Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

sobota, 15 czerwca 2019

Tydzien na wariackich papierach oraz o koncach i poczatkach

Drugi post w tym tygodniu! I w dodatku tasiemiec o dlugosci wprost proporcjonalnej do ilosci zdarzen! :D

Czyli jaki byl poprzedni tydzien i poczatek obecnego? Zwariowane, no! ;)
Dla Potworkow bardzo wazne i zapewne mocno stresujace, a dla matki wzruszajace i okazji do chwycenia chusteczki nie brakowalo...

W poscie poprzedzajacym Kokusiowy, doszlam do zeszlego wtorku. Tutaj wiec tylko szybko przypomne, ze w poniedzialek Potworki zaliczyly po szkole bieg, ktorego dochody przeznaczone maja byc na zakup koszy do koszykowki, a pozniej Bi miala jak zwykle trening, we wtorek Starsza miala po szkole dentyste, a srody to w ogole jazda bez trzymanki, bo najpierw Nik ma lekcje plywania, a zaraz po nim Bi ma trening. Do domu wpadam po pracy praktycznie tylko po to, zeby wziac ich torby i juz mnie nie ma. Wracam o 19. Naprawde gratuluje sobie, ze na czas wakacji wypisalam Bi z druzyny plywackiej, a Nika z lekcji plywania. Im wody nie zabraknie, bo codziennie beda plywac na polkoloniach, zas ja sobie odpoczne od spedzania dwoch wieczorow w tygodniu na basenie. ;)

Wracajac do reszty tego szalonego tygodnia. W duzym skrocie (szczegoly za chwile), w czwartek na 19, Bi miala koncert skrzypcowy, w piatek rano oba Potworki mialy w szkole prezentacje dla rodzicow z okazji konca roku, tego samego dnia, na 18 jechali na urodziny do znajomych blizniakow, w sobote rano bylo zakonczenie roku w Polskiej Szkole, a na koniec, pod wieczor przyjechala do mnie na kawe kolezanka z synem. Dopiero w niedziele mialam w koncu spokojniejszy dzien, ale w poniedzialek i tak nadal czulam sie wypompowana, a tu do pracy trzeba bylo wstawac! ;)

Teraz szczegoly.

Koncert smyczkowy.
Bi na poczatku bardzo nie chciala na niego isc. Ona, ktora zazwyczaj uwielbia wystepy, popisy i czuje sie jak ryba w wodzie ze skupiona na sobie uwaga, tym razem kompletnie spanikowala. Tak protestowala, ze w koncu uleglam i powiedzialam, ze skoro nie chce, to nie musi isc. Sama za to rozwazalam urwanie sie z pracy i przyjechanie do szkoly na apel, bo wiedzialam, ze zagraja na nim to samo dla ucznow calej szkoly. Bi sie kompletnie zaciela i dlugo nie moglam z niej wydusic, o co jej wlasciwie chodzilo. Nie pomoglo, ze ich normalna pani od muzyki jest na macierzynskim, nauczycielka zastepujaca wyjechala na trzy tygodnie na wakacje i w tym czasie nikt nic nie wiedzial, a dzieciaki nie cwiczyly. Wreszcie Bi, zamiast zloscic sie, miotac i w kolko powtarzac, ze na zaden koncert nie jedzie, zdolala wytlumaczyc, ze wstydzi sie grac dla wszystkich, bo kiedy sie pomyli (a myli sie dosc czesto, w koncu to dopiero poczatki) beda sie smiali. Biedactwo myslala, ze bedzie musiala zagrac solo! ;) Okazalo sie, ze wiedziala, ze gdzies dzwonia, ale nie wiedziala, w ktorym kosciele, bowiem faktycznie, bylo kilka solowek, ale graly je dzieci, ktore maja lekcje prywatne skrzypiec juz od kilku lat! :) Przekonywalam ja, ze nikt nie kaze jej grac samej, w miedzyczasie wrocila z wakacji nauczycielka, zaczeli regularne cwiczenia i Bi nagle oswiadczyla, ze ona jednak bardzo sie cieszy, ze bedzie brala udzial w koncercie! O ludzie! ;)

Przez ten koncert o malo nie poklocilam sie z malzonkiem. Wszystko zaczynalo sie o 19, wiec jakos tak automatycznie uznalam, ze skoro bedzie w domu, to jedziemy cala rodzina. Mlodzi skrzypkowie mieli zjawic sie w szkole o 18:45. Jest 18:30, szykuje do wyjscia siebie oraz Bi, a M. siedzi na tarasie. Pytam kiedy zamierza "cos" na siebie wlozyc, bo musimy wychodzic, a on mi na to, ze woli jechac do sklepu budowlanego poogladac i pomierzyc slupki (myslimy o remoncie tarasu). Myslalam, ze go wezme i udusze! Wygarnelam co o tym mysle, ze dzieciaka nie wspiera, zeby sie nie zdziwil jak Potworki za kilkanascie lat beda tak samo zainteresowani jego zyciem, jak on jest teraz ich, itd. Duzo nie wskoralam, bo M. wyciagnal ciezka artylerie: no przeciez on byl na ich biegu w poniedzialek! O matko i corko! Na 4 lata edukacji Bi (liczac rok przedszkola), M. byl na 2 (slownie: dwoch) szkolnych wydarzeniach! To sie postaral! :/ Coz, klocic sie dluzej nie mialam czasu, zostawilam wiec chlopakow (Nik wysluchal koncertu podczas apelu w szkole i nie mial ochoty na bis) i popedzilam ze Starsza do szkoly.

