Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 16 sierpnia 2019

Znowu tydzien, gdzie nie dzialo sie nic ekstremalnego, a jednak duzo :)

Tak sie te tygodnie przeplataja. Raz gdzies jedziemy i jest interesujaco, raz siedzimy w domu i sa... chcialam napisac "nudy", ale w sumie dzialo sie sporo, tylko, ze drobiazgow. Nic nie poradze, ze latem tydzien bez wyjazdu lub wycieczki, jest dla mnie tygodniem straconym. ;)

Wrocilismy z kempingu we wtorek okolo 18, wiec reszta wieczora to byl wyscig z czasem (bo nastepnego dnia mialo lac) zeby wypakowac wszystko co niezbedne z przyczepy, wykapac Potworki oraz siebie, no i przygotowac sie do powrotu w "kierat" nastepnego ranka. Ja zainaugurowalam powrot do domu rowniez wstawieniem jednego prania, ale na wiecej nie starczylo mi ani czasu, ani sil. :)

W srode po pracy wiec, najwazniejsze to bylo wstawic, wysuszyc (suszarka bebnowa to piekna rzecz :D), poskladac i poukladac w polkach kolejne ladunki prania. :) W miedzyczasie, na wyscigi z zapowiadanymi burzami, popedzilam z dziecmi do biblioteki, Potworki bowiem doszly do dnia 40 w swoim wyzwaniu na codzienne czytanie. Za ukonczenie 40, 50 oraz 60 dni, nie ma juz nagrod, a przynajmniej nie od razu i nie gwarantowanych. ;) Tym razem dzieci moga zakrecic "kolem".

Kolo "fortuny"

Kolory na kole oznaczaja ilosc kuponow - 1, 2 lub 3. Na kazdym kuponiku trzeba napisac imie oraz numer telefonu. Biblioteka ma 10 koszy z upominkami o roznej tematyce (widac je za Kokusiem, na szafce), a przy kazdym koszu sloik, do ktorego dzieciaki wrzucaja kupony. Moga wrzucic po jednym lub po kilka, do woli. Kiedy wyzwanie czytelnicze dobiegnie konca, panie bibliotekarki rozlosuja kosze pomiedzy dzieci. Troche wydaje mi sie to nie fair, bo dzieciaki jednak ambitnie czytaja kazdego dnia zdobywajac gwiazdki, a nagroda nie jest gwarantowana. Takie sa jednak zasady i coz robic...

Tegoroczne wyzwanie czytelnicze bylo w duchu kosmosu i planet, wiec Nik nie mogl sobie odmowic zdjecia z kartonowa makieta rakiety ;)

Fajne za to jest, ze biblioteka wysyla raporty z letniego czytania do szkol, wiec nie musze sporzadzac listy przeczytanych ksiazek. Odpowiadajac z gory na Wasze pytania: tak, hamerykancka szkola na poczatku kazdego roku szkolnego prosi dzieci o przyniesienie listy przeczytanych latem ksiazek. :O W naszym miasteczku (i zapewne wielu innych), co roku robiona jest tez wystawa ze zdjeciami dzieci oraz nauczycieli czytajacych w wakacje w roznych miejscach. Ja, wiedzac o tej tradycji, przezornie pstyknelam Potworkom fotki z ksiazkami podczas ktoregos kempingu. ;)
Potworki doszly do dnia 50 wyzwania czytelniczego w bibliotece. Niestety, wyzwanie konczy sie juz jutro, dalej wiec nie "dojda", bo zagapilam sie i zapisalam ich tydzien po rozpoczeciu wakacji. Ups... :D

W czwartek po pracy pedzilam na zlamanie karku do domu, bowiem chalupe nadal mialam nie do konca ogarnieta po powrocie z kempingu, a miala wpasc do mnie kolezanka. Znajoma przyjechala, Potworki polecialy do basenu z jej starsza corka, a ja wyciagnelam mlodszej wszystkie plastikowe pojemniki, ktore znalazlam w szafkach kuchennych. :D

Starszyzna w akcji ;)

Popilysmy kawke, zjadlysmy kawalek ciasta na tarasie i bylo bardzo fajnie. Dopiero na koniec nagle, w ciagu kilku minut zerwal sie straszny wiatr, zrobilo sie ciemno i po chwili zaczelo kropic. To niestety zmotywowalo kolezanke do "ucieczki" do domu. Bala sie ulewy, bo garaz ma niepolaczony z domem i nie chciala biec w deszczu z 11-miesiecznym malenstwem. :)

