Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 8 lipca 2022

Fajnie rozpoczety lipiec, czyli drugi w tym roku kemping

Nie uwierzycie - mielismy (prawie) idealna pogode! A to wazne, wiadomo, na kazdym kempingu, ale tam szczegolnie. Tym razem wybylismy na jedno z naszych ulubionych pol kempingowych, polozone nad samiutkim oceanem. Z racji polozenia, najwieksza atrakcja jest tam wlasnie plaza oraz ocean, wiec rozumiecie; bez dobrej pogody ani rusz. :) No i, co sie baaardzo rzadko zdarza, na wyjazd nie mialam "tych" dni! Normalnie zyc, nie umierac! :D

W piatek, 1 lipca, M. pojechal jeszcze rano na pare godzin do pracy, a ja przegladalam sluzbowe maile i jednoczesnie biegalam runda za runda do przyczepy. Malzonek wrocil, skonczyl podczepiac przyczepe i tuz po 12 wyruszylismy, optymistycznie zakladajac, ze przed 15 dojedziemy na miejsce. Tylko moja pesymistyczna natura przeszkadzala w radosci, ponuro zastanawiajac sie, czy w ogole nas na kemping wpuszcza. Dlaczego? Otoz, kiedy wczesna wiosna, nadszedl czas rezerwowania kempingow, wedlug pierwotnego wakacyjnego planu, na dlugi lipcowy weekend mielismy wlasnie wracac z Polski. Logicznym bylo wiec, ze nic nie rezerwowalismy. Pozniej plany z Polska daly w leb, ale kiedy przysiadlam zeby w takim razie zarezerwowac wyjazd, nigdzie nie mieli miejsc. To "nigdzie" to oczywiscie na interesujacych nas polach kempingowych, bo gdybysmy chcieli jechac gdziekolwiek, to oczywiscie miejsca byly. ;) My jednak uparlismy sie, ze na poczatek lata i w sumie wakacji, chcemy wyruszyc nad ocean. Niestety, wszystkie znajome pola mialy pelne oblozenie. W desperacji zaczelam nawet szukac gdzies bardziej na poludnie, choc niezbyt mialam ochote jechac, powiedzmy, siedem godzin na trzy dni wypoczynku. Wreszcie kemping nad oceanem zarezerwowalam dopiero na wrzesien, a plan wyjazdu na Independence Day porzucilam, stwierdzajac, ze jak mam jechac gdzies do lasu lub nad jezioro, to takich kempingow jest jak mrowkow, wiec ktoregos dnia przysiade i cos wybiore. A na "oceaniczne" kempingi ustawilam powiadomienia, zeby dostac maila jakby zwolnilo sie na ktoryms miejsce. Tymczasem, kiedy zaczelam szukac, niespodziewanie na stronie pokazalo mi, ze jest miejsce na jednym z tych kempingow! Nie dostalam zadnego powiadomienia, wiec akurat w tej chwili ktos musial odwolac! Taki fart! Tyle, ze kiedy probowalam zrobic rezerwacje (szybko, zanim ktos swisnie mi miejsce sprzed nosa! :D), system nie pozwolil mi dodac ani przyczepy, ani psa. Zdziwilam sie, bo znam ten kemping na tyle, ze wiedzialam pi razy oko w ktorym miejscu jest owa miejscowka i bylam pewna, ze nie jest to czesc "namiotowa". Nie zrazilo mnie to jednak szczegolnie, bo juz nie raz musialam cos zmienic lub poprawic w rezerwacji, stwierdzilam wiec, ze zaklepie miejsce, a potem wejde ponownie zeby dodac kampera i Maye. Weszlam godzine pozniej i zonk. Nic nie mozna poprawic. Zaswiecila mi sie czerwona lampka, bo juz raz (dwa lata temu, w dobie korony) zrobilam rezerwacje, a kilka dni pozniej dostalam automatyczna wiadomosc, ze owe miejsce jest "rezerwowym", czy jakos tak i musza (bo costam) moja rezerwacje anulowac. Wtedy bylam wsciekla, tym razem bylam przygotowana na taka mozliwosc. Nic takiego sie jednak nie stalo, wiec po paru dniach zadzwonilam na pole kempingowe, zeby spytac czy owa miejscowka ma jakies specjalne wymogi, czy cus, bo system robi mnie w bambuko. ;) Pan spytal o numer miejsca i odparl zdziwiony, ze wszystko wydaje sie ok i on nie wie co sie stalo. Wyjasnil tez, ze oni moga dodac przyczepe i psa jak juz bede na miejscu. Taaa, latwo mu powiedziec, bo to nie on bedzie jechal 3 godziny zeby sie okazalo, ze jednak na naszej miejscowce nie moze stac przyczepa. ;) Takze jechalam lekko poddenerwowana, a jeszcze na dodatek byly taaakie korki, ze zamiast przed 15, dojechalismy po 16. :O Dotarlismy wiec zmeczeni i poirytowani (i korkami i klocacymi sie Potworkami, ktore ostatnie pol godziny jazdy spedzily na ciaglym dokuczaniu sobie nawzajem), ale humory natychmiast nam sie poprawily kiedy okazalo sie, ze na kemping wpuscili nas bez przeszkod, wrecz o nic nie pytajac. ;)