Tu jeszcze zanim zaczeli grac

I wiecie co? Niech M. zaluje, podobnie jak dziadek, ktorego zapraszalam na koncert, a ktory (zartobliwie) skwitowal, ze jednych skrzypiec ciezko jest sluchac i nie wyobraza sobie rzepolenia razy trzydziesci. ;) Powiedzialam im pozniej, ze duzo stracili, bo dzieciaki graly naprawde pieknie! Mi samej slon na ucho nadepnal, nie wydusze z siebie czystej nuty (naprawde! :D), ale muzyke powazna zawsze darzylam wielka miloscia. Kiedys, w starej pracy, z kolezanka i jednym z szefow regularnie jezdzilismy sobie na koncerty do filharmonii w pobliskim miescie. :) Czesto w samochodzie slucham sobie tez kolekcji plyt z Czajkowskim czy Mozartem. Nie dziwota wiec, ze sie wzruszylam i wyszlam po prostu zachwycona! I bede sie starac ze wszystkich sil, zeby Potworki kontynuowaly nauke gry przez podstawowke. Potem juz beda raczej za duzi zeby ich przymusic, ale mam cicha nadzieje, ze zlapia bakcyla i sami zapisza sie do muzycznych grup w szkolach, szczegolnie, ze wydaje sie, ze muzykalnosc odziedziczyli po tacie. Taka jest (smutna :D) prawda, ze M. ma lepszy sluch i wyczucie rytmu ode mnie... A moja tesciowa jako dziecko tez cwiczyla gre na skrzypcach, wiec wydaje sie, ze Potworki odziedziczyly muzykalnosc "po mieczu". ;)

Tu juz pelne skupienie :)

Koncert byl wspanialy, mimo kilku upierdliwosci. Po pierwsze, wiekszosc hamerykanckich podstawowek (przynajmniej na naszej polnocy) nie posiada klimatyzacji. Od kilku dni bylo bardzo cieplo, wiec szkola sie mocno nagrzala, a w sali gimnastyczniej zebrala sie grubo ponad setka ludzi. Z kazdym dzieckiem przyszli w wiekszosci oboje rodzicow, rodzenstwo, czesto jeszcze dziadkowie... Tlok byl straszny i zero przewiewu, mimo drzwi po obu stronach otwartych na osciez. Mimo wszystko ludziska dali rade i nikt nie zemdlal. ;) Poza tym, koncert byl straszliwie dlugi. Jadac spodziewalam sie, ze potrwa moze z 45 minut, bo graly II i III klasy (IV mialy osobny koncert). W koncu ile moga rzepolic takie maluchy? ;) No coz... moga dlugo. :D Do tego krotka przemowa pani dyrektor oraz dwa razy nauczycielki muzyki, ktora w skrocie opowiadala na czym polega nauka gry w II, a pozniej w III klasach. Powiem Wam, ze bylam pod wrazeniem jak niesamowita byla roznica miedzy tymi dwoma rocznikami! Klasy II to w wiekszosci poczatkujacy, wiec zagrali kilka prostych melodii, ktore znali na pamiec (co jest dziwne, bo w domu Bi zawsze cwiczyla z nutami). Klasy III graly juz jednak z nut, melodie byly duzo bardziej skomplikowane, do tego dosc nowoczesny podklad (dla klas II w ramach akompaniamentu babka przygrywala na pianinie) i wyszlo to naprawde super! Wraz z moja sasiadka sluchalysmy z opadnietymi szczekami, przytupujac jednoczesnie do rytmu obcasami. Nie spodziewalysmy sie takiego popisu po 9-latkach! :D
A ja do dzis chodze po domu i mrucze pod nosem jedna z melodii, ktora wyjatkowo wpadla mi w ucho. Po chwili zazwyczaj wtoruje mi Bi i tak chodzimy sobie przyspiewujac skoczna melodyjke i "grajac" na niewidzialnych skrzypcach. :D

Przy ktoryms utworze Bi przyuwazyla, ze ja nagrywam i zaczela sie usmiechac. Nie wiem czy skupiajac sie na szczerzeniu do aparatu w ogole pamietala melodie ;)

