Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 11 czerwca 2018

5 i pol Kokusia + 4-latek w szkole; czy zaluje?

Stalo sie. W niedziele, moj maly chlopcys skonczyl 5.5 roku. I niestety, stwierdzam ze smutkiem, ze wcale nie jest juz taki malutki... ;)



Nik rosnie. Rozwija sie. Madrzeje (i wymadrza ;P). Mimo, ze jest o kilka cm nizszy niz Bi w tym samym wieku, to meznieje w oczach. Zmienia sie jego wyglad, postura oraz osobowosc.
Podobnie jak siostra, jest dosc "mocnej" budowy. Nie jest ani szczuplaczkiem ani grubaskiem, ale takim "nabitym" osobnikiem.
Wraz z wiekiem zanika maloletnia slodycz Kokusia. Juz nie jest, jak jeszcze z rok temu, przytulasem i pieszczochem, ktory najchetniej oblapilby matke konczynami niczym mis koala i tak siedzial. Nie znaczy to, ze z Nika zrobil sie "zimny dran", o nie! Mlodszy nadal jest bardzo przyjacielski i ogolnie chce byc w dobrych stosunkach ze wszystkimi i wszystkim. Jednoczesnie jednak wlaczyl mu sie tryb lobuzerstwa. Zamiast matke przytulic, najczesciej usiluje wciagnac mnie w jakies dziwne zapasy i przepychanki. Za wszelka cene chce bawic sie w ninja czy innych wojownikow... :/ Nie za bardzo sie daje, bo dla mnie oznacza to tylko wkurzajace szarpanie, czasem tez dostane niechcacy kopniaka. Mimo, ze niechcacy, to jednak boli. ;) Poza tym Nik nieraz po prostu podchodzi i zdziela mnie z piesci w roznorakie czesci ciala, ot tak, dla zartu. Syn ma rece po mnie, jak na takiego malucha posiada dlugie palce i kosciste klykcie. Dostanie z takiej koscistej, choc malej piastki, jest bolesne. ;)
Ani troche nie podoba mi sie to nowe zachowanie. Wychodzi z Nika takie "chlopaczysko", choc on zupelnie nie rozumie o co mi chodzi. Przeciez to super zabawa! ;)
Na szczescie przed spaniem przytulasy to mus. Nie takie dlugie i czule jak z Bi, ale i tak celebruje te chwile. Doszlo do tego, ze aby choc jeszcze chwile poprzytulac mojego syna, zgadzam sie wnosic go przed spaniem na pietro, mimo, ze moje kolana tego nie toleruja. Czego sie nie robi dla jeszcze jednego uscisku. ;)
Niestety, musze chyba zaakceptowac, ze chlopcy sa pod tym wzgledem znacznie mniej wylewni niz dziewczynki. A jak jeszcze Nik wda sie w swojego ojca, to... o rany... :D

Nik jest bystry i wygadany, tyle ze gada... w wiekszosci po angielsku... ;) Az czesc mnie cieszy sie, ze przez wakacje z dziadkami, przypomni sobie wiecej polskiego. Dziadek cos tam po angielsku kuma, ale babcia nic, kompletnie. Jak bedzie sie chcial dogadac, bedzie musial wysilic mozgownice. Kokus bowiem rozumie po polsku praktycznie wszystko. Czasem nie kojarzy jakiegos rzadziej uzywanego wyrazu, ale zazwyczaj nie ma takiego problemu. Za to mowa... Jak wiadomo, zawsze w jezyku obcym (a takim jest w sumie dla Potworkow polski) szybciej sie rozumie niz mowi. Zeby sluchajac polapac sie o co chodzi, wystarczy skumac mniej wiecej kontekst. Z mowa juz gorzej, bo tu juz trzeba w pamieci wyszukac potrzebne slowa oraz zwroty i przymusic oporny aparat mowy do ulozenia sie odpowiednio do obcych dzwiekow. ;) Nieco przyduszony (:D), Kokus potrafi wypowiedziec sie po polsku, choc wiaze sie to z wieloma: "Ummm...", "Eeee...", kiedy musi przypomniec sobie odpowiednie wyrazy. ;)