Piatek, jak zawsze pierwszy dzien, byl taki troche "stracony". Zanim czlowiek sie zameldowal, zaparkowal na wyznaczonym miejscu, powyciagal i rozlozyl wszystkie klamoty, zrobil sie prawie wieczor. Na pocieszenie, to pole kempingowe jest niemal "luksusowe", bowiem kazdy ma wlasne podlaczenie do wody i pradu. Odpada napelnianie przyczepy ze wspolnych kranikow oraz regularne wlaczanie agregatora zeby akumulator w przyczepie nie padl kiedy chce sie wieczorem zapalic swiatlo. ;) W piatek prad to nie byl luksus, lecz niemal zbawienie, bo mielismy 34 stopnie (w sloncu pewnie 40), a miejsce pod takim katem, ze popoludniu, kiedy slonce sie obnizalo, nawet zadaszenie przyczepy nie dawalo cienia. Zreszta, nawet w cieniu bylo goraco. ;) Na szczescie przyczepa ma klimatyzacje, ta jednak potrzebuje duzo mocy. Na "zwyklym" kempingu, trzeba byloby wlaczac halasliwy agregator, tutaj wystarczylo pstryknac wlacznikiem. :D W kazdym razie, tego pierwszego wieczora, po ustawieniu wszystkiego i kiedy nieco sie schlodzilo, wyruszylismy na spacer nad ujscie rzeki, bo Nika az swierzbilo zeby poszukac w przybrzeznych skalkach krabow.

Podczas przyplywu wszystkie te skalki znajduja sie pod woda
 

A ze mlodszy ma do tego i zaciecie i instynkt "lowcy", to oczywiscie kilka znalazl.

To byl chyba najwiekszy znaleziony na tym wyjezdzie egzemplarz
 

Nawet Bi znalazla, choc zupelnym przypadkiem, bo stworzonko samo wpadlo jej pod nogi kiedy brodzila w wodzie. :D

Bi tych wiekszych nie wezmie do rak, bo potrafia dosc mocno uszczypnac (nie, kreskowkowe zarty nie sa przesadzone!), ale takie malenstwo - czemu nie?
 

Po zmroku zapalilismy ognisko, choc bardziej dla przytulnosci niz koniecznosci, bo nadal bylo bardzo cieplo i duszno. 