Koncert byl w czwartek, ale najbardziej meczacym dniem byl zdecydowanie piatek.
I jeden i drugi Potworek mial tego dnia wystepy dla rodzicow. Nik od 9 do 10, a Bi od 9:30 do 10 rano. I wez sie, czlowieku, rozdwoj!!! :/ Napisalam kilka dni wczesniej maile do nauczycielek, z prosba, zeby Nik wystepowal w miare na poczatku, a Bi gdzies na koncu. Nie wiedzialam jednak, jak bedzie to u Bi wygladac, wiec popedzilam do jej klasy zaraz o 9:40 zeby niczego nie pominac. Wychowawczyni Nika nie poinformowala mnie jednak, ze Nik bedzie na koniec wyglaszal podziekowania dla nauczycielki, jej asystentki, rodzicow, itd. (pisalam o tym przy okazji jego pol-urodzin). Gdybym wiedziala, zostalabym do konca, tym bardziej, ze u Bi okazalo sie, ze mogli wystepowac w dowolnej kolejnosci, a kiedy przyszlam, jeszcze nawet nie zaczeli, bo wielu rodzicow spoznilo sie z powodu problemow z parkingiem.
Troche jestem zla, ale teraz juz musztarda po obiedzie. Jest jak jest. Zobaczylam calosc wystepu Nika z klasa oraz w malej grupie, z dwoma kolegami. Okazalo sie, ze to praktycznie ta sama prezentacja, ktora Bi miala rok temu, lekko tylko zmodyfikowana! :D
Najpierw dzieciarnia zaspiewala piosenke o zwierzetach w dzungli. Nik wygladal na lekko stremowanego i poruszal sie jakby kij polknal, za to padalam ze smiechu z dziewczynki obok niego. Ta mala tak przezywala cala piosenke, tak machala lapkami przy kazdym gescie i niemal krzyczala tekst, ze pod koniec byla czerwona, spocona i miala lzy w oczach! :D

Tu widac te lekka treme ;)

Po piosence, dzieci wychodzily na srodek trojkami i przedstawialy, czego nauczyly sie o wybranym przez siebie zwierzeciu. Grupka Nika wybrala aligatory i kiedy projektor wyswietlil rysunek gadziny, Mlodszy pokazal mi na migi z duma, ze to on jest jego autorem. :D

To ja, to ja! :D

Tutaj musze juz Kokusia pochwalic. Nie wiem czy piosenka go troche rozruszala, czy zadzialalo cos innego, ale syn swoj tekst przeczytal bez zajakniecia. Przy okazji widac bylo, ktore dzieci wlozyly serce w przygotowania, a ktore nie bardzo. Urwisy nie musialy uczyc sie tekstu na pamiec. Mialy wybrac zwierze, a potem podzielic sie tematami. Jedna osoba pisala (przy pomocy informacji w ksiazkach lub internecie) o wygladzie zwierzecia, inna o tym, czym sie ono zywi, jeszcze trzecia np. o tym jak wyglada cykl zyciowy. Oczywistym jest dla mnie, ze dzieciaki musialy potem przecwiczyc kilka razy jak bedzie wygladala cala prezentacja, bo nie bylo przepychanek, klotni, kazda grupka wiedziala kiedy jej kolej, a dzieci przelaczajace slajdy na projektorze, same sie zmienialy. A jednak znalazly sie dzieciaki, ktore nie potrafily przeczytac tekstu, ktory same napisaly! Oczywiscie wina jest tu zapewne rowniez kiepska umiejetnosc czytania, ale Bi w zeszlym roku tez miala z tym problem, a swoja prezentacje przeczytala bez zajakniecia! Dzieciaki cwiczyly po prostu tyle razy, ze znaly ja niemal na pamiec! A jednak bylo kilku delikwentow, ktorzy zapewne uciekali i nie sluchali kiedy pora byla cwiczyc, a teraz jakali sie, przekrecali wyrazy i inne dzieci musialy im podpowiadac. Ciesze sie, ze nie dotyczylo to Kokusia. On przeczytal wszystko glosno i wyraznie, az znajomy tata siedzacy obok, skomentowal, ze skubaniec dobrze czyta. Tego "skubanca" sama tu dodalam, rzecz jasna. ;)


Po wystepie Nika, jak wspomnialam wyzej, popedzilam pietro wyzej, zeby obejrzec prezentacje Bi. Drugie klasy zaczely w tym roku pisac "poezje". Pisze w cudzyslowiu, bo poki co, ich wypociny nie maja ani rytmu, ani tym bardziej rymu. ;) Chodzi bardziej o to, zeby zauwazyc cos wyjatkowego w codziennych rzeczach i sprawach. Dzieci pisaly o roznych rzeczach. O tancu, o sporcie, o plazy, o mamie i tacie... Bardzo duzo wybralo... lody. Temat na czasie, bo bez klimy, szkola szybko robi sie nieznosnie goraca. ;) Rowniez Bi znalazla sie w tym gronie, choc jej wierszyk byl konkretnie na temat lodow na patyku (popsicles). Drugi byl zas o... kroliczkach. ;)


Po wystepie Bi, zbieglam jeszcze raz do Nika i akurat zalapalam sie na koncowke poczestunku dla rodzicow i dzieci. Szkoda, ze nic juz nie zostalo. :D Moje babeczki, ktore upieklam i polalam czekoladowa polewa rowniez zniknely. Nik zwierzyl sie z oburzeniem, ze jeden z chlopcow zjadl az trzy! :) W sumie zostalam tam jeszcze tylko kilka minut, bo rodzice juz wychodzili. Przytulilam Kokusia, ktory wdrapal mi sie na rece, pogratulowalam nauczycielce, zamienilam kilka slow ze znajoma mama i musialam leciec, bo klasa wychodzila juz na dluga przerwe, a ja i tak musialam jechac do pracy.

