Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Rocznicowo, ogrodowo, wakacyjnie, sasiedzko, urodzinowo i nawet paznokciowo :D


I znowu, poniewaz poprzedni post poswiecilam w calosci Kokusiowi, mam zaleglosci w relacjonowaniu naszej codziennosci. :) Posta (tasiemca) pewnie bede klepac kilka dni, wiec zapisuje, ze zaczynam w srode, 13 czerwca. ;)

To wazny dzien, bowiem akurat dzis mija 6 lat od rozpoczecia przeze mnie blogowej przygody. To nie do wiary, jak ten czas pedzi!


Kiedy zaczynalam moje, poki co w miare regularne zapiski, Bi byla malym berbeciem, ktory niedawno zaczal chodzic, ale kompletnie nie mowil. Nik za to plywal sobie w moim brzuchu i nie wiedzialam nawet czy jest chlopcem, czy dziewczynka. :D A teraz oboje sa juz tacy duzi! Rozgadani, glosni, oboje chodza do szkoly... Ech... Lezka sie w oku kreci, ze tak to zlecialo...

W poprzedni weekend, w koncu zmobilizowalam sie, zeby pojechac do sklepu ogrodniczego po kwiatki do donic kupionych ponad miesiac temu, a ktore staly sobie do tego czasu w garazu. :)

Pomocnica :)

I pewnie by tak dalej (nomen omen) "kwitly" puste, gdyby nie nadchodzacy wielkimi krokami koniec roku szkolnego i zwiazane z nim prezenty dla nauczycieli. Dla wychowawczyn Potworkow wymyslilam bowiem jako czesc prezentu, doniczke (raczej "doniczusie") z kwiatkiem. ;)
Zeby wlaczyc dzieciaki w proces obdarowywania, zabralam do sklepu ogrodniczego rowniez ich i polecilam wybrac po kwiatku dla pan. A po powrocie do domu, zabralismy sie za sadzenie.

Swiezo posadzone zielsko - niebieskie dla pani Kokusia, biale (ledwie widoczne petunie) dla pani Bi

Nik wcisnal swojego kwiatka w doniczke, po czym uciekl do jazdy na rowerze. ;) Bi jednak towarzyszyla mi do konca. Probowala nawet pomoc w skladaniu do "kupy" podwieszanych doniczek na taras, ktore kupilam tanie, ale przez to jakos glupio sie instalujace... :/

Oprocz kwiatkow i drobiazgow dla wychowawczyn, pozostala jednak reszta nauczycieli. Korzystajac z tego, ze Potworki sa w nowej szkole, wykorzystalam pomysl z zeszlego roku, czyli dla kazdego nauczyciela zakupilam notatnik. Prawie wszystkie udalo mi sie dostac z odpowiednim cytatem, np. dla nauczyciela plastyki, muzyki, w-f'u, hiszpanskiego, itd. Niestety, kiedy to pisze zostaly juz rozdane, wiec zdjec brak... Do kazdego notatnika kazalam Potworkom wlasnorecznie dopisac kartke z podziekowaniami. Schodzila mi na tym wiekszosc wieczorow w minionym tygodniu. Zanim przyjezdzalam do domu, zanim sie troche ogarnelam, zagonilam dzieci do biurka, zanim wymyslili co chcieliby ktorej pani napisac, zanim wreszcie nabazgrali co trzeba, robila sie godzina 19 i czas byl pomalu szykowac sie do snu.

Przy okazji konca roku szkolnego, znow jestem w jakims rzewnym nastroju (i jeszcze ten cholerny PMS!). Znowu cos odchodzi... Niby to tylko koniec roku, na ktory wiele lat temu, samej bedac jeszcze uczennica, czekalam jak na zbawienie i po swiadectwo lecialam jak na skrzydlach. Na studiach, po ostatnim egzaminie, czlowiek wydawal z siebie wielkie UFFFF... i nawet nie przejmowal sie tak bardzo wynikiem wiedzac, ze w razie czego, do kolejnego podejscia zostaly 2 miesiace luzu. ;)
Teraz kolejny koniec roku znow oznacza przemijajacy czas, ktory zdaje sie przelatywac coraz szybciej. Moje dzieci w ciagu kilku lat przestaly byc przedszkolakami, potem jedno po drugim zerowkowiczem i teraz jedno idzie juz do II klasy (i nie moze sie doczekac), a drugie do I (i placze, ze nie chce ;P). Kiedy to minelo? Jak? Nie wiem... Co gorsza, czas pedzi, a ja mam wrazenie, ze w codziennym zabieganiu w ogole nie wykorzystuje go na rzeczy naprawde wazne... :(

