojedzie i ze przynajmniej bedzie miala spokojniejszy ranek. Ja tez poszlam sie myc na gore bez wielkiego pospiechu. A tu, o 7:01, dostaje nastepnego sms'a, ze "zmiana planu i A. jedzie jednak autobusem"!!! No to pedem na dol do Bi, zeby przekazac jej niespodziewane wiesci! Na szczescie byla juz ubrana i zjadla, wiec musiala tylko ekspresem umyc zeby i polecialysmy na przystanek. Zaraz faktycznie dojechala jej kolezanka, a autobus podjechal juz o 7:08. :O Tata A. powiedzial mi pozniej, ze przeprasza za te zawirowania i ze byl w pelni gotow zawiezc Bi do szkoly, gdyby przez ich wczesniejsza wiadomosc nie zebrala sie na czas. ;) Panna wiec odjechala, a ja wrocilam do cieplutkiej chalupy, gdzie za chwile musialam budzic Kokusia. Zebralismy sie calkiem sprawnie, kawaler odjechal, a ja pokrecilam sie po domu nieco dluzej niz zwykle, ale w koncu pojechalam do roboty. Tam, o dziwo, wpadlam na kolezanke - Chinke, a po poludniu przyjechal nawet szef. Niewiadomo w sumie po co, ale pewnie dobrze ze zobaczyl iz nadal sie sumiennie pojawiam. ;) Wyjsc musialam juz o 15:40, bo musialam odebrac Bi z fitnessu. Rano pytalam czy na pewno chce na nim zostac, oczywiscie chciala, a tymczasem, kiedy ja odebralam, zaczela stekac ze jest zmeczona i chyba nie chce jechac na basen... :O Ale na zajechanie do biblioteki to sile miala. ;) Ja zbytniej chceci nie mialam bo zapomnialam plyt do oddania, ale stwierdzilam, ze ok, przynajmniej kolejnego dnia nie bede nawet wchodzic do srodka, wrzuce je tylko przez zewnetrzne drzwiczki. Jak to zwykle bywa, mialysmy tylko wejsc po dwie ostatnie czesci Pottera, a wyszlo... inaczej. ;) Starsza zaczela bowiem przegladac polki z nowosciami, gdzie mi wpadla w oko ksiazka przygodowa na bazie Minecraft'a. Pomyslalam, ze bedzie idealna dla Kokusia, ktory ostatnio chetnie slucha jak mu czytam, ale do samodzielnego czytania nie moze nic sobie znalezc. Kiedy jednak poszlam ja wypozyczyc, pani poinformowala mnie, ze jest to trzecia czesc serii, wiec stwierdzilam, ze trzeba by zaczac od pierwszej. Kobieta byla na tyle mila, ze sama popedzila na pieterko zeby ja przyniesc, ale po chwili zeszla mowiac, ze nie moze jej znalezc. Sprawdzila w katalogu, ze ksiazka jest, wiec poszla spojrzec czy przypadkiem nie zawieruszyla sie w dziale dzieciecym (powinna byc w osobnej czesci dla 10-12-latkow), a inna dziewczyna poszla jeszcze raz sprawdzic na regalach dla starszych dzieci. Normalnie powtorka z rozrywki z zeszlego czwartku! :D I juz stwierdzilam, ze trudno, najwyzej Nik zacznie czytac od trzeciej czesci, kiedy pani sie przypomnialo, ze zalogowala ksiazke nie pod nazwiskiem autora, tylko pod MIN, od "Minecraft"! Noooo, bardzo logiczne, kiedy 99% ksiazek jest wedlug autora... ;) W kazdym razie wyszlysmy ze sporym opoznieniem, ale z ksiazka oraz dwiema plytami, po ktore przyszlysmy. Wrocilysmy do domu, gdzie okazalo sie, ze jest jakis dzien dziecka i zaden z Potworkow nie mial zadanej pracy domowej. Co prawda byli bez elektroniki, wiec Nik nudzil sie jak mops i roznosila go energia. Bi na szczescie, jak juz zjadla i odsapnela po szkole, stwierdzila ze jednak na basen jedzie. Pojechali z M. a ja zyskalam 1.5 godzinki dla siebie. Wrocili calkiem zadowoleni, szczegolnie Bi, bo cwiczyli wyscig, ktory jest mieszanka stylow i jako jedyna na poczatku pamietala zeby robic przewroty przy sciance. Wszystkie dzieciaki dostawaly na koniec po kilka cukierkow, a jej pozwolono wziac kilka sztuk wiecej, wlasnie za to, ze pamietala. :) Reszta wieczora to juz szykowanie sie na kolejny dzien, choc M. wybijal mnie z rytmu, bo wzial kolejny dzien wolny, wiec ani siebie nie szykowal, ani nie zbieral sie wczesniej spac. W rezultacie, zamiast o normalnej 20:30, zagonilam Nika do lozka o 21:07. ;)</p><p>Wtorek zaczal sie nietypowo, bo jak juz napisalam, M. byl w domu, a na dodatek zabieralam Bi do dentysty przed szkola. Oznaczalo to, ze moglysmy sie z cora pobyczyc troche dluzej w lozku, ale kiedy zeszlam na dol, okazalo sie, ze rzadzil juz tam M. Czyli... zaparzyl kawe w starym zaparzaczu, z ktorego kawa mi juz kompletnie nie smakuje, przy okazji zuzywajac cala wode z czajnika oraz dzbanka z filtrem (i nie nalewajac swiezej), wiec musialam czekac az mi sie woda przefiltruje. Jakby tego bylo malo, zeby wlaczyc zaparzacz odlaczyl toster, wiec musialam szukac wolnego kontaktu zeby sobie przypiec chlebek. Nie ma to jak chlop w domu zeby wprowadzic kompletny chaos. :D W ogole sie z nim nie moge zorganizowac i kiedy w koncu zjadlam sniadanie i popedzilam na gore, musialam sie myc w biegu. A i tak wypadlismy z Kokusiem na przystanek 2 minuty pozniej i mielismy farta, bo autobus wlasnie przyjechal. Malzonek zas, zdezorganizowal mi cale pierwsze pol godziny poranka, po czym pojechal na przeglad auta, wiec nie bylo go nawet do pomocy. Bylam bardzo wdzieczna, ze autobus dotarl na czas, bo mielismy -4 stopnie, z odczuwalna temperatura -8. :O Upieklo sie rowniez Bi, bo akurat jak sie szykowalam, zerkalam sobie przez okno i jej autobus przyjechal o rekordowej godzinie... 7:27. Widzialam jak tata jej kolezanki podwiozl corke, wysadzil na przystanku, chwile tam postal, a potem zaczal odjezdzac. Widzac jednak, ze autobusu nie ma, zawrocil i stanal tak ze panna wsiadla, pewnie zeby sie zagrzac, ale zeby widziec wjazd na osiedle. Po chwili widzialam, ze A. wyszla z auta i pozbierala z chodnika plecak i skrzypce, wiec pewnie stwierdzili, ze tata ja zawiezie. Juz wsiadla do auta i czym predzej z niego wyskoczyla, bo wlasnie podjechal autobus. :D Ciesze sie, ze Bi nie musiala tam tyle czasu sterczec, a ja razem z nia. ;) Nik odjechal, a ja rzucilam psu kilka razy pileczke, po czym wrocilam do domu, gdzie udalo mi sie nawet wypic szybka kawke, nie mowiac juz o umalowaniu "oka" i przewietrzeniu sypialni. Ostatnio sie do dentysty nieco spoznilismy, wiec tym razem chcialam wyjsc z lekkim wyprzedzeniem. Niestety, cos z droga do tego gabinetu przesladuje nas pech. Na glownej ulicy biegnacej przez nasza miejscowosc, zamkneli wszystkie trzy pasy i wprowadzili ruch wahadlowy! Jaki zrobil sie korek, mozecie sobie pewnie wyobrazic! Nie moge uwierzyc, ze zrobili cos takiego przed 9 rano, kiedy jezdza jeszcze ostatnie szkolne autobusy, ludzie pedza zeby odwiezc dzieci do szkoly, a kupa ludu jedzie oczywiscie do pracy... W koncu jakos przebrnelysmy przez ten zator i reszta trasy minela sprawnie, ale i tak dojechalysmy 10 minut spoznione i recepcjonistka powiedziala, ze wzieli juz nastepna osobe. :O Szykowalam sie na dlugie czekanie, ale na szczescie juz po kilku minutach zawolali Bi. Dziurka byla na tyle mala, ze zrobili ja bez znieczulenia i wraz z fluoryzacja wszystko zajelo jakies 20 minut. Juz o 9:50 panna znalazla sie w szkole, a ja zaraz po niej w pracy. :) Smiesznie jest, bo niby oficjalnie nie pracujemy, ale wszyscy ktorzy pozostali, przyjezdzaja sobie w razie potrzeby. Tego dnia wpadl jeden z kolegow, zeby skorzystac ze skanera. ;) Przyszla paczka z odczynnikiem, ktory przelozylam do zamrazarki, ale zostalo po nim pudelko z suchym lodem. Poczatkowo mialam zostawic je otwarte w laboratorium zeby sobie odparowalo, ale potem wpadlam na pomysl, zeby wziac je do domu i pokazac Potworkom. Nik byl zachwycony, bo nigdy suchego lodu na zywo nie ogladal. Bi powiedziala, ze gdzies juz go widziala (ciekawe...), ale z checia tez popatrzyla. Wrzucilismy kilka kostek do zlewu i zalalismy woda, co wystarczylo na calkiem fajny efekt. Nawet M. przyszedl popatrzyc z ciekawoscia, bo jednak przecietny smiertelnik niewiele ma okazji zeby sie tak pobawic suchym lodem. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjP7N3pDOn6tHTRk2NiafWrGA4uxwwG4PEz4_nDJ4QRE4JpsSy8nNHbkUvbbyFZLO9ZpBS5QLDXHN6GR8L90dKN65TIPW-7rBrdWQqZePJ8yhxzxr_oBam_yCTptddChtQqSaPactl-TKoi8NPYxbUJ9Qr1Ue27FG-Y7nLaB9r96pHnCPgrF_ERWCblHFI/s719/IMG_5183_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="719" data-original-width="539" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjP7N3pDOn6tHTRk2NiafWrGA4uxwwG4PEz4_nDJ4QRE4JpsSy8nNHbkUvbbyFZLO9ZpBS5QLDXHN6GR8L90dKN65TIPW-7rBrdWQqZePJ8yhxzxr_oBam_yCTptddChtQqSaPactl-TKoi8NPYxbUJ9Qr1Ue27FG-Y7nLaB9r96pHnCPgrF_ERWCblHFI/s320/IMG_5183_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mglista dolina w... zlewie :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Sroda zaczela sie wczesniej niz bym sobie zyczyla. Malzonek zapomnial wylaczyc glosu w telefonie, a ze ma wlaczone jakies powiadomienia, to obudzil mnie kilka razy w nocy, kiedy komorka mu "plumkala" i ekran sie zaswiecal. Finalnie telefon zapikal przed 6 rano, co niestety przywabilo kota, ktory przylazl do sypialni glosno mruczac. Zeby jeszcze na tym skonczyla! Nie, kiciul musial wskoczyc na lozko, ale zamiast sie ulozyc do drzemki, to lazila mi po nogach i plecach. I po M. najwyrazniej tez, bo malzonek zaczal sie rzucac po lozku, przekrecajac to na jedna, to na druga strone, ciagac nosem, itd. Zadzwonil budzik Bi, panna wstala, a zaraz po niej malzonek poddal sie najwyrazniej i polazl na dol. Ja za to zaparlam sie, ze nie wstane przed wlasnym budzikiem. I nie wstalam, ale tez juz nie zasnelam, wiec wlasciwie na jedno wyszlo. A kiedy w koncu zeszlam na dol, okazalo sie, ze M. juz obiecal Bi, ze zabierze ja do szkoly, wiec moglam spokojnie <strike>spac </strike>lezec jeszcze pol godziny. Kiedy malzonek powiedzial mi o planie zawiezienia corki, pierwsze co, to oczywiscie pomyslalam o jej kolezance. W koncu ledwie w poniedzialek sasiad zaoferowal, ze zabierze tez Bi. Powiedzialam pannie, ze teraz wypada sie zrewanzowac i wziac A. Starsza zaczela oczywiscie protestowac, ze przeciez w koncu nie pojechaly i ze nie chce siedziec w aucie w milczeniu bo to bedzie niezreczne, itd. Rozumialam jej argumenty, ale musi sie jeszcze nauczyc, ze czasem w zyciu robi sie cos, nie dlatego ze sie chce, tylko dlatego, ze wypada. Napisalam wiec do sasiadki, ze M. zawozi Bi i moze wziac ich A. Miedzy dziewczynami jednak najwyrazniej bardzo sie popsulo, bo odpisala, ze corka woli jechac autobusem. :O Za to Starszej znow sie upieklo, bo autobus przyjechal dopiero o 7:22, wiec dlugo by czekala. Tego dnia co prawda nie bylo mrozu, ale zeby nie bylo za pieknie, padal deszcz. ;) Dzieciaki znow opiekuja sie kotami sasiadow, wiec Bi poleciala jeszcze nakarmic je i uchylic im drzwi na taras. A Nik potem strzelil focha, ze on tez chcial isc. No, ale nie bede go przeciez budzic pol godziny przed czasem zeby lecial do zwierzakow, skoro maja kolejne 4 dni, gdzie bedzie mogl isc z Bi za kazdym razem... Malzonek zawiozl Starsza, wiec zeby bylo sprawiedliwie, pozniej odwiozl syna. Zyskalam wiec spokojny ranek, niespieszne sniadanie i kawke. Laba jednak dosc szybko sie skonczyla, bo dzieciaki mialy tego dnia skrocone lekcje, a chcialam odkurzyc i pomyc podlogi zanim wroca. Oprocz tego jakies pranie, skladanie juz wysuszonego i inne drobiazgi i czas zlecial szybciej niz bym chciala. Pierwsza konczyla oczywiscie Bi i to juz o 12:30. Pojechal po nia M. i pozostalo pytanie, czy panna wyloni sie ze szkoly wystarczajaco szybko zeby zdazyl podrzucic ja pod dom i dopiero jechac po Kokusia, ktory konczyl o 13:15. Na szczescie zdazyl, bo inaczej po Mlodszego pewnie musialabym jechac <i>ja</i>. Reszta dnia uplynela juz z tym przyjemnym uczuciem nadchodzacego przedluzonego weekendu. Dla mnie i dzieci, bo M. mial wolne jeszcze tylko jeden dzien, wzial bowiem wtorek, srode i czwartek. W sumie wiec tez mial dlugi weekend. ;) Jak na skrzydlach pobieglam do piwnicy odlozyc na polki plecaki oraz sniadaniowki. Potworki mialy relaksujace popoludnie, bo poza odwiedzinami u kotow, a wieczorem wpadniecie zeby je nakarmic, nic nie musieli. Trening na basenie odwolali zeby instruktorzy mogli wyjechac na swieto do rodziny. Odpowiedzial wreszcie chrzestny dzieciakow. Napisalam do niego <i>tydzien </i>wczesniej, zeby zaprosic ich na Indyka. Zaproszenie wyslalam w czwartek, a on odpisal w sobote, ze... sie zorientuje i da znac. :O No dobra, musieli pewnie z jego "pania" uzgodnic co robia i gdzie go spedzaja. Spodziewalam sie jednak konkretnej odpowiedzi dzien, gora dwa pozniej. Taaa... W miedzyczasie zastanawialismy sie ile szykowac jedzenia i M. kupil calego indyka (zamiast planowanych udek), bo istniala mozliwosc, ze bedzie nas siodemka. Tymczasem chrzestny dopiero w srode (dzien przed Indykiem!) raczyl odpisac, ze... jednak ich nie bedzie. :/ Mam podejrzenie, ze do ostatniej chwili czekali zeby zobaczyc jak sie wyklaruje pogoda, bo jeszcze kilka dni wczesniej prognozy pokazywaly ryzyko deszczu ze sniegiem. Potem zaczelo przeskakiwac miedzy deszczem a pochmurna pogoda i kazdego dnia zapowiadano nieco wyzsza temperature. W koncu stanelo na 10 stopniach i sloncu, wiec pewnie woleli gdzies wyjechac, szczegolnie, ze oboje sa milosnikami przebywania na lonie natury i potrafili pojechac pod namiot w... kwietniu. :O Nie ukrywam jednak, ze bylam troche zla, ze nie odpowiedzial wczesniej. Zostalismy bowiem z calym indorem na nasza piatke, gdzie Potworki, wiadomo, malo co zjedza... :/ Skoro go jednak juz mielismy, to malzonek ptaszysko zamarynowal i wstawil do lodowki, ja zas zabralam sie za szarlotke. Wybralam moj ulubiony przepis, z beza. Niestety, przypomnialam sobie dlaczego tak rzadko go robie. Dziadostwo strasznie jest czasochlonne! Przynajmniej jednak wyszlo bez zakalca, bo zrobic zakalec w kruchym ciescie, to bylby niezly wyczyn. :D A w ogole, na jednej z radiostacji leca juz piosenki bozonarodzeniowe i tak szykujac bardziej uroczysty obiad z "<i>Jingle bell rock</i>" w tle, czulam sie jakbym sie szykowala na Wigilie! :D</p><p>W czwartek w koncu mozna bylo pospac dluzej. M. stwierdzil, ze w sumie to fajnie ze chrzestnego nie bedzie, bo tej jego "pani" jeszcze tak naprawde nie znamy (tylko raz ja widzielismy), a obca osoba to jednak lekki stres zeby wszystko wyszlo i bylo smaczne. Oczywiscie troche w tym racji, choc mi akurat bylo nieco smutno, ze kolejnego Indyka spedzimy w takim okrojonym skladzie. Przyznaje jednak, ze dzieki temu reszta przygotowan poszla szybko i sprawnie. Indyka juz mielismy, wiec trzeba bylo go upiec, ale odpuscilam sobie jedno danie, a ilosc ziemniakow oraz surowki zmniejszylam o polowe. Wiekszosc ranka dzieciaki ogladaly transmisje z dorocznej parady w Nowym Jorku.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5El6fXoAXjQy2oQATNaGNUPioW1h4-f46wnK_lV9OGV5UT8NKrYKxGzWIHzoyldWMa5VvEYkjxRkyFbxKDbEgPdFsPeqqNsOZmZSG9u_qnHo0ilCgEb2nLsT1JyqRAjyTHV11StyoiHApnrBkms_TPRgYncKYr6noAbR0X16_hzqJCEin5NtEYSNR9Is/s650/IMG_5191_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="488" data-original-width="650" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5El6fXoAXjQy2oQATNaGNUPioW1h4-f46wnK_lV9OGV5UT8NKrYKxGzWIHzoyldWMa5VvEYkjxRkyFbxKDbEgPdFsPeqqNsOZmZSG9u_qnHo0ilCgEb2nLsT1JyqRAjyTHV11StyoiHApnrBkms_TPRgYncKYr6noAbR0X16_hzqJCEin5NtEYSNR9Is/s320/IMG_5191_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tu akurat "plynie" sobie gigantyczny balon postaci <i>Bluey </i>(Potworki na te bajke sa juz za "stare", ale rozpoznaja ;P)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nie dosc, ze wydarzenie "z pompa", takie bardzo hamerykanckie, rodem z <i>Broadway</i>'u, to smaczku dodawaly jeszcze znajome miejsca, ktore pamietali z niedawnych wypraw do tej metropolii. :) Ja z M. za to wsadzilismy indora do piekarnika. Malzonek dzien wczesniej wyczytal, ze ptaszysko bedzie sie pieklo 6 godzin. Zdziwilam sie ze az tyle, ale ze wszystko zalezy od wielkosci indyka oraz temperatury, wiec nie kwestionowalam. Tymczasem, kiedy sama zaczelam czytac instrukcje, okazalo sie, ze pieczenie powinno zajac okolo 3 - 3.5 godzin.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGv4nhea2dscgulxC9r-LNvNH3yC91J6LQS7BG9bvORNEdcWmvchpEffjXjIN31jT3Dhyt6CDnZFKPnPIk6PAZJSjI0IjZ1ZFuIL5XfQosvTS9-tvloGFQmimUi6j_oQ9HOf0V3IvTXIems4jPs8BVu5cHEY1B_XQhlOlGmCPwsBOloIkJGpZz095R3PY/s601/IMG_5189_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="451" data-original-width="601" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGv4nhea2dscgulxC9r-LNvNH3yC91J6LQS7BG9bvORNEdcWmvchpEffjXjIN31jT3Dhyt6CDnZFKPnPIk6PAZJSjI0IjZ1ZFuIL5XfQosvTS9-tvloGFQmimUi6j_oQ9HOf0V3IvTXIems4jPs8BVu5cHEY1B_XQhlOlGmCPwsBOloIkJGpZz095R3PY/s320/IMG_5189_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Niby to specjalne worki do pieczenia, ale jakos mnie wzdryga na mysl o tym plastiku w wysokiej temperaturze... Trzeba jednak przyznac, ze mieso wyszlo naprawde bardzo soczyste</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zaprosilam wczesniej dziadka na okolo 16, a potem musialam dzwonic i przekladac "impreze" na 14. ;) Poza tym jednak przygotowania poszly bezproblemowo. Zdazylam wszystko uszykowac i nakryc do stolu, przyjechal moj tata i moglismy zasiasc do stolu. Dzieciaki, o dziwo, nawet sporo zjadly, szczegolnie Nik, ktory opchal sie indykiem, jak na miesozerce przystalo.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioeyjHMckgya5h7weFUIqwjNpMxOyu-kkDKO1sw2MpZDn1aeoo-FQyr7Rgpvn7TrSCGfliJyUuYUvKVcCw8ii6QqoFKg7Rn2YmjQHHOuROKr6RyWguTcExrRj5CyBKd4kHmoAsIzmsTSyU4Xes1dUM-378GZfKjm7xf-HdKC-9CCAxyHwx-nH2EPLjT4A/s624/IMG_5194_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="624" data-original-width="468" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioeyjHMckgya5h7weFUIqwjNpMxOyu-kkDKO1sw2MpZDn1aeoo-FQyr7Rgpvn7TrSCGfliJyUuYUvKVcCw8ii6QqoFKg7Rn2YmjQHHOuROKr6RyWguTcExrRj5CyBKd4kHmoAsIzmsTSyU4Xes1dUM-378GZfKjm7xf-HdKC-9CCAxyHwx-nH2EPLjT4A/s320/IMG_5194_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jak widac nikt (poza mna, choc akurat mnie nie widac) sie odswietnie nie ubral, a w dodatku jest nas garstka a i tak nie da sie zrobic zdjecia <i>tak</i>, zeby wszyscy <i>jakos </i>wyszli :/</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Dzieciaki po obiedzie spasowaly, ale ja, tata oraz M. popchnelismy jeszcze ciastem. :) Posiedzielismy, pogadalismy i czlowiek mial wrazenie, ze jest niedziela, a nie czwartek. W koncu dziadek pojechal do siebie (choc zrobilo sie juz ciemno i Potworki pytaly czy u nas spi ;P), a ze swietowanie przesunelo nam sie o dwie godziny, wiec bylo na tyle wczesnie, ze spokojnie posprzatalam ze stolu, wstawilam zmywarke i mielismy wiekszosc wieczora na relaks. I juz po kolejnym <i>Thanksgiving</i>. :)</p><p>W piatek M. jechal do pracy bo placili potrojnie (!) z racji swieta, choc tak naprawde to bylo juz po swiecie. ;) Ja i Potworki za to mielismy baaardzo luzny dzien. Jedyne co, to trzeba bylo pojechac na tygodniowe zakupy. Nie bylam pewna czy chce wyruszac z domu w <i>Black Friday</i>, ale rozumowalam, ze w sklepach spozywczych szalonych przecen nie ma, a jesli pojade z rana, powinnam ominac korki. Jak sie okazalo, mialam racje. Supermarket byl opustoszaly, bo nikt tak nie szukal okazji, a wiekszosc ludu mialo pewnie kupe resztek z Indyka. Naprzeciwko sklepu znajduje sie wielkie centrum handlowe i kiedy wracalam, przy wjezdzie byl juz lekki zator, ale przejechalam bez problemu. Bi zabrala sie ze mna, czesciowo zeby sie wyrwac z chalupy, a czesciowo, bo musialysmy jechac do sklepu sportowego, z ktorym wspolpracuje druzyna plywacka i kupic jej oficjalny stroj na zawody. Chociaz juz mi zylka skoczyla, bo dopytywalam sie Bi kilka razy czy <i>na pewno</i> chce plynac w pierwszych zawodach i slyszalam, ze tak, <i>taaak</i>, plynie. Do srody trzeba bylo dziecko wpisac na liste, wiec ja wpisalam. Jedziemy po stroj, a panna mowi, ze ona nie jest pewna, ze moze to za szybko, moze powinna jednak poplynac w nastepnym... No myslalam, ze mnie cos strzeli! Poki co stanelo, ze jest wpisana, a lista jest internetowa i zeby ja z niej zdjac, musialabym pisac do trenera, tlumaczyc dlaczego, itd. Ma wiec plynac i lepiej sie zastanowic przed kolejnymi zawodami. :/ W sklepie najpierw lekka frustracja, bo mowie, ze Bi nosi rozmiar stroju 30, a pan mi na to, ze taki rozmiar to jest dla najwiekszych dziewczyn w wieku licealnym. I ten, ktory nam podal, faktycznie byl ogromny. Zaczal szukac w pudle mniejszych rozmiarow, ale tylko sie zamotal. Na szczescie przejal nas wlasciciel sklepu i znalazl rozmiar 28. Ok, Bi poszla przymierzyc i okazal sie tak ciasny, ze nie mogla machnac ramionami. Wygrzebal z kolei ponownie 30stke, ale <i>mlodziezowa </i>(okazalo sie, ze ta ogromna byla juz dorosla), ktora byla... idealna. Tak to jest jak ktos nie ma o czyms pojecia, bo gosciu widzac dziecko, powinien wiedziec ze szukamy rozmiarow dzieciecych/mlodziezowych, a skoro matka mowi rozmiar 30 (no dobra, nie pomyslalam, ze musze zaznaczyc, ze chodzi o rozmiar dzieciecy), to raczej zna gabaryty swojego potomka... Stroj zakupilysmy, ale niestety nie bylo nam dane zabrac go do domu, bo musieli jeszcze wprasowac na niego logo. Zastanawia mnie ile takie cos im zajmuje, bo na mistrzostwach w zeszlym roku, gdzie kupowalam Kokusiowi koszulke, mieli maszynke i robili to na miejscu, w kilka minut. Balam sie, ze po pierwszym praniu odpadnie, ale trzyma sie do dzis. ;) W kazdym razie, maja do mnie zadzwonic jak stroj bedzie gotowy do odebrania. Wrocilysmy do domu i dzieciaki znow chcialy skorzystac z wolnego telewizora i obejrzec wypozyczony film. Padlo na starych Piratow z Karaibow. Nik, ktory blagal o nich od jakiegos czasu, teraz wzruszyl ramionami, ze wlasciwie to juz nie chce, ale potem go tak wciagnelo, ze stwierdzil, ze to najlepszy film jaki ogladal. ;) Bi od poczatku byla zachwycona i stwierdzila, ze moglaby zostac piratem. Taaa... dziecinna ta moja corka czasami. :D W miedzyczasie wlaczylam im pauze zeby mogli sobie przygotowac domowe pizze, a potem pozwolilam wyjatkowo konsumowac w salonie. Wrocil M., napalilismy w kominku, dzieciaki polecialy ogarnac sasiedzkie koty, a potem to juz bylo lenistwo przy ogniu. Cale szczescie, ze moge sobie cofnac program telewizyjny, bo moglam wieczorem, na spokojnie obejrzec kwalifikacje do skokow narciarskich. Nadeszla moja ulubiona pora roku, kiedy w weekendy rzadza skoki. :D<br /></p><p>Milego weekendu!<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-69570264665414434452023-11-17T23:23:00.005-05:002023-11-21T12:04:15.084-05:00Spokojniejszy (bo chorobowy) weekend i kolejny malo "rutynowy" tydzien<p>Tym razem rozlozylo matke... Jakas odmiana po wszystkich dzieciecych smarkach i kaszlach. :D</p><p>Sobota, <u>11 listopada</u>, miala wygladac nieco inaczej. Zespol pilkarski Kokusia mial mala imprezke na zakonczenie sezonu, ale tu nawet sam Nik nie byl pewien czy chce na nia jechac. Niby lubi wiekszosc chlopakow, ale chyba jednak cos tam nie gra, skoro nie wykazal wiekszego entuzjazmu... Poniewaz mnie od dwoch dni cos wyraznie "bralo", a mialo byc tylko 10 stopni przy zimnym wietrze, wiec napisalam, ze go nie bedzie. Poza ta imprezka, bylismy zaproszeni na doroczne obchody swieta <i>Diwali </i>u sasiadow. Malzonek oczywiscie nie mial najmniejszej ochoty, a fakt, ze pracowal i w sobote i w niedziele, tylko przypieczetowal jego decyzje ze nie idzie. Potworki byly jednak oczywiscie cale chetne, a i ja w zasadzie lubie ta sasiedzka tradycje. Juz w piatek czulam sie jednak <i>nie bardzo</i>, wiec mimo ze podczas zakupow wzielam tez produkty do dania, ktore chcialam przyniesc na impreze, to stwierdzilam, ze zaczne je robic dopiero w sobote, jesli wstane z w miare dobrym samopoczuciem. Niestety, obudzilam sie czujac sie juz wyraznie chora. Moze nie obloznie, ale wyrazniej mialam zawalone zatoki i z przodu rozsadzalo mi czaszke bolem. Do tego bylam zupelnie ospala i polprzytomna. Nawet leki na przeziebienie oraz kawa, nie mogly mnie postawic na nogi. Nie mialam jednak goraczki, wiec wiadomo bylo, ze to nie zadna grypa, tylko wyjatkowo paskudne przeziebienie. Na impreze jednak kompletnie nie mialam ochoty, a w dodatku nie chcialam dalej roznosic zarazkow. Napisalam wiec do sasiadki, przepraszajac, ze jednak mnie nie bedzie. Dzieciaki wydawaly sie jednak zdrowe, a Bi wrecz nie wyobrazala sobie nie isc, wiec spytalam czy ma cos przeciwko zebym ich przyprowadzila, a potem odebrala. Dzien uplynal mi wiec dosc leniwie, bo i energii na wiele nie mialam. Wstawilam pranie, a potem przelozylam je do suszarki, umylam kuchenke i takie tam. Moje samopoczucie to byla taka sinusoida. Raz wracala mi lekko energia i moglam cos zrobic, zeby za chwile opadala do zera, a wraz z nia ja, na kanape. :) Skoro malzonek mial pracowac kolejnego ranka, wiec powstal dylemat, co z kosciolem, bo oczywiscie chcial isc na msze w sobote. Poczatkowo zakladalismy, ze pojedzie sam z dziecmi, ale kiedy przyszla pora, akurat moja "sinusoida" samopoczucia powedrowala w gore i stwierdzilam, ze moze dam rade. I dalam, choc bylo tam tak potwornie goraco, ze prawie zasnelam... ;) Po powrocie chcialoby sie juz klapnac na tylek i nigdzie sie nie ruszac, ale u sasiadow przyjecie zaczynalo sie o 18. Bi az piszczala zeby isc i najchetniej zjawilaby sie pol godziny przed czasem. Nik nieco zwatpil kiedy dowiedzial sie, ze matki z nimi nie bedzie, ale potem przypomnial sobie, ze sasiedzi co roku maja zimne ognie i fajerwerki i uznal, ze warto. :D Odprowadzilam ich wiec, przeprosilam sasiadke i przekazalam zeby w razie jakichkolwiek problemow zadzwonila albo wyslala sms'a, po czym wrocilam na wieczor z malzonkiem. Impreza miala sie zakonczyc o 20:30 - 21:00, ale ze zwykle im sie wszystko wydluza, wiec umowilam sie z sasiadka, ze zadzwonie i zapytam jak daleko "w polu" sa. Zadzwonilam o 20:30 majac nadzieje, ze moge juz pojsc po dzieciaki, ale dowiedzialam sie, ze wszystko przedluzy sie spokojnie do 21:15. Suuuper... Poczynilysmy wiec kolejny plan, ze zadzwoni albo wysle sms'a jak beda zaczynac fajerwerki, ktore zawsze sa ostatnim etapem imprezy. No i faktycznie bylo grubo po 21 kiedy dostalam telefon. Zanim sie zebralam i podjechalam (niedzwiedzie jeszcze nie spia, wiec nie ryzykowalam lazenia po nocy, a zreszta i tak bylam chora) do nich, akurat konczyli.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9BRXXQXveM-Z2ywqKRh6DnTeTC9WXU8SgEiGggy_Jn5Ib-a4mlK5hLeEst4FUSJAOIR3Lxj_pxEJ9WHiumSRuQ7EQO9Cf9fMO7sSSR5_bu76CopinY28K9m5SgkTKZG83awWsVHRG3v6DI6D6pCky2k5_js00W7EkrAR8_mtJviXCvYpkBBmeheEVZCM/s636/IMG_5125_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="477" data-original-width="636" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9BRXXQXveM-Z2ywqKRh6DnTeTC9WXU8SgEiGggy_Jn5Ib-a4mlK5hLeEst4FUSJAOIR3Lxj_pxEJ9WHiumSRuQ7EQO9Cf9fMO7sSSR5_bu76CopinY28K9m5SgkTKZG83awWsVHRG3v6DI6D6pCky2k5_js00W7EkrAR8_mtJviXCvYpkBBmeheEVZCM/s320/IMG_5125_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Gwozdz programu</span><br /> </div><p></p><p>Wyszlo wiec idealnie, bo wystarczylo, ze Potworki sie pozegnaly i moglismy wracac. Ponoc oboje dobrze sie bawili, choc jeden z lepszych kolegow Kokusia (z obecnych tam) dosc szybko pojechal do domu, a inny z pozostalych chlopcow dokuczal wszystkim, probowal uprawiac zapasy z chlopakami i ciagnal za wlosy dziewczynki. I to taki juz "wyrostek", prawie 13-letni, bo chodzi do szkoly z Bi i jej kolezanka. :O Ponoc sasiad ma sie rozmowic z jego rodzicami po skargach swojej corki i mam nadzieje, ze to zrobi. Dziwie sie, ze zadne z dzieci nie poszlo na skarge w trakcie imprezy... Kolejnego dnia dostalam zdjecia przeslane przez grupe.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFwBKYQI7K5G8lGjo4ppgCoc42jkB__0A08Chqx2kC8bTM_hjJzU6b4lgtYIoFMAz8UYZVs7EspbbqST2lReeKYGJpAK8H6cntF4TitVUJ07J7ZZoiRP67qKhbET37gD1-eyHFjRV5s_3OrBsLduaTMt4EEMj4JH6OYIiuKkVJFEXaZcnyLR5ZkaPQC94/s1017/IMG_5128_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1017" data-original-width="471" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFwBKYQI7K5G8lGjo4ppgCoc42jkB__0A08Chqx2kC8bTM_hjJzU6b4lgtYIoFMAz8UYZVs7EspbbqST2lReeKYGJpAK8H6cntF4TitVUJ07J7ZZoiRP67qKhbET37gD1-eyHFjRV5s_3OrBsLduaTMt4EEMj4JH6OYIiuKkVJFEXaZcnyLR5ZkaPQC94/s320/IMG_5128_1.jpg" width="148" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi ze swoja przyjaciolka oraz jeszcze inna sasiadka. Starsza dostala taka bluzeczke od kolezanki, przywieziona specjalnie z Indii</span><br /></div><div> <p></p><p>Ciesze sie, ze pomimo nieobecnosci zostalam w to wlaczona, bo przynajmniej moglam zobaczyc Potworki w czasie przyjecia i wydawali sie bawic calkiem niezle. :)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0JrWbwT-qyNSAx82EDxAzkBbSTANQxPlV9bNHsrJLH71u7yNNgvWKW8g5aH9X1mP4lMReawo0z8ws-7btUEtH8iHOlo0OlQQ0irZTTqpesuR3zfQEnU-5enI7MlqOzOiGtVdmAiZdF92Bm3Bp3c5Uf7H_jbL0BiZ2nZ59gbux808yHXi5EK1VkcVhTfM/s896/IMG_5129_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="896" data-original-width="416" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0JrWbwT-qyNSAx82EDxAzkBbSTANQxPlV9bNHsrJLH71u7yNNgvWKW8g5aH9X1mP4lMReawo0z8ws-7btUEtH8iHOlo0OlQQ0irZTTqpesuR3zfQEnU-5enI7MlqOzOiGtVdmAiZdF92Bm3Bp3c5Uf7H_jbL0BiZ2nZ59gbux808yHXi5EK1VkcVhTfM/s320/IMG_5129_2.jpg" width="149" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Prawie cala dziecieca banda obecna na imprezie. Ten blondynek w prawym gornym rogu to wlasnie byl owy lobuziak, choc wyglada dosc niewinnie</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Poniewaz nie musielismy sie zrywac do kosciola, wiec w niedziele pospalam z Potworkami do oporu. Wstalismy pozno i spedzilismy bardzo leniwy ranek. Niestety, moje przeziebienie wkroczylo na kolejny etap, a mianowicie przestala mnie bolec glowa, ale za to zaczelo kapac z nosa. :/ Dzwonilam dzien wczesniej do mojego taty zeby uprzedzic go, ze rozsiewam zarazki, ale stwierdzil, ze zaryzykuje. Nie z milosci do corki i wnukow, o nie. ;) Po prostu zostal juz wyslany na zimowe bezrobocie, w zwiazku z czym musial przez internet otworzyc swoje konto i powpisywac wszystkie dane. Co roku robi sie to coraz bardziej skomplikowane i zastanawiam sie jak starsze osoby maja sie w tym polapac. Z drugiej strony, moj tata jest juz w wieku emerytalnym, wiec w sumie starsi od niego dostaja emeryture i nie musza sie bawic w zasilek dla bezrobotnych. ;) Dodatkowym papierkiem taty bylo wezwanie na lawe przysieglych. Jeszcze niedawno od razu na wezwaniu mozna bylo zaznaczyc czy sie zgadzasz czy nie, zaznaczyc przyczyne odmowy i odeslac. Teraz to rowniez trzeba zrobic internetowo. :/ Moj tata zawsze wpisuje, ze nie mowi po angielsku, co nie jest do konca prawda, choc nie wiem czy przy takiej prawdziwej sprawie sadowej rzeczywiscie by dokladnie rozumial o co chodzi. ;) W kazdym razie, dziadek potrzebowal pomocy z ogarnieciem tego wszystkiego, wiec potrzeba przewazyla strach przed wirusami. :D Przyjechal wiec i ponownie zalapal sie na obiad. Ciasta nie bylo, bo dzien wczesniej nie czulam sie na silach, a w niedziele rano zwyczajnie jeszcze nawet o tym nie pomyslalam. Na szczescie M. po drodze z pracy zajechal po hamerykanckie paczki. Nie jest to jakis cud smaku, ale z braku laku... ;) W czasie kiedy tata jeszcze u nas siedzial, zaczelam przypominac Bi, ze po poludniu miala ten zalegly mecz. Panna jeczala calutki dzien ze nie chce, ze dlaczego musi, ze nie cierpi rozgrzewek, a mecze ja stresuja, itd. Oczywiscie malzonek jej wtorowal, ze a po co, ze to strata czasu, ze nie lepiej sobie posiedziec, itd. :/ Jak zwykle mialam ochote go udusic, choc przyznaje, ze i mnie samej sie nie chcialo, bo z nosa lecialo mi coraz bardziej, a mielismy raptem 6 stopni. Wiedzialam jednak, ze jesli <i>ja</i> nie pojade, to M. nie pojedzie z nia na pewno. Tymczasem dwie dziewczynki zaznaczyly na app'ce nieobecnosc, a trzy kolejne nie odpowiadaly. Co prawda dwie z nich to byly corki trenera i managerki, wiec wiadomo bylo, ze raczej beda, ale mimo wszystko, nie bylo pewne czy bez Bi zbiora zespol lub czy bedzie choc jedna rezerwowa. Poniewaz wiec juz kilka dni temu zaznaczylam, ze bedzie, wiec stwierdzilam ze glupio w ostatniej chwili pisac, ze jednak nie dojedzie. Tym bardziej, ze mecz byl w innej miejscowosci, ale niezbyt daleko, bo jakies 25 minut jazdy. Pomimo wiec protestow i panny i jej ojca, twardo przyszykowalam jej stroj, sama sie przebralam i pojechalysmy. Koniec koncow, dobrze ze pojechala. Z obecnoscia zrobily sie roszady, bo jedna z dziewczynek, ktore nie odpowiadaly, faktycznie sie nie zjawila, za to inna, ktora miala zaznaczona nieobecnosc, jednak dotarla. Za to jeszcze jedna jechala z jednego meczu na drugi, wiec dotarla dopiero na druga polowe. W pierwszej polowie byla wiec tylko jedna rezerwowa, ale w drugiej juz dwie. Tyle, ze w pierwszej polowie cos sie stalo w noge jednej z zawodniczek i juz wiecej nie wyszla, a w drugiej inna musiala opuscic boisko. Gdyby nie bylo Bi (albo kogos innego), musiliby sie dogadywac z trenerem przeciwnikow zeby zmniejszyc liczbe wystawionych dziewczyn o jedna, ale nie wiem czy w lidze to dozwolone. A Bi przynajmniej grala calutka pierwsza polowe i wiekszosc drugiej. Trener zdjal ja tylko na kilka minut, po czym wystawil ponownie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmG00CStIW6tNahjplD_Re-301SiqKI8OYAPxFuxIlkPqDUgg4V-ZZienZI0ukXjHQxq3kbo0abGUif9JKjrjI9RO7KpiQwuwp9frq2uN6bt6qUAWdOaVE0u-fHx6Zw8coRxt3VHApkH2ztUsTkF5TOLSQvmzirBHQGzaJnD5Cu1pQZ637lFxITzAj9W0/s504/IMG_5131_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="343" data-original-width="504" height="218" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmG00CStIW6tNahjplD_Re-301SiqKI8OYAPxFuxIlkPqDUgg4V-ZZienZI0ukXjHQxq3kbo0abGUif9JKjrjI9RO7KpiQwuwp9frq2uN6bt6qUAWdOaVE0u-fHx6Zw8coRxt3VHApkH2ztUsTkF5TOLSQvmzirBHQGzaJnD5Cu1pQZ637lFxITzAj9W0/s320/IMG_5131_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mimo, ze w pierwszej polowie Bi grala przy samych rodzicach, zupelnie nie mam dobrych ujec. Na wszystkich panna ma jakies dziwne pozy - jak tu; nogi w X :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Niestety, dziewczynom cos nie szlo i wiekszosc meczu krecila sie przy naszej bramce. Nasze zawodniczki mialy bodajze jedna akcje pod bramka przeciwniczek, ale spudlowaly. Za to u nas, w pierwszej polowie na bramce stala inna dziewczynka niz zwykle i niestety to bylo widac, bo wpuscila dwie bramki, takie zupelnie do obronienia... No trudno; na szczescie dziewczyny sie zbytnio nie przejely. Bylo potwornie zimno. W pierwszej polowie jeszcze na boisko dochodzila resztka slonca, ale w drugiej zaszlo juz za horyzont, a ze w nocy mialo byc -3, wiec temperatura spadala na leb na szyje. Mialam zalozona zimowa kurtke, ale na nogi wzielam zwykle, nieocieplane botki i mimo, ze maszerowalam naokolo i tuptalam w miejscu, pod koniec stopy mialam kompletnie skostniale. A moje "gorace" dziecko, w drugiej polowie podciagnelo w gore getry zalozone pod spodenki oraz rekawy termalnej bluzki spod koszulki. Bo jej przeciez za cieplo bylo! :O Po meczu managerka wreczyla kartki z podziekowaniem dla trenerow, wiec teraz to juz oficjalnie koniec. Bi trwardo upiera sie, ze na wiosne nie gra, choc mam nadzieje, ze po zimowej przerwie jednak jej sie troche odmieni, bo liga "wymaga" (choc nie wiem jak to egzekwuja) zeby przyjety zawodnik gral w sezonie jesiennym i wiosennym. Po drodze zajechalysmy jeszcze po kawe (Boszzz, jak bosko bylo sie napic czegos goracego!) i do domu. A tam... mila niespodzianka, bo M. zdecydowal sie rozpoczac sezon kominkowy! Mimo ogrzewania na maksa w aucie, mialam nadal lodowate stopy, wiec malo nie poplakalam sie ze szczescia, ze moge je wystawic do ognia. :D Oreo na poczatku obchodzila kominek szerokim lukiem, ale potem najwyrazniej przypomniala sobie, ze rok temu, jako kociatko, lubila sie ukladac przy samym ogniu. Tym razem nie polozyla sie na drzemke, ale sporo czasu spedzila obserwujac ogien i sledzac wzrokiem strzelajace iskry. :)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8fzHdjYowhVsolUArQfCJmo2Ax35R8dNPxTvQ28l0j1udFiXh3I8HxcF68DHJNizZUx1ymRuzgRcIu7RsIucuZiQY_FAo2eUI7rHGnfv5kq2izz-5y69ReySbkp3o7Q6COMbVfYlhUMmIF8czfkUUHqhJ4wyIKngMsXk1XT8cgHs27sOEofLMS1rrgrQ/s565/IMG_5140_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="424" data-original-width="565" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8fzHdjYowhVsolUArQfCJmo2Ax35R8dNPxTvQ28l0j1udFiXh3I8HxcF68DHJNizZUx1ymRuzgRcIu7RsIucuZiQY_FAo2eUI7rHGnfv5kq2izz-5y69ReySbkp3o7Q6COMbVfYlhUMmIF8czfkUUHqhJ4wyIKngMsXk1XT8cgHs27sOEofLMS1rrgrQ/s320/IMG_5140_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Dziwne ze jej sie wasy nie stopily ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Szkoda, ze te sielanke przy ogniu trzeba bylo przerwac zeby szykowac sie na kolejny tydzien szkoly i pracy. Chociaz... Potworki znow mialy ten tydzien taki "porozrywany", szczegolnie Bi...<br /></p><p>Jak napisalam wyzej, w nocy z niedzieli na poniedzialek temperatura solidnie spadla i mielismy porzadny przymrozek oraz wszystkie powierzchnie przykryte szronem. Panna Bi oczywiscie pomaszerowala w zwyklej polarowej bluzie, pomimo moich sugestii, ze przydaloby sie jednak cos cieplejszego... Dobrze, ze autobus tym razem przyjechal i to tak mniej wiecej o czasie. Wrocilam do domu, zbudzilam Kokusia, wyszykowalismy sie i poszlismy na przystanek. Syn na szczescie, bez szemrania zalozyl bluzke z dlugim rekawkiem oraz kurtko - bluze. A jego autobus podjechal niemal natychmiast kiedy doszlismy, wiec nawet sie nie naczekal. Wrocilam do chalupy, a za mna kiciul, ktory spedzil caly ranek na podworku, ale najwyrazniej uznal, ze wystarczy juz tego zimna. W domu tylko zjadl, po czym ulozyl sie na swojej wiezy i przez reszte ranka sie stamtad nie ruszyl. ;) Ja z kolei przewietrzylam sypialnie, poskladalam w koncu sobotnie pranie, wstawilam kolejne, jak rowniez zmywarke, wypilam kawe i pojechalam do pracy. Nie na dlugo jednak, bo Potworki mialy skrocone lekcje, a ze teraz Nika odbieramy osobiscie, wiec musialam po niego jechac. Jak na zlosc, lekcje skrocone byly jeszcze bardziej niz zwykle, bo Mlodszy konczyl juz o 12:30, a Bi juz rowniutko w poludnie. Ona jednak na szczescie jezdzi autobusem, wiec nikomu nie utrudnilo to zycia. ;) Odebralam kawalera i wrocilismy do domu. Ja na... 45 minut, bo musialam wrocic w to samo miejsce, czyli do jego szkoly, na wywiadowki. Tym razem rozdzielono je na osobne z matematyki i osobne z angielskiego. Za to w szkolnej bibliotece rozlozono kawe i ciasteczka dla rodzicow, wiec z checia skorzystalam. Pierwsze spotkanie mialam z pania od angielskiego i tu Nik niestety nie zablysl. Wlasciwie pani nie bardzo byla w stanie wyjasnic mi co "dolega" Kokusiowemu pisaniu, oprocz tego, ze nie korzysta ze zbyt wielu zrodel, wiec potem ciezko mu dawac dobre przyklady i argumenty. Nie wiem co o tym myslec, bo jak dla mnie, to umiejetnosc korzystania ze zrodel nabiera sie z wiekiem, a 10-latkowi raczej trzeba w tym lekko pomoc. Ogolnie, miedzy wierszami, wyczytalam ze owa pani nie za bardzo Nika lubi, co jest dosc dziwne, bo to jest zwykle naprawde ulozone, uprzejme dziecko i wiekszosc nauczycieli pieje z zachwytu nad jego zachowaniem... Zreszta, ta antypatia, jak to bywa, jest wzajemna, bo i Mlodszy twierdzi, ze tej pani nie znosi, choc przyznal tez, ze tematy wypracowan mu w minionym trymestrze nie podpasowaly i ze w tej klasie ma spora grupe kolegow i gadaja. Super... :/ Nik to zdecydowanie gadula, a jak jeszcze dobierze sie z kilkoma rozrabiakami, to moge sobie wyobrazic co taka banda potrafi wyczyniac. A wiadomo, ze nauczyciele nie przepadaja za glosnymi, przeszkadzajacymi uczniami... Ta pani przy okazji wydaje sie dosc mloda, wiec moze nie nabrala jeszcze wprawy z ogarnieciem "trudniejszej" grupy... Po rozmowie z pania od angielskiego, przeszlam zaraz do sali obok, do matematyczki. I tu juz zupelnie inna rozmowa. Wiecie, po trudnosciach Bi na zaawansowanej matematyce i w zeszlym roku i w tym, obawialam sie jak to bedzie z Kokusiem. Zawsze bowiem wydawalo mi sie, ze to Starsza miala taki "matematyczny" mozg, zas Nik jest raczej wygadany, swietnie radzi sobie z pisownia i ma rewelacyjna pamiec. W dodatku jest niemozliwie roztrzepany i wiecznie sie spieszy, wiec traci punkty na glupich bledach. ;) Tymczasem, przynajmniej narazie, na zaawansowanej matematyce radzi sobie rewelacyjnie. W jego szkole nadal nie ma "oficjalnych" ocen, ale pani ocenia go w tym trymestrze na pogranicze spelnienia wymogow i przekroczenia kryteriow dla tego trymestru. Co do zachowania w czasie lekcji rowniez nie ma zarzutow. Podobno dzieciaki czesto pracuja w grupach, a wtedy wiadomo, ze nawiazuja sie rozmowy. Pani twierdzi jednak, ze po przypomnieniu, ze konwersacja ma dotyczyc matematyki, Nik grzecznie wraca do zadania. Szkoda, ze nie moglam porozmawiac z pozostalymi nauczycielami Kokusia, ale po tych diametralnie roznych spotkaniach wnioskuje, ze pani od angielskiego oraz Nik sie po prostu nie lubia i pewnie to dobrze, ze tu co roku nauczyciele sie zmieniaja. Zreszta, Mlodszy za rok przechodzi do nowej szkoly, co da mu szanse zaczac z czysta karta i moze trafi na kogos z bardziej pasujaca mu osobowoscia. Choc oczywiscie odbylam z nim rozmowe, ze jego sympatia czy antypatia w stosunku do nauczyciela, nie moze sie odbijac na wynikach w nauce. Czy pania lubi czy nie, ma wykonywac zadania jak najlepiej, zwracac uwage na poprawki, nie gadac i nie przeszkadzac. Czy poslucha zobaczymy w marcu. ;) Po wywiadowkach wrocilam do chalupy i dzieciaki zrobily sobie domowe pizze.