Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

wtorek, 27 listopada 2012

Co nieco o milosci macierzynskiej

Kilka tygodni temu Ola zamiescila bardzo ciekawy post, o tym jak ksztaltowaly sie i ksztaltuja jej uczucia w stosunku do jej pociech. Zaraz po przeczytaniu chcialam podzielic sie wlasnymi przemysleniami, ale jak zwykle zabraklo mi czasu, zeby zebrac mysli. Nie zapomnialam jednak o tym, bo temat jest ciekawy.

W ogole to dziekuje Olu i Ttigress za podobne posty. Nie kazda kobieta, szczegolnie wsrod stereotypow Matki Polki, ma odwage przyznac, ze nie zakochala sie w swoim dziecku od pierwszego wejrzenia.

Slyszy sie wielokrotnie, ze kobiety twierdza, ze kochaly swoje dziecko jeszcze przed jego narodzinami. Albo, ze zalala je fala milosci jak tylko spojrzaly na czerwonego, pomarszczonego noworodka, pokrytego mazia i polozonego im na brzuchu. Taa... Nie kloce sie, nie neguje. Pewnie sa kobiety dla ktorych nie ma w tym nic dziwnego i ktore wlasnie w ten sposob to odczuly. Wiem jedno, ja do tego klubu nie naleze . :)

A jak to bylo ze mna? Hmm... Wszyscy, ktorzy czytaja mojego bloga wiedza, ze taka ze mnie Matka Polka jak z koziej dupy trabka... :) Mimo, ze Bi jest dzieckiem zaplanowanym, wyczekanym, wymodlonym, ze to nasz maly cud. Pisalam juz o tym, wiec nie bede sie powtarzac, przejde do sedna.

Zaczne od tego, ze w tej chwili kocham moja coreczke nad zycie. Przytulam ja, caluje kazdego dnia dziesiatki razy, powtarzajac az do znudzenia, ze jest moim najdrozszym promyczkiem. Jestem nerwowa, nie mam za grosz cierpliwosci, czesto sie na nia wydre, ale nie moge sobie wyobrazic, ze mialoby jej nie byc. Co nie znaczy, ze nie wyobrazam sobie jak wygladaloby moje zycie bez niej. Wrecz przeciwnie, wyobrazam to sobie i wyglada to jak sielanka: spokoj, cisza, porzadek, spontaniczne wypady i egzotyczne wycieczki... Z drugiej jednak strony jest comiesieczny smutek po dostaniu wiadomo czego. Ze znow sie nie udalo... I ta tesknota za czyms nie do konca okreslonym...

W kazdym razie w koncu mi sie udalo, zaszlam w ciaze i zaczelo sie dlugie oczekiwanie. :) I chociaz tak na to czekalam, to strach o malucha paralizowal wszystko inne. Ja nawet nie pozwalalam sobie na pomyslenie, ze kocham to nienarodzone dziecko, bo w kazdej chwili oczekiwalam, ze poronie, niedonosze i koniec! Coz, ciaze nie tylko donosilam, ale i przenosilam i wtedy dopiero sie zaczelo! Nie poczulam przyplywu milosci macierzynskiej kiedy wreszcie podano mi Bi po porodzie. Wlasciwie to nawet tego nie pamietam. A przez nastepne kilka miesiecy jedyne co czulam to strach i niechec. Na poczatku balam sie jej dotknac, balam sie ja obudzic, balam sie, ze znow bedzie wrzeszczec... Nienawidzilam tego ciaglego braku czasu, nawet na podstawowe czynnosci higieniczne. Cieszylam sie z powrotu do pracy bo dawal mi on 8 godzin dziennie odpoczynku od rozdarciucha... Bi zdecydowanie byla trudnym noworodkiem, okropnym niemowleciem. Rozwijala sie ksiazkowo, ale za to charakterek od poczatku miala, ze ho ho! To dziecko po prostu caly czas sie darlo, domagalo noszenia i Bog wie czego innego! I teraz, z perspektywy czasu stwierdzam, ze czulam sie za nia odpowiedzialna, opiekowalam sie nia najlepiej jak umialam, ale ja jej nawet nie lubilam. Denerwowal mnie jej placz, nienawidzilam wstawac do niej w nocy, nieraz przyszlo mi do glowy, zeby rzucic nia o sciane, to moze sie wreszcie zamknie (!)... Tak naprawde dotarlo do mnie pomalu, ze kocham to dziecko, kiedy Bi miala okolo roku. Dopiero kiedy zaczela przesypiac noce, chodzic, rozumiec co sie do niej mowi, zaczelam cieszyc sie macierzynstwem i w koncu "polubilam" swoje dziecko. Tak dlugo mi to zajelo... I kazdemu potencjalnemu rodzicowi mowie szczerze o moim doswiadczeniu. Jedna kolezanka po wysluchaniu moich wywodow sama stwierdzila, ze odechcialo jej sie dzieci. Nie bylo to dokladnie moim zamiarem, ale powiedzialam jej, ze jestem po prostu szczera i przedstawiam wersje macierzynstwa, o ktorej malo sie mowi bo kobiety wstydza sie i boja, ze zostana niezrozumiane i z gory negatywnie osadzone.