Tak przy okazji, dziwi mnie opinia, ktora slysze czesto od rodzicow dwujezycznych dzieci - zeby nie zmuszac, nie "dusic", ze jak bedzie chcialo, dziecko samo zainteresuje sie tym "obcym" jezykiem. To wszystko brzmi pieknie z psychologicznego punktu widzenia i bardzo idzie w parze z dzisiejsza moda na to, zeby nie wywierac na dziecko zadnej presji i Boze bron nie stresowac biednego, delikatnego "kwiatuszka". Z mojego doswiadczenia oraz obserwacji mnostwa dwujezycznych dzieciakow wynika jednak, ze pozostawione samo sobie, dziecko przejdzie w 100% na jezyk, ktorym posluguje sie przez wiekszosc dnia (u nas - angielski), bo tak mu bedzie zwyczajnie latwiej! Owszem, jesli rodzice lub rodzic bedzie mowic do niego po polsku, bedzie ono polski rozumialo, przynajmniej taki codzienny, podstawowy. Ale mowic nie bedzie. Mysle, ze moze zainteresowac sie jezykiem "przodkow" majac lat kilkanascie, ale wtedy bedzie juz za pozno, zeby poslugiwac sie tym jezykiem naprawde dobrze.
Dlatego ja wole Kokusia regularnie przycisnac: "A teraz powtorz to po polsku", "A jak to bedzie po polsku?". Niech cwiczy ukladanie ust i jezyka, bo jezyk polski jest niestety trudny i wymowe ma znacznie bardziej wymagajaca od angielskiego. Bez regularnego wypowiadania sie, bedzie tylko coraz gorzej i trudniej. Mlodszy irytuje sie, probuje wykrecac, ale kiedy sie skupi... nagle okazuje sie, ze wie, jak powiedziec to samo zdanie po polsku, tylko mu sie zwyczajnie nie chce wysilic! ;)

Ale wystarczy o dwujezycznosci. Jak pisalam wyzej, licze ze wakacje z polskimi dziadkami to to, co Potworkom, a w szczegolnosci Kokusiowi, jest bardzo potrzebne. Oczywiscie rownie wazne sa rodzinne wiezi i bliskosc z rodzicami taty, ale jak przy okazji Nik przelamie sie bardziej z polskim, to sie nie pogniewam. ;)

Ostatnie polrocze uplynelo nam niestety pod znakiem wiecznych zapalen ucha. Poza nimi, Nik cierpial w sumie wylacznie na przeziebienia i to wcale nie jakies mocne. Tyle, ze niemal kazde z nich konczylo sie infekcja ucha... :/ Mam nadzieje, ze teraz - latem, przy cieplej pogodzie, uszy choc na jakis czas odpuszcza... Chociaz mlody wlasnie zlapal katar, wiec po prostu wznosze oczy ku niebu w gescie frustracjo - rezygnacji...

Skoro juz o sprawach "ciala" mowa, to Nik coraz czesciej narzeka, ze bola go dolne jedynki. Ubytkow nie zarejstrowalam, wiec wydaje mi sie, ze Mlodszemu te zabki po prostu coraz mocniej sie ruszaja. Juz w styczniu dentystka stwierdzila, ze sie "poluzowaly". Teraz, po niemal pol roku, moze wkrotce pierwszy mleczak wyleci. Mam nadzieje, bo Nik naprawde bardzo na to czeka. ;)

Fascynacja Pokemonami, zapoczatkowana przez kolegow jeszcze w starej szkole, nadal trwa. Nik zbiera karty, wymienia sie z kolegami, poznal nawet tajniki jakiejs najprostszej rozgrywki. ;) Inny kolega zarazil go "miloscia" do "Zolwi Ninja". Milosc ta jest raczej platoniczna, bowiem samej bajki Nik na oczy nie widzial, ale czy to figurki, czy naklejki, wszystko z zolwiami jest na tak. Kolega nauczyl go nawet rysowac ulubionych bohaterow, a raczej ich same glowy (czego  mozna oczekiwac po 5-latkach :D): zielone kolko, w kolku kolorowy pasek, a na pasku czarne oczka i gotowe. Zolwie Ninja jak malowane. ;)


Ulubiona bajka Nika jest obecnie "Miniforce". O czym jest dokladnie to nie wiem, bo sie nie przygladam zbyt dokladnie, ale z tego co podejrzalam, to o kolejnej grupie ninja-kow. ;)
Ulubiona ksiazka jest cos przeznaczonego raczej dla starszych czytelnikow (ale sam ja sobie wybral na kiermaszu i co mu zrobisz :D), czyli encyklopedia wiedzy o Tyranozaurze. Ksiazka niezbyt gruba, ale ladnie (i realistycznie, czyli przerazajaco) ilustrowana oraz naszpikowana naukowymi pojeciami. Mozna dowiedziec sie z niej wielu fascynujacych rzeczy, np. co naukowcy znalezli w skamienialej kupie dinozaura. ;) Moje dzieci oczywiscie interesuje wszystko co zawiera w sobie slowo "kupa", a ja dowiedzialam sie ze sa TAKIEGO rodzaju skamienieliny. :D