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqqQORkhjkrazj_1YNoi61IJrV8Nzt97u63QSQyDnw6Am5hPlyxEnPpDhUfaG3hfNUTxzqu1r7rVKuAd1QcMvbpxSd4KmRaiTsVwfKwc9Qz4yZaJ4cCCDoMS0a0PHzw0FHjX6TWXOILh8iQOCOij7A1Ym02UFKPu7OLWqsYtggtl7F5WngxMIaiuIcUfM/s571/IMG_5144_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="571" data-original-width="429" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqqQORkhjkrazj_1YNoi61IJrV8Nzt97u63QSQyDnw6Am5hPlyxEnPpDhUfaG3hfNUTxzqu1r7rVKuAd1QcMvbpxSd4KmRaiTsVwfKwc9Qz4yZaJ4cCCDoMS0a0PHzw0FHjX6TWXOILh8iQOCOij7A1Ym02UFKPu7OLWqsYtggtl7F5WngxMIaiuIcUfM/s320/IMG_5144_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi znienawidzila ostatnio pilke nozna, ale pilkarskie koszulki sa dla niej nadal najwygodniejsze</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Konczyli lekcje wczesniej, a oczywiscie zagonic ich do odrabiania pracy domowej, to byla wyzsza szkola jazdy. Zadne nie skonczylo przed basenem, a przeciez trening zaczyna sie o 18:30, wiec dosc pozno. Nik w ogole zaczal sie buntowac, ze on chce na basen chodzic tylko w srody i czwartki. Dlaczego akurat <i>tak</i>, nie wiadomo. ;) W kazdym razie, nie z M. takie numery. Solidnie syna opierniczyl i powiedzial ze albo jezdzi na treningi, albo go wypisujemy. Nik rezygnowac nie chce, ale lubi sobie pomarudzic i wymyslac wlasnie, ze tego dnia <i>tak</i>, innego <i>nie</i>, a tym razem mu sie nie chce, itd. W koncu wiec M. z Potworkami pojechali, a ja rozsiadlam sie przed kominkiem, bo mielismy reszte drewna z poprzedniego dnia i malzonek znow napalil. Chcialam sie porzadnie rozgrzac, bo niestety, ale moje przeziebienie, zamiast przechodzic, to coraz bardziej sie rozkrecalo. Tego dnia lecialo mi z nosa niczym z kranu. W dodatku caly czas mnie w nim krecilo jak na kichanie, ktore jednak nie nadchodzilo, ale za to tak swedzialo, ze lzy ciekly mi ciurkiem z oczu. Kinola w jeden dzien obtarlam sobie niemal do krwi i ogolnie wygladalam niczym kupka nieszczescia. :) W poniedzialek dostalam tez wiadomosc od trenera koszykowki Kokusia, bo za dwa tygodnie beda zaczynac treningi. Wiekszosc sportow przy zapisie ma od razu zaznaczone, w ktore dni beda sie odbywaly zajecia. Niestety, nie pilka nozna i nie koszykowka, bo dopiero kiedy zobacza ile im sie uda zebrac zespolow rekreacyjnych, trenerzy zaczynaja rezerwowac boiska lub sale gimnastyczne. Czasem uda im sie idealnie wstrzelic w dzien, ktory z niczym nie koliduje, a czasem... jest kicha. ;) Tym razem treningi maja byc we wtorki. Koliduje to troche z druzyna plywacka, ale ta ma treningi 4 razy w tygodniu, wiec jeden opuszczony to nie problem. Poza tym, akurat we wtorek trening na basenie jest dopiero o 18:45, wiec to najlepszy dzien na zrobienie sobie przerwy. ;) W tym roku jednak, wtorek jest dosc mocno problematyczny, bo wlasnie tego dnia klub narciarski ma miec wyjazdy na stok. Wyglada wiec, ze Nik w styczniu nie zawita na zaden trening koszykowki. Co prawda zostaja jeszcze mecze, ale treningi tez sa potrzebne. Sezon trwa jakies 8-9 tygodni, wiec 5 opuszczonych to wiekszosc. ;) Jakby malo bylo kolidujacych ze soba zajec, to trener plywania przyslal grafik zawodow na te zime. Od czasu kornaswirusa, wiele okolicznych basenow nie chcialo wpuszczac obcych grup. W rezultacie, w pierwszym pandemicznym roku nie bylo zawodow w ogole, a potem dwa lata pod rzad byly tylko 2-3 i nie organizowali mistrzostw. Rok temu w koncu mistrzostwa sie odbyly, ale zawodow nadal bylo tylko trzy. W tym roku wszystko wraca do normy, czyli bedzie 5 zawodow oraz mistrzostwa. Nik na mysl o zawodach ma panike w oczach, ale Bi (poki co) twierdzi, ze chce plynac we wszystkich. A to oznacza, ze bedzie zonglerka miedzy zawodami, a meczami koszykowki. No nie moze byc za latwo. :D<br /></p><p>We wtorek rano bylo cieplej bo az 0 stopni. ;) Autobus Bi wpedzil mnie w lekka panike, bo przyjechal dopiero o 7:22. Juz zbieralam sie zeby zadzwonic do firmy przewozowej. :O Po odjezdzie panny, pobieglam do domu i obudzilam spiacego krolewicza, ktory jak zwykle wstal lewa noga i zamiast przywitac sie z matka, to zaczal pretensjami, ze przestawilam mu swiatelko w lampce nocnej. Poranny gburek. :D W dodatku o 7:50, kiedy zwykle zbieramy sie do wyjscia, slysze, a on dopiero zaczyna myc zeby! Zawolalam, ze przeciez juz czas wychodzic, to tylko przeplukal buzie i zbiegl na dol. Zebiszcza pozostaly niedomyte... Jego autobus na szczescie przyjechal normalnie, a kiedy odjechal, wrocilam do chalupy na spokojny ranek. Tego dnia nie planowalam jechac do pracy, wiec pomalu i na spokojnie mylam kuchenke, lazienke na dole, wstawilam pranie, itd. Co prawda Nik konczyl ponownie juz o 12:30, wiec zaraz po 12 musialam po niego jechac, ale i tak sporo udalo mi sie zrobic i jeszcze posiedziec spokojnie z kawa. :) Zajechalismy po drodze po kawe oraz pizze, bo tego dnia nie musielismy sie spieszyc. Kiedy dojechalismy, w domu czekala juz Bi. Dwie godziny pozniej dojechal M., przywozac ze soba "chinczyka". Mielismy wiec tego dnia niezla wyzerke. :) Dzieciaki snuly sie troche znudzone, ale do lekcji musialam ich zaganiac z przypominaniem co kilkanascie minut. Trening na basenie byl tego dnia dopiero o 18:45 i juz poprzedniego dnia M. poszedl z Kokusiem na kompromis i zgodzil sie zeby syn sobie ten dzien odpuscil. Co prawda liczylam, ze kiedy zobaczy, ze Bi jedzie, to zmieni zdanie, ale zaparl sie, ze <i>tata powiedzial</i>, ze we wtorki nie musi, wiec nie jedzie. ;) Za to Starsza twardo chciala jechac, wiec malzonek troche ciezko wzdychajac zebral sie na silownie, mimo ze proponowalam, ze moge z corka pojechac. Coz, dla mnie to nawet lepiej. ;) Wstawilam zmywarke, spakowalam sniadaniowki i przygotowalam ubrania na kolejny dzien. Zagonilam tez Kokusia do pocwiczenia gry na skrzypcach. Zmienil nam sie grafik i jak wczesniej trabke cwiczyl w poniedzialki, a skrzypce w srody, tak teraz w te dni ma basen i jest malo czasu. Trabka mi w niedziele wyleciala z glowy, bo jeszcze sie nie przyzwyczailam, ale na szczescie pamietalam chociaz o skrzypkach, skoro Mlodszy byl w domu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkeNl748JlS3PNw2cYAnF3vrP_WKaLt0iZ5bZWhsN1XcNPus-N13CaRwH7d-MIbik2z-ZXLlWzA1EweBNbzRzJnEVaRO7nPobmpHw70Xd7qaXBXUxr6RJj1nJIN7an2iZlr1ueiNY4wA_QfSOBu8-_feqeWCc_V8_8y622-VemOSL8b31NITR8NnVC73Y/s539/IMG_5148_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="405" data-original-width="539" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkeNl748JlS3PNw2cYAnF3vrP_WKaLt0iZ5bZWhsN1XcNPus-N13CaRwH7d-MIbik2z-ZXLlWzA1EweBNbzRzJnEVaRO7nPobmpHw70Xd7qaXBXUxr6RJj1nJIN7an2iZlr1ueiNY4wA_QfSOBu8-_feqeWCc_V8_8y622-VemOSL8b31NITR8NnVC73Y/s320/IMG_5148_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kolejny milosnik pilkarskich koszulek; ta jest sprzed dwoch lat, a nadal pasuje ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Kiedy Bi z M. wrocili czas byl wlasciwie tylko na szybka kolacje i trzeba bylo szykowac sie pomalu do spania. Tego dnia, po kryzysie poprzedniego, czulam sie juz znacznie lepiej i z nosa niemal przestalo mi kapac. Jedyne co, to sluzowke gardla mialam strasznie wyschnieta i od czasu do czasu zaczynala mnie tak drapac i swedziec, ze oczy znow lzawily i nawet picie wody za bardzo nie pomagalo. Jedynie miodowo - cytrynowe cukierki na gardlo troche to lagodzily. No ale najwazniejsze, ze wszystko wydawalo sie isc ku lepszemu.<br /></p><p>Sroda znow przywitala nas przymrozkiem (-2 stopnie), choc po poludniu temperatura miala sie podniesc do 11 stopni. Bi najwyrazniej sie czegos uczy, bo rano na polarowa bluze zalozyla jeszcze puchowa kamizelke. ;) Tego dnia jednak nie miala czasu zmarznac, bo autobus podjechal juz o 7:09. ;) Panna akurat dochodzila na przystanek i musiala nawet kawaleczek podbiec. Jej kolezanki jeszcze nie bylo, wiec szybko wyslalam sms'a do jej taty, ze wlasnie przyjechal autobus. Na szczescie, zamiast zawracac, robi on koleczko przez druga czesc osiedla, wiec zlapali go zanim z niego wyjechal. Wrocilam do domu, gdzie Nik juz jakims cudem nie spal. Ogarnelam wiec syna i zjadlam w koncu sama sniadanie, po czym poszlismy na przystanek. Autobus podjechal w miare szybko i Mlodszy pojechal w koncu na pelny dzien szkoly. :) Ja wrocilam znow do domu, gdzie wstawilam pranie, przewietrzylam sypialnie, nakarmilam Oreo - no takie codzienne czynnosci. Potem pojechalam do pracy i... smuteczek. Kolezanka, ktora zastanawiala sie czy odejsc, jednak podjela te decyzje. Zostawila biurko puste i posprzatane. Szkoda, bo takiej i fajnej i kompetentnej osoby mozemy juz nie znalezc... :( Podobnie jak w poniedzialek, i teraz dlugo w pracy nie posiedzialam, bo choc Nik mial juz normalny dzien, to Bi nadal skrocone lekcje, a na dodatek mialam u niej wywiadowke. Zaraz po 12 pojechalam wiec do domu, a wkrotce potem dojechala corka. Chwycilysmy tylko szybka przekaske, a panna zaczela odrabiac lekcje, bo znow miala sporo zadane i na 14:05 pojechalysmy do jej szkoly. W zasadzie to spotkanie nie powinno sie w ogole nazywac "wywiadowka", bo kompletnie nie dotyczy obecnych wynikow w nauce. Zreszta, trymestr konczy sie dopiero za 1.5 tygodnia, a raporty zostana rozeslane za kolejny tydzien, wiec nie ma czego omawiac. Nie wiem nawet czy owo spotkanie jest obowiazkowe i czy za rok zapisze na nie Potworki. Wlasciwie byla to prezentacja przygotowana przez Bi, w ktorej miala zaznaczyc swoje mocne strony i slabsze i tym podobne pierdolki. Nie bylo nawet wgladu w oceny, choc przyznaje, ze te mozna sobie podejrzec w kazdej chwili na specjalnej stronce, na ktorej ja jednak nadal nie zalozylam konta. :D Po "wywiadowce" pomaszerowalysmy do biblioteki, gdzie zorganizowano <i>scavenger hunt</i>, czyli cos na kszalt poszukiwania skarbow. Tyle, ze zamiast "skarbow", dostawalo sie zagadki polegajace na odgadniecia miejsca w szkole. Po odnalezieniu kazdego trzeba bylo zrobic zdjecie i wrocic do biblioteki, gdzie dostawalo sie kolejna wskazowke. Cala zabawa miala chyba na celu zachecenie dzieciakow do pokazania rodzicom odrobiny szkoly. Budynek jest ogromny, wiec troche sie nabiegalysmy od biblioteki na drugie jej krance. Przynajmniej mialam moja dzienna porcje ruchu. :D Do pokazania byly miedzy innymi szafka dziecka (slynne hamerykanckie <i>lockers</i>, choc jakos mniejsze niz na filmach :D):</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: x-small;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNKVBE00wIu4EEFyttUKHKyre3Iu1zp75cJwtKPQ0jcg4cANjWOEaVfl3px3w6LhymzhmHw0Idd4CG6Tt76Maj81oGn8XRES5gfl35L2Ep5q1TRmtplpSTp2AISHGsSjipTxFucRD9HNxQe43wrFUy3EYxT3X92iQ2B9lTl51O1NcrWTf9ZfDQqMqYyTs/s571/IMG_5154_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="571" data-original-width="429" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNKVBE00wIu4EEFyttUKHKyre3Iu1zp75cJwtKPQ0jcg4cANjWOEaVfl3px3w6LhymzhmHw0Idd4CG6Tt76Maj81oGn8XRES5gfl35L2Ep5q1TRmtplpSTp2AISHGsSjipTxFucRD9HNxQe43wrFUy3EYxT3X92iQ2B9lTl51O1NcrWTf9ZfDQqMqYyTs/s320/IMG_5154_1.jpg" width="240" /></a></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nie wiem czy kiedys pisalam, ale niegdys sama chodzilam przez chwile do <i>high school</i> i te klodki do szafek na kody to byl najwiekszy koszmar; czlowiek sie spieszyl, a to dziadostwo za cholere nie chcialo sie otworzyc :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Stolowka (Bi uparla sie na zdjecie siedzac dokladnie tam, gdzie na kazdym lunchu; okazuje sie, ze stoly w stolowce to jak lawki w klasie - nie zmienia sie ich przez caly rok ;P):</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHP7qggAYxQ9X_5TPQDqzoPpOlzEszUd8fAexWf90zU9jHZyFc7JQwbKEB1e4larqEM6ouCG_FvSu1yo6bIniPnXUpuhgvXBpxjvlrW2tqUTT-NBtkm1bMbE6Ym5ZAU37gveUUWjaRX45jDohNVKx_DGINmJY78agDpJzz0-VHJ1URPQ_1uNULIfYHoic/s601/IMG_5156_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="601" data-original-width="451" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHP7qggAYxQ9X_5TPQDqzoPpOlzEszUd8fAexWf90zU9jHZyFc7JQwbKEB1e4larqEM6ouCG_FvSu1yo6bIniPnXUpuhgvXBpxjvlrW2tqUTT-NBtkm1bMbE6Ym5ZAU37gveUUWjaRX45jDohNVKx_DGINmJY78agDpJzz0-VHJ1URPQ_1uNULIfYHoic/s320/IMG_5156_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Stolowka niewielka jak na ponad 700 uczniow (po prawej stronie od Bi jest jeszcze kilka stolikow), ale dlatego sa podzieleni na grupy i kazda je lunch o innej godzinie</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Oprocz tego sekretariat i pare innych miejsc. Na koniec kazdej powracajacej rodzinie robiono zdjecie (nie wiem po co) i dzieciaki mogly wziac po pare batonikow lub cukierkow z miski. Bi cala byla szczesliwa z tej zabawy, a ja, po trzech wizytach w jej szkole, nadal kompletnie sie tam gubie. Dobrze, ze mialam przewodniczke. ;) Po wizycie w szkole, pojechalysmy do optyka, bo moje nowe okulary byly gotowe do odebrania. Niestety, pan dopasowujacy ramki mial spore opoznienie i kolejke czekajacych, wiec wzielam patrzalki, ale postanowilam podjechac na dopasowanie kolejnego dnia. I w sumie dobrze, bo po noszeniu okularow przez te kilka godzin, mam pare pytan. Narazie czuje sie jakbym patrzyla na swiat przez akwarium i kreci mi sie lekko w glowie, mimo ze niby wada zmienila mi sie tylko minimalnie. To jednak bylo do przewidzenia. Zauwazylam jednak, ze przez prawe oko widze idealnie, za to przez lewe obraz mam nadal delikatnie zamazany. Kiedy patrze gdzies daleko, ta roznica jest niemal niezauwazalna. Gdy jednak patrze blizej, jak w telefon, to denerwuje. Niech sprawdza czy ktos nie pomylil szkiel albo cos... :/ Po odebraniu okularow, podjechalam jeszcze z Bi do biblioteki, juz z gory szykujac sie na dluuugie czekanie. Ona buszowala miedzy regalami dla siebie, a ja, z braku innego zajecia, szukalam czegos dla Kokusia. Konczymy serie, ktora czytamy razem i kawaler nie ma pojecia co chcialby czytac nastepne. Szukalam wiec jakiejs "nowej" serii, ktora moglaby byc dla niego interesujaca. Po powrocie do chalupy to juz obiad, praca domowa dzieciakow, a potem towarzystwo zabralo sie na basen. Musze przyznac, ze zaleta ich jezdzenia z M. jest to, ze nie daje im marudzic i wymyslac. Ja jestem jednak za <i>mientka </i>i potem wlasnie mi Nik cuduje, ze mu sie nie chce, a tego dnia chcialby opuscic i takie tam. ;) U malzonka jest krotka pilka - jedziesz, albo cie wypisujemy. No i taka mekola jak Nik, z fochem i lzami w oczach, ale jedzie. :D Ja mialam godzinke dla siebie, choc spedzilam ja malo produktywnie, bo dalej przyzwyczajalam sie do nowych okularow i krecilo mi sie w glowie. ;)<br /></p><p>W czwartek oba Potworki pojechaly do szkoly na caly dzien. W koncu. :) Ja za to nie planowalam jechac do pracy, ale zajac sie troche domem. Rano odprowadzilam na przystanek Bi i mialysmy mini zawal, bo nikogo na nim nie bylo, wiec wystraszylysmy sie, ze autobus juz odjechal. Po chwili jednak doszedl chlopiec z drugiej czesci osiedla. W ktoryms momencie Starsza zaczela do mnie goraczkowo machac i nawolywac. Okazalo sie, ze zapomniala telefonu. Czekal mnie wiec sprint do domu i spowrotem. Przynajmniej poranna gimnastyka zaliczona. :D Autobus znow przyjechal dosc szybko, bo o 7:12, a kolezanka Starszej nie dotarla. Napisalam do jej taty, ale dopiero pozniej odpisal, ze panna nie byla gotowa na czas i musial ja zawiezc do szkoly. Ja wrocilam do domu i za moment budzilam Kokusia, po czym czekal mnie kolejny marsz na przystanek. Kiedy syn odjechal, najpierw zapodalam sobie poranna kawke. Bez tego ani rusz. :) Nie robilam w sumie nic wielkiego, ale jak to bywa, dzien w domu uplynal blyskawicznie. Nakarmilam kiciula, wstawilam zmywarke, poskladalam pranie, a ze zrobil sie naprawde piekny dzien (po poludniu stuknelo 18 stopni; w polowie listopada!), to zabralam Maye na spacer. </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjqLsBAiEqX7yoed8kqDWwcsto8D12na-kTGyphU11IRxldXX2yL-qe9nIW5I1_Dwc_mFX_DLxnd6WwnF5DvsOpu4x6I9IePgg_klcQkv1yLBEyWlt_8XpvXK6hNf4eM7yMxG2OQO_eM_e4SnsOTxWmzASohXrYayw5D-SIT2aKV3lJ8uwHGonZFym7oc/s481/IMG_5164_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="481" data-original-width="361" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjqLsBAiEqX7yoed8kqDWwcsto8D12na-kTGyphU11IRxldXX2yL-qe9nIW5I1_Dwc_mFX_DLxnd6WwnF5DvsOpu4x6I9IePgg_klcQkv1yLBEyWlt_8XpvXK6hNf4eM7yMxG2OQO_eM_e4SnsOTxWmzASohXrYayw5D-SIT2aKV3lJ8uwHGonZFym7oc/s320/IMG_5164_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jak widac, nadal czekamy na ponowna zbiorke lisci</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Korzystajac z niesamowitej pogody, poszlam tez zrobic ostatnie porzadki w warzywniku. Tak jak podejrzewalam, wystarczyly pierwsze przymrozki, zeby papryki oraz baklazany padly. Wyrwalam zwiedle wiechcie, wyjelam tyczki, a potem zaczelam przekopywac czesc, gdzie rosly cukinie. Mialam podejrzenie co mi je w tym roku kompletnie zamordowalo, ale zeby miec pewnosc, musialam znalezc w ziemi larwy. Niestety, kopalam, grzebalam malymi grabkami i... nic. Znalazlam gasiennice oraz inna poczwarke, ale to nie <i>to</i>, czego szukalam.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFOAIYcRIxqWxrBLbMLyfGhX0mMjBem1NRtVWEe-gIEIS45s8hgYuWFfBwhlT4uZTml1EI0X_n4Xku1NMK_hyphenhyphenO7tpwwcoEZ0HdUlqd9Yzx9-jJYgOuueIqOF6yAR7kLiCIFAw8kE9n8AzFu22GLAIOJMybViOxccwXtwpevJv5ldLJ9itEnCB00WB3agI/s719/IMG_5166_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="719" data-original-width="539" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFOAIYcRIxqWxrBLbMLyfGhX0mMjBem1NRtVWEe-gIEIS45s8hgYuWFfBwhlT4uZTml1EI0X_n4Xku1NMK_hyphenhyphenO7tpwwcoEZ0HdUlqd9Yzx9-jJYgOuueIqOF6yAR7kLiCIFAw8kE9n8AzFu22GLAIOJMybViOxccwXtwpevJv5ldLJ9itEnCB00WB3agI/s320/IMG_5166_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Poszukiwalam znacznie wiekszych i rdzawych w kolorze</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Zwatpilam teraz lekko, ale mysle, ze na wiosne znow sprobuje ta czesc przekopac i zobacze czy cos znajde... :/ Tego dnia Bi zostawala na dodatkowej matematyce, wiec musialam ja odebrac. Od jej szkoly jest tylko kawaleczek do optyka, wiec podjechalam zeby dopasowali mi okulary. Poprawili to jak siedza mi na nosie, ale niestety, okazalo sie, ze to lewe szklo jest takie dziwne, bo zwiekszyla mi sie wada do patrzenia w dal. W rezultacie, kiedy patrze na cos blizej, jak w telefon czy komputer, mam gorsza ostrosc, mimo ze teoretycznie do tego tez powinny byc "minusy". Dowiedzialam sie jednak, ze do 30 dni przysluguje mi darmowa wymiana, wiec musze zobaczyc czy to oko sie przyzwyczai, a jesli nie, to wrocic do poprzedniej korekty. Od optyka pojechalysmy z Bi prosto do glownej filii biblioteki, bo dzieciaki strasznie chcialy obejrzec pierwsza czesc Piratow z Karaibow. Mialysmy tylko wejsc, chwycic plyte i wyjsc, bo Starsza miala sporo zadane, a na 18:30 znow basen. Oczywiscie skoro my sie spieszylysmy, to jak na zlosc nie moglysmy tego filmu znalezc. Wedlug katalogu mial byc na polce, ale oczywiscie go nie bylo. Poniewaz filmy byly podzielone na rozne kategorie, przeszukalysmy caly regal kilka razy, bez skutku. Poszlysmy wiec zapytac sie pracujacej tam pani. Ona sprawdzila ich wewnetrzny katalog, potwierdzila, ze plyta powinna byc i poszla z nami szukac na tych samych polkach. Rzecz jasna, rowniez nie znalazla. ;) Zeszla do recepcji zeby zobaczyc czy nie ma jej w dopiero co oddanych rzeczach, ktore jeszcze nie wrocily na miejsce. Po drodze zgarnela kolejne dwie pracownice do szukania. Zaczelam mowic, ze nie trzeba, ze az tak nam ta plyta nie jest potrzebna zeby angazowac cala biblioteke do szukania... Pani jednak odpowiedziala, ze teraz to im nie daloby spokoju, bo skoro katalog mowi, ze plyta <i>jest</i>, to gdzies musi byc. :D W koncu poszlysmy na dzial dzieciecy zeby sprawdzic czy przypadkiem tam sie nie zaplatala, ale nie. I juz dziekowalam i przepraszalam za klopot, mowiac ze trudno; nie ma to nie ma i kierowalam sie do wyjscia, kiedy... z dzialu dla doroslych, przybiegla inna pani, niosac zgube. ;) Podobno znalazla ja w jakims schowku. Teraz ciekawe czy plyta w ogole bedzie odbierac. Wiele jest porysowanych i przeskakuje lub sie zawiesza. Mam obawy, ze ta tez ktos schowal, bo zle odbierala, ale zapomnial zdjac z katalogu. ;) Wrocilysmy do chalupy i Bi odrabiala lekcje jedzac obiad. Na szczescie, mimo ze przezywala, ze tyyyle ma zadane, uwinela sie w pol godziny. W bibliotece cos tam marudzila, ze boli ja kolano i spodziewalam sie, ze to preludium do opuszczenia treningu, ale jednak nie. ;) Poniewaz dla M. byl to czwarty pod rzad dzien na silowni, wiec sam juz dopytywal Bi czy na pewno chce jechac, bo dla niej byl to rowniez czwarty dzien basenu. Panna jednak twardo odpowiedziala, ze jedzie. No to pojechali, a ja wzielam prysznic, a pozniej mialam chwile na kawe w ciszy i spokoju. Towarzystwo wrocilo i Potworki byly calkiem zadowolone, bo o ile poprzedniego dnia trening prowadzil glowny trener i dal im niezly wycisk, tak w czwartek byl juz jakis inny instruktor i mieli spokojniejsze cwiczenia. A teraz czekala ich 3-dniowa przerwa od plywania. ;) Wieczor uplyna spokojnie, poza elementami sensacji, wprowadzonymi przez... Oreo. Mimo pieknej pogody, kiciul wyszedl tylko rano, a kiedy wrocilam do chalupy po odprowadzeniu na przystanek Kokusia, przylecial za mna, zjadl i spedzil wiekszosc dnia drzemiac na swojej wiezy. Kiedy kopalam w ogrodku, rozdarla sie pod drzwiami, bo jakto zeby pani z psem spedzali czas na powietrzu bez asysty kota?! :D Mialam wiec niezle "towarzystwo", bo Maya przynosila i rzucala mi w pod nogi pileczke, zas kot wpadal w ta swiezo rozkopana ziemie i zawziecie w niej kopal, tarzal sie i wyczynial jakies cuda. Poniewaz ma biale lapki oraz brzuch, mozecie sie domyslic jak wygladala. ;) Kiedy jednak pozniej wrocilam do domu, za chwile i ona przybiegla, wskoczyla na wieze i drzemala tam cale popoludnie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhb8Ymdfx7lsA7OR13NRc8BSfIVM6L-4nDXrklYpQxfKdXqn4K5usJfg2cFKW74q_S4yi_2ieQqP-_NS0rTNz8X-Yb1dodfMoKrRo_OrX1G3Pg-Z1Ik3aizxVMRhSltxd_zekijUu6MNrgmevd5eCUnHWi9Sb4w_1r3j3k_LyJ2J1ofi24NJ_6of0gW6gE/s589/IMG_5167_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="589" data-original-width="442" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhb8Ymdfx7lsA7OR13NRc8BSfIVM6L-4nDXrklYpQxfKdXqn4K5usJfg2cFKW74q_S4yi_2ieQqP-_NS0rTNz8X-Yb1dodfMoKrRo_OrX1G3Pg-Z1Ik3aizxVMRhSltxd_zekijUu6MNrgmevd5eCUnHWi9Sb4w_1r3j3k_LyJ2J1ofi24NJ_6of0gW6gE/s320/IMG_5167_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Wielka doopa zaraz wypadnie z hamaczka ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Malzonek wypuscil ja kiedy wszyscy zjechalismy do domu, wrocila jak pojechali na basen (jakby wiedziala, ze bedzie miala cisze i spokoj :D), zdrzemnela sie i rozpoczela jazgot pod drzwiami. No to ja wypuscilam i... tyle ja widzialam. Zrobila sie 20, 21, 22... Klade sie o 23, wiec pol godziny wczesniej zaczelam ja nawolywac, ale bez skutku. Doslownie co 10 minut wychodzilam na tyl, a pozniej na przod domu i wolalam uparte stworzenie. Dochodzila 23 i zaczelam sie powaznie zastanawiac co zrobie jak nie wroci. Tego dnia nie mialo byc przymrozku, ale +2 stopnie, to tez niewiele zeby kota zostawic na dworze na cala noc... Juz mialam zalozyc kurtke i przejsc sie naokolo domu ostatni raz, ale na szczescie sama pojawila sie pod drzwiami, wiec tym razem jej sie upieklo. ;)<br /></p><p>Kolejny dzien, czyli piatek i kolejne "przygody" z autobusem Bi. Tym razem przyjechal dopiero o 7:24. Wlasnie wykrecalam numer do firmy przewozowej. Tata kolezaki Bi powiedzial, ze zdazyl tam zadzwonic i powiedzieli mu, ze autobus ma 7 minut opoznienia. Ok, ale czlowiek wolalby wiedziec cos takiego z wyprzedzeniem, a nie sterczec tam i zastanawiac sie o ktorej dojedzie. Nie mowiac juz o tym, ze zrobila sie taka pora, ze musialam popedzic kurcgalopkiem do domu, zeby ogarnac na czas Kokusia. Ten na szczescie juz nie spal, ale musial sie akurat obudzic, bo siedzial zaspany na lozku, a kiedy wykrzyknelam, ze musi sie spieszyc, bo mamy lekkie opoznienie, strzelil focha. :D Jego autobus na szczescie dojechal na czas. Ogarnelam gary ze zlewu, podlalam kwiatki bo juz wrecz blagaly o wode i nakarmilam kiciula, ktory wyszedl razem z Bi, a wrocil ze mna kiedy odprowadzilam Nika. Potem kot ulozyl sie na swoim zwyklym miejscu i juz tam pozostal. Dziwne to stworzenie. Kiedy mamy piekna pogode, woli spac w chalupie. A jak mamy przymrozek i ziebi dupke, to spedza wiekszosc dnia na zewnatrz. A podobno koty to piecuchy... :D Pojechalam do pracy, gdzie mialam przyjemnosc wpasc na kolezanke - Chinke. Przynajmniej jakas oznaka zycia, w naszym "wymarlym" biurze. ;) Strasznie utyskiwala, ze musi leciec do Chin, ze ludzie ktorzy tam pracuja to nieodpowiedzialni gowniarze, ktorych trzeba prowadzic za raczke, itd. Kurcze, ciesz sie, kobieto, bo jako jedyna masz chyba aktualnie normalnie placone i do Chin lecisz sobie za firmowe pieniadze, a przy okazji odwiedzisz rodzine... Z pracy wyszlam juz o 14 i pojechalam po spozywke. Po powrocie do domu i rozpakowaniu toreb, czekal mnie juz spokojny wieczor z malzonkiem, ktory byl caly szczesliwy, ze moze odpoczac od silowni. :D Nik przyniosl ze szkoly zdjecia. Bi swoje dostala juz chyba z tydzien temu. Zastanawiam sie <i>za co</i> ja place tyle kasy. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiypfOgJF01d8vkfvHBtkN1b_tkFVL2KjzgboICmdD42TMYgynuTT6smi6bNB0B_Pnt8YQ8ZrvViA-I9fO_8iZaqHoGgJfTXPFbnMSO0vU4I6O8gya-7bRtrQPYamHl7yxqGK19S72awB19r4BBbYICG1YbDBqENqCANT1IFEfqRJPsaCGTSXocXyDtbUw/s601/IMG_5163_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="601" data-original-width="451" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiypfOgJF01d8vkfvHBtkN1b_tkFVL2KjzgboICmdD42TMYgynuTT6smi6bNB0B_Pnt8YQ8ZrvViA-I9fO_8iZaqHoGgJfTXPFbnMSO0vU4I6O8gya-7bRtrQPYamHl7yxqGK19S72awB19r4BBbYICG1YbDBqENqCANT1IFEfqRJPsaCGTSXocXyDtbUw/s320/IMG_5163_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Niby ladne, jednak mam kilka "ale"</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nik wyszedl w sumie bardzo ladnie, ale! No ktos mogl mu kurna powiedziec zeby przeczesal sobie wlosy i przyklepal je z prawej strony! Wyglada jak strach na wroble! Bi za to widac, ze zaszla do lazienki, rozpuscila kudelki i ulozyla je specjalnie. Studio tym razem nie przegapilo zamowienia korekty i wymazalo wszystkie pryszcze i nie byloby sie do czego przyczepic... gdyby nie koloryt. Szkola Kokusia zawsze robi zdjecia na zewnatrz, a Bi w srodku, wiadomo wiec ze beda sie roznic, ale kurcze! Przeciez Starsza ma wlosy jasniutkie jak Kokusia, a na zdjeciu wyszly niemal pomaranczowe. Ma tez duzo jasniejsza karnacje, a oczy niebieskie. Tutaj wygladaja jak piwne. No porazka... Jedyny pozytyw, ze przyszly dosc szybko, bo pamietam rok gdzie dotarly przed samymi Swietami i bylo ryzyko, ze nie dojda przed nimi w ogole. A ja, wiadomo, planowalam jakies upominki ze zdjeciami wnukow w roli glownej. ;) Wracajac do piatku, w sumie spedzilismy czas glownie przed tv. W nocy mial padac deszcz i jako ksiazkowy meteopata czulam jak glowa sama mi opada, a oczy sie zamykaja. Nawet naczyn ze zlewu nie chcialo mi sie wladowac do zmywarki. Za to kiciul, juz niemal tradycyjnie, o godzinie 19 urzadzil wrzask pod drzwiami. No to wypuscilismy go na wieczorne "polowanko". Pisze w cudzyslowiu, bo jeszcze nie udalo jej sie nic zlapac. ;)</p><p>Do przeczytania po naszym Indyku! A dla moich Hamerykanckich czytelnikow:</p><p style="text-align: center;"><span style="color: #ffa400; font-size: large;">Happy Thanksgiving!!!</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: large;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSumJPm6by7zX6lrSa4-TejLWjH14EhVmeBulM4yY-5DIwHSIsHGa7Uyw6dTccnci5FhvGtwbbiKJ4OHSmEj55IOqxWQ9Id18piX9zCaj11ZT8b-Tdj1FDLwujjDqUk5l1Z1mo2uu6PPzXqWHJpbYKewvJLTHUALKTbFUv-0GCNWo5c5SyJcCcBOxHG-I/s500/thanksgiving-memes-2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSumJPm6by7zX6lrSa4-TejLWjH14EhVmeBulM4yY-5DIwHSIsHGa7Uyw6dTccnci5FhvGtwbbiKJ4OHSmEj55IOqxWQ9Id18piX9zCaj11ZT8b-Tdj1FDLwujjDqUk5l1Z1mo2uu6PPzXqWHJpbYKewvJLTHUALKTbFUv-0GCNWo5c5SyJcCcBOxHG-I/s320/thanksgiving-memes-2.jpg" width="320" /></a></span></div><span style="font-size: x-small;"><div style="text-align: center;">Cos jak u nas przy Bozym Narodzeniu, c'nie? :D</div></span><span style="font-size: large;"> </span><br /><p></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-36677024020729259682023-11-10T23:33:00.013-05:002023-11-15T11:36:01.674-05:00Wariackie piatkowe popoludnie, szalona sobota i tydzien bez rutyny<p>Jak napisalam ostatnio, piatek <u>3 listopada</u>, mial malo "relaksacyjne" popoludnie i wieczor. Po pierwsze, Bi miala ostatnie zajecia siatkowki, ale to nic nowego. Niestety, to nie byl koniec. Troche szkoda, ale z tych ostatnich zajec musialam zabrac ja wczesniej.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4one-1DUfR1772fmEQoXo3EwDT6P-zZY3XuuvmmofLKnkgc9jJN8hGtPc447-lfVZjS_G-wT9P8vlpxobNUP9HrlFaSCjMtCtKEtSsV_YTqIylDtbnBoUY2c34niW9v0gaMkBX_5GD1Kpay1duhUY2F7BAjDmAHUUah1-D3vp9I4pcSdy3OFctys1JFA/s592/IMG_5022_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="450" data-original-width="592" height="243" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4one-1DUfR1772fmEQoXo3EwDT6P-zZY3XuuvmmofLKnkgc9jJN8hGtPc447-lfVZjS_G-wT9P8vlpxobNUP9HrlFaSCjMtCtKEtSsV_YTqIylDtbnBoUY2c34niW9v0gaMkBX_5GD1Kpay1duhUY2F7BAjDmAHUUah1-D3vp9I4pcSdy3OFctys1JFA/s320/IMG_5022_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Szkoda, ze to ostatni raz, bo Bi bardzo lubila te zajecia</span><br /></div><div> <p></p><p>Poczatkowo planowalam o 18:30, ale wyszlo blizej 18:40, bo dziewczyny wykonywaly jakies cwiczenie i nie chcialam przerywac w samym jego srodku. W koncu jednak nastapila przerwa, zgarnelam panne i popedzilysmy do domu. Tam tylko szybkie siusiu, zawolac Kokusia, chwycic torebke z upominkiem i pedem do sasiedniej miejscowosci na... przyjecie urodzinowe. Zaczynajace sie o 18:45 (!), wiec i tak bylismy juz spoznieni. Nie powiem zebym szczesliwa byla z takiej pory imprezy i gdyby to byl kto inny, na pewno bym odmowila. Poniewaz jednak to urodziny najlepszej przyjaciolki Bi i przy okazji corki sasiadow, wiec czulam sie niejako zobowiazana do obecnosci. Dodatkowym argumentem "za" byl fakt, ze impreza odbyla sie na lodowisku, a jak wiadomo, Nik uwielbia lyzwy, a i Starsza nie pogardzi. Pozna pora byla zas spowodowana <i>tym</i>, ze solenizantka chciala miec impreze w czasie wieczornej, piatkowej "dyskoteki", kiedy lodowisko rozswietlaja swiatelka. </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhA3uQrAbJ7C_ZKMz0soSfYBPTa0ZVL1IPNzjKp6i-LKpy-LEJvisqfRutNhvreQjME9d3cAhvvVlP6trPPjsD42S8sqCjp0-oG0XObSLV67C_9JhyphenhyphenOugyyoP1aUCWbU3YqHM_xDw9TRpMzQH1DYWy5Iez_XoaiCfg52QJDjzFfHXcg5mrs0pYNUOtYu8Y/s681/IMG_5026_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="511" data-original-width="681" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhA3uQrAbJ7C_ZKMz0soSfYBPTa0ZVL1IPNzjKp6i-LKpy-LEJvisqfRutNhvreQjME9d3cAhvvVlP6trPPjsD42S8sqCjp0-oG0XObSLV67C_9JhyphenhyphenOugyyoP1aUCWbU3YqHM_xDw9TRpMzQH1DYWy5Iez_XoaiCfg52QJDjzFfHXcg5mrs0pYNUOtYu8Y/s320/IMG_5026_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pierwszy raz widze takie "disco" na lodzie :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Musze przyznac, ze to kolejne przyjecie inne niz wszystkie, a ze rodzice tez mogli jezdzic, wiec z radoscia skorzystalam. Niektorzy z mlodocianych gosci, jak Potworki, jezdza na lyzwach od lat, wiec smigali po lodzie scigajac sie i wyglupiajac, inni niestety byli pierwszy raz, wiec probowali swoich sil kurczowo trzymajac sie scianki (niestety, nie bylo "chodzikow"). Wszyscy chyba jednak bawili sie znakomicie.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDa5u_FBudeE557jnSMSfYa47KbJiuOVdYjuhB3pO-EOV41JpDiXswrp-x9PlqLwsZzTO6ZwopBDcbbfZU03FQHlEOGuYbaRwX9ji7IRiaaCMhuHtkNT0w97Lm4t7JhjohDjbXc_Wsm5WtqWB5E-6P3gL7AV0BosGt51eStwSr0PaSZSNuEW2TTNPZddo/s671/IMG_5027_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="671" data-original-width="504" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDa5u_FBudeE557jnSMSfYa47KbJiuOVdYjuhB3pO-EOV41JpDiXswrp-x9PlqLwsZzTO6ZwopBDcbbfZU03FQHlEOGuYbaRwX9ji7IRiaaCMhuHtkNT0w97Lm4t7JhjohDjbXc_Wsm5WtqWB5E-6P3gL7AV0BosGt51eStwSr0PaSZSNuEW2TTNPZddo/s320/IMG_5027_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jesli zastanawiacie sie czy Potworkom nie bylo chlodno w bluzach, pod koniec wiekszosc dzieciakow zaczela rozbierac sie do krotkich rekawkow! :O</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Szkoda, ze na lodowisku bylo ciemnawo i wszysciutkie zdjecia ktore zrobilam, sa zamazane. :/ Po jezdzie nastapil oczywiscie czas na pizze oraz spiewanie <i>happy birthday</i> i tort.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwDnLmnY0SLDxC5X03OEyqX8p3BTE6rkN4bu4d4BTf0C34zLNVRzLs3xWLUeaO9sqvue7B0qtQcUGQ5H2nNoG9vtCeDMqP-mApsUnkJHpaEFkPBorpcRKd8Y-oHWbGfbES-igAm43_eZ_j_FLF0VJKuxbpzMJyfyJeshDWWlXMk7AW_RkM1Yv2U2Syvu4/s675/IMG_5035_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="506" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwDnLmnY0SLDxC5X03OEyqX8p3BTE6rkN4bu4d4BTf0C34zLNVRzLs3xWLUeaO9sqvue7B0qtQcUGQ5H2nNoG9vtCeDMqP-mApsUnkJHpaEFkPBorpcRKd8Y-oHWbGfbES-igAm43_eZ_j_FLF0VJKuxbpzMJyfyJeshDWWlXMk7AW_RkM1Yv2U2Syvu4/s320/IMG_5035_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">To juz pamiatkowe zdjecie ze wszystkimi goscmi</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Czas imprezy byl przewidziany do 21:15, ale na szczescie zaraz po torcie wszyscy zaczeli sie czym predzej zbierac. Nie ma sie co dziwic, bo pora poznawa, a wiekszosc dzieciakow miala jakies sobotnie zajecia. Ostatecznie wyszlismy rowno o 21, choc Bi opozniala jak sie dalo. ;)</p><p>W sobote pierwszy mecz grala Bi; <i>w poludnie</i>, wiec pomyslalby kto, ze moglismy sie wyspac. Gdzie tam. W koncu przyszedl weekend z sucha pogoda, wiec klub sportowy skorzystal i ponownie zaprosil fotografow, zeby porobic zdjecia druzyn, ktorym wczesniej sie to nie udalo. Co prawda zastanawialam sie czy w ogole je zamawiac, bo przeciez nie zarabiam, ale pomyslalam, ze to jednak pamiatka. Te zdjecia robia tylko jesienia, a nie wiem czy od nastepnej Nik nie bedzie w zespole rekreacyjnym, zas Bi, z jej ostatnim "entuzjazmem", nie bedzie grala w ogole, wiec to moze byc ostatnia sesja w tych zespolach. Nie mowiac juz, ze te zdjecia to zawsze od razu pomysl na prezent dla krewnych. Zamowilam Potworkom po najtanszym zestawie z mozliwych, z portretem, grupowym i dwoma magnesami z portretami. Jeden magnes pojdzie na <i>nasza </i>lodowke, a drugi dla ktorychs dziadkow lub wujka. I juz czesc prezentu swiatecznego z glowy. :) Zespol Kokusia mial sesje na 10 rano. Moze nie jakos strasznie wczesnie i moglam pospac do 8, wiec znacznie dluzej niz zwykle, ale i tak organizm domagal sie wiecej. ;) Zespol Bi za to przyjezdzal na zdjecia o 10:30, wiec musialam zabrac od razu oboje. Przynajmniej zrobilam im choc raz wspolne zdjecie, bo caly sezon sie z meczami wymijali. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJx90j04tH0lAKqAq9ox74Fsd8OKeHzH9dza-UMWe46WhwVu2k865SfGDEGvJUur_JojYhL7IjOt1Dn0NPWdU8yt4IzxJ44_Cp5ev0UVB6XheYa6CepzIk7-VGsxLhz1K-LyN8Myz_euLNXVyUJr0CEeK-_X6snMHHPAtYqEk3VmvJLAbhHmvKPYNpIi0/s435/IMG_5052_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="435" data-original-width="326" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJx90j04tH0lAKqAq9ox74Fsd8OKeHzH9dza-UMWe46WhwVu2k865SfGDEGvJUur_JojYhL7IjOt1Dn0NPWdU8yt4IzxJ44_Cp5ev0UVB6XheYa6CepzIk7-VGsxLhz1K-LyN8Myz_euLNXVyUJr0CEeK-_X6snMHHPAtYqEk3VmvJLAbhHmvKPYNpIi0/s320/IMG_5052_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tak, Nik ma na nogach crocs'y, bo po swoich zdjeciach czym predzej, dla wygody, zdjal korki ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Dojechalismy rowniutko na czas, ale okazalo sie, ze zespol Kokusia juz ustawial sie do zdjecia grupowego, czyli zdazylismy na ostatnia chwile.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkrH11GlnvZaVg1Hist24s1vdt6Hu86UxlbrWvJJ2w4vB3CCGCa7CK58OfQbQHi6745Bre47mQ7INHjAAlItgF4yxqKzDGRD4prQuTF73Qe-XPB3KHPOOkB9PJKYcK3_vWoo2TnNucvijCAyu0lSsGLS-UWHQwIshHNTb361AvyqZgNHi3oyqkoKByVZo/s457/IMG_5041_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="343" data-original-width="457" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkrH11GlnvZaVg1Hist24s1vdt6Hu86UxlbrWvJJ2w4vB3CCGCa7CK58OfQbQHi6745Bre47mQ7INHjAAlItgF4yxqKzDGRD4prQuTF73Qe-XPB3KHPOOkB9PJKYcK3_vWoo2TnNucvijCAyu0lSsGLS-UWHQwIshHNTb361AvyqZgNHi3oyqkoKByVZo/s320/IMG_5041_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Trzech chlopcow brakowalo. Co ciekawe, na zdjecia zjawil sie ten chlopak, ktory zwykle omijal wszystkie treningi i wiekszosc meczow...</span><br /> </div><p></p><p>Portrety za to brali tylko Nik i jeszcze jeden kolega, wiec poszlo szybko i zostala nam kupa czasu. Posiedzielismy kilkanascie minut w aucie, po czym wrocilismy do stanowisk fotografow.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhorTFBQXveHfbNVCBbxbTEFd5Om4VRWXFzYC-dulPzICSMAakb9kVvH8LMUSayA16JcSgNHuY4pjeaJBJeQiJp0sJG7rJft4ulqNrKXAGz05-ZeY_Oa4JHTPdj6i1vUkR0rgQqb8NFMBGSIJJXfLNR2Y8sUPc_iQFBPL_tA1ru0SWF3hKfHVtE3UvEWN4/s447/IMG_5044_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="447" data-original-width="335" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhorTFBQXveHfbNVCBbxbTEFd5Om4VRWXFzYC-dulPzICSMAakb9kVvH8LMUSayA16JcSgNHuY4pjeaJBJeQiJp0sJG7rJft4ulqNrKXAGz05-ZeY_Oa4JHTPdj6i1vUkR0rgQqb8NFMBGSIJJXfLNR2Y8sUPc_iQFBPL_tA1ru0SWF3hKfHVtE3UvEWN4/s320/IMG_5044_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kulisy pieknych, sportowych portretow, czyli noga na stolku :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Tu niestety poszlo duzo wolniej, bo praktycznie <i>wszystkie </i>dziewczyny braly portrety. Dwa stanowiska fotografow mialy do dyspozycji tylko jedna pilke, wiec chwile zajelo zeby ktos uzyczyl wlasnej (Bi zostawila plecak z pilka w domu), potem fotograf mial problem z ustawieniem sie zeby slonce nie przeszkadzalo, nie wlaczala mu sie lampa blyskowa, itd.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTuaNQofgL7Z0oHTMgxGv5qD6uawe111u2S-kALn9dVJ_2LWXBc99gSfNqZqaP7mYeQ9bCu380UODrmJUyDa_CKO9FVtel_6CW8YmvDH8IlaK6YjGzQ-ItR19bl8hb4LAiYK1xUAR9pSFsinr3UNsv0UOqT583OR-Vr8uquh1R47xrEG7ljOuvIdZyGzE/s460/IMG_5047_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="460" data-original-width="345" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTuaNQofgL7Z0oHTMgxGv5qD6uawe111u2S-kALn9dVJ_2LWXBc99gSfNqZqaP7mYeQ9bCu380UODrmJUyDa_CKO9FVtel_6CW8YmvDH8IlaK6YjGzQ-ItR19bl8hb4LAiYK1xUAR9pSFsinr3UNsv0UOqT583OR-Vr8uquh1R47xrEG7ljOuvIdZyGzE/s320/IMG_5047_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kolej Starszej</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nastepnie dluuuga kolejka dziewczyn do zdjec, a te, ktore skonczyly rozbiegly sie naokolo. Kiedy przyszedl czas na grupowe, nie mozna sie ich bylo dowolac. A gdy w koncu radosnie zgarnelam Bi i ruszylysmy w strone parkingu (bo chcialam odwiezc Kokusia), dojechala ostatnia dziewczynka i zwolali panny kolejny raz na grupowe. :O</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwcfdurDbD4u0Xin7mxWDrdbueCnr2URffUHHahviZd2UOPud93_R2g-ID_73FCDzboVw3AqKLnZeYRJMUovmR3nn6xRKtMP6Wiuwf6oA_NK0mQ8nYbMLilnToMZVKZ6XiDOS6dHYG4nmUftXrrkAg8Wm0pqeIWrb9hbLG8EpNNRa4y56x8ibDhs9NE6Q/s472/IMG_5060_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="354" data-original-width="472" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwcfdurDbD4u0Xin7mxWDrdbueCnr2URffUHHahviZd2UOPud93_R2g-ID_73FCDzboVw3AqKLnZeYRJMUovmR3nn6xRKtMP6Wiuwf6oA_NK0mQ8nYbMLilnToMZVKZ6XiDOS6dHYG4nmUftXrrkAg8Wm0pqeIWrb9hbLG8EpNNRa4y56x8ibDhs9NE6Q/s320/IMG_5060_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">U Bi, o dziwo, stawil sie caly zespol</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Sesja dziewczyn skonczyla sie dopiero o 11, a planowo na 11:20 mialy rozgrzewke. Wszystkie dziewczyny zostaly i zaproponowalam Starszej, ze odwioze Nika i zaraz dowioze jej plecak z pilka oraz piciem. Taaa... Panna ma ostatnio tyyyle entuzjazmu do nogi, ze stwierdzila, ze w zyciu nie zostanie na przedluzona rozgrzewke. :D Bo trenerzy oczywiscie zaczeli sie rozgladac za wolnym boiskiem zeby zaczac cwiczenia. Pojechalysmy wiec do domu odwiezc Kokusia, ktory bardzo zadowolony, jeszcze panne podjudzal, ze on ma mecz <i>dopiero</i> o 16, wiec teraz bedzie sie relaksowal i gral na Nintendo. Zlosliwiec... :D Bi podczas drogi w obie strony marudzila oczywiscie czy ona na pewno <i>musi </i>wracac? Mialam ochote sypnac jej porzadna wiazanka. Serio?! Przed chwila widziala sie z dziewczynami oraz trenerami, wiec nie ma nawet jak sklamac, ze jest chora czy cos. Zreszta, to byl juz ostatni mecz! Podoba jej sie, czy nie, jest czescia zespolu! Zreszta, Bi ogolnie przyznaje, ze mecze lubi, nie znosi tylko treningow i rozgrzewek, wiec nie wiem skad to nagle wymyslanie... W domu tylko szybko wskoczylam do toalety, nalalam Bi wody do butelki, panna chwycila plecak, przypomnialam Nikowi, ze tata powinien byc w domu za pol godziny i pojechalysmy spowrotem na boiska. I tak sie Bi udalo, bo przez to koleczko przyjechala solidnie spozniona na rozgrzewke. Mecz sie w koncu zaczal i okazal sie bardzo intensywny. Dziewczyny z przeciwnej druzyny graly strasznie nieczysto i faulowaly bez litosci. Zreszta, nawet kiedy nie dziala sie zadna wieksza "akcja", wierzgaly nogami do tylu, kopiac "kryjace" je zawodniczki. I to zaraz przy siatce, ze zlosliwymi usmiechami i zupelnie nie przejmujac sie patrzacymi rodzicami. :O Dzieki takiej grze, nasze panny zarobily dwa "wolne" i pierwsza polowa zakonczyla sie prowadzeniem dla nich 2:0.