Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

środa, 20 września 2017

Tasiemcowato o zebie, rowerach, basenie, sasiadach, spotkaniach w szkole oraz zachowaniach milszych i... mniej milych :)

Tytul tasiemcowaty, bo i post dlugasny bedzie. ;) Minely niemal dwa tygodnie od ostatniego "zwyklego" posta o Potworkowej codziennosci i czas nadrobic, bo troszke sie dzialo. :)
Zastanawialam sie nawet w polowie pisania, czy nie podzielic go na pol, ale... jak pisze to pisze... ;)

*

Z wazniejszych wydarzen, 8 wrzesnia wypadl Bi drugi zab. Tym razem bylo dosc nerwowo i placzliwie, bo Starsza sama zeba "rozkiwala" i wyrwala go niemal na sile. Niestety, zrobila to na podworku i zab niechcacy wypadl jej z buzi prosto na trawe. Coz... nawet szukanie na kolanach nic nie dalo, tym bardziej, ze Starsza nie pamietala nawet dokladnie gdzie stala. Cenna zdobycz przepadla... ;)

Najwiekszym problemem byla oczywiscie Zebowa Wrozka. Nie ma zeba, nie ma kasy... ;)
Coz... pewnie niezbyt dobrze to rozegralam, ale po calym wieczorze ryku o cholerna wrozke, w koncu poradzilam dziecku, zeby zwinela malusi papierek i wsadzila pod poduszke zamiast zeba. ;) Bi, choc z watpliwosciami, ale zrobila jak poradzilam. Nie do konca jednak czula sie z tym w porzadku, bo podczas wieczornego paciorka, dodala od siebie "I przepraszam aniolku, ze zgubilam moj zabek i daje pod poduszke papierek!". Jakos jej sie wrozki z aniolkami pomylily. W sumie i jedno i drugie skrzydlate. :D

Kolejnego ranka jednak, wszelkie wyrzuty sumienia przepadly, bo wrozka jednak kaske pod poduszke wsadzila. ;)

*

Sezon kempingowy zakonczony, choc poki co tylko umownie (bo przyczepka nadal nie zabezpieczona na zime i w kazdej chwili moze wyruszyc w podroz), ale nas dupki swiezbia, wiec trzeba bylo temu jakos zaradzic.

[Nawiasem mowiac, wrocilo do nas lato. Jest pieknie, cieplo, goraco wrecz. Tak bylo i w miniony weekend. Sledzilismy z napieciem prognozy, ktore jeszcze kilka dni wczesniej zapowiadaly jakies przelotne opady na sobote. W czwartek w koncu wszystkie kanaly, strony internetowe i apki w telefonach, jednomyslnie pokazaly, ze jednak caly weekend ma byc piekny, sloneczny i goracy. Napisalam do meza, ze rezerwuje kemping (umawialismy sie, ze jak bedzie ladnie to jedziemy), a on na to, ze... jest zmeczony, nie ma humoru i zwyczajnie mu sie nie chce. :(
Coz... Takie jego prawo. Z niemalym trudem, ale przelknelam to. ;) W koncu dosc czesto, kiedy malzonek ciagnie mnie do lozkowych igraszek, mi tez zwyczajnie sie nie chce. I on akceptuje to (zazwyczaj) ze zrozumieniem. Ugryzlam sie wiec w jezyk i nie powiedzialam na glos, ze jest swinia. ;)
Tego samego wieczora, szef spytal M. czy nie przyszedlby do pracy w sobote, na co... moj maz przystal z checia! Ba! Z entuzjazmem wrecz! I jakos o zmeczeniu zapomnial!
Jestem zla. Bardzo zla! :/]

W kazdym razie, w poprzedni weekend, kiedy o kolejnym, potencjalnym kempingu jeszcze nie myslelismy, mielismy do spozytkowania niedzielne popoludnie, sloneczne i dosc cieple. Idealne na rowerowa przejazdzke. Po godzinie mocowania z hakiem i rzesiscie miotanych przeklenstw, M. zrezygnowany wrzucil rowery na pake auta i ruszylismy do pobliskiego parku. Ktory tak naprawde parkiem nie jest, a lasem otaczajacym zbiorniki wodne stanowiace rezewuar wody pitnej dla pobliskiego miasta.

(Calkiem malowniczy ten rezerwuar)

Czesc tego lasu jest publicznie dostepna od switu do zmierzchu, a dodatkowo zaopatrzona w parking oraz wyasfaltowane sciezki rowerowe. Przejechalismy jedna z tras, ktora idzie koleczkiem przez czesc rezerwuaru.


Nie jest to dluga trasa - okolo 5 i pol kilometra i zajela nam okolo 1/2 godzinki. Okazala sie byc jednak dosc wymagajaca. Przyzwyczajeni do kempingowych, niemal plaskich tras, tu trafily nam sie gorki i doliny. :) Ja i M. moglismy jeszcze poregulowac sobie przerzutki, ale Potworki nie mialy wyjscia i pod kilka bardziej stromych gorek, musialy rowery prowadzic. Wtedy i ja solidarnie zsiadalam z wlasnej "rakiety". Kiedy dotarlismy do konca, Nik marudzil, ze mu goraco, Bi jeczala ze jest zmeczona i nawet ja bolesnie odczuwalam miesnie ud oraz posladkow. Co akurat mi powinno wyjsc na dobre... Tylko M. wyrazil rozczarowanie, bo myslal, ze zrobimy przynajmniej dwa koleczka! ;)

W miniony weekend powtorzylismy przejazdzke. Tym razem mialam na nia sredna ochote, bo bylo goraco i duszno, a w dodatku dzien wczesniej dostalam okres. Pomyslalam jednak, ze potem znow czeka mnie 5 dni siedzenia na dupsku przed kompem... A ze w sobote jedynymi cwiczeniami jakie wykonalam byla jazda z odkurzaczem i mopem oraz trzy rundy do piwnicy i z powrotem z praniem, to stwierdzilam, ze troche ruchu nie zaszkodzi.