No dobrze, a jak to sie stalo, ze dziewczyna z takimi pogladami jest tydzien przed terminem drugiego porodu? Coz, wpadka, przypadek... :) Zabraklo instynktu samozachowawczego. Po prostu, po 3 latach staran o Bi, stwierdzilam, ze jezeli w ogole kiedys zajde drugi raz w ciaze, to znow zajmie mi to dobrych kilka lat. Tak wiec odpuscilam sobie antykoncepcje... I prosze, zycie pelne jest niespodzianek! :) W kazdym razie teraz tez nie odczuwam jakiejs szczegolnej wiezi z tym maluchem w brzuchu. Lubie jak sie kreci (ale nie za bardzo), bo wtedy wiem, ze wszystko z nim w porzadku. Ale poza tym to mam tyle zajec z praca, Bi i magisterka, ze ta ciaza i dziecko sa takie zapomniane i zepchniete na dalszy tor. Az czasem zal mi malego jak sobie to uswiadomie. :)

Ciekawe jak to bedzie po porodzie? Cdn. ;)

16 komentarzy:

  1. Bardzo fajny, mądry i szczery post. Podziwiam Ciebie za tę szczerość. I masz absolutnie rację, że mało która kobieta przyzna się, że macierzyństwo to nie bajka i sielanka, że nie jest tak różowo. Początki są okropne, męczące... jesteś ciągle niewyspana, nieuczesana i niepomalowana i musisz instynktownie wyczuć potrzeby dziecka!
    Jestem - byłam w bardzo podobne do Ciebie sytuacji, bo na Martę czekaliśmy prawie 5 lat.
    A potem nie było tak jak to sobie wyobrażałam...
    Teraz jest ok i kocham ją ponad życie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez myslalam, ze poniewaz staralismy sie o Bi przez ladnych pare lat, to bede w tym dziecku zakochana od poczatku. A tu guzik! Sama bylam zaskoczona, kiedy zamiast przyplywu czulosci, mialam ochote uciec jak najdalej. :)
      I podobnie jak u Ciebie, teraz swiata poza nia nie widze. :)

      Usuń
  2. Witaj w Klubie. Miałam tak samo i to też 2 razy.Myślałam, że coś ze mną nie tak a to przecież normalna reakcja.Strach, obawa, cicha nadzieja, straszne zmęczenie. Masakra. A później stał się cud. Widocznie każda z nas potrzebuje odpowiedniego czasu.Serdeczności Agato.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak. Sa kobiety, ktore musza "dojrzec" do takiej macierzynskiej milosci. Bo latwo jest pokochac osobe, ktora na to uczucie odpowie, okaze wzajemnosc. A niemowle na poczatku tylko bierze i tak naprawde nie daje nic konkretnego w zamian.

      Usuń
  3. :-) powinno sie o tym mówić, żeby potem kobiety nie czuły ie jak gorsze, albo że coś z nimi nie tak... więc dzięki za ten post

    wiesz to bardzo mądre co napisałaś, ja też chyba nie kochałam dziecka w brzuchu, bo ja obsesyjnie bałam sie poronienia, że cos się wydarzy i nie chciałam sie przyzwyczajać...

    pytasz jak to będzie po urodzeniu tego drugiego maluszka... no cóż u mnie ciąża przebiegała też tak jakoś na drugim torze, były wokół bardziej absorbujące rzeczy, potem pierwsze tygodnie i te cyrki z karmieniem dały mi w kość, a teraz? eM jest przesłodki i czasami jak jestem z nim sama i tak do niego coś mówię, a on smieje sie jak szalony to aż mi łzy napływają do oczu i chcę go tak mocno uściskać, bo tak go kocham...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziekuj Olu, bo to Ty mnie zainspirowalas :)
      Tez mam mala nadzieje, ze poniewaz bede przechodzic przez to drugi raz, wiec latwiej i szybciej pokocham tego nowego malucha. Bede po prostu wiedziec czego sie spodziewac, no i z perspektywy czasu wiem, ze nawet te najgorsze etapy kiedys mijaja... :)