Rower to nadal najwieksza milosc Kokusia. Czasem sie smieje, ze w koncu siodelko przyrosnie mu do malej dupki. :) Kiedy tylko wystawi nos z domu, naklada kask i wyprowadza pojazd z garazu. Jezdzi jak wariat po schodach, wertepach, z gorki i nie wiem czy ten rower przezyje sezon. Gdybym wiedziala, kupujac mu go rok temu, ze okaze sie takim kamikadze, znalazlabym mu pojazd pancerny. ;) Niestety, jezdzi z zapalem rowniez po moich klombach i maltretuje kwiaty. Niektore tego nie przezywaja. :( Powtarzanie do znudzenia, zeby tego nie robil, nie przynosi rezultatu.

Ogolnie Nik ma problem ze sluchaniem. Powtarza sie, zeby nie niszczyl kwiatow i krzewow - puszcza mimo uszu. Prosi sie, zeby podczas spacerow (dla Nika "spacer" oznacza, ze my idziemy, on jedzie na rowerze) jechal chodnikiem, zeby ani nie jezdzil ludziom po ogrodach, ani nie wyjezdzal na ulice. Nie reaguje. Kierowca autobusu skarzy sie, ze nie slucha, kiedy prosi go, zeby nie wstawal podczas jazdy. I potem dziwic sie, ze rozcial sobie lepetyne. :/ Usadzony w miejscu i groznie spytany, dlaczego ZNOWU nie posluchal, odpowiada niewinnie, ze "zapomnial". Pamiec do upomnien ma gorzej niz krotka, bo np. prosze zeby nie wjezdzal na swiezo posadzona trawe, ktora dopiero co wykielkowala, a Nik krzyczy w biegu "ok", po czym... wjezdza prosto na te trawke! :/

Rezultatem jest to, ze dosc czesto ma kary, np. szlaban na tableta, ktory kwituje spektakularnym "I hate you!" i mina niczym gradowa chmura. Coz... Jakos to "hate you" na mnie nie dziala... ;)

Korzystajac z tego, ze polrocze Kokusia mija tydzien przed koncem roku szkolnego, mysle, ze to dobra pora na podsumowanie jego zerowkowej przygody. I tak nosilam sie z zamiarem wysmarowania takiego posta, ale ze i szkola i rozwoj Nika ida w parze, czemu by nie wspomniec o tym tutaj? ;)

Jesli pamietacie, Nik rozpoczal zerowke rok temu pod koniec sierpnia, a wiec mial 4 lata, 8 miesiecy i 2 tygodnie.
Wydawalo sie, ze ci nasi znajomi, ktorzy posiadaja synow, jak jeden maz odraczali ich obowiazek szkolny o rok. Wszyscy oni oczywiscie juz od kilku miesiecy wstecz namawiali nas mniej lub bardziej nachalnie, zeby z Kokusiem zrobic to samo. Jeden z kolegow M. byl pod tym wzgledem wyjatkowo namolny i wszystkowiedzacym tonem opisywal jakie zmiany zaszly w jego synu przez ten dodatkoy rok. Mialam na koncu jezyka, ze skoro jego synalek byl niedojrzalym gamoniem, to nie znaczy, ze moj tez jest. ;) Wredna jestem, wiem, ale po pierwsze ugryzlam sie w jezyk i nic takiego nie powiedzialam, a po drugie facet naprawde dzialal mi na nerwy. Nie znosze ludzi, ktorych racja zawsze musi byc "najmojsza". ;)

W kazdym razie, w przedszkolu Nik radzil sobie swietnie. Zaczynal je majac troche slaba motoryke mala, ale panie szybko go z tego wyprowadzily. Poza tym, intelektualnie oraz emocjonalnie rozwijal sie lepiej niz przecietnie. Poniewaz obowiazek szkolny w Hameryce zaczyna sie od 5 lat, wiec tutejsze szkoly sa przystosowane do potrzeb takich maluchow. Po rozmowach z nauczycielka, ktora zapewnila, ze Nik jest gotowy, uznalismy wiec z M., ze zostawienie go na kolejny rok w przedszkolu bedzie dla niego tylko krzywdzace.