W kazdym razie, gotowa jestem na to, czy nie, w piatek 15 czerwca skonczyl sie kolejny rok szkolny. Dla Potworkow rozpoczyna sie 2-miesieczna laba, a dla mnie... w zasadzie nic sie nie zmienia. ;) No dobrze, bede mogla wychodzic nieco wczesniej do pracy bo odpadnie mi odstawianie dzieci na autobus. Teoretycznie powinno to oznaczac wczesniejsze wyjscie z roboty po poludniu, ale w praktyce, z tesciami w domu... jakos mi sie nie spieszy. ;)

Wroce jeszcze na moment do poprzedniego weekendu. Niedziela, oprocz sadzenia kwiatow, byla raczej leniwa, sobota dla odmiany dosc "interesujaca".
Dla Potworkow nadeszla historyczna chwila. W sobotni poranek, siadlam, wypisalam formularz oraz czek, zapakowalam Bi do auta (Nik zostal w domu bo mialam tylko 1 fotelik :D) i pojechalam. Nawigacja przeprowadzila mnie na drugi koniec sasiedniego miasta, az do budynku tamtejszego liceum (high school), w ktorym pomieszczenia wynajmuje rowniez... Polska Szkola. ;) Uprzejmy pan poprowadzil nas przez istny labirynt korytarzy az do biura, gdzie zlozylam potrzebne dokumenty. Od wrzesnia Potworki maszeruja wiec w soboty do szkoly, gdzie beda sie uczyc jezyka oraz tradycji "Ojcow". ;)  Narazie jestem do niej nastawiona raczej neutralnie. Zobaczymy jak pojdzie pierwszy rok, a potem zdecydujemy co dalej. Z jednej strony chcialabym, zeby Potworki wladaly biegle polskim. Przyda sie do komunikacji z dalsza rodzina, ale tez zawsze jest to kolejny jezyk obcy, ktory maja szanse poznac. A wiadomo, ze czego sie naucza, tego nikt im nie odbierze.
Z drugiej strony, Polska Szkola to jednak dodatkowy obowiazek. Oznacza poranne wstawanie nawet w soboty. Pol dnia ucieka na lekcje, dodatkowo trzeba odrobic prace domowa... No i odpadaja inne zajecia (np. sportowe) w sobotni ranek...
Tak jak wyzej, zobaczymy jak to wyjdzie "w praniu". Jak po roku okaze sie to bardziej upierdliwe niz warte zachodu, zrezygnujemy. Narazie, zgodnie z przewidywaniami, Bi jest podniecona, a Nik twierdzi, ze do zadnej szkoly nie pojdzie. ;)

Tak minal sobotni ranek. A po poludniu, dostalam smsa od sasiadki, ktorej corka chodzi z Bi do klasy. Okazalo sie, ze rozlozyli basen dla dzieciakow i zapraszaja Potworki do zabawy. Kiedy przyszlismy, okazalo sie, ze to "rozlozyli" to bylo mocno na wyrost. ;) Sasiedzi maja ogrod polozony jeszcze gorzej niz nasz. U nas jest spad, ale u nich to po prostu male gorki i doliny. Maja taki sam basen jak my w zeszlym roku, ktory, zeby sie trzymac kupy, musi byc napelniony woda. Niestety u nich, na pochylej powierzchni, wody nabieralo sie po kostki, po czym sie wylewala. ;) Dziaciaki byly rozczarowane przez kilkanascie sekund, po czym rozpoczely dzika zabawe w chlapanie i psikanie na siebie woda z pistoletow. ;) W sumie dzieciakow bylo siedmioro, ale Kokus byl jedynym rodzynkiem, reszta to same dziewczynki. Ja zas czulam sie dziwnie, bo cale towarzystwo poza mna, to byli... hindusi. Troche tam nie pasowalam, szczegolnie kiedy od czasu do czasu wszyscy przechodzili na hinduski. ;) No a moje dzieciaki, rozebrane do strojow kapielowych, niesamowicie kontrastowaly z kolezankami. :D

Po kilku dniach przerwy, kontynuuje w kolejny weekend, a konkretnie w sobote, 16 czerwca :D

My rowniez nadal nie znalezlismy dobrego miejsca na nasz basen... Jedyny w miare rowny obszar jest na kamieniach pomiedzy ogniskiem a dawnym stawem, ale takie podloze grozi rozerwaniem dna... A szkoda, bo od dzis w koncu przyszly wyczekiwane przeze mnie upaly. W poniedzialek ma byc 36 stopni! Fajnie byloby napelnic basen, zeby do poniedzialku woda nieco sie zagrzala. No, ale sie nie da... Na szczescie, jako inna opcje mamy plastikowa zjezdzalnie z dmuchana poduszka na koncu, do ktorej podlacza sie weza, leje sie na nia woda i dzieciaki zjezdzaja. Rozlozylam ja dzis i nadmuchalam i Bi miala radoche nie z tej ziemi.