(Entuzjazm do jazdy na rowerze nie mija)

Wbrew moim obawom, nie bylo zle, mimo ze po powrocie do domu marzylam tylko o prysznicu. Tym razem jedynie Bi oprotestowala propozycje kolejnego "koleczka". Po powrocie okazalo sie jednak, ze wychodzac, M. zostawil na kuchence pyrkajaca zupe! Cale szczescie, ze jednak poprzestalismy na jednym okrazeniu i nie bylo nas tylko okolo godzinki, bo sfajczylibysmy chalupe jak nic. ;)

*

Jak juz nieraz wspominalam, mieszkamy przy bardzo ruchliwej ulicy. W dodatku, z trzech pozostalych stron, po dwoch mamy drzewa i krzaki, a tylko po jednej sasiadow. Zaleta tego miejsca jest zdecydowanie prywatnosc. Wychodze na taras i tylko z jednej strony znajdzie sie obserwujaca para oczu. Porownuje to z widokiem na wielu osiedlach, gdzie z trzech stron otoczony jest czlowiek tarasami sasiadow, nieraz bez jednego drzewka, czy chocby plotka. Ciesze sie, ze tak nie mieszkam, ale polozenie naszego domu tez ma jedna, wazna wade. Nie ma tu dzieci, z ktorymi Potworki moglyby sie bawic. Nasi jedyni, bezposredni sasiedzi to para staruszkow. Maja wnuki, ktore jednak przyjezdzaja tylko raz na jakis czas i sa sporo starsze od Bi oraz Nika. Najblizsze dziecko mieszka dwa domy dalej, ale to chlopiec na oko 10-11 letni. Dom dalej mieszka nastolatek. I to wszystkie dzieciaki po naszej stronie ulicy. Od lat ubolewalismy z M., ze mieszkamy w takim "bezdzietnym" miejscu.
Po przeciwnej stronie tez tylko kilkoro nastolatkow, z jednym, malym wyjatkiem. Mieszkamy tu juz 8 lat, wiec nie uszlo naszej uwadze, ze po drugiej stronie ulicy, dwa domy dalej, jest dwoje dzieci, mniej wiecej w wieku naszych. Oddziela nas jednak szeroka, ruchliwa ulica oraz odleglosc dwoch domow wraz z otaczajacymi je ogrodami, nasza ulica nie jest centrum wspolpracy sasiedzkiej i nie bylo jakos okazji sie poznac.
Wiosna, kiedy M., wraz z naszym bezposrednim sasiadem scinali drzewa stanowiace granice naszych posesji, tamten sasiad dolaczyl, proponujac niektore z jego pil oraz innych narzedzi. Nie wiem czy ta znajomosc trwala juz wczesniej czy rozkwitla dopiero tej wiosny, ale nagle, tamten "dalszy" sasiad, zaczal sie czesto pojawiac na podworku "naszego" sasiada. Pewnego dnia pojawil sie tam ze swoimi dziecmi, ktore dosc szybko "zablakaly" sie pod nasza brame. Okazalo sie, ze synek jest niecaly rok mlodszy od Kokusia, a coreczka zna sie z Bi ze szkoly, bo rok temu chodzily razem na swietlice. :)

Tak zaczela sie dziecieca, sasiedzka przyjazn. Rodzice nowych przyjaciol Potworkow tez wydaja sie zadowoleni, bo, podobnie jak my, zalowali ze ich dzieci nie maja towarzyszy zabaw. Przez tyle lat, przez krzaki, brame oraz plot zaslaniajace nasz ogrod, nie mieli pojecia, ze w naszym domu mieszkaja dzieci w wieku ich! :) Oni co prawda sasiaduja z dziewczynka, ktora czasem przychodzi sie pobawic, ale ta panna ma juz 13 lat i zazwyczaj wlasne sprawy.

I wszystko byloby super, gdyby nie to, ze zona tamtego sasiada czesto pracuje do pozna, a on zwyczajnie wykorzystuje sytuacje zeby podrzucic mi dzieci i wrocic sobie do dlubania kolo domu (jego chalupa oraz ogrod wygladaja niczym niekonczacy sie plac budowy). Nie przeszkadzaloby mi to, gdyby zdarzalo sie to 2-3 razy w tygodniu, lub nawet codziennie, ale na chwile. Tymczasem on przyprowadza dzieci niemal codziennie i zostawia na ponad dwie godziny! Te dwie godzinki to moze sie wydaje nieduzo w skali calego dnia, ale musze dopisac, ze mowimy tu o godzinach podwieczornych, po szkole i obecnosc tych dzieciakow zwyczajnie rozpiep*za mi popoludnie z Potworkami. Tym bardziej, ze cala czworka, jest jeszcze dosc mala. Chlopczyk nie ma jeszcze czterech lat. Nie bawi sie aktywnie z Nikiem, wiec niemal rok starszy Kokus, sila rzeczy probuje dolaczyc do zabaw dziewczynek. Znacie to powiedzenie, ze "dwoje to para, a troje to juz tlum"? To wlasnie dzieje sie u mnie w domu. Dzieciaki bawia sie ladnie okolo godziny, a potem zawsze ktores sie pokloca, obraza, zabieraja sobie zabawki, itd. Poza tym tamte maluchy sa glodne. Teraz juz sie troche osmielily i prosza o cos do jedzenia, tyle, ze ja nigdy nie mam w domu nic "amerykanskiego" do zarcia. Pierogow nie rusza, a ile moge ich karmic ciastkami. ;) No, ale co to za rodzic, zeby podrzucac komus glodne, zapewne zmeczone po calym dniu dzieciaki???