Nie powiem, ze nadal nie mialam watpliwosci, bo mialam. Przez pierwsze kilka tygodni drzalam czy sobie poradzi, czy jako jeden z najmlodszych w klasie nie bedzie "odstawal" od grupy? W koncu, przez to "odraczanie" spanikowanych rodzicow, w klasie zerowkowej znajdowaly sie jednoczesnie dzieci 6-letnie, jak i niespelna 5-letnie. To jednak spory rozstrzal.

Po roku moge stwierdzic, ze to byla dobra decyzja!

Nik bez problemu sobie poradzil. W starej szkole byl chlopiec, ktory czasem mu dokuczal. Ogolnie dokuczal wszystkim kolegom, ale widzialam ze Nikowi jest przykro kiedy o tym opowiadal. Przeniesienie do nowej szkoly wyszlo mu wiec w sumie na dobre. W obecnej szkole nie zarejestrowalam problemow z kolegami.

No wlasnie, nowa szkola! To tez zdarzylo sie w ciagu ostatniego polrocza!
Balam sie jak Nik zaaklimatyzuje sie w nowej szkole i jednoczesnie czulam sie winna, ze funduje mu taka zmiane zaraz na poczatku jego szkolnej kariery. Z drugiej jednak strony, lepiej pewnie, ze zmiana nastapila wlasnie teraz. W ten sposob, Nik spedzi tak naprawde praktycznie cala podstawowke (tutaj klasy 0-IV) w tej samej szkole, bo to jedno polrocze to w sumie tyle co nic. ;)
O reakcji na nowa szkole pisalam juz pod koniec lutego, tutaj dodam wiec tylko, ze Nik plakal rano przy odstawianiu do szkoly, a juz po poludniu, kiedy wysiadl ze szkolnego autobusu oznajmil, ze nowa szkola jest o wiele lepsza! ;)

Na poczatku roku zauwazylam, ze zagadnienia matematyczne to dla Nika lekka czarna magia. ;) Nawet uzycie wlasnych paluszkow do obliczen nie pomagalo. Szybko to jednak nadrobil i teraz rozwiazuje juz nawet bardziej skomplikowane zadania, jak te z jedna niewiadoma (np. 5 + __ = 8). Moze sie myle, ale wydaje mi sie, ze dla malych dzieci takie zadanie to abstrakcja, bo nie jest to juz proste dodawanie 5+3, tylko wymaga pomyslenia: mam 5, wiec ile brakuje mi jeszcze do tych osmiu? Czasem sie oczywiscie pomyli, tak jak ostatnio, kiedy wyszlo mu, ze 2 + 2 = 2 (niewiadoma powinno byc "0"). :D Chociaz to wg. mnie bylo pytanie podchwytliwe, bo pamietam, ze Bi tez nie mogla pojac, ze mozna dodawac cos do 0, skoro zero nie ma zadnej wartosci. ;)

Poza tym, jak Nik pisze! Jestem w szoku i lezka mi sie w oku kreci, ze potrafie przeczytac to, co moj syn naskrobal! ;) I nie chodzi o charakter pisma, bo ono pozostawia sporo do zyczenia :D, ale o pisownie! Bi, mimo ze konczy I klase, pisze tak, ze wychodzi z tego belkot. Doslownie. Malo kiedy potrafie przeczytac to, co napisala (chociaz pomalu robi postepy). Starsza nie potrafi jakos rozciagnac sobie wyrazu (no i zazwyczaj spieszy sie niewiadomo dokad), zeby wylapac poszczegolne gloski. Zazwyczaj albo ktoras polknie, albo pomyli ja z inna. ;)
Nik to zupelnie co innego. Nie oznacza to oczywiscie, ze nie robi bledow. Angielski jest trudny pod tym wzgledem, ze czesto jedna gloska moze byc zapisana za pomoca kilku kombinacji. Dziecko zapisujac wiec wyraz tak, jak je slyszy, nie zawsze "trafi". ;) Ale przynajmniej Nik stosuje prawidlowa fonetyke, wiec czytajac, latwo moge zgadnac co poeta mial na mysli. ;)
Ku pamieci, zalaczam kilka "probek":

To jeden z najstarszych "zapiskow" - "Dear mom, I love you" - miod na moje matczyne serce ;)

"This weekend I played with my cars. I raced them. I like my cars."

"I went bike riding. It was so much fun. I rided (powinno byc "rode" :D) down a steep hill. I was happy to ride my bike."