      Usuń
  4. a po porodzie na pewno bedzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje... Tak jak napisalam wyzej, przy pierwszym dziecku wszystkie te odczucia byly dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Ale teraz wiem mniej wiecej czego sie spodziewac, wiec powinno byc chociaz ociupinke latwiej. :)

      Usuń
  5. :-) Ja chyba jestem gdzieś pomiędzy Matka Polką a Tobą. Nie miałam ciąży zagrożonej a w dodatku tych dwoje swoich dzieci zaplanowałam nawet co do miesiąca w którym będę je "robić" :-) . Myślę, ze nawet jakbym jakimś cudem teraz okazała się być w ciąży to chybya od razu bym się ucieszyła bo WIEM, że dziecko to skarb a potem dopiero zaczęłabym się martwić. Mnie "rozpiesciła" w tej kwestii moja starsza córka- ona zaczęła przesypiać całe noce jak skończyła 8 tygodni, nie darła się, nie miała kolek, była co prawda niejadkiem ale co tam. Tak naprawdę wychowywałam ją sama- bo mój ówczesny mąż bardzo dużo pracował i jakoś ogarniałam to zycie. Gdy byłam w ciąży z malutkim byłam pewna, ze będzie tak samo: dziecko zaraz zacznie przesypiać całe noce a jak coś to mam piersi pełne mleka i nie zawaham się ich uzyć! :-) Więc po porodzie wzięłam tego maluszka w ramiona i mozna powiedzieć że zalała mnie ta "fala miłosci". A potem przyszło zycie. Mój malutki zaczął przesypiać całe noce w wieku lat 2 z hakiem, Jako mały bobas robił się głodny co 1,5, max 2 godziny i DARŁ się z tego głodu. Ale tak jakby go zarzynali. Nie był w stanie wytrzymać czasu od obudzenia do wyjęcia cycka bez darcia! Przez 1,5 roku chodziłam do pracy nieprzytomna bo nawet jak był juz odstawiony od piersi do dalej budził się kilka razy w nocy - głównie z wrzaskiem z niewiadomo jakich przyczyn. I w takich momentach właśnie moja "fala miłości" ustępowała zupełnie innym uczuciom :-) . Teraz mój synuś jest moim "gazem rozweselającym"- kładzie mnie na łopatki swoimi tekstami zapożyczonymi od pań z przedszkola.
    Reasumując - dzieci to skarb, tylko trzeba przeczekać te najgorsze momenty- jeśli wystapią :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, wiekszosc dzieci te gorsze momenty ma i w momencie, kiedy akurat wystepuja czlowiek rwie wlosy z glowy z frustracji. :)
      Jak czytam o Twoim synusiu to jakbym czytala o Bi (zreszta juz nieraz stwierdzalysmy, ze nasze dzieci maja strasznie podobne charaktery). :) Ona tez darla sie zanim sie jeszcze dobrze obudzila. Zreszta ma tak do dzis, jak tylko sie zbudzi od razu ryczy, nie wazne czy jest wyspana czy nie. :)
      Za to corci Ci zazdroszcze. Moze moj maly tez bedzie takim aniolkiem? ;)
      Ja tez teraz uwielbiam Bi i ciesze sie, ze wreszcie nie tylko ja kocham, ale ja zwyczajnie lubie i spedzam z nia czas bez odliczania godzin i minut do pory spania (no chyba, ze ma wyjatkowo "jojczacy" dzien). :)