Nik akurat zasnal na kanapie i chociaz na wiesc, ze zjezdzalnia jest gotowa, wstal i nawet przebral sie w stroj, to zaraz przy pierwszym zlaniu woda (a zjezdzalnia ma spryskiwacze, wiec nie da sie zjechac "na sucho"), uciekl gdzie pieprz rosnie. :D

 "Dziewiczy" zjazd Kokusia :D

Zrobilysmy sobie z Bi pasujacy "pedicure":

Moje giry zylaste, a Bi brudne i posiniaczone ;)

Musze przyznac, ze fajnie tak miec "babskie" sprawy z corka, chociaz Nik widzac nasze paznokcie, zaczal marudzic, ze on tez chce. :D

Teraz zrobil sie poniedzialek, 18 czerwca. ;)

Niedziela okazala sie baaardzo towarzyska. Poniewaz temperatura dobila znow do 30 stopni, ponownie podlaczylam weza do zjezdzalni. Tym razem Nik dolaczyl od poczatku i swietnie sie bawil.

Nik zupelnie nie umie pozowac, za to Bi sama wymysla figury, im bardziej szalone, tym lepiej ;)

Napisalam tez do mamy kolezanki Bi (tej, ktora miala problem z basenem) ze dzieciaki bawia sie na wodnej zjezdzalni i czy jej dziewczynki mialyby ochote dolaczyc. Odpisala, ze beda za 15 minut. Wylaczylam wiec na chwile wode i polecilam Potworkom, zeby postali w sloncu i sie zagrzali. Woda plynaca z weza jest bowiem tak lodowata, ze nie wiem jak oni daja rade zjezdzac pod tymi spryskiwaczami. Dzieci, wiadomo. Inaczej odczuwaja temperature... ;) W czasie kiedy czekalismy na kolezanki Potworkow, zauwazylismy, ze sasiadki z naprzeciwka wyszly przed dom w strojach kapielowych i probuja podlaczyc zraszacze. ;) Poszlismy wiec zaprosic i je do zabawy. Skonczylo sie tak, ze dzieciarnia zbiegla do nas na zjezdzalnie, po czym poleciala do sasiadow, ktorzy maja wielka pilke pryskajaca woda, po czym, kiedy kolezanka Bi z siostra dotarly, wszyscy wrocili znow na nasza zjezdzalnie, ale przytaszczyly pilke ze soba i po chwili znow biegali wokol niej. :D

Sasiedzka gromada. Brakuje tylko Nika (nie patrzcie na ten burdel na pierwszym planie. Nie wiem jak ja robilam to zdjecie...)

W miedzyczasie przyjechal moj tata, zeby poogladac mecz z moim tesciem, a po chwili dojechala ciotka M. ze swoim przyjacielem, ktorzy wracali z jakiejs farmy i zajechali po drodze. Zrobilo sie wiec tloczno i glosno i M., ktory jest domatorem i ogolnie nietowarzyskim mrukiem (zeby nie powiedziec "gburem") powiedzial pozniej, ze jak dla niego, to bylo za duzo ludu na raz... :D

Dzieciaki w koncu zmarzly w tej lodowatej wodzie na tyle, zeby dobrowolnie przebrac sie w normalne ciuchy i biegac biegac po podworku, glownie ganiajac Maje. ;)
To byl pierwszy raz kiedy zebralo sie wiecej dzieci z sasiedztwa przy wspolnej zabawie i musze przyznac, ze wyszlo to bardzo fajnie. Dla takiego ruchu, wrzasku i ucieszonych piskow, szukalismy wlasnie takiej dzielnicy. Jeszcze tylko trzeba wyszukac dla Nika jakiegos chlopca do zabawy, bo poki co naokolo sa same dziewczyny. ;)

A kiedy wszyscy wreszcie sobie poszli, zostala nam godzina, zeby sie odswiezyc oraz przebrac i czas bylo jechac na urodziny kolegi z klasy Kokusia.
Dziwne to byly urodziny. Jestem przyzwyczajona do przyjec robionych w salach zabaw i dopietych na ostatni guzik. Tutaj przyjecie bylo w domu, ale bez jakiegos konkretnego pomyslu. Po prostu stolik z wyklejankami, mala zjezdzalnia, pizza i soczki w kartonikch na stole oraz piwo dla rodzicow w cooler'ach. Zamiast tortu, babeczki z polewa i to miniaturowe. :D Oprocz tego, kazde dziecko moglo upiec w ognisku wlasna pianke i zrobic z niej s'more.