To nie byl koniec piatkowych atrakcji. Na ten dzien bowiem Potworki zostaly zaproszone na urodziny do kolegi z klasy Nika. Konkretnie to Nik zostal zaproszony przez kolege, a Bi przez jego siostre - blizniaczke. Znajomosc dzieciakow datuje sie jeszcze na przedszkole (preschool). Potworki chodzily do niego tylko po rok kazde, ale za to rok po roku. Blizniaki chodzily normalne dwa lata i tak sie zlozylo, ze zalapali sie najpierw na rok z Bi, a nastepnie z Kokusiem. Potem wszyscy zostali rozdzieleni do dwoch roznych szkol, ale po naszej przeprowadzce znalezli sie w tej samej. Bi jest o rok starsza, ale Nik juz drugi raz pod rzad trafil do tej samej klasy co chlopiec. Oboje blizniaki za to codziennie czekaja na autobus pod naszym domem, mimo, ze mieszkaja w innym sasiedztwie. ;) Ich mama jest nauczycielka w innej szkole i zeby zdazyc na czas, podwozi dzieci do naszej sasiadki. Taka to pokomplikowana znajomosc. :D W kazdym razie chlopiec zaprosil Nika jako ulubionego kumpla z klasy, natomiast kilka dni pozniej dziewczynka zaprosila Bi, tak przypadkiem. ;) Blizniaki mieszkaja w chalupie z basenem, a ze pogoda dopisala, kilkanascioro malolatow wyszlo z wody tylko na szybki kawalek pizzy oraz babeczke. :)


Poczatkowo mialy byc tylko zraszacze i planowalam odstawic Potworki i wrocic po nich za 2 godziny. Kiedy dostalam maila, ze jednak otwieraja dla dzieci basen stwierdzilam, ze nie ma mowy, zebym zostawila ich w wodzie samych. Pomyslalam, ze dwoje doroslych w zyciu nie upilnuje kilkanasciorga malych wariatow, z ktorych niektore (w tym Nik) wcale dobrze nie plywaja. Okazalo sie jednak, ze bylam tylko jedna z trzech takich histerycznych matek. Reszta nie miala oporow, zeby zostawic dzieciaki pod opieka gospodarzy. :D
W kazdym razie, zabawe dzieci mialy przednia. Jak napisalam wyzej, praktycznie nie wyszli z wody przez calutkie 2 godziny, mimo, ze tak naprawde tylko tydzien wczesniej zrobilo sie w koncu cieplo i ta byla raczej lodowata! :)

Jak widzicie, piatek byl intensywny i nic dziwnego, ze po imprezie Nik dal jasno do zrozumienia swoim zachowaniem, ze ma dosc. :) Przyjecie bylo od 18 do 20, ale wiadomo, ze dzieciaki nie mialy dosc zabawy i po wyciagnieciu z basenu, rzucily sie na trawnik, zeby jeszcze chociaz pokopac przez chwile pilke. Tu juz ktos chwycil fajniejsze zabawki pierwszy, ktos inny nie chcial sie podzielic i wybuchly pierwsze konflikty, Nik sie poplakal i czym predzej zgarnelam Potwory do domu. Kokus ryczal cala droge (na szczescie to tylko niecale 10 minut), ze jak ktos osmielil sie z nim nie podzielic upatrzona zabawka! :D Kiedy jednak przekroczyl prog domu, jasne bylo, ze po prostu jest wymordowany, bo oswiadczyl, ze nie chce jesc, ani pic, tylko chce sie klasc spac.
Za duzo wrazen jak na jeden dzien. :)

Niestety, w sobote nie dane bylo nam odsapnac po intensywnym piatku. Tego dnia bowiem w Polskiej Szkole odbylo sie uroczyste zakonczenie roku szkolnego.

Na galowo z upominkami dla wychowawczyn :)

I bylo "uroczyste" az za bardzo. Czasem stwierdzam, ze w tej szkole wiele rzeczy jest "za bardzo", a juz na pewno z wielka pompa. ;)
Cale szczescie zakonczenie nie bylo na 8:30, jak zwykle lekcje. :D Rozpoczynalo sie msza w jednym z polskich kosciolow o 9. I tu nie rozumiem. Szkola jest jak najbardziej swiecka, a i ropoczecie roku i zakonczenie, zawsze zaczynaja msza swieta. Ja nie pojechalam i nie zaluje. Dojechalam z Potworkami troche po 10 rano i zasiedlismy w auli, gdzie ludzie dopiero zaczeli sie schodzic. Teraz, z perspektywy czasu stwierdzam, ze nawet ta 10 rano to bylo za wczesnie. Nie bylo konkretnej godziny rozpoczecia na sali, wszystko sie przedluzalo, przesuwalo i tak naprawde zanim sie zaczelo, dzieci mialy dosc. Uroczystosc zaczela sie dopiero przed 11 i... porazka. Spodziewalam sie przemowy pani dyrektor oraz pani prezes i rozeslania dzieci do klas. Na poczatku bylo ok. Poczet sztandarowy, spiewanie hymnu polskiego i amerykanskiego, wystep grupy tanecznej, itd. Tymczasem juz po chwili okazalo sie, ze zakonczenie to tylko wstep do uroczystosci pozegnania 8 klas oraz klasy licealnej. Osme klasy zatanczyly poloneza, bardzo ladnie zreszta, ale to byl najdluzszy polonez jakiego w zyciu widzialam...