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipqjkWX8H9hLhLZ3zAclvR7ViLsvM8lmy7VcQLsUJuTezZthRtNN45aPOi5foUJvoc6rIsRC90QTAQEL9MJCzTAGMvud36n0MMv8awD3th94Wmqb2dEi1DnwK_WqwUL3mx34JZ1zpk0fe3LyD0drNz2sXEgmXqUXHFZn1O9itDCz95lv3TC7ZctsYNl40/s526/IMG_5065_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="377" data-original-width="526" height="229" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipqjkWX8H9hLhLZ3zAclvR7ViLsvM8lmy7VcQLsUJuTezZthRtNN45aPOi5foUJvoc6rIsRC90QTAQEL9MJCzTAGMvud36n0MMv8awD3th94Wmqb2dEi1DnwK_WqwUL3mx34JZ1zpk0fe3LyD0drNz2sXEgmXqUXHFZn1O9itDCz95lv3TC7ZctsYNl40/s320/IMG_5065_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi przymierza sie do odebrania pilki</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Niestety, w drugiej polowie przeciwniczki zaczely nadrabiac straty, a na dodatek nasze zawodniczki, zirytowane ich stylem gry, tez zaczely pokazywac ostrzejsze zagrania. Rezultatem byly wolne dla tamtych i w koncu mecz zakonczyl sie nasza przegrana 2:3. Dziewczynom jednak bylo wszystko jedno, z racji, ze byl to juz ostatni mecz sezonu. Powinny grac jeszcze przynajmniej jeden, ale po anulacji nie zarezerwowano nowego terminu. Ciekawe czy odbije sie to na ich koncowych wynikach w lidze... Po meczu, dziewczyny dostaly jeszcze po babeczce z lukrem. Myslalam, ze to na zakonczenie sezonu, ale Bi powiedziala pozniej, ze byly z okazji urodzin jednego z trenerow. ;) Wrocilysmy do domu, gdzie mialam niecale dwie godziny na ogarniecie tego i owego oraz zjedzenie obiadu, po czym musialam jechac z Kokusiem na <i>jego </i>mecz. Rano chlopak mowil, ze cieszy sie na mysl o grze, ale oczywiscie przez dzien zdazyl sie rozleniwic i teraz zaczal marudzenie, ze mu sie nie chce. Jak to u nas bywa, wtorowal mu tez M., ze bysmy sobie spokojnie posiedzieli po poludniu, ze mecz towarzyski sie nie liczy, itd. Tym razem jednak tupnelam noga, ze mamy ostatni weekend pilki, wiec nie ma co wymyslac, tylko trzeba spiac dupke i jechac. Rozumiem, ze przy meczu o 16, kiedy spedza sie praktycznie caly dzien nic nie robiac, potem nie chce sie juz ruszac, ale dla Nika byl to dobry powod do oderwania sie od elektroniki, a dodatkowo, przy rozgrywce towarzyskiej byla szansa, ze pogra wiecej niz kilka minut. :) Zabralam wiec panicza z lekkim fochem, chociaz dosc szybko mu przeszlo i droga uplynela jak zwykle na wspolnych zartach i przekomarzaniu. Nie jechalismy w sumie strasznie daleko, bo dwie miejscowosci dalej, ale przez to, ze nie da sie tam dojechac choc kawalek autostrada tylko tlucze bocznymi drogami (i to jednopasmowkami), trasa trwa 25 minut. Przez marudzenie i ociaganie sie przy wyjsciu, dojechalismy dopiero 10 minut przed poczatkiem meczu, ale okazalo sie, ze i tak nie bylismy ostatni. ;) Nik pobiegl sie rozgrzewac, ale ja posiedzialam w aucie do poczatku meczu. W poludnie, na meczu Bi, co jakis czas wychodzilo slonce, wiec choc temperatura nie powalala, bo wynosila 12 stopni, to odczuwalna nie byla zla. U Kokusia bylo pochmurno i w dodatku zerwal sie wiatr, wiec bylo dosc nieprzyjemnie. Kiedy zaczeli grac, wygramolilam sie z samochodu i poszlam do strefy kibicow, czyli na obrzeze boiska. ;) Zgodnie z moimi przewidywaniami, poniewaz byl to mecz towarzyski, trener wymienial rezerwowych dosc regularnie. Niestety, znow pojawil sie chlopak, o ktorym pisalam ostatnio i ponownie przegral calutki mecz. Niesprawiedliwe... Cieszylam sie jednak, ze choc raz Mlodszy naprawde solidnie sobie pogral.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglLxZPuNMFxo0n1BIag8rppRWQRBa97QdeL-KyThs_O6C638hgXt_EnHRQ8k4TGH212iHVDFN-Zqf2MVv4wD1H3xdz2x6B1q3lZLe5hl6LoIatFd-Jra-sCPkNLEQdmAkQYjw9BaCMQT3qMWjwcIungHDuoiVKeNewrK9Oq_XSyvhLyfNcImogJB-G25o/s601/IMG_5091_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="468" data-original-width="601" height="249" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglLxZPuNMFxo0n1BIag8rppRWQRBa97QdeL-KyThs_O6C638hgXt_EnHRQ8k4TGH212iHVDFN-Zqf2MVv4wD1H3xdz2x6B1q3lZLe5hl6LoIatFd-Jra-sCPkNLEQdmAkQYjw9BaCMQT3qMWjwcIungHDuoiVKeNewrK9Oq_XSyvhLyfNcImogJB-G25o/s320/IMG_5091_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jak raz udalo mi sie zlapac Kokusia przy jakiejs akcji, to oczywiscie jest daleko i zamazany :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Przeciwnicy okazali sie jednak duzo lepsi. Nasz nowy bramkarz musi nabrac wiekszej wprawy, bo wpuscil naprawde "glupie" gole, ktore poprzedni chlopak na bank by obronil. Za to naszym chlopakom zdecydowanie nie szlo. Wlasciwie tylko jeden usilnie staral sie strzelic gola, ale zostawal sam, bez asysty i najczesciej strzelal z daleka, wiec bramkarz tamtych z latwoscia lapal pilke. Nik powiedzial mi tez pozniej, ze poniewaz byl to mecz towarzyski, trener pozamienial im typowe pozycje, wiec chlopaki mieli problem z polapaniem sie, co wlasciwie powinni robic. Rezultatem byla sromotna przegrana 1:4, ale ze to rozgrywka nie-ligowa, nikt sie nie przejal. ;) Po meczu zajechalismy jeszcze z Kokusiem po kawke dla rodzicow i wrocilismy do chalupy na juz wieczorny relaksik. :)</p><p>W nocy wreszcie zmienialismy czas, wiec mimo ze zrywalismy sie do kosciola, to jednak godzina dluzej snu zrobila swoje i wszyscy sie w miare wyspali. W kosciele mielismy pecha (juz drugi rok pod rzad!) i trafilismy na ceremonie dla dzieci komunijnych, ktore przypinaly do plakatu Jezusa wykonane na religii baranki, majace symbolizowac, ze sa teraz takimi owieczkami i obiecuja, ze beda co tydzien przychodzic na msze, az do pierwszej spowiedzi. Taaa... Juz to widze. ;) Co prawda nie napotkalam takich "kwiatkow" jak rok temu, kiedy mama uczyla dziecko <i>komunijne </i>jak sie przezegnac, ale fakt, ze takich tlumow jakie byly w ta niedziele, nie ma w tym kosciele nigdy. Wniosek? Wszyscy przyjechali na ceremonie, a msze przez reszte roku i tak sobie oleja. :D Niestety, nie dosc ze byl problem z miejscami siedzacymi, gdzie zwykle jest ich mnostwo (a ja, jak na zlosc, mialam okres i czulam sie dosc slabo), to wszystko trwalo i trwalo. Kazde dziecko bylo wywolywane z imienia i nazwiska i choc wywolywano je "ciurkiem", to jednak wolno i spokojnie, zeby wszyscy zdazyli dojsc do plakatu, po czym odejsc i nigdzie nie robili zatorow. Komunia oczywiscie rowniez zajela duzo dluzej niz zawsze, bo mielismy spora nadwyzke osob. W koncu jednak ta tortura sie skonczyla i moglismy uciec do domu. ;) Po drodze pisalam do mojego taty czy wpada na kawe. Okazalo sie, ze jakos sie nie dogadalismy, bo dziadek byl przekonany, ze dzieciaki maja mecze. Kiedy jednak dowiedzial sie, ze gra tylko Nik i to ponownie dopiero o 16, oczywiscie chetnie przyjechal. Dziadek wiec przybyl, posiedzial, wypil kawe, zjadl obiad i ciasto, po czym pojechal szykowac sie na kolejny tydzien pracy. Dla niego prawdopodobnie ostatni przed zimowa przerwa. Szczesciarz, chociaz ja obecnie tez niby mam prace, a wlasciwie rownie dobrze moglabym jej nie miec. ;) W miare jak dzien mijal, Nik coraz bardziec jeczal, ze nie chce jechac na mecz. Przyznaje, ze mnie tez sie nie chcialo, bo i okres mialam i bylo zimno, a poza tym bylam jakas taka rozbita po zmianie czasu. W dodatku mecz byl ligowy, a mial byc na nim caly zespol, wiec mialam wizje Nika ponownie grajacego kilka minut. Dodac do tego fakt, ze mecz odbywal sie w miescie oddalonym o 45 minut jazdy i bylo mnostwo argumentow "przeciw", zas na "za" przemawiala tylko zwykla lojalnosc oraz konsekwencja. W koncu stwierdzilam, ze caly sezon uwalczylam sie i uprosilam o te mecze (a czasem i treningi), jakbym co najmniej <i>zmusila </i>Potworki do zapisania sie na ten sport. Akurat tego dnia nie mialam sily na kolejna potyczke slowna, do kompletu za pewne ze zrzedzeniem M., a do tego kiepsko sie czulam fizycznie. Napisalam wiec na app'ce, ze przepraszam za pozna wiadomosc, ale Nika nie bedzie. Jego nieobecnosc i tak nie zrobila wiekszej roznicy, bo zostalo trzech rezerwowych, a pozniej dowiedzialam sie, ze chlopaki wygrali i to z przytupem, bo 6:2. My za to zyskalismy spokojny wieczor. Korzystajac z kolejnego suchego dnia, pogralam z Kokusiem chwile w kosza, choc temperatury byly malo przyjemne i pomimo swetra szybko skostnialy mi palce. Potem to juz zwykle szykowanie sie na kolejny tydzien. </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhb71OcArhyujqvFqpVxuDGH4CD2Pgpgz599v4OllmXQ1ON_K9jo_os93qQw-UhL-NfeLg_aLJ76usjT9KJGS4HsYzLG7F9FkY7kp8lYsarTUMkiNGXeHL3W1FKwjvKwXUzmPvfBDjuMG7Rcw16vGiKascs2f2JCFUEBdm-uFUcUgzjaeUkUJkvis5ip1o/s473/IMG_5099_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="356" data-original-width="473" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhb71OcArhyujqvFqpVxuDGH4CD2Pgpgz599v4OllmXQ1ON_K9jo_os93qQw-UhL-NfeLg_aLJ76usjT9KJGS4HsYzLG7F9FkY7kp8lYsarTUMkiNGXeHL3W1FKwjvKwXUzmPvfBDjuMG7Rcw16vGiKascs2f2JCFUEBdm-uFUcUgzjaeUkUJkvis5ip1o/s320/IMG_5099_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mialo byc zdjecie Oreo na kamieniu, ale nie moglam pozbyc sie towarzystwa ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Poniedzialek to jak zawsze wczesna pobudka, choc dzieki zmianie czasu w sypialni bylo juz jasno, wiec wstawalo sie duzo latwiej. Pomoglam Bi sie wyszykowac, po czym stalam jak zwykle przy wjezdzie, jednym okiem pilnujac mlodziezy, a poza tym rzucajac Mayi pileczke i zagadujac Oreo, ktora ponownie patrolowala okolice ze skalki.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpvWYhltWCJhYNDpgh5eWzrDzrSc-4ZE1QJq5sEvejJHgX-qvu5FSbBvlF9JSWI-bvQCsv_-VeeMj_HwWOLwf7jCdhkzAD9qMb_vFFaVVjAtUS8toQIb0j1Gf4sEO_f4jUFHdgq_gRG8SQoSM82kCnykilC-RlZmIah6-zEaNZ4DOeCZFpzkzEgJxdySU/s481/IMG_5100_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="361" data-original-width="481" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpvWYhltWCJhYNDpgh5eWzrDzrSc-4ZE1QJq5sEvejJHgX-qvu5FSbBvlF9JSWI-bvQCsv_-VeeMj_HwWOLwf7jCdhkzAD9qMb_vFFaVVjAtUS8toQIb0j1Gf4sEO_f4jUFHdgq_gRG8SQoSM82kCnykilC-RlZmIah6-zEaNZ4DOeCZFpzkzEgJxdySU/s320/IMG_5100_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nie ma to jak dobry punkt obserwacyjny</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Potem do domu, gdzie spotkala mnie mila niespodzianka w postaci juz obudzonego Kokusia. Dobudzony syn, to weselszy syn, wiec ranek minal w zgodnej atmosferze. Poszlismy na autobus, Nik odjechal, a wkrotce po nim i ja pojechalam do pracy. Nie bylam pewna po co, ale wpadl tez na chwile szef, ktory co prawda zaniechal jakiejkolwiek konwersacji, ale przynajmniej widzial, ze pojawiam sie w pracy tak jak powiedzialam. Planowalam zostac do 16, bo trzeba bylo odebrac Bi z fitnessu, ale panna wyslala wiadomosc, ze ten zostal odwolany. Stwierdzilam wiec, ze nie ma co siedziec niewiadomo ile i wyszlam po 15. Pechowo, nieco wczesniej dostalam maila z druzyny plywackiej, ze odwoluja trening, bo cos jest nie tak z woda w basenie. Kurcze, wszystko na raz! :O Byl to dzien kiedy Nik mial wrocic po przerwie, a Bi przyjsc i pokazac jak plywa, zeby mogli sprawdzic na ktory dac ja poziom. O dziwo, najbardziej rozczarowana byla panna. ;) Stwierdzilismy, ze co sie odwlecze, to nie uciecze i w takim razie pojedziemy na basen kolejnego dnia. Tymczasem, dostalam osobnego maila od trenera, ze nie moze sprawdzic Bi w poniedzialek bo zamkneli basen (o czym i tak juz wiedzialam), wiec zaprasza w... srode lub czwartek. Odpisalam pytaniem co z wtorkiem, ale nie doczekalam sie odpowiedzi. Ech... Coz, przynajmniej mielismy spokojny wieczor, tym milszy, ze niespodziewany. ;) <br /></p><p>Nadszedl wtorek, ktory byl dniem wolnym od szkoly z okazji... wyborow. ;) Wszystkie wybory, czy to prezydenckie, czy lokalne, odbywaja sie tutaj w pierwszy wtorek listopada, a ze komisje wyborcze zwykle stacjonuja w szkolach, wiec te nie maja lekcji. Dzieciaki oczywiscie byly cale szczesliwe, a ja z nimi, bo moglam pospac sobie do oporu. ;) Malzonek poczatkowo przebakiwal cos o wzieciu wolnego razem z nami, ale ostatecznie stwierdzil, ze ktos w rodzinie musi zarabiac. :D Wstalam wiec z Potworkami pozno i zamiast zwyczajowego szybkiego sniadania, moglam pobawic sie w jajka sadzone i takie tam. Poniewaz od ponad tygodnia lezaly nam plyty z kolejnymi czesciami Harrego Potter'a, wiec dzieciaki urzadzily sobie dzien filmowy, z mala tylko przerwa pomiedzy plytami.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd-L6B_sxK5MDnt-XFy32CRFh_lWRQ2GPdvxRMbOjDcHw4RS7tT2UO-lqyF09R2-CsiCUQ1weJDVwNcKNXN_1uLWUruKMXXjq02cGOVqXr08EG7AJxrgedLARAojoKimqS4oc3AZqVHvw33lnq0tlcP1wPg3W19_nDRO73aXKlVbZCWjXtOO94kI7EsV8/s658/IMG_5106_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="494" data-original-width="658" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd-L6B_sxK5MDnt-XFy32CRFh_lWRQ2GPdvxRMbOjDcHw4RS7tT2UO-lqyF09R2-CsiCUQ1weJDVwNcKNXN_1uLWUruKMXXjq02cGOVqXr08EG7AJxrgedLARAojoKimqS4oc3AZqVHvw33lnq0tlcP1wPg3W19_nDRO73aXKlVbZCWjXtOO94kI7EsV8/s320/IMG_5106_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jeszcze 4 filmy i skoncza serie</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ja w tym czasie odkurzalam i mylam podloge u gory, zeby im za bardzo nie halasowac. Jakies jeszcze drobne rzeczy do ogarniecia, obiad gdzies tam w miedzyczasie i ranek oraz wczesne popoludnie smignely niewiadomo kiedy. Pogoda zrobila sie bardzo ciepla, z czego korzystal najbardziej kot, lazacy w te i nazad.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhePhj4o7XViy1O5Tr46yzFGgcbI0byVG9k5ASR3eVs2djKt6ecH60nuG1y7cpmtwwW7HcO47hG7kRCvT_CYVozTBmEPcwwLBxQ4116bIHKeSKmJK5NuWr4GFICXvBwss8y7xsmkcByOFSBM4nlfH9w0g1604PXZa7-Sqa7-5ux2RA9Guc41MoU08vNZzs/s547/IMG_5105_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="411" data-original-width="547" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhePhj4o7XViy1O5Tr46yzFGgcbI0byVG9k5ASR3eVs2djKt6ecH60nuG1y7cpmtwwW7HcO47hG7kRCvT_CYVozTBmEPcwwLBxQ4116bIHKeSKmJK5NuWr4GFICXvBwss8y7xsmkcByOFSBM4nlfH9w0g1604PXZa7-Sqa7-5ux2RA9Guc41MoU08vNZzs/s320/IMG_5105_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kiciul przypomnial sobie o ulubionym latem, siedzisku w doniczkach</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Pies, jak wiadomo, wolal byc raczej z nami, w domu. Na applikacji z zespolow pilkarskich wpadla wiadomosc, ze Bi bedzie miala jednak ten zalegly mecz i to juz w ta sobote! Wkurzylam sie, bo wczesniej ani mru-mru, czlowiek cieszy sie, ze koniec, a tu na ostatnia chwile wiadomosc, ze a jednak! Rodzice zaczeli wysylac wiadomosci, ze w sobote nie dadza rady i juz byla nadzieja, ze nie zbierzemy zespolu, ale ostatecznie mecz przelozyli na niedziele. Kolejna rozgrywka w innym miescie i az o 15:30, wiec samej mi sie nie chce, a Bi oczywiscie ostro protestuje. Z drugiej strony, wyglada, ze bylaby jedyna rezerwowa, wiec fajnie zeby pojechala, bo po pierwsze, na pewno sporo sobie pogra, a po drugie, potrzebna jest w razie gdyby ktos mial kontuzje. Do panny nie docieraja jednak argumenty o byciu czescia zespolu. :/ W koncu dojechal M., z moim ulubionym storczykiem (choc nie mam do nich reki i morduje jednego po drugim :D) oraz (rownie ulubionym) sushi na obiad. Przy okazji wzbudzil poczucie winy u dzieciakow, ktore <i>zapomnialy</i>, ze tego dnia ich matka postarzala sie o kolejny rok. ;) No coz, Bi - wredota, nie wygladala na szczegolnie skruszona... Pogadalismy sobie o minionym dniu i akurat stwierdzilam, ze trzeba skorzystac z ciepla oraz resztki swiatla dziennego i wyruszyc na jakis spacer, kiedy uslyszalam miauk. Okazalo sie, ze Oreo drze sie za drzwiami, bo akurat... zaczelo padac. :O No to tyle ze spaceru. Poszlam w takim razie wziac prysznic zeby miec to juz z glowy i moc sie spokojnie zrelaksowac. Schodze potem na dol, odruchowo sprawdzam wiadomosci, a tam... mail od trenera z plywania. Juz mi gula skoczyla, ze <i>teraz </i>pisze mi, ze mozemy z Bi przyjechac we wtorek, a ja mam mokre wlosy i juz pizame na sobie. Na szczescie odpisywal tylko na mojego maila z wczesniejszego dnia, ze to pierwszy wtorkowy trening, wiec chce go sprawnie przeprowadzic, bez dodatkowych rozpraszaczy. Okey... Nie wiem czym wtorkowy trening rozni sie od sobotniego, ale niech mu bedzie. :D Korzystajac z kolejnego juz, spokojnego wieczoru, przydusilam Kokusia zeby przecwiczyl gre na instrumentach.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjb3eLSEIUgWZlW-WbYzMVSNR5nRrjGMtzh-B79UOPE7YOAB-3UBVQD2rV4gSabGNHuTc7S0TqmlRoTOysTh3tFcb3q2aot7dXYfBqiN-BRJuPO7DT_pT0x9kgl5joKpg954Yq2wr4FnYAecVnEiENjKABiD5X1lEGdDULj1hckLcHVdUce4AlkV5lv0M/s571/IMG_5108_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="429" data-original-width="571" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjb3eLSEIUgWZlW-WbYzMVSNR5nRrjGMtzh-B79UOPE7YOAB-3UBVQD2rV4gSabGNHuTc7S0TqmlRoTOysTh3tFcb3q2aot7dXYfBqiN-BRJuPO7DT_pT0x9kgl5joKpg954Yq2wr4FnYAecVnEiENjKABiD5X1lEGdDULj1hckLcHVdUce4AlkV5lv0M/s320/IMG_5108_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Matka, ty <i>znowu </i>zdjecie pstrykasz?! :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Przy okazji dowiedzialam sie, ze musze lepiej pilnowac jak moj syn przygotowuje sie do zajec muzycznych. Bierze bowiem trabke - a tam guziki (czy klawisze, czy jak to zwal) nie nasmarowane olejkiem i utykaja w srodku. Zabiera sie za skrzypce - a one tak rozstrojone, ze nawet <i>ja </i>to slysze z moimi sloniowymi uszami! :O I zamiast 15 minut cwiczen, robi sie pol godziny, bo trzeba wszystko najpierw naoliwic i dostroic... Kiedy juz syn wymeczyl moje biedne uszy, w koncu moglam oddac sie blogiemu nicnierobieniu. Jakies malo relaksujace byly te moje urodziny. ;)</p><p>W srode musialam sobie przypominac, ze to nie poniedzialek. Wolne dni w srodku tygodnia, to nie jest dobry pomysl. ;) Rano byly niby 2 stopnie na plusie, ale wial porywisty, lodowaty wicher i odczuwalna wynosila -3. Bi jak zwykle poszla, co prawda w dlugich spodniach, ale w zwyklej i w dodatku krotkawej bluzie. Coz, moje argumenty nie trafiaja tam gdzie trzeba, wiec panna albo sie zahartuje, albo porzadnie rozchoruje i wtedy moze dotrze. Kiedy wrocilam do chalupy, przylecial za mna nawet kiciul, ktoremu najwyrazniej zmarzla czarna dupka. :D Obudzilam Kokusia, ktory wstal jak zwykle z fochem, ale dosc szybko sie rozruszal. Kiedy wyszlismy, dalam mu gruba bluze z podszewka, ale jak na zlosc wiatr troche zelzal i akurat wyszlo slonce, wiec panicz zdziwil sie, bo "bylo calkiem cieplo". Taaa... Po odjezdzie Nika jak zwykle do domu, poogarniac co nieco, wstawic pranie, nakarmic Oreo, potarmosic Maye i czas byl jechac do mojej pracy - nie pracy. ;) W robocie spokoj, bo jakby inaczej. Do szefa przyszedl jakis list, wiec napisalam mu maila i o dziwo zaniedlugo sie zjawil. Widocznie bylo to cos waznego. Przy okazji zobaczyl, ze nadal zjawiam sie w biurze, choc co z tego, skoro i tak nic "pienieznego" z tego nie wynika. ;) Wyszlam po 15, zajechalam do biblioteki, po czym wrocilam do domu na obiad i krotki relaks. Czlowiek chcialby juz klapnac na kanape i odpoczac (psychicznie, bo tak to nie ma po czym), a tymczasem w koncu moglismy pojechac z Bi na basen. Spodziewalam sie, ze pojade, sprawdza jak plywa, a potem od razu ja zapisze. Okazalo sie jednak, ze strasznie teraz wszystko pokomplikowali. Owszem, jedna z trenerek przeprowadzila z Bi "test", czyli sprawdzila jak radzi sobie ze stylami i wytrzymaloscia (wymogiem dostania sie do druzyny jest umiejetnosc przeplyniecia dlugosci basenu bez zatrzymywania sie), ale potem dowiedzialam sie, ze jakas "koordynatorka" musi zatwierdzic jeszcze dokumenty i dopiero wtedy mozna dziecko zapisac. Ale kombinacje! W kazdym razie, trenerka testujaca Starsza, stwierdzila, ze powinna ona trafic do grupy zaawansowanej, albo ewentualnie srednio-zaawansowanej II. Bi oczywiscie stwierdzila, ze narazie woli zostac w tej drugiej, z racji ze jest troche slabsza, a ona chce nabrac wiecej pewnosci. Dla nas to nawet pasuje, bo beda razem z Kokusiem. Jak zwykle okazalo sie, ze maja balagan, bowiem pani koordynatorka wyslala kilka tygodni temu zmiane grafiku, z ktorej wynikalo, ze oba najwyzsze poziomy maja treningi o tej samej porze. Tymczasem na miejscu okazalo sie, ze zaczynaja, owszem, o tej samej godzinie, ale grupa zaawansowana zostaje o pol godziny dluzej. Nikowi juz rok temu trener mowil, ze powinien przejsc do tamtej grupy, ale Mlodszy stwierdzil, ze "w zyciu", bo nie ma ochoty plywac dodatkowe pol godziny. ;) Mam nadzieje, ze z wiekiem do niego dotrze, ze tak wlasnie trenuje sie wytrzymalosc... Po tescie pozwolili Bi zostac na treningu i cale szczescie, bo i tak czekalam na Kokusia, wiec przynajmniej nie musialam specjalnie odwozic corki. Co prawda to autem tylko jakies 2 minutki, ale udalo mi sie zgarnac miejsce niemal pod drzwiami i nie chcialam go stracic. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2ORw2yzAOcLvJb1yyj_qo2_feoFDemADqCH1IAiR2f0QIBljUh0O44Cm8UWx0YXcBznY2Od3v9dIXlBE6O135mfPxfV4t4_N2FCVZJ4pRoXYjnFs1nWHJB9WAgtjHCyt1bRNqkUbZV1YzxGlKeUoFDF6CY94ZMVTJmG1bY02RaNj_RC7ihjSTulO9Dbo/s546/IMG_5118_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="409" data-original-width="546" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2ORw2yzAOcLvJb1yyj_qo2_feoFDemADqCH1IAiR2f0QIBljUh0O44Cm8UWx0YXcBznY2Od3v9dIXlBE6O135mfPxfV4t4_N2FCVZJ4pRoXYjnFs1nWHJB9WAgtjHCyt1bRNqkUbZV1YzxGlKeUoFDF6CY94ZMVTJmG1bY02RaNj_RC7ihjSTulO9Dbo/s320/IMG_5118_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Akurat obydwoje podplywali do scianki w tym samym czasie</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po treningu Nik wyszedl z wody wsciekly, bo jakis chlopak ponoc mu docinal. Ze za wolno plywa (co nie jest prawda) i ze obijal sie w czasie rozgrzewki. To drugie akurat bylo racja, bo sama widzialam i dawalam mu znaki na migi, ze ma sie zaczac ruszac. ;) Ten chlopak wyglada spokojnie na 2-3 lata starszego i zastanawiam sie, ze chce mu sie zawracac sobie glowe takim smarkaczem jak Nik? Z drugiej strony, widzialam jak Mlodszy ochlapal go woda, wiec sama nie wiem kto tam zaczyna... Powiedzialam M., poniewaz to zwykle on jezdzi na basen, zeby mial gowniarza (nie naszego ;P) na oku... Panna Bi za to wyszla zachwycona, ze jak bylo cudownie i ze ona taaak sie cieszy ze znowu plywa i bardzo byla rozczarowana, ze raczej nie ma szans zeby zalatwic papierologie w jeden dzien, zeby mogla przyjechac na trening juz w czwartek, czyli nastepnego dnia. Ze swojej strony jestem baaardzo ciekawa ile ten entuzjazm potrwa. :D<br /></p><p>W czwartek moglysmy ze Starsza pospac dluzej niz zwykle, bo dzieciaki na 9 byly umowione do dentysty na kontrole. Kokusia planowalam rowniez obudzic pozniej, ale sam wstal o zwyklej porze. Spodziewalam sie, ze jak kontrola, to luzik, szast - prast i bedzie po sprawie. Jaaasne... :D Dojechalismy pare minut spoznieni bo wszedzie jakies roboty drogowe (jak na zlosc) i na pierwszy ogien poszla Bi. Sprawdzenie poszlo sprawnie, ale okazalo sie, ze z jednej strony ma malutenka dziurke, ktora dentysta zgodzil sie od razu zalatac, a z drugiej jakies przebarwienie, ktore mial sprawdzic. Przeprowadzili ja do drugiego gabinetu, gdzie miala poczekac na lekarza, a potem wzieli Kokusia. U Mlodszego wszystko faktycznie poszlo sprawnie i zadnych nowych ubytkow nie zarejestrowano, choc higienistka zauwazyla, ze kawaler nie domywa przednich zebow przy dziaslach. Trzeba mu bedzie przypominac przed myciem... Tymczasem przeglad Nika skonczono, a Bi dalej czeka! Ja siedze z nia w gabinecie, Mlodszy lazi miedzy nami a poczekalnia z zabawkami... Lekarz mial sie zjawic za kilka minut, a minelo juz spokojnie 20... Zrobila sie 10:11. W dodatku zapomnielismy, ze po fluoryzacji nie mozna jesc nic chrupkiego, a panna spakowala sobie do szkoly same chrupiace przekaski. Nie bylo w dodatku pewne czy zdazy w ogole na dluga przerwe (jedyna, podczas ktorej moga zjesc, bo inne sa za krotkie), ktora juz sie zaczela. Zaczela jeczec zebysmy zajechali po drodze po cos do jedzenia, a ja chcialam jak najszybciej odstawic dzieciaki do szkoly. Bi zaczyna lekcje o 7:40, wiec stracila juz ponad 3 godziny... Nik dodatkowo marudzil, ze nie zdazy na <i>flex time</i>, czyli czas ktory dzieciaki moga wykorzystac na podokanczanie jakichs zadan, poproszenie nauczycieli o wytlumaczenie czegos, albo po prostu czytanie. Kawaler planowal odrobic prace domowa, ktorej <i>znow </i>zapomnial wziac do domu. :O Czas "dowolny" zaczynal sie za pol godziny, a przeciez w gre wchodzilo nie tylko doczekanie sie w koncu lekarza, ale jeszcze zalatanie tej dziury! :O W koncu, wkurzona, stwierdzilam ze dluzej nie czekam. No w kulki sobie leca! Podeszlam do recepcji i umowilam sie na osobna wizyte. Fajnie byloby to zrobic za jednym zamachem, ale jak ze zwyklej kontroli oraz czyszczenia miala nam sie zrobic 2-godzinna wizyta, to ja dziekuje! Odwiozlam najpierw Bi bo ona najwiecej juz stracila z lekcji, a potem Kokusia, ktoremu przepadlo "tylko" jakies 1.5 godziny. Planowo mialam potem jechac do domu, bo nie zamierzalam tego dnia pojawiac sie w pracy. Rano jednak przyszedl formularz z druzyny plywackiej, ktory musialam wypisac, zeskanowac i odeslac. Nie liczylam, ze da sie zalatwic oficjalny zapis Bi w ten sam dzien, ale jednak stwierdzilam, ze wypelnie, odesle i zobaczymy. Niestety, drukarka w domu wiecznie ma zaschniety tusz, bo praktycznie jej nie uzywamy, musialam wiec zrobic to w pracy. Logiczniej byloby najpierw odstawic Kokusia, a potem Bi, z racji ze moja praca znajduje sie doslownie za rogiem od jej szkoly, no ale zalezalo mi zeby znalazla sie w placowce jak najszybciej. Pojezdzilam wiec sobie troche bez sensu w kolko, ale trudno. W robocie niezle mi sie trafilo, bo akurat jakas firma sie reklamowala, a wtedy rozdaja rozne darmowe pierdolki. Zgarnelam dwa breloczki na walizki, bo pomyslalam, ze akurat przydadza sie do Polski. A dla Potworkow udalo mi sie dostac fajne, asymetryczne plecaczki do przelozenia przez jedno ramie. Mieli dodatkowo kawe i paczki, wiec prawie sie poplakalam ze szczescia, bo od rana jezdzilam o suchym pysku. :D Wydrukowalam formularz, wypisalam i zeskanowalam, po czym odeslalam i chwilke sprawdzalam jeszcze maile i takie tam, skoro juz bylam w robocie. Okazuje sie, ze ta koordynatorka z basenu dziala bardzo sprawnie, bo niecala godzinke pozniej dostalam maila, ze wszystko jest ok i Bi moze zaczac treningi tego samego dnia. Wrocilam do chalupy i choc mialam juz ochote tylko klapnac na kanape z kawa, zaplanowalam sobie na ten dzien odkurzyc i pomyc podlogi na dole, wiec bez entuzjazmu, ale sie za to zabralam. Wlasciwie ledwie skonczylam, a wrocila do domu Starsza. Bardzo sie ucieszyla, ze moze jechac na trening, ale przerazona zabrala sie natychmiast za prace domowa, ktorej tego dnia miala zatrzesienie. To znaczy, pare rzeczy to projekty, ktore byly do oddania kolejnego dnia, ale wiedziala o nich od jakiegos czasu, wiec taki natlok zrobil jej sie w sumie na wlasne zyczenie. ;) Tak czy owak, siedziala nad papierami i kompem przed obiadem, w jego czasie oraz po nim... Wrocily chlopaki, zjedli i Nik stwierdzil, ze prace domowa odrobi sobie znow w czasie dowolnym. Tym razem jednak mial ja ze soba, wiec przydusilam zeby usiadl i ja zrobil, a nie wymyslal. Przyszla pora na trening, gdzie Bi pedzila jak na skrzydlach, a Kokusiowi najwyrazniej udzielil sie jej entuzjazm, bo tez nie marudzil. Najmniej chyba chcialo sie jechac M., ktory w tym czasie mial pocwiczyc na silowni. Zaproponowalam, ze <i>ja </i>pojade z dzieciakami, ale stwierdzil, ze sie zmusi. No to ok. W sumie to i tak czulam sie srednio, bo wyraznie cos mnie rozkladalo. W gardle mialam jakas kluche, a z nosa cieklo coraz mocniej. Z checia skorzystalam wiec z mozliwosci zostania w cieplej chalupie. Samotny czas zlecial niewiadomo kiedy i zaraz cala moja "banda" wrocila. Bi ponownie zachwycona, stwierdzila ze ona chce jezdzic na wszystkie 4 treningi w tygodniu. Nadal zastanawiam sie ile ten entuzjazm potrwa. :D Nik az takiego zapalu nie ma, mimo ze tym razem byl nasz sasiad, ktory najwyrazniej wrocil tez na plywanie, wiec mial kolege. Juz jednak zaczal marudzenie, ze nie chce jezdzic na treningi w poniedzialki, bo tak ciezko jest rozpoczynac tydzien od dodatkowych zajec. ;)<br /></p><p>W piatek trzeba juz bylo wstac normalnie. Poniewaz jednak ten tydzien byl ogolnie caly jakis bez ladu, skladu i organizacji, wiec i tego dnia tradycji musialo sie stac zadosc. :D Jak zwykle, o 7:05 wyszlysmy z Bi z domu. Na przystanku stal juz chlopiec z drugiej czesci osiedla, wiec panna pomaszerowala sama, a po chwili tata podwiozl jej kolezanke. Autobus przyjezdza czasem juz o 7:09, a czasem dopiero o 7:18, wiec dzieciaki czekaly, a ja rzucalam Mayi pileczke. Zrobila sie jednak 7:20, a autobusu nie ma. Sprawdzilam maile czy moze bylo cos o opoznieniu, ale nie. O 7:25 zadzwonilam do firmy autobusowej spytac co sie dzieje. Babka sprawdza i mowi... ze autobus juz jest w szkole i ze byl na naszym przystanku o 7:08! Mowie babce ze niemozliwe, bo Bi czeka od 7:05, wiec autobus musial w ogole ominac nasz przystanek. Babka sprawdza jeszcze raz, ale przekazuje ze kierowca twierdzi, ze byl o 7:08. Nosz kur*wa! Zawsze to samo! Pewnie jakis nowy, albo z nowa trasa i sie pomylil, ale zamiast sie normalnie przyznac, to bezczelnie klamie! Mowie kobiecie, ze oprocz mojej corki, na przystanku jest dwoje innych dzieci, wiec to nie tak, ze my sie spoznilysmy, a teraz zwalamy wine na autobus, tylko on faktycznie nie dojechal. Pozniej okazalo sie, ze tamten chlopiec czekal juz od 7:01, wiec <i>nie</i>, nie doszlysmy na przystanek za pozno! Dopiero wtedy kobieta odpowiedziala, ze jeden z autobusow zawroci i za chwile po dzieciaki przyjedzie, ale w tym momencie juz i tak stwierdzilam, ze zawioze dziewczyny. Zawolalam wiec Bi i powiedzialam, zeby wypatrywaly z kolezanka autobusu i jakby dojechal, to niech wsiadaja, a jak nie dojedzie, to tylko szybko dam Nikowi sniadanie i je zawioze. Wpadlam do domu, a moj syn, ktory wczesniej obudzil sie o 6:40 i ogladal cos na tablecie, jednak polozyl sie spowrotem i spal w najlepsze! :O Obudzilam go, nalalam mu mleka do platkow, wytlumaczylam, ze ma sie szykowac, a ja musze zawiezc dziewczyny i zaraz wroce. Po czym wskoczylam w auto i popedzilam na przystanek. Pannice wsiadly, a ja spytalam chlopca czy nie chce zeby jego tez podwiezc, stwierdzil jednak ze pojdzie po tate. Nie, to nie. ;) Szkoda mi bylo troche tego autobusu ktory zawrocil po nich, ale trudno, niech firma przewozowa lepiej szkoli kierowcow i nie klamie w zywe oczy. Zreszta, po drugiej stronie osiedla stoi zawsze jeszcze jedna dziewczynka, wiec kto wie, moze ona nadal czekala... Byla juz 7:35, a dziewczyny zaczynaja lekcje o 7:40, wiec dojechaly solidnie spoznione. Wrocilam do chalupy dosc poznawo, bo wszedzie byly poranne korki. Myslalam, ze na spokojnie sie ogarne, a tymczasem zrobila sie 8:06, wiec zostalo jakies 15 minut do wyjscia. Zawiezienie Bi oznaczalo bowiem, ze musialam zawiezc i Kokusia, bo jego autobus przyjezdza okolo 7:50, wiec juz dawno odjechal... Z Mlodszym na szczescie byla to juz jazda na spokojnie, bo mielismy sporo czasu. Dojechalismy z 4-minutowym zapasem. Po odwiezieniu kawalera wrocilam do domu, bo nie mialam zadnych rzeczy do pracy i nadal bylam w spodniach dresowych. Nakarmilam kiciula, wypuscilam Maye, przebralam sie i pojechalam. I po fakcie stwierdzilam, ze moglam zostac w chalupie. Dzieciaki mialy bowiem normalnie lekcje, ale teoretycznie tego dnia obchodzony byl <i>Veterans' Day</i>. Akademia medyczna, do ktorej nalezy budynek w ktorym pracuje, miala wolne i my oficjalnie tez mielismy je wpisane w kalendarzu, zanim wszyscy poszli na przymusowe zwolnienie. Poniewaz obecnie zadne kalendarze nie obowiazuja, wiec stwierdzilam, ze posiedze w biurze pare godzin, sprawdze poczte (zapomnialam, ze tego dnia nie jezdza listonosze), itd. Budynek byl jednak doslownie na wpol wymarly. Az dziwnie bylo chodzic korytarzami... :D Z pracy wyszlam jeszcze szybciej niz zwykle, bo nie tylko musialam pojechac po spozywke, ale zdazyc odebrac Bi ze szkoly. Panna zostala bowiem na dodatkowej matematyce, co tym razem bylo wrecz konieczne, bo dzien wczesniej przez dentyste stracila lekcje i nie byla pewna jak odrobic prace domowa. Udalo mi sie wymierzyc czas niemal idealnie i pod szkola czekalam niecale 10 minut. Wykorzystalam je na wyslanie zaleglych wiadomosci i wykonanie telefonu, wiec nawet sie nie ponudzilam. Starsza w koncu wylonila sie ze szkoly i wrocilysmy do domu. Wielka ulga bylo, ze nie musialam sie juz nigdzie wiecej ruszac, bo przeziebienie trzymalo mnie w najlepsze. Moze z nosa bardzo nie kapalo, ale wyraznie byl lekko przytkany, a dodatkowo rypala mnie glowa i bolaly miesnie. Takie niewiadomo co, bo bez goraczki, ale objawy jakby lekko grypowe. Super... :/</p><p>Do nastepnego razu!<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-9267714145507668772023-11-03T23:15:00.018-04:002023-11-06T12:53:04.035-05:00Weekend kontrastowej pogody i kolejny kryzys w pracy<p>Sobota, <u>28 pazdziernika</u>, zaczela sie leniwie. Malzonek mial kolejny dzien wolny, wiec wstal rano i pojechal na silownie, a ja i Potworki spokojnie sie dobudzalismy. Ja to w ogole przegielam, bo nastawilam budzik na 8:30 (zeby nie zmarnowac dnia na spanie), po czym wylaczylam go, przysnelam i obudzilam sie o... 9:18! :O No to tyle z tego "nie marnowania". :D Reszta dnia juz jednak az tak leniwa nie byla. Poniewaz mielismy miec rekordowo wysokie temperatury, chcielismy z M. ogarnac jak najwiecej w ogrodzie, zeby przygotowac go na nadchodzaca zime. Poczatkowo dzialalam w domu, bo weekend zobowiazuje do odhaczenia tez i wnetrza, a malzonek w tym czasie malowal taras. Mimo ze byl malowany rok temu, po zimie, wiosnie oraz lecie, nie tylko farba gdzieniegdzie odprysla, ale pod stolem i krzeslami, deski zrobily sie zielone od wilgoci. Prawdopodobnie klaniaja sie wyjatkowo mokre lato oraz jesien... Dodatkowo, co widac bylo dopiero po przemalowaniu, deski byly niemozliwie brudne. Farba ma lekko kremowy kolor (baaardzo "praktyczny" na taras...), a deski przy niej wygladaly doslownie na szaro - brazowe. :O Na szczescie nasz taras nie jest jakos specjalnie duzy, a malowanie walkiem szybko idzie, wiec niecala godzinka i wyglada jak nowy. Pozniej nastapil "gwozdz programu". Tak jak rok temu, M. chwycil za kosiarke zylkowa i skosil rowno wszystkie chaberdzie pozostale na rabatce przed domem. Zostaly tylko hortensje, bo ich galezi kosiarka i tak by nie ruszyla.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjPNEZJKHBleMAQnpWZda1eJuBWbrHtAlfsha5e1gduGUtsNuX8FxMMa8Tkg5VMtVGs_eqm1nnbgdqTe2gA3lBXEbhC4tda49O8fNrrDH7gyJVanH1qIClwGSfyjG8sptBBXLCcGTWaOqCa0JfRJf9-NsOHjGchiluBWi7KdgAd86ahWGa8-gFyC0XlSY/s636/IMG_4965_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="636" data-original-width="477" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjPNEZJKHBleMAQnpWZda1eJuBWbrHtAlfsha5e1gduGUtsNuX8FxMMa8Tkg5VMtVGs_eqm1nnbgdqTe2gA3lBXEbhC4tda49O8fNrrDH7gyJVanH1qIClwGSfyjG8sptBBXLCcGTWaOqCa0JfRJf9-NsOHjGchiluBWi7KdgAd86ahWGa8-gFyC0XlSY/s320/IMG_4965_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jedna galazke M. scial niechcacy, a ze akurat miala kwiatka, wiec wsadzilam do wazonika, zeby pocieszyla nasze oczy</span><br /></div><div> <p></p><p>Potem pozostalo "tylko" pozbieranie wszystkich badyli, zaladowanie ich na taczke i rabata gotowa na sen zimowy. Wydaje sie proste, ale zajelo prawie 1.5 godziny, bo i rundek taczka zaliczylam z 5-6. Az boje sie myslec ile bym sie meczyla, gdybym wycinala wszystko nozycami. :O Pewnie mordowalabym sie kilka dni... Kiedy <i>tam </i>skonczylismy, poszlismy do warzywnika zeby powyciagac wszystkie tyczki oraz klatki po pomidorach i poodczepiac tasiemki podtrzymujace rosliny (a teraz ich uschniete resztki). Zostawilam je tylko przy paprykach, bo te nadal probuja cos produkowac, podobnie zreszta jak baklazany. Niestety, na ten tydzien zapowiadali pierwsze przymrozki, wiec to, co nie dorosnie do zebrania, raczej trafi szlag. :( Malzonek, wymordowany po porannej silowni (pierszy raz po niemal trzech miesiacach!), stwierdzil po tym, ze nic juz nie robi. Zreszta i tak zostala tylko godzina do wyjscia do kosciola. Poniewaz M. mial pracowac w niedziele, wiec ponownie na msze jechalismy w sobote. Nik mial caly dzien stan podgoraczkowy, poza tym nadal byl lekko oslabiony i bez apetytu, wiec go zostawilismy, a wzielismy tylko Bi. Panna byla oczywiscie oburzona, ze jak to?! Ze jak brat nie idzie, to ona tez nie! :D Dala sie jednak udobruchac, kiedy powiedzialam, ze w nagrode zamiote z pajeczyn i zdechlych robali ganek na froncie (i tak zbieralam sie zeby to zrobic), zeby mogla sobie tam posiedziec, a dodatkowo zagram z nia w statki. ;) Ojciec zostawil swoj telefon synowi zeby mogl zadzwonic w razie czego, pojechalismy, a ja bylam taka myslaca, ze moj telefon zostawilam w aucie, wiec nawet gdyby Nik dzwonil, to i tak zobaczylabym to dopiero po mszy! :D Na szczescie nic sie nie dzialo, choc akurat kiedy nas nie bylo, chodzili lokalni politycy (zblizaja sie wybory), zadzwonili do drzwi, a Mlodszy ponoc wystraszony, schowal sie pod koldre. :D My w kosciele mielismy wlasne "przygody". Dojechalismy z kilkuminutowym zapasem, wiec nie bylo po co pedzic, ale i tak wpadlismy jak burza przez wewnetrzne drzwi, a tu zatrzymuje nas jakis facet i pyta czy nie przynieslibysmy do oltarza darow w czasie mszy! Caly kosciol ludzi, a on zaczepia akurat <i>nas</i>! Juz otwieralam usta zeby przeprosic, ze nie (to nie nasza parafia, mieszkamy w ogole w innym miescie, poza tym ja panikuje jesli mam byc w centrum uwagi), ale niestety, M. natychmiast przytaknal i nici z mojego wykretu. ;) Oczywiscie potem mialam wiekszosc mszy z glowy, bo caly czas ponuro przewidywalam, ze na bank potkne sie i albo osmiesze, albo nie daj Bog cos upuszcze... Oczywiscie nic takiego sie nie stalo, choc wracajac do lawki z daleka widzialam, ze Bi sie smieje, wiec sama tez malo co, a zaczelabym nerwowo rechotac. Tak u mnie dzialaja nerwy. ;) Po powrocie do domu, zgodnie z obietnica, zamiotlam wszystkie pajeczyny na ganku, choc to byl najprawdopodobniej ostatni na tyle cieply wieczor aby tam posiedziec. Pozniej chwycilam za nozyce ogrodowe zeby sciac piwonie, ktora sama prawie kompletnie juz zwiedla. Rozejrzalam sie tez za dwiema nowymi, ktore wyrosly w tym roku, ale nie znalazlam po nich sladu. Mam nadzieje, ze nie padly niespodziewanie... Moja mama sadzi piwonie na swojej dzialce i zadna nie wyrasta po zimie, a ja tez raz mialam taki przypadek, wiec zobaczymy czy te dwie dadza rade... A pozniej juz w koncu nastapil wieczorny relaksik. :) O godzinie 18 Nik nadal mial 37.0 stopni i napisalam na app'ce zespolu, ze nie bedzie go rowniez na niedzielnym meczu. Tymczasem, kiedy mierzylam mu temperature przed snem, zeby sprawdzic czy rosnie i trzeba dac mu cos na zbicie, okazalo sie, ze sama spadla do normalnej. Nie zmienialam jednak decyzji co do meczu, bo po pierwsze, nie wiedzialam czy to nie jednorazowa poprawa, a poza tym, Mlodszy nadal nie odzyskal w pelni energii ani apetytu, a kolejnego dnia mialo caly padac i byc ledwie 13 stopni.