Dzieciaki niesamowicie grzecznie ustawily sie w kolejce po pianke, kazde ze swoim kijkiem (to cud, ze nikt nikomu nie wylupil oka) ;)

Dla mnie przy 30 stopniach, stanie przy ogniu bylo ostatnia rzecza, na ktora mialam ochote. Ale dzieci wytrzymaja wszystko dla slodkiej przekaski. ;)

Amator pieczonej pianki :D

Bez zorganizowanych zabaw, dzieciaki poganialy same ze soba i... tyle. ;) Nie bylo nawet slynnych favors czy goodie bags rozdawanych zazwyczaj przy takich okazjach malym gosciom. Na szczescie Nik przypomnial sobie o nich (i wyrazil glosno niezadowolenie) dopiero w samochodzie. :D

Po takim dniu, po kapieli, Potworki padly do lozek i zasnely niemal natychmiastowo. I wcale im sie nie dziwie, bo sama bylam wykonczona, a ja nie ganialam nawet w 1/10 tyle co oni. :D

Pokaze Wam jeszcze kilka zdjec mojego zarosnietego ogrodu. A co, jak pisac, to tasiemca! :D

Widac gdzieniegdzie pojedyncze zdzbla trawy, ktora nawet w takiej gestwinie potrafi sie przebic :/

W sobote rano wzielam sie ostro za pielenie, bo nawet w tym gaszczu gdzieniegdzie trafi sie jakis chwast. ;)

Zakwitla roza, szkoda tylko, ze w miejscu gdzie zaslaniaja ja te zolte kwiaty, ktorych nie znam :/

To srebrne i wlochate cos ma malenkie fioletowe kwiatuszki




Nie mam pojecia co to sa te zolte "gwiazdki", ale w wielu miejscach (jak tu) porastaja ladnie grunt


Piwonia miala jeden jedyny kwiat, ale za to JAKI :)

Przy okazji odkrylam mniej pozadany gaszcz, a mianowicie cale skupisko poison ivy. :/ Popsikalam trucizna i mam nadzieje, ze padnie.

Tymczasem dzis, w poniedzialek, temperatury nie osiagnely jednak zapowiadanych 36 stopni, tylko "mizerne" 33 stopnie. :D Nie mniej w sloncu mozna sie bylo rozgotowac.

Ktos pod moja praca mial fantazje iscie ulanska. Zaparkowal nie dosc, ze pod drzewkiem, to jeszcze na trawniku. ;)

Od piatku Potworki maja oficjalnie wakacje, zas dzis zostaly pierwszy raz same z dziadkami na caly dzien. I juz mamy pierwsze, hmm... pokazy sily. Ze strony Bi oczywiscie. Tej samej Bi, ktora wydawala sie byc znacznie szczesliwsza z powodu przylotu dziadkow! Nik bowiem przyjal ich obecnosc jako norme. Nadal po podstawowe potrzeby, typu jedzenie, picie, pomoc w toalecie, itd. wola matke. Babcia i dziadek sa ok, ale z boku. Bi za to, przez pierwszy tydzien co chwila przytulala sie do tesciowej, z duma pokazywala jej gdzie co lezy, gdzie chodzic na spacer, na co uwazac... A teraz pokazuje rozki...
Zaczelo sie od min. Od paru dni bez powodu marszczy na babcie brwi, albo pokazuje jej jezyk. :O Wczoraj w koncu tesciowa lagodnie zwrocila jej uwage, ze tak sie nie robi i rozpetala tym male piekielko. Bi bowiem nie dala sobie nic powiedziec, tylko wrzeszczala, zeby babcia przestala do niej gadac. Im bardziej tesciowa probowala cos wtracic, tym glosniej Starsza sie darla. Co jest zreszta jej typowym zachowaniem w takich sytuacjach... Ja akurat u gory kapalam Nika, wiec nie moglam interweniowac, krzyknelam tylko zeby sie uspokoila, ale oczywiscie bez rezultatu. W koncu M., zwabiony halasem przyszedl z podworka i zaprowadzil porzadek...
Dzis rano zas, Bi ignorowala babcie, kiedy ta prosila, zeby odlozyla tableta. Kiedy M. zadzwonil kontrolnie, tesciowa opowiedziala, ze Starsza oglada caly ranek bajki i nie reaguje na polecenia skonczenia seansu. Maz powiedzial na to, zeby babcia sciagnela jej sluchawki sila i dala ja mu do telefonu. A gdzie tam! Bi podobno wyrwala sluchawki, zacisnela je sobie na uszach i zaczela glosno spiewac, zeby babcie zagluszyc! :O Moja tesciowa jest osoba niezwykle lagodna i nie potrafi ("jeszcze", mysle) zganic Bi porzadnie, bo ja (chodzaca furia) pewnie trzasnelabym tymi sluchawkami o sciane. :D
Wydaje mi sie, a w zasadzie jestem prawie pewna, ze Bi przechodzi kryzys autorytetu. ;) Pierwsze kilka dni to byl taki "miesiac miodowy", kiedy cieszyla sie z przylotu dziadkow, ich uwaga, prezentami, itd. Czula sie wazna, bo mogla pokazac babci co i jak. Teraz dociera do niej jednak, ze dziadkowie to kolejna dwojka doroslych, ktora mowi jej co ma robic, a czego jej nie wolno. Przyzwyczajona, ze zazwyczaj od tego jest tylko mama i tata (i ewentualnie nauczyciele), buntuje sie. Przejdzie jej. Mam nadzieje. ;)