Wyglada niczym chaos, ale to taki skomplikowany uklad

Potem klasa licealna mialy swoj wlasny taniec. Nastepnie specjalnie do odchodzacej ze szkoly mlodziezy pani dyrektor miala osobna przemowe. Przez kolejne minuty przemawiali reprezentanci klas, dziekujac szkole, zarzadowi, rodzicom, babciom, ciotkom, kolegom z lawki i Bog wie komu jeszcze. Tu juz zaczynalam byc zla, a Potworki dopytywac sie ile jeszcze. Niestety, nastepnie osme klasy zaczely spiewac rzewna piosenke, a w tle pokazywano ich zdjecia zrobione na roznych uroczystosciach w minionym roku. Kiedy nastepnie spiewac o pozegnaniu rozpoczeli licealisci, gula skoczyla mi juz konkretnie. A jak zaczeli wywolywac osmoklasistow po kolei, kazdego z osobna, do odebrania dyplomow, skapitulowalam i zabralam Potworki z sali. Okazalo sie, ze nie ja jedna, bo w korytarzu stalo juz sporo osob, ktore uznaly, ze ile, do cholery, mozna. W tym momencie zrobilo sie juz poludnie! :O
Ludzie kochani! Nie wiem, kto to wymyslil. Rozumiem, ze dla mlodziezy oraz rodzicow, ktorych dzieci koncza te szkole to wazna uroczystosc, ale uwazam, ze pozegnanie najstarszych klas powinno odbyc sie osobno. Nie wiem co to za problem ustalic, ze zakonczenie roku dla klas 0-VII jest na 10, a dla klas VIII oraz liceum, pozegnanie bedzie o 11? A wlasciwie to wiem. Na drodze zapewne stoi wspomniana wczesniej msza swieta i fakt, ze najstarsze klasy beda musialy poczekac na swoja kolej. No coz, dla mnie ta msza jest zupelnie zbedna. W kolejnym roku, wiedzac czego sie spodziewac, zamierzam dopytac czy ma to tak samo wygladac. Jesli tak, to ja spokojnie przyjade z Potworkami na 11:30, jak nie pozniej. Nie ma sensu meczyc ani ich, ani siebie. ;)
Kiedy w koncu uroczystosc na sali laskawie sie skonczyla, dzieciaki mogly przejsc do klas. Najpierw pobieglam do klasy Bi, ktora wreczyla pani ciasteczkowy bukiecik i dostala drobne upominki oraz najprawdziwsze swiadectwo! :D


Nie dziwcie sie, ze sie podniecam, ale tutaj nie ma swiadectw jako takich. Dostaje raporty mailowo, jako elektorniczny dokument, gdzie wypisane sa tylko wyniki w nauce oraz pare slow od wychowawczyni i ktory musze sobie sama wydrukowac!. :) Ani oficjalnych pieczatek, ani nawet podpisu, nic. Dlatego usmiechnelam sie widzac cos, co przypomina polskie swiadectwa, ktore kiedys sama przynosilam do domu. :)

Swiadectwo, hej! :D

Nastepnie pobieglismy do klasy Kokusia, gdzie pani urzadzila swoje wlasne przemowienie, uroczyscie wzywala kazde dziecko do biurka, a tam wreczala im upominki oraz dyplomy. :)

Nik wyglada jakby chcial z tamtad uciec! :D

Kokus zakonczyl zerowke ;)

I tak zakonczyl sie pierwszy rok Potworkow w Polskiej Szkole. Czy warto bylo? Dla nich, nie wiem. Na pewno cos tam lykneli, na pewno dodatkowo posluchali mowy ojczystej. Mieli calkiem sporo atrakcji oraz uroczystosci. Nik wiem, ze bardzo lubil swoja pania i chodzil tam chetnie wlasnie dla niej. Bi rowniez miala mila pania, ktora jednak sporo wymagala. Do tego dodac, ze Starsza jakos nie mogla zzyc sie z grupa i w efekcie szkoly nie lubila. Ja sama jednak poznalam trzy bardzo fajne dziewczyny, z ktorymi mam nadzieje, ze bede utrzymywac w miare regularny kontakt, wiec zaliczam Polska Szkole na plus. ;)

Wlasnie w sobote po poludniu przyjechala do mnie jedna z kolezanek poznanych w owej szkole. Jej syn jest z Kokusiem w klasie, ale choc chlopaki widzieli sie tez juz kilka razy poza nia, to akurat tego dnia nie mogli sie zupelnie dogadac. Byli u nas 2 godziny i z tego moze ostatnie 15 minut to byla ladna zabawa, a tak to caly czas wzajemne dokuczanie oraz skarzenie. :/ Musze niestety przyznac, ze duzo bylo w tym winy Kokusia, ktory za cholere nie chcial podzielic sie zabawkami. W rezultacie, maly M., wkurzony, np. pryskal mu z pistoletu wodnego prosto w buzie, Nik zaczynal plakac, a my z J. nie moglysmy sie spokojnie nagadac... :/ Mysle, ze intensywny tydzien dawal juz o sobie konkretnie znac i Kokusiowi zupelnie puszczaly emocje. Niestety, przy okazji mi nieco puszczaly nerwy i Mlody zgarnal kilka razy ochrzan.

