Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 21 września 2018

Ostatnie dni kalendarzowego lata

Nie moge uwierzyc, ze juz w niedziele (wedlug mojego kalendarza) wypada pierwszy dzien jesieni! To lato minelo tak szybko, ze nie zrealizowalam mnostwa wycieczek, ktore sobie zaplanowalam. :( I nie wiem czy zrealizuje jeszcze w tym roku niestety...
A nawet pomijajac wycieczki czy inne atrakcje, nie jestem zupelnie gotowa na dlugie, ciemne wieczory, pluche oraz przenikajace zimno, z ktorym nieodzownie kojarzy mi sie jesien... :/

Lato smignelo niewiadomo kiedy i nie zdazylam pojechac tu i tam, ale ja w ogole ostatnio nie nadazam z niczym. No dobrze, przyznaje, troche wynika to z mojego lenistwa, bo kiedy przyjezdzam do domu, a zazwyczaj jest to okolo 16:30, to zwyczajnie nie chce mi sie juz dzialac i ogarniam tylko to, co niezbedne. A i tak wieczory mijaja ekspresowo. W zwiazku z nadchodzaca jesienia, na wielu blogach widze tytuly w stylu "Jesienna odslona salonu" albo "Oswajmy jesien" (gdzie tez pokazywane sa klimatyczne dodatki oraz dekoracje), itp. Zastanawia mnie, kto ma na takie cos czas?! Ja nie mam go wystarczajaco, zeby porzadnie posprzatac, a co dopiero dodawac jeszcze jakies dodatkowe, sezonowe akcenty! :D

Powiedzcie prosze, ze tez tak macie, bo inaczej wychodzi na to, ze jestem ch*jowa pania domu! :D

Za nami rozpoczecie roku w Polskiej Szkole. Ech, zaczelo sie... Koniec spania w soboty do oporu. Na 8:30 rano Potworki beda musialy stawic sie juz w klasach. A ze szkola miesci sie po przeciwnej stronie sasiedniego wiekszego miasta, a przy tym ciezko jest przy niej o parking, wiec najpozniej o 8 bedziemy musieli byc juz w aucie i wyjezdzac z garazu. :) Potwory raczej tego nie odczuja, bowiem prawie co rano same z siebie zrywaja sie o 6:30 rano i schodza na dol ogladac bajki. Ale dla mnie to bedzie tortura, bo ja tak lubie powylegiwac sie do 9... ;)

W kazdym razie pojechalismy na rozpoczecie. Potworki w uroczystych galowych strojach.

Granatowa spodniczka, granatowe spodenki, biale bluzki, normalnie Polska wita! :)

Co prawda stwierdzilam, ze te ich galowe stroje maja w sobie spora doze swobody, ale siostra (nauczycielka) pocieszyla mnie, ze wygladaja wystarczajaco elegancko. Mowi, ze w gimnazjum, w ktorym uczy, uczennice potrafia przyjsc na uroczystosci szkolne w legginsach, bo przeciez te sa czarne... ;)
Przyznam, ze poczatek uroczystosci mocno mnie wzruszyl. Przypomnialy mi sie moje wlasne szkolne akademie oraz apele. Byl poczet sztandarowy, byl mazurek Dabrowskiego... I byl hymn amerykanski oczywiscie... ;) Potem jednak wszystko brzydko sie rozjechalo... Troche z winy prowadzacych. Zamiast wprowadzic w rozpoczecie roku troche inwencji oraz nieco charyzmy to poza powitaniem oraz rozdaniem dyplomow grupce uczniow, ktorzy wygrali konkurs matematyczny (wyniki ogloszono latem i nie bylo ich kiedy wczesniej nagrodzic), panie walnely te same przemowienie, co na spotkaniu organizacyjnym dla nowych uczniow. To o sponsorach, platnosciach oraz nagrodach i karach. :D Wszystko jednostajnym, nudnym glosem... Jesli dodac, ze wszystko to mozna przeczytac na ich stronie i ze co roku mowia to samo (pani prezes osobiscie o tym wspomniala), nic dziwnego, ze ludzie przestali ich sluchac! Chociaz i tak bylo mi za nich wstyd. W auli zrobil sie taki gwar, ze ledwie bylo slychac przemawiajaca osobe, a mowila przez mikrofon. Czekalam, zeby ktos upomnial, ze tak sie nie robi, ze wypada okazac osobie mowiacej szacunek, ale nic takiego sie nie stalo. Ze dzieci sie wiercily, nie dziwie sie ani troche. Ale rodzice tez przeginali. Z zazenowaniem patrzylam, jak matka kilka miejsc nizej, strzelala selfie sobie oraz corce i jej kolezance, po czym dorabiala jakies gwiazdki i inne ozdobki w aplikacji, a dziewczynki glosno chichotaly.
Pozalowalam, ze nie ma tam dyrektora mojego liceum. Facet byl niezbyt lubiany, ale zaraz by huknal w mikrofon i zaprowadzil porzadek. ;)