Poza tym, Potworki, ktore nigdy nie przeszly fazy "A dlaczego?" w jakiejs ekstremalnej formie, ostatnio czesto zadaja pytania mocno filozoficzne. Powracajacym jest: skad sie wzieli ludzie. Dzieciaki wiedza, ze mamy rodza dzieci, ale uparcie probuja dojsc do tego, kto "urodzil" tych pierwszych. Rozumieja juz na tyle, ze na logike, skoro ci pierwsi byli pierwsi, to nikt nie mogl ich urodzic, bo wtedy juz nie byliby pierwszymi. Wiem, wyszlo maslo maslane, ale tak mniej wiecej wyglada rozumowanie Potworkow. Problem w tym, ze pytaja mnie. Gdyby spytali M., bez zajakniecia odpowiedzialby im, ze czlowieka stworzyl Bog i po temacie. Ze mna jest gorzej, bo ja mimo, ze isnienia Boga nie odrzucam, to jednak wierze w ewolucje. ;) Zreszta, Bi uczyla sie juz o tym i owym w szkole. Ja dodalam do tego troche swojej wiedzy, wie wiec, ze najpierw na ziemi pojawily sie oceany, potem pomalu kolejne stworzenia w wodzie, pozniej na ladzie i sama dopowiedziala sobie, ze w koncu pojawil sie i czlowiek. Ale Nik nadal drazy. ;)

Innym pytaniem jest dlaczego niektorzy ludzie sa zli. Wzielo sie to stad, ze zamieszkalismy w okolicy, gdzie mnostwo ludzi chodzi piechota, na spacery z psami, uprawia jogging, itd. A Potworki nagle strasznie otworzyly sie na obcych. Do kazdej przechodzacej osoby chetnie machaja, podchodza, zagaduja, itd. Zaczelismy wiec powaznie z nimi rozmawiac, ze nie kazda osoba jest ich przyjacielem, ze nie kazdy kto sie usmiecha jest mily, ze sa ludzie, ktorzy mogliby ich skrzywdzic, ze absolutnie nie wolno im od nikogo obcego nic przyjmowac, ani z nimi isc, itd.
No i zaczely sie pytania! "A dlaczego niektorzy ludzie sa zli? A co by mi zrobili? A jak ktos chce mi cos dac, to dlaczego nie moge tego wziac?".
Gdzies wspomnialam, ze zlych ludzi policja zamyka w wiezieniu, co wywolalo kolejne pytania: "A czemu niektorzy ludzie wychodza z wiezienia? A czemu niektorzy wychodza i dalej sa zli (skad oni to wiedza?!)"...