W kazdym razie, w koncu w niedziele nadszedl spokojny dzien, gdzie nic nie "musialam". Co za ulga! Z rozkosza nawet posprzatalam obie gorne lazienki! :D Pojechalam tez w koncu kupic kwiatki do doniczek. Prawie polowa czerwca, a u mnie pustki! Teraz w koncu wszystko posadzone, ale ze jest dosc pozno, nie wiem czy rozrosnie sie jak trzeba, szczegolnie, ze jak na zawolanie zrobilo sie chlodniej i deszczowo... :/
A przy sadzeniu kwiatkow wokol skrzynki pocztowej, nagle cos (malego na szczescie) wyskoczylo z chwastow! Z zaskoczenia az podskoczylam i malo nie klapnelam na dupsko (to by widok mieli sasiedzi)! :)


Calkiem spora ropuszka byla potem przekladana z rak do rak przez Bi oraz Kokusia i krzyzowalam palce zeby przezyla te "pieszczoty". Na koniec nie mogli sie z nia pozegnac i niemal calowali ja ze smutkiem. Ropucha glupia nie byla, bo kiedy w koncu Bi wypuscila ja w trawe, a po minucie stwierdzila, ze jednak pojdzie jeszcze raz sprawdzic jak sobie radzi, juz jej nie bylo. :D

A. Mialo jeszcze o koncach byc. :)
Dla Potworkow juz w srode skonczyl sie kolejny rok szkolny. Wczesnie w tym roku, bo nasze miasteczko mialo niewiele dni, kiedy szkoly zamkniete byly z powodu pogody.
Jak wspomnialam wyzej, nie ma tu uroczystego rozdania swiadectw, bo raporty przysylane sa zwyczajnie mailem. :) Co za tym idzie, w wiekszosci szkol nie ma zadnej uroczystosci zwiazanej z pozegnaniem szkoly. Po prostu niemal normalny dzien, choc juz bez nauki, tylko z zabawa i o 2 godziny krotszy.

Ostatnie zdjecie naszego przystanku w takim skladzie. Od nastepnego roku, najstarsza dziewczynka przechodzi do szkoly wyzej, a blizniaki beda chodzic rano na swietlice

Tak bylo w starej szkole Potworkow, w nowej jednak maja swoje tradycyjne "clap-in" zarowno na poczatek, jak i na koniec roku. Polega ono na tym, ze po krociutkiej przemowie pani dyrektor oraz przysiegach ("Pledge of allegiance" oraz osobnej przysiedze szkolnej), kazda klasa jest przez dyrektorke kolejno wywolywana i wchodzi do szkoly po chodniku niczym po czerwonym dywanie, przy akompaniamencie oklaskow zebranych rodzicow. :)

"Wklaskuje" Kokusia :D

W zeszlym roku odpuscilam sobie, ale po obejrzeniu tego calego "clap-in" na rozpoczeciu roku i stwierdzeniu, ze to jednak calkiem sympatyczna tradycja, postanowilam sie przejechac.

A tu klasa Bi wkracza w mury ostatni raz w tym roku szkolnym :)

Potem pojechalam do pracy, a poznym rankiem musialam ponownie zawitac do szkoly, jako ze zglosilam sie do pomocy przy nakladaniu II Klasom lodow. Kiedy sie zglaszalam, myslalam, ze to tylko dla klasy Bi i lekko sie zdziwilam kiedy musialam nakladac waniliowe lody prawie setce 8-latkow. :D Starsza jednak zachwycona byla moja obecnoscia, wiec warto bylo. :)


Klasy I nie mialy lodow, ale za to lunch jedli na plazowych recznikach rozlozonych na trawie. :) Tu jednak nauczycielka Kokusia zaznaczyla, zeby rodzice nie przychodzili, bowiem to byl jej ostatni dzien, zeby pobyc z dziecmi.

Jak zawsze przy tej okazji jest mi rzewnie i wzdycham nad uplywem czasu. Koniec roku szkolnego, nawet bardziej niz Nowy Rok uswiadamia mi, jak szybko dorastaja moje dzieci. Uwierzycie, ze po wakacjach Bi idzie juz do III klasy, a Nik do II?! Do trzeciej i drugiej! Nie dociera to do mnie...

Jak konce, to i poczatki. Od poniedzialku Potworki zaczynaja summer camp, czyli polski odpowiednik polkoloni. To ich pierwszy raz. Najpierw wakacje spedzali z dawna opiekunka. Dwa lata temu M. pracowal na druga zmiane, wiec wymienialismy sie opieka jak za dawnych, niemowlecych czasow. :) A rok temu, jesli pamietacie, wakacje spedzili u nas tescie. W to lato jednak nie ma zadnej z tych opcji, zostaja wiec polkolonie... Martwie sie, bo to pierwszy raz. Zastanawiam sie czy im sie spodoba, czy szybko przywykna do nowego otoczenia, dzieci, opiekunow? Czy bedzie im tam dobrze? Tyle niewiadomych...