Sobota byla przyczyna dlaczego napisalam ze pogode mielismy "prawie" idealna. W nocy z piatku na sobote przeszedl bowiem front i przyniosl deszcz. I niestety, ten padal przelotnie caly sobotni ranek. Nie lalo jak z cebra, ale upierdliwie kropilo. Dalo sie na szczescie po prostu siedziec pod zadaszeniem i nie trzeba bylo sie chowac w przyczepie, ale wszyscy z utesknieniem wpatrywalismy sie w niebo, zaklinajac slonce zeby w koncu sie pokazalo. ;) Wreszcie, okolo poludnia, zerwal sie wiatr i w jednej chwili rozgonil chmury, po obiedzie przebralismy sie wiec w stroje, wysmarowalismy kremem z filtrem, wskoczylismy na rowery i popedzili na plaze. Tym razem oceaniczna. Spokojnie doszlibysmy na piechote, ale na rowerach jest duzo szybciej, wiec pomimo ze Potworki musialy kombinowac jak przetransportowac swoje boogie boards, wybralismy jednoslady. ;) Woda niestety byla lodowata (16 stopni!) bo ten kemping znajduje sie kawalek na polnoc od nas i ocean rzadko kiedy nagrzewa sie tam do znosnych temperatur. Osobiscie nie weszlam glebiej niz do polowy lydki i juz po kilkunastu sekundach mialam wrazenie ze nogi mi zwyczajnie odpadna. Jak jednak juz wielokrotnie pisalam, Potworki maja popsute termostaty, wiec bez problemu wchodzili i szaleli w wodzie, praktycznie bez powolnego zamaczania. Nawet jednak i oni od czasu do czasu musieli wyjsc i zagrzac sie na sloncu bo cali byli pokryci gesia skorka. ;)

Przy calkiem niezlych falach, deski oczywiscie rzadzily
 

Po powrocie trzeba bylo przygotowac jakies zarelko, a potem znow slonce ustawilo sie tak, ze nawet zadaszenie nie pomagalo i ratowalismy sie lodami oraz klimatyzacja w przyczepie. Nawet bowiem w cieniu za przyczepka, bylo zwyczajnie goraco. Pod wieczor wyruszylismy znow "na kraby". To znaczy Mlodszy bawil sie w polawiacza, a reszta z nas spacerowala.

Kolejna niezla sztuka
 

Woda w rzece byla tak samo lodowata jak w oceanie, ale Bi to zupelnie nie przeszkadzalo.

Zdjecie z daleka, bo nie mialam ochoty zamaczac nawet stop zeby podejsc blizej
 

Ku naszemu zdumieniu, Maya w tym roku nie tylko nie urzadzala "histerii" chodzac po piasku, ale nawet z wlasnej woli wchodzila do wody. Normalnie ktos nam psa podmienil! :O Podejrzewamy, ze byla to wina (lub zaleta; zalezy jak na to spojrzec) upalow. Biedny siersciuch zwyczajnie chcial sie schlodzic. ;)

Tu akurat idzie przy brzegu, ale rok temu nawet zamoczenie lapek bylo nie do pomyslenia
 

A juz wlasciwie o zachodzie slonca, chcialam sobie pojezdzic w samotnosci po kempingu, ale Potwory podazyly za mna. I w zasadzie dobrze, bo trafilismy na piekny zachod (a raczej tuz "po") nad mokradlami.

Widoki zdecydowanie warte foty
 

Nik stwierdzil, ze to Everglades. :D Oczywiscie z najslynniejszymi mokradlami Hameryki, te nie maja nic wspolnego. Dla niezorientowanych, tamte znajduja sie na Florydzie. ;) A po zmroku juz siedzielismy przy ognisku, robiac s'mores'y i zartujac z psiura, ktory co chwila przynosil pileczke, ale kiedy sie ja rzucilo, po ciemku mial czesto problem zeby ja znalezc. ;) Trafila nam sie tez gratka, bowiem w miasteczku odbywal sie pokaz sztucznych ogni z okazji Forth of July i widoczny byl z kempingu!