I mam dylemat, bo nie wiem w jaki sposob postawic granice, zeby nikogo nie urazic. Ciesze sie, bardzo sie ciesze, ze Potworki maja do zabawy dzieciaki w sasiedztwie (nawet jesli jakis dorosly zawsze musi jedne albo drugie przeprowadzic przez ulice), ale dla mnie to za czesto i za dlugo. Te dwa razy kiedy przyprowadzilam Potworki do nich, poszlam ich odebrac po godzinie. Jakos ich tata nie pojal aluzji. Bo musze przyznac, ze jesli mama zajedzie wczesniej do domu, zaraz po dzieci przychodzi. Tata chyba najchetniej zostawilby ich u nas na noc. ;)
Nie chce ich obrazic, bo wtedy Potworki stracilyby jedynych kolegow "z podworka". Z drugiej jednak strony, za chwile zaczna sie prace domowe, wiecej zadan do przecwiczenia ze szkoly i obce dzieciaki przesiadujace u nas godzinami sa mi nie na reke. Bede musiala ograniczyc godziny odwiedzin i oby udalo mi sie to zrobic na tyle dyplomatycznie, zeby nikogo nie urazic. ;)

*

W zeszly czwartek zaliczylam "curriculum meeting" w szkole dzieci, czyli spotkanie w sprawie programu szkolnego. Tutaj tez nie obylo sie bez irytacji. Na tym spotkaniu bylam rok temu, wiedzialam wiec czego sie spodziewac i mialam sobie odpuscic te "przyjemnosc", ale obie nauczycielki: Nika oraz Bi zaznaczyly, ze w klasach beda zapisy na listopadowe wywiadowki. To byl jedyny powod dla ktorego, rada nierada, postanowilam pojechac. Zapakowalam Potworki (moze powinnam byla odstawic ich do sasiadow :D) i popedzilam do szkoly. Pierwsze wkurzenie nastapilo juz przy zapisywaniu sie na wywiadowki. Oczywiscie godziny dostepne sa takie, ze pracujacy rodzic musi urwac sie z roboty i to solidnie. Chcialam zapisac Potworki na ten sam dzien, zeby przynajmniej wyjsc wczesniej tylko jednego dnia. W kalendarzu szkolnym zaznaczone bylo, ze wywiadowki odbeda sie we wtorek i srode. U Nika zapisalam sie wiec na srode. A w klasie Bi - zonk! Wywiadowki w jej klasie beda w poniedzialek i wtorek! Z jakiegos (zapewne osobistego) powodu, na srode pani nie przyjmowala zapisow! I ja rozumiem, naprawde, ze rozne sa sytuacje, ale do cholery czy nie mozna bylo uprzedzic, ze bedzie przyjmowac rodzicow w inne dni niz te wyznaczone przez wydzial edukacji???
No nie mozna bylo... W ten sposob bede musiala sie urwac z pracy dwa dni pod rzad. Miodzio! :/

Kolejna irytacja nastapila juz podczas ogolnoszkolnej prezentacji na sali gimnastycznej. Najpierw przemawiala dyrektorka, potem specjalistka od matematyki, pozniej jeszcze pani od mediow. I to ta ostatnia podniosla mi cisnienie. W sali panowala potworna duchota, a pora byla dosc pozna (wszystko zaczelo sie o 18). Z jednej strony mialam Bi narzekajaca, ze jest zmeczona, a z drugiej Nika, jeczacego ze mu goraco (czemu sie zupelnie nie dziwie). A pani zaczela radosnie oglaszac jak to szkola ma konto na Fejsie i wlasnie tego dnia zalozyla je rowniez na Twitterze i jaka to fajna aplikacja i ona zacheca rodzicow zeby rowniez zalozyli konto i dodali szkole do "obserwowanych". Po czym... zaczela krok po kroku pokazywac jak wykupic i uruchomic apke, jak zalozyc konto, jak w koncu znalezc szkole, itd. Internet na terenie szkoly jest baaardzo wolny, wiec to wszystko trwalo dobre 10 minut! Pomijam fakt, ze mamy XXI wiek, wiekszosc rodzicow jest gdzies w moim wieku, na pewno o Twitterze slyszeli i jesli chca miec konto to sami je zaloza! Ja nie zalozylam i nie zamierzam. Kiedy wiec ogloszono kolejna osobe z przemowieniem, zebralam marudzace Potworki i po prostu sie z tamtad zabralam. ;) A instrukcja jak dodac szkole do "przyjaciol" na Twitterze, dzien pozniej pojawila sie na stronie internetowej owej szkoly! To nie mozna tak bylo od razu?!

*

Od soboty Potworki wrocily na basen. Niestety, pierwsze zajecia okazaly sie czesciowa klapa i nie wiem czy oboje wroca na nastepne. :/

O Bi jestem spokojna. Ona naprawde lubi plywac, lubi zajecia i bawila sie swietnie.