</p><p>Niedziela zaczela sie dla mnie i dzieciakow od porzadnego wyspania. Pogoda za oknem zdecydowanie nie zachecala do wychodzenia z cieplutkiego lozka. ;) Widac bylo, ze Nik odzyskuje zdrowie, bo choc glos wskazywal nadal na solidne "przytkanie", to energii mial za trzech i szalal. Glownie ganiajac za kotem, ktory desperacko probowal wychodzic na dwor, po czym po 10 minutach wracal, szukajac suchosci oraz ciepla. :D Mlodszy nawet sam, z wlasnej woli, poszedl na gore i przebral sie, choc nawet go nie prosilam, wiedzac, ze nigdzie tego dnia nie pojedzie. Widocznie po calych dwoch, przechodzonych w pizamie dniach, sam juz zatesknil za normalnymi ubraniami. :D Przez caly dzien mial juz tez normalna temperature, choc apetyt dalej niewielki. Poniewaz pogoda byla taka a nie inna, wiec spora czesc dnia Potworki spedzily ogladajac dwie pierwsze czesci Harrego Pottera.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqmpwrRsvYdkaeldfcWjnAAgdEp5fnjTRD9L33i0_pGXA_g9RDBIn5-Z6XddFmf309pjRFOo5pTvzqqyzpE7CptIB46mf8OQVL2RoQBrNguXr4VbV0mwoFC89ID6A8VieMsVCQ74QOlANyWAT96r9jZ1uNQdSGYr1jvWqyJ_MZiRXrK3wtSfdfLVu-qHw/s664/IMG_4974_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="499" data-original-width="664" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqmpwrRsvYdkaeldfcWjnAAgdEp5fnjTRD9L33i0_pGXA_g9RDBIn5-Z6XddFmf309pjRFOo5pTvzqqyzpE7CptIB46mf8OQVL2RoQBrNguXr4VbV0mwoFC89ID6A8VieMsVCQ74QOlANyWAT96r9jZ1uNQdSGYr1jvWqyJ_MZiRXrK3wtSfdfLVu-qHw/s320/IMG_4974_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kino domowe</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Malzonek wrocil z pracy z odebrana po drodze pizza, wiec chociaz lunch mielismy z glowy. Dzien mijal wiec na spokojnych pracach wewnatrzdomowych (:D), ale z czestym zerkaniem na zegarek. Bi miala kolejny mecz; pechowo dopiero na 18:30. Nie wiem kto w tym zespole jest milosnikiem meczow o takiej porze, ale zdecydowanie nie ja. Mialam nadzieje, na odwolanie, ale niestety... Moze gdyby byl na naturalnej trawie, to po calym dniu deszczu by go odwolali, ale ze mial byc grany na sztucznej nawierzchni, wiec musialaby byc chyba powodz zeby stwierdzili, ze sie nie da. :/ Bi oczywiscie caly dzien jeczala, ze nie chce jechac, a malzonek jej wtorowal, ze kto to slyszal grac przy takiej pogodzie, ze chyba ich pogielo, zebysmy zostaly w domu, bo to idiotyzm, itd. Czasem mam ochote go czyms walnac, serio. Zamiast raczej spojrzec na to od strony zespolowej, ze corka jest jego czescia, sama chciala grac, wiec teraz do konca powinna byc konsekwentna. Jesli w przyszlym roku nie bedzie juz chciala grac, to inna sprawa, ale poki oficjalnie jest w tym zespole, to powinna stawiac sie na treningi oraz mecze. Szczegolnie, ze zostal juz tylko jeden trening i dwie rozgrywki, wiec to nie jest jakies straszne poswiecenie. Malzonek sam gral kiedys w pilke, a poza tym wie jak dziala ten sport i ze w czasie sezonu, gra sie przy kazdej pogodzie. Tymczasem za kazdym razem slysze zrzedzenie (jakbym to <i>ja </i>ustalala zasady), ze to tylko dziecieca liga i ze to glupota grac w deszcz i ze sie pochoruja, itd. To kurna, niech napisze do zarzadu naszego miasta i zobaczy, czy cos zdziala! :/ Zreszta, to nie tylko u nas, bo nasza miejscowosc wyjatkowo czesto zamyka boiska przy deszczowej pogodzie, bojac sie o ich stan, ale okoliczne robia to tylko w ostatecznosci. Zreszta, dzieciaki Martusi tez graja w pilke, w Polsce wiec dzieje sie to samo. Nie ma ze ziab, ze deszcz, mecze maja sie odbyc i juz. Zapewne jest tak na calym swiecie, ale moj malzonek uwaza ze to idiotyzm, tylko dlatego, ze <i>jemu </i>nie chcialoby sie jechac. W koncu, wkurzona, powiedzialam Bi, zeby zdecydowala co chce robic, bo mam dosc sluchania marudzenia, do kompletu ze zrzedzeniem jej ojca. Przypomnialam jej tylko, ze jesli nie pojedzie, to rownie dobrze moze juz teraz zamknac sezon, bo przesiedzi mecz za tydzien, ktory bedzie juz ostatnim, a w takim razie nie ma po co jechac na czwartkowy trening. O dziwo, z fochem, ale stwierdzila, ze pojedzie. Potem oczywiscie nie chciala zalozyc termalnej bluzki pod stroj, mimo ze ostrzegalam, ze zrobilo sie ledwie 9 stopni i w dodatku caly czas mzy. Ona ma bluze, to jak nalozy ja miedzy wyjsciami na murawe, to jej wystarczy. Okey... Wyjechalysmy o 17:40 i choc o tej porze powinna byc jeszcze resztka swiatla dziennego, to przez paskudna pogode, juz w polowie 20-minutowej drogi zrobilo sie zupelnie ciemno. Jazda po zmroku w obce miejsca to nie to, co Agata lubi najbardziej, ale na szczescie trasa okazala sie dosc prosta. Polowa prowadzila znanymi drogami, a na tej drugiej, nieznanej polowie, mialam raptem trzy zakrety. :) Na miejscu okazalo sie, ze tym razem nikt nie przywiozl rozkladanego zadaszenia. Ech... Przez pierwsza polowe nie bylo zle, bo tylko mzylo, choc dziewczyny oczywiscie szybko byly zupelnie przemoczone. Wiekszosc miala termalne podkoszulki, czesc rowniez dlugie spodnie, choc kilka, jak Bi, bylo po prostu w spodenkach oraz koszulkach zespolu. Starsza sporo siedziala, wiec zakladala bluze, ale co z tego, skoro ta wkrotce tez byla mokrusienka. W plecaku miala kurtke przeciwdeszczowa, ale kto by tam cos takiego zakladal. ;) W drugiej polowie, nie tylko zaczelo porzadnie padac, ale jeszcze zerwal sie wiatr. Pod kurtka przeciwdeszczowa mialam podkoszulek oraz sweter, na nogach polarowe legginsy i puchate skarpety w kaloszach, ale co chwila i tak przechodzily mnie ciarki. Bi grala calkiem dlugo w pierwszej polowie, wiec troche sie rozgrzala, ale w drugiej wyszla na doslownie kilka minut.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivn_B5VX5J_UR1OFIk6Ss2mqvKOK1s-PmbMHnlYuJQ2VBtt-x8TClWgglqRu9Rbhp4daK3_rrjQFF-KOkGStCEwhFbmUi4Sxgxa1HpM2C_uYGu1aZkeqdz7mIiwVD7252ACesI2vKkK8tq3moKLXDE7rGJYilfK8uulySTq4D5Ckw_h-s3Vx1WahsqaCM/s596/IMG_4978_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="433" data-original-width="596" height="232" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivn_B5VX5J_UR1OFIk6Ss2mqvKOK1s-PmbMHnlYuJQ2VBtt-x8TClWgglqRu9Rbhp4daK3_rrjQFF-KOkGStCEwhFbmUi4Sxgxa1HpM2C_uYGu1aZkeqdz7mIiwVD7252ACesI2vKkK8tq3moKLXDE7rGJYilfK8uulySTq4D5Ckw_h-s3Vx1WahsqaCM/s320/IMG_4978_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Walka o pilke</span><br /></div></div><div> <p></p><p>A ten trener - idiota, zamiast zachowac przemowienia na lepsza pogode, po rozgrywce jeszcze im tam gledzil. Praktycznie wszystkie dziewczyny z przeciwnej druzyny juz sobie poszly, a ten gada i gada. Oczywiscie on sam mial kurtke przeciwdeszczowa, ale chyba widzi, ze wszystkie panny sa przemoczone do suchej nitki?! Aha, zapomnialam o najwazniejszym, ze pomimo sliskiej nawierzchni, slizgajacej sie pilki i ogolnie ciezkich warunkow, nasze dziewczyny zdolaly wygrac 1:2. Mimo ze zmarzniete, zeszly wiec z boiska bardzo zadowolone, choc Bi niezle klekotala zebami. Choc raz przyznala mi tez racje (cud!), ze powinna byla zalozyc termalny podkoszulek. ;) Po drodze wlaczylysmy ogrzewanie w aucie, podgrzewanie siedzen, a i tak po dojezdzie do domu, nadal obie mialysmy skostniale palce u rak i nog, a Bi dalej czerwony nos i policzki. Miejmy nadzieje, ze zadna z nas tego meczu nie odchoruje. :/ Jedyna osoba, ktora w tym wszystkim zachowala odrobine rozsadku, byl sedzia, ktory zrobil 25- minutowe polowy, zamiast zwyczajowych 35. Przerwe tez zakonczyl po kilku minutach. Dzieki temu juz przed 20 bylysmy w domu. A i tak mialam wrazenie, ze to bylo kompletne zmarnowanie niedzielnego wieczoru. Dobrze, ze chociaz mielismy wygrana na oslode. </p><p>Poniedzialek zaczal sie w egipskich ciemnosciach. Mimo ze okno mojej sypialni wychodzi na poludniowy wschod i zwykle lekko sie juz w niej przejasnia, tym razem, poniewaz nadal bylo deszczowo, pokoj pozostal ciemny. Zebralysmy sie z Bi i wyszlysmy na autobus, ktory niestety kazal na siebie czekac ponad 10 minut. Przynajmniej od poprzedniego wieczora ucichl wiatr, wiec pomimo deszczu, odczuwalna temperatura nie byla taka zla. Mimo wszystko, krotkie spodenki panny to byla mocna przesada, a zauwazylam je dopiero kiedy wychodzilysmy i nie bylo czasu sie przebierac. Ona w koncu odjechala, a ja popedzilam budzic Kokusia, bo byla juz najwyzsza pora. Kawaler wstal nie w sosie, a za to... kompletnie zachrypniety! Jak dzien wczesniej wydawalo sie, ze wychodzi na prosta, teraz zwatpilam. Goraczki jednak nie mial, nos tez mniej przytkany, wiec stwierdzilam ze moze jechac do szkoly. Po odjezdzie panicza, jak zwykle pokrecilam sie po chalupie, ogarnelam zwierzyniec, po czym pojechalam do roboty. Tam niestety kolejne stresy. Zanim zaczely sie problemy z finansami firmy, co drugi wtorek mielismy meeting z managerem od badan klinicznych. Teraz, od wielu miesiecy te meetingi sa odwolywane jeden po drugim, bo nie bierzemy nowych pacjentow. W ten wtorek znow wypadal ten meeting i wszyscy spodziewali sie, ze zostanie jak zwykle odwolany. Tymczasem szef wyslal maila, ze meeting sie odbedzie. No ok, ale tamten manager zawsze wysylal liste tematow do obgadania, a tym razem szef (inny) po prostu zwolal zebranie i tamtego na nie zaprosil. No, nie wygladalo to dobrze... Pozniej dostalismy maila, ze tamten manager poprosil o przelozenie meetingu na 14. Pechowo, mialam na 1:20 okuliste, a wiem ze beda mi zakrapiac oczy i robic wszelkie badania, bo ostatnio bylam tam przed covidem. Z gory wiedzialam, ze w zyciu na 14 nie zdaze, napisalam wiec, ze przepraszam, ale nie dam rady byc na tym zebraniu. Szef odpowiedzial pytaniem, kiedy bede w biurze, to moze ze mna porozmawiac. <i>Oho</i>. Skoro na meetingu bedzie mowa o czyms, o czym musze byc koniecznie poinformowana, to znaczy, ze nie dzieje sie dobrze. A wiadomo, ze zwolnienie naszej kolezanki w zeszly czwartek tez pozytywnie nie wrozy. :( W kazdym razie, po pracy pojechalam po Bi, ktora zostala po szkole na fitnessie, a potem jak zwykle zajechalysmy do biblioteki. To zaczyna byc poniedzialkowa tradycja. ;) Niestety, tu panna juz mnie zirytowala, bo jestem po pracy, mam tysiac mysli na minute, a ona 40 minut szuka ksiazki "przygodowej". To na to wyzwanie czytelnicze i tlumacze zeby wybrala <i>cokolwiek</i>, bo tak naprawde wiekszosc ksiazek (no moze poza obyczajowymi) ma jakis element przygody. Ona przeglada kolejne tytuly i streszczenia, ja jej podsuwam to czy owo i nic jej nie pasuje. W dodatku, ma liste ksiazek, ktore chcialaby przeczytac, a na niej kilka typowo przygodowych (np. "Hobbit"), ale nie, akurat teraz nie ma na zadna z nich <i>ochoty</i>... Po jakims czasie bylam juz mocno nerwowa i powiedzialam pannie, zeby najpierw wybrala kilka potencjalnych tytulow, a potem sprawdzimy w katalogu (internetowym), czy ktoras biblioteka je posiada. Jesli tak, to przyjedziemy po prostu po nia, zamiast spedzac popoludnie cztery razy przegladajac te same regaly... W koncu wyszlysmy oczywiscie z niczym, ale i tak szczesliwa bylam, ze moge wreszcie wrocic do chalupy. Nadal padal deszcz i bylo zimno i paskudnie, ale zgadnijmy kto lazil po podworku w te i spowrotem? Oreo oczywiscie. Wracala z mokrym futerkiem na grzbiecie, wylizywala sie dokladnie, 10 minut polezala, po czym znow podchodzila do drzwi pomiaukujac. Kiedy sie je otworzylo, stawala zdziwiona najwyrazniej, ze <i>nadal</i> pada, ale po sekundzie jednak zew ogrodu byl silniejszy, bo wychodzila. :D</p><p>We wtorek pracowalam z domu. Poczatkowo mialam sie urwac wczesniej i pojechac do akulisty prosto z pracy. Byly jednak urodziny M. i chcialam zrobic mu niespodzianke i podjechac jeszcze do cukierni po maly torcik, albo kawalek innego ciasta. To oznaczaloby, ze albo dojechalabym do roboty sporo pozniej niz normalnie, albo musialabym wyjsc z niej duzo wczesniej, a w rezultacie bylabym tam moze dwie godziny. Stwierdzilam, ze w takim razie logiczniej bedzie popracowac zdalnie. Przynajmniej chalupe ogarnelam troche dokladniej niz zwykle rano. Potem pojechalam do Polakowa po torcik. Okazalo sie, ze wyprobowana piekarnio - cukiernia przestala wypiekac torty, a raczej robi je tylko na zamowienie. Poniewaz nie chcialam jezdzic po calej ulicy, od sklepu do sklepu, szukajac czegos odpowiedniego i smacznego, wiec wzielam po prostu kawal tiramisu. To ciasto, ktore u nas schodzi blyskawicznie, bo lubimy je wszyscy poza Kokusiem, ale on akurat jest do ciast i slodyczy strasznie wybredny. Wrocilam do domu, zjadlam, wypilam kawke i wlasciwie byl czas jechac do okulisty. Spedzilam tam ponad 1.5 godziny! To az niesamowite, bo choc zwykle wlasnie <i>tyle </i>tam siedzialam, bylo to spowodowane zakrapianiem oczu i czekaniem 20 minut na rozszerzenie zrenic. Okazalo sie jednak, ze technologia poszla do przodu i maja teraz maszyne, ktora robi badanie dna oka komputerowo. Co prawda blyska po oczach strasznym swiatlem i potem pol godziny ma sie mroczki, ale lepsze to, niz krople, po ktorych nie mozna wyjsc na dzienne swiatlo przez reszte popoludnia... Mimo to jednak, wszystko jakos strasznie sie przedluzylo i wyszlam stamtad dopiero o 15. Dobrze, ze ciasto kupilam rano, bo poczatkowo myslalam, zeby pojechac po okuliscie! Popedzilam do domu, bo M. odbiera po drodze Kokusia i zwykle dojezdzaja okolo 15:40. Bi bardzo sie zdziwila, kiedy to <i>ja</i> zjawilam sie w drzwiach, a nie ojciec. :D Podskoczyla jednak z entuzjazmem na pomysl przywitania taty z torcikiem i swieczkami. Wyciagnelam wiec ciacho, wsadzilam swieczki i stanelam w oknie, wypatrujac chlopakow. W koncu nadjechali, wiec predko zapalilam witki i ustawilysmy sie przy drzwiach z garazu. Malzonek sie zdziwil i nawet troche wzruszyl, bo zwykle nie obchodzimy swoich uroczystosci ani rocznic. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt0YUuvsjQfaocaRyq7i75oXKCVMbPmgI_P_wwSDLba0LdqtEK9-KDf6Q3CHwTjdH623bkO2f4zVcD4BNMM_RHEDKmmWPAvkMeXl5fl-Lp6XbV5MgkomXI2tlbQAC0_rjJxbMSkiCWqIZmarbXaRbR_o2TRa1_UJNX45ikSSXPJXMT8ymKE7kx5vsCKig/s705/IMG_4987_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="705" data-original-width="529" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt0YUuvsjQfaocaRyq7i75oXKCVMbPmgI_P_wwSDLba0LdqtEK9-KDf6Q3CHwTjdH623bkO2f4zVcD4BNMM_RHEDKmmWPAvkMeXl5fl-Lp6XbV5MgkomXI2tlbQAC0_rjJxbMSkiCWqIZmarbXaRbR_o2TRa1_UJNX45ikSSXPJXMT8ymKE7kx5vsCKig/s320/IMG_4987_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Sto lat, sto lat...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Na tym jednak mile urodzinowe wydarzenia sie skonczyly. :( Po powrocie do domu bowiem, pierwsze co, to sprawdzilam maile z pracy, a tam wiadomosc, ze wysylaja wszystkich poza niezbednymi pracownikami, na przymusowe, bezplatne zwolnienie. Nie wiem jak takie cos nazywa sie w Polsce; tutaj to <i>furlough</i>, ktore jest jakims dziwnym tworem, bo teoretycznie pozostaje sie oficjalnie zatrudnionym, nadal jest sie objetym ubezpieczeniem zdrowotnym (jesli ma sie je wykupione u siebie w pracy), ale jednoczesnie nie pracuje sie i mozna pobierac zasilek dla bezrobotnych. Przewiduja, ze od stycznia powinny zaczac sie normalne wyplaty i sciagneliby ludzi z tego zwolnienia, ale nie jest to definitywna data. Jesli ktos uwaza, ze to nie dla niego, moze wybrac zwolnienie z pracy, wraz z przysluguja "odprawa" (tylko, ze nigdzie nie mamy ile taka odprawa wynosi). Echhhhh... Z jednej strony spodziewalam sie czegos takiego po tym meetingu, ale z drugiej, uslyszec to oficjalnie to zupelnie inna para kaloszy. :( Posmucilam sie i pozalilam M., ktory jednak pocieszal, ze dwa miesiace to nie tak duzo i damy sobie rade... Po takich wiadomosciach, wiadomo, ostatnia rzecza na jaka mialam ochote, bylo lazenie po cukierki. Potworki jednak musialyby chyba byc obloznie chore zeby z tego zrezygnowac, wiec o godzinie 18 chwycili za przebrania i po chwili wyruszalismy. Bi poszla do swojej kolezanki, bo u nich zbierala sie grupka jej siostry, a one dwie - starsze, chcialy isc same. Zaproponowalam Nikowi, zeby poszedl z grupa mlodszych dzieciakow, ale stanowczo odmowil. Stwierdzil, ze woli z mama i swoim tempem, co u Kokusia oznacza "na wyscigi". Coz, matce nie chcialo sie jak cholera, ale czego nie robi sie dla syna? ;) Bylo to istne wariactwo, bo bez zatrzymywania i czekania na inne dzieciaki (albo chociaz siostre), Nik pedzil od drzwi do drzwi jakby go co gonilo. Ja szlam ulica, a on musial podbiec jeszcze kazdym podjazdem.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnAMLzGxB73rHIdmXOEX7ocuV-nGa1vCTb_pP1NdxRwlmAxzPLlPdcClF-sFxo3gmSa1UxiCG2UXN-FZkfb-goTeC-LeZ4S9rUxoqpilqLri1-mq9dV7Pik_0N5XjPPuzrJV6DWehGHfcGYjpBvamAda0xQwWgQC043crYwrIIaKWCc-Pt-z-1qzUu2v0/s544/IMG_4991_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="409" data-original-width="544" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnAMLzGxB73rHIdmXOEX7ocuV-nGa1vCTb_pP1NdxRwlmAxzPLlPdcClF-sFxo3gmSa1UxiCG2UXN-FZkfb-goTeC-LeZ4S9rUxoqpilqLri1-mq9dV7Pik_0N5XjPPuzrJV6DWehGHfcGYjpBvamAda0xQwWgQC043crYwrIIaKWCc-Pt-z-1qzUu2v0/s320/IMG_4991_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Niektore domy byly udekorowane niczym na Boze Narodzenie</span><br /></div></div><div> <p></p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmdDQvVDCyXuMl-wgLtYKbYLfy9qqgQAbqhCHc6z4eWNvaSzIDrfwtYAYCVoLS-lYpgo9LSH998NacVnsGVY0jUoO8O5hfSNPajCY6Vd5sTAD1W7HLjRN_Hd74iHwKT59cEGC_AO1CjH8d295HNwz8Ou746VGKq2iZfTK20zkL3dUTRBCrpUKAVwW24D8/s601/IMG_4993_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="451" data-original-width="601" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmdDQvVDCyXuMl-wgLtYKbYLfy9qqgQAbqhCHc6z4eWNvaSzIDrfwtYAYCVoLS-lYpgo9LSH998NacVnsGVY0jUoO8O5hfSNPajCY6Vd5sTAD1W7HLjRN_Hd74iHwKT59cEGC_AO1CjH8d295HNwz8Ou746VGKq2iZfTK20zkL3dUTRBCrpUKAVwW24D8/s320/IMG_4993_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Podziwiam, ze ludziom sie chce ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>A ze nasze osiedle jest gorzyste, wiec zazwyczaj albo wbiegal do gory, albo zbiegal na dol ale potem musial sie spowrotem wdrapac na chodnik. Przyznaje, ze liczylam na to, ze szybko sie zmeczy, ale gdzie tam! Nasze osiedle jest z grubsza przedzielone na polowe przez droge wjazdowa i przez te ostatnie kilka lat zawsze zaliczalismy tylko jedna polowe, tudziez wybrane uliczki. W tym, dzieki narzuconemu tempu, Mlodszy zaliczyl spokojnie 90% osiedla. Pod koniec dolaczyla do nas Bi bo jej kolezanka musiala wracac i kiedy uslyszala, ze Nik byl tez po drugiej stronie, koniecznie tez chciala tam isc.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEia-rDqwF1gH4Gwe-MmYUpzPERlB4TIw1-k6FDjdMVKj3NibFkSzihtZDQuTaHiA9sII-HgmEG9a4Il6o5ybNF3f6KHTxJU690DlEZNT7PFhAkRSq8d_zYqawKlC9kaernXb0_v48xkFFWzk7TEymKEn7Iw5_8_owPksmW2dz5zxWOrCFBgX_msQFoRGGQ/s624/IMG_4992_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="468" data-original-width="624" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEia-rDqwF1gH4Gwe-MmYUpzPERlB4TIw1-k6FDjdMVKj3NibFkSzihtZDQuTaHiA9sII-HgmEG9a4Il6o5ybNF3f6KHTxJU690DlEZNT7PFhAkRSq8d_zYqawKlC9kaernXb0_v48xkFFWzk7TEymKEn7Iw5_8_owPksmW2dz5zxWOrCFBgX_msQFoRGGQ/s320/IMG_4992_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Przy okazji rozwiaze zagadke kostiumu Kokusia: to postac o imieniu Link z gry "Zelda"</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Tym razem jednak postawilam weto, bo zblizala sie juz 20, a ja nie czulam nog. A raczej, czulam jedna, bo strasznie napierdzielala mnie kostka. ;) Musialam gdzies zle stanac, choc nawet nie zwrocilam uwagi... W domu nastapilo wysypywanie i segregowanie slodyczy, choc nie wiem po co, bo potem i tam powtornie wrzucili wszystko do toreb.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSSAWklLKAEu9Feus-LXYuepOaDTKMl9IgIOeAdYziUCTjewmqfafh97RNGV9-maTQI_waGo5GSK50wCbxbiZ-_BsAO7qMqiYVCHMb716UZ1aMsS65HDGbGuDmCKHul1u16Ek4Tqxx2SNKLW2fu1hK1O1pGOrZERaqhaYqKsWB18g_VyBUOCmPJogk-9o/s578/IMG_4996_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="434" data-original-width="578" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSSAWklLKAEu9Feus-LXYuepOaDTKMl9IgIOeAdYziUCTjewmqfafh97RNGV9-maTQI_waGo5GSK50wCbxbiZ-_BsAO7qMqiYVCHMb716UZ1aMsS65HDGbGuDmCKHul1u16Ek4Tqxx2SNKLW2fu1hK1O1pGOrZERaqhaYqKsWB18g_VyBUOCmPJogk-9o/s320/IMG_4996_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Porownywanie kto ma czego wiecej. Trzeba im oddac sprawiedliwosc, ze zgodnie powymieniali miedzy soba nielubiane slodycze</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Przynajmniej jednak oddali matce i ojcu to, czego <i>oboje </i>nie lubia. W ten sposob mamy maly zapasik sneakers'ow (jak mozna nie lubic tych batonikow?!). :D<br /></p><p>W srode rano jak zwykle wyprawic Bi do szkoly, po czym wrocic do chalupy i budzic syna. Nie moge sie juz doczekac zmiany czasu, bo Mlodszy ogolnie jest spiochem, a jak teraz ma rano w pokoju niemal ciemno, to spi jak zabity, nie moze sie dobudzic i wstaje lewa noga. Mam juz naprawde dosc jego porannych fochow i miny jak sroda na piatek. Mlodszy pojechal do szkoly, a ja niedlugo po nim, z ciezkim sercem, do pracy. Wlasciwie spodziewalam sie tylko szybkiej rozmowy z szefem i powrotu do domu. Szef sie jednak spoznial (jak to on), za to przyjechala kolezanka, wiec sobie pogadalysmy. Byla na meetingu dzien wczesniej, wiec przekazala mi, jak to wyglada z jej punktu widzenia. Dla niej brzmialo to raczej pesymistycznie i jedynym pracownikiem okreslonym jako "niezbedny" byla inna kobieta, ktora ma poleciec pod koniec grudnia do Chin, zeby pomoc w tamtejszym oddziale. Kolezanka sklania sie zeby wziac odprawe i odejsc. Przyznaje, ze mocno mnie to podlamalo, bo ogolnie to fajna babka, a do tego bardzo inteligentna i niesamowicie energiczna i zorganizowana. Pracowala u nas 3 lata i trzymala w garsci grafik testow i badan i to ona prowadzila caly proces produkcji probek dla pacjentow. Dziwie sie, ze szefostwo nie stara sie za wszelka cene jej zatrzymac, bo (choc mowia, ze nie ma ludzi niezastapionych) bedzie baaardzo trudno znalezc rownie zaradna osobe na jej miejsce. :( Tego dnia przyjechala tylko zeby pozamykac swoje sprawy i nie spodziewala sie juz wracac, wiec obie poplakalysmy sie przy pozegnaniu. W miedzyczasie pojawil sie szef i wezwal mnie do siebie. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu, oznajmil, ze dla nich jestem (podobnie jak kobita lecaca do Chin) pracownikiem niezbednym i nie chca mnie wysylac na to bezplatne zwolnienie. Brzmi super, ale jest i <i>haczyk </i>i to niemaly. Otoz szef spytal, czy w obecnej sytuacji, zgodzilabym sie zeby mi przez jakis czas nie placil! Witki mi opadly, bo skoro jestem dla nich taka "niezbedna" i mam nadal pracowac, to fajnie, zebym jednak dostawala za to wynagrodzenie... Delikatnie powiedzialam wiec, ze wkraczamy w okres swiateczny, ktory laczy sie zawsze ze zwiekszonymi wydatkami, wiec jesli szefostwo nie chce mi placic, to chyba lepiej zeby wyslali mnie na to zwolnienie, bo wtedy moge chociaz pobierac zasilek dla bezrobotnych. Szef cos tam przebakiwal, ze to bezrobocie to strasznie upierdliwa sprawa, bo wymagaja poszukiwania pracy i dokladnego z tego raportu. Odpowiedzialam, ze wiem jak to wyglada, bo praca mojego taty jest wlasciwie sezonowa i jest na bezrobociu kazdej zimy i fakt, ze upierdliwe to strasznie, ale jak mus, to mus. Nasza rozmowa zakonczyla sie przytaknieciem przez szefa, ze poki co bedzie mi placil, wiec wyszlam stamtad jak na skrzydlach. Jednoczesnie czulam straszny zal i jakby wstyd, ze innych pracownikow wysylaja na zwolnienie... Niestety, jak to z moim szefem bywa, decyzje zmieniaja mu sie co sekunde. W pracy spedzilam jeszcze z godzinke, ale poniewaz nie wzielam nic do jedzenia ani picia, w koncu pojechalam do domu. Chwile po moim powrocie, dzwoni szef, ze on sprawdzil i jesli ma sie wpisany powrot do pracy w ciagu 13 tygodni, to zwolnionym jest sie z szukania pracy. I ze on mi wysle link. Ok, ale przeciez raptem kilka godzin wczesniej powiedzial, ze bedzie mi normalnie placil?! Coz, zaplaci mi jeszcze jedna wyplate za druga polowe pazdziernika, a potem moge wziac to zwolnienie. "Super". Chwile potem zadzwonil M. z pytaniem jak poszlo w pracy i odpowiedzialam, ze w sumie wiem, ze nic nie wiem. Zdalam mu mniej wiecej relacje z rozmowami z szefem oraz kolezanka. I tu moj malzonek mnie zaskoczyl, bo stwierdzil, ze skoro lubie te prace, to moze trzeba pojsc im na reke i skoro poczatkowo szef chcial zatrzymac mnie zatrudniona ale bez wyplaty, to moze trzeba sie zgodzic. Przypomnialam malzonkowi, ze mamy listopad, zbliza sie Indyk, a potem Boze Narodzenie, z urodzinami Kokusia pomiedzy. Grudzien to zawsze ogromne wydatki, a on chce zebysmy zostali bez jednej pensji?! Malzonek stwierdzil, ze zarabia wystarczajaco zeby utrzymac nas samodzielnie przez jakis czas, ze obetniemy niepotrzebne wydatki gdzie sie da i powinnismy dac rade. Na szczescie moje auto jest juz splacone, a rezygnacja z Polskiej Szkoly to tez oszczednosc $900. Wraca plywanie, ale ono akurat jest stosunkowo niedrogie. Ciesze sie, ze zapis Kokusia na koszykowke oraz do klubu narciarskiego to fakt dokonany, bo inaczej musialby zrezygnowac. Przyznaje, ze z mocno mieszanymi uczuciami, ale napisalam do szefa, ze po rozmowie z mezem, zgadzam sie na tymczasowe zawieszenie wyplaty. Odpowiedzial bardzo formalnie, ze dziekuje za zrozumienie, ze moja pozycja jest niezbedna, bla bla bla... Szkoda, ze nie jest az tak niezbedna zeby mi placic. ;) Kiedy sobie pozniej, na spokojnie, przeanalizowalam nasza komunikacje, doszlam do wniosku, ze szefostwo chce uciac niepotrzebne wydatki gdzie sie da, ale zaskakujaco bardzo chce mnie zatrzymac. Wydaje mi sie, ze poczatkowo szef nie chcial mnie wyslac na to zwolnienie, bo bal sie, ze zaczne szukac pracy. Kiedy sprawdzil, ze przy krotszych zwolnieniach nie trzeba jej oficjalnie poszukiwac, nie mial juz az takich obiekcji. ;) Nie wiem co prawda co on sobie wyobraza, bo bedac bez wyplaty i tak bede przegladac oferty. Nie mam przeciez gwarancji, ze do stycznia na pewno znow ruszymy. Dodatkowo, pozniej gadalam z malzonkiem, ze w sumie nie wiem czy to byla dobra decyzja. Bo, co jesli w styczniu, zamiast wezwac wszystkich i wyplacic mi zalegla pensje, oglosza upadlosc i nagle zostane bez zaleglych pieniedzy i nawet bez odprawy?! :O Zdaje sobie sprawe, ze to ogromne ryzyko... W kazdym razie chwilowo pracuje "charytatywnie", choc laczy sie to z tym, ze bede sobie przyjezdzac do biura 2-3 razy w tygodniu na kilka godzin. Reszte czasu bede w domu. Cos tam do roboty w biurze zwykle sie znajdzie, a tam latwiej mi sie skupic. Niestety, brakuje mi samodyscypliny do pracy z domu na stale... Po poludniu, kiedy reszta rodziny zjechala do chalupy, po zjedzeniu obiadu, zabralismy znicze oraz zapalniczke i podjechalismy na cmentarz w naszym miasteczku. W sumie nawet nie wiemy z jakiego dokladnie wyznania jest ten cmentarz, oprocz tego ze zdecydowanie chrzescijanski. Pozapalalismy znicze przy grobach, ktore wydawaly sie opuszczone, niektore z 1800 ktoregos roku i wrocilismy do domu. Reszta wieczora uplynela juz na zwyklych domowych obowiazkach dla rodzicow i pracy domowej dla dzieciakow.<br /></p><p>Czwartek przywital nas solidnym przymrozkiem. -3 stopnie to najnizsza temperatura chyba od kwietnia. Bi zalozyla dlugie spodnie, ale za nic nie chciala wziac grubszej bluzo - kurtki. Jak na zlosc, jej autobus przyjechal dopiero o 7:20 (juz zaczelam sie powaznie martwic), wiec solidnie sie tam ustala. Ja mialam sweter i jesienna kurtke, a nie bylo mi zbyt przyjemnie. Kiedy Starsza w koncu pojechala, popedzilam budzic Kokusia. Ten wstal jak zwykle nie w sosie, ale chociaz nie protestowal kiedy dalam mu "misiowa" bluze z podszewka. Jego autobus na szczescie podjechal dosc szybko, wiec chociaz z nim nie wymarzlam. Tego dnia nie planowalam jechac do pracy, wiec caly dzien spedzilam wypuszczajac i wpuszczajac spowrotem kotka. :D Oreo za nic miala niskie temperatury. Wracala do domu, wylizala sie, zdrzemnela, po czym urzadzala jazgot pod drzwiami. Okolo poludnia temperatura wzrosla do 8 stopni, wiec wzielam Maye na spacer. A niech ma cos z zycia, skoro jestem w chalupie. Poza tym, rano nie mogla znalezc zadnej pileczki (przynajmniej 4 sa gdzies na ogrodzie), wiec nie pobiegala w czasie czekania na autobus Bi. Przydalo jej sie wiec troche ruchu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaFTh8Aas8yv9joJUq2nL3Zur4djT98q3TBmtGskqY1Y-D3wNDE9tTEg4tlkSBTV-ozEGDahx3x3athGUymJx3b6I6OxEI70gXGJr8LWaAwW7ncJTtwMuFHk8Fckj2MgZ3LPuqpEIkiyBuHv6bT5oEIWwTU6BAq1-n0gW20fr7NG-bohkggnwrY_dCkiI/s450/IMG_5005_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="450" data-original-width="338" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaFTh8Aas8yv9joJUq2nL3Zur4djT98q3TBmtGskqY1Y-D3wNDE9tTEg4tlkSBTV-ozEGDahx3x3athGUymJx3b6I6OxEI70gXGJr8LWaAwW7ncJTtwMuFHk8Fckj2MgZ3LPuqpEIkiyBuHv6bT5oEIWwTU6BAq1-n0gW20fr7NG-bohkggnwrY_dCkiI/s320/IMG_5005_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jak widac, nie proznuje ani jesien, pracowicie zrzucajac liscie, ani sasiedzi, dzielnie zdmuchujac je na brzeg ulicy</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Poza tym dzien uplynal mi na sprzataniu, zmianie poscieli, wstawianiu prania i takich tam. Upieklam tez chlebek bananowy, bo znow zostalo nam pare przejrzalych owocow. Wrocila Bi, a wkrotce po niej chlopaki. Zjedlismy obiad i zaraz byl czas pedzic na trening. Starsza mocno protestowala, ale no kurcze! To juz ostatni trening w tym sezonie! Pojechalismy oczywiscie z sasiadka na doczepke, a potem dzieciaki biegaly, a my z M. szlismy. Na szczescie wzdluz drogi, a potem po drugiej stronie pol, nadal dochodzila resztka slonca, wiec bylo nam calkiem cieplo. Gorzej kiedy wrocilismy na boiska, bo tam slonce juz zaszlo za drzewa i po chwili zrobilo sie bardzo nieprzyjemnie. Poniewaz szybko robi sie teraz ciemno, wiec trening byl krotszy niz zwykle. Znow zespol Bi gral przeciwko zespolowi Nika i juz kolejny raz dziewczyny skopaly chlopakom tylki i wygraly 3:1. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhO3bLU1d6r0mvJo1CXGjaSGpI570cFgem2yNNXVCV7wsqZHj8qV4RuyTbZEv85uW0qmRdWnEHBSiCfT_laMjQZ_xoGH660Rnl8v4jGi1rK2vkYATKZq2r-SRLiZYz6bVxaGNgQCxTBMMOl95IU6miEnyY3RYd4-Pob6Mwz4pW4o3lWumq5DenL9iQWo2s/s579/IMG_5006_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="390" data-original-width="579" height="216" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhO3bLU1d6r0mvJo1CXGjaSGpI570cFgem2yNNXVCV7wsqZHj8qV4RuyTbZEv85uW0qmRdWnEHBSiCfT_laMjQZ_xoGH660Rnl8v4jGi1rK2vkYATKZq2r-SRLiZYz6bVxaGNgQCxTBMMOl95IU6miEnyY3RYd4-Pob6Mwz4pW4o3lWumq5DenL9iQWo2s/s320/IMG_5006_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Ponownie razem na boisku, ale tak daleko, ze i tak guzik widac</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po sasiadke na szczescie choc raz przyjechala mama, wiec potem pojechalismy po kawe i napoje dla dzieciakow. Takie male uczczenie ostatniego treningu. Jeszcze weekend meczow i koniec sezonu! :D Jak zwykle lubie sezon pilkarski, tak ten wyjatkowo dal popalic. Przez ciagle anulacje meczow, zmiany grafiku, brak komunikacji u Bi, wystawianie Kokusia na 5 minut... Czekalam na ten koniec dobry miesiac. Dodatkowo sytuacja w pracy i ciesze sie ze przynajmniej odpadnie mi ciagla irytacja zwiazana z pilka...</p><p>Dzis rano bylo juz troche cieplej bo "az" +1. Po poludniu temperatura miala jednak dojsc do 13 stopni, co dla Bi bylo sygnalem, ze wrocil sezon na szorty. :D A jej autobus znow przyjechal pozno, bo o 7:19, wiec nie wiem jak ona wystala na tym przystanku. Ja bylam w kurtce i bylo mi chlodno. W czasie kiedy czekalam na odjazd Starszej, Maya ganiala za odnaleziona pileczke (ciekawe co sie stalo z pozostalymi trzema...), zas Oreo patrolowala teren ze "lwiej skaly". :D Pozniej zgarnelam Nika, ktory jakos wstal w nieco lepszym niz zwykle humorku. On na szczescie zalozyl dlugie spodnie i gruba bluze, ale na przystanku przekonalam sie, ze nie tylko Bi ma zepsuty "termostat". Jeszcze jeden chlopiec mial zalozone krotkie spodenki. :D Ogarnelam co nieco w chalupie, w miedzyczasie wypuszczajac i wpuszczajac Oreo. Kiedy wrocila drugi raz, akurat zaczynalam zbierac sie do wyjscia, wiec zignorowalam jej darcie i zostawilam w chalupie. Pojechalam do pracy, gdzie wpadlam na kolege. On tez przyjechal pozamykac najpilniejsze sprawy i idzie na zwolnienie. Coz, przynajmniej od razu powiedzial, ze nie chce odchodzic bo pasuje mu ta praca, jej bliskosc i mozliwosc dostosowania godzin do sytuacji w domu. No i w miare optymistycznie patrzy na przyszle finanse firmy. Przyznaje, ze jego podejscie troche uspokoilo moje nerwy, choc ten spokoj moze byc oczywiscie zludny... Z pracy wyszlam wczesniej (a co; w koncu i tak mi nie placa) i pojechalam po spozywke. Reszta popoludnia byla nieco szalona, wiec o niej juz kolejnym razem.</p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-84501384426420466632023-10-27T23:34:00.010-04:002023-10-30T10:27:17.523-04:00Pilkarski wku*w i tydzien na wysokich obrotach<p>W sobote<u>, 21 pazdziernika</u>, ponownie mielismy pobudke wczesniejsza niz bysmy sobie zyczyli. :) Gral zespol Bi i co prawda mial miec mecz "dopiero" o 10, ale przed rozgrzewka chcieli zlapac fotografa i porobic zdjecia indywidualne i grupowe. Zarzadzili wiec zbiorke o 9, co oznaczalo pobudke o 7:30 zeby zdazyc na czas. Zawsze to godzina spania dluzej niz w dni powszednie, ale oczywiscie chcialoby sie wiecej. ;) Na ten sezon pilki zostala jednak rzucona jakas klatwa, bowiem zaczelo padac juz w piatek i kontynuowalo przez noc i wiekszosc soboty. Co prawda tym razem nie lalo tak jak poprzednio; bardziej byl to taki rowny, lekki deszcz, ale jednak dlugotrwaly. Kiedy rano zadzwonil moj budzik, pierwsze co, to oczywiscie sprawdzilam aplikacje czy nie ma jakichs wiadomosci i... mecz mial sie odbyc zgodnie z planem. "Uratowal" go tylko fakt, ze dziewczyny graly na sztucznej nawierzchni, bo wszystkie mecze na trawie zostaly odwolane. To oznaczalo tez brak fotografow, bo ci przyjezdzali glownie dla zespolow rekreacyjnych, majacych scisle godziny na zdjecia. Zespoly ligowe mialy sie pojawic kiedy im najlepiej pasuje. Szkoda, ze juz sie obudzilam i nie mialam szans zasnac ponownie. ;) W kazdym razie, zebralysmy sie z panna, zostawilam Nika jedzacego sniadanie i popedzilysmy do kompleksu sportowego. Bi pobiegla sie rozgrzewac, a ja wrocilam do samochodu, zeby schowac sie przed deszczem. Wyszlam dopiero na poczatek meczu, uzbrojona zarowno w kurtke przeciwdeszczowa, jak i parasol. I spotkalo mnie kompletne rozczarowanie, ktore zaowocowalo wspomnianym wku*wem. Otoz, Bi nie zostala wystawiona <i>w ogole</i>. Nawet na minute! :O</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihzsCNqHG_0cB6vyIfNCLyM9IEoQp8CG4KUyri_nZqBWrPq5D_65QwQe8OfRTgKmiwGB0VIjGhbqFduRkrtL4eoLNnVO_K3xyP7x2cKpmyhiRBi0gIE7n4AfqX7YH29XvTjX3sdfdEv24qA4922JTQPseC9CkqvOSZTBQi_gnOdKoB4vdKN_oA19X7Aes/s567/IMG_4911_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="402" data-original-width="567" height="227" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihzsCNqHG_0cB6vyIfNCLyM9IEoQp8CG4KUyri_nZqBWrPq5D_65QwQe8OfRTgKmiwGB0VIjGhbqFduRkrtL4eoLNnVO_K3xyP7x2cKpmyhiRBi0gIE7n4AfqX7YH29XvTjX3sdfdEv24qA4922JTQPseC9CkqvOSZTBQi_gnOdKoB4vdKN_oA19X7Aes/s320/IMG_4911_1.jpg" width="320" /></a></div><span style="font-size: x-small;"><div style="text-align: center;">Moje dziecko przyjechalo na mecz zeby spedzic ponad godzine kiblujac pod zadaszeniem...</div></span> <p></p><p>Na poczatku oczywiscie czekalam, bo podobnie jak u Kokusia, te najnowsze dziewczyny nigdy nie sa w pierwszej wystawionej grupie. Kiedy jednak pomalu wszystkie rezerwowe mialy swoje kilka minut, a pierwsza polowa zaczela dobiegac konca, zaczelam sie niepokoic. Tym bardziej, ze padalo i bylo chlodno, wiec pomimo rozlozonego zadaszenia, Bi zalozyla kurtke, bo zrobilo jej sie zimno. Minela przerwa, zaczela sie druga polowa, a moje dziecko dalej siedzi. W ktoryms momencie zbieralam sie w sobie (nie lubie konfrontacji) zeby pojsc i spytac o co biega. Przeszlo mi jednak przez mysl, ze Starsza ostatnio tak jeczy ze nie lubi tego zespolu, ze mozliwe iz sama powiedziala, ze nie chce grac. Nie chcialam sie osmieszyc, bo znajac Bi i jej charakterek, nie bylo to wcale niemozliwe. ;) W koncu mecz sie skonczyl i wracajac z panna do auta, pierwsze to oczywiscie zapytalam dlaczego nie grala. I... myslalam, ze mnie trafi jasny szlag! Okazalo sie, ze to byla "kara" za opuszczenie poprzedniego meczu!!! :O Pamietacie, pisalam w przedostatnim poscie, ze wcisneli mecz na piatek o godzinie 20 i to 40 minut jazdy (bez korkow) od nas. Bi miala tego dnia tez siatkowke i nie chciala jechac z jednego na drugie; ja zreszta tez nie. Napisalam wiec, ze mamy konflikt zajec i Starszej nie bedzie. I za to Bi zostala <i>ukarana </i>siedzeniem na lawce przez caly mecz!!! Cale chociaz szczescie, ze byl on u nas, bo jakbym jechala pol godziny albo dluzej, zeby corka przesiedziala cala rozgrywke, to naprawde para poszlaby mi uszami!!! Spytalam Bi co trener konkretnie powiedzial, bo przeciez sa rozne sytuacje i mogla byc np. chora. Odpowiedziala, ze to nie byla wystarczajaco "wazna" przyczyna. Serio?! To on bedzie teraz sedzia i decydowal kto moze opuscic mecz i z jakiego powodu, a kto zostanie za to ukarany?! Szczegolnie, ze grafik jest dopasowywany do prywatnych zespolow, w ktorych gra czesc dziewczyn i to jest <i>ok,</i> ale inne zajecia najwyrazniej sie nie licza?! Ostatnio ktos zlozyl na trenera oficjalna skarge i teraz bardzo mnie kusi zeby zrobic to samo, bo facetowi wydaje sie chyba ze jest "bogiem"! :O W ogole organizacja tego zespolu mnie dobija i korci mnie zeby napisac do klubu, ale zastanawiam sie jak to rozgryzc. Z jednej strony uwazam, ze nie powinnam puscic tego wszystkiego plazem, ale z drugiej, mam w pamieci, ze jesli sie gdzies nie przeniesiemy (a nie planujemy), to Bi bedzie z tymi dziewczynami chodzila do szkoly przez kolejne 5.5 lat, a ja bede sie natykac na tych rodzicow i mozliwe ze bede zmuszona wspolpracowac z nimi przy okazji jakichs szkolnych uroczystosci. Zastanawiam sie po prostu czy "oplaca" mi sie robic szum. Ale jestem bardzo, <i>bardzo </i>zla, co mi sie ogolnie rzadko zdarza... :/<br /></p><p>W kazdym razie, po tej porazce zwanej meczem, wrocilysmy z Bi do domu, gdzie Nik byl juz mocno spanikowany. Kawaler nie ma oczywiscie telefonu, wiec mozliwosci kontaktu, a dziewczyny maja mecze dluzsze, z kazda polowa trwajaca 35-40 minut. W dodatku myslalam, ze M. wroci do domu zaraz po pracy, gdzie dojechalby okolo 11:25, a tymczasem pojechal do Polakowa i ostatecznie wrocilysmy z Bi pierwsze. Mlodszy bal sie, ze cos sie stalo, biedaczysko... Do domu wrocil malzonek, ale dlugo w nim nie zabawilismy, bo stwierdzilismy, ze skoro nie ma zadnych popoludniowych meczow, to bedzie idealny dzien zeby zabrac mojego tate na lunch z okazji urodzin. Te wypadaly mu w poniedzialek, ale to dzien szkolno - pracujacy, wiec wiadomo, ze ciezko bylo cos zorganizowac. Oczywiscie lekki dylemat mielismy gdzie jechac, ale Potworki jednoglosnie domagaly sie bufetu chinskiego, wiec padlo na niego. Te bufety to zawsze takie troche "straszne" miejsca, bo zastanawiam sie czy wszystko jest swieze i jak to jest przyrzadzane, ale zaleta jest, ze kazdy moze nie tylko zjesc ulubione potrawy, ale jeszcze sprobowac czegos nowego. A ze ostatnio bylismy kilka lat temu, wiec stwierdzilismy, ze ok; moze byc. Pojechalismy i wszyscy niezle sie bawili i objedli. Nawet dzieciaki, co jest szokiem, bo jeszcze ostatnio Nik na chinskim bufecie jadl pizze i frytki. :D Tym razem pojadl i mieska i poprobowal nawet owocow morza, choc zdecydowanie mu nie podeszly. Bi, wzorem swojej matki, wpierdzielala krewetki, malze, kraby oraz osmiorniczki. :D Na koniec dzieciaki, ktore przezornie wziely zapas monet cwiercdolarowych, <i>musialy </i>nakarmic rybki. Chinskie bufety czesto maja tu male sztuczne sadzawki. W tym maja tez maszynke z pokarmem i kazda garstka kosztuje wlasnie 25 centow. Potworki zwykle nie pamietaly o tym, tym razem jednak przyjechali przygotowani i rybska pojadly chyba "pod korek". :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMKbrfK1UTdQZMUffncV1MoVdKOB1KQi9I0V5unUUVlFCXQdyy-WCi1bYLZU3SMWW4Wm_I5MKLRqDuAcxJNYp5wzs_-BXguQfBcvlRHlGyI9T7ngFU9V7XP5AJP9XiC6uJ1s8Oy_tH_8ExuY-N06Vy3hyIFonby16iXF3eLwN4CxgAq_3KV6tUg0PQ9uQ/s542/IMG_4915_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="542" data-original-width="407" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMKbrfK1UTdQZMUffncV1MoVdKOB1KQi9I0V5unUUVlFCXQdyy-WCi1bYLZU3SMWW4Wm_I5MKLRqDuAcxJNYp5wzs_-BXguQfBcvlRHlGyI9T7ngFU9V7XP5AJP9XiC6uJ1s8Oy_tH_8ExuY-N06Vy3hyIFonby16iXF3eLwN4CxgAq_3KV6tUg0PQ9uQ/s320/IMG_4915_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Sadzac po rozmiarach rybek, wszystkie przychodzace tam dzieciaki hojnie sypia karma :)</span><br /></div><div> <p></p><p>Wychodzac zgarneli jeszcze po dwie gumy z maszynki i ruszylismy do domu, odwozac po drodze dziadka. </p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvLwDcOIpN8rg9osqAl-CHJP38duhf23Cyve253R0P25sOIITwyoTb8VBS3W7IUYeHggyAinXO4BQr0jIBBL5GQar4v8Yph5w4mYicfDRqNs_sCRIRH3cOLnRXh5jEEFHIs5a5RJ17HbJ6M0exp2RbGkHhRUXdSftyUocxhQ7XgmI2mg_3GC0G6qEWik4/s558/IMG_4917_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="558" data-original-width="419" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvLwDcOIpN8rg9osqAl-CHJP38duhf23Cyve253R0P25sOIITwyoTb8VBS3W7IUYeHggyAinXO4BQr0jIBBL5GQar4v8Yph5w4mYicfDRqNs_sCRIRH3cOLnRXh5jEEFHIs5a5RJ17HbJ6M0exp2RbGkHhRUXdSftyUocxhQ7XgmI2mg_3GC0G6qEWik4/s320/IMG_4917_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Te gumy-kulki to jakies wariactwo. Taka maszynka jest tez w schronisku przy stoku narciarskim i wiecznie brakuje w niej gum, bo wszystkie dzieciaki biora je garsciami (mimo, ze za kazda trzeba wrzucic pieniazka)!