Najgorzej, ze Potworki zaczynaja takie rozmowy najczesciej wieczorem, przed snem, kiedy jestem juz zmeczona, myslec mi sie nie chce, a wiem, ze jeszcze trzeba sie przyszykowac na kolejny dzien i chce ich tylko utulic do snu i uciec na dol... ;)

A! Bylabym zapomniala! W miniona niedziele byl tutaj Dzien Ojca! Nic specjalnego z tej okazji nie rozbilismy, bo po pierwsze wystarczajaco duzo sie dzialo, a po drugie, skoro M. nie wystapil z jakas inicjatywa na Dzien Matki, to ja nie zamierzalam sie wysilac (wiem, jestem wredna). ;) Dzieciaki przygotowaly jednak w szkole laurki. Nik na swojej musial napisac ile tata ma lat i wpisal... 44. Szkoda, ze nie zrobilam zdjecia miny M., kiedy to zobaczyl, bo naprawde ma o dobrych kilka lat mniej! :D

I tym komicznym akcentem, koncze tego tasiemca. Gratki dla tego, kto przebrnie. :)

31 komentarzy:

  1. No to kolejnych 60 lat blogowej przygody ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Btw można wierzyć w Boga i uznawać istnienie ewolucji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, chodzilo mi bardziej o to, ze przy ewolucji trzeba sie wiecej natlumaczyc. ;)

      60 to raczej nie dozyje, a juz na pewno bylabym slepa jak kret i nici z pisania. :D

      Usuń
  3. No faktycznie tasiemiec :-)
    Fajnie, że Powtórki integruje się z sąsiadami. Widać trafiła wam się dobra okolica. U nas ostatnio też było sporo dzieci, bo na dzień dziecka zrobiliśmy zrzutke z dziadkami i zbudowalismy maluchom plac zabaw.
    Ciekawe jak zareaguja na Polską Szkołę.
    A Bi ma podobny charakterek jak Junior. On też miał napady histerii zanim urodziła się Lusia, ale teraz jakims dziwnym zrzadzeniem losu zrobił się bardzo grzeczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bi to sie wydaje, ze ona bedzie nami rzadzic. ;)
      Z Polska Szkola bedzie ryk, nie ludze sie, ze przyjdzie lekko. :)
      Tak, sasiedztwo, jesli chodzi o dzieciaki, jest bardzo aktywne. Szkoda tylko, ze wiekszosc ma kupe zajec dodatkowych i nie biegaja raczej luzem po okolicy...

      Usuń
  4. Dobrnęłam do końca. Powiem Ci że fajnie że macie dzieciaki w sąsiedztwie. Zawsze jak dzieci się sobą znudzą, zostają sąsiedzi. Ciekawe jak to będzie z tą polską szkołą :) a u nas też wysokie temp. Duchota dobija. A nad morzem było tak przyjemnie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sa dzieciaki, ale w tygodniu wieczorami ich nie uswiadczysz. Nawet w weekendy ich za bardzo nie widac. Tyle zajec maja...
      My nad morzem mielismy lodowke. :D

      Usuń
  5. Dobrze, ze macie taka dzieciarniowa dzielnice. To wrozy spokojne, wypelnione zabawami lokalne atrakcje. A pytania dzieci o to, dlaczego ludzie sa zli - bardzo fajne. Imponuja mi Potworki.
    Zachowanie Bi wobec babci niezbyt mile. Podziwiam, ze babcia znosi to ze spokojem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja tesciowa to oaza cierpliwosci. Nic, tylko brac z niej przyklad. Ale juz sie chyba z Bi "dotarly". :)
      Z dzieciakami jest ten problem, ze wiekszosc ma sporo zajec dodatkowych i malo je widac. Nie ma tak, ze cale bandy biegaja po osiedlu. :(

      Usuń
  6. No w końcu doczekałaś się upałów! U nas od 2 dni mniej gorąco się zrobiło.. tylko 24stopnie ;) Ale od piatku na sam początek wakacji aż 16st. zapowiadają! :/ Masakra!

    A tą zjeżdżalnie wodna macie mega! Super zabawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zjezdzalnia swietna, ale juz po 2 dniach trawa sie pod nia sparzyla i M. mi zrzedzi. :(

      Tak, upaly przyszly i zostaly z nami przez prawie 2 tygodnie. Przez 7 dni temperatury w dzien nie spadaly ponizej 32 stopni! <3

      Usuń
  7. Gratuluję blogowej przygody:)
    Ta ślizgawka - REWELACJA! U nas bunt u córci z powodu pisania wypracowań... Swoją drogą sama myślę, że to ciut przegięcie tydzień w tydzień zadawać takie rzeczy. Napisać opowiadanie z konkretnymi 16 wyrazami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Slizgawka zrobila furore. ;)
      Masz racje, to przegiecie. Niektore nauczycielki nie znaja umiaru. Pani Bi tez mnie zalamala, bo zadawala prace domowa dzien w dzien az do ostatniego tygodnia! No juz by sobie w czerwcu odpuscila... ;)

      Usuń
  8. U nas ten sam problem z dziadkami zza granicy. Pierwsze kilka dni to sama radość, a potem nie pozwala im się dotknąć. Staram się jednak nie reagować zbyt gwałtownie,bo boję się, że osiągnę odwrotny efekt.