(Ta blond glowa w rozowych goglach, mniej wiecej na srodku zdjecia, to Bi :D)

Natomiast Nik... po 10 minutach zajec, instruktorka zawolala mnie, bo Mlodszy wpadl w niekontrolowana histerie. On chce juz wyjsc z wody, nie chce juz plywac, nie bedzie juz chodzil na plywanie (a ja wlasnie zaplacilam za cala sesje! :/)! Najgorzej, ze nie wiem co mu sie nagle stalo. Oficjalna wersja jest, ze tesknil za mama, co wydaje mi sie tylko wymowka, bo siedzialam zaraz po drugiej stronie basenu. Nik chodzil juz na basen wiosna i uwielbial to! Na sobotnie zajecia biegl w podskokach! Rozmawialam z instruktorka, ale i ona nie potrafila powiedziec, co moglo sie stac. A w grupie Kokusia byl tylko on, wiec skupiona byla wylacznie na nim (to tez moze byc problem, Nik lubi towarzystwo). Wydaje mi sie, ze Mlodszy musial czegos sie wystraszyc, moze buzia mu wpadla pod wode, czy cos takiego, ale nie widzialam tego, wiec tylko zgaduje.
Najgorzej, ze Mlodszy caly czas konsekwentnie powtarza, ze nie chce juz chodzic na basen. I gdyby sie skubaniec uparl, ze nie chce plywac przed sobota, nie zapisywalabym go wcale. Tymczasem zapisalam, zaplacilam, a on po 10 minutach pierwszych zajec stwierdza, ze jednak nie chce??? No ludzie! Chce go jakos przekonac, zeby chociaz sprobowal jeszcze raz (jak drugie zajecia skoncza sie jak pierwsze, to odpuszcze, bo to ma byc frajda a nie trauma), ale nie wiem jakich argumentow czy tez przekupstwa uzyc... :/

Co do Bi, to zaczynam watpic, ze bedzie chciala kontynuowac plywanie. Nie to, ze nie lubi, bo lubi i to bardzo. Moje starsze dziecko zaczyna jednak miec wlasne pomysly na zycie, a w kazdym razie, poki co, na zajecia dodatkowe. ;) Wytlumaczylam juz jej, ze moze uczeszczac tylko na jedne naraz (no sorki, nie mam ochoty spedzac popoludni wozac dzieciaki z jednych zajec na drugie...), wiec Bi ma juz plan, ze narazie chce chodzic na plywanie, potem chce sprobowac gimnastyki artystycznej, a nastepnie pilki noznej. I jak tu ja przekonac, zeby najpierw zaliczyla wszystkie poziomy zajec na basenie i nauczyla sie porzadnie plywac??? ;)

*

Jak juz narzekam na Kokusia, to ponarzekam dalej! Wiecie juz (bo wciaz o tym pisze), ze Mlodszy to maruda. Od niedawna widze jednak, ze Nikowi wyrabia sie charakterek i to z tych paskudniejszych. Jak kiedys twierdzilam, ze to dziecko nie ma w sobie ani grama agresji, tak ostatnio zaczal mnie w zlosci bic i kopac. I to nawet wtedy, kiedy nie jestem sprawca jego frustracji. Na przyklad, nie ma jego ulubionych ciasteczek, wiec na deser musi sobie wybrac co innego. Informuje go, ze niestety zjadl ostatnie ciastko dnia poprzedniego, wiec wiecej nie ma, a on podchodzi i z zawzieta mina kopie mnie w lydke! Szczerze, to mam ochote mu wtedy oddac, ale zdaje sobie sprawe, ze nie tedy droga... Jesli nie mnie, to walnie czym popadnie, lub kopnie Maye. To takie typowe "wyzycie sie". Tyle, ze mija juz kilka miesiecy odkad walczymy z tym zachowaniem, ale nie widac, zeby cokolwiek docieralo do malego nerwusa...
Oprocz tego, stal sie krnabrny i pyskaty. Ulubiona odpowiedz, kiedy mowie, ze powinien cos zrobic? "Nie muszem jak nie chcem!". A jesli tlumacze, ze jakies zachowanie jest niedopuszczalne? "Mogem, jak chcem!". :/ To oczywiscie podsluchal od Bi, tyle ze stosuje znacznie czesciej niz siostra...

Poki Nik podobne zachowania objawial wylacznie w domu, jakos czlowiek wzruszal ramionami, ze "kiedys wyrosnie" (miejmy nadzieje). W piatek dostalam jednak niezbyt przyjemny raport od jego nauczycielki, a to juz zmienia postac rzeczy.
Wiecie, jakos nie przyszlo mi do glowy, ze Nik moze sie zle zachowywac w szkole. W przedszkolu Pani zawsze go chwalila, ze jest grzeczny, uczynny i poslusznie wykonuje nawet te zadania, ktorych niezbyt lubi. Cos sie najwyrazniej zmienilo podczas wakacji, bo pierwszy raport z zachowania oraz postepow w zerowce jest znacznie mniej pochwalny.

Po pierwsze, Kokus gada. Tutaj akurat az parsknelam pod nosem, bo troche obawialam sie gadulstwa Mlodszego, choc myslalam, ze objawi sie ono nieco pozniej w roku szkolnym. Wlasciwie, wyobrazalam sobie, ze na poczatku zerowki Nik bedzie troche niesmialy i zagubiony. A tu taka niespodzianka... ;) W kazdym razie, podobno juz kilka razy musial zostac przesadzony, bo nadmiernym gadulstwem rozpraszal inne dzieci. Super... ;)

Po drugie, nie slucha polecen za pierwszym razem. Tutaj musze jeszcze z Pania wyjasnic, co miala dokladnie na mysli. W domu bowiem, Nikowi zdarza sie zlosliwie udawac, ze nie slyszy, kiedy go o cos prosze, choc czesciej otwarcie tupie noga, ze czegos nie zrobi. ;) Poza tym dosc czesto po prostu sie rozprasza i chociaz udaje sie w kierunku przeze mnie wskazanym, to jednak w polowie drogi cos uslyszy lub zauwazy i lapie sie za zupelnie inna czynnosc. :) Musze dowiedziec sie czegos wiecej o sytuacjach, w ktorych Nik nie sluchal polecen Pani. Czy ja otwarcie ignorowal? Czy jej nie zrozumial (co w halasie, ktory napewno panuje w klasie, wcale nie byloby dziwne)? Czy byl tak zajety czyms fascynujacym, ze zupelnie nie zwrocil uwagi, ze ktos cos do niego mowi? To tez zdarza sie czesto w domu.