</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Bylismy potwornie przejedzeni, ale do domu weszlismy tylko na moment zeby usiasc i pomoc jedzeniu ulozyc sie w brzuchu, po czym jechalismy do... kosciola. Bardziej mialam ochote na drzemke, ale M. mial w niedziele pracowac, a Bi grac mecz juz o 9 rano. Co prawda po tym porannym odechcialo mi sie pilki kompletnie, ale w pamieci mialam, ze jak nie pojedzie, to przesiedzi <i>kolejny </i>mecz. :/ A i tak maja duzo mniej meczow niz chlopaki... Pojechalismy wiec i podczas kazania ledwie bylam w stanie utrzymac otwarte oczy, a Nik oparl glowe o moje kolana i autentycznie zasnal! :D Wrocilismy do chalupy i dzieciaki wkrotce zaczely dopraszac sie jedzenia. Nie ma jak szybki metabolizm. ;) Sama dopiero o 20 poczulam sie glodna, a M. w ogole. Cale popoludnie narzekal na zgage i nudnosci, a wiadomo, ze jak facetowi cos dolega, to "umiera". :D Martwilam sie, ze czyms sie zatrul i w nocy bedzie wymiotowal, ale okazalo sie, ze przespal ja spokojnie, wiec raczej cos mu po prostu siadlo na zoladku. ;) Wieczorem zas dostalam wiadomosc na aplikacji z pilki, ze odwoluja mecz Bi, bo miejscowosc, do ktorej mielismy jechac, ma zalane boiska. Zdziwilam sie, bo wcale az tak nie lalo, a w sobote popoludniu przestalo padac, za to zerwal sie mocny wiatr, wszystko mialo wiec czas zeby przeschnac. Poniewaz jednak chwilowo nie mialam ochoty patrzec na trenerow, wiec wrecz sie ucieszylam. Nie mowiac juz o tym, ze dalo nam to mozliwosc odespania tygodnia i dosc wczesnej pobudki w sobote.</p><p>W niedziele moglismy wiec sobie pospac, choc calkowitego relaksu tez nie bylo, bo na 11:30 rozgrzewke mial Nik. Odwolany mecz Bi to bylo blogoslawienstwo, nie tylko ze wzgledu na dluzszy sen. Inaczej musialabym jechac ze Starsza na 8:20 na rozgrzewke, a przy dlugosci meczow dziewczyn, pewnie wrocilabym do domu tylko na szybkie siusiu, po czym pedzilabym z Kokusiem. A tak, to przynajmniej ranek byl spokojny, choc Mlodszy, otumaniony dluzszym snem i grami od rana, marudzil ze dlaczego ten mecz tak wczesnie. <i>Wczesnie</i>! :D Mielismy tyle czasu, ze poza sniadaniem i wzglednym ogarnieciem sie, Potworki zdazyly jeszcze przymierzyc stroje na Halloween.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhP9W68rUHp6WfQIodbd5BQGQAdjIMnfHF8St8qbBf3RwLqBYRF4RQ9u8QeREwLIjkLWFxJHG6BJ3CjemEBfjbpgjKq6pOroOWzlIiNQA0OmW2xTPDqLxOJHrE39918cdCIlfmAQEbPvGCcz_0GX9xr3CubwIZ3MKB5zMtXLDM6S2zXK895DnEeXc-Dwso/s571/IMG_4920_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="571" data-original-width="429" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhP9W68rUHp6WfQIodbd5BQGQAdjIMnfHF8St8qbBf3RwLqBYRF4RQ9u8QeREwLIjkLWFxJHG6BJ3CjemEBfjbpgjKq6pOroOWzlIiNQA0OmW2xTPDqLxOJHrE39918cdCIlfmAQEbPvGCcz_0GX9xr3CubwIZ3MKB5zMtXLDM6S2zXK895DnEeXc-Dwso/s320/IMG_4920_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">To nie jest kompletny stroj Bi, choc nawet wtedy trudno rozpoznac co to za przebranie, wiec napisze od razu, ze mial to byc "pirat". Powiedzialam pannie, ze to malo "piracko" wyglada, ale sie nie przejela :D</span><br /></div> </div><div><p></p><p>Powiedzialam Bi, ze to raczej ostatni rok kiedy pojdzie ze mna i Kokusiem. Dla mnie 12 lat to wlasnie taki limit. Potem to juz chyba troche obciach, po pierwsze prosic o cukierki, a po drugie lazic z rodzicem. Owszem, widze bandy mlodszych nastolatkow, ale one zawsze chodza grupa, bez mamy czy taty. Jak Starsza za rok stwierdzi, ze chce isc z kolezankami, to ok. Ale mam nadzieje, ze uzna, ze to siara. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2EOMct4Y7Yin1AWgHAhraWvNYPhWQLAhzCpwIDyexcSSeLsJhwevzMV95lD_ztq79S0UZJbofTa0pnWl8X7L9vYa0DvZH9qFYi-b5LinzZPGnb1cvrVZjHUUVUy-VJz2YkPa0lcZjRgEm468xNOZ1Wf5i8XFstgLf8zn3Ep0jIm8DBOKaqznDMO_yuLI/s571/IMG_4919_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="571" data-original-width="429" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2EOMct4Y7Yin1AWgHAhraWvNYPhWQLAhzCpwIDyexcSSeLsJhwevzMV95lD_ztq79S0UZJbofTa0pnWl8X7L9vYa0DvZH9qFYi-b5LinzZPGnb1cvrVZjHUUVUy-VJz2YkPa0lcZjRgEm468xNOZ1Wf5i8XFstgLf8zn3Ep0jIm8DBOKaqznDMO_yuLI/s320/IMG_4919_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kostium Kokusia moga rozpoznac milosnicy gier komputerowych i musze przyznac, ze Mlodszy ma do niego idealna urode oraz kolor wlosow. Ktos, cos? ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ranek przelecial dosc szybko i czas byl ruszac na mecz. Odstawilam panicza na rozgrzewke, po czym zaszylam sie w aucie. Jesli spojrzycie na ponizsze zdjecie, na pewno nie domyslicie sie, ze mielismy... 12 stopni, a do tego potwornie wialo. Wiekszosc rodzicow miala kurtki i pozakladala na glowy czapki lub kaptury. Dzieciaki sa za to jakies "gorace", bo tylko niektorzy mieli pod koszulkami dodatkowa warstwe. Paradoksalnie, byli to <i>ci</i>, ktorzy przegrali wiekszosc meczu, wiec raczej sie w niej spocili. ;) Nik uparl sie, ze nie chce dodatkowej koszulki na dlugi rekaw i odpuscilam, wiedzac ze w plecaku ma bluze jakby co. Tu powinien nastapic kolejny wku*w, ale chyba u chlopakow juz przyzwyczailam sie do niesprawiedliwosci. Mlodszy gral naprawde dlugo w pierwszej polowie, co oslodzilo troche fakt, ze w drugiej nie wyszedl ani na chwile. Zreszta, nic chyba nie przebije soboty i meczu Bi... Dobrze, ze chociaz <i>ten </i>trener pozwala chlopakom z tylu kopac do siebie pilke, to nie nudza sie i jest im cieplej. Poprzedni wsciekal sie i kazal chlopakom siedziec i patrzec na mecz, strofujac ich nawet jak zaczynali z nudow glosniej gadac... Poza tym, tym razem w drugiej polowie trener nie zmienil <i>nikogo</i>, poza jednym chlopcem, ktory musial wyjsc za kontuzjowanego kolege. Bylam zla mniej ze wzgledu na Kokusia, a bardziej ze wzgledu na jego kolege. Ci najnowsi w druzynie zwykle bowiem graja najmniej i tak bylo juz za poprzedniego trenera. W kazdym razie, od poczatku sezonu, podstawowy sklad chlopakow jest taki sam, a potem trener ich zmienia w zaleznosci od potrzeby i humoru. Kiedy ten facet przejal pozycje trenera, inny ojciec zadeklarowal sie, ze pomoze mu "w miare swojego ograniczonego czasu". Szybko okazalo sie, ze tego czasu praktycznie nie ma i nie pojawia sie ani na treningach, ani na meczach. Jego syn oczywiscie tez nie. Tym razem, o dziwo, na mecz stawil sie caly zespol, co zdarza sie niepomiernie rzadko. Pojawil sie tez ten "asystent" i jego syn. Do czego zmierzam? Otoz, pomimo ze byl to raptem <i>drugi </i>mecz w tym sezonie, na ktory chlopak przyjechal, znalazl sie w pierwszym skladzie i przegral praktycznie calutka rozgrywke. Przyznaje, ze gra naprawde dobrze, ale! Przez to, ze on zostal od razu wystawiony, trener wsadzil na lawke rezerwowych innego chlopca. Ten chlopiec jest w zespole o przynajmniej rok dluzej niz Nik, a w tym sezonie byl zawsze w pierwszym skladzie. Biedak, zostal zdegradowany tylko dlatego, ze tamci w koncu znalezli czas, zeby pojawic sie na meczu! Bardzo to nie <i>fair</i>. I choc uwazam, ze (jak u Bi) kara za ominiecie meczu zdecydowanie <i>nie </i>powinien byc kompletny zakaz gry w nastepnym, ale jednak pierwszenstwo w grze powinni miec wedlug mnie chlopcy, ktorzy przyjezdzaja na wiekszosc treningow i meczow. A nie, ze ktos sie zjawi raz w miesiacu i "po znajomosci" bedzie gral caly mecz. Strasznie bylo mi szkoda tamtego "zdegradowanego" gracza... Tak czy owak, Nik nie narzekal, bo druga polowe spedzil kopiac pilke z innymi rezerwowymi, a koszulke mial tak brudna, jakby faktycznie gral, bo dla zabawy przewracal sie na trawe. ;) Chlopaki ostatecznie przegraly 1:2. A jesli wczesniej myslalam, ze mecz Bi odwolali na wyrost, to zmienilam zdanie, kiedy zobaczylam, ze za boiskiem, ktorego powierzchnia jest polokragla (pewnie dla odprowadzenia wody), zostala wielka kaluza. Jedna z pilek, ktora przeleciala nad bramka, odzyskali dopiero po meczu, bo wczesniej nikomu nie chcialo sie brodzic po kostki w wodzie. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZ4gDGGUB_-lye1g0HsG66xHlwLTqJqXLXAvXDsp8ugHHUvmeLDoxLTg1GF5ZTI_rUTEc1IPZqEapoqTiWBbA9qznuKow_27e8rOkF9cwXtA3wOIVwr7DYqKFRLHs97Y3hupx3Y48hbX8SECVcxJAiuWnO-rkmKe3DJTSWLqMziYGUhUgEEj1X3cbsg6Q/s511/IMG_4926_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="438" data-original-width="511" height="274" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZ4gDGGUB_-lye1g0HsG66xHlwLTqJqXLXAvXDsp8ugHHUvmeLDoxLTg1GF5ZTI_rUTEc1IPZqEapoqTiWBbA9qznuKow_27e8rOkF9cwXtA3wOIVwr7DYqKFRLHs97Y3hupx3Y48hbX8SECVcxJAiuWnO-rkmKe3DJTSWLqMziYGUhUgEEj1X3cbsg6Q/s320/IMG_4926_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik jak zwykle daleko od glownej akcji ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po meczu zajechalismy jeszcze z Kokusiem po kawe i do domu wrocilismy dopiero przed 14. Popoludnie uplynelo na wstawianiu i skladaniu prania, zmywarki, jakiegos tam ogarniania, itd., z racji, ze w sobote wiekszosc dnia spedzilismy poza domem. Dzieciaki za to obejrzaly pierwsza czesc Narnii, mimo ze widzialy ten film juz dobrych kilka razy.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXS4CepepZLYgZzbpz1sb4t-fmLshjCRkfH7iH6m6bzhhQwQoAv-Z0H3hjKTCSIc5fJbFBn_X9oDDAjNeXHKkMpyqHr4jhc83u0Gq_HZzvLngMhL8isH-r1b2xPxzhQAizgelVBt5739jrqazMmPRWxtFeMyBKZFksMxtaCtX2NQx81vFNPL39hhDQiPw/s665/IMG_4928_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="499" data-original-width="665" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXS4CepepZLYgZzbpz1sb4t-fmLshjCRkfH7iH6m6bzhhQwQoAv-Z0H3hjKTCSIc5fJbFBn_X9oDDAjNeXHKkMpyqHr4jhc83u0Gq_HZzvLngMhL8isH-r1b2xPxzhQAizgelVBt5739jrqazMmPRWxtFeMyBKZFksMxtaCtX2NQx81vFNPL39hhDQiPw/s320/IMG_4928_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kinomani</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nawet my z M. od czasu do czasu przysiedlismy i obejrzelismy po kilka minut. ;) I tak weekend przelecial. Jak zwykle duzo szybciej niz czlowiek by chcial. :D</p><p>Poniedzialek zaczal sie od pobudki w niemal calkowitych ciemnosciach. Jak ja tego nie lubie!!! W Polsce nadchodzi upragniona zmiana czasu; my musimy poczekac dodatkowy tydzien... Rano jak zwykle: wyslac na autobus Bi (tym razem jej kolezanka juz tam stala, wiec nie musialam z nia isc), po czym obudzic Kokusia i wyprawic go do szkoly. Panicz mial tego dnia wycieczke szkolna, wiec bral ze soba tylko wode. Jedzenie mieli miec dostarczone ze szkoly. On odjechal, ja pokrecilam sie po domu i zaczelam zbierac do wyjscia, kiedy... dotarlo do mnie, ze przepadl kot. Wychodzilam raz, drugi, trzeci, z jednej strony domu, z drugiej... Przez ogrod z przodu przemknela ruda kotka sasiadow, a po naszym ani sladu. :/ Zrobilo sie, jak kiedys, pol godziny po moim zwyklym czasie wyjscia z domu, wiec na taras wystawilam jej wode, jedzenie oraz "domek", zeby mogla sie w razie czego schowac przed wiatrem. Jeszcze raz zawolalam, ale skoro jej nie bylo, to pojechalam do pracy. Kiedy wyjezdzalam, przez podjazd przemknela druga kotka sasiadow. Normalnie wszystkie sasiedzkie koty sie u nas skupily, tylko nasz wlasny polazl gdzie indziej... Nie moglam sie w pracy za bardzo skupic, bo caly czas wyobrazalam sobie Oreo miauczaca pod drzwiami zeby ja wpuscic. Wiem, czasem <i>mientka </i>jestem. :D W kazdym razie, kiedy nadeszla pora zeby zrobic moje zwyczajowe koleczko wokol budynku w pracy, zamiast chodzic, wskoczylam w auto i podjechalam do chalupy. Zaleta mieszkania 10 minut od roboty. ;) Podjechalam pod dom i szybko zlokalizowalam kiciula w chaszczach przed domem. A wiec zdecydowala sie wrocic! ;) I nawet nie biegla do mnie jakos szczegolnie steskniona, a przeciez walesala sie po podworku przez prawie 5 godzin... Bylam jednak bardzo szczesliwa, ze moge ja zamknac bezpieczna w domu. Mniej szczesliwa bylam, ze musze wracac do pracy. :D Po robocie podjechalam do szkoly Bi, zeby odebrac panne, ktora zostala tego dnia na fitnessie. Zajechalysmy jeszcze do biblioteki, bo chciala wypozyczyc kolejna ksiazke na wyzwanie. Maja w szkole biblioteke, ale wolno im ja odwiedzac tylko w okreslone dni, bo przerwy maja za krotkie zeby buszowac miedzy regalami. :) Ostatnio zazwyczaj zajezdzamy do starszej i mniejszej biblioteki, bo mamy ja niemal po drodze do domu. Sama zwykle tylko wchodze i od razu skrecam w lewo, do pokoiku wyznaczonego na literature dziecieca oraz mlodziezowa. Tymczasem w poniedzialek, Bi zapragnela zobaczyc reszte przybytku, wiec ruszylysmy na druga strone. I niespodzianka! Wiedzialam, ze budynek jest stary, ale nie mialam pojecia, ze ma az tak piekny wystroj i architekture!</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLVNp27mFhpWRr8lrWGsVuBO1pwReD9czqh77fhxlKUMJDHRYB5oBOesNS9GKvanjTk_-DV9cljwa-YjkjnmYEODJLVO5EyWSTAzCfy7kV2rVQ8UOV0m3BRLyzov6yfEcgcgSV6JfEGNAnto7t_K0O334vodhEqMP_qCP9Szv8q-SbXSp5QzJPR81FnjI/s573/IMG_4929_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="573" data-original-width="430" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLVNp27mFhpWRr8lrWGsVuBO1pwReD9czqh77fhxlKUMJDHRYB5oBOesNS9GKvanjTk_-DV9cljwa-YjkjnmYEODJLVO5EyWSTAzCfy7kV2rVQ8UOV0m3BRLyzov6yfEcgcgSV6JfEGNAnto7t_K0O334vodhEqMP_qCP9Szv8q-SbXSp5QzJPR81FnjI/s320/IMG_4929_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Wiekszosc gory zajmuja stare egzemplarze encyklopedii i jest zamknieta dla gosci</span><br /></div></div><div><span style="font-size: x-small;"> </span><p></p><p>Poogladalysmy sobie z zachwytem zakamarki, po czym w koncu ruszylysmy do domu.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWYV52pAEoejTPEP0Sb-spP8AES_t59VEK3e9iV6PoRW5SGdXJzH6REdUZsv1SwmCxLEdDov3y1R4uApExmU_F_gxazKpoyFRn0hxASDjMHbh__6xrPI4E81SrtyFwL3VZa4UzR-WrjFeMI_guba9TzPclDSWEI8oBtQRRZojghqWnkN5Zvrc6nK8arNo/s713/IMG_4930_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="713" data-original-width="536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWYV52pAEoejTPEP0Sb-spP8AES_t59VEK3e9iV6PoRW5SGdXJzH6REdUZsv1SwmCxLEdDov3y1R4uApExmU_F_gxazKpoyFRn0hxASDjMHbh__6xrPI4E81SrtyFwL3VZa4UzR-WrjFeMI_guba9TzPclDSWEI8oBtQRRZojghqWnkN5Zvrc6nK8arNo/s320/IMG_4930_1.jpg" width="241" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Piekna klatka schodowa, prowadzaca do... toalet na drugim pietrze ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Korzystajac z w miare znosnej aury, porzucalam z dzieciakami do kosza.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWydB9SrDlS4jJdOrek5B1Dwwhk2qMC_1W8PLS5SZnbpnzVjPGb-vXUGRXwvjSbgETtca0L5j84QLh1CZJZTXVth1cvTsg0vmK56IW0S5BGfIJhw1ABr6dN3G2Od4-TcmWlWG3zD52Q34GfM6V0yLG511TPdKpXzvlxBHHn5_lBQVRw9JEh_l-uDKj8-I/s490/IMG_4932_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="367" data-original-width="490" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWydB9SrDlS4jJdOrek5B1Dwwhk2qMC_1W8PLS5SZnbpnzVjPGb-vXUGRXwvjSbgETtca0L5j84QLh1CZJZTXVth1cvTsg0vmK56IW0S5BGfIJhw1ABr6dN3G2Od4-TcmWlWG3zD52Q34GfM6V0yLG511TPdKpXzvlxBHHn5_lBQVRw9JEh_l-uDKj8-I/s320/IMG_4932_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik zalozyl, wyciagnieta z dna szafy, peleryne udajaca nietoperza :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Potem Bi musiala odrabiac lekcje bo miala tego dnia zadane naprawde duzo. Nik lekcji nie mial wcale, z racji ze byl na wycieczce (odwiedzali rzadowe budynki w stolicy Stanu), ale przymusilam go zeby chociaz przecwiczyl gre na trabce.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeWt-LfYQpijSyX7IY8mw8TN-jyfs1ihfL5tTusgwdYVkvwMAK1Lx95OcU48FMZFytmirHN73rlxRTWzeK6WcEvv_rsyNXosecq2kNpdJRjOyD3KiUqcEYvw6nrybfzArpRsvAoJqUGMThJQhh2zChU03iyj-JxrrC3dgkXBfiVcc4uFfG7JJfc7Sfasg/s712/IMG_4933_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="534" data-original-width="712" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeWt-LfYQpijSyX7IY8mw8TN-jyfs1ihfL5tTusgwdYVkvwMAK1Lx95OcU48FMZFytmirHN73rlxRTWzeK6WcEvv_rsyNXosecq2kNpdJRjOyD3KiUqcEYvw6nrybfzArpRsvAoJqUGMThJQhh2zChU03iyj-JxrrC3dgkXBfiVcc4uFfG7JJfc7Sfasg/s320/IMG_4933_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Trabimy ile tchu...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>A pozniej Bi wspomniala, ze chce mnie o cos zapytac i sprawila ze opadla mi szczeka. Otoz, panna zastanawia sie czy nie wrocic na zime na <i>druzyne plywacka</i>! :O No szok kompletny! Rzucila przeciez plywanie ponad 2 lata temu i od tego czasu nawet nie chciala slyszec o powrocie. Kazde, najmniejsze napomkniecie konczylo sie fochem. I nagle, sama z siebie stwierdza, ze chcialaby wrocic?! Coz, przyznaje ze zareagowalam malo entuzjastycznie... W skrocie to powiedzialam jej, ze oczywiscie, ze moze wrocic, ze byla w plywaniu naprawde dobra i rezygnacja byla naprawde kiepska decyzja, ale (!) mam pewne obiekcje co do tego pomyslu. Znam charakter tej mojej pannicy, wiec wiem co moze nas czekac. Oznajmilam wiec, ze moze wrocic razem z Kokusiem kiedy zakonczy sie pilka. Ma w ten sposob jeszcze dwa tygodnie na dobre zastanowienie sie. Jesli bowiem wroci, to nie chce po miesiacu uslyszec, ze zmienila zdanie i juz jej sie nie podoba. Musi byc przygotowana zeby plywac przez caly sezon zimowy, ktory konczy sie mistrzostwami w polowie lutego. Poza tym niech sobie zdaje sprawe, ze bez wyczynowego plywania przez taki czas, na pewno stracila plynnosc ruchow przy wszystkich stylach, nie mowiac o tym, ze na pewno nie jest w takiej formie co dzieciaki plywajace regularnie. Kilka tygodni bedzie wiec zmeczona, obolala i na pewno nie tak szybka jak moglaby byc. I na tym stanelo. Zobaczymy co panna postanowi. Decyzje bedzie jednak musiala podjac troche wczesniej niz za dwa tygodnie, bo zaden z jej strojow kapielowych nie nadaje sie na druzyne plywacka, a dodatkowo jedyny czepek, ktory walal sie po szafce w lazience, gdzies wsiakl. :/</p><p>W nocy spalam fatalnie. Gdzies musialo mnie przewiac (klania sie pewnie jazda z uchylonymi oknami w aucie) i juz w poniedzialek czulam sztywnosc karku i nie moglam przekrecic glowy w bok. Wiele razy w zyciu juz mnie dopadla i zwykle, choc upierdliwa, to dalo sie wytrzymac. Tym razem byl koszmar. Budzilam sie niezliczona ilosc razy, bo kazdy obrot i zmiana pozycji, to byl przeszywajacy bol. Niestety, rano nadal kark i prawa strone szyi mialam sztywne, a bol pojawial sie nawet przy zwyklym napieciu miesni, np. kiedy odkladalam cos na stol, czy... odchrzaknelam. :O Rano we wtorek, jak zwykle wyszlam z Bi na przystanek. Jak na zlosc, staralam sie trzymac szyje w cieple, a na zewnatrz mielismy 4 stopnie i wiatr, zas autobus przyjechal dopiero o 7:18. :/ W koncu Starsza odjechala, a ja obudzilam Kokusia, zjedlismy sniadanie i przyszla pora na jego wyjscie do szkoly. Tym razem juz normalnie z plecakiem i trabka do kompletu. ;) Jego autobus na szczescie przyjechal doslownie zaraz po naszym dojsciu na przystanek. Przysieglam sobie, ze tego dnia kota nie szukam jesli znow przepadnie i chyba to wyczula, bo sama wrocila na czas. :D Szyja i kark caly dzien mi dokuczaly, wiec stwierdzilam, ze odpuszcze sobie jazde z dzieciakami na trening. Zawsze z M. chodzimy, a wtedy - wiadomo, czlowiek troche sie zgrzeje, spoci, a ze wieczorem temperatura spada w piorunujacym tempie, wiec zaraz od nowa by mnie zawialo... Kiedy wrocilam do domu, rzucilam wiec M. propozycje: moze pojechac z dzieciakami sam, albo mozemy odpuscic sobie trening. Za ta ostatnia propozycja najbardziej optowala Bi. ;) Ewentualnie moglam jechac, ale siedziec w aucie, co bylo oczywiscie bez sensu. Spodziewalam sie, ze malzonek zrezygnuje, ale o dziwo stwierdzil, ze zabierze dzieciarnie sam. No szok. :D Oni wiec pojechali, a ja zostalam w chalupie, obkladajac szyje i kark rozgrzewajacymi kompresami. Staralam sie tez wykorzystac ten czas na cos pozytecznego, wiec poscieralam kurze, schowalam do plastikowych pojemnikow poduszki z kampera (bo lezaly luzem w piwnicy, a nie chcialam zeby sie kurzyly) i ogarnelam troche salon. Zawsze tak jest, ze jak go posprzatam, jest pustawo i porzadnie, ale potem dzieciaki, pomalu i niemal niezauwazalnie, znosza do niego kolejne pierdolki... I nagle czlowiek patrzy blizej, a zamiast salonu ma graciarnie. ;) Poznosilam wiec kupe dupereli, odpowiednio do pokoi dzieciakow albo bawialni w piwnicy, podelektowalam sie cisza i wygrzalam szyje. O dziwo, juz po kilkunastu minutach z cieplym okladem, moglam odchylic glowe maksymalnie w bok. Dobra nasza. :) Wrocila rodzina, a z nia ruch i harmider. Oczywiscie panna Bi dopiero wtedy zabrala sie odrabianie lekcji, ale na szczescie uwinela sie dosc sprawnie. Za to my z M. zasiedlismy zeby zamowic... bilety do Polski! Nie planowalismy robic tego tak wczesnie, ale malzonek kilka dni temu sprawdzil z ciekawosci i okazalo sie, ze mozna znalezc niezla cene na wakacje, gdzie zwykle placi sie jak za zboze. Troche musielismy kombinowac z powrotnym lotem, bo polaczenia byly albo o nieboskiej porze, albo trzeba bylo doplacac po $500 (za osobe), ale ostatecznie udalo sie znalezc kompromis. W ten sposob mamy bilety na... sierpien. A ja w ogole sie nie ciesze. Nie dlatego, ze nie chce leciec. Po prostu zostalo jeszcze tyle czasu, ze fatalistka we mnie szepcze, ze pierdylion razy moze cos wyskoczyc, zmienic sie, wybuchnac kolejna pandemia, itd. Nastawiam sie wiec na baaardzo dlugie czekanie. ;)<br /></p><p>W srode rano bylo juz przyjemniej, bo "az" 7 stopni. Roznica moze niewielka, ale odczuwalna. Tylko Bi zdziwila sie, ze "przeciez mialo byc cieplej", zapomniawszy, ze dzien wczesniej zalozyla dlugie spodnie, a tego ranka miala krotkie spodenki. ;) Niestety, cieplejsze dni o tej porze roku oznaczaja, ze rano mamy kilka stopni, a po poludniu... 21. Tak, na kilka dni wrocilo prawie lato. :) Panna pojechala, a ja wrocilam do chalupy budzic Kokusia. Mimo, ze poprzedniego wieczora zasnal zaraz po czytaniu, a wiec krotko po 21, wstal niezadowolony i bez humoru. Dotarlismy w koncu na przystanek, panicz odjechal, a ja wrocilam do domu, zeby nakarmic kiciula i posiedziec jeszcze z cieplym kompresem na szyi. Bylo zdecydowanie lepiej, bo w nocy obudzilam sie tylko raz czy dwa razy i bol nie byl tak przeszywajacy, choc na tyle mocny, zeby mnie przebudzic. Rano moglam krecic glowa na boki, choc odchylenie do tylu bylo bolesne, a bol wracal przy niby zwyklych czynnosciach, jak podniesienie ramienia, czy wysuniecie go do przodu, zeby cos chwycic. Starosc nie radosc normalnie. :D W miedzyczasie Oreo wydzierala sie pod drzwiami, wiec ja wypuscilam i... tyle ja widzialam. Wolalam kilka razy, ale mialam tego dnia w pracy meeting, wiec nie moglam wyjsc pozniej. Ostatecznie wystawilam na taras jedzenie i wode i zostawilam niesfornego kiciula na zewnatrz. Na szczescie, jak pisalam wyzej, bylo bardzo cieplo, wiec przynajmniej nie bylo obawy, ze zmarznie. ;) Napisalam do Bi w porze kiedy jechala autobusem, ze kot jest gdzies na dworze i zeby sie za nia rozejrzala wkolo domu. Okazalo sie, ze dlugo szukac nie musiala, bo Oreo spala pod stolem na tarasie. Czyli pierwszy raz zaliczony. ;) Wrocilam do domu, ale, choc sroda powinna byc naszym dniem na oddech, nie dane bylo mi poleniuchowac. Przez ciagle weekendowe deszcze oraz brak organizacji w zespole Bi, wlasnie na ten dzien dziewczyny mialy wyznaczony zalegly mecz. I to na 19, czyli z rozgrzewka na 18:20. :( Porazka... Owszem, Nikowi tez zdarzalo sie grac w srodku tygodnia, ale zawsze najpozniej o 17:30, jeszcze w dziennym swietle. Tutaj mecz przy sztucznym swietle i w obcym miejscu. Bi marudzila, ze nie chce jechac, choc najbardziej nie miala ochoty na rozgrzewke, a nie sam mecz. Jechala oczywiscie z nami sasiadka i zaczynam juz zlosliwie stwierdzac, ze moze to i dobrze, ze Starsza chce zrezygnowac z pilki, bo sasiedzi beda musieli wrocic do samodzielnego zawozenia corki na treningi oraz mecze. Sasiad mial wymowke, ze... pracuje. O godzinie 19?! No ale ok, kojarze, ze kiedys jego malzonka wspomniala ze on faktycznie chyba do tej pory pracuje.. Tyle ze, po pierwsze, widzialam kilka razy, ze wykonywal sluzbowe telefony stojac na uboczu lub siedzac w aucie, a po drugie, mogl zaproponowac, ze skoro ja dziewczyny zawioze, to on je odbierze. Albo chociaz wlasna corke... Ale nie... W kazdym razie, zabralam dziewczyny i dojechalysmy tylko kilka minut spoznione. Niezlym wyczynem bylo znalezienie boiska, choc znajdowalo sie ono przy szkole sredniej. Szkole znalezlismy bez trudu, nawigacja oglosila, ze jestesmy na miejscu, a po boisku... ani sladu. Przejechalysmy naokolo budynku, przez jakies nie do konca "legalne" drozki i juz mialam zawrocic i poszukac jeszcze raz od strony glownej ulicy, kiedy z oddali zamigotaly mi swiatla. Okazalo sie, ze boiska byly upchniete hen, daleko, nie przy samej szkole, tylko na krancu terenu, przy jakims szpitalu. Coz, przynajmniej byl tam przyszpitalny parking, bo z tego przy szkole, mielibysmy dobrych 10 minut marszu. ;) Pannice pobiegly sie rozgrzewac, a ja posiedzialam jeszcze te prawie pol godziny w aucie. Poszlam na boisko popatrzec jak im idzie, dopiero na poczatek rozgrywki. Tym razem, na szczescie, Bi grala calkiem sporo. W pierwszej polowie byla pierwsza z rezerwowych, ktora weszla na boisko.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjKnQPwiUHwENxAi4wO5rHMfkp_9Fr7pH0sLn_6EVZF7AM1YctwlHZI5N3uVWZVPLwHyKQD7zykMu-Cz1vE3ozW2hv5ysPUPRhBKsaesg4vottPC24FdmX0tEWWpn0DBUR3Ym1UWx-2drcX0p3EA3l3FU5xpBzj8cVxtnd1xRRD_sslSvGAz7LB9GPKs8/s622/IMG_4950_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="439" data-original-width="622" height="226" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjKnQPwiUHwENxAi4wO5rHMfkp_9Fr7pH0sLn_6EVZF7AM1YctwlHZI5N3uVWZVPLwHyKQD7zykMu-Cz1vE3ozW2hv5ysPUPRhBKsaesg4vottPC24FdmX0tEWWpn0DBUR3Ym1UWx-2drcX0p3EA3l3FU5xpBzj8cVxtnd1xRRD_sslSvGAz7LB9GPKs8/s320/IMG_4950_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Starsza przejmuje pilke</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Moze trener poczul sie winny po przetrzymaniu jej ostatnio na lawce przez caly mecz. :/ Niestety, dziewczynom wyraznie nie szlo i przegraly 0:3. Mozliwe, ze byla to pozna pora i byly juz zmeczone, a moze fakt, ze przeciwny zespol mial swietna, bardzo szybka napastniczke, zas u nas obrona wybiegala niewiadomo dlaczego do przodu, a potem nie nadazala zeby wrocic. Znow bede zlosliwa, ale corusia managerki zespolu byla wlasnie w obronie, a ta dziewucha jest jedna z tych, ktorych trener w ogole nie sciaga z boiska. Podejrzewam, ze jej matka w jakis sposob wymusila to na trenerze, bo to dziwne, ze wszystkie panny od czasu do czasu schodza, a ta nigdy. Dziewczyna jest baaardzo wysoka (wyzsza ode mnie, a mam 170 cm) i wyglada bardziej na lat 16 niz 12, ale nawet ona, z tymi dlugasnymi nogami nie dawala rady dogonic napastniczki przeciwnikow. W ten sposob dziewczyny stracily dwie bramki. Ktos by pomyslal, ze pierwszy raz czegos je nauczy i obrona przestanie wybiegac niemal pod bramke przeciwnej druzyny (bo i po co?!), ale gdzie tam. Musial byc ten drugi. Trzeci gol wpadl juz typowo - w zamieszaniu pod bramka niewiadomo jak pilka wleciala w siatke, a bramkarka nawet nie zdazyla drgnac. ;) Mecz skonczyl sie dopiero o 20:20 i az przebieralam nogami zeby ruszac spowrotem. Nie ma jednak tak dobrze. Trener (ktory powinien, do cholery, wiedziec, ze jest srodek tygodnia i szkola nastepnego dnia) urzadzil dziewczynom pogadanke i gledzil, gledzil... i konca nie bylo. Wszyscy rodzice stali i spogladali tesknie... W koncu panny zaczely isc przez boisko, ale oczywiscie bez pospiechu, a za to z zartami i przepychankami. ;) Do domu dotarlysmy z Bi o 20:45. :/ Malzonek juz spal, rzecz jasna, ale Nik siedzial w salonie i strzelil focha kiedy spytalam dlaczego nie umyl zebow, nie przebral sie w pizame i nie siedzi juz w lozku... Wieczor uplynal wiec dosc nerwowo, bo przygotowania na kolejny dzien musialy sie odbyc w przyspieszonym tempie.<br /></p><p>Czwartkowy ranek uplynal zwyczajnie. Rano Bi na autobus, a potem Nik. Jedyna mala sensacja bylo kiedy Maya przegonila z ogrodu ruda kotke sasiadow. Nie wiem co sie z tym psem na starosc (konczy w tym roku 10 lat!) dzieje. Cale zycie miala koty w nosie, a teraz nagle je gania. Albo to reakcja na to jak niedawno kocur innych sasiadow zamachnal sie na nia pazurami, albo moze rozpoznaje Oreo jako "swojego" kota i jakby broni jej przed obcymi? Bo kiciul tez sie akurat krecil po ogrodzie. Nie wiem, ale wyglada, ze ma jakas osobista wendete przeciw sasiedzkim kotom. ;) Po odjezdzie ostatniego dziecka, wrocilam do domu, ale Oreo miala mnie w nosie. Zawsze rano daje jej mokra karme na sniadanie i juz spodziewalam sie, ze bede ja musiala wystawic na taras, ale o dziwo, w koncu sama przyszla (moze w brzuchu jej burczalo :D) i juz zostala w domu. Pojechalam do pracy, gdzie niestety czekaly nas kiepskie wiesci. Po pierwsze, zarzad budynku nie ma zamiaru ustapic i na sile chce nas wywalic, wraz z 16 innymi firmami. Po drugie, firmie znow koncza sie fundusze i zostala zwolniona nasza administratorka. Na wszystkich pozostalych padl oczywiscie blady strach, bo podejrzewamy, ze to tylko kwestia czasu, a przyjdzie nasza kolej... :( Do domu wrocilam wiec w fatalnym humorze, a na dzien dobry okazalo sie, ze Nik narzeka na straszny bol gardla i nie chce nic jesc. Zajrzalam mu w paszcze i gardlo mial rzeczywiscie bardzo czerwone. Na trening oczywiscie nie pojechalismy, bo i Bi marudzila ze nie chce. Dodatkowo, przez trening we wtorek i potem mecz w srode, panna byla do tylu z zadaniami do szkoly. Poza zwykla praca domowa, zadaja jej bowiem mnostwo dluzszych projektow, ktore musi oddac np. w piatek, albo do konca miesiaca, itd. Takie spokojne popoludnie bylo jej wiec ogolnie potrzebne. Pod wieczor Nik zaczal sie dodatkowo pokladac i glowe mial wyraznie cieplejsza. Termometr pokazal 37.7, wiec witamy kolejne chorobsko. :/ Wiadomo bylo, ze do szkoly oczywiscie nie pojdzie. Na szczescie M. i tak planowal wziecie dnia wolnego w piatek, zeby skorzystac z pieknej pogody i porobic przedzimowe porzadki w ogrodzie. Tego dnia mielismy bowiem 26 stopni.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpWe7jo5zXc2-h9JFiFz2PshuqoTZIycHrOtuWMEmxsMgg-DDMdQyBThjftRP4wAreBLnZRQgR_4A7oTQv5hsOpPIHHkCNcWgS4v_LSYp21T76YunpaqLul30FOgBfaDJ6MOUnQnWbqTHQ3fo6Ck7NCM4Y0oVgLI6r6bdJxOA4vQtDwYkabd6uUawD8go/s481/IMG_4955_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="481" data-original-width="361" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpWe7jo5zXc2-h9JFiFz2PshuqoTZIycHrOtuWMEmxsMgg-DDMdQyBThjftRP4wAreBLnZRQgR_4A7oTQv5hsOpPIHHkCNcWgS4v_LSYp21T76YunpaqLul30FOgBfaDJ6MOUnQnWbqTHQ3fo6Ck7NCM4Y0oVgLI6r6bdJxOA4vQtDwYkabd6uUawD8go/s320/IMG_4955_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Ta jesienna sceneria zupelnie przeczyla temperaturze</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Tyle samo mialo byc w piatek, zas na sobote zapowiadaja rekord mogacy dojsc nawet do 30! A od niedzieli spadek do 12-14, czyli powrot jesieni. :(<br /></p><p>Piatek zaczal sie zupelnie inaczej i oczywiscie bylam kompletnie zagubiona i nie moglam sie ogarnac. W dodatku bylam mocno niedospana, poniewaz sasiedzi urzadzili sobie do poznej nocy imprezke. Zrobilo sie cieplo, wiec zaprosili znajomych i siedzieli chyba do 2 nad ranem, smiejac sie, pokrzykujac i puszczajac muzyke. Normalnie ciesze sie, ze nie zamieszkalismy tu z 10 lat wczesniej, kiedy byli mlodzi! :O Wtedy tu musialy byc ciagle imprezy! Teraz oboje maja przynajmniej 50tke, a bez przerwy przyjezdzaja znajomi, krewni, corka z zieciem i kiedy noce sa cieple (jak przez wiekszosc lata), halasuja na tarasie do pozna. A ze okno naszej sypialni wychodzi wlasnie na ich taras, wiec nawet jak je zamkniemy, calkiem dobrze ich slychac... Poniewaz malzonek bral wolne, wiec zaoferowal Bi, ze zawiezie ja do szkoly. Dzieki temu moglysmy z panna pospac o 15 minut dluzej, choc kiedy zeszlam na dol, okazalo sie ze juz spakowala sobie sniadaniowke i wode, czyli nie mialam nic do roboty. Zyczylam wiec corce milego dnia i, poniewaz nie musialam szykowac Kokusia, poszlam zwinac sie jeszcze w klebek pod koldra. ;) Na wszelki wypadek nastawilam budzik i dobrze, bo jednak udalo mi sie przysnac. Kiedy zadzwonil chcialam sie jeszcze poprzeciagac i chwile delektowac lozkiem, ale uslyszal go kiciul i zaczal dobijac sie do pokoju. Normalnie wydzierala sie, skakala na drzwi, wariactwo! :D W koncu wstalam i ja wpuscilam, a wtedy... wskoczyla na lozko i siedziala tam mruczac. I to po to bylo to darcie?! Kiedy na dobre wstalam, Nik juz nie spal. Oznajmil, ze gardlo juz go nie boli, ale za to mial kompletnie zawalony nos. O 9:30 rano mial juz 37.0 stopni, co nie wrozylo dobrze na wieczor. Jak na zlosc, mial miec tego dnia ewaluacje z koszykowki. Wszyscy chlopcy zapisani do druzyn rekreacyjnych mieli byc sprawdzeni pod katem umiejetnosci, zeby ich rozdzielic mniej wiecej po rowno. Jesli nie maja gdzies notatek z zeszlego roku, beda musieli przydzielic Kokusia "na czuja". :D Mecze rowniez stanely pod znakiem zapytania, a szkoda, bo to juz przedostatni weekend sezonu. Pojechalam do pracy, gdzie atmosfera byla bardzo napieta i wszyscy az wstrzymali oddech kiedy nagle zjawil sie szef i zawolal do siebie jedna z kolezanek. Okazalo sie jednak, ze tylko ustalali kroki w jakims eksperymencie. :D Po pracy pojechalam jeszcze na zakupy spozywcze, a potem juz do domu, rozpakowac je i dychnac lekko przed zabraniem Bi na siatkowke. I tu szef znow przyprawil mnie o zawal, bo zadzwonil nagle z pytaniem, czy zmienialam informacje w automatycznym przelewie pensji. Odpowiedzialam zdziwiona, ze nie, a szef podziekowal i rozlaczyl sie zanim otrzasnelam sie i zapytalam o co chodzi. Oczywiscie mialam potem tysiac mysli na minute, ze przeciez dzien wczesniej dostalam maila potwierdzajacego, ze pensja ma wplynac w przyszlym tygodniu, wiec co sie dzieje? Pamietajac zwolnienie kolezanki dzien wczesniej, spanikowalam, ze szef mnie chce zdjac z listy plac i ze w poniedzialek dostane wypowiedzenie... Dopiero pozniej przyszlo mi do glowy zeby sprawdzic maile z pracy. Okazalo sie, ze ktos probowal podszyc sie pode mnie i zmienic konto, na ktore wplywa moja pensja! Na szczescie i strona zajmujaca sie wyplatami i szef, wylapali oszustwo, a ten ostatni zadzwonil do mnie upewnic sie, czy to faktycznie nie <i>ja </i>cos chcialam zmienic. I z jednej strony poczulam ulge, ze poki co mam prace, ale z drugiej, taka proba przejecia mojej wyplaty tez jest bardzo niepokojaca... :O W kazdym razie, chwilke posiedzialam i czas bylo zabrac Bi na siatkowke. Szkoda, ze to juz przedostatnie zajecia, bo panna naprawde je polubila. Mam nadzieje, ze za jakis czas ponownie cos takiego zorganizuja...</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmJ9v7JTgnFJrnx6LtYtsdKNbHVSmhBqSrzaA0zvQmrCXz48mwgbCzo6t_HOfkLP5TxmoXx3HsQSXjS68lrxDUwu6lo5MB0ycP7sbHdjewvdxw2rWYo5GuCAxGfFhEY9Js4NmIIvCpm5Vdn3_TqSpps_rZwNXDSnWhE5vQ0jioDKBSw1whsA_NOcMjDfs/s558/IMG_4960_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="419" data-original-width="558" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmJ9v7JTgnFJrnx6LtYtsdKNbHVSmhBqSrzaA0zvQmrCXz48mwgbCzo6t_HOfkLP5TxmoXx3HsQSXjS68lrxDUwu6lo5MB0ycP7sbHdjewvdxw2rWYo5GuCAxGfFhEY9Js4NmIIvCpm5Vdn3_TqSpps_rZwNXDSnWhE5vQ0jioDKBSw1whsA_NOcMjDfs/s320/IMG_4960_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Gdzies ta pilka odlatuje jej do tylu ;)</span><br /></div></div><div><span style="font-size: x-small;"> </span><p></p><p>Dziewczyny pocwiczyly odbijanie pilki, ja nagadalam sie az do chrypki ze znajoma i czas byl wracac. Nik dostal lekarstwo przeciwgoraczkowe o 14, ale o 19 mial nadal tylko 37 stopni, mimo ze teoretycznie nie powinno juz dzialac. Odetchnelismy troche, ale nie na dlugo, bo juz dwie godziny pozniej zaczal narzekac na bol glowy, a termometr pokazal 38. Wlasciwie jednak duzo to nie zmienilo, bo i tak nie planowalam zabierac go na mecz kolejnego dnia. Zreszta, w niedziele tez nie, bo nie sadzilam zeby calkowicie doszedl do siebie, a pogoda miala byc paskudna.</p><p>Na koniec: kiciul.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbOLjMCmd4WsB2SeCZk7onOly0tVyR-DDPAtKLg4is_cFB51AsMIGTExZCJOp_OeRbJAq8LWWuE4m9Rt5Vj0z6ao5Op4ab4tf7wercK3p08Xqev1Zi0Fb-RE8m2z5IKMovkKFIGeLRZCO9MVOA6uPnqeOXRDNb9W9ak0IlRp_EYeWV6DVaX-H2H7ReteA/s422/IMG_4952_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="398" data-original-width="422" height="302" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbOLjMCmd4WsB2SeCZk7onOly0tVyR-DDPAtKLg4is_cFB51AsMIGTExZCJOp_OeRbJAq8LWWuE4m9Rt5Vj0z6ao5Op4ab4tf7wercK3p08Xqev1Zi0Fb-RE8m2z5IKMovkKFIGeLRZCO9MVOA6uPnqeOXRDNb9W9ak0IlRp_EYeWV6DVaX-H2H7ReteA/s320/IMG_4952_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">"Kot Patrol" :D</span><br /></div></div><div> <p></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-70923015646818544012023-10-20T23:25:00.010-04:002023-10-20T23:29:43.690-04:00Niby spokojny tydzien, a sporo sie dzialo<p>W sobote, <u>14 pazdziernika</u>, mnie oraz Kokusiowi nie dane bylo pospac. Dzien zaczal sie meczykiem, z rozgrzewka juz o 8:40 rano, a na miejsce jechalo sie okolo 20 minut. Trzeba bylo wiec wstac raptem pol godziny pozniej niz w normalny dzien. Mlodszy oczywiscie obudzil sie z fochem i tupaniem nogami i musialam mocno zagryzc zeby, zeby nie zafundowac mu opierdzielu z samego rana. W koncu mnie tez nie chcialo sie wstawac, a to byl <i>jego </i>mecz... Zebralismy sie jednak w miare sprawnie, zostawilismy Bi jeszcze wylegujaca sie w lozku (M. byl w pracy, rzecz jasna) i pojechalismy. Mimo, ze miejscowosc docelowa znam calkiem niezle, bo kiedys w niej pracowalam, to tych boisk nie kojarzylam. Okazalo sie dodatkowo, ze adres przynalezy do parku oddzielonego od nich rzeka. Poczatkowo krazylam tam, myslac, ze gdzies za drzewami schowane sa boiska, dopiero Nik dojrzal je, przeswitujace zza rzeki. Byl tam mostek, ale od parkingu musielibysmy przejsc praktycznie caly park. Wyjechalam wiec zeby poszukac blizszego i byl, ale trzeba bylo wyjechac na glowna droge i podjechac od zupelnie innej strony. Nie tylko ja jedna mialam problem ze zlokalizowaniem boisk (ludzie z przeciwnego zespolu mowili, ze <i>wszyscy </i>sie tam gubia - ciekaaawe dlaczego :D), wiec kiedy dotarlam (a przez to bladzenie, zostalo tylko kilka minut do poczatku rozgrywki), okazalo sie, ze mamy dziewieciu chlopakow - akurat tylu, zeby zaczac mecz, ale bez zadnych rezerwowych. Dla Kokusia bylo to idealne, bo przynajmniej zostal od razu wystawiony. ;) Po jakims czasie dojechal kolejny zawodnik, ale ostatni (z deklarujacych obecnosc, bo dwoch nie bylo) dotarl dopiero pod koniec pierwszej polowy. Dzieki temu, Nik gral wiekszosc czasu do przerwy, a i w drugiej polowie trener sporo go wystawial.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8wpyInZO0IqydEKNiYSu0dPutaSSbs6o5VRv9oZNTGHt6Z3ll9pVp2Ez7N_fzFTyXk1q612gDuaYa1y50CMNDXjokyJCZna04obJwhRVptSmQXcAJwu1Vze6KertLi7iHlvkDs0c0EHit_K2AncwPcHXDK4Hjha5waVgIL61DtaUDskvK3i4XTLsy490/s554/IMG_4849_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="381" data-original-width="554" height="220" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8wpyInZO0IqydEKNiYSu0dPutaSSbs6o5VRv9oZNTGHt6Z3ll9pVp2Ez7N_fzFTyXk1q612gDuaYa1y50CMNDXjokyJCZna04obJwhRVptSmQXcAJwu1Vze6KertLi7iHlvkDs0c0EHit_K2AncwPcHXDK4Hjha5waVgIL61DtaUDskvK3i4XTLsy490/s320/IMG_4849_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mlodszy wyglada jakby szykowal sie do odebrania pilki koledze, choc to oczywiscie niemozliwe ;)</span><br /></div><div> <p></p><p>Moze dlatego, ze od poczatku zdecydowanie wygrywali, ale przynajmniej choc raz sobie chlopak pogral. ;) Mecz zakonczyl sie wygrana 5:1, wiec wszyscy zawodnicy (nasi oczywiscie) wyjechali zadowoleni. Wrocilam z Mlodszym do domu i przez ten wczesny dzien mialam wrazenie, ze jest juz popoludnie, a byl caly czas ranek. ;) Ogarnialam cos tam w chalupie jak zwykle, wrocil z pracy M. i tak mijal dzien, bo pogoda sie popsula i zaczelo padac. Cale szczescie, ze chlopaki mecz rozegrali jeszcze "na sucho". Po poludniu pojechalismy tez do kosciola, bo malzonek mial pracowac kolejnego dnia. Przy raptem 14 stopniach i deszczu, nie byla to przyjemna "wyprawa" i z ulga wrocilismy i zaszylismy sie juz na dobre w domu. Taki wieczor akurat zeby zakopac sie pod kocykiem z goraca kawa czy herbatka... ;)</p><p>W niedziele M. pojechal rano do pracy (biedak), ale ja i dzieciaki odsypialismy caly tydzien. I to <i>jak</i>! Po dlugim spaniu, wylegiwalismy sie jeszcze troche w lozkach (ja z mruczaca mi w nogach Oreo) i w koncu wstalismy dopiero o 10. Zjedlismy sniadanie i... dostalam sms'a od taty, ze wpada na kawe! A dzien wczesniej rozmawialismy, ze jada zrobic to, co przelozyli z poprzedniej niedzieli i ze raczej skoncza dopiero po poludniu! Okazalo sie, ze z dwoch robot zrobili tylko jedna, bo mieli jakies problemy. Czym predzej zabralam sie wiec za ciasto. Zaczne chyba piec ciacho obowiazkowo w soboty, bez wzgledu na to, co mowi rodziciel, tak na wszelki wypadek. ;) Na szczescie dolaczyla do mnie Bi, wiec we dwie poszlo nam duzo sprawniej niz samodzielnie. A i tak dziadek wpadl kiedy jeszcze wszystko mieszalysmy, wiec na deser musial poczekac. Posiedzial jak zwykle dosc dlugo, ale uciekl przed meczem Polska:Moldawia, choc mowilam, ze moze obejrzec u nas. Wolal jednak wracac, zeby jednoczesnie zaczac szykowac sie na kolejny tydzien pracy. Wkrotce po jego odjezdzie i my zasiedlismy przed telewizorem.