"I think dogs are the best pet ever because they snuggle with me. Also they play with me. They can play fetch with me. I think dogs are the..." (dalsza czesc byla na drugiej stronie ;P)

W piatek, w klasie Kokusia odbylo sie uroczyste zakonczenie zerowki.
Nie tylko sie na nim niesamowicie wzruszylam (i poplakalam), ale "po" odetchnelam tez z ulga. W poprzedzajacy uroczystosc wieczor, Kokusia zaczela bowiem zjadac trema. Jaki on jest inny niz siostra! Bi uwielbia sie popisywac, pokazywac co umie, wystepowac! Nik? Wrecz przeciwnie. Najchetniej schowalby sie w tlumie. Ma to zreszta po mamusi. ;)

W kazym razie, w czwartkowy wieczor, kiedy kazalam wylaczyc mu tablet, na ktorym ogladal bajki i zabralam go do mycia zebow, zaczal jeczec. Szedl po schodach noga za noga i zawodzil. :/ Na poczatku myslalam jednak, ze po prostu jest zmeczony. Ja poszlam do lazienki, Nik skrecil do pokoju Bi, ktory obecnie dzieli z siostra. Kiedy po chwili poszlam tam szukajac go, siedzial na lozku ryczac w najlepsze. Oczywiscie dowiedzenie sie przyczyny, to wyzsza szkola jazdy, bo na moje pytanie, syn odpowiedzial, ze nie wie dlaczego placze. :/ Pytam czy cos go boli, bo od kilku dni jakby pociagal nosem, a wiadomo, ze zapalenie ucha straszy. Nie, nic go nie boli. Tu juz sie wkurzylam, bo zawsze, ZAWSZE trzeba Nika ciagnac za jezyk! Nie wiem, co to za problem powiedziec wprost co ci dolega?! Zaserwowalam synowi "wyklad", ze nie placze sie bez powodu, ze albo cos boli, albo jest sie zmeczonym, albo o cos sie czlowiek martwi lub czegos sie boi. I albo powie mi co sie dzieje, albo ma przestac sie mazac i przyjsc umyc zeby.

Dopiero wtedy Nik wyszlochal, ze on "Nie chce jutro mowic". Bingo! Moglam sie domyslic, bo to samo bylo przeciez przed wywiadowka w marcu! :/ Zapewnilam syna, ze na pewno sobie poradzi, ze wszystko bedzie super, a jak nie bedzie chcial nic mowic, to nie musi. Nikt go nie zmusi. Nik na to, ze Mrs. P. chce, zeby kazde dziecko powiedzialo swoja czesc. Zapewnilam, ze nic sie nie stanie, jesli tego nie zrobi. Nawiasem mowiac, wychowawczyni Kokusia jest przemila osoba (sama sie na uroczystosci poplakala ze wzruszenia opowiadajac o swoich podopiecznych) i nie wierze, ze w jakikolwiek sposob wywierala na dzieci presje. Nik po prostu mial treme i zal mi bylo biedaka, bo znam ten bol az za dobrze. Zapewnilam, ze napisze do Pani, ze jesli Kokus nie chce nic mowic, to zeby go nie zmuszac i Mlodszy poszedl spac jako tako uspokojony. W nocy jednak dwa razy obudzil sie z placzem. Kurcze, jak on to przezywal... :(

W piatek rano, na dzien dobry musialam uciszyc dziadkow, ktorzy dolewali oliwy do ognia z ekscytacja opowiadajac wnukowi, ze przyjada na jego wystep! :( Nik na to z przerazeniem w oczach przybiegl do mnie z pytaniem mnie czy juz napisalam do jego wychowawczyni, ze on nie chce wystepowac... Po fakcie okazalo sie, ze Pani odczytala moja wiadomosc dopiero po popisach dzieciakow. ;)

Tu jeszcze przed wystepem. Zdjecie malutkie, wiec tego nie widac, ale Nik mine mial, hmm... nietega. ;)

Mowiac szczerze mialam czarne wizje, ze Mlodszy sie tam rozklei, przyleci do mnie na kolana i juz z nich nie zejdzie. Na szczescie, Nik przelknal strach oraz zawstydzenie i poradzil sobie wspaniale! :) Pomoglo chyba to, ze najpierw spiewali piosenke oraz mowili wiersz cala klasa.