Po trzecie, bardzo powoli wykonuje samodzielne prace i wolno pisze swoje imie. Tu zupelnie nie wiem co jest grane, bo Nik swoje imie potrafi pisac juz od niemal roku. Sprawdzilam w domu i idzie mu to bardzo sprawnie i to nie jego wina, ze jest ono takie dlugie. Gdybysmy dali mu na imie "Tom", zapewne pisalby je o wiele szybciej... ;) . Pewnie, ze Nik nie ma takiego zaciecia do pisania jak Bi, ale jak musi, to pisze. Wnioskuje z tego, ze w szkole Nikowi sie po prostu nie chce. Ech... :/

*

Ponarzekalam na moja progeniture (albo jej polowe), ponarzekalam, to teraz bede chwalic. :)

Moi drodzy, w moim domu dzieje sie MAGIA! :)

Wielokrotnie pisalam, ze Potworki, mimo zblizonego wieku, dogaduja sie srednio. Niestety, mamy ten problemik (jak to lubi okreslac Kokus), ze Mlodszy chce zeby traktowano go na rowni z Bi, natomiast ona z calych sil walczy o wyimaginowane przywileje przyslugujacym starszym i madrzejszym. ;) W rezultacie toczy sie u nas ciagla rywalizacja. O uwage rodzicow, o to kto pierwszy zje, umyje zeby, nalozy pizame, dobiegnie do pokoju, zamknie Maye, wypusci Maye, wysiadzie z samochodu... No, macie mniej wiecej obraz...
W dzien nadal jest to samo. Bi traktuje Nika jak zlo konieczne. Poki Mlodszy bawi sie wedlug jej widzimisie, jest spokoj. Kiedy jednak Kokus zaczyna miec wlasne pomysly, rozpoczyna sie walka. Ech...

Za to wieczorem... Wieczorem cos sie zmienilo. Do niedawna, po polozeniu Potworkow spac, w pokoju panowala cisza. No chyba, ze ktores postanowilo poswiecic latarka, drugie rozdarlo sie, ze pierwsze swieci mu po oczach, drugie wrzasnelo rownie glosno, ze wcale nie i kolejna wojenka gotowa... ;)
Od jakiegos czasu jednak, kiedy gasnie swiatlo w ich pokoju, slychac glosy. Szepty, chichoty, spiewanie. A ja usmiecham sie do siebie.
Widze dwie dziewczynki, jedna sporo starsza. Mialy one szczescie, ze ich mama wczesnie chodzila spac i w dodatku sypiala z zatyczkami w uszach. Kiedy tylko gaslo swiatlo, albo jedna, albo druga dziewczynka przemykala do lozka siostry. Tam, przytulone, gadaly, opowiadaly sobie o swoim dniu, troskach, zabawnych sytuacjach, wymyslaly gry w zgadywanie piosenek po wystukanym rytmie i rozne inne pierdolki. :)

Nie wtracam sie w wieczorne sprawy Potworkow, chyba ze w pokoju robi sie za glosno lub godzina za pozna. Niech gadaja, niech zartuja, niech sie smieja.
Tak rodzi sie magia. Magia budowania wiezi. :)

*

Prezentuje Wam kolejny dowod, ze probujac sprawic dzieciom frajde, rujnuje sie domostwo. ;)

Poczatek wrzesnia byl tak zimny, ze woda w naszym basenie spadla do poziomu, ktory nawet Potworki odstreczal od kapieli. Pozniej upaly wrocily, ale ze slonce jest teraz duzo nizej i basen byl praktycznie caly czas w cieniu, wiec sila rzeczy woda juz sie nie nagrzewala. Stwierdzilismy wiec, ze nie ma co go trzymac skoro i tak nikt nie korzysta i ktoregos dnia M. oproznil go i zabral do wyschniecia.
Niestety, jak mozecie sie przekonac nizej, mimo, ze cale patio przykryte bylo folia, basen zostawil na nim wyrazny slad. Ta czesc, ktora przykryta byla plachta, porosla jakimis cholernymi glonami. Ciekawe, czy kiedy to wyschnie, samo zejdzie, czy trzeba bedzie uzyc srodkow chemicznych, hmm...

(Paskudztwo :/)

*

A na koniec sytuacja z dzisiejszego poranka. Moj syn moze jest nieposluszna gadula, ale nadal rozsmiesza mnie do lez. :)
Nie wiem jak jest o tej porze roku w Polsce, ale u nas, przed 7 rano i w pochmurny dzien, na dworze jest nadal szaro, a w domu sila rzeczy, niemal zupelnie ciemno. Co nie przeszkadza Potworkowi Mlodszemu budzic sie o nieludzkiej porze (czyli okolo 6:30 rano). Wparowuje wiec taki maly stwor do rzesiscie oswietlonej lazienki, w ktorej szykuje sie do pracy, po czym, szybciutko sie wycofuje kompletnie oslepiony, marszczac sie i zaslaniajac oczy. ;)
Myslalam, ze poszedl ogladac bajki, albo z powrotem do lozka (gdybym mogla, zdecydowanie wybralabym druga opcje!), tymczasem po minucie wrocil... tym razem w okularach przeciwslonecznych na oczach! :D

*

Dobra, koncze. Nie wiem kto to przeczyta w calosci... ;)

31 komentarzy:

  1. No jak to kto ;)
    Przeczytać to sama przyjemność, gorzej z komentowaniem, bo przy takich długich postach gubię wątek!