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMCTqSZNf4np7yrEw6Ydrp5n-Far-6dYDMQmEhaNfLr4MA6I3IilTYXAZfgBlC842IdmDwzA0JauxCow1KBnr2xinJgTNiOhjtRu8rABEQbnDPiGNG-LPbPEC4-c7le30cwbh3jjAMNe9R63QtlhpV-dLuZqre3WEh4aKCvTe5BMgzOQSg1R0SffFU_JU/s664/IMG_4861_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="499" data-original-width="664" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMCTqSZNf4np7yrEw6Ydrp5n-Far-6dYDMQmEhaNfLr4MA6I3IilTYXAZfgBlC842IdmDwzA0JauxCow1KBnr2xinJgTNiOhjtRu8rABEQbnDPiGNG-LPbPEC4-c7le30cwbh3jjAMNe9R63QtlhpV-dLuZqre3WEh4aKCvTe5BMgzOQSg1R0SffFU_JU/s320/IMG_4861_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kibicowalismy... i co z tego?! :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Bi rowniez rozsiadla sie w fotelu, zapominajac, ze ostatnio jest z pilka nozna na bakier. ;) Nik wolal grac na konsoli. Ja krazylam, troche ogladajac, a troche cos tam robiac (wiadomo, ze w domu robota nigdy sie nie konczy), ale szczerze, to zupelnie nie ogladajac tez duzo bym nie stracila... :D Potem to juz zagonic Kokusia do kapieli i przygotowywac wszystko na poniedzialek.</p><p>Ten zaczal sie dosc nerwowo, bo... nie zadzwonil budzik Bi. Albo zadzwonil, ale panna go wylaczyla i spala dalej. Nie jestem pewna, bo choc zwykle mnie tez budzi, to tym razem go nie slyszalam. Zbudzilam sie o swojej zwyklej porze i zdziwila mnie cisza. Juz jednak kilka razy sie zdarzylo, ze Bi zachowywala sie na tyle cicho, iz musialam chwile nasluchiwac zeby dotarly do mnie jakies dzwieki z dolu. Tym razem jednak, po chwili stwierdzilam, ze ta cisza jest cos podejrzana. Poszlam do pokoju corki, a ona spi w najlepsze, z mruczacym donosnie (tym razem u niej) kotem. :D Zwykle kiedy wstaje, ona jest juz umyta, ubrana i je sniadanie, tym razem wiec musiala mocno przyspieszyc zeby ze wszystkim zdazyc. Wyrobila sie jednak, a autobus, jak na zlosc, przyjechal lekko spozniony. Fajnie byloby miec jakas apke, ktora sledzilaby, w ktorym jest miejscu, zeby czlowiek mogl wyjsc z domu na czas i bez czekania prawie 15 minut. ;) Pobieglam potem do domu, zeby obudzic Kokusia, ktory spal w najlepsze jak zabity. Wyprawic syna, odprowadzic na autobus (ktory przyjechal "normalnie"), a potem juz nakarmic kota i moglam jechac do pracy. Oreo wyjatkowo nie pchala sie za bardzo na dwor. Niby "wolala" pod drzwiami kiedy jeszcze byla w domu Bi, ale kiedy je otworzylam, cofnela sie spowrotem. Podobnie, kiedy wychodzilysmy na autobus, podbiegla, ale zamiast wyjsc, stala w progu. Zostawilam drzwi uchylone, bo wiem, ze te z siatka umie sobie popchnac i przecisnac sie przez utworzona w ten sporob szpare. Kiedy jednak wrocilam po odjezdzie Starszej, kot nadal byl w domu. Dopiero troche pozniej zamiauczal pod drzwiami i kiedy je otworzylam, wybiegl. Spodziewalam sie, ze nie bede sie mogla jej dowolac, ale kiedy wrocilam po odprowadzeniu Nika, przybiegla po chwili za mna. Zjadla sniadanie i o dziwo, zamiast znow domagac sie wypuszczenia, wskoczyla na swoja wieze i ulozyla sie na drzemke. Pojechalam do pracy, a z niej musialam wyjsc minimalnie wczesniej, zeby odebrac Bi, ktora zostala znow na fitnessie. Pogode mielismy tego dnia po prostu "dzika". Kiedy dojechalam do pracy, bylo piekne slonce, dosc szybko jednak sie zachmurzylo. Temperatura dobila do 14-15 stopni, wiec nie powalala, ale prawie nie bylo wiatru, wiec dalo sie wytrzymac. Poszlam na moj zwyczajowy spacer w srodku dnia i pod koniec zaczelo delikatnie kropic, ale to wszystko. Moj komp w jednym rogu pokazuje mi jednak pogode i w ktoryms momencie wskoczyl tam "ulewny deszcz". Siedze zaraz przy oknie, wiec spojrzalam, ale zadnego deszczu nie widzialam. W koncu jednak wstaje zeby wracac do chalupy, a tam... chodniki i parapet mokrusienkie, ale jednoczesnie nad drzewami blekitne niebo i slonce. Czyli w ktoryms momencie faktycznie lunelo. Podjechalam po panne nadal w sloncu, ale w ciagu kilkunastu minut jazdy do domu, zdazylo sie zachmurzyc i znow zaczac padac. Wariactwo. :D Popoludnie uplynelo spokojnie, bowiem poniedzialek to dzien bez zajec. Bi odrobila lekcje, poszla na spacer z Maya, a potem czytala. Czyta w tej chwili 4 ksiazki na raz. :D Jedna dla przyjemnosci, jedna do klubu czytelniczego (ktory "klubem" nie powinien sie nazywac, tylko lekcja z literatury, bo jest obowiazkowy ;P) oraz dwie na wyzwanie czytelnicze. Wyzwanie polega na przeczytaniu w ciagu roku szkolnego po jednej ksiazce z danego rodzaju. Rodzajow jest 15, a Bi przeczytala juz dwa. Teraz dwa kolejne, wiec ambitnie idzie do przodu. Osoby, ktore zalicza wyzwanie dostana w prezencie wybrana przez siebie ksiazke, a dodatkowo beda mieli imprezke na zakonczenie roku. Starsza siedziala wiec z nosem w ksiazce, zas Nik nudzil sie jak mops. Najpierw poszedl pograc w kosza, ale mimo, ze przestalo padac, bylo mokro i slisko, wiec szybko sie poddal. Mial odrobic prace domowa, ale... zapomnial jej wziac! :O To juz ktorys raz i kiedys go udusze, slowo honoru. Na szczescie maja w szkole czas wolny na dodatkowe powtorzenie czegos, samodzielne czytanie, czy dokonczenie jakichs zadan i Mlodszy moze w tym czasie odrobic lekcje. Ponoc liczy sie, zeby oddac ja do konca dnia. Troche martwilo mnie, ze nie bede miala jak sprawdzic czy nie porobil jakichs bledow, ale moze pora poluzowac nieco lejce i zaakceptowac, ze jak sie pomyli to nie bedzie konca swiata. ;) Przymusilam go chociaz do przecwiczenia melodii na trabke, co zreszta tez bylo potrzebne.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibr9jafB5nNHrcxLu8kRM-MpXJDrdSHaL9xMjVIBvSifS9yhoMEsUvueZTU19qZHay72oP1zKDmVtMcBDp_b3mMlhnzPGJ9u60vpihnF18FqCnFsrvwJS7AOlnxfTw1vWJwCtTnJ2zjycCrNY23CXPMDy-mN5Qzogmzlw8vfJEzDZWM0TUVRY1WdjprWk/s575/IMG_4870_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="432" data-original-width="575" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibr9jafB5nNHrcxLu8kRM-MpXJDrdSHaL9xMjVIBvSifS9yhoMEsUvueZTU19qZHay72oP1zKDmVtMcBDp_b3mMlhnzPGJ9u60vpihnF18FqCnFsrvwJS7AOlnxfTw1vWJwCtTnJ2zjycCrNY23CXPMDy-mN5Qzogmzlw8vfJEzDZWM0TUVRY1WdjprWk/s320/IMG_4870_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Probowalam wiele razy, ale nie daje rady wydobyc z tego dzwieku. Trzeba miec niezle pluca :D</span><br /></div></div><div><span style="font-size: x-small;"> </span><p></p><p>Tego dnia otworzyli rejestracje do szkolnego klubu narciarskiego. Juz kilka maili przypominalo, ktorego dnia i o ktorej beda ja otwierac, ale poczatkowo myslalam o tym na luzie. Oczywiscie planowalam Kokusia zarejstrowac, nie czekajac az Bi zdecyduje czy chce, czy nie. W tym roku zreszta jest w innej szkole i stanowczo od poczatku mowila, ze nie chce. W sobote na meczu jednak, zagadnelam dwie mamuski, ktorych synowie zalapali sie w zeszlym roku do klubu i spytalam czy w tym roku chlopaki tez sie zapisuja. Obydwie przytaknely, a jedna dorzucila, ze punkt 18 (o tej godzinie otwierali rejestracje) bedzie siedziec przy kompie, zeby syna zapisac. Zdziwilam sie troche, bo rok temu, choc miejsca zniknely szybko, to jednak zajelo to kilka dni, wiec po co panikowac. Majac jednak w pamieci te rozmowe, jak rowniez zeszloroczna rozpacz Nika kiedy sie nie zalapal, krotko po 18 ja tez odpalilam laptoka i wyszukalam strone. Bylo troche nerwowo, bo najpierw musialam znalezc login i haslo (z tej strony korzystam maksymalnie 2-3 razy w roku), potem okazalo sie, ze potrzebuje informacje o ubezpieczeniu zdrowotnym, dodatkowe osoby do kontaktu, itd., wiec co chwila wstawalam lub siegalam po telefon, zeby czegos poszukac. Do wypelnienia bylo mnostwo stron i formularzy, a chodzi przeciez tylko o klubik ze szkoly, zawierajacy zawrotne <i>piec </i>wyjazdow na stok! Mlodszy stal mi nad uchem i podniecony trajkotal jak katarynka, wiec szybko go pogonilam. ;) W koncu sie jednak udalo, choc czy Nik na pewno dostal miejsce, bede wiedziec, jak sprawdza wszystkie formularze i oficjalnie napisza, ze jest ok. A najlepsze, ze kiedy wieczorem z ciekawosci weszlam na te strone, pokazalo, ze zostalo juz "mniej niz 5" miejsc. Pol godziny pozniej wyskakiwala informacja, ze mozna sie wpisac tylko na liste oczekujacych. :O To u Kokusia, ale w szkole Bi nie bylo duzo lepiej - wieczorem pokazalo, ze jest mniej niz 5 miejsc, ale o 11 rano we wtorek, juz wszystkie byly zajete i zostala lista oczekujacych. Czyli za rok bedzie taki sam wyscig, chyba ze Nik stwierdzi, ze juz nie chce (w co watpie). ;)</p><p>We wtorek budzik Bi juz zadzwonil (co ja pisze - zatrabil; nie wiem dlaczego ona nastawia go tak glosno!) juz normalnie i mimo, ze probowalam przysypiac, co chwila przebudzalo mnie skrzypienie drzwi do lazienki dzieci, gadanie panny do zwierzakow i szuranie dzwi tarasowych. Starsza po prostu ma w nosie, ze w domu sa inni, nadal spiacy ludzie... Zeszlam w koncu na dol, spakowalam Bi lunch i wode, po czym polecialam na gore umyc sie i ubrac. Poszlysmy na autobus, ktory niespodziewanie przyjechal juz o 7:10. Nigdy czlowiek nie wie czy bedzie czekac, czy niemal sie spozni. :D Na przystanku stala tylko Bi oraz chlopiec z drugiej "polowy" osiedla, a po kolezance Starszej ani widu, ani slychu. Nie bylam pewna, czy nie jest chora, ale na wszelki wypadek napisalam do jej taty, ze autobus wlasnie przyjechal. I po chwili przypedzili na przystanek! Dobrze, ze wehikul musi zrobic koleczko przez czesc osiedla i zajmuje mu to 2-3 minuty, wiec udalo im sie go zlapac, choc dotarli w ostatniej chwili. ;) Sasiad zatrzymal sie w drodze powrotnej, zeby mi pomarudzic, ze corka tyle czasu szukala po domu... skrzypiec (a to takie spore pudlo, a nie jakies malenstwo) i ze ma juz dosc bycia samotnym ojcem. :D Jego zona wyjechala na dwa tygodnie, wiec ogarnia rzeczywistosc sam. Nooo, w sumie i tak nie ma zle, bo popoludniami pomaga mu opiekunka. ;) Poza tym, moi panstwo, idzie zima! Nasz kiciul, od poczatku roku szkolnego, wychodzil z domu jak tylko Bi zeszla na dol i do mojego wyjscia do pracy, krazyl w te i we wte. Nieraz nie moglam sie go dowolac, a musialam juz wychodzic, albo (jesli pamietacie) szukalam go naokolo domu w deszczu. Tymczasem, wtorek byl drugim dniem, kiedy Oreo rano miala podworko w nosie. Niby podchodzila do drzwi, miauknela, ale jak sie je otworzylo, to popatrzyla i cofala sie do domu. W ktoryms momencie nawet wyszla na taras, ale lezala skulona pod stolem i po chwili znow darla sie, zeby ja wpuscic. Potem wychodzilam z Bi, z Nikiem, drzwi skrzypialy, szuraly, trzaskaly, Maya cala podniecona skakala z radosci, a kot... nic. Po odjezdzie Kokusia dalam jej sniadanie myslac, ze moze wyjdzie jak zapelni zoladek, ale gdzie tam. Kot wolal zaszyc sie w swoim domku, do ktorego przez cale lato nawet nie wchodzil...</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijBqwvptgCo4yRAakx31UlaPQdFIL0u2oCRCyNvPpMWYt3I_KRDmGjbCcgVi9Mw0rq2oTk6_CdoxTLPtMAjXEMk97LOY2SB5a-dghcMR0solne6I7Xn8zA0CixVd09SnGnQ9RQk612cqmh_yeHvkmioMoBKD8YWdKoFJE-imeXOzX7Xrzz8MQA3xMseCs/s571/IMG_4871_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="571" data-original-width="429" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijBqwvptgCo4yRAakx31UlaPQdFIL0u2oCRCyNvPpMWYt3I_KRDmGjbCcgVi9Mw0rq2oTk6_CdoxTLPtMAjXEMk97LOY2SB5a-dghcMR0solne6I7Xn8zA0CixVd09SnGnQ9RQk612cqmh_yeHvkmioMoBKD8YWdKoFJE-imeXOzX7Xrzz8MQA3xMseCs/s320/IMG_4871_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Teraz zapelnia juz praktycznie cala przestrzen, a jak wchodzila do niego wiosna, miala mnostwo wolnego miejsca :)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Najdziwniejsze jest to, ze temperatura wcale nie spadla jakos spektakularnie. Rano jest w zasadzie taka sama od paru tygodni, tylko w dzien przestala szybowac do ponad 20 stopni. Slonce tez jest wyraznie nizej, wiec moze kot czuje zmiany i jak typowy "piecuch" woli sie wygrzewac, niz biegac przez pokryte poranna, zimna rosa, krzaki i trawy. ;) W kazdym razie, pojechalam do pracy, wrocilam z niej (zajezdzajac po drodze do biblioteki), szybko cos przekasilam i czas byl jechac na treningi dzieciakow. Oni grali, my z M. chodzilismy. Zaryzykowalismy przejscie przez las, wzdluz rzeki i na szczescie w koncu wszystko obeschlo. Za to liscie tak sie juz sypia, ze momentami nie widac bylo sciezki (a przez to wystajacych korzeni i kamieni), zas komary nadal ciely. Co prawda nie az tak jak jeszcze tydzien temu, ale dalej sa.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJnfA3lhs0hyphenhyphentCCHO8znM46B6jquXRN3thN0Hk4xR2iV3tJTD9ZLYSZWF0hihz9neP6Uz-Yh8Pd4PhfbSHImeqowZIDllj-0eQaUhSUF4SRhgx2-OymBSJU_LbRirU1beNkuvm7nboM8nRcjTDYbk8xu3dte69pwEjap0VzxE5UrqXCNPXfmCZ1pbv3vw/s693/IMG_4874_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="487" data-original-width="693" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJnfA3lhs0hyphenhyphentCCHO8znM46B6jquXRN3thN0Hk4xR2iV3tJTD9ZLYSZWF0hihz9neP6Uz-Yh8Pd4PhfbSHImeqowZIDllj-0eQaUhSUF4SRhgx2-OymBSJU_LbRirU1beNkuvm7nboM8nRcjTDYbk8xu3dte69pwEjap0VzxE5UrqXCNPXfmCZ1pbv3vw/s320/IMG_4874_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik pedzi gdzies w zupelnie zla strone ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Trening dziewczyn przesuniety zostal na 17:15, wiec, przy pochmurnej pogodzie, konczyl sie kiedy bylo juz prawie ciemno. Na koniec trenerzy znow zgadali sie z innym zespolem chlopcow (tym razem rowiesnikami dziewczyn) i zagrali meczyk na sztucznej nawierzchni. Poza pelnowymiarowym boiskiem, na ktorym graly dziewczyny z <i>high school</i>, to turfowe boisko jest jedynym z oswietleniem. Panny mialy niezla zabawe (chlopaki tez) bo znaly wiekszosc przeciwnej druzyny ze szkoly, z niektorymi maja razem lekcje, wiec ciekawe bylo zmierzyc sie z nimi na boisku. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwI_j7E1TsxGIK1M80fAc0t4NxnMQDUVNX50irXfsZ3THobZCj6VpjOBoeZSXvwfYC87D9RTjKevVGBcA_LtBeIFZk9iYHMGeTjbu7Gn26SI4Pl_tpRtl3isH2bRaDv_PR8n6jcJnHcd3F6cfr9spxHJEPQJFKIwV-32HpgP_8yzMtQecfq3uGV9tcUmU/s619/IMG_4882_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="473" data-original-width="619" height="245" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwI_j7E1TsxGIK1M80fAc0t4NxnMQDUVNX50irXfsZ3THobZCj6VpjOBoeZSXvwfYC87D9RTjKevVGBcA_LtBeIFZk9iYHMGeTjbu7Gn26SI4Pl_tpRtl3isH2bRaDv_PR8n6jcJnHcd3F6cfr9spxHJEPQJFKIwV-32HpgP_8yzMtQecfq3uGV9tcUmU/s320/IMG_4882_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi w wyscigu do pilki</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wyniku nie znam, bo Bi powiedzial, ze przegraly 0:2, zas sasiad powiedzial mi kolejnego dnia, ze jego corka zrelacjonowala ze wygraly 1:0. Mamy wiec dwa kompletnie rozne wyniki. :D W czasie kiedy dziewczyny konczyly rozgrywke, Nik bawil sie obok na placu zabaw i pozniej dziewczyny do niego dolaczyly, pomimo "powaznego" wieku 12 lat. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9nyAkgGLy8oc40qIj1EakHm0vHS31yDFEhRyHa-1EEApcUXWxb9cmRvda_yO5kJ4qbwOT6zgvdVW59zpQte6QtLcoUYTfqx_K0fpYV0Kgfv6PKZ25hdcAWQMaYrM_oDFn8j4uh5fWPiOoYXsVqBVqn73ge3T-I1hdATROTcEXIP9TE-dYdXGFglCu_YM/s505/IMG_4884_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="505" data-original-width="379" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9nyAkgGLy8oc40qIj1EakHm0vHS31yDFEhRyHa-1EEApcUXWxb9cmRvda_yO5kJ4qbwOT6zgvdVW59zpQte6QtLcoUYTfqx_K0fpYV0Kgfv6PKZ25hdcAWQMaYrM_oDFn8j4uh5fWPiOoYXsVqBVqn73ge3T-I1hdATROTcEXIP9TE-dYdXGFglCu_YM/s320/IMG_4884_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Niestety, "obiekty" w ruchu, a moj telefon w przyciemnionym swietle robi zdjecia z opoznieniem, wiec zdjecie wyszlo jak wyszlo :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Odwiezlismy sasiadke, wrocilismy do domu i po chwili Oreo zaczela sie wydzierac pod drzwiami. spodziewalam sie, ze znow popatrzy i sobie odpusci, ale tym razem poszla. I... przepadla. Po jakiejs 1.5 godzinie zaczelismy sie niepokoic. Ja mialam mokre wlosy po prysznicu, wiec M. wychodzil co chwila to na taras, to przed dom i nawolywal. W koncu wzial nawet latarke oraz psa i poszedl na obchod wkolo ogrodu, ale kot albo go nie slyszal, albo ignorowal. W koncu malzonek poszedl spac, dzieciaki tez zaszyly sie juz w swoich pokojach, a kiciula nadal nie bylo. Zaczelam sie martwic, ze moze gdzies zahaczyla obroza i utknela. W koncu juz raz obrozke zgubila i podejrzewam, ze wlasnie gdzies sie na niej zaczepila i szarpiac, albo ja otworzyla, albo zsunela z lepka... Wreszcie, gdzies o 21:30, zalozylam na glowe kaptur od szlafroka i sama wyszlam na taras zawolac. I slysze: "mrrr, mrrr" i tup-tup-tup malych lapek po schodach! Wrocila niecnota! :D Nie wiem dlaczego woli sie krecic po ogrodzie w nocy...<br /></p><p>W srode rano powtorka z rozrywki. Autobus Bi przyjechal juz o 7:10, a Oreo nie miala ochoty wychodzic. ;) Nik obudzil sie sam, wiec mial niezly humor i te pol godziny z nim minelo calkiem przyjemnie, mimo ze to w sumie tylko sniadanie i mycie. Odjechal i kiedy wrocilam do chalupy, kiciul w koncu wybiegl na dwor. Przeszlo mi przez mysl, ze "to teraz bede jej szukac...", ale nic z tych rzeczy. Wrocila sama za jakies 15 minut, zjadla i zaszyla sie znow w swoim domku. Pojechalam do pracy, gdzie mielismy nie lada sensacje. Mianowicie, pod niemal same okna podszedl nam... niedzwiadek! Taki chyba juz dorosly, ale nadal mlody, bo choc najedzony i puchaty na zime, to nie byl jakis specjalnie duzy. Choc i tak cieszylam sie, ze akurat nie musze wychodzic z budynku, bo zatrzymal sie tuz obok drzwi wejsciowych. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXp7J6TGVhe32Q-K2PDctLS8wvE6xJ9bMVhsrsPcmY55QyzpFSPCUvyLupCJCuT4Z0S0jRz7feC9ER1Agsl5xun0WIx7_pbDJunZKX85dFLlRA8rmft8HrDhTlcs8J5lcv4xs-l24AXs3sNIdTQ-tkxoYjcCLQZfPQoRmw1NFvooVRN32U2DEqDzZ4Anc/s558/IMG_4888_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="558" data-original-width="420" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXp7J6TGVhe32Q-K2PDctLS8wvE6xJ9bMVhsrsPcmY55QyzpFSPCUvyLupCJCuT4Z0S0jRz7feC9ER1Agsl5xun0WIx7_pbDJunZKX85dFLlRA8rmft8HrDhTlcs8J5lcv4xs-l24AXs3sNIdTQ-tkxoYjcCLQZfPQoRmw1NFvooVRN32U2DEqDzZ4Anc/s320/IMG_4888_1.jpg" width="241" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tak to wygladalo, z zaznaczeniem, ze zdjecia nieco wszystko oddalaja. Byl naprawde blisko! ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Najlepsze, ze niedzwiedz stoi sobie i rozglada sie naokolo, a doslownie 20m dalej, przy stolikach piknikowych, siedzi grupka ludzi i je lunch! Zreszta, prawdopodobnie to zapach ich jedzenia przywabil miska, bo mieli zamowiona swieza pizze. Manager budynku odwaznie wyszedl na zewnatrz i zaczal wolac do jedzacych, zeby uwazali, bo obok maja "towarzystwo". :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNTHzyhMKbgt4qzXWVSXO__ImMY8BDKQXY-fLgnX1oGNiAJsKwN05tBcVgEhsTzvUkPVTuhj5WLTT-d2Y1dqdlRrtuJUHZPAaRRmDIo8FRxcH_CbxckEgBLJfCMf6rN3Xn9M9sL0ALH2Xm4uSx0eGtzfH6hfF7VaiyjsgIjovK28p-6nPvVPWw-vM_c1o/s463/IMG_4887_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="348" data-original-width="463" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNTHzyhMKbgt4qzXWVSXO__ImMY8BDKQXY-fLgnX1oGNiAJsKwN05tBcVgEhsTzvUkPVTuhj5WLTT-d2Y1dqdlRrtuJUHZPAaRRmDIo8FRxcH_CbxckEgBLJfCMf6rN3Xn9M9sL0ALH2Xm4uSx0eGtzfH6hfF7VaiyjsgIjovK28p-6nPvVPWw-vM_c1o/s320/IMG_4887_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Przyblizone zdjecie lepiej oddaje, jak widzialo sie go "na zywo"</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Niedzwiedz zreszta na jego wolanie uciekl miedzy drzewa, co jest prawidlowa reakcja. Nie chcemy zeby miski podchodzily do ludzi zbyt blisko. Moga zagladac do smietnikow i wyjadac resztki, ale na widok ludzi powinny sie wycofac. Grupka jedzaca zebrala wszystko i smiejac sie, wrocili do budynku, choc musieli minac miejsce, gdzie niedzwiec nadal patrzyl zza krzakow. ;) A ja zrezygnowalam z mojego codziennego spaceru, bo jednak troche strach... To jeszcze nie koniec przygod "zoologicznych". Kiedy kilka godzin pozniej wychodzilam do domu, na scianie budynku (ktora niewiadomo dlaczego przyciaga owady - giganty), siedzialo to:</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj765HEHxAEMbh_e3-8D_oUXyGxGB6plqWrNTgBfuxgpmE9e9vQ31JK1UgQWLSc7LymPOk-UrfqjSelpNtsGjyx7JlBALK6GNHO1XgP-1pvEFpIvc1Jr08gD4BH24V0GfRXuzAfpe99_jag7inQLEqJaGagiZWtDDmae9DJtDy-tj_MTgXhJi5I7RzZqgc/s577/IMG_4890_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="577" data-original-width="433" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj765HEHxAEMbh_e3-8D_oUXyGxGB6plqWrNTgBfuxgpmE9e9vQ31JK1UgQWLSc7LymPOk-UrfqjSelpNtsGjyx7JlBALK6GNHO1XgP-1pvEFpIvc1Jr08gD4BH24V0GfRXuzAfpe99_jag7inQLEqJaGagiZWtDDmae9DJtDy-tj_MTgXhJi5I7RzZqgc/s320/IMG_4890_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Fascynujace, ale do reki bym raczej nie wziela :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nie odwazylam sie przystawic dloni tuz obok, bo choc one raczej ludzi nie atakuja, to jakos tak nie czulam sie komfortowo. :D Po powrocie do domu obiad, a potem Potworki (wyjatkowo razem), chcialy pograc w kosza.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8ArCyfQW2FjNzJDF0Mb0EjdtORL78U6tARFHvY7cE7S-djNf_GwMLyyJ89chM-iCPOBHehCIBzhPseUHAh8hFwK6MYNdqvHjMkygfpYIeF2q4JsTtVORH0c4H8oR1KB7RXJto6aU8OMGnjznzUEBDCMntShgt-Yp8IkAV5ZsGfj5Qe8ofyO25XwPaYSA/s509/IMG_4892_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="382" data-original-width="509" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8ArCyfQW2FjNzJDF0Mb0EjdtORL78U6tARFHvY7cE7S-djNf_GwMLyyJ89chM-iCPOBHehCIBzhPseUHAh8hFwK6MYNdqvHjMkygfpYIeF2q4JsTtVORH0c4H8oR1KB7RXJto6aU8OMGnjznzUEBDCMntShgt-Yp8IkAV5ZsGfj5Qe8ofyO25XwPaYSA/s320/IMG_4892_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Widok Bi grajacej w kosza (ktora nadal twierdzi, ze nie lubi), to rzadkosc</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Coz, nie dane mi bylo wczesniej pospacerowac, wiec chociaz teraz sie poruszalam. Az zakwasow sie nabawilam. ;) Pozniej rozladowac zmywarke, wsadzic do niej brudy ze zlewu, posprzatac w dolnej lazience i takie tam. Posluchalam tez jak Nik cwiczy gre na skrzypcach, choc w szkole graja w kolko te same dwa utwory, wiec Mlodszy zna je prawie na pamiec.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2fSpnOW58cigQpEmCIMmdmllSQpw8HH-EFaeESVB46zpujdg1z1z9xaNQhv2nB4VLRnkXkwS9UfkSJ5Fg3olerrSTyIVkGUZm2eH_nFIPM10B52Hk1ciB9w6gYX10PpT830Pa7mIzqD9usev_nFce-vrYvLc6xvK9KfofM2g9EkB1S5X39byvFKLM23w/s647/IMG_4893_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="486" data-original-width="647" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2fSpnOW58cigQpEmCIMmdmllSQpw8HH-EFaeESVB46zpujdg1z1z9xaNQhv2nB4VLRnkXkwS9UfkSJ5Fg3olerrSTyIVkGUZm2eH_nFIPM10B52Hk1ciB9w6gYX10PpT830Pa7mIzqD9usev_nFce-vrYvLc6xvK9KfofM2g9EkB1S5X39byvFKLM23w/s320/IMG_4893_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Skrzypek na dachu :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Jest z nim za to inny problem. Slyszy, ze ktoras struna jest rozstrojona, mowi, ze nie brzmi prawidlowo, ale stwierdza, ze "jest ok", zamiast przerwac i ja dostroic! :D Bi za to ostatnio kompletnie buntuje sie przeciw cwiczeniom, twierdzac, ze maja tyle utworow, ze nigdy nie wie ktory beda grac. Juz zapowiedzialam, ze jesli nie bedzie cwiczyla, to za rok nie wypozyczam jej instrumentu. Bedzie spiewac w chorze, albo znajdzie sobie jakis inny przedmiot dodatkowy (ktorych maja chyba z tuzin), bo nie bede placic zeby ona sobie rzepolila byle jak. W szkole Kokusia zajecia muzyczne sa obowiazkowe, w <i>middle school</i> juz nie. Bi kiedys wspomniala, ze zaluje ze wybrala orkiestre, wiec teraz bedzie miala okazje zamienic ja na cos innego. ;) Nasz kiciul wieczorem znow przepadl bez wiesci, ale, pewnie dlatego, ze bylismy w domu i spedzila na dworze praktycznie cale popoludnie, okolo 20 sama zjawila sie pod drzwiami zeby ja wpuscic.<br /></p><p>W czwartek rano moje przewidywania co do nadchodzacej zimy, okazaly sie bledne, bo Oreo od rana byla jakas nabuzowana. Zwykle slyszac moj budzik, przychodzi do sypialni i wskakuje na lozko mruczac i domagajac sie miziania. Tym razem siedziala gdzies schowana i dopiero kiedy schodzilam na dol, wyprzedzila mnie na schodach, a potem puscila sie dzikim pedem przez salon. Kiedy szykowalysmy sie z Bi do wyjscia, kot tez juz czekal przed drzwiami. Krecila sie przed domem kiedy czekalam na autobus Starszej (ktory dla odmiany przyjechal dopiero o 7:15), a gdy pozniej wyszlam z Kokusiem, kiciul wylonil sie zza domu. Mlodszy odjechal, wrocilam do chalupy, a Oreo za mna. Dalam jej sniadanie, ale zjadla polowe i zaczela miauczec pod drzwiami tarasowymi. Wypuscilam ja, myslac, ze jak pozniej wroci, to dokonczy jedzenie. Tymczasem kiciul... wsiakl. Kiedy zblizala sie pora mojego wyjscia do pracy, zaczelam ja nawolywac. Z przodu domu, potem z tylu... Nic. Pokonczylam co chcialam zrobic przed wyjsciem i poszlam zawolac jeszcze raz. Nie ma. Stwierdzilam, ze dam jej jeszcze 10-15 minut, po czym znow wyszlam wolac. Zalozylam kalosze i obeszlam ogrod naokolo, liczac ze moze mnie uslyszy, jesli poszla nieco dalej. Niestety, nadal nic. Ostatecznie zrobilo sie pol godziny pozniej niz moja normalna pora jazdy do roboty, wiec stwierdzilam, ze nie moge polowy dnia czekac na kota! Wystawilam na taras miseczke z woda oraz suchym jedzeniem zeby miala sie czym pozywic i jeszcze raz zawolalam, tak na wszelki wypadek. Iiii... leci cos czarnego spod tarasu!!! Miala skubana szczescie, bo tym razem to byla juz naprawde ostatnia chwila! ;) Mniej szczesliwa rzecza (choc bardziej dla mnie) bylo to, ze kiedy ja poglaskalam, poczulam cos pod palcami. Stworzenie niemozliwie puchate, ale dostrzeglam cos brazowego w czarnej siersci. Na szczescie kot nie wyrywal sie i nie uciekal, wiec udalo mi sie rozchylic kudelki i, jak sie obawialam, znalazlam... kleszcza! Nie byl wbity oczywiscie, bo kot jest kropiony, ale zostawiony na Oreo, poszedlby niewiadomo gdzie. Maya tez kropiona, wiec mozliwe ze na ktoregos czlowieka. :/ Kleszcz zostal spuszczony w kibelku i moglam w koncu jechac do pracy. Przy wejsciu do budynku okazalo sie, ze "znajoma" modliszka siedzi sobie nadal w mniej wiecej tym samym miejscu. Swoja droga to ciekawa jestem co takie "okazy" jedza i <i>ile</i>, zeby sie najesc... ;) Tego dnia zaryzykowalam spacer wokol budynku, przewidujac, ze niedzwiedz, skoro dzien wczesniej byl u nas, teraz powinien patrolowac inny obszar swojego terytorium. Jesli dobrze kojarze, one maja naprawde spore rewiry, na szczescie. ;) Nie wiem czy mialam racje, czy nie, ale miska nie spotkalam. :D Z pracy musialam wyjsc nieco wczesniej, bo Bi zostala na dodatkowej matematyce i musialam ja odebrac ze szkoly. Tym razem faktycznie chciala, zeby nauczycielka jeszcze raz jej cos tam wytlumaczyla. Potem powiedziala, ze poza nia, byla jeszcze tylko jedna osoba, wiec mam nadzieje, ze pani zdolala poswiecic jej tyle uwagi, ile bylo potrzebne. Przyjechalysmy do domu, gdzie szybko zjesc obiad i za chwile musielismy jechac na trening. Jak zwykle pojechala z nami sasiadka i jak zwykle, kiedy dzieciaki graly, ja z M. poszlismy na spacer. Od kilku dni popoludnia mamy znow dosc cieple, nawet 18-19 stopni (choc ranki ponizej 10), wiec znow pojawilo sie wiecej komarow niestety... Kiedy zrobilismy nasze koleczko, akurat mlodziez szykowala sie ponownie do rozegrania meczyku miedzy zespolem Bi oraz Kokusia. Zasiedlismy wiec z zadowoleniem na trybunach, zeby popatrzec. ;) Tym razem chlopaki wiecej sie wyglupiali niz skupiali na grze, obroncy caly czas porzucali pozycje i biegli do przodu i efekt byl do przewidzenia: przegrali z dziewczynami 0:2. :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimO0mS7t9x5qEM_qfZrVt9UGh-AcsHczRhzDkIVxqB0en_WxZjfUALqH9z3TdEnZ0s_UENPUy2EM7cxZ4Xch1RWy2dW3_DOUY123sD3NJRn4O2GNwQaqFtaeOoDEw8f3H1BUJ1M4r-vkeJJkI1b30gUjHvwKGRnUpntN9UHnl1w3T1VwKSb7-iz3eAC04/s556/IMG_4899_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="405" data-original-width="556" height="233" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimO0mS7t9x5qEM_qfZrVt9UGh-AcsHczRhzDkIVxqB0en_WxZjfUALqH9z3TdEnZ0s_UENPUy2EM7cxZ4Xch1RWy2dW3_DOUY123sD3NJRn4O2GNwQaqFtaeOoDEw8f3H1BUJ1M4r-vkeJJkI1b30gUjHvwKGRnUpntN9UHnl1w3T1VwKSb7-iz3eAC04/s320/IMG_4899_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Z kilku pstryknietych zdjec, zawsze ktores z Potworkow jest odwrocone...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W samochodzie miedzy dzieciakami (sasiadka znow wracala z nami) wywiazala sie w zwizaku z tym jakas sprzeczka, ale co ciekawe, na koniec okazalo sie, ze to Bi obrazila sie na kolezanke. :O My z M. sami rozmawialismy, do tego gralo radio, wiec nie przysluchiwalam sie dzieciakom jakos specjalnie, nie mam wiec pojecia o co poszlo. Starsza oczywiscie nie chce nic powiedziec, poza tym, ze A. jest wredna. Hmm... Osobiscie zauwazylam, ze dziewcze lubi przechwalki i czesto mija sie z prawda, natomiast zawsze mialam wrazenie, ze charakter ma raczej otwarty i ugodowy. To raczej Bi sprawia wrazenie zolzowatej. Czyli wiem, ze nic nie wiem. ;)<br /></p><p>Nadszedl piatek i zgodnie z trendami tegorocznej jesieni, przyszedl deszcz. :D Nie moze byc przeciez inaczej, a tymczasem Potworki maja miec w weekend mecze i ciekawe czy pozwola im je zagrac, czy bedziemy miec kolejne do przelozenia. Tymczasem, po <i>tym </i>zostana juz tylko dwa weekendy sezonu, grafiki sa pelne, wiec ciekawe gdzie je wcisna. ;) W kazdym razie, przy paskudnej pogodzie, kiedy zadzwonil moj budzik, w sypialni bylo prawie zupelnie ciemno. Przylozylam glowe spowrotem do poduszki i po chwili zrobilo mi sie sennie i blogo i zaczelam zastanawiac sie, czy moj budzik faktycznie juz dzwonil, czy mi sie przysnilo. Na szczescie bylam na tyle przytomna, ze chwycilam za telefon i oczywiscie powinnam byla juz wstawac! ;) Caly ranek zreszta nie moglam sie dobudzic. Myjac sie, zlamalam paznokiec otwierajac szuflade i dopiero bol sprawil, ze oprzytomnialam na tyle, zeby zobaczyc, ze otwieralam w ogole nie ta, co trzeba! :D Nasz kot jednak chyba porzuca zimowe "piecuchowanie" na dobre. Kiedy wychodzilysmy z Bi, Oreo tez wybiegla na dwor, choc kiedy pozniej wychodzilam z Kokusiem, przybiegla do domu, cala mokra. ;) Gdy jednak Mlodszy odjechal, kiciul zjadl i znow miauczal pod drzwiami, wiec go wypuscilam. Wrocil mokry po pol godzinie, ale po chwili ponownie wydzieral sie, zeby otworzyc mu drzwi. Tym razem jednak zostalam nieugieta, bo choc raz chcialam wyjsc do pracy o normalnej porze, bez opoznien spowodowanych poszukiwaniami kota! ;) Caly dzien przelotnie padalo, ale od czasu do czasu pojawialy sie suche "okienka", wiec dalam rade pojsc na spacer. Niedzwiedzia nie zarejstrowalam. ;) W deszcz pojechalam na zakupy, w ulewe pakowalam torby do auta, ale w drodze powrotnej deszcz przeszedl w mzawke i tak juz zostalo do wieczora. W domu dlugo nie zabawilam, bo Bi miala siatkowke, wiec tylko rozpakowalam wszystko, zjadlam obiad i musialysmy jechac.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8hKlYwHP8s3M9unbuiaBYDSDnoXysywvjMqDPDu4bVz03-au62LTJUolLCyBsdHlGjyEKPeNejmNCAqj9coWzG35DWYNpM356pPk-qqsuccoomGkgkO8Q2l8wDMdJRk8joOim4D7t3fW64-qoxYDb4ul_66_gqveba8aahJ303hW1z8wXPUsz_i0VstA/s581/IMG_4905_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="437" data-original-width="581" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8hKlYwHP8s3M9unbuiaBYDSDnoXysywvjMqDPDu4bVz03-au62LTJUolLCyBsdHlGjyEKPeNejmNCAqj9coWzG35DWYNpM356pPk-qqsuccoomGkgkO8Q2l8wDMdJRk8joOim4D7t3fW64-qoxYDb4ul_66_gqveba8aahJ303hW1z8wXPUsz_i0VstA/s320/IMG_4905_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Najpierw cwiczyly doskok do siatki "na sucho"</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Dziewczyny cwiczyly odbijanie pilki, a ja gadalam sobie ze znajoma. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiS2-5nVRR4XJe0Jp6mn2P5LrhIWNOuksOSvrcZTBqBEgrthmgitDduNCYU6_zQQJIPeTUdj6Up3gSJjHwhyphenhyphenSwmCDp-Nmyya5Y4rE9GCjJaoSkOKs_3oTj_aDEchHJt7XTzcO5THzOv9LCht96u0gQBrTDHJVyVBrgBB839v5cmHTKeiIaq3snUBPF5cqs/s571/IMG_4906_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="571" data-original-width="429" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiS2-5nVRR4XJe0Jp6mn2P5LrhIWNOuksOSvrcZTBqBEgrthmgitDduNCYU6_zQQJIPeTUdj6Up3gSJjHwhyphenhyphenSwmCDp-Nmyya5Y4rE9GCjJaoSkOKs_3oTj_aDEchHJt7XTzcO5THzOv9LCht96u0gQBrTDHJVyVBrgBB839v5cmHTKeiIaq3snUBPF5cqs/s320/IMG_4906_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pozniej juz z pilka</span><br /></div></div><div> <p></p><p>I na tym w sumie dzien sie skonczyl. Przy nadal padajacym deszczu, jutrzejszy mecz dziewczyn (chlopaki graja w niedziele) stoi pod znakiem zapytania, ale oczywiscie zadne decyzje nie zostana podjete do rana. Ech... A tak by czlowiek sobie dluzej pospal... Poniewaz jednak maja grac u nas, gdzie boiska zamykane sa z byle powodu, marnie to widze. :D </p><p>Do poczytania!<br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-23401820314947149792023-10-13T23:51:00.033-04:002023-10-16T13:03:15.456-04:00Dlugi, pazdziernikowy weekend i krotki, pracujacy tydzien ;)<div><p>W koncu nadszedl wyczekany dlugi weekend z okazji <i>Columbus Day</i>. Wszyscy chyba bylismy juz zmeczeni poczatkiem roku szkolnego i wyczekiwalismy dodatkowych dni wolnych niczym kania dzdzu... Co prawda tylko dla dzieciakow i dla mnie. Ja mialam wolny poniedzialek, ale (jak z wieloma swietami tutaj) u M. "dnia Kolumba" nie uznaja. W naszej miejscowosci dodatkowo, poza poniedzialkiem, dzieciaki nie mialy lekcji rowniez we wtorek, co dawalo im piekny, 4-dniowy weekend. Przyznaje, ze poczatkowo myslalam o jakims kempingu, bo poczatki pazdziernika bywaja nadal naprawde cieple, ale jak na zawolanie, po upalnym tygodniu, na weekend przyszlo zalamanie pogody. Norma. :D Chcialabym napisac, ze sobota, <u>7 pazdziernik</u>a, zaczela sie dluzszym spaniem, ale niestety. Bi byla zaproszona na przelozone z poprzedniej soboty przyjecie urodzinowe, ktore bylo nie tylko w miejscowosci oddalonej o pol godziny jazdy, ale jeszcze juz o 10:30 rano. Kto urzadza przyjecia o takiej porze?! :/ W dodatku, tydzien wczesniej odwolali je, bo mielismy rekordowe opady deszczu i zalania, a na ta sobote... ponownie zapowiedziano deszcz. Liczylam na kolejne przelozenie, ale niestety w piatek dostalam sms'a od organizatorki, ze przyjecie odbedzie sie bez wzgledu na pogode. :/ Trzeba sie wiec bylo zmusic do wstania o rozsadnej porze, choc nie ma co narzekac, bo spalismy do 8. To znaczy, ja oraz Potworki. Malzonek (ktory wyjatkowo mial wolny weekend), umowil sie juz na 8:15 rano na zmiane oleju w moim aucie. Sama w zyciu nie wybralabym takiej pory gdybym miala inne mozliwosci, ale ze z M. jest ranny ptaszek, wiec stwierdzil, ze dla niego tak jest idealnie. Ok, niech mu bedzie. ;) W kazdym razie, obie z Bi wstalysmy, ogarnelysmy sie, a malzonek wrocil akurat w momencie, kiedy musialysmy wychodzic. To bylo idealne, ale niestety przywiozl tez kiepskie wiadomosci. Moje opony (tutaj wiekszosc aut ma caloroczne) sa juz niemal pozbawione bieznika. Do wymiany natychmiast, bo zima jazda na nich bedzie wrecz niebezpieczna. Juz teraz zaczyna byc ryzykowna, z opadajacymi wszedzie, sliskimi liscmi... Samochod kupilam nowiutki raptem 3 lata temu, juz z <i>tymi </i>oponami, czyli sprzedali takie badziewie. :( Malzonek szuka wiec jak najlepszych opon za jak najrozsadniejsza cene, a ja jezdze w stresie... Tak czy owak, na przyjecie dotarlysmy z panna w jednym kawalku, choc 10 minut spoznione, przez ogledziny opon. ;) Na szczescie Bi zbyt duzo nie stracila. Imprezka dosc nietypowa, bo w... sadzie. Dziewczyny (bylo 7 panien i jeden pechowy chlopiec - brat ktorejs) najpierw dostaly po woreczku i mogly sobie nazrywac jablek.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsOnU33sf4LM_HyJVwhE6ICEsPxVzDrmFyv6JAvrZvCV2uCelMUce3cwrJrRO1mG5g4JNdbTXbzFijeOZCS1r3vCicWU4UZ_iR2Aax-clUrCrBExZt1DykOuVsqhNdqIHK31kMdvPQsjuY1S0rfS8SEoA4Q0d4dWhrlg1VmK891cMQRiBBaH1Zkoju9Qo/s481/IMG_4727_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="481" data-original-width="361" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsOnU33sf4LM_HyJVwhE6ICEsPxVzDrmFyv6JAvrZvCV2uCelMUce3cwrJrRO1mG5g4JNdbTXbzFijeOZCS1r3vCicWU4UZ_iR2Aax-clUrCrBExZt1DykOuVsqhNdqIHK31kMdvPQsjuY1S0rfS8SEoA4Q0d4dWhrlg1VmK891cMQRiBBaH1Zkoju9Qo/s320/IMG_4727_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Odmiana "cortland" rosla na takich rachitycznych drzewkach, podpartych tyczkami</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Kazdy rzad drzew byl podpisany, zeby wiadomo bylo jaka to odmiana, choc dla dzieciakow jablka to jablka i podzielili je na czerwone i zielone. ;) Kiedy juz wszystkie napelnily woreczki i kolejny pierdylion razy obeszly sciezke w te i we wte, traktor zabral je na przejazdzke. Caly sad musi byc ogromny, bo baaardzo dlugo ich nie bylo.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmuN1wpJqk1gxYGTyKZeIVCBL-GvZJZfEw7pT5Iipn24fxIv8sjYFheTDQxkkQaoITqMGhuuZ5_5cnvjXerxw7piu4Dr9BYzuNYElHAm85cSQuOapOKIp7gCUjQUOuv2l3S4vW_cTbk7uDYm5WeacTTOiPjqCVIv3Kswdv_76BLaiXD6ID9Nl2p_mv8D0/s576/IMG_4730_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="432" data-original-width="576" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmuN1wpJqk1gxYGTyKZeIVCBL-GvZJZfEw7pT5Iipn24fxIv8sjYFheTDQxkkQaoITqMGhuuZ5_5cnvjXerxw7piu4Dr9BYzuNYElHAm85cSQuOapOKIp7gCUjQUOuv2l3S4vW_cTbk7uDYm5WeacTTOiPjqCVIv3Kswdv_76BLaiXD6ID9Nl2p_mv8D0/s320/IMG_4730_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Musialo ich niezle wytrzasc na wertepach, ale na tym chyba polega cala frajda ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W miedzyczasie, mama solenizantki probowala dodzwonic sie do okolicznych pizzerni, bo wiadomo, ze przyjecie urodzinowe nie moze sie obyc bez pizzy. :D Niestety, dostala nauczke za organizowanie imprezy o takiej nieboskiej godzinie, bo wszystkie miejsca powiedzialy jej, ze dopiero o 11:30 ktos sie zjawia w kuchni zeby rozgrzac piece i zaczac prace, wiec pierwsze pizze beda mogly byc gotowe dopiero okolo poludnia. ;) Co prawda i ja i jeszcze jedna obecna mama, przekonywalysmy, ze dzieciarnia jest po sniadaniu, a nie bylo jeszcze tak naprawde pory lunchu, wiec paczki oraz tort wystarcza. Niestety, organizatorzy uparli sie, zeby jechac do pizzerni osobiscie, zeby bylo szybciej, tym bardziej, ze w tym sadzie mieli miejsca zarezerwowane tylko na okreslony czas. Co prawda pogoda byla srednia, bo wiekszosc czasu kropilo, a od czasu do czasu przechodzily kilkuminutowe ulewy, wiec nie sadze zeby do stolikow na zewnatrz ustawiala sie kolejka, ale ok. ;) Na koniec dzieciarnia wybrala sobie jeszcze po dyni i pojechalismy.