W piatek za to niespodziewanie wyladowalam na... pogotowiu. Spokojnie, nie ze soba. Z inna kolezanka. Kumpela miala tydzien wczesniej zabieg laparoskopowy, ale zamiast dochodzic do siebie, miala coraz silniejsze bole, w koncu dostala goraczki i jej lekarz, nie mogac za duzo zobaczyc na sprzecie w gabinecie, wyslal ja na pogotowie. Ja w tym czasie wyslalam jej smsa z rutynowym pytaniem jak sie czuje, po czym od wiadomosci do wiadomosci okazalo sie, ze jest sama (maz w pracy) i w szpitalu po przeciwnej stronie ulicy od mojej roboty. Pojechalam sprawdzic czy czegos jej nie potrzeba przywiezc, po czym... zostalam jako wsparcie duchowe. A na pogotowiu jak na pogotowiu. Najpierw 1.5 godziny w poczekalni. Potem pol godziny za zaslonka na sali, az konsylium zdecyduje sie, co z nia zrobic. Troche zmotywowalo ich to, ze kolezanka, ktora spodziewala sie tylko szybkiej wizyty u lekarza i nie wziela ze soba tabletek, zaczela wrecz wic sie z bolu. W koncu pobrali kilka fiolek krwi oraz probke moczu i podali prochy przeciwbolowe. Potem niestety 40 minut czekania na wyniki badan z krwi, kolejne pol godziny oczekiwania na tomograf, samo przeswietlenie 10 minut, po czym... godzina czekania na wyniki!!!! :O A na koniec okazalo sie, ze cos tam znalezli, ale do konca nie wiedza co, wiec... klada ja na oddzial!!! W miedzyczasie kumpeli padla komorka, wiec dzwonila do meza, cioci mowiacej po polsku, ktora miala kontakt z jej mama (ktora zostala z dziecmi) oraz przyjaciolki (bombardujacej ja smsami) z mojej. Jak przyjechalam do niej o 15, to wyszlam prawie o 20, tylko po to, zeby za pol godziny wrocic z ladowarka do komorki oraz prowiantem, bo stolowke szpitalna zamkneli, a kolezanka tego dnia jadla tylko sniadanie oraz kawalek chlebka bananowego, ktory zostal mi z pracy i ktorym ja bez zalu obdarowalam. ;)
Na szczescie wszystko dobrze sie skonczylo. Wdarlo sie jakies zapalenie, ale antybiotyk podzialal i w poniedzialek wypuscili ja do domu. ;)

Ktoregos dnia bylam tez swiadkiem stluczki i stwierdzam, ze po tym swiecie to jednak chodza (jezdza) idioci! Jakis gosc, z lewego pasa postanowil nagle zjechac sobie na parking po prawej stronie drogi! Szkopul w tym, ze prawym pasem obok niego jechalo inne auto. Nie wiem czy w ogole sie nie rozejrzal, czy stwierdzil, ze sie "przemknie"? Znacie to uczucie kiedy obserwujesz akcje niczym w zwolnionym tempie i nic nie mozesz zrobic? Tak wlasnie mialam. Patrzylam jak gosc z lewego pasa skreca sobie beztrosko w prawo, jak auto z prawego pasa usiluje odbic w bok, zaraz za nim auto z lewego (teraz juz w poprzek prawego pasa) tez odbija, ale sila rozpedu niesie obydwa auta prosto w kolizje. :) W koncu az tak mocno sie nie pukneli, bo to nie autostrada, predkosci nie byly zawrotne, a w momencie kolizji obaj juz hamowali... Ale nadal zastanawia mnie o czym myslal kretyn z lewego pasa? ;)

Co poza tym?