Tu uchwycilam nawet cien usmiechu. Niestety, na czas wystepow Pani zgasila swiatla w klasie, a jeszcze w dodatku stalam pod swiatlo wpadajace przez okna, wiec zdjecia oraz filmiki wyszly mi sredniej jakosci... :(

Zanim przyszlo do kwestii indywidualnych, Nik zdazyl juz troche ochlonac. Kazde dziecko podchodzilo po kolei do mikrofonu i czytalo wczesniej przygotowana wypowiedz (taka doslownie jednozdaniowa), o tym z czego sa najbardziej dumni konczac zerowke. Nik co prawda zamiast czytac, to w sumie wyklepal swoja przemowe z pamieci, ale to sie juz nie liczy. ;)

A tu juz indywidualne "przemowienie". Nie dziwie sie Nikowi, ze sie wstydzil. Tak stanac na srodku, brrr... ;)

A po wystepach maly poczestunek w przyszkolnym ogrodzie (maja nawet stawik z rybkami i mostek idacy nad nim!) i okazja zeby wymienic pare grzecznosciowych slow z innymi rodzicami. Co prawda przez te niecale 4 miesiace kompletnie nie mialam okazji zeby poznac rodzicow z jego klasy, ale za to z dwojka dzieci Potworki chodzily wczesniej do przedszkola, wiec chociaz dwie mamy kojarzylam.

Strzelilam Nikowi na pamiatke fote z babcia i dziadkiem. W koncu tak rzadko ich tu mamy, ze trzeba uwieczniac te chwile

Punktualnie o 11:05, wychowawczyni ustawila dzieci w rzadku, zeby wracac do klasy, pomachalismy wiec pociechom i czas byl uciekac do pracy (ja odstawilam jeszcze po drodze tesciow do domu). I koniec swietowania. ;)

Tyle o Kokusiu. :) Humorzastym, pyskatym i nieusluchanym, ale nadal moim slodkim chlopczyku. Ktory nadal czeka do ostatniej chwili zeby pedzic do lazienki na dwojeczke. W rezultacie czasem nie zdazy. Ostatnio spytal sie mnie: "Mamo, ale jak zrobie tak malo, malutko kupy w majtki, to bedzie ok?" :D

18 komentarzy:

  1. Wszystkiego dobrego z okazji małego jubileuszu :) Za 2msc będziemy taki sam swietować ;) i też stwierdzam, że to już nie jest taki słodki maluch jak cały czas się nam mamom wydaje :)

    Ach te emocje, te pięcioipółlatki tak chyba już mają :) podobne emocje towarzyszyły nam ostatnio przy występie na dzień Mamy i taty. A z tym - nie wiem czemu płacze, nie umiem się uspokoić itd hahaha no witaj Agata w klubie!!!! :D

    Dużo Nik już umie, faktycznie, jeśli chodzi o wiedzę podstawową szkolną. Brawa dla Zucha :)
    Nasza Tola zmierzy się z tym wszystkim dopiero za rok. Od września będzie dopiero w starszakach, potem zerówka i za dwa lata dopiero szkoła. Mi osobiście odpowiada bardzo taki układ. Widząc, jak wiele dzieciństwa zabrała szkoła Tymonkowi i jak często On jest z tego powodu nieszczęśliwy, a mi przykro, że ten etap beztroski totalnej już w pełni za Nim, to pragnę aby jak najdłużej Tola w tym była, mimo, że Ona już bardzo rzecz jasna do szkoły chce iść ;)
    owszem w przedszkolu robią wiele prac w książkach edukacyjnych, mają zajęcia codziennie z angielskiego, matematyki, ale to nadal przedszkole. i jak Ciocie robią im dzień leniucha, bez żadnej pracy i zajęć, to okazują ogromną radość.

    Rower taka sama miłość jak u Tymka ;")

    Z językiem masz rację. Tymon zdecydowanie jest pewny, ze jemu w zupełności wystarczy umiejętność polskiego, angielski jest zbędny, bo tak mu wygodniej. Mimo, że przecież polski do łatwych nie należy ;) Ale jest dla niego normą i to jest sedno problemu.

    Raz jeszcze ściskam i najlepszego ślę. Jestem pierwsza?? wow!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestes pierwsza! :D

      Tutejsza szkola jest troche inna, dostosowana do takich maluchow. I chociaz w szoku jestem, ze moj 5-latek czyta i pisze, to nie widze, zeby Potworki jakos specjalnie narzekaly na to, ze chodza juz do szkoly. A moze wlasnie w tym jest metoda? Tutaj juz 3-4-latki w przedszkolu ucza sie liter i pisania swojego imienia i innych prostych wyrazow. A przez to, ze potem ida do szkoly jako czesto 4-latki, oni tak naprawde nie znaja nic innego i akceptuja to jako norme. A w polsce, kiedy taki 7-latek nagle zostaje wrzucony w nauke i obowiazki, to rzeczywiscie moze sie buntowac po tylu latach bumelki. :D