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJa0qVexcz0Eyx62XxxwEV-JkrOAEZBvbN8JyWqCKKtHjWDIMkQqkE5S0z5V9CJXjIH2yIFRQh-ossm8qab9k819Sp5-1a6z070xrD0NyGcLmONIqFniBC5XrGPJfbkbDlrV6Onq_2vpbdGQPouifIqEHVuxy-yXAidV5hYXmaQISlX5W1OI-2hwBD_lU/s481/IMG_4732_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="376" data-original-width="481" height="250" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJa0qVexcz0Eyx62XxxwEV-JkrOAEZBvbN8JyWqCKKtHjWDIMkQqkE5S0z5V9CJXjIH2yIFRQh-ossm8qab9k819Sp5-1a6z070xrD0NyGcLmONIqFniBC5XrGPJfbkbDlrV6Onq_2vpbdGQPouifIqEHVuxy-yXAidV5hYXmaQISlX5W1OI-2hwBD_lU/s320/IMG_4732_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi wybrala najwieksza, jaka udalo jej sie uniesc; ledwie dotaszczyla ja do auta :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Na szczescie wybrana pizzeria okazala sie dosc blisko, ale i tak, zanim zlozyli zamowienie, zanim potem mlodziez zjadla pizze, zaspiewalismy Sto Lat i dzieciaki pochlonely z kolei tort, to calosc przedluzyla sie o dobre pol godziny. A potem trzeba bylo ponad 30 minut wracac do domu. Kiedy wjechalysmy do naszej miejscowosci, przez ciezkie chmury zaczelo sie przebijac slonce. No nie moglo tak byc kiedy towarzystwo biegalo po sadzie?! :/ Wczesnym popoludniem postanowilam podjechac do spowiedzi bo juz daaawno nie bylam, nie wiem czy nie przed Wielkanoca. ;) Malzonek cos tam przebakiwal, ze moze powinnismy jechac wszyscy, ale na sama mysl mi sie odechcialo. Po pierwsze, kazde wyjscie do kosciola z dzieciakami to samo jeczenie i przewracanie oczami. Po drugie, wkurzyl mnie sam pan malzonek i chcialam na jakis czas sie odseparowac. Kiedy wrocilam z przyjecia bowiem, uparl sie, ze odkurzy i umyje mi w srodku auto, bo "mam taki syf, ze patrzec nie moze". Wiadomo, ze to <i>ja </i>najczesciej woze dzieciaki, wiec z tylu bylo sporo naniesionego piasku oraz trawy z korkow, a dodatkowo jakies okruszki, itd. No coz, to <i>moje </i>auto i ja jakos na ten brud spokojnie moglam patrzec, ale M., jak to chlop, ma o wiele wyzsze standardy jesli chodzi o czystosc auta. Jego samochod po prostu lsni, a dla mnie to rzecz uzytkowa i rozumiem, ze regularnie wozac dzieci, nie uniknie sie brudu i juz. Ale do brzegu. Z gory wiedzialam, ze M. bedzie sie zzymal, wiec mowilam mu, zeby zostawil moje auto w spokoju i ze sama je posprzatam, kiedys tam. Nie, w wolny weekend go po prostu nosilo, wiec zaparl sie jak wol, ze chce je odkurzyc i koniec. Niestety, ten "dywan" ktorym wylozone sa podlogi pod plastikowymy wycieraczkami, baaardzo ciezko sie odkurza. Sama sie zawsze z tym umecze, a teraz zabral sie za to malzonek. I sie zaczelo! Pretensje do mnie, ze jak moglam auto az tak zapuscic. Darcie na dzieciaki, bo znalazl tez gdzies przyklejona gume do zucia, a nad siedzeniem Kokusia jakies brudne smugi na suficie i tajemnicze smieci. Do tego siersc psa wbita w ten dywan, ktora za cholere nie chciala z niego wyjsc. Dlatego w ktoryms momencie rzucilam tylko, zeby zostawil to jak jest, bo jade do spowiedzi. Dla "kosciolkowego" meza wszystko zwiazane z wiara to rzecz (nomen omen) swieta, wiec nawet nie protestowal. :D A po moim powrocie na szczescie zaczelo padac, wiec szybko skonczyl, co tam jeszcze chcial zrobic, w garazu, gdzie jednak jest ciasno i ciemnawo, wiec duzo juz nie zdzialal. ;) Wieczorem zadzwonilam do taty spytac jakie ma plany na niedziele, bo ostatnio wspomnial cos, ze moze pracowac. Okazalo sie, ze faktycznie przelozyli to, co mieli zrobic w sobote na nastepny dzien, wiec w ten weekend nie da rady nas odwiedzic. Odpuscilam sobie wiec pieczenie ciasta, bo stwierdzilam, ze moge to zrobic rano i skupilam sie na sprzataniu lazienek i praniach.</p><p>Niedziela rano zaczela sie od kosciola. Jakos ostatnio, przez prace M. albo/i mecze dzieciakow, najczesciej jezdzilismy w soboty po poludniu, wiec msza w niedziele byla odmiana. ;) Pojechalismy do kosciola w sasiedniej miejscowosci, celowo, zeby wracajac zajechac do takiej malej, rodzinnej piekarni. Kiedy zajezdzamy w sobotnie popoludnia, zwykle zostaja im juz tylko pojedyncze ciastka czy paczki, bo pieka je na naprawde mala skale. Teraz - rano, dzieciaki zrobily wielkie oczy kiedy zobaczyly cale gabloty; do wyboru, do koloru. :) A juz spowrotem w samochodzie, niespodziewanie dostalam sms'a od taty, czy jestesmy w domu, bo chcial wpasc na kawe. :O Okazalo sie, ze nie dogadal sie z kolega, ktory ustalal terminy i czesc osob, do ktorych mieli przyjechac w niedziele, nie zgodzila sie i przelozyla na jeszcze inne dni. Tata zyskal wiec w wiekszosci wolna niedziele, a ze kawka u nas to juz niemalze tradycja, wiec stwierdzil, ze wpadnie. Kiedy dojechalismy do domu, czym predzej zabralam sie wiec za ciasto i inne pierdoly, ktore chcialam ogarnac przed jego przyjazdem. Musze przyznac, ze troche popsul mi szyki, bo zupelnie inaczaj zaplanowalam sobie dzien. Mialam jechac z Bi "na ciuchy", panna bowiem desperacko potrzebowala dlugich spodni, zas kiedy ostatnio zrobilo sie chlodniej i dzieciaki zaczely zakladac rano bluzy, okazalo sie, ze Nikowi zostala tylko jedna, ktora nadal pasuje. :O Majac jednak w pamieci, ze tata za jakies 1.5 roku lub 2 lata, wybiera sie na stale do Polski, nie bede narzekac, tylko cieszyc sie jego obecnoscia. :) Dziadek wiec przyjechal, posiedzial jak zwykle pare godzinek, zalapal sie i na ciasto i na obiad, po czym pojechal. Moglam sie oczywiscie wtedy zebrac z Bi, ale zwyczajnie juz mi sie odechcialo. Na szczescie mielismy perspektywe kolejnych dwoch dni wolnych, wiec co sie odwlecze, to nie uciecze. ;) Poszlismy za to na rodzinny spacer.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbZu-BXTvsRXVIxCxhkU3DdNJQNvEIL2IhtMqEumFBrW3ZZiw_1DJfzyziA5hHwPYRB9lDEAIZzyoTng9wTF4xvOQMUgjkyNBLWE_jmbW4nqgPwp4CLkSqm5JvHmWqxSc2pdlxdO79OIHsRRm_GKY3yNOpDb82dDaqbV7AX9tTaOtbk8BO8SIODI__scI/s546/IMG_4740_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="546" data-original-width="409" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbZu-BXTvsRXVIxCxhkU3DdNJQNvEIL2IhtMqEumFBrW3ZZiw_1DJfzyziA5hHwPYRB9lDEAIZzyoTng9wTF4xvOQMUgjkyNBLWE_jmbW4nqgPwp4CLkSqm5JvHmWqxSc2pdlxdO79OIHsRRm_GKY3yNOpDb82dDaqbV7AX9tTaOtbk8BO8SIODI__scI/s320/IMG_4740_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Przechodzimy przez glowne skrzyzowanie na naszym osiedlu. Jak widac, w niedzielne popoludnie panuje na nim "niesamowity" ruch :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Upaly odeszly w zapomnienie, wiec, choc bylo przyjemne cieplo, Maya szla grzecznie i nie opierala sie jak jeszcze niedawno. Po spacerze poszlam zajrzec co tam slychac w warzyniku. Znalazlam jeszcze papryke oraz dwa ogorki gotowe do zerwania. O dziwo, w koncu rosna baklazany, ale ze maja okolo 3cm srednicy, przewiduje ze nie zdaza urosnac porzadnie do pierwszych przymrozkow. :( Za to znalezlismy (az :D) trzy straczki groszku! :D</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIXsy7h0dtsfDSs8SxrDe3dGESggw9YwKEXVw8kp9JaA2t1dBt2k0gJCYQd-FHeSAXLf7CZ2QwtKAQNryxs1yvHcl8PUM0L2AEqLPTyMKP1EhlFN_UtdTocaEj8Hm6uQCGcDAl2_urpstBzKIK2ZkVPANw3Em8qfmgBLuSAxGT9fnEN0lOLDBOPNg4s5g/s504/IMG_4741_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="504" data-original-width="379" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIXsy7h0dtsfDSs8SxrDe3dGESggw9YwKEXVw8kp9JaA2t1dBt2k0gJCYQd-FHeSAXLf7CZ2QwtKAQNryxs1yvHcl8PUM0L2AEqLPTyMKP1EhlFN_UtdTocaEj8Hm6uQCGcDAl2_urpstBzKIK2ZkVPANw3Em8qfmgBLuSAxGT9fnEN0lOLDBOPNg4s5g/s320/IMG_4741_2.jpg" width="241" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Plony :D</span><br /></div></div><div><span style="font-size: x-small;"> </span><p></p><p>To najlepszy dowod, ze jednak za rok musze go zaczac od razu w chalupie i potem przesadzic i moge liczyc na jako takie zbiory. W tym roku bylo juz po prostu za pozno... Potem jeszcze pogralam z Kokusiem chwile w kosza, a pozniej to juz M. szykowac sie do pracy, a ja z dzieciakami relaksik. ;)</p><p>W poniedzialek w koncu ja i dzieciaki moglismy sobie pospac do oporu, z czego radosnie skorzystalismy. Az za bardzo, bo spalismy dlugo, a potem wylegiwalismy sie w wyrkach i ostatecznie zwleklismy sie prawie o 10 rano. :O Troche to popsulo nam plany, bo nagle dzien zrobil sie duzo krotszy. ;) Poniewaz mielismy slonce, a po poludniu zapowiadali 16 stopni, stwierdzilam, ze pojade z dzieciakami na festyn, ktory stal sie juz nasza jesienna tradycja. Co prawda Bi nie byla przekonana czy na pewno chce, bo poczula sie zbyt dorosla na wiekszosc fundowanych tam atrakcji, ale w koncu uznala, ze pojedzie. Dzien wczesniej wymienilam sie wiadomosciami z mama jednej z jej kolezanek, ktora napisala, ze tez tam beda, wiec panna miala nadzieje na towarzystwo. Zjedlismy wiec sniadanie, wyszykowalismy sie i pojechalismy. Dotarlismy na miejsce okolo 12:30 i... zalamalam sie. Parking (ogromny) zapelniony w 3/4, ogromne kolejki do kas (my akurat juz mielismy bilety, musielismy tylko wymienic je na opaski na rece), a na terenie festynu... tlumy. :O Zaczelismy isc naokolo, szukajac atrakcji z jak najmniejsza kolejka. Na szczescie Nik jest nadal na tyle dziecinny, ze bawia go najprostsze rzeczy, wiec idac wokol terenu, mial frajde nawet z najzwyklejszego skakania po belach slomy. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX66MJQYfk9pRpEOk9vndHLBswosaSJEJGm1m7A85f1guiQ6GMNSw9Apy_92D7_7gTGKJjIMYgCVfJga_zxDPJvElH0uHel7z9WLso1DG3jB_2vl0Udni8FpU8cSWFUFq-rNrYU5U7F5KuKUR0tcqMaLZVw1BPKs2GjmeTeAELPcRvBxYxGufErO1ZhPw/s484/IMG_4747_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="363" data-original-width="484" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX66MJQYfk9pRpEOk9vndHLBswosaSJEJGm1m7A85f1guiQ6GMNSw9Apy_92D7_7gTGKJjIMYgCVfJga_zxDPJvElH0uHel7z9WLso1DG3jB_2vl0Udni8FpU8cSWFUFq-rNrYU5U7F5KuKUR0tcqMaLZVw1BPKs2GjmeTeAELPcRvBxYxGufErO1ZhPw/s320/IMG_4747_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Mlodszy w "locie"</span><br /></div></div><div> <p></p><p>"Basen" z kukurydza sobie odpuscilismy, a szkoda, bo to taki "klasyk" owego festynu. Kolejka do niego byla jednak najwieksza i nie zmniejszala sie calutki dzien. Zahaczylismy o zwierzaki i dzieciakom udalo sie poglaskac jakas spragniona pieszczot koze. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdS5bd1N1WVBA5yZEcrldHzGbQZG0GxUGsxdW_f7JO7pU2vg3QWK1BRwwOISEEnaOOIgEbruPeAZOU_dK7JD-iZ-kDNx-X9wnf5ldxZYmL6Aw7AVWpWsRfny-GQPGvaOqpiLuNwwc6IXjNH0lHOr1id18etKje1Y02YjuFsMnS7GgDiexeK88nco-dohk/s484/IMG_4752_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="363" data-original-width="484" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdS5bd1N1WVBA5yZEcrldHzGbQZG0GxUGsxdW_f7JO7pU2vg3QWK1BRwwOISEEnaOOIgEbruPeAZOU_dK7JD-iZ-kDNx-X9wnf5ldxZYmL6Aw7AVWpWsRfny-GQPGvaOqpiLuNwwc6IXjNH0lHOr1id18etKje1Y02YjuFsMnS7GgDiexeK88nco-dohk/s320/IMG_4752_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi w swoim zywiole</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Nik dojrzal, ze na poduszko - trampoline nie ma duzej kolejki, wiec ruszylismy <i>tam</i>. Niestety, Bi zaparla sie, ze nie pojdzie, mimo ze to zabawa niczym skakanie na trampolinie, dzieciaki sa rozdzielane pod wzgledem wzrostu i byla grupa prawie mlodziezy, czyli cos w jej wieku. Pechowo, mimo ze pozornie nie bylo kolejki, wiecej czekalo maluszkow, wiec grupa starszakow musiala odczekac az trzy rundy, zanim w koncu stwierdzono, ze jest ich kolej. Troche niesprawiedliwe...</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8TnH3hW4MiELjXXigI78cLChVqovHZden0uTKnKZlGtHLksiaiPqhMOAHxnYuDsu0H7hpQu9ukJEB1Fk3APgtUW0JMRpLPRTVZLWOBfuOWVJ1AZe4Urp27VAeGLy27dGKfCzaqHPLNJCBwLg2keXesUaSE1JkqqRYl1PxGmteuUptytzCMPWFs9rfu9o/s594/IMG_4759_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="445" data-original-width="594" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8TnH3hW4MiELjXXigI78cLChVqovHZden0uTKnKZlGtHLksiaiPqhMOAHxnYuDsu0H7hpQu9ukJEB1Fk3APgtUW0JMRpLPRTVZLWOBfuOWVJ1AZe4Urp27VAeGLy27dGKfCzaqHPLNJCBwLg2keXesUaSE1JkqqRYl1PxGmteuUptytzCMPWFs9rfu9o/s320/IMG_4759_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tyle czekania dla kilku minut radosci...</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Kiedy w koncu Nik zaliczyl skakanie, akurat podeszla ta znajoma mama ze swoja corka. Niestety, miala ze soba jeszcze dwie dziewczynki, corki znajomych, bo to jakas ich tradycja, ze na ten festyn jezdza razem. Oczywiscie Bi, widzac obce dzieciaki, juz nie chciala isc z nimi. :/ Zreszta, mlodsza z dziewczynek (to byly siostry) byla mi znajoma, bo Nik chodzil z nia do klasy w Polskiej Szkole (ale ten swiat maly!). Pozniej Mlodszy mi powiedzial, ze on tez nie chcial z nimi lazic, bo ta dziewczynka ponoc byla jedna z najwredniejszych kolezanek. I chyba mial racje, bo pozniej mignely mi te siostry, klocac sie i przepychajac nawzajem, a moja znajoma (znow na siebie potem wpadlysmy) narzekala, ze nic nie sluchaja i robia co chca. :D Rozdzielilismy sie wiec, i one poszly w swoja strone, a my do nowosci na festynie, czyli przeplukiwaniu workow piachu w poszukiwaniu mineralow i kamieni szlachetnych. Poniewaz czasem ogladamy w tv poszukiwaczy zlota, wiec Potworki byly bardzo podniecone perspektywa pracy na takiej pluczce. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcA9UYxIHx2D-21itUWlWOGW2xkiaMxcOjFVAkj9yaRoRBI-YKtwI9xyA_6IdSEC3HpzQQkjvASrEhY-5RvJYczu0k8YNLlgNij3AkH9uXRTdV4DjF17Vly8eCHVz1sDS-g5HiheiV8CeOsnZZVSsCO2HgGdyl8BXV0kKWECqSon1mjMVNMxxayt6l8hg/s504/IMG_4765_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="504" data-original-width="379" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcA9UYxIHx2D-21itUWlWOGW2xkiaMxcOjFVAkj9yaRoRBI-YKtwI9xyA_6IdSEC3HpzQQkjvASrEhY-5RvJYczu0k8YNLlgNij3AkH9uXRTdV4DjF17Vly8eCHVz1sDS-g5HiheiV8CeOsnZZVSsCO2HgGdyl8BXV0kKWECqSon1mjMVNMxxayt6l8hg/s320/IMG_4765_2.jpg" width="241" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Poszukiwacze diamentow :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Do tej atrakcji wyjatkowo nie bylo kolejek, prawdopodobnie dlatego, ze byla dodatkowo platna. :D Swoja droga, $10 za nieduzy worek piasku z kilkunastoma kolorowymi "kamykami" to nie byla oplacalna transakcja... Dzieciaki mialy jednak ogromna frajde, a o to chodzilo. Nik poszedl pozniej na wielkie zjezdzalnie, gdzie na szczescie, choc kolejka byla spora, to dosc szybko sie poruszala.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6BSUSphaXUBNrCJVTxflEWiOW2dJdmMOSdYKLoqvpUdCoEeoQFJAyjmhgTL9s-H4-B0JAQz9HH10brZASxDJSncp7s-89xFt9RaegF0wWCBgyR7SIdXl_YmaZmsgWvXzXYik0PYee8XwWvgQtdy0zPDvrJlebcjJ4RDJty7_DkBikGyF-RlxpHwRdibw/s488/IMG_4767_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="366" data-original-width="488" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6BSUSphaXUBNrCJVTxflEWiOW2dJdmMOSdYKLoqvpUdCoEeoQFJAyjmhgTL9s-H4-B0JAQz9HH10brZASxDJSncp7s-89xFt9RaegF0wWCBgyR7SIdXl_YmaZmsgWvXzXYik0PYee8XwWvgQtdy0zPDvrJlebcjJ4RDJty7_DkBikGyF-RlxpHwRdibw/s320/IMG_4767_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kokusia zaznaczylam strzalka</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Bi i ja przysiadlysmy na laweczce, bo panna znow stwierdzila, ze za "stara" juz jest na taka zabawe. :O Kiedy Mlodszy znalazl sie na dole, akurat podjechal traktor ciagnacy woz z sianem, wiec pobieglismy zeby zalapac sie na przejazdzke.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglJWGuEia3YHFe2QUeDodB63VyS5_fdsU5xCisYEFAZTIduSkBzglY_umAgmktMYNeu9vawRh86mzkOZxqQdyiaHru3SMZUl52XIy6kBwJmuQBIad-E3GWqHqCKFg8S-Ea9OHXaBk-JXGwP6ZhiNzIv-QVYJe2-X7kixvyZqU2Zu2VORfFnZrxKLjjKTg/s504/IMG_4769_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="379" data-original-width="504" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglJWGuEia3YHFe2QUeDodB63VyS5_fdsU5xCisYEFAZTIduSkBzglY_umAgmktMYNeu9vawRh86mzkOZxqQdyiaHru3SMZUl52XIy6kBwJmuQBIad-E3GWqHqCKFg8S-Ea9OHXaBk-JXGwP6ZhiNzIv-QVYJe2-X7kixvyZqU2Zu2VORfFnZrxKLjjKTg/s320/IMG_4769_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Taka przejazdzka to w sumie fajny odpoczynek od lazenia w kolko i stania w kolejkach</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po pokluciu dupki sloma, towarzystwo oglosilo, ze jest glodne, wiec odstalismy swoje w kolejce do zarelka. Nic wykwintnego; Nik chcial najzwyklejsze frytki, ja wzielam takie polane stopionym serem i posypane szczypiorkiem oraz kawalkami boczku (i okazalo sie to pyszne!), zas Bi pieczonego ziemniaka z maslem i szczypiorkiem, a do tego tez frytki. Tych ostatnich potem nie mogla rzecz jasna skonczyc, wiec wszyscy sie pozywilismy. ;) Kiedy caly ten kartoflany lunch znikl, pojawilo sie pytanie, co chcemy robic dalej. Nik nastawiony byl na zanurzenie sie w "kukurydzianym" basenie, ale kolejka nadal byla niebotyczna, wiec nawet w niej nie stawalismy. Zaraz obok znajduje sie tor z go-kartami na pedaly, a tego juz Nik - milosnik rowerow, nie mogl sobie odpuscic. Kolejka wydawala sie znosna, a ze w kazdej rundzie puszczali 10 dzieci, wiec wydawalo sie, ze pojdzie szybko. Taaa... Dopiero po czasie zorientowalam sie, ze chyba 1/3 kolejki to byli rodzice, ktorzy w niej czekali, a ich dzieciaki bawily sie w innej czesci festynu. I kiedy juz zblizylismy sie do konca czekania, nagle wskoczyla przed nas gromada malolatow. :/ Kiedy ja stalam w kolejce, Bi poszla na bok usiasc i czytac w telefonie, zas Nik obok skakal po gigantycznych oponach.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEha9qSWBA4KFfMWKPGUqKdKNR8B4W6rP8lO9OyukXJ_eJuXmhlvEll1wyyoF-P2OmvgFfz3qYlMH7T27EhOrhlpZOYTOF2atfs7lOGhueuCKmoEe596PHSM09oEgNVLF9bJpq-1cvGko6mt30NSCAW1vPcCqygy38qCsPNPWUvjFCP1Rg-Y9h2PrY8pDhA/s730/IMG_4771_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="531" data-original-width="730" height="233" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEha9qSWBA4KFfMWKPGUqKdKNR8B4W6rP8lO9OyukXJ_eJuXmhlvEll1wyyoF-P2OmvgFfz3qYlMH7T27EhOrhlpZOYTOF2atfs7lOGhueuCKmoEe596PHSM09oEgNVLF9bJpq-1cvGko6mt30NSCAW1vPcCqygy38qCsPNPWUvjFCP1Rg-Y9h2PrY8pDhA/s320/IMG_4771_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kolejny dowod, ze do pewnego wieku dzieciom w sumie niewiele potrzeba do szczescia</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W koncu i on sie doczekal i mial oczywiscie mnostwo frajdy. Namawialam Bi zeby tez sie przejechala skoro tyle czasu tam czekala, ale nie chciala, a Mlodszy stwierdzil, ze warto bylo sie naczekac. No to najwazniejsze. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijS9KBC-4yKwVd9lxF4aGiT137QnTYmQtb0VrBXAu8lkJxDg9UWWCJT2KCUJXtxmXAvgSzHOUpSpp9tC-42KZ2aGiVstwyqj5I6EDAvvMherZ7nw3K3Yy7-eDkNf7sVxt75VJHcBEPfp6UGO-ut2Q_sP0PBKNzfVJAEEDWAyXF1Swy0ezEXTH5STD02_k/s509/IMG_4783_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="382" data-original-width="509" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijS9KBC-4yKwVd9lxF4aGiT137QnTYmQtb0VrBXAu8lkJxDg9UWWCJT2KCUJXtxmXAvgSzHOUpSpp9tC-42KZ2aGiVstwyqj5I6EDAvvMherZ7nw3K3Yy7-eDkNf7sVxt75VJHcBEPfp6UGO-ut2Q_sP0PBKNzfVJAEEDWAyXF1Swy0ezEXTH5STD02_k/s320/IMG_4783_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">W sumie to taki troche inny rower ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po tym w koncu poszlismy na atrakcje, na ktora czekala Starsza, czyli labirynt w kukurydzy. Osobiscie za nim nie przepadam, bo w wiekszej jego czesci czuje sie nieco klaustrofobicznie i mam jakis taki irracjonalny lek, ze sie tam zgubie i utkne. ;) Nik niestety tez nie lubi, ale dlatego, ze to taka atrakcja, gdzie raczej idzie sie spokojnie, niespiesznie i patrzy na mapke. Zaczal marudzic, ze za wolno, ze to glupie, zebysmy juz zawracali, itd. Musze przyznac, ze sama mialam szybko dosc, a jednoczesnie Bi upierala sie, ze ona chce przejsc caly labirynt, a wlasciwie, ze chce wejsc wejsciem, a wyjsc wYjsciem. W ostatnich dwoch latach jakos tak sie motalismy w tym labiryncie, ze za kazdym razem wychodzilismy ta sama sciezka, ktora weszlismy na poczatku. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQL2idukH-zc7EkyMa4JEwkwNpvU3gsZMZcwzN0ZXxXQH-TQOKxfWlQjv4XZbVWkUEQ9osJqjwIBdrRB9j_cfEZsS7Uc1qMB9Qr_vIBOGvgPhQzKdA9uAsKKtRi_sRqgh_Tc0T461LeSVWJpYkvekOOoHgftLasJWLGK5pIJW4kSDBVQfX8Wpi1_HivjY/s492/IMG_4785_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="369" data-original-width="492" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQL2idukH-zc7EkyMa4JEwkwNpvU3gsZMZcwzN0ZXxXQH-TQOKxfWlQjv4XZbVWkUEQ9osJqjwIBdrRB9j_cfEZsS7Uc1qMB9Qr_vIBOGvgPhQzKdA9uAsKKtRi_sRqgh_Tc0T461LeSVWJpYkvekOOoHgftLasJWLGK5pIJW4kSDBVQfX8Wpi1_HivjY/s320/IMG_4785_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Znak "wejscie do labiryntu", znajdowal sie tak naprawde kawalek od faktycznego wejscia ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Labirynt ma sporo zakamarkow z jakimis pieczatkami i dziurkaczem (dostaje sie karte do wypelnienia), wiec mozna tam spedzic pewnie ponad godzine probujac wszystko znalezc. Ja mialam jednak jeczacego Kokusia, co chwila odbiegajacago i znikajacego za rzedami kukurydzy i Bi marudzaca, ze chce znalezc wYjscie i koniec. Szybko wyprowadzili mnie z rownowagi; wydarlam sie na jedno i na drugie i ruszylismy sciezka na oslep. W rezultacie, jak zwykle wyszlismy wEjsciem. :D W miedzyczasie troche ochlonelam i szkoda mi sie zrobilo Bi, dla ktorej to byla najwazniejsza tam atrakcja i ktora tak bardzo chciala znalezc faktyczne wYjscie z tego labiryntu. Dalam wiec pannie mapke i powiedzialam, ze prowadzi, po czym ruszylismy ponownie. Nik, po zarobionym ochrzanie, nawet bardzo nie protestowal. ;) Troche pobladzilismy, kilka razy musielismy zawrocic, ale... przeszlismy! Panna faktycznie znalazla poprawne przejscie i pierwszy raz wyszlismy wYjsciem! :D W tym momencie chcialam juz tylko zeby dzieciaki wybraly sobie po dyni i ruszac do domu. Niestety, Nik blagal o jeszcze jedno plukanko piachu. To dziecko ma jakas slabosc do krysztalow i kamieni, bo juz kiedys dostal taki zestaw mlodego geologa i co jakis czas wyciaga i oglada te wszystkie kamole. Ostatecznie zgodzilam sie na jeszcze jedno plukanie, bo niepredko bedzie mial okazaje znow zaliczyc cos takiego. Kiedy on zaczal plukanie, oczywiscie Bi stwierdzila, ze moze ona tez... Ech... Zaplacilam juz prawie $80 za samo wejscie na festyn dla naszej trojki, a teraz dodatkowo 4 dyszki za... kamienie. :O O jedzeniu juz nie wspomne. No ale czego sie nie robi dla dzieciarni.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzvGbNLbEv9qbX2aUeauxL8EMx4LPY0jq5fLTJRGf-rEFWr4QO566yS-RQkL6PZqnwQa7wk9aum7U0DeWmV2J0ZwcZ_TbOAvOcDcV98VJ9cjtoupUjYqxxb-flCnjHQeBYYRr5eRpaVxoetQfCcRWgCd55Ayeu8qRM61tvSMJ9Ha4Pl39_cnLboVLkDoQ/s505/IMG_4787_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="380" data-original-width="505" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzvGbNLbEv9qbX2aUeauxL8EMx4LPY0jq5fLTJRGf-rEFWr4QO566yS-RQkL6PZqnwQa7wk9aum7U0DeWmV2J0ZwcZ_TbOAvOcDcV98VJ9cjtoupUjYqxxb-flCnjHQeBYYRr5eRpaVxoetQfCcRWgCd55Ayeu8qRM61tvSMJ9Ha4Pl39_cnLboVLkDoQ/s320/IMG_4787_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Po wyplukaniu piasku, trzeba bylo jeszcze powybierac co ladniejsze krysztaly z pozostalego zwiru</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Kiedy skonczyl wybierac wszystkie kolorowe kamyki sposrod zwyklego zwirku, Nik zaczal oczywiscie prosic o jeszcze jedna runde. ;) Tym razem jednak tupnelam noga i stanowczo go stamtad odciagnelam. Za to poszedl kolejny raz poskac. Bylo juz pozne popoludnie i przynajmniej na "poduszke" praktycznie nie bylo kolejki.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVR5P9Rh8pqrijw-R2YYFedIcAKI3SjW5vSb7EPn6lsxEC1AWEx8d2H-WeM-S4l6vRnv71SQ7bwQJIITVuacUKYK35IzeIgrBGTvwJiyGqCpY_5luhiZKjm5pJ_0ses0rrUq6J_HDYPnJq0BNBJVq1BcnSkJuUtivuFpUWpwopCVjeDiB-lWZxmnO1PVc/s636/IMG_4799_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="477" data-original-width="636" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVR5P9Rh8pqrijw-R2YYFedIcAKI3SjW5vSb7EPn6lsxEC1AWEx8d2H-WeM-S4l6vRnv71SQ7bwQJIITVuacUKYK35IzeIgrBGTvwJiyGqCpY_5luhiZKjm5pJ_0ses0rrUq6J_HDYPnJq0BNBJVq1BcnSkJuUtivuFpUWpwopCVjeDiB-lWZxmnO1PVc/s320/IMG_4799_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Skakali razem i nawet bez przepychanek ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>I o dziwo, poszla tez Bi i (tu bez niespodzianki) swietnie sie bawila. ;) Na koniec wybrali sobie jeszcze dynie i moglismy sie zwijac.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiF_EvIU-vRbR2z8rnIyA_xP9BXi-9Y-5gqMM-xItAFYN-wTvhebI6dpZ0xnPTTvpgEVrC_GgMIvoeLtx1ERgVQXHkvqFwbYSXPlzkqDnahXqbAvKuEyU-nlRrVtLMiMSwLxNQJdFnVJHpg6dsJ7g_5uZ1d2Qes3vNfeMRf0ElUzYGIFUAN5CAhhgEgFjM/s481/IMG_4808_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="481" data-original-width="361" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiF_EvIU-vRbR2z8rnIyA_xP9BXi-9Y-5gqMM-xItAFYN-wTvhebI6dpZ0xnPTTvpgEVrC_GgMIvoeLtx1ERgVQXHkvqFwbYSXPlzkqDnahXqbAvKuEyU-nlRrVtLMiMSwLxNQJdFnVJHpg6dsJ7g_5uZ1d2Qes3vNfeMRf0ElUzYGIFUAN5CAhhgEgFjM/s320/IMG_4808_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Pamiatkowa fota</span><br /></div></div><div> <p></p><p>W sumie spedzilismy tam ponad 4 godziny, czyli duzo dluzej niz przewidywalam, choc sporo z tego czasu, to bylo oczywiscie czekanie w kolejkach. ;)</p><p>Wtorek byl ostatnim dniem wolnym dla Potworkow. Malzonek oczywiscie pracowal, a ja stwierdzilam, ze wole robic to w domu. Dalo mi to swobode w decydowaniu <i>kiedy </i>bede wlasciwie pracowac, wiec moglam zabrac dzieciaki na zakupy ciuchowe. ;) Nawet Nik sie z nami zabral, co jest rzadkoscia. W sumie sie na nic nie przydal, bo cokolwiek mu pokazywalam, wzruszal ramionami i stwierdzal "okey". :D Poki co zakupy ubraniowe dla niego, to zadna filozofia. Bi to juz inna para kaloszy, ale ona na szczescie przegladala polki samodzielnie, pytajac tylko od czasu do czasu o zdanie. Pojechalismy z mysla o dlugich spodniach dla Starszej i grubszych bluzach dla Mlodszego, ale oczywiscie chwycilismy tez pare dodatkowych rzeczy. Bi nawet polbuty i taka kurtko - bluze, gruba i cieplutka. Ciesze sie, bo juz w zeszlym roku byla wojna o kurtke i jesli to jakas wrozba, to panna na bank bedzie to "cos" zakladac przez wiekszosc zimy. ;) Wrocilismy z dwiema wielkimi torbami. Dzieciaki zadowolone, a matka z bolem glowy. Niestety, tego dnia zrobilo sie pochmurno i ponuro; ewidentnie przechodzil jakis front, wiec bylam jak snieta ryba. A jeszcze okres dostalam dwa dni wczesniej, wiec po delikatnym poczatku, akurat zaczynaly mi sie te najciezsze dni. Do domu dojechalismy jakos o 14:30, a na 17 Potworki mialy oczywiscie treningi. Bi znow jojczala, ze nie chce, ale Nik byl chetny. Poniewaz jednak sama czulam sie tak sobie, a przy tym, nie ukrywajmy, rozleniwil mnie ten dlugi weekend, wiec w koncu len zwyciezyl i zostalismy w domu. ;)</p><p>W srode nastapil powrot do brutalnego kieratu. Na szczescie, ani ja, ani Bi nie mialysmy wiekszych problemow ze wstaniem, pewnie dlatego, ze wyspalysmy sie przez 4 dni laby. Autobus przyjechal o czasie, wrocilam do domu i tu nastapil zonk, bowiem Nik spal w najlepsze i nie moglam sie go dobudzic. Wstal oczywiscie nieprzytomny i zly. ;) Cala reszte ranka poruszal sie niczym slimak, wiec kiedy zawolalam, ze jest 7:50 (o tej porze zakladamy buty, bluzy i wychodzimy) odkrzyknal, ze jeszcze zebow nie umyl! Czy ja serio musze chodzic krok w krok za prawie 11-latkiem?! :O Kazalam mu tylko zebiszcza przeleciec na szybko i wyszlismy, ale oczywiscie autobus podjechal kiedy jeszcze maszerowalismy chodnikiem. Mlodszy musial kawalek podbiec, ale na szczescie kierowca go dostrzegl i poczekal. Po pracy podjechalam do biblioteki (Bi polyka wielkie "bukwy" w 2-3 dni :O), a potem juz na relaks w chalupie. Na szczescie srody to nasze spokojne dni, a dodatkowo w dzien zrobilo sie 19 stopni, wiec spedzilismy troche czasu w ogrodzie. Wlasciwie glownie Nik, bo Bi najpierw czytala, a potem cwiczyla gre na skrzypcach, bowiem miala miec jakis wazny test z grania. Niestety, w tym roku skonczylo sie granie dla czystej przyjemnosci i nauczyciel zaczal wymagac solidnego cwiczenia i rozlicza dzieciaki z umiejetnosci. ;) Mlodszy w tym czasie powyciagal zabawki, ktore lezaly porzucone kilka miesiecy. Polatal starym dronem i postraszyl Oreo jezdzac za nia na deskorolce.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3MHldmWM2qLadG_3cpkXe-RXim0REkPq7ofQbxem-xWWPhM63-lE6FxieHwm3pIxAvJfsz_U7p_A-tgNOZ2tN9WL7iNUTuYe9zH5IsGspK2WnWsAogpcwgWUIOzesTSpniIAYqaxeleeuEHZbDDUyVCilm7CuiLaT8IDfx-fI_lj6a5ZoaBlj6EO2HYY/s558/IMG_4821_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="558" data-original-width="419" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3MHldmWM2qLadG_3cpkXe-RXim0REkPq7ofQbxem-xWWPhM63-lE6FxieHwm3pIxAvJfsz_U7p_A-tgNOZ2tN9WL7iNUTuYe9zH5IsGspK2WnWsAogpcwgWUIOzesTSpniIAYqaxeleeuEHZbDDUyVCilm7CuiLaT8IDfx-fI_lj6a5ZoaBlj6EO2HYY/s320/IMG_4821_1.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Kot czmychal w poplochu, mimo ze Nik nawet sie za bardzo nie zblizal</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Razem przejrzelismy niedobitki warzywnika i znalezlismy jeszcze ostatniego ogorka i straczek groszku. Baklazany rosna, ale nie wiem czy dadza rade dorosnac na tyle duze, zeby byl sens je zerwac...</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJLDcjFbBnQx0-HwjW4NFtkrLCcdPZ7hLyEDYmITWaGyG1BJO5JqjE8Oy-o-5B6oPheEgkvKcwg37EjaSQyfCumrr5K7UKRt7xQ3JiaiZcRlNflnRd2zaYzyGQR-fgflMQN_dWyVnY0YsXkh7Pi1j7f06u5780Hacf3XzKyA4eL27XLvfHphaOBHVprw0/s601/IMG_4816_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="601" data-original-width="451" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJLDcjFbBnQx0-HwjW4NFtkrLCcdPZ7hLyEDYmITWaGyG1BJO5JqjE8Oy-o-5B6oPheEgkvKcwg37EjaSQyfCumrr5K7UKRt7xQ3JiaiZcRlNflnRd2zaYzyGQR-fgflMQN_dWyVnY0YsXkh7Pi1j7f06u5780Hacf3XzKyA4eL27XLvfHphaOBHVprw0/s320/IMG_4816_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nie dosc ze malutki, to cos go jeszcze nadgryzlo ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Po powrocie przyszla kolej na Kokusia zeby pocwiczyc skrzypce. U niego jest to co prawda nadal "hobbistyczne", ale ze w czwartki ma i lekcje gry i probe orkiestry, dobrze zeby jednak przecwiczyl aktualne utwory.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi230PeruyYILp3YF58KHsxqAHxuUtp85-s9vUz_4Akdv5bmzwyLbDTNuvPK6F42G48hBSB11LBnVZuvHG4HjWXN5fCzRN0BqpbboHwL-l5tlJnxyral2qB_nm9weTIkpUjtzM9_4ex3jSx9R56kJhZv57HwMv76czJ4RfzNISoP9w-0XWcBHSU1V2YtdU/s636/IMG_4823_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="477" data-original-width="636" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi230PeruyYILp3YF58KHsxqAHxuUtp85-s9vUz_4Akdv5bmzwyLbDTNuvPK6F42G48hBSB11LBnVZuvHG4HjWXN5fCzRN0BqpbboHwL-l5tlJnxyral2qB_nm9weTIkpUjtzM9_4ex3jSx9R56kJhZv57HwMv76czJ4RfzNISoP9w-0XWcBHSU1V2YtdU/s320/IMG_4823_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Zdjecie moge pstryknac, ale jesli probuje nagrywac, jest protest, ze kawaler sie stresuje ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Tego wieczora panicz zasypial przy wieczornym czytaniu i poszedl spac jak tylko skonczylam. Nie mial nawet ochoty posiedziec potem na tablecie.</p><p>W czwartek rano jak zwykle Bi pierwsza do szkoly, ale tym razem autobus przyjechal dopiero o 7:18, wiec potem musialam pedzic zeby budzic Kokusia. Myslalam, ze skoro dzien wczesniej poszedl wczesniej spac, to bedzie wyspany i rzeski, ale nic z tych rzeczy. Wydawalo mi sie, ze sie obudzil, wiec zeszlam na dol i dopiero po chwili uswiadomilam sobie, ze minelo kilka minut, a ja nie slysze zadnego ruchu u gory. Zawolalam wiec czy schodzi... i nic. Krzyknelam glosniej i dopiero wtedy doszedl mnie zaspany glos, pytajacy co sie dzieje. :O Oczywiscie mielismy lekki poslizg, ale na szczescie, kiedy doszlismy na przystanek, autobusu jeszcze nie bylo. Mlodszy pojechal, a ja jak zwykle ogarnelam chalupe, zwierzyniec i pojechalam do roboty. Tam ruch jak w ulu, bo tego dnia zjawili sie wszyscy, lacznie z szefem i taka kobitka, ktora pracuje na pol etatu i przyjezdza zwykle tylko na meetingi. Po popoludniu dostalam wiadomosc ze szkoly, ze na glownej arterii naszego miasteczka byl wypadek i wszystkie autobusy sa opoznione. Napisalam z ciekawosci do Bi czy juz jest w domu czy jeszcze jedzie. Panna zwykle dociera do domu tuz przed 15, teraz byla 15:09 i odpisala ze dalej jedzie. W domu dowiedzialam sie, ze dojechala o 15:25. :O Myslalam, ze zanim bede wychodzic juz sie poluzuje, ale przed wyjsciem wbilam trase w Google i niestety pokazalo mi, ze mialabym jechac 28 minut. Bez korkow jade 10... Pojechalam wiec zupelnie inna droga i dojechalam do domu od kompletnie przeciwnej strony, ale dojechalam w 16 minut. :) Szybko cos zjesc i tym razem nie bylo bata, trzeba bylo jechac na treningi. Fajnie sie zlozylo, ze z jakiegos powodu w czwartki przeniesli trening chlopcow na to samo boisko co dziewczyn. Nie musielismy sie wiec na koniec rozdzielac. Poszlismy na nasz zwyczajowy spacer, a potem przysiedlismy na trybunach. I w bonusie mielismy niezle widowisko, bo okazalo sie, ze dwoch trenerow sie zgadalo i na koniec urzadzili meczyk: chlopaki przeciw dziewczynom! :D Rocznikowo panny sa tylko o rok starsze, ale w tym wieku wiekszosc jest od chlopcow wyraznie wyzsza i potezniejsza. Chlopaki za to byli szybsi i zreczniejsi. Cala rozgrywka byla wiec dosc wyrownana, a przy tym zaden zespol nie chcial odpuscic, bo dla chlopakow przegrac z dziewczynami, a dla dziewczyn z "maluchami", to wiadomo, obciach. :D Ostatecznie jednak mecz zakonczyl sie remisem 1:1, wiec wszyscy byli zadowoleni. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0fJZ4T_x0opD3pP6-ovD06YqX3-spPGeiE6vDG6x_pkIDKYvq4y_4afZLQmMQD3RD3eiNPbb0urbON-fp9PAxaSuqefOQVSIZ2ml-Un_3c595ILNckxMQA0eTowRPzUmN4b8X4wBUChTxCATam7GKsMrS72ZyIagyYFnUyisFnzKJGgZVV3m_5-96H1s/s650/IMG_4833_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="362" data-original-width="650" height="178" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0fJZ4T_x0opD3pP6-ovD06YqX3-spPGeiE6vDG6x_pkIDKYvq4y_4afZLQmMQD3RD3eiNPbb0urbON-fp9PAxaSuqefOQVSIZ2ml-Un_3c595ILNckxMQA0eTowRPzUmN4b8X4wBUChTxCATam7GKsMrS72ZyIagyYFnUyisFnzKJGgZVV3m_5-96H1s/s320/IMG_4833_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Oboje na jednym boisku w tym samym czasie, to sie praktycznie nie zdarza :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Kiedy skonczyli, w zasadzie zapadal zmrok, a jeszcze Bi posiala pilke (byla w jakiejs przypadkowej bramce), wiec zanim ja zlokalizowalismy bylo juz zupelnie ciemno. Odstawilismy do domu nasza sasiadke, a potem musialam jeszcze zajsc z dzieciakami do sasiadow, bo okazalo sie, ze znalezli na swoim ogrodzie zgubiona obroze Oreo. Sasiad zadzwonil do mnie na numer z obrozy, kiedy akurat bylismy na boiskach. Nie wiedzial nawet ze dzwoni do sasiadow, ja za to jakims cudem mialam go zapisanego w kontaktach i malo zawalu nie dostalam, bo przelecialo mi przez glowe, ze chalupa sie pali czy <i>cus</i>. :D W kazdym razie odebralismy zgube, po czym juz w domu, Nik mogl sie zajac glupotami, zas Bi musiala odrabiac lekcje. A powtarzam wiecznie: odrob przed treningiem, to nieee... :D</p><p>W piatek dogonilo mnie wczesniejsze wstawanie i nie moglam rano otworzyc oczu. ;) Na zewnatrz bylo tylko 8 stopni i nawet Oreo nie pchala sie na dwor, tylko przylazla do mojego lozka, mruczac i usilujac wcisnac mi sie na klate. ;) Wyszlysmy z Bi na autobus i tym razem ledwie panna doszla na przystanek, a pojazd podjechal. Udalo mi sie raptem dwa razy rzucic Mayi pileczke. ;) Przynajmniej nie musialam pedzic do chalupy, choc kiedy pozniej zajrzalam do Kokusia, okazalo sie, ze juz i tak nie spal. Ranek minal wiec calkiem spokojnie, choc oczywiscie musialam caly czas paniczowi przypominac zeby wlaczyl szybszy bieg. ;) Nie mniej, na autobus wyszlismy o normalnym czasie i... zaczynam dostrzegac pewnien trend. Bi przyjechal bardzo szybko, to teraz Kokusia tez pojawil sie jak akurat wychodzilismy z podjazdu na chodnik. Moglismy w sumie poczekac az zrobi koleczko po drugiej stronie osiedla, ale Nik - spanikowany, puscil sie pedem, a ze kierowca go zauwazyl(a), to juz poczekala i kawaler wsiadl od razu. Coz, przynajmniej nie musialam maszerowac na przystanek. ;) Potem jak zwykle cos porobic w domu, przewietrzyc sypialnie, pare razy wypuscic i wpuscic zwierzaki i do pracy. Po robocie niestety "przykry", cotygodniowy obowiazek - zakupy spozywcze. ;) Potem juz do domu, rozpakowac torby, zjesc obiad i ponownie wybieg - tym razem na siatkowke.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfTCBbqhLY81nIRKBDZkJ7r8dtjs14m1h2x8dmes6pYXVVcfCiW6NM6TLhwrGK4uUsNaaKbMySid7RWqHEEyScytzfvo_vy9nSCiY5E1rzyTky0jVragBVXz3KzBTsmVIfneOxHAG1HlQKUWNaJ41wFb8xNhePhSM-lk1J86KslXdL6eMyAd9N-AI_QVc/s539/IMG_4837_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="436" data-original-width="539" height="259" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfTCBbqhLY81nIRKBDZkJ7r8dtjs14m1h2x8dmes6pYXVVcfCiW6NM6TLhwrGK4uUsNaaKbMySid7RWqHEEyScytzfvo_vy9nSCiY5E1rzyTky0jVragBVXz3KzBTsmVIfneOxHAG1HlQKUWNaJ41wFb8xNhePhSM-lk1J86KslXdL6eMyAd9N-AI_QVc/s320/IMG_4837_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi odbija</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wlasciwie Bi miala wybor, tego dnia miala bowiem niespodziewanie... mecz pilki noznej. W zespole dziewczyn organizacja lezy oczywiscie, wiec mecz, ktory mialy miec normalnie w weekend, odwolali zeby wcisnac pucharowy. Tego jednak nie udalo im sie ostatecznie zarezerwowac ani na sobote, ani na niedziele, ale ze <i>musial </i>sie odbyc, wiec ostatecznie padlo na piatek, choc tu tez latwo nie bylo, bo boisko zwolnilo im sie dopiero na 20. I to w miejscowosci jakies 40 minut od nas. Rozgrzewka na 19:20, a koszykowka konczy sie o 19, powiedzialam wiec pannie, ze nie da rady zaliczyc obydwu aktywnosci - musi wybrac. Nooo, ostatecznie mogla opuscic rozgrzewke i przyjechac prosto na mecz, ale jechac z jednego na drugie... Samej mi sie nie chcialo, a co dopiero Starszej. Poniewaz ostatnio u Bi cos pilka nozna jest na "nie", wiec wybrala oczywiscie siatkowke. Bylo mi to na reke, bo jednak 5 minut jazdy to nie 40... :D Pojechalysmy wiec, panna pocwiczyla serwowanie i odbijanie, ja pogadalam sobie ze znajoma mama i wrocilysmy do chalupy, zaczac weekend. ;)</p><p>Pracujaca czesc tygodnia miala tym razem tylko 3 dni, ale szczerze, to czuje sie tak samo zmeczona jak po calym tygodniu w robocie... ;)</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZUNFTxIwgnt4I0Vnz5-i-tbqGLCbZZNsWZQmH53FS8wEBomt_mo6B0IVSRmLQoujU0RUZGHvlkP8RvpncfUd4mksEoMcRlBJzNxjKFzLpmhfShS-rQei-yfHUyqTGXIw5MHdV-O8vJxzUy6jf3rr18C4gZJCTeh4_bl4EMcaJEBJy63mOhzgAsJ1IcWM/s540/IMG_4835_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="540" data-original-width="405" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZUNFTxIwgnt4I0Vnz5-i-tbqGLCbZZNsWZQmH53FS8wEBomt_mo6B0IVSRmLQoujU0RUZGHvlkP8RvpncfUd4mksEoMcRlBJzNxjKFzLpmhfShS-rQei-yfHUyqTGXIw5MHdV-O8vJxzUy6jf3rr18C4gZJCTeh4_bl4EMcaJEBJy63mOhzgAsJ1IcWM/s320/IMG_4835_1.jpg" width="240" /></a></div></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Na koniec - mamy juz ozdoby na Halloween, z (prawie) czarnym kotem do kompletu :D</span></div><div><p style="text-align: center;"><br /></p></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-233268103049526365.post-22942866630125714652023-10-06T23:18:00.014-04:002023-10-12T14:54:24.809-04:00Hello October<p>I mamy pazdziernik. Jak zwykle, kiedy tylko zaczela sie szkola, czas jeszcze bardziej przyspieszyl. Zanim sie obejrzymy, bedzie grudzien i oczekiwanie na Boze Narodzenie. Przyznaje, ze (choc nadal jest troche czasu, wiec nie mysle o tym zbyt czesto) zastanawiam sie jak to bedzie z choinka i wszystkimi dekoracjami przy Oreo. ;)</p><p>Poniewaz jesien uplywa pod znakiem deszczu, wiec sobota <u>30 wrzesnia</u>, zaczela sie od szeregu wiadomosci z zespolow pilkarskich. Mecz dziewczyn, majacy sie odbyc <i>tego </i>dnia, przesunieto na niedziele (to rozgrywka pucharowa, wiec musial byc rozegrany w tamten weekend), za to niedzielny przesunieto na... czas nieokreslony. ;) To juz drugi mecz (nie liczac towarzyskiego, ktory pewnie po prostu przepadnie), na ktorego nowa date czekamy. U Kokusia nieco mniej zawirowan, bo mial miec tylko jedna rozgrywke, ale poniewaz przeciwna druzyna rowniez musiala przeniesc pucharowy mecz, wiec nasz przeniesli z ranka, na 13 po poludniu. Pechowo, rowniez na niedziele, a Nik byl na 15 zaproszony na urodziny kolegi z klasy, zas malzonek jechal rano do pracy. Przez chwile wygladalo, ze musialabym pojechac na 10 rano z Bi, wrocic do domu na doslownie 10 minut, pojechac z Kokusiem, wrocic znow na kilka minut i jechac z nim na urodziny. Przyznaje, ze nie usmiechalo mi sie to kompletnie. Malzonek najpierw stwierdzil, ze moze z synem pojechac, ale kiedy dowiedzial sie, ze mecz jest w miejscowosci oddalonej od nas o ponad pol godziny jazdy, oswiadczyl, ze nie bedzie taki kawal jechal zeby Nik pogral 5-10 minut. Poniewaz Mlodszy byl chetny, wiec poczatkowo uznalam, ze zagryze zeby i spedze dzien jezdzac w te i nazad. Potem jednak puknelam sie w czolo. Czasem jednak ten moj malzonek ma odrobine racji. ;) Jezdzic jak glupia w kolko, tylko po to, zeby Nik i tak spedzil wiekszosc meczu na lawce rezerwowych? Lepiej juz wrocic z Bi po jej meczu (oddalonego o 45 minut :O) i miec pare godzin na odsapniecie, zanim zabiore Kokusia na urodziny. Wykorzystalam pretekst zmiany godziny i na app'ce zespolu zmienilam status Mlodszego na "nieobecny", a wiadomosci napisalam (zreszta z grubsza zgodnie z prawda), ze nowa pora koliduje nam z innymi planami. W ten sposob poluzowalam sobie dzien. ;) A wszystkie te zmiany spowodowal piatkowy deszcz. Zreszta jeszcze w nocy oraz w sobote rano padalo. Nasza rzeka mocno wezbrala, a droga prowadzaca na boiska zostala zalana i zamknieta. Ale tym razem nie tylko u nas dzialy sie takie "cuda". Wszystkie miejscowosci w Stanie zmagaly sie z zalaniami i poddtopieniami. Moze widzieliscie w wiadomosciach jak strasznie zalalo miasto Nowy Jork? My jestesmy od niego jakies 3 godziny jazdy, wiec pogode mamy zwykle dosc podobna. Zazwyczaj tez, fronty ida z zachodu na wschod, wiec wszystko co przechodzi przez Nowy Jork, dochodzi szybko do nas. Nie wiem jak w innej czesci Stanu, ale w moich okolicach nie wygladalo to jak w duzym miescie, bo woda ma po prostu miejsce zeby splywac, ale po ostatnich ciaglych deszczach, grunt jest juz tak nasycony, ze praktycznie nie wsiaka. Dlatego, po calych trzech dniach deszczu w zeszly weekend, kolejne trzy suche zbytnio nie pomogly i calodzienna ulewa w piatek zrobila swoje. :/ W kazdym razie, sobota byla spokojna i dosc leniwa. Potworki i ja dlugo pospalismy, a potem spora czesc ranka przesnulismy sie z kata w kat. Nooo, dzieciaki, bo ja to wiadomo: matka - ogarniaczka. ;) Nik "wystraszyl" mnie tez, bo zajrzalam rano do jego pokoju zeby powiedziec mu czesc i spytac co chce na sniadanie, a on... w placz! Ze sie zarazil od Bi, ze ma zapchany nos, zle sie czuje i nie ma apetytu. No suuuper... Przyznaje, ze kompletnie sie nie zdziwilam, bo caly czas oczekiwalam, ze Bi zacznie domino i po kolei wszyscy zlapiemy od niej chorobsko. Nika w koncu sciagnelam na sniadanie o... 11, kiedy powiedzialam mu, ze <i>musi </i>cos wcisnac, chocby na sile. Mlodszy zjadl o dziwo, pokrecil sie troche, az w ktoryms momencie patrze, a dziecko gania za kotem i zasmiewa sie do rozpuku. Pytam jak sie czuje, a on zdziwiony, ze "O, chyba jednak dobrze!". :O Udusic dziada po prostu, bo ja juz zastanawialam sie, na zapas, czy bede musiala w poniedzialek pracowac z domu i ile dni Nik opusci w szkole... A tu dziecko mi "magicznie" ozdrowialo. ;) W miedzyczasie wstawialam zmywarke, pranie, odkurzalam, mylam podlogi i takie tam. Malzonek niespodziewanie musial zostac dluzej w pracy, potem zajechal jeszcze do Polakowa i do domu zjechal dopiero tuz przed 15. Posiedzial wiec troche ponad godzinke i musielismy jechac do kosciola, bo kolejnego dnia znow pracowal, zas Bi miala rano mecz. A po powrocie juz tylko dokonczyc to i owo i mozna sie bylo chwile zrelaksowac. Starsza (mimo dalszego pokaslywania) caly dzien wykazywala niespozyta energie, ale na wieczor zaczela sie dopytywac... czy ona powinna jechac na mecz z tym kaszlem. No tak, bo kaszelek faktycznie jest przeciwskazaniem... ;)</p><p>Niedziela przywitala nas pieknym sloncem i dawno nie widzianymi temperaturami - po poludniu termometry pokazaly 24 stopnie. Na kilka dni wrocilo lato. ;) Niestety, mi oraz Bi nie dane bylo pospac, bo juz o 9:20 miala miec rozgrzewke w miejscowosci oddalonej o ponad 40 minut. :O Zerwalysmy sie wiec wczesnie, zrobilam nam sniadanie, dalam pannie stroj pilkarski, przygotowalam sniadanie Kokusiowi, ktory na szczescie obudzil sie zanim wyszlysmy... Zdazylam nawet wsadzic brudne naczynia do zmywarki, zeby nie zostawiac syfu. Bi caly czas mnie poganiala z racji, ze to jej pierwszy mecz w nowym zespole. Jakby mogla, wyjechalaby godzine wczesniej. ;) Ja za to uznalam, ze jak sie pare minut spoznimy, to nawet lepiej, bo 40 minut rozgrzewki to gruba przesada. Czy oni chca zrobic z niej dodatkowy trening? :/ W kazdym razie, cale szczescie, ze szykowalam sie w swoim tempie. Wsiadlysmy bowiem do auta, otwieram app'ke zespolu zeby wbic adres w nawigacje, a tam... 16 wiadomosci! Okazalo sie, ze pol godziny wczesniej managerka wyslala wiadomosc, ze musza mecz przelozyc na pozniejsza godzine, bo tam gdzie jechalismy boiska nie nadaja sie do grania. Suuuper... Nie mogli sie porozumiec dzien wczesniej, skoro widzieli w jakim sa stanie?! Jak jednak zwykle przewracam oczami na to odwolywanie meczow z powodu "deszczyku", tak tym razem musze przyznac, ze mieli racje. Pare osob rzucilo bowiem propozycje okolicznych boisk, gdzie moglibysmy zagrac. Ktos inny wrzucil fote jednego takiego miejsca, ktore mijal w sobote.