    Zapamiętałam natomiast, żeby Ci napisać, że też byłabym zła na M. za pracę w sobotę, a zbytnie zmęczenie, żeby z Wami jechać. Faceci!

    Instrukcja jak założyć konto na Twiterze?! Omg, ludzie to jednak mają fantazję i wiarę w siebie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mysle, ze owa pani albo zapomniala sie przygotowac, albo w ostatniej chwili musiala kogos zastapic w prezentacji i stad takie glupoty. Mimo wszystko, sa jednak ciekawsze tematy na 10-minutowa prezentacje... ;)

      Masz racje: faceci! Dla mnie, rodzina to swietosc, a weekend to juz w ogole, bo to jedyne dwa dni, ktore mozemy spedzic cale razem. A M.? A gdzie tam! Tak sie przyzwyczail do pracy w sobote, ze jak czasem go nie "zawolaja", albo wyjezdzamy, to przebolec nie moze! :/

      No wiem, wiem, ja tez tak mam przy dlugich postach... Ale powstrzymac sie nie moge! ;)

      Usuń
  2. Przeczytałam i to za jednym podejściem :)
    Jutro mam zabranie (pierwsze w przedszkolu :). Mam nadzieję, że jednak instrukcji jak założyć konto na Twiterze nie dostanę.
    Fajnie, że Potworki wieczorami łagodnieją i zacieśniają więzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, ze tylko wieczorami. ;)

      Mysle, ze u Was nie bedzie takich glupot. Zreszta, nawet u nas, krotkie prezentacje nauczycielek w klasach byly informatywne i ciekawe. Ogolnoszkolny apel to bylo marnotrawstwo czasu. ;)

      Usuń
  3. Ha, duzo u was sie dzieje i ciekawie. Z sasiadem oddajacym dzieci na kilkugodzinny babysitting nie wiem, jak mozna sobie poradzic, "zeby nikogo nie urazic". Mialabym klopot, zeby to znosic na dluzsza mete, i jednoczesnie klopot jak to skutecznie ukrocic. Daj znac, czy i jak sie udalo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Ostatnio sasiad chyba wiecej pracuje i mniej jest w domu, wiec dzieciakow az tak czesto nie podrzuca. Ale kiedy ostatnio to zrobil, nie pierdzielilam sie, tylko poprosilam, zeby po nich przyszed przed 7. ;)

      Usuń
  4. My mamy sąsiada w wieku Juniora tuż za płotem, więc nie ma problemu z towarzystwem. Na szczęście teraz chłopaki bawią się na zmianę raz u jednego, raz u drugiego, ale był taki czas, że ledwo wracaliśmy do domu, a oni już byli na naszym podwórku. Ba! Raz przyjechaliśmy z pracy, a oni siedzieli sobie w najlepsze w naszej piaskownicy, mimo, że mieli swoją. Zagryzłam zęby, ale kiedyś jak sąsiad przyszedł się pobawić i zaczął tłuc jego zabawkami o beton, Junior wpadł w histerię, że mu je rozwali (i słusznie, bo tamtemu wszystko pali się w rękach), ograniczyłam chwilowo ich spotkania i na szczęście aluzja dotarła, bo też miałam już po dziurki w nosie ich towarzystwa dzień w dzień. 
    Fajnie, że Bi chce spróbować wielu rzeczy, ale masz racje lepiej najpierw skończyć pływanie i dopiero brać się za coś nowego, chyba że zapał jej minie.
    Co do Kokusia - Panie w przedszkolu rok temu opowiadały nam, że w beznadziejnych przypadkach, kiedy żadne argumenty nie skutkują, jedynym rozwiązaniem jest oddać (oczywiście w granicach rozsądku) i dodać "mnie też boli jak mnie bijesz". Koleżanka mówiła, że poskutkowało za pierwszym razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym siedzeniem w Waszej piaskownicy rzeczywiscie przegieli! To dopiero trzeba miec tupet (oraz brak taktu)! :)
      U nas, na szczescie, chwilowo zapal dzieciakow do spotkan nieco oslabl. W sumie to chcialabym, zeby ci sasiedzi mieszkali "za plotem" albo chociaz po tej samej stronie ulicy. Obecnie, czy dzieci sa u nas, czy u nich, ktos dorosly musi je przyprowadzic i odprowadzic. Najgorsze jednak, ze Bi chce sie bawic u nich, tamta dziewczynka u nas (wiadomo, ze cudze zabawki sa najatrakcyjniejsze) i stad wynikaja chyba klotnie juz po 20 minutach. Wiekszosc czasu oni laduja u nas, Bi sie wscieka, ze chce isc do nich, tamta panna sie opiera, a ja nie potrafie sie tak na chama wprosic... i afera gotowa. :D