    Lato jest piękne! I masz cudowny ogród :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki Lahano! Ciekawa jestem Twojego! :D

      Niestety, jak sie nie ma dziadkow na codzien, to potem wlasnie dzieciaki popadaja w takie skrajnosci...

      Usuń
  9. Uwielbiam Twoje tasiemce Agatko :)
    Od wielu lat CODZIENNIE zaglądam w poszukiwaniu nowych postów, a kiedy już są, zasiadam z przekąską i się nimi delektuję (postami oczywiście;-)
    Wsiąkłam w to Wasze życie poniekąd i z wielką niecierpliwością czyta co słychać.
    Pozdrawiam serdecznie z Pomorza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie, ze sie odezwalas, Moniko! Zawsze milo jest "poznac" kolejna cicha czytelniczke! :)

      Usuń
  10. Przebrnęlam :) Bardzo u Ciebie dziś -owo ;)
    U nas upały straszne, zero deszczu, czekamy na niego z utesknieniem, ogród suchy. Dziś nadzieja, że spadnie...
    Potworki rosną... Przychodzi czas na mądre pytania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko dlaczego te pytania musza byc takie filozoficzne? Wolalabym cos, gdzie moge sie w razie czego posilkowac google'm. :D
      U nas tez upaly bez deszczu byly ponad tydzien. Dzis pokropilo, ale teraz znow cisza w prognozach az do srody. A moje kwiatki wiedna, ledwie zywe...

      Usuń
  11. Piękny ogród, zazdroszczę! Też mnie zastanawia kiedy te nasze dzieci tak urosły. Tutaj rok szkolny skończyl się 9 czerwca (przedszkola kończą 29czerwca) i są 3 bite miesiące nicnierobienia :)
    Bi ma niezły charakterek, sprytnie wykorzystuje łagodność babci. A na ile teściowie soę u Was zatrzymali? Do mnie za miesiąc przylatują rodzice, na raptem 8dni, a i tak sobie tego do końca nie wyobrażam.
    p.s.Na takiej zdeżdzżali to chętnie bym sama zjechała, choć niekoniecznie w lodowatej wodzie, bo zmarźlak jestem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, mam tak samo! Jest taki upal, ze biegne z dzieciakami do wody, zeby sie schlodzic, po czym po jednym kroku uciekam gdzie pieprz rosnie! ;)
      Moi tescie przylecieli na 3 miesiace. Beda sie zmagac z tym charakterkiem Bi do poczatku wrzesnia. ;)
      Wow, no to wloskie dzieci maja rzeczywiscie labe! U nas "skromne" 10 tygodni, bo powrot do szkoly juz w ostatni tydzien sierpnia.

      Usuń
  12. Widze,ze u Ciebie tez boom bloga wystepowal na przelomie lat 2013-2014 ;-) co dziwne,bo dwoje malych dzieci,a teraz oni starsi,a my chyba bardzej leniwe ;-) ogrod jest cudowny, moze kiedys tez taki bede miala ;-)
    Do Nas nadciagaja znowu upaly - bring it on ;-) nigdy sie nimi nie naciesze i to nawet w tym juz bardzo zaawansowanych blogoslawionym stanie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie, tez sie zastanawialam nad tym fenomenem, ze najwiecej pisalam, jak mialam dwoje malutkich dzieci. Teraz niby czasu wiecej, a pisze mniej... ;)
      Ogrod M. ciagle mowi, ze to zielsko i ze trzeba z tym zrobic porzadek. Dla niego ladny ogrod to kora albo kamyki i 3 krzewy na krzyz. ;)
      Mam nadzieje, ze upaly w Irlandii nadal trwaja, bo jak zwykle odpowiadam z poslizgiem. :D

      Usuń
  13. Jestem ciekawa tej Polskiej Szkoły. To jest tak, że oni tam uczą się "tylko" języka i historii naszego narodu, czy coś jeszcze mają? I na koniec też są jakieś egzaminy?

    Sporo się u Was dzieje widzę. Teściowa pewnie nie chce też od razu zbyt ostro reagować, aby nie zrazić do siebie Bi, skoro ma ją tak rzadko, no i nie są do siebie przyzwyczajone. Myślę, że z czasem się to ułoży.

    A na takiej zjeżdżalni sama chętnie bym zjechała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, egzaminy tylko maturalne. Na szczescie... ;)
      Dokladnie to nie wiem, ale oprocz jezyka i kultury, szkola przygotowuje rozne przedstawienia, wystepuje na polskich kiermaszach, organizuje jaselka, szkolna Wigilie itd.