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizI6uhKDvveAi-jF4BMwdMQfpWWFAduWuXd8Kta9hC2nOq1TDKUFBWFLqGV1zUpyMPAjGAvOmv-Ku0kZYnQruLl8ioK_TmgDMoKRduKZkq0ccqN3NBqBI-_WZ2ervyXtU1dk6HLWl2EbFjlBeWTBSNdhKcK6ZZBNxyS0GQSHqcvLVFprgYVq_p-8_VrUM/s1371/IMG_4675_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1371" data-original-width="633" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizI6uhKDvveAi-jF4BMwdMQfpWWFAduWuXd8Kta9hC2nOq1TDKUFBWFLqGV1zUpyMPAjGAvOmv-Ku0kZYnQruLl8ioK_TmgDMoKRduKZkq0ccqN3NBqBI-_WZ2ervyXtU1dk6HLWl2EbFjlBeWTBSNdhKcK6ZZBNxyS0GQSHqcvLVFprgYVq_p-8_VrUM/s320/IMG_4675_1.jpg" width="148" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Tam za drzewem, powinny byc boiska, widac nawet zarysy bramek :D</span><br /></div><div> <p></p><p>U nas na niektorych boiskach stala woda, ale glownym problemem bylo to, ze do kompleksu sportowego mozna sie dostac tylko od jednej strony, a droga dojazdowa do niego nadal byla zamknieta. Szkopul w tym, ze byla to rozgrywka o puchar, a przez scisly regulamin calego turnieju, mecz <i>musial </i>sie odbyc w miniony weekend. Poniewaz w sobote go odwolali, wiec <i>musieli</i> go teraz wcisnac na niedziele; kancelacja nie wchodzila w gre... W koncu dostalismy wiadomosc, ze licza na to, ze przy sloncu i wysokich temperaturach, woda bedzie szybko opadac i otworza droge przy naszych boiskach. A ze one tez czesciowo byly pozalewane, wiec mecz mial sie odbyc o 14:30 na boisku ze sztuczna nawierzchnia. Jednoczescie dostalam sms'a od mamy kolegi Kokusia, czy moglabym jej syna tez zawiezc na urodziny, a ona potem chlopakow odbierze. Ogolnie owo przyjecie bylo mi teraz bardzo nie na reke, bo nie chcialam ominac pierwszego meczu dziewczyn, ale coz, zgodzilam sie. Mozecie mnie nazywac "mama-taxi". :D Poniewaz nagle zyskalam spokojny ranek, napisalam do taty czy nie ma ochoty wpasc na kawe. Dzien wczesniej bowiem gadalismy, ze dzien bede miala porozrywany na jezdzenie z jednym czy drugim dzieckiem, wiec kawka z rodzicielem musi poczekac na lepszy czas. ;) Teraz jednak poskladalam pranie, wstawilam kolejne, wyczyscilam gruntownie kocia kuwete (ohyyyda), a potem przyjechal tata i posiedzielismy sobie pare godzinek przy kawce. Pojechal kiedy musialysmy sie z Bi zbierac na rogrzewke. Jedziemy na boisko, mamy skrecic w ulice prowadzaca do kompleksu sportowego, a tam... barierka policyjna. I co teraz? ;) Meczu nikt nie odwolal, a droga zamknieta... Patrze jednak, ze auta przejezdzaja, a barierka na szczescie stala na srodku i po bokach zostawiala sporo miejsca. Przejechalam wiec naokolo, czujac sie niczym kryminalista. :D Zaraz za lukiem pokazala sie przyczyna zamkniecia: galezie naniesione przez wylana wode, a kawalek dalej pieniek. Na szczescie byly na tyle daleko od siebie, ze malym slalomikiem dalo sie wokol przejechac. A dalej dwa "stawy" na drodze. Nie byly moze bardzo glebokie, bo wyraznie widac bylo przez nie pasy na drodze, ale z ich brzegu trudno bylo to ocenic i nizsze auta osobowe zawracaly.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiv9BQ1NqlsSjSqQ-wgQm-X2nTeWk4VRaaEuH7lwDbP4SoFUxfF-oeQaJC6GSi5S5MlmfQNbkTzeXlcJ3HxJnZ6xOHNfUz7-sL5P0clqQHcTdm84Fk0wQ9-f38tR8G-maMhPR1DiKdBwKyAiImtKHguqV3rIEUEqT_T2ZShAhQTIGAy4-7fzmjOVrpugJQ/s863/IMG_4666%20-%20frame%20at%200m29s_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="486" data-original-width="863" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiv9BQ1NqlsSjSqQ-wgQm-X2nTeWk4VRaaEuH7lwDbP4SoFUxfF-oeQaJC6GSi5S5MlmfQNbkTzeXlcJ3HxJnZ6xOHNfUz7-sL5P0clqQHcTdm84Fk0wQ9-f38tR8G-maMhPR1DiKdBwKyAiImtKHguqV3rIEUEqT_T2ZShAhQTIGAy4-7fzmjOVrpugJQ/s320/IMG_4666%20-%20frame%20at%200m29s_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jade czy plyne? :D</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Kawalek przede mna pick-up spokojnie przejechal, wiec uznalam, ze moj, wcale nie taki maly, SUV tez da rade. ;) Potem juz droga byla sucha, za to okoliczne laki zamienily sie w jeziora. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpoDByoKppsmENbk5b9mL2_AmXRgv__1CKzu3kYmWZdOstl6B7VV8vFtSHYuDR2bISq_odpIyRanWIsmDDjQjZLPSy3j_sQhVsVdkWRX2d-QDnSMxd3fmndyttq0_2uR9AqWC6pE9zMINqIkuKRQP66JYx8mwM4LlTWss6jcHVpPDZODWoOFAUmdfiA1A/s908/IMG_4666%20-%20frame%20at%200m45s_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="511" data-original-width="908" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpoDByoKppsmENbk5b9mL2_AmXRgv__1CKzu3kYmWZdOstl6B7VV8vFtSHYuDR2bISq_odpIyRanWIsmDDjQjZLPSy3j_sQhVsVdkWRX2d-QDnSMxd3fmndyttq0_2uR9AqWC6pE9zMINqIkuKRQP66JYx8mwM4LlTWss6jcHVpPDZODWoOFAUmdfiA1A/s320/IMG_4666%20-%20frame%20at%200m45s_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">To nie nowy staw - to laka, na ktorej zwykle puszczaja zdalnie sterowane modele samolotow</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Dojechalam do wjazdu na kompleks sportowy (przed ktorym tez stala barierka oglaszajaca ze droga jest zamknieta), odstawilam Bi na rozgrzewke, popatrzylam kilka minut, po czym musialam wracac do domu. Dojechalam, po chwili dotarl kolega Kokusia i zaraz musialam zgarnac chlopakow i ruszylam z nimi na przyjecie urodzinowe.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuE3_rbgN8RxA_MDqMwOa73QIRV7yOy45qCzgcQIQqYLO-NZu61f6H8r0m9yLlKEVU7oFNVFUl-35JEFpfd5ggqdfeohsmnvAS9H8teDkbwHTxnTLltKZop5vq9qAkoAFWzqpz5tQTVDX_p3Q9yJuvaRbvEB9utR74EEMTgrSmGSp7VbUYT40Gt49f9CM/s503/IMG_4665_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="503" data-original-width="378" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuE3_rbgN8RxA_MDqMwOa73QIRV7yOy45qCzgcQIQqYLO-NZu61f6H8r0m9yLlKEVU7oFNVFUl-35JEFpfd5ggqdfeohsmnvAS9H8teDkbwHTxnTLltKZop5vq9qAkoAFWzqpz5tQTVDX_p3Q9yJuvaRbvEB9utR74EEMTgrSmGSp7VbUYT40Gt49f9CM/s320/IMG_4665_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Poprosilam o usmiech, a dostalam... <i>to</i></span><br /></div></div><div> <p></p><p>Bylo ono na kreglach, wiec jak najszybciej pomoglam sie kawalerom usytuowac z butami (Nik, moje "ogarniete" dziecko, nie pamietal jaki ma rozmiar, a tydzien temu bylismy w obuwniczym), po czym przypomnialam Kokusiowi, ze odbierze go mama kolegi i popedzilam spowrotem na boiska. Na szczescie te mialam i tak po drodze, ledwie 9 minut od kregielni. Znow auta przede mna rezygnowaly z wjazdu w droge widzac barierke, a ja zuchwale przejechalam naokolo i ruszylam w strone zalanej czesci. O dziwo, woda w ciagu tej godziny wyraznie lekko opadla, choc nadal jechalo sie kawalek przez "potok". Nie bylam pewna, o ktorej mecz sie dokladnie zaczal, bo podobno przeciwna druzyna, nie znajac okolicy, bala sie przejezdzac wokol barierek wiec troche im sie opoznilo, ale okazalo sie, ze dojechalam akurat na przerwe i udalo mi sie obejrzec cala druga polowe. Bi grala sporo (choc powiedziala, ze w pierwszej polowie wiecej), udzielala sie i byla aktywna, choc oczywiscie pare razy pilka jej umknela, lub poleciala nie w ta strone co trzeba.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM7yJwlfKQBgO-6wgfi3meGYeqLIDHLYgiwi8y-10Jbt-2hjwSSSRuMuhztDMQJuTf6-mBodec0ZbnAXbW37SmNK9Y2wSWdahzJcWpaRzIg5y7UIxDPvPMxTYdgw2AjtKTCNbFrWHNerr8YuI6aMMitLh_GdjGux0lCNLQo4ehQ5d6ahxkpnLxXEyxvfI/s510/IMG_4672_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="387" data-original-width="510" height="243" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM7yJwlfKQBgO-6wgfi3meGYeqLIDHLYgiwi8y-10Jbt-2hjwSSSRuMuhztDMQJuTf6-mBodec0ZbnAXbW37SmNK9Y2wSWdahzJcWpaRzIg5y7UIxDPvPMxTYdgw2AjtKTCNbFrWHNerr8YuI6aMMitLh_GdjGux0lCNLQo4ehQ5d6ahxkpnLxXEyxvfI/s320/IMG_4672_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi w wyscigu do pilki</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wiadomo, ze nie dorownuje dziewczynom, ktore graja w tym zespole juz kilka lat, a niektore (jak paru chlopcow z druzyny Kokusia) nawet w dwoch. Najwazniejsze jednak, ze sie stara, bo Nik mam wrazenie, ze zupelnie sie juz poddal... No i niespodzianka, bo dziewczyny... wygraly. Z kilku zrodel wiem, ze w zeszlym roku szlo im fatalnie i wiekszosc meczow przegraly, kilka zremisowaly, ale nie wygraly ani jednego. Tutaj mialy nie tylko wygrana, ale wrecz porazajaca: 6:0. Oczywiscie najpierw ucieszylam sie z tej wygranej, a potem sobie uswiadomilam, ze to byl mecz pucharowy. Skoro wygraly, to przeszly do nastepnego etapu. To oznacza, ze beda musieli gdzies upchnac kolejna rozgrywke o puchar, a wiec czeka nas jeszcze wiecej zawirowan z grafikiem. Przypomne, ze juz czekamy na date dwoch meczow, ktore musialy zostac przelozone ze wzgledu na pogode, ech... W kazdym razie, trener zrobil jeszcze dziewczynom mini przemowienie z gratulacjami, a potem moglismy ruszyc w droge powrotna. A tam... zonk. Pojechalam w lewo, planujac znow przejazd przez wode i slalomik miedzy smieciami naniesionymi przez rzeke. Okazalo sie tymczasem, ze zdazyli juz tam przyjechac pracownicy z miasta, ale zamiast cokolwiek uprzatnac... ustawili pacholki w poprzek drogi, blokujac ja kompletnie! W wielkim pick-up'ie narzedzia i dwoch chlopa - i co, nie daliby rady przepchnac paru galezi i jednego pniaka, ktory lezal na boku, wiec mozna go bylo przeturlac?! A najlepsze, ze dwaj gamonie, zamiast zawrocic, zaczeli cofac! I to srodkiem drogi i noga za noga, bo dlaczego by nie?! Wszyscy zaczeli zawracac, bo widzieli ze nie ma przejazdu. Niektorzy, jak ja, byli juz za daleko, wiec zawrocili kiedy oni nas mineli, ale niektorzy byli dalej, wiec zawrocili wczesniej, zeby zdazyc przed nimi. Jedno auto zawracalo w ostatniej chwili, a ci dwaj idioci cofaja w najlepsze. W starym, roboczym truck'u nie ma oczywiscie kamer, a w lusterka chyba nie patrzyli, bo az przymknelam oczy, spodziewajac sie, ze uderza w tamto auto. Udalo mu sie obrocic i odjechac doslownie w ostatniej sekundzie! :O Kiedy w koncu robotnicy przesuneli sie nieco na jedna strone drogi (caly czas jadac na wstecznym; slowo honoru - debile), jakis gosciu jadacy przede mna, najwyrazniej mocno wkurzony, przejechal obok nich pelnym pedem po zalanej drodze, dokumentnie ich zachlapujac! Jesli mieli uchylone okna (a zrobilo sie bardzo cieplo, wiec mogli miec), musialo im pieknie nalac do srodka! Coz, nalezalo im sie... :D Po nim minelam ich ja, ale pojechalam wolno, zeby zbytnio nie chlapac, bo az tak wredna nie jestem. A do domu musialysmy z Bi niestety pojechac nieco okrezna droga. A kiedy ja jezdzilam po zalanych drogach i okolicach, co w tym czasie robil moj maz, zapytacie? Rano byl w robocie, oczywiscie. Potem jednak myl swoje auto (jakzeby inaczej ;p) i rozpoczal maraton gotowania. Musze przyznac, ze pod tym wzgledem mam z nim cudownie. I choc moglam poprosic zeby pojechal z jednym czy drugim Potworkiem, to w sumie udalo mi sie samej ogarnac te "kuwete", a nie mialam serca go ganiac, skoro pracowal juz trzeci tydzien bez ani jednego dnia wolnego... Przynajmniej nie musialam jechac po chlopakow. Jakas godzine po moim i Bi powrocie, mama kolegi Kokusia odstawila go do domu. Reszta wieczora to juz intensywne przygotowania na kolejny tydzien kieratu.<br /></p><p>Poniedzialek zaczal sie wczesnie, ale na szczescie bezproblemowo. Autobusy przyjechaly jak trzeba, choc ten Bi pare minut sie spoznil i juz zaczynalam sie robic nerwowa... ;) Po odjezdzie dzieciakow jak zwykle cos tam ogarnac, poskladac jakies ostatnie weekendowe pranie, nakarmic Oreo i do roboty. Po pracy musialam podjechac jeszcze do "gimbazy", bo Starsza zostala na... fitnessie. :D Maja w szkole mala silownie (z ktorej cyklicznie korzystaja tez na w-f'ie) i w poniedzialki moga zostawac na niej po lekcjach. Panna wyszla zachwycona, wiec mam nadzieje, ze kiedy skonczy sie pilka nozna, utrzyma przynajmniej taka forme aktywnosci fizycznej... Po powrocie do chalupy, zabralismy sie w koncu z M. za pozbycie sie resztki wody z basenu. Najpierw malzonek wybral ile sie dalo wiaderkiem, a potem niestety czekalo nas nasaczanie reszty w reczniki, po czym ich wykrecanie. Dobrze, ze znow mielismy w dzien 24 stopnie i choc pod wieczor zaczelo sie juz robic chlodniej, a woda nadal byla zimna, dalo sie wytrzymac. Robota mozolna, a do tego w cieniu za domem komary ciely jak szalone, wiec odetchnelismy z ulga, kiedy wszystko wybralismy. Miejmy nadzieje, ze przy kolejnych goracych dniach, basen doschnie i mozna go bedzie schowac... Czy wyciagniemy go za rok, pozostaje pod znakiem zapytania, bo wlasnie w poniedzialek dostalam list z tego prywatnego klubu w naszej miejscowosci, ze w koncu mam szanse na czlonkostwo. I na dzien dobry posprzeczalam sie z malzonkiem, bo niewiadomo po co otworzyl list i zaczal ostro protestowac przed wykupieniem. No fakt, ze ceny maja takie, ze prosze siadac, niestety. Za cala rodzine prawie $800, za pojedyncza osobe prawie $400. No ale, kurcze, czekalam 4 lata, zeby teraz zrezygnowac?! Mowy nie ma! :D Zastanawiam sie tylko, co sie bardziej oplaca. Jesli wezme czlonkostwo tylko dla siebie, za kazdym razem kiedy bede wjezdzac z dziecmi, bede musiala placic za nie jako za "gosci". Niby nie duzo, bo $5 za dziecko, ale jednak. Zakladajac, ze pojade z nimi przynajmniej kilka razy latem, a dodatkowo zima robia tam na stawie lodowisko, jest tez gorka do zjezdzania na sankach oraz sciezki do narciarstwa biegowego oraz (chyba) mozliwosc wypozyczenia rakiet snieznych na spacer, mysle ze jest szansa, ze zjawimy sie tam przynajmniej kilkanascie razy... Malzonka nawet nie biore pod uwage, bo jak znam zycie, nie bedzie jezdzil wcale albo moze zjawi sie raz na ruski rok... Pytalam sie dwoch znajomych i jedna woli wykupic czlonkstwo dla rodziny zeby nie bawic sie w placenie za kazdym razem za dzieci. Druga za to woli zaoszczedzic i wykupic tylko dla siebie i placi za corki dodatkowo, bo nie jezdzi tam zbyt czesto. I badz tu czlowieku madry... :D W kazdym razie, w poniedzialek jeszcze chwile pogralam z Kokusiem w kosza, po czym ucieklismy przed komarzyskami do chalupy. :) Potworki odrobily prace domowa, a potem zagonilam ich zeby pocwiczyli gre na instrumentach. I tak jakos tak sie sklada, ze cwicza tylko raz w tygodniu... :/</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtuacNZihPJKSEdD9XY2LL1aGq6YLeMSClMZuTTvi3zS-zteZsM3Cof-8yEMh7C7Fdd6gquPM0sMGa8BMl7RCDGDrBAlqNzLNe9BcsdPFpD_Bio-tx-fQWgIhIUjwx9JAmSP505BNiKaF1kYUdOO_Cx9VfQchwljq0auGUw8y64OLd9EokXxPmrTXZOe4/s601/IMG_4688_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="601" data-original-width="451" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtuacNZihPJKSEdD9XY2LL1aGq6YLeMSClMZuTTvi3zS-zteZsM3Cof-8yEMh7C7Fdd6gquPM0sMGa8BMl7RCDGDrBAlqNzLNe9BcsdPFpD_Bio-tx-fQWgIhIUjwx9JAmSP505BNiKaF1kYUdOO_Cx9VfQchwljq0auGUw8y64OLd9EokXxPmrTXZOe4/s320/IMG_4688_2.jpg" width="240" /></a></div><p style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Trabimy w pozycji flaminga :D</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKrsApXKFo3kv3ru2l9aBAtKxRL5geCC9mAdO73yRXEtoGEMl9_xsqlvahZY7sMWwlPHOyibXlrY9lhQuEYBS-1FX612rIFMqpmamV58i8s8fwYfabJqwHMqwcIcOSNMeotNh2UWaBr2nbHjDcmJy-xl6QgsbGA-SK-q4mGzGsepbhNThbaS4x0EPBtQk/s719/IMG_4689_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="719" data-original-width="539" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKrsApXKFo3kv3ru2l9aBAtKxRL5geCC9mAdO73yRXEtoGEMl9_xsqlvahZY7sMWwlPHOyibXlrY9lhQuEYBS-1FX612rIFMqpmamV58i8s8fwYfabJqwHMqwcIcOSNMeotNh2UWaBr2nbHjDcmJy-xl6QgsbGA-SK-q4mGzGsepbhNThbaS4x0EPBtQk/s320/IMG_4689_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Sadzac po minie, ktos tu ma problem z odczytaniem nut ;)</span><br /></div><div><p style="text-align: center;"></p><p>We wtorek, niespodziewanie autobus Bi przyjechal o 7:09. Dobrze, ze panna stala juz na przystanku. Kokusiowy za to sie nieco spoznil, ale na szczescie zmiescil sie w "normie". ;) Pozniej jak zwykle posprzatac troche, wpuscic i wypuscic pare razy kota i trzeba bylo jechac do pracy. Po poludniu stuknelo nam 26 stopni, a przy dosc wysokiej wilgotnosci, odczuwalna temperatura wyniosla 28. :O Po pracy trzeba bylo pedzic do domu, bo Potworki mialy treningi. Kolezanka Bi nie byla w szkole ani w poniedzialek, ani we wtorek, ale na trening ja wyslali. :D Kiedy dzieciaki biegaly po boisku, my z M. ruszylismy na nasz zwyczajowy spacer. Wszedzie naokolo nadal stala woda, wiec poszlismy wzdluz drogi, ale potem odbilismy w bok, zeby wrocic sciezka wzdluz rzeki, po drugiej stronie pol. Stwierdzilismy, ze mamy na tyle czasu, ze gdyby nie dalo sie przejsc, to zawrocimy. Na szczescie, poza kilkoma blotnistymi miejscami oraz gigantycznymi kaluzami, ktore trzeba bylo ominac, bylo znosnie. W kilku przeswitach moglismy zas podejrzec rzeke, ktora nadal byla solidnie wezbrana, z bardzo wartkim pradem. Czlowiek w takiej wodzie nie mialby szans. :O Pechowo, przez ostatnia mokra pogode, mimo, ze szlismy w sloncu, komarow bylo zatrzesienie. W ktoryms momencie omijalismy kaluze, znalazlam sie za M. i sie przerazilam. Doslownie piec siedzialo mu juz na czapce, kolejne caly czas usilowaly przysiasc na koszulce, a wokol latala kolejna chmara! Puscilismy sie truchtem, zeby jak naszybciej dotrzec na parkingi, gdzie bylo troche lepiej. Niestety, slonce wlasnie zaszlo, wiec z kazda minuta robilo sie gorzej. Malzonek w koncu zaparkowal auto wzdluz ulicy, naprzeciwko boiska Kokusia i juz z niego nie wychodzil.</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJyJxKeKZfn5rkFMnFPypueX4-tYbIZJB7eHd81o6HJYc55eqSXzWrnN7iSAjk8Vvaj6sEJo6uI-0Iq61CB7Mb1gE1bKiAk-bQgQeBnIiZZ7OzDJRStTmGwnm1JM5_u4p_eeP-yQb_fDqOwovyi3F-u53NGnIb5QFOnbDveGW-APNLJQ9Dy61jBNW1vxc/s537/IMG_4692_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="374" data-original-width="537" height="223" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJyJxKeKZfn5rkFMnFPypueX4-tYbIZJB7eHd81o6HJYc55eqSXzWrnN7iSAjk8Vvaj6sEJo6uI-0Iq61CB7Mb1gE1bKiAk-bQgQeBnIiZZ7OzDJRStTmGwnm1JM5_u4p_eeP-yQb_fDqOwovyi3F-u53NGnIb5QFOnbDveGW-APNLJQ9Dy61jBNW1vxc/s320/IMG_4692_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Nik przymierza sie do kopniecia pilki</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Ja poszlam po dziewczyny, ktore byly pod samym lasem, ale ich trenerzy przedluzyli trening o 15 minut, nie zwazajac na kwiopijcow. Panny potem powiedzialy, ze jedna z kolezanek miala spray na komary i wszystkie sie psikaly, ale Bi i tak miala juz cale nogi pogryzione i nawet babel na policzku. :O</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWkD7I_96Y-3RPfOTXm4Kdra9BFPIXPV-aQHsXCPsiYrSmRmK4ic-zeuzbq7WEiQuTQIr1M2n3cE-yrOoaKTuZdgYaIZBUWorq6cSYzyiuD1cwpvUXwl01joB_eE-MNeU8vFhoFFAvVd9EvwUyUfgnHabbIXPSSweeSL-2nTOxac7pftigKirXmUuxUE0/s545/IMG_4696_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="399" data-original-width="545" height="234" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWkD7I_96Y-3RPfOTXm4Kdra9BFPIXPV-aQHsXCPsiYrSmRmK4ic-zeuzbq7WEiQuTQIr1M2n3cE-yrOoaKTuZdgYaIZBUWorq6cSYzyiuD1cwpvUXwl01joB_eE-MNeU8vFhoFFAvVd9EvwUyUfgnHabbIXPSSweeSL-2nTOxac7pftigKirXmUuxUE0/s320/IMG_4696_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">A tu Bi gdzies pedzi</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Jak w kazdy dzien z treningiem, mowilam dzieciakom zeby chociaz zaczeli odrabiac lekcje przed nim, ale gdzie tam. Jednemu sie nie chcialo, drugie wolalo wyglupiac sie przy obiedzie i zabraklo mu czasu. I oboje stwierdzili, ze maja proste zadania. Okey... Po powrocie wiec nie mieli wyjscia, tylko wyciagnac prace domowa. O ile Bi faktycznie skonczyla dosc szybko i samodzielnie, o tyle Nik niestety zaczal mnie wolac do pomocy. :/ Wyszlo oczywiscie jego roztrzepanie... Wypisuje cyfry przez ktore dziela sie wieksze, ale np. piszac, ze 60 mozna podzielic przez 3, wpisuje trojke, ale juz 20 nie. I potem ma znalezc wspolne podzielniki (czy jak to sie zwie) dwoch cyfr i mowi, ze nie ma... Zalamka... Jak Bi nie mogla logicznie pojac zadan z trescia, tak Nik rozumie ich sens doskonale, ale potem robi takie wlasnie, glupie bledy... :O Jakos sie jednak w koncu ze wszystkim uporalismy, choc ja mialam juz podniesione cisnienie, bo jednoczesnie probowalam pakowac sniadaniowki, szykowac ubrania na kolejny dzien, zaladowac zmywarke, itd. Dowiedzialam sie tez, ze przyjecie urodzinowe kolezanki Bi, ktore mialo sie odbyc w miniona sobote, przelozono na nadchodzaca, na ktora jednak zapowiadaja jeszcze wiekszy deszcz... :D</p><p>W srode autobus Bi dojechal dla odmiany o 7:18 i juz zaczynalam nerwowo zerkac na zegarek. ;) Potem pedem do chalupy, bo planowo budze Kokusia o 7:20, bylam wiec na "styk". Poniewaz jak juz cos dziwnego dzieje sie z autobusami, to z obydwoma, wiec (pomimo ze wyszlismy z domu o czasie) autobus Mlodszego dojechal kiedy jeszcze szlismy chodnikiem i kawaler musial wlaczyc sprint. ;) Wole jednak <i>tak</i>, niz stac tam 20 minut, zastanawiajac sie: przyjedzie/nie przyjedzie? Kiedy jeszcze stalam czekajac na wehikul Starszej, nasz osobisty, domowy kot, zostal "pogoniony" przez kocura sasiadow. Nie wiem co mu sie stalo, bo kilka razy widzielismy Bandyta i Oreo siedzacych niedaleko siebie na trawniku lub schodkach i choc nie wygladali zbyt przyjacielsko, to jednak zbytniej agresji tez nie wykazywali... Teraz nasz kiciul podszedl na sam front (zawsze mowie, ze ten kot lubi byc przy "swoich" ludziach, choc z lekkim dystansem) i przysiadl na kamieniu. A tamten siedzial u siebie na podjezdzie i nagle jak sie nie zerwie, nie przeleci przez ulice i nie rzuci nastroszony i z sykiem do Oreo! :O Nasza oczywiscie tez nastroszyla sie i zasyczala, ale miala na tyle rozsadku, zeby odbiec kawalek, bo ten kocur jest naprawde spory, a nasz jednak nadal mniejszy od doroslego kota... Nie wiem jak by sie to skonczylo, ale na szczescie tu do akcji wkroczyla Maya, co prawda bardziej z ciekawosci, ale podbiegla do kocura zeby go obwachac, a on wolal jednak uciec. Moze pamieta jak raz go pogonila. :D W kazdym razie, na szczescie nic sie nikomu nie stalo, ale potwierdzaja sie moje obawy, ze Oreo bedzie musiala walczyc o swoj teren na naszym ogrodzie i moze dostac manto od doroslych kotow, ktore tu regularnie poluja... :/</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAE1iYJnVIkycas-lakPIFhILXqsrW0PBHEypjPt7ww4RCP7TZG2S4jHrlduHoY4xbB5awqp6cmTWQuZlHF_HUMb7tU7MDPxaWkegBiZVtViNleclfZNMwPuhGF1oVWLH7JrhxUl7ZIgVSzyHaL0mMdTPQLl6SCBFu5Tvj_r1C5ikR7ymKvqOuE4lDiYI/s481/IMG_4677_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="481" data-original-width="361" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAE1iYJnVIkycas-lakPIFhILXqsrW0PBHEypjPt7ww4RCP7TZG2S4jHrlduHoY4xbB5awqp6cmTWQuZlHF_HUMb7tU7MDPxaWkegBiZVtViNleclfZNMwPuhGF1oVWLH7JrhxUl7ZIgVSzyHaL0mMdTPQLl6SCBFu5Tvj_r1C5ikR7ymKvqOuE4lDiYI/s320/IMG_4677_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">To akurat fota z innego dnia. Te wielkie glazy z przodu, przez tyle lat byly ulubionym "placem zabaw" dzieciakow, a teraz zamienily sie w punkt obserwacyjny kota ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Narazie nie wydawala sie jakos bardzo wystraszona. Wrocila za mna do domu, ale chwile pozniej juz darla sie pod drzwiami. Na szczescie, po odjezdzie Kokusia, udalo mi sie ja dowolac na sniadanie, wyszla ponownie, ale sama wrocila przed 9 rano. Zeby kilka minut pozniej znow sie wydzierac, ale tym razem ja zignorowalam, choc donosny i nieustepliwy miauk jest mocno irytujacy. ;) Po pracy podjechalam do biblioteki, bo Bi praktycznie przeczytala ksiazke wypozyczona w poniedzialek (a to taka "cegla"!) i prosila o kolejne czesci. Wrocilam do chalupy spodziewajac sie, ze bede musiala malzonkowi pomoc w ogarnieciu basenu. Tymczasem okazalo sie, ze M. wyszedl z pracy dwie godziny wczesniej i nie tylko wyciagnal juz stelaz z basenu, ale zdazyl go tez rozwiesic na krzeslach, zeby obeschl od spodu. Kiedy przyjechalam, zajmowal sie juz przygotowywaniem przyczepy na zime. Niestety, okazalo sie, ze jednak mamy jakis przeciek. Ostatnio duzo padalo i to prawdziwe, kilkudniowe ulewy i niestety, cale lozka dzieciakow byly zalane. Powyciagal materace i posciel do wysuszenia, ale wiadomo - na dluzsza mete nie moze tak zostac. Poki co, na zime przyczepa bedzie zakryta, wiec nie powinna sie do niej dostawac woda, ale na wiosne czeka nas remont dachu, bo to najprawdopodobniej jakas uszczelka popekala ze starosci... :/ Poniewaz jak cos sie dzieje, to hurtem, wiec przy chowaniu wszystkich basenowych akcesoriow, a wiec m.in. podwieszaniu pod sufitem w szopce siatki do wylawiania smieci, odkrylismy... przegnite miejsce! Najwyrazniej w dachu musiala sie zrobic dziura i woda dostawala sie do srodka. Ech... Fajnie jest miec dom, ale co chwila cos sie w nim dzieje, cos trzeba naprawiac, remontowac, konserwowac... Kiedy my z M. patrzylismy co tu jeszcze jest do zrobienia, Nik krazyl wokol dopytujac czy ktos pogra z nim w kosza. Ojciec byl juz zmeczony po kilkugodzinnej robocie przy domu, ale ja obiecalam mu ze jak skoncze, to pogram. Na szczescie zostalo mi tylko spuszczenie powietrza z basenowych zabawek i oplukanie ich, bo lezaly prawie miesiac nieuzywane i napadal na nie syf z drzew. Potem zagralam z synem w obiecanego kosza, to znaczy w sumie to on gral, a ja dosc niemrawo probowalam zabrac mu pilke. Niestety, nie dorownuje mu szybkoscia i zrecznoscia, wiec nawet sie bardzo nie staram. ;) W koncu jednak komary zaczely nas tak atakowac, ze zarzadzilam powrot do domu. Zreszta, mlodziez i tak miala lekcje do odrobienia. Kiedy Nik skonczyl, zagonilam go jeszcze do przecwiczenia gry na skrzypcach, bo w czwartki ma proby orkiestry.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtLd3qB37d_dqYHEpwP3lr9nDAkD_GK1YZKBUmQh52sTTUG53T1fKDotV8mjqN02K1108Ah9oqX_QtwExPV_qKqn0Qr0ppS-R-0q3ZTM6BeFUeKuVpgvJekFYjolTqjpUxh1aer4eoDiT4Dhvi4kpQCfXovGm8nsHg3okjTxikKgyH_WUPNt4vBb8tq5s/s590/IMG_4703_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="590" data-original-width="443" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtLd3qB37d_dqYHEpwP3lr9nDAkD_GK1YZKBUmQh52sTTUG53T1fKDotV8mjqN02K1108Ah9oqX_QtwExPV_qKqn0Qr0ppS-R-0q3ZTM6BeFUeKuVpgvJekFYjolTqjpUxh1aer4eoDiT4Dhvi4kpQCfXovGm8nsHg3okjTxikKgyH_WUPNt4vBb8tq5s/s320/IMG_4703_2.jpg" width="240" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Na podlodze i bez nut, czemu nie? Zartuje, tutaj Mlodszy tylko sprawdzal czy wszystkie struny sa dobrze nastrojone ;)</span><br /></div></div><div><p style="text-align: left;"></p><p>Kolejny dzien, czyli czwartek, niczym dzien swistaka. Jedyna roznica bylo, ze na dworze mielismy gesta niczym mleko, mgle. Kiedy czekalam az Bi odjedzie, ledwie widzialam stojaca na przystanku grupke. Nik obudzil sie sam, co zawsze jest mile, bo dobudzony ma od razu lepszy humor z rana. :D Po odjezdzie dzieciakow wstawilam zmywarke i wypisalam formularz do zarejestrowania sie do tego klubu w naszej miejscowosci. Stwierdzilam, ze wezme narazie czlonkostwo tylko na siebie. Rodzinne kosztuje $400 wiecej, a wiem, ze M. raczej nie bedzie sie tam z nami regularnie pojawial. Placac tylko za dzieciaki jako gosci, musielibysmy sie tam pojawic 40 razy zeby sie to zwrocilo, co niby oznacza tylko okolo 3 razy w miesiacu. Podejrzewam jednak, ze beda miesiace, jak mokry listopad i marzec, albo grudzien, ktory uplywa pod znakiem przygotowania do Gwiazdki, kiedy nie pojedziemy tam ani razu. Nie wiem czy z czasem nie zapomne, ale planuje zapisywac skrupulatnie ile razy tam bedziemy, zeby za rok zobaczyc czy bardziej oplaca sie jednak wykupic rodzinne. :) Tego dnia musialam nieco wczesniej wyjsc z pracy, zeby odebrac Bi ze szkoly. Panna zostala po lekcjach na dodatkowej matematyce, kiedy ich nauczycielka tlumaczy wszelkie niejasnosci. Bylam pewna, ze Starsza czegos nie rozumie, ale okazalo sie, ze musiala napisac zalegly sprawdzian, bo w zeszly piatek byla nieobecna. :O Odebralam panne narzekajaca na bol glowy, szyi i w ogole "wszystkiego". Lekko sie zaniepokoilam, bo wokol krazy grypa, covid, a ostatnio slyszalam jeszcze o... anginie. Potem Bi jednak zaczela jeczec, ze nie chce jechac na trening. Aha! Tutaj pies pogrzebany. Po wtorkowym treningu, Bi byla wyraznie bez humoru, mowila ze nic jej nie wychodzilo i boczyla sie na kolezanke. W srode oraz czwartek rano ze soba nie rozmawialy. Tata kolezanki szepnal mi jednak cichcem, ze jego corka powiedziala, ze Starsza nie sluchala trenera, az ten na nia lekko krzyknal. Nie widzialam tego, bo wiekszosc treningu chodzilam z M., a Bi oczywiscie nie chciala powiedziec o co jej dokladnie chodzi, tylko wymyslala, ze trening i tak jej sie na nic nie przyda, ze ona tych treningow nie znosi, itd. Chyba jej kariera w "lidze" moze sie skonczyc szybciej niz Kokusia... :D Wracajac, zajechalysmy jeszcze na chwile do biblioteki, zeby oddac ksiazke przeczytana przez Bi, a wypozyczyc kolejna czesc dla Kokusia. Biblioteka bedzie bowiem zamknieta zarowno w niedziele, jak i w poniedzialek (<i>Columbus Day</i>), a Mlodszy pomalu konczy swoja ksiazke. Potem zajechalam jeszcze do tego klubu, bo dowiedzialam sie, ze formularz i czek mozna dostarczyc osobiscie. Stwierdzilam, ze po co mam go wysylac, skoro praktycznie codziennie tamtedy przejezdzam. Na szczescie w biurze nie bylo innych petentow, wiec wlasciwie tylko weszlam i wyszlam. Wrocilysmy z Bi w koncu do domu, gdzie spodziewalam sie tylko szybko zjesc i pedzic na trening. Niespodziewanie jednak, poza marudzeniem corki, Nik zaczal pytac co z jego kolanem. Od okolo dwoch tygodni od czasu do czasu cos go boli w prawym kolanie. Panicz jednak porusza sie normalnie, kuleje tylko w momencie kiedy akurat zaboli, ale poza tym biega za kotem, skacze zeby dosiegnac gornej framugi od drzwi, dzien wczesniej gral ze mna godzine w kosza i nic mu nie bylo... To nie tak wiec, ze ma jakas powazna kontuzje; podejrzewam, ze cos tam sobie naciagnal lub nadwyrezyl. Po wtorkowym treningu jednak wyraznie wiecej na to kolano narzekal, wiec stwierdzilismy, ze moze faktycznie trzeba dac nodze odpoczac. Poniewaz Bi narzekala na bol glowy (w koncu dalam jej tabletke), wiec skorzystalismy z okazji i zostalismy wszyscy w domu. Napisalam tylko do sasiadki, ze tego dnia musi znalezc corce innego szofera. ;) Zyskalismy wiec calkiem fajne, spokojne popoludnie. Wstawilam pranie z kamperowa posciela, wylozylam jeszcze raz poduszki oraz koldry dla przewietrzenia, posprzatalam kuchnie, itd. Mlodziez musiala odrobic lekcje, ale Nik poradzil sobie sam i to bez najmniejszej pomocy z mojej strony. Koniecznie chcial grac znow w kosza, ale poniewaz mial dac odpoczac kolanu, wiec powiedzialam, ze mozemy najwyzej pocelowac, ale bez biegania. Oczywiscie nie mogl wytrzymac, wiec troche sobie podbiegal kiedy pilka mu sie za daleko odbila, ale jakos kolano dawalo rade. :D No i komary zjadaly nas zywcem. Niestety, po ostatnich deszczach jest ich po prostu zatrzesienie... Nie mniej, dobrze sie bawilismy, bo mielismy piekna pogode (w dzien znow stuknelo 25 stopni, jak juz mgla sie rozwiala), a od nastepnego dnia mial przyjsc zimny front, wiec grzechem bylo z tego nie skorzystac...</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWCjJKH1NB8Bph_GXuQ8MLjACFHyByES0jqNhyhvzeG_liPP2MVw1gmz9aWBVWlQ914LmdGa0a5-uoKHlW0eiMgIJRodc3ohjpSOXHGUkpuRu8H1EPvA4SMRaU4tZ48QHPo1cl4psLiUV42XUeSVsXiVA_jiSEiAzujxHycfWLvwiZFBHotBhhZBRx1Io/s595/IMG_4711_2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="447" data-original-width="595" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWCjJKH1NB8Bph_GXuQ8MLjACFHyByES0jqNhyhvzeG_liPP2MVw1gmz9aWBVWlQ914LmdGa0a5-uoKHlW0eiMgIJRodc3ohjpSOXHGUkpuRu8H1EPvA4SMRaU4tZ48QHPo1cl4psLiUV42XUeSVsXiVA_jiSEiAzujxHycfWLvwiZFBHotBhhZBRx1Io/s320/IMG_4711_2.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">To byla bardzo niedynamiczna rozgrywka ;)</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Tego dnia przyszly tez w koncu tabletki psiura. Sa na recepte, ale ostatnio weterynarz upowaznil sklep do wyslania ich w ciagu dwoch dni. Teraz zajelo im to az piec i juz obawialam sie, ze cos jest nie tak i bede musiala wydzwaniac. Tym razem poprosilam zeby przepisac tabletki o powolnym uwalnianiu. Pewnie nie pamietacie, ale ostatnio w koncu kupilam zwykle, ale dawka pozostala jak przy tych o powolnym uwalnianiu. I Maya, dostajac tabletke wieczorem, kolejnego dnia po poludniu znow miala "wycieki". ;) Dopiero po czasie sama doczytalam, ze te "zwykle" podaje sie co 12 godzin, a wiec dwa razy dziennie. :/ Pani w administracji probowala mi wmowic, ze wlasnie taka dawke przepisala i szkoda, ze wyrzucilam juz buteleczke z wypisana dawka... W kazdym razie, teraz Maya ma juz prawidlowe tabletki, o prawidlowej dawce, choc bez malutkiego bledu sie nie dalo, rzecz jasna. Na buteleczce napisane jest, zeby po miesiacu dac znac wetowi jak pies reaguje na tabletki, tymczasem arministratorka powiedziala mi wyraznie, zeby zadzwonic za 2-3 tygodnie, zeby zamowic kolejne dawki (jesli wszystko bedzie ok) lub cos innego (jesli te nie beda dzialac lub Maya bedzie miala rozstroj zoladka)... A najlepsze, ze owe zalecenia wpisuje ta sama kobieta przy zatwierdzaniu zamowienia! I ona mi wmawia, ze na poprzednich tabletkach mialam wpisana poprawna dawke! :D<br /></p><p>W piatek piekna pogodowa passa sie skonczyla. Ranek byl pochmurny i z przelotna mzawka. Jeszcze kiedy jechala Bi, bylo sucho. Wychodzac z Kokusiem jednak, wzielismy parasole. Temperaturowo na szczescie nie bylo tragicznie, bo po poludniu miala dojsc do 21 stopni, co jak na poczatek pazdziernika jest calkiem niezlym wynikiem. Po drodze do pracy mzylo, ale z parkingu udalo mi sie przejsc na sucho. O dziwo, deszcz wstrzymal sie tez na tyle dlugo, ze poszlam na moj zwyczajowy spacer w srodku dnia. Niestety, juz w drodze na zakupy po pracy, ponownie mzylo. Na tyle lekko, ze pomyslalam, ze sie przemkne do sklepu bez parasola. W koncu jednak wzielam go na wszelki wypadek i cale szczescie! Kiedy odeszlam od kas, przez okno zobaczylam najprawdziwsza ulewe, oberwanie chmury doslownie! Pakowanie zakupow do bagaznika to byla niezla akrobatyka, bo jedna reka trzymalam parasol, a druga bralam kazda torbe po kolei i probowalam wcisnac ja w elastycznia siatke, zeby nie przewalaly sie po calej przestrzeni. Dojechalam do domu, rozpakowalam zakupy i zostalo mi 45 minut na odsapniecie. Tego dnia Bi miala zajecia z siatkowki i oczywiscie, jak na zawolanie, zaczela jeczec, ze nie chce jej sie jechac. Coz... mnie tez sie nie chcialo, bo w koncu dopiero co dotarlam do domu, byl piatek, ponura pogoda, a ze jestem meteopata, wiec bylam totalnie zamulona. Poniewaz jednak pierwsze zajecia byly tydzien temu kiedy panna byla chora, wiec na nie nie pojechala, wszystko trwa tylko 6 tygodni, a ja juz zaplacilam, wiec nie zwrocilam nawet uwagi na marudzenie. Dobrze, ze M. tez go jakos nie zarejstrowal... ;) Pojechalysmy i osobiscie niezle sie bawilam, wpadlam bowiem na znajoma, wiec wiekszosc zajec przegadalam. Bi ucieszyla sie widzac kolezanke, ale ze nie jest to jakas bliska przyjaciolka, reszty dziewczynek nie znala (choc pewnie kojarzy je z widzenia ze szkoly), a zajecia chyba srednio jej sie podobaly (nie wiem czego mozna oczekiwac po siatkowce oprocz... grania w siatkowke?), wiec wyszla srednio zadowolona... Spodziewam sie jekow w kazdy piatek. ;)</p><p style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNYJsU6_CwCQUkwNuJGB2HtSLewImtDjuQS6d0jb43_wWGOqCklms8CavALabPdWWfUiQQq_kG0TGC1MRErX82ktgf57JkmIgyjXpsH8jEZ10TY9WqB9NZVGI_CA1REDbZRu_hVHbHRpkDlZRBLBCh2Px1GNkAJ2QV9ZhS1yRcD7UdDMPyW3GjlkwnKr0/s571/IMG_4720_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="429" data-original-width="571" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNYJsU6_CwCQUkwNuJGB2HtSLewImtDjuQS6d0jb43_wWGOqCklms8CavALabPdWWfUiQQq_kG0TGC1MRErX82ktgf57JkmIgyjXpsH8jEZ10TY9WqB9NZVGI_CA1REDbZRu_hVHbHRpkDlZRBLBCh2Px1GNkAJ2QV9ZhS1yRcD7UdDMPyW3GjlkwnKr0/s320/IMG_4720_1.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bi podaje</span><br /></div></div><div> <p></p><p>Wrocilysmy do domu i niedlugo potem dostalam sms'a, ze przyjecie urodzinowe, na ktore panna zostala zaproszona, ma sie odbyc kolejnego dnia, bez wzgledu na pogode. Suuuper, bo zapowiadaja ulewny deszcz, a przyjecie jest w sadzie i ma polegac przede wszystkim na... samodzielnym zbieraniu jablek. Po prostu skacze z radosci na mysl o lazeniu miedzy drzewami w deszczu, ech... :/<br /></p><p>A tak w ogole, to dopiero po poscie <a href="https://dzieciakiwiatraki.blog/" target="_blank">Igomamy</a>, przypomnialam sobie, ze na poczatku wrzesnia stuknelo mi <i>20</i> lat w Hameryce! :O To niemal polowa mojego zycia!!! Jakos, po takim czasie, przestalam zupelnie liczyc. Podobnie jak lat od zalozenia bloga (w czerwcu minelo... jedenascie!).</p></div></div>Agatahttp://www.blogger.com/profile/06449959242206947887noreply@blogger.com8