Nasze ognicho i fajerwerki w tle
 

Potworki zachwycone, ja w sumie tez i tylko M. przespal (na krzeselku, przy ognisku) prawie caly spektakl. ;)

Niedziele rozpoczelismy od... wiadomo, mszy. Zachwycona nie bylam, ale tez szczegolnie nie protestowalam, bo w nocy przeszedl kolejny front i dzien przywital nas kompletnym zachmurzeniem. Slonce wyszlo zza chmur idealnie kiedy wrocilismy na kemping. :) Potem juz niedziela uplynela podobnym schematem, co sobota. Zjedlismy drugie sniadanie, matka wypila kawe, pokrecilismy sie nieco po kempingu i w koncu zabralam Potworki na plaze nad ocean.

Bi - surferka
 

Woda byla ponownie "rzeska" (delikatnie mowiac :D) i wraz z przyplywem, fale ogromne. Potworki szalaly, a ja staralam sie tak stawac, zeby opalic sie w miare rownomiernie, choc pomimo kremu z filtrem i tak spieklam sobie lekko jedna strone plecow. Taka uroda skory spod znaku "corki mlynarza". ;)

Od czasu do czasu porzucali deski na rzecz starego, dobrego skakania przez fale
 

Wrocilismy w koncu ponownie na kemping, zjedlismy obiad i znow trzeba bylo sie chowac przed upalem. Popoludniami slonce tak nieszczesliwie padalo, ze aby zlapac troche cienia, trzeba bylo sie chowac niemal pod przyczepke sasiadow. Troche glupio...

Bi wyczynia akrobacje, a w tle M., pomimo upalu, usiluje zlapac troche "koloru"
 

Mimo goraca czlowieka dupka swiezbila, wiec co jakis czas ktores wskakiwalo na rower i robilo rundke. W lasku na obrzezach kempingu, jacys przedsiebiorczy nastolatkowie usypali mala skocznie i wiekszosc chlopcow urzadzala sobie tam rowerowy offroad. Nik oczywiscie nie mogl byc gorszy. ;)

Nik w powietrzu
 

Wieczorkiem ponownie wybralismy sie na plaze nad rzeka. Bi znow troche sie chlapala w wodzie, a Nik usilnie lapal kraby.

Syrenka, choc ona obrazilaby sie za to porownanie ;)
 

Przez caly kemping spokojnie zlapal okolo 50-tki. Nie martwcie sie, wszystkie wypuscilismy z powrotem w szczeliny skalek.

I kolejna zdobycz...
 

W przeciwienstwie do grupek azjatow, ktorzy wynosili z plazy cale wiaderka wygrzebanych malzy oraz slimakow. Trzeba przyznac, ze to calkiem ekonomiczne. Cos wygrzebia z piasku, zlapia jakas rybe (bo wedki tez zarzucali) i juz jest darmowa kolacja na wyjezdzie. :D A po zachodzie slonca, znow oczywiscie ognisko. Podszyte smutkiem, bo wyjazd wlasnie dobiegal konca...

Wcinaja s'mores'y
 

Z powodu planowanego lotu do Polski, nie moglismy przedluzyc zadnego z naszych kempingow i ograniczeni bylismy tylko do dlugich weekendow. Poniedzialek byl dniem wolnym, ale juz kolejny dzien mial byc normalny, pracujacy, wiec trzeba sie bylo zbierac do domu. Jak zawsze kiedy wyjezdzamy, juz od rana byla piekna pogoda. :D Malzonek zaczal pomalu zbierac wszystkie klamoty, a ja popedzilam jeszcze z Potworkami ostatni raz nad ocean.

To sie nazywa odplyw!
 

Tym razem, dla odmiany, przybylismy w czasie odplywu, wiec plaza byla cudownie szeroka, ale za to fale byly malutkie i Potworki nie za bardzo mialy uzytku ze swoich desek. Choc oczywiscie usilnie probowali.