      Usuń
  2. Ja była bym dumna gdyby mój syn biegle mówił w dwóch językach. Obecnie zapisalusmy Kubusia na dodatkowe zajęcia i ćwiczymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rowniez uwazam, ze znajomosc jezykow jest w dzisiejszych czasach bardzo wazna. Moje Potworki beda znaly angielski, mam nadzieje polski, a w szkole ucza sie tez hiszpanskiego, wiec jest szansa, ze beda sie poslugiwac 3 jezykami. ;)

      Usuń
  3. Ze znikającymi literami to u nas było podobnie, teraz nie ma już tego problemu, więc spokojnie z czasem Bi też połapie co i jak. Martynie ciężko było zrozumieć po co np. to pisanie na końcu y w wyrazie "czy" skoro fonetycznie "cz" i "czy" brzmi tak samo? ;) Ale już nie ma tego problemu.

    Co do języka zgadzam sięz Tobą, niby skąd dzieci mają znać polski skoro nie słyszą go na codzień przez większość dnia? Z powietrza? Nie wiem kto ma takie dziwne teorie, że zainteresują sie same. Dzieci są sprytne ale również bardzo wygodne, jeżeli jest praca dodatkowa, to jest ona dla chętnych - czemu musi być chętnym? Na takiej zasadzie to działa ;)

    Kokuś to już mężczyzna :) Niesamowite jak z dziecka nasze maluchy zmieniają się w "doroslych" ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie, gdzies zniknela okragla buzka mojego "bobaska". :(
      Dokladnie, dzieciaki sa niesamowicie wygodne. Problem z polskimi dziecmi wychowanymi za granica jest to, ze czesto nawet jak rodzice mowia do nich po polsku i one to rozumieja, to i tak odpowiadaja po angielsku. I jesli rodzic na to machnie reka i przyzwoli, to koniec, takie dziecko po polsku juz mowic nie bedzie. A jesli zainteresuje sie kiedys, to na zasadzie jak ja "znam" niemiecki i francuski - umiem policzyc do 10 i znam kilka podstawowych zwrotow. ;)

      Usuń
  4. Brawo smyku, rośnij zdrowo :))
    Heh "nabity", jakbym czytała o moim Rafałku. Choć mój mimo skończonych 6 lat dalej jest (razem z Sarą) największym przytulasem w rodzinie. Chyba każdy rozrabiaka czasem chce być jednak poczochrany przez mamę ;)
    Zerówka, wow... U nas Rafał dopiero do zerówki pójdzie :P Choć w sumie ta zerówka prawie niczym się od przedszkola nie różni, tyle że czasem usiądą w ławkach (ale głównie jak dotychczas całą grupą na dywanie na środku) :)
    Dzielny chłopak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj zerowka to juz powazna sprawa... Zawsze w szkole, z nauka pisania, czytania oraz matematyki... Az dziw, ze przyjmuja do niej takie maluchy. A jeszcze dziwniejsze, ze te maluchy w wiekszosci swietnie daja sobie rade. Umysl dziecka jest naprawde niezwykly. :)

      Usuń
  5. Choć Nik równo rok młodszy od Juniora idą łeb w łeb z edukacją- mój też kończy zerówkę, a zaczyna 1 klasę we wrześniu :)

    Rower to chyba wielka miłość każdego chłopca ;) Lepiej rower niż tablet czy telefon ;)

    Junior też zawsze denerwował się przed każdym występem, a w tym roku to się zmieniło i mu przeszło ;) Może Nik też z tego wyrośnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze wyrosnie, bo tutaj im dzieci starsze, tym wiekszy nacisk kladzie sie na publiczne przemowienia. Na studiach musialam na zakonczenie kazdego jednego przedmiotu, przygotowac prezentacje na wybrany temat. To byl stres! ;)
      Jasne, ze jak Nik ma spedzic dzien przed tabletem, to niech lepiej szaleje na rowerze, nawet jesli mam dostawac zawalu. ;)

      Usuń
  6. Podziwiam Nika za odwage i rozumiem jego treme, szczegolnie, ze chyba jest najmlodszy w klasie. Tam widac przeciez niemalo starsze dzieci - o glowe wyzsze dziewczynki to pewnie z 1-1,5 roku starsze moga byc od Nika, prawda?
    Dwujezycznosc dzieci emi/imigranckich to wielki atut. Atut doceniany czesto zbyt pozno, ale przydatny od najmlodszych lat, chociaz nie kazdy (rodzic czy dziecko) to potrafi zrozumiec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Nawet mojego meza musialam "urabiac" przez 2 lata, zanim w koncu dojrzal do tego, ze Potworkom przyda sie Polska Szkola. :D
      Tak, Nik jest (najprawdopodobniej) najmlodszy w klasie. Przez to, ze sporo osob odracza dzieci o rok, w jego klasie sa zarowno 5, 6, jak i 7-latki.