W sobote Potworki zaproszone zostaly do najlepszego kolegi Kokusia z klasy. Kolega ma siostre blizniaczke i mlodszego o rok brata. Pisalam juz kiedys o tym, ze blizniaki znaja tez Bi, jako ze spedzili z nia rok w przedszkolu. Cala gromada zna sie wiec juz od 4 lat. Oni maja przy domu basen, wiec Potwory lecialy tam jak na skrzydlach. Zdjec niet, bo tym razem ja nie zostalam zaproszona, tylko dzieci. ;) M. troche panikowal, ze dzieciaki takie nie dopilnowane, ze za male i w ogole, ale w koncu odebralam ich calych i zdrowych. :)

Na wizyte u kumpla Nik zazyczyl sobie kolorowe pasemka :D

W czasie kiedy Potworki udzielaly sie towarzysko, mialam w koncu czas zajrzec do warzywnika od wyjazdu na kemping. A jak juz zajrzalam, to za glowe sie zlapalam! Ogorki wielkie jak... oszczedze Wam porownania... :D Do tego cukinie oraz masa pomidorow.


Polowe tego dobra oddalam tacie, ale i tak sporo nam zostalo, bo jeszcze czesc ogorkow mialam w lodowce z poprzednich zbiorow. Niestety ogorasy wyrosly takie gigantyczne, ze nie nadaja sie juz na malosolne. No serio, spojrzcie na tego delikwenta!

Ja wcale nie mam drobniutkich dloni! :)

Sam zajalby niemal caly sloik! ;) Na szczescie 3 sloje malosolnych zrobilam przed wyjazdem. Na nieszczescie, juz wszystko (jeden sloj poszedl dla taty) zjedzone. :D


W niedziele po kosciele czekaly nas zakupy spozywcze, co wykonczylo mnie tak, ze klapnelam na tarasie i nie chcialo mi sie ruszac. :) Na szczescie przyjechal tata, wiec mialam swietna wymowke zeby posiedziec popijajac kawke. Potworki wyplawily sie w basenie. Narzekali co prawda, ze woda strasznie zimna (noce zdecydowanie sie ochlodzily, wiec i z nimi woda), ale wyjsc nie chcieli, wiec wnioskuje, ze nie bylo tak zle. :D
Pod wieczor zaczelo mnie juz lekko nosic i lenistwo zaczelo wychodzic mi bokiem. Zaproponowalam rowery i... Bi oswiadczyla, ze nigdzie nie jedzie, ale zostala przeglosowana. ;) Niestety, calutka droge musielismy sluchac jej narzekania i pytan, kiedy wracamy, a gdy zdecydowalismy sie przedluzyc odrobine trase, zaczely sie juz otwarte ryki i szlochanie. Na koniec pojechalismy raptem 20 minut w jedna strone, czyli przejazdzka zajela nam niecala godzine, ale Bi tak nam krwi napsula, ze zamiast sie zrelaksowac, wszyscy wrocilismy podminowani. Nie ma jak rodzinna wycieczka. ;)

Takie wlasnie byly humory. Bi odwrocila sie tylkiem, a M. patrzyl gdzies w bok... ;)

Tylko Nik nie zrazal sie nastrojem rodziny i caly byl szczesliwy, ze znow porusza sie na swoim ukochanym jednosladzie ;)

Potworkom skonczyl sie wlasnie ostatni tydzien na polkoloniach. Dzis otrzymali ostatnie dyplomy.

Te sa sprzed 2 tygodni. Nik dostal nagrode dla "najbardziej towarzyskiej" osoby, a Starsza dla "panny syrenki". :D Bi marudzi, ze "dlaczego ona zawsze dostaje cos o plywaniu", ale nic nie poradze, ze to dziecko czuje sie w wodzie niczym uchatka i to WIDAC ;)

Troche smutno, bo po pierwsze, w ogolnym zarysie Potworki lubily to miejsce, a po drugie, wakacje sie nieodwolalnie koncza... Ale za to zaoszczedzimy ponad $400 tygodniowo (nie przesadzam - tyle kosztuja TYGODNIOWE polkolonie dla dwojki dzieci, a to akurat byla calkiem przystepna cena!), wiec finansowo wyjdzie nam to na dobre. ;)

Poza tym, ostatnio z Bi... polujemy! Na szczescie tylko z aparatami. :D Do naszego poidelka wiszacego na tarasie, zlatuja sie bowiem kolibry i probujemy lapac je na zdjeciach lub filmikach.

Nie wiem czy uda Wam sie cos tam dojrzec...