      Masz racje. Tesciowa doszla z Bi do ladu, chociaz oboje z tesciem przyznaja, ze ma ona charakterek i ze z Nikiem latwiej jest egzystowac. ;) Ale tez, ze jak nas nie ma w domu, to obydwa Potworki mniej pokazuja rozki. ;)

      Usuń
  14. Niezmiennie zachwyca mnie Wasz ogródek, a jeszcze te wodne atrakcje. W tej formie wodę akceptuję.
    I u nas koniec roku, tydzien wcześniej, bo przedszkole w remoncie. Póki co jestem na zwolnieniu, a potem na zmianę Babcie będą działać. Tygrys przejęty bo po raz pierwszy zostanie na dłużej z Teściową, a ja jeszcze bardziej bo czeka mnie tydzień pod jednym dachem.
    Fajnie, że macie w sąsiedztwie tyle dzieci. My po przeprowadzce też będziemy mieli towarzystwo dla Młodego.
    Udanych wakacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dzieciaki w sasiedztwie to skarb. Moje Potwory umawiaja sie z sasiadkami po drugiej stronie ulicy, ze jak tylko wstana, zjedza sniadanie, ubiora sie i uczesza, to od razu wyjda sie bawic. Niestety w tym umawianiu nie biora pod uwage dnia tygodnia ani rodzinnych planow. :D
      No to dla tesciowej bedzie sprawdzian. Jak przejdzie pomyslnie, to moze bedziecie mieli kolejna zahartowana w bojach babcie. ;)
      Tygodnia z tesciowa nie zazdroszcze, chociaz nie, zazdroszcze, ze to TYLKO tydzien. ;) Z perspektywy moich 3 miesiecy, tydzien to mgnienie oka. ;)

      Usuń
  15. To jest mega tasiemiec! To może tak gratuluję 6 lat blogowania, mnie ten wynik przeraża i przerasta poki co :) Cieszę się, że u nas prezenciki i kwiatki dla Pań ze szkoły i przedszkola organizowane są wspólnie przez Radę Rodziców, ja nie muszę się tym dodatkowo martwić. I powiem Ci, że bardzo mi to odpowiada :) Oby tak zostało do końca 8 klasy ;)
    Moje dziewczyny też uwielbiają zraszacz, który u mnie wywołuje gęsią skórkę, nie dzieci są niezniszczalne pod tym względem ;)
    Ogródek masz sliczny, ja mam kwiaty tylko w doniczkach, bo na ziemi nie chcą mi rosnąc - taką mam kiepską glebę. Ostatnio róże posadziłam ale trzeba było wykopać wielki dół, żeby nawieżć lepszej ziemi.
    MojaKasia za miesiąc ma urodziny, a ja nadal nie zdecydowałam co robić - sala zabaw czy dom...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te 6 lat zlecialo nie wiem kiedy. Tobie tez zleci, zobaczysz. ;)
      U nas kolka klasowe tez organizuja prezent dla nauczycielek, ale oprocz tego prawie kazdy uczen przynosi cos od siebie. Chociaz teraz, po 2 latach obserwacji zauwazylam, ze niektore dzieciaki zanosza prezenty nawet dla pan w sekretariacie, jedna dziewczyna z pracy mowi, ze daje tylko wychowawczyniom (bo tu jest kupa asystentek, a oprocz tego pani od plastyki, muzyki, w-f'u...), a jeszcze inna, ze nie daje nikomu. ;)
      To prawda, ze dzieciakom zimna woda nie straszna. Do dzis pamietam jak mama i ciotka wyciagaly mnie i kuzynostwo z lodowatego Baltyku, kiedy mielismy sine usta i trzeslismy sie jak galarety, ale uparcie twierdzilismy, ze wcale nie jest nam zimno. :D
      Ogrodek mam fajny, ale nie ma w nim mojej zaslugi. Jak narazie posadzilam tylko kwiatki w doniczkach. Wszystko, co rosnie w ziemi, posadzili poprzedni wlasciciele. ;)
      Ja przy urodzinowych dylematach zawsze stawiam na sale zabaw. :D

      Usuń
  16. Rewelacyjna zjezdzalnia :) dla dzieci na pewno super atrakcja. Zazdroszczę Wam upałów bo u nas szaro, buro i ponuro. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno do Polski tez juz wrocily upaly? U nas chwilowo wydaje sie (bo dalej jest 30 stopni) chlodniej, bo spadla wilgotnosc powietrza. ;)

      Usuń