      Usuń
  5. No jakże kto przeczyta? Tylko z komentowaniem gorzej, bo gubię watki. Wiesz co? Odniosę się do jednego, ponieważ w zachowaniu mojej Kasi nastąpiła podobna zmiana do Nika. Odkąd Kasia poszła do przedszkola urządza dzikie awantury, wpada w straszne histerie, które dotąd, mimo że ona charakter ma, się nie zdarzały, wrzeszczy, kopie, bije, rzuca się czy to po łóżku kiedy chcemy ją ubrać w piżamkę, czy to we wannie. Stwierdziłam, że to może kwestia zmęczenia, jednak w przedszkolu jest od 8 do 15, nie śpi w ciagu dnia (w domu jej sie zdarzało) i po prostu zmeczenie generuje takie zachowania. Nib jest lepiej, odkad chodzi się wcześniej kąpać, ale mimo wszystko nadal nie potrafię się z nią dogadać. Robi mi na złość, odszczekuje się, awanturuje - i to tylko w stosunku do mnie, Mariusz nie jest celem jej ataków. Nie bardzo wiem co z tym zrobić. Poki co zrzucam to na karb jednak nadal stresu, bo jak ją zostawiam to za drzwiami trochę popłakuje. Co prawda zaraz się uspokaja, ładnie się bawi, zjada ale poczatki na prawdę były masakryczne, łącznie z kupą w gaciach i wymiotami.
    jak ja Ci zazdroszczę Potworkowych dwóch kółek i że możecie jeździć razem, oja muszę sięod wiosny wziąć za tą moją Kaśkę, niech zasuwa też :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mama (przedszkolanka) zawsze opowiada, ze wiele dzieci reaguje na stres tak ekstremalnie, ze i posikaja sie i dwojke zrobia i zwymiotuja. Kasia nie jest wiec w tym az tak odosobniona, jesli Cie to pocieszy. ;) A zasikane rzeczy Nika odbieralam wiele razy w ciagu zeszlego, przedszkolnego roku. Kupe na szczescie zrobil tylko raz. ;)
      U Nika to chyba nie stres, ale masz racje, ze to zachowanie moze byc spowodowane zmeczeniem. W zerowce dzieci juz nie spia, a Nik, mimo ze od ponad roku nie sypia juz w dzien reguralnie, to ma jednak dni, gdzie lubi sie zdrzemnac i sam o to prosi. W szkole wiadomo, duzo sie dzieje, jest halas, caly czas jakies atrakcje oraz bodzce i mozliwe, ze bateryjka mu siada. ;)

      Usuń
  6. ja też przeczytałam;)
    dużo, dużo się u Was dzieje! U mnie dzieciaki też są mocno ze sobą związane. A teraz gdy synuś już dołączył do grona "szkolniaków" to już w ogóle:)

    U nas z charakterami też bywa różnie;) Zależy od dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje wlasnie nie wydaja sie wcale ze soba zwiazane. Ciagle sie kloca i nawet poza domem bawia sie raczej osobno. Nigdy nie uzywaja siebie nawzajem jako "komfortu psychicznego" w obcym miejscu i wsrod obcych dzieci. Dlatego ciesze sie, ze zaczynaja zaciesniac wiezi. ;)

      Usuń
  7. Ja tam lubię te tasiemce 😊 coś wiem o tych sasiadach. Fakt, ciężko znaleźć złoty środek ale na pewno coś mądrego wymyślisz
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic madrego nie wymyslilam, ale sasiad ostatnio wiecej pracuje, a ich mama chyba lubi z nimi przebywac, wiec juz ponad tydzien ich nie widzialam. :)

      Usuń
  8. Ja przeczytalam i to przedwczoraj! I mysle nad skladnym komentarzem!
    Z sasiadami wytlumaczylabym cos na zasadzie scholnight i nie ma siedzenia. Misisz chyba krotko bo bez urazenia nikogo sie nie obejdzie - bedzie nerwowka jak juz sobie pojda jak nic nie powiesz. Ja bym byla niedobra mama i powiedziala wszystkim dzieciom ze nie ma siedzenia godzinami w tygodniu. A jak juz Twoi wszystko porobia to sasiedzi nie beda widzeili, ze Nik i Bi biegaja po podworku ;-) albo wtedy moga przyjsc.
    Z wrozka zebuszka na przyszlosc polecam list napisany przez tego (tą), co zab zgubi ;-)
    Rowery super sprawa czekam na to z moimi.
    A w szkole to zazwyczaj przerost formy nad trescia z tymi wywiadowkami 😂😂😂
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narazie nie mialam pretekstu, zeby wymawiac sie szkola, bo w najmlodszych klasach praca domowa ma zaczac sie dopiero okolo pazdziernika. Wtedy rzeczywiscie bede musiala ograniczyc wizyty do piatkow. ;)
      Poki co, samo sie jakos skonczylo. :)

      Usuń
  9. pogadać z sąsiadką o tym zostawianiu dzieci, facet może nie widzieć problemu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwilowo sasiad wiecej pracuje, sasiadka siedzi z dziecmi i juz ponad tydzien mam spokoj. ;)

      Usuń
  10. Ja przeczytałam :)
    I muszę się odnieść do tych wywiadówek, bo sama je prowadzę ;) I zawsze mi zależy, żeby było krótko i na temat. I bez bezsensownego marnowania czasu. I to jest różnie odbierane. Niekoniecznie pozytywnie.
    Taka uwaga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jak zwykle: "jeszcze sie taki nie narodzil, co by kazdemu dogodzil". ;) Mnie sie akurat podobaly prezentacje nauczycielek - krotko, ale tresciwie. Tak lubie. :) To pozniejszy, ogolnoszkolny "apel" podniosl mi cisnienie. :)

      Usuń
  11. Przeczytałam w całości :) Lubię o Was czytać. Chłonę wtedy atmosferę Waszego domu, wycieczek, szkoły, zajęć dodatkowych - słowem: intensywnego życia, którego czasem zazdroszczę Wam, gdy spędzam kolejny taki sam dzień z naszą trójeczką.