20 komentarzy:

  1. Dzieje się u Was sporo jak widzę :)

    Ciekawie musiało być na tym koncercie smyczkowym. Mój Krzysiek to jednak zupełnie inaczej niż M. i z tego co widzę, i słyszę, większość facetów. On nie wyobraża sobie, żeby nie być na jakimś przedstawieniu dzieciaków, nie być z nimi na rozpoczęcie czy zakończenie roku - teraz też już wziął urlop na środę i od razu wpisał już urlop na 2.09. Ba, przecież on nawet na wywiadówki chodzi ze mną, bo też chce posłuchać co pani mówi ;) Pewnie dla innych rodziców, którzy przychodzą pojedynczo wyglądamy jak dziwaki, ale skoro chce się angażować to nie będę mu zabraniać :D

    Z tym zakończeniem w polskiej szkole to przegięli. U nas ostatnie klasy zazwyczaj mają zakończenie dzień wcześniej wieczorem. Wówczas faktycznie jest uroczyście itd., reszta jest podzielona wg klas i każdy ma swoją godzinę. Za moich czasów też chodziliśmy najpierw na mszę, a później było rozpoczęcie/zakończenie, później już msze były wieczorem i szedł kto chciał, a teraz to już nawet ksiądz nie zapowiadał mszy na koniec roku, więc wychodzi, że w ogóle jej nie będzie.

    Będzie dobrze z tymi półkoloniami, myślę że tam będzie się tyle działo, że dzieciaki nawet nie będą miały kiedy się nudzić i myśleć o domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, jesli Krzysiek sam chce, to pewnie, ze nie ma co zabraniac, tylko jeszcze zachecac. Ja tutaj akurat bardzo czesto widuje rodzicow przychodzacych razem na wydarzenia szkolne, a nieraz tez i dziadkow. I mysle, ze to jest piekne. A u mnie, ani tata, ani dziadek... :/

      Zakonczenie to byla masakra pila mechaniczna, ale w tym roku juz bede madrzejsza. ;)

      Usuń
  2. Summer camp to w USA zazwyczaj dobrze zorganizowane polkolonie, wiec nie miej obaw co tego dla Potworkow. Na pewno bedzie im tam dobrze. Koniec roku szkolnego po polsku byl beznadziejny, ale za to po amerykansku z piekna skrzypaczka Bi - super wyszlo. Bardzo mi sie podoba taka edukacja muzyczna od najmlodszych lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi rowniez! Ciesze sie, ze amerykanckie szkoly tak dbaja o wszechstronny rozwoj!

      Tak, polkolonie okazaly sie swietne i nawet Potworkom chyba jest troche smutno, ze juz sie koncza. ;)

      Usuń
  3. O mamo, czyli taki sam wir u Was jak u nas :)

    Kochana Bi, trema ją zjadła, ale to normalne, widać, że profesjonalnie do tematu podchodzi :) Ale najważniejsze, że koncert się udał, a Bi się odważyła jednak w nim uczestniczyć. Wcale Ci się nie dziwię, też bym się wzruszyła. Za to podejście M.. nie chcę Cię już dobijac, bo widzę, że i tak masz takie samo zdanie co ja, ale faktycznie przykre to.

    Świetnie uchwycona na zdjeciu duma Nika ;)

    Atrakcji faktycznie w piątek nie brakowało, a jeszcze woda/basen swoje zrobiły wyciagając resztki energii i nie dziwę się Nikowi, że wpadł w rozpacz zmęczenia :)

    Rany, msza na rozpoczecie i zakonczenie.. nie skomentuje. Dobrze, że u nas tego nie praktykują.
    Z tym zakonczeniem starszych klas faktycznie, może i fajny pomysł i program, ale masz rację, powinno to być tylko dla ich grona, a nie dla młodszych też, które wiadomo bylo, że się wynudzą za wszystkie czasy tam.
    Jak ja się ciesze, że nam w tym roku z powodu upałów przeorganizowali to zakonczenie i każdy am osobno i w swoich salach i na szybko, wielkie uf :)

    Oj Agatka, ten czas strasznie mknie, Tymon też do III.. a dopiero rozklejałam się, że idzie do I :(
    Połkolonie fajna sprawa, Tymon był na takich półferiach dwa lata temu i był bardzo zadowolony, mnóstwo zajęć, atrakcji, wyjazdów. Dobrze będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i mialas racje. Z polkoloniami dobrze wyszlo. :)
      Zakonczenie roku w polskiej szkole to byl hardkor, ale wyobraz sobie, ze spotkalam znajomych, ktorzy przekonywali mnie, ze bylo super i ze to dobrze, ze mlodsze klasy moga popatrzec na pozednanie tych najstarszych... Taaa... Latwo im mowic, bo ich corka akurat w tym roku konczyla VIII klase, a dolaczyla do tej szkoly dopiero w V klasie. Mnie na mysl, ze mam tak sleczec po 3 godziny co roku przez 8 lat, robi sie slabo... ;)

      No i przed nami III klasa Tymcia i Bi, dla mnie jeszcze II Kokusia. Tylko Tolcia jeszcze "leniuchuje" w zerowce, ale za rok i na nia przyjdzie pora. Ale to szok!