Surfowac na czyms takim? ;)
 

Wygrzebali tez z piachu mase slimakow, ktore szybko zaczeli zanosic do wody, kiedy podejrzeli jakas azjatke niosaca ich pelne wiaderko. :D Tym razem nad oceanem spedzilismy ledwie godzinke. Wrocilismy na kemping i korcilo nas zeby sie jeszcze przejechac na rowerach, czy usiasc na krzeselku w sloneczku (ktore o tej porze jeszcze nie prazylo az tak mocno), zauwazylismy jednak, ze na pole kempingowe zaczynaja sie zjezdzac nowi ludzie. Teoretycznie, podobnie jak w hotelach, z kempingu trzeba wyjechac do 11 rano, choc wielu wakacjuszy, tak jak my, ociagala sie z zakonczeniem wypoczynku. Przyjezdzac mozna od godziny 13, ale jak widac, niektorzy wychodza chyba z zalozenia, ze skoro ich miejscowka powinna byc pusta od 11, to na co czekac? W dlugie weekendy w czasie roku szkolnego, kiedy kempingi momentalnie pustoszeja po ich zakonczeniu, trzeba miec strasznego pecha zeby na twoje miejsce akurat zjawili sie kolejni biwakowicze. W wakacje jednak (szczegonie nad oceanem) jest ciagla rotacja. Jedni wyjezdzaja, inni sie zjawiaja. Lekko spanikowalismy, ze za chwile ktos moze stac przed nasza miejscowka nerwowo przytupujac noga, wiec wlaczylismy motorki w dupkach i przyspieszylismy pakowanie jak sie dalo. ;) Tuz przed 12 zjawilismy sie na stacji do spuszczania sciekow z przyczepy i... niestety, przyszlo nam poczekac. Nie tak tragicznie jak podczas poprzedniego kempingu, kiedy czekalismy ponad godzine, ale dwie przyczepy przed nami byly. Nie powiem, poszlo dosc sprawnie i tuz po dwunastej wyruszylismy w kierunku domu. Szykowalismy sie na korki, bo przeciez cala Hameryka wracala z "lipcowki", a tymczasem na drogach, pomimo sporego ruchu, nie bylo zadnych zatorow. Do chalupy dojechalismy jeszcze przed 15.

I tak zakonczyl sie nasz drugi w tym roku kemping. W sumie to nic specjalnego sie na nim nie dzialo; ot, plaza jedna, plaza druga, troche jazdy na rowerach, itd., a opisanie go zajelo mi cala reszte tygodnia. Tutaj wiec lepiej skoncze, a co porabialam w kolejne dni, opisze nastepnym razem. Mam tez nadzieje, ze nie zanudzilam Was w kolko podobnymi zdjeciami. :)

9 komentarzy:

  1. Cudowny wyjazd weekendowy. Gratuluje pogody.
    Ja tylko przedluzylabym wyjazd jak najbardziej mozna, bo
    az do poznego wieczora nie chcialabym wracac do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedys tak robilam, ale potem stwierdzilismy, ze te kilka godzin nie robilo duzo roznicy, a wracajac po poludniu zawsze wpadalismy w koszmarne korki. Lepiej jednak wracac wczesniej.

      Usuń
  2. Kazdy wyjazd jest super- najwazniejsze, ze pogoda dopisala- lepiej cieplo niz mokro :) Pozdrawiam Lux

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Nie ma nic gorszego niz deszcz na wyjezdzie!

      Usuń
  3. Super, że wszystko się udało i pogoda dopisała. Najważniejsze, że choć trochę odpoczęliście i dzieciaki zadowolone. Choć strasznie podobają mi się zdjęcia dzieciaków z krabami, to jednak sama chyba bym ich nie wzięła do ręki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, ze tak zlapac jak dzieciaki, to tez bym nie zlapala, bo te male bestie potrafia siegac pod spodem i czasem uda im sie uszczypnac reke. Natomiast wylawialam kraby z wody podkladajac pod nie reke i wtedy one po prostu po niej przebiegaly, nie probujac zlapac szczypcami.

      Usuń
  4. Niech wakacje przynoszą Wam same takie piękne chwile.

    OdpowiedzUsuń