Niestety, bestie sa cholernie szybkie, a przy tym malutkie. Mimo, ze poidlo znajduje sie moze 2m od kuchennego okna, ciezko uchwycic je na zdjeciach, tym bardziej, ze kolibry maja zielonkawe grzbiety, a w tle sa ruszajace sie, zielone liscie drzew. :D Kilka ujec jednak cos tam zlapalo. ;) Bi ma na tablecie nawet przesliczny filmik, kiedy jeden z kolibrow krazyl wokol poidla i wracal do niego przez dobre dwie minuty. Zazwyczaj bowiem kazda "wizyta", to zaledwie kilkadziesia sekund. Ptaszki popija nektaru wody z cukrem i odlatuja, zeby za kilkanascie minut podleciec po kolejna dawke.

To zdjecie zebyscie mialy obraz ich rozmiarow. Poidlo jest, jak widac, mniej wiecej wielkosci mojej dloni

W weekend mialysmy jednak spore szczescie, bo kilka kolibrow przylatywalo na zmiane. Czasem byl to piekny samczyk z czerwonym podgardlem, a czasem skromniej ubarwione samiczki. Skad wiem, ze bylo ich kilka? A stad, ze jeden przeganial drugiego! ;) Kolibry niestety nie potrafia sie dzielic i zawziecie bronia dostepu do cennego nektaru, mimo, ze w poidle jest go zdecydowanie za duzo zeby daly rade wszystko wypic. :)

Tutaj koliber jest od tylu. Mimo, ze ich grzbiety sa zielonkawe, piorka maja metaliczny polysk i na zdjeciach wygladaja niczym szare :/

I wiecie co? One cwierkaja! :) W starym domu poidlo mielismy gleboko w ogrodzie i nie bylo szans sie do niego zblizyc, wiec wczesniej nie mialam okazji ich uslyszec. Sa tak malenkie, ze to cwierkanie to takie bardziej popiskiwanie (dla mnie brzmi troche jak cmokanie), ale wyrazne. No i poruszaja sie tak niesamowicie, latajac do przodu, do tylu i unoszac sie w powietrzu bez ruchu, ze moglabym sterczec w oknie godzinami, przygladajac sie ich wyczynom. To chyba jedne z najwdzieczniejszych stworzen na swiecie. :)

U nas juz za tydzien szkola! Aaaaa!!! :O

22 komentarze:

  1. Napisalam tyle i mi sie usunelo...grrr. Miss Marmaid.. Hihi. Bo ona taka mala syrenka jest :-) Agatko,my tez chodzimy do biblioteki,ale u nas trzeba bylo zebrac tylko 8 gwiazdek (przeczytac 8 ksiazek)zeby zdobyc we wrzesniu dyplom i jakis upominek. U was to juz wyzsza szkola :-) jak to w Ameryce chyba. A kolibra na zywo nie widzialam.. Do nas przylatuja tylko sikorki i wrobelki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas sikory i wroble tez sa, ale im nie zakladamy karmnika, bo kiedy zawiesilismy, przylazily wylacznie wiewiory. ;)
      Nie wiem czy to cala Ameryka, czy nasze miasteczko strasznie promuje czytanie. W szkole cisna, w bibliotece zachecaja... Ale to fajna akcja, niech dzieciaki czytaja! :)

      Usuń
  2. Ale fajne te kolibry :)
    My odkąd założyliśmy karmnik, mamy sporo gości w ogrodzie. Oczywiście nie kolibry, ale przylatują do nas dzięcioły: zwykły i zielony, mnóstwo sikorek, wróbelki (teraz w Pl ich mało), dwie sierpówki, kowaliki i najładniejsze: sójki i zięby :P Albo jedno z nich, już nie pamiętam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malo wrobli w Polsce?! Moge podeslac tutejsze, bo lataja cale chmary! :D
      Nasze sojki sa piekne, ale to straszne lotry. Przeganiaja inne ptactwo od karmnikow i wyrzucaja pisklaki rudzikow z gniazd. :(

      Usuń
  3. Takie jaja po laparoskopii? Weź mnie nie strasz, mnie też to czeka.

    Pasemka wyszły świetnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U niej byly komplikacje, bo miala dodatkowo problem z pecherzem, ktorego lekarz nie chcial narazie ruszac i to w nim wdala sie infekcja.