      Usuń
  6. Trochę mi się smutno zrobiło... ale tak mi ostatnio się robi z byle powodu... podziwiam Twoją szczerość. Może dzięki takim głosom trochę młodych kobiet przygotuje się na to, że może nie być to takie łatwe, cudowne i naturalne. Może coś przemyślą nim się zdecydują.
    Ja chyba jestem Matką Polką. Kochałam już samą ideę mojego dziecka nim je poczęłam, kochałam je w brzuchu i od narodzin taką najmocniejszą w świecie miłością. Ale teraz kocham je milion razy bardziej niż wtedy. Choć nie sądziłam, że to możliwe. Cierpliwości nigdy mi nie brakowało (dopiero teraz się to czasem zdarza, ale to jest problem ze mną, nie z małą, bo to ja za długo jestem w domu i buduję swoje frustracje) i niewygód związanych z noworodkiem tak nie wspominam, choć to najcięższy pewnie czas w życiu i nieraz pod tym szybkim prysznicem padało się z nóg. Może dużo zależy od nastawienia, wiedzy o tym, jako może być, różnego spojrzenia na dziecko i dzieciństwo... Kiedyś usłyszałam od mojej koleżanki to co dziś u Ciebie czytam, że nie kochała swojego dziecka ani w brzuchu ani przez jakiś rok przykucia do niego cyckiem w domu, a dziś dowiedziałam się, że po kilku latach jest tak spełnioną matką, że zdecydowała się na drugie dziecko. Nikt z nas nie przeżywa tak samo, nie jest tak samo emocjonalny, nie buduje miłości w ten sam sposób i z dziećmi też tak jest. To przecież kolejni ludzie na naszej drodze, musimy się siebie nauczyć, dopasować, polubić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie smuc sie Dorotko. :) Nie kazda kobieta potrafi byc taka cudowna mama jak Ty. Niektore z nas maja lekkie problemy z instynktem macierzynskim. Sa i takie, ktore nie maja go wcale... :) Ja i tak ciesze sie, ze obylam sie bez depresji poporodowej (zreszta moze i mialam jej lekka wersje i stad te problemy z zaakceptowaniem Bi?).
      Twoja kolezanke doskonale rozumiem. W miare jak moja mala rosnie, kocham ja coraz bardziej i od paru miesiecy naprawde lubie spedzac z nia czas. Ja po prostu nie nadaje sie do tego okresu niemowlecego, kiedy dziecko tylko lezy i wyje, a czlowiek glowi sie o co mu tym razem chodzi. :)
      I zgadza sie, dziecko jest drugim czlowiekiem, odrebna jednostka, ktorej trzeba sie nauczyc i ktora musi sie nauczyc ciebie. I milosc do dziecka jest chyba najtrudniejsza, bo ono na poczatku daje bardzo malo od siebie...

      Usuń
  7. Jeszcze niedawno temu bym się obruszyła i strzeliła focha,bo wiele lat staraliśmy się o dziecko a jak się już udawało to traciłam ciąże...Miałam wyidealizowany obraz ciąży,noworodków i dzieci.Wszystko co mieści się w tym temacie było różowe lub błekitne,miękkie,pachnące,przyjemne,delikatne...ucieleśnienie szcześcia.A jednak zaczeło sie coś zmieniać...Dzisiaj,z perspektywy czasu,rozstania z m i przeczytania powyższego tekstu nabrałam dystansu....chyba nie chce mieć dzieci.A może po prostu godze się z tą sytuacją,bo wszelaki znaki na niebie i ziemi pokazują,że mieć ich nie będe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedzialam, ze akurat ten temat moze budzic lekka kontrowersje. :) Stwierdzilam jednak, ze po to mam ten blog, zeby wpisywac takie przemyslenia. Nie wiem czy odwazylabym sie przyznac do tego rodzaju odczuc stojac z kims twarza w twarz...
      Ja tez mialam taki wyidealizowany obraz macierzynstwa podczas tych ponad 3 lat kiedy staralismy sie o ciaze. Tym bardziej, ze w miedzyczasie moja siostra urodzila coreczke i siostrzenica byla najspokojniejszym niemowleciem jakie znam. To dziecko tylko jadlo i spalo, praktycznie nie plakalo. Moja siostra tak sie przy niej nudzila, ze zaczela wlasnorecznie szyc maskotki, robic kartki swiateczne i tym podobne artystyczne duperelki. Wiec poniekad oczekiwalam czegos podobnego. Niestety, marudnosc Bi nieco mnie przerosla. :)
      I nie pisz prosze, ze nie bedziesz miec dzieci (chyba, ze rzeczywiscie nie bedziesz ich chciala). Wierz mi, ja tez w ktoryms momencie tak myslalam. A teraz prosze, oczekuje drugiego. :)

      Usuń
    2. Ja już nie mam czasu na nadzieje,za stara jestem :)

      Usuń
    3. Cos Ty, poki brak menopauzy, poty nadziei!!! ;)

      Usuń