      Usuń
  4. U Was jak zwykle mnóstwo atrakcji! Fajnie móc poczytać o tym jak wyglądają takie zakończenia roku i inne uroczystości w Ameryce.
    Koncert musiał być naprawdę wzruszający dla mamy, małżonek ma czego żałować ;)
    Ciekawe też te prezentacje Potworków, chętnie posłuchałabym wiersza o lodach na patyku :D
    Urodziny na basenie to musiała być ogromna frajda dla dzieciaków, nic dziwnego, że Nik padł potem jak mucha :D
    A to nie wiedziałam, że u Was nie ma świadectw. Oh, jestem ciekawa jak to wygląda w Belgii. Kiedy zobaczyłam świadectwa Bi i Nika z Polskiej Szkoły, od razu zrobiło mi się przyjemniej.
    Mam nadzieję, że Potworki spędzą świetny czas na summer camp i że mama nie będzie miała żadnych powodów do zmartwień ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, no polkolonie okazaly sie czysta frajda. ;)
      Jeszcze kilka lat zostalo, ale ja juz tez czekam na Twoje posty o przedszkolu i szkole w Belgii! :D

      Usuń
  5. Jak czytam, co sie u Was wyprawia, w sensie ile sie dzieje, to mysle sobie, ze Ty musisz miec jakis mega dobry notatnik w telefonie, zeby to wszystko ogarnac...😊 skrzypce, plywanie, poezje, dwie szkoly, akademie... Czy mnie tez to czeka od wrzesnia?😂 jestescie mega aktywni, super!💪❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co Was czeka, ale chetnie poczytam o angielskiej szkole! ;)

      Czerwiec w tym roku byl wyjatkowo szalony i kalendarz w telefonie oraz ten na scianie, pelen byl zapiskow. A i tak czasem mialam wrazenie, ze na pewno o czyms zapomnialam! :D

      Usuń
  6. Podziwiam ten koncert skrzypcowy, bo u nas niestety lekuchne "rzępolenie" było na szkolnych występach;))

    Takie urodziny w chacie z basenem, to czad!

    U nas jeszcze miesiąc szkoły:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie nauczyciele muzyki sie nie przylozyli! ;) U nas wyszlo naprawde pieknie! :)

      To fakt, ze gdybym miala przy domu basen, urodziny Bi zawsze robilabym w ogrodzie! ;)

      Usuń
  7. Koniecznie pozdrów ode mnie skrzypaczkę
    Dziadek niestety racji nie ma
    Skrzypce pięknie uzupełniają nawet koncerty rockowe
    Udanych wakacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Same skrzypce - rzepolenie! Ale kilkanascie skrzypiec = piekna muzyka! Jesli w miare rowno graja, oczywiscie... :D

      Usuń
  8. To mieliście przeprawę z tym zakończeniem roku szkolnego.. U nas w szkole jest podzielone na 3 różne godziny- zakończenie gimnazjum, potem klasy 1-3, a potem 4-7 i poszło szybko i przyjemnie :)
    Też nie mogę uwierzyć, że mo J synek skończył już 1 klasę, kiedy to zleciało?? Przecież dopiero co kończył przedszkole.. Czas za szybko ucieka!

    Intensywny czas za Wami, ale doskonale to rozumiem, bo u nas tak samo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i u Was swietnie rozwiazali sprawe zakonczenia!

      To prawda, ten czas zapieprza, az strach!

      Usuń
  9. U nas wakacje trwaj już od dwóch tygdoni, a świadectwa odebraliśmy dopiero wczoraj. Nauczyciele do samego końca mogą zmienić ocenę i dopiero jak dostajesz świadectwo i masz czarno na białym, że zdałeś możesz odetchnąć (naturalnie chodzi tu o wypadki gdy ma się ocenę na granicy).
    We Włoszech jedynym instruymentem którego uczą w szkole jest flet, ale nas to czeka dopiero w przydszłości. Tylko nie wiem kto mym dzieciom pomoże bo nam słoń naucho nadepnął i to dość konkretnie, a mój tato jest po akademii muzycznej (wokal i dyrygentura) i uczył też w szkole muzycznej.
    Stefano chodzi na półkolonie parafialne - trwają jednak tylko 3 tygodnie, które są bardzo oblegane przez wszstkich niezależnie od wiary ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewacia! Jak po wakacjach! Odezwij sie!

      Hehe, no wlasnie ja jestem tak samo "muzykalna", jak Ty! ;) Potworki odziedziczyly sluch po M., tylko szkoda, ze on akurat ma instrumenty w nosie! ;)

      Usuń
  10. Na Twoje wpisy zawsze muszę sobie przygotować więcej czasu:D
    Zastanawiam się , jak to wszystko ogarniasz i pamiętasz?:D
    Gratuluję Bi występu i ogólnie dzieciakom zakończenia szkoły(choć też myślę, ze ktoś nie pomyślał nie rozdzielając, u nas na szczęście pierwszaki miały osobno:))
    A półkolonie są super -Grzesiek zadowolony -mnóstwo atrakcji i nie trzeba się uczyć;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dzieciaki tez uwielbiaja swoje polkolonie! Na szczescie... :)

      Kochana, wszystko mam zapisane w kalendarzu w komorce i sciennym. A i tak czasem mam wrazenie, ze nie wyrabiam na zakretach! :D

      Usuń