      Usuń
  4. Ciekawy pomysł z tym wyzwaniem czytelniczym i aż nie do wiary, że 'zmuszają' dzieciaki do czytania w wakacje, a w dodatku dobrze im to wychodzi :D Mi się bardzo ten pomysł podoba.
    Eh, o kierowcach to możnaby osobno post napisać, tu też każdy jeździ jak chce... Dziś w czasie 20- minutowej przejażdżki mijaliśmy dwie kolizje.
    My też założyliśmy mini karmnik jakiś czas temu, ale do naszego ogrodu przylatują same ogromne ptaszyska :(
    A ceny za półkolonie zabójcze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie narzekam. Niech czytaja, wyjdzie im to tylko na dobre! :D

      Usuń
  5. Koncepcja z biblioteki bardzo mi się podoba, bo zachęca dzieciaki do czytania. U nas na jesieni ma się zacząć akcja w bibliotece dla dzieci 3 - 6 lat i mam zamiar zapisać Jasia, zobaczymy co to będzie :)
    Ale to zleciało, zaraz wy zaczniecie szkołę, chwilę później my... Ja nie chcę!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie chcialam i dalej nie chce! Oddajcie mi lato i wakacje! :D

      Usuń
  6. U was nawet jak "nic" się nie dzieje, to dzieje się dużo ��
    Fajna ta akcja z czytaniem, wyrabia w dzieciach dobre nawyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi to sie zawsze wydaje, ze u nas jest nudno. :D

      Usuń
  7. Cudnie z tymi koliberkami :) Tutaj na wakacjach "wychowalismy" kilka małych jaskoleczek, codziennie do nas z gniazda wychylaly się i cwierkaly :) zaś tam gdzie mieszkamy większość czasu to tak mamy że szpakami :)
    Super z tym czytaniem, brawo 👏
    Oj tak, mistrzów kierownicy nie brakuje i u nas. Dlatego od jakiegoś czasu jeżdżę zawsze z kamerka.
    Cena za półkolonie o mamo!
    Ja pewnie jestem jedyna która cieszy koniec wakacji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedulo, Ty pracujesz jak inni wakacjuja, wiec nic dziwnego, ze marzysz juz o roku szkolnym! ;)
      Mysmy tak odchowywali wroble w poprzednim domu. W tym nie mamy budek dla ptakow. Moze w przyszlym roku cos sie z tym zrobi. ;)

      Usuń
  8. Świetnie że wasze szkoły i biblioteka kładzie taki nacisk na motywowanie dzieci i rodziców (!) do czytania. w bibliotece gdzie działam też mamy akcję. Z naklejkami i współpracujemy ze szkołami z okolic, oraz przedszkolami

    PS Jesteś cudowną koleżanką <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To swietnie, ze biblioteki teraz wychodza naprzod i zachecaja mlodocianych do czytania. Za moich czasow tego nie bylo, a szkoda, bo znajac mnie, wzielabym udzial w kazdej akcji wymagajacej czytania. :)

      Usuń
  9. Ale moc warzywnych skarbów;)
    ps. z marudzeniem u nas tak samo!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warzywa niestety juz sie praktycznie skonczyly. Zostalo pare pomidorow.
      Czyli to nie tylko moje takie marudy? Troche mnie pocieszylas. ;)

      Usuń
  10. Z czytaniem super! Brawo Potworki ;) Mój Junior też czyta codziennie 15min, bo tak wychowawczyni prosiła.
    Fajne te kolibry. Jak żył mój tata to zawsze mieliśmy karmnik na balkonie i dokarmialiśmy ptaki, potem jakoś zapomniałam o tym..

    Półkolonie u Was to spory koszt.. U nas są co prawda tylko 2 razy w tygodniu, ale za darmo..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opieka nad dziecmi tutaj to w ogole straszna kasa. Niektore miasteczka tez maja takie akcje, gdzie polkolonie sa za darmo, ale wlasnie albo tylko 2-3 razy w tygodniu, albo tylko pol dnia. Takie cos to dla niepracujacych rodzicow, zeby mogli "pozbyc sie" dziecka na kilka godzin. :/

      Usuń
  11. O, jak smacznie ogórkowo-pomidorowo, ja też szalałam ze słoikami i właśnie dojadam skrzynkę mazurskich pomidorów.
    Pozdrawiam!
    Juti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, to ja az taka dobra to nie jestem. Robie tylko malosolne. :D

      Usuń