      Usuń
  7. Wcale się nie dziwię Kokusiowi, że miał tremę. Też bym miała. Junior ma teraz 4,5 roku, ale dopiero jak wróciłam z Lusia do domu zobaczyłam jaki jest duży. Chciałabym, żeby jeździł na rowerze tak jak Kokusiowi. U nas idzie bardzo opornie i jest walka o to, żeby się nauczył

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kazde dziecko jest inne. Nik sie wlasciwie sam nauczyl jezdzic w zeszlym roku, a Bi musielismy dlugo namawiac i przelamala sie dopiero majac 6 lat.
      Moge sobie wyobrazic te roznice pomiedzy Lusia a Juniorem, bo pamietam jaka Bi wydawala mi sie duza jak urodzil sie Nik. A miala wtedy dopiero 19 miesiecy! :D

      Usuń
  8. U mnie to córcia ma tremę a synuś jak ryba w wodzie;)
    Z tym "dlaczego płaczesz? Nie wiem" to u nas tak samo:)
    Ps. Fajna taka fotka z Dziadkami:) Miła pamiątka.
    Ps. Teściowa ma fajny styl ubierania. Podoba mi się. Trochę mi przypomina styl mojej kochanej Mamci:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, moja tesciowa ubiera sie bardzo fajnie. Nie jakos przesadnie elegancko czy modnie (to akurat moja mama i uwazam, ze z tym przesadza), ale swobodnie i schludnie jednoczesnie. Tez mi sie podoba.
      U nas to nie wiem po kim Bi taka smiala. Ja do dzis mam zawsze straszna treme, a M. tez nie lubi sie popisywac. A Bi do tego pierwsza! ;)

      Usuń
  9. Aż mnie przeraziłaś opisem Kokusia... To znaczy, że moja mała małpka za chwilę też się przestanie przytulać? Jasiu zawsze był większym przytulasem niż Oliwka, a teraz się okazuje, że może mi to być zabrane szybciej niż myślałam :(

    Co do języka, to ja widzę po dzieciakach Najstarszej, że bardzo łatwo im przychodzi mowa po angielsku. Eryk jeszcze coś tam po polsku powie, ale Gabrysia choć rozumie wszystko, to po polsku nie mówi już ani słowa. Wiem, że dawniej Najstarsza mówiła do nich po polsku, choć jej już teraz mąż, mówił do dzieciaków po angielsku. Teraz z tego co mówi teściowa, także Najstarsza mówi do dzieciaków tylko po angielsku. A z językiem rodzimym mają kontakt tylko przy rozmowie z dziadkami, bo tu teść ni w ząb nie zna angielskiego, teściowa jeszcze podstawowe zwroty wychwyci...

    U nas Jasiu też chyba będzie takim chłopcem, który będzie się wzbraniał przed mówieniem wierszy itd. Zupełne przeciwieństwo siostry :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym przytulaniem to niekoniecznie regula. Wyzej Rivulet pisze, ze jej ponad 6-latek jest najwiekszym przytulasem w rodzinie. ;)
      Licze na to, ze Nikowie z wiekiem ta trema troche przejdzie, bo tutaj jest duzy nacisk na publiczne wystapienia i dzieciaki od malego sie do tego "hartuje". ;)
      Angielski jest duzo latwiejszy od polskiego, a jak juz dzieciaki pojda do szkoly i sa tym jezykiem otoczone przez 6 godzin dziennie, to nic dziwnego, ze potem nie chca sie juz poslugiwac innym. A ze praktyka czyni mistrzem, to potem raz dwa polskiego zapominaja. Dlatego my od poczatku mowimy do dzieci po polsku (w wyjatkowych sytuacjach, np. w otoczeniu samych Amerykanow, angielski jest dozwolony :D) i "meczymy" ich, zeby odpowiadaly nam w tym samym jezyku. Nie rozumiem dlaczego Najstarsza i jej maz przeszli na angielski. Ja posluguje sie angielskim naprawde swietnie, ale mowienie w nim do dzieci wydawalo mi sie jakies zupelnie nienaturalne...

      Usuń