    Co do sąsiadów podrzucających dzieci - kurczę, sytuacja delikatna. Szkoda zepsuć relację, ale szkoda też, byś musiała się męczyć. Może najlepiej byłoby porozmawiać z sąsiadką, tak pod włos, że mają fantastyczne dzieciaki i świetnie się dogadują z Waszymi, ale że jest rok szkolny i musisz zapędzić swoje dzieciaczki do nauki, ale mogliby spotykać się na przykład w określone dni w tygodniu, coś w tym stylu. Nie lubię udzielać rad, ale chyba bym to tak rozegrała.

    Co do basenu - zainspirowana Waszymi Potworkami zapisałam Jerzyka (na razie tylko jego) na zajęcia pływania. Pierwsze zajęcia jeszcze przed nami, ale kurczę, mam nadzieję, że mu się spodoba. W naszej rodzinie mężczyźni mają tendencję do skrzywień kręgosłupa, a podobno basen może temu zapobiec.

    Może jeszcze październik będzie słoneczny i uda Wam się wyskoczyć gdzieś na kemping - czego Wam serdecznie życzę :)

    No i napisałam komentarz dłuższy niż Twoja notatka na blogu ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama mam skrzywienie kregoslupa i wlasnie z mysla o tym, zapisalam Potworki. U Bi nie widze zadnych problemow. Natomiast Nik ma wg. mnie zla posture, do tego siada uparcie ukladajac nogi w "W", a to podobno tez zle wplywa na kregoslup. Jak na zlosc, Bi basen uwielbia, a on sie zrazil i nie chce chodzic i juz. :/

      Z sasiadami chwilowo cisza. Z tego co wiem, sasiad wiecej pracuje, moze stad to wynika. Ale poki co, ciesze sie spokojem. ;)

      Wiesz, nasze zycie az takie intensywne to nie jest, tylko w weekendy. W tygodniu to tylko kursowanie pomiedzy domem, praca, a szkola Potworkow. ;)

      Usuń
  12. Witam serdecznie.Juz od kilku miesiecy z wielka ciekawoscia podczytuje Twojego bloga i mysle ze pora sie ujawnic bo troche czuje sie jak intruz tym bardziej ze widze ze bardzo chronisz swoja prywatnosc czemu wcale sie nie dziwie.Zauwazylam tez po komentarzach ze grono znajomych na tym blogu jest stale wiec mam nadzieje ze znajdzie sie tu dla mnie jakis malutki kacik.Jakis czas temu zostal zamkniety na kluczyk blog ktorego czytam kilka lat i dostalam do niego kluczyk tylko dlatego ze bylo tam kilka moich komentarzy i to uswiadomilo mi ze nie wolno kogos tak sobie podczytywac nie ujawniajac sie ani nie komentujac postow bo to troche tak jak bym sie do kogos wkradla i wchodzila w czyjas prywatnosc dosyc dlugi ten komentarz ale chcialam zostawic swoj slad a wiecej o sobie jeszcze napisze pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, Katarzyna sie profilaktycznie ujawnila, zeby jej nie wykolegowac przy rozdawaniu kluczykow. No to witaj tu, Katarzyno!

      Usuń
    2. Witaj Kasiu! Rozgosc sie i wpadaj czesciej! :)

      Ja rowniez jestem winna takiego podczytywania bez zostawiania sladu. Czesto, kiedy blogi sie zamykaly, nie mialam nawet odwagi poprosic o dostep. Ciebie wiec doskonale rozumiem. Poki co nie planuje sie zamykac, ale ciesze sie, ze napisalas. :)

      Usuń
  13. Aniołek zębuszek :)
    Zazdroszczę koszulek z krótkim rękawem na rowerowym zdjęciu i już tęsknię za latem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez tesknie za latem, chociaz od nas odchodzi ono bardzo opornie. :) Poczatek wrzesnia byl zimny, spodziewalam sie wczesnej jesieni, a tymczasem lato wrocilo i trwa w najlepsze. Dzis pada i jest chlodniej (ale nie zimno - 22 stopnie), ale jutro ma byc 27 kresek! :O

      Usuń
  14. Okulary słoneczne hahaha, dobry jest :)

    A iwesz, że nie zazdroszczę i rozumiem "problem" dzieci z sąsiedztwa, tzn bardziej ich Taty z niezłym tupetem.. U nas podobnie. najpierw ubolewałam, że dzieci wokół brak, a potem jak ich wokół przybyło to najpierw się cieszyłąm, a z czasem zaczęłam bać się wystawiać nos za drzwi, bo zaraz pojawiali się niby przypdakiem, na spacerku z tatusiem pod bramą i że one tak tęsknią za moimi i chcą się pobawić. I nie byłoby by w tym nic złego, gdyby to się nie nasilało. Wiesz o czym piszę zapewne.
    I co jest najgorsze, że Ty się zamartwiasz, a oni mają na to wywalone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczescie (odpukac!) czestotliwosc sasiedzkich odwiedzin ostatnio bardzo zmalala. Prawdopodobnie dlatego, ze po poczatkowej euforii Bi oraz malej sasiadki, ze moga sie pobawic po szkole, szybko okazalo sie, ze dziewczyny zupelnie sie nie dogaduja i przyjazni z tego nie bedzie. Obie panny sa uparte, obie chca rzadzic, zadna nie ustapi i zazwyczaj juz po 20 minutach mamy klotnie i obraze. ;)

      Usuń