W kazdym razie, po wszystkich informacjach, nauczyciele wystapili na scene i po ogloszeniu kto uczy ktora klase, poprowadzili swoich uczniow do sal. I tu wlasnie mialam ochote sie sklonowac, bo nie moglam za zadne skarby podazyc za dwiema klasami na raz. Wybralam pojscie za Nikiem, a potem odszukanie z Bi jej sali. Po ulokowaniu wiec Mlodszego w klasie, ruszylysmy ze Starsza na poszukiwania jej pani oraz kolegow. Okazalo sie to nie lada wyzwaniem. 
Polska szkola wynajmuje na soboty czesc klas z tutejszego liceum (high school), ktore jest ogromnym gmaszyskiem z kilkoma skrzydlami rozniacymi sie ukladem oraz liczba poziomow. Okazalo sie przy tym, ze sala Bi miesci sie w malym, bocznym korytarzyku, poza glownym holem... I wez tu ja znajdz! :O

Przed gmachem Polskiej Szkoly. Ciekawe ile do niej pochodza? :D

W koncu jednak odnalazlam klase corki, wysluchalam powitania nauczycielki, zapisalam co z wyprawki trzeba dokupic, po czym popedzilam z powrotem do klasy Kokusia, w celu spisania tych samych informacji. A tu zonk, bo zajelo mi 5 minut krazenia w kolko, zeby odnalezc jego sale. Pamietalam, ze jest ona pietro wyzej, ale tu jakies schody nie wygladajace zbyt znajomo, tam inne schody, tam jakis korytarzyk... Za cholere nie moglam sie odnalezc. :)
A po spotkaniu w klasach czekalo mnie stanie pol godziny w kolejce, zeby zapisac sie na dyzur. :) Wpisalam sie na marzec. Stwierdzilam, ze jesli Potworki zrezygnuja po I semestrze, przynajmniej to mnie ominie. :D

W kazdym razie, pomijajac szkolne labirynty oraz zle wychowanych ziomkow, nie bylo zle. Pozytywnie "rozczarowaly" nauczycielki i mam nadzieje, ze te pierwsze wrazenie sie utrzyma. Pani Bi sprawila wrazenie bardzo spokojnej i cieplej, za to pani Kokusia to wulkan energii ze swietnym podejsciem do takich maluchow. :)
Od nastepnej soboty odstawiam Potwory rano i mam 4 godziny wolnosci! Czaicie to?! Nie wiem czy sie odnajde w takiej ilosci "bezdzietnego" czasu... :D

Zartuje... Po odwiezieniu dzieciakow podjade do polskich sklepow, skoro i tak bede w okolicy. Zanim zrobie zakupy i dojade do domu, zostanie mi pewnie jakies 1.5 godziny, po czym bede musiala wracac po Potworki. Zamiast relaksu czeka mnie wiec jazda w te i we wte... ;)

Zeby odstresowac cala rodzine po poczatku polskiej szkoly oraz skorzystac z zapewne ostatnich goracych, letnich dni, na niedziele zaplanowalam jedna z zaleglych, wakacyjnych wycieczek. Na kilka dni wrocily bowiem upaly. W niedziele bylo niespodziewanie az "za" goraco, bowiem temperatura dobila do 31 stopni, mimo, ze zapowiadali "tylko" 27. ;) Do tego lazurowe niebo bez jednej chmurki i... pewnie mozna bylo spokojnie plazowac (i wiele osob tak zrobilo), ale my obralismy kierunek polnocny zamiast poludniowego i wyladowalismy w... zoo! ;) Tym razem ponioslo nas do wiekszego (choc wcale nie ogromnego), w sasiednim Stanie. Jechalismy 1.5 godziny, przy czym ostatnie 15 minut to byly boczne, malutkie drozki, gdzie dwa auta z trudem sie mijaly. Przy tym zadnego znaku, ze gdzies w poblizu znajduje sie zoo, a pomyslalabym, ze takie miejsce bedzie porzadnie zareklamowane! Malzonek poprosil, zebym sprawdzila jeszcze raz adres, bo wygladalo to jakbysmy jechali do czyjegos domu i to na totalnym zadupiu! W ktoryms momencie sama zwatpilam... Az nagle, wyjechalismy z lasu i znienacka znalezlismy sie na wielkim parkingu! :D

Trafilismy wiec jednak bezblednie i w dodatku okazalo sie, ze dla osob z naszego Stanu byla tego dnia promocja, czyli placac za jeden pelen bilet, druga osoba wchodzila za darmo. Przyjechalismy wiec w 4 osoby, a zaplacilismy za 2! To sie nazywa interes! :)

Zoo, oprocz zwierzat, mialo sporo innych atrakcji. Bylo kilka karuzel, na ktorych (po zaplaceniu nieco wiecej przy wejsciu) dzieci moga jezdzic do oporu. Wrzucam zdjecia tylko dwoch z nich, ale w sumie znalazlo ich sie (jesli dobrze licze) 7.

To cos, co wydawalo sie polaczeniem lodzi podwodnej z samolotem, unosilo sie w gore i opadalo na dol, a dzieciaki piszczaly z radosci. ;)

Bi najbardzie przypadla do gustu staroswiecka karuzela ze zwierzatkami, ktore rowniez unosily sie w gore i dol

Byly przejazdzki na kucykach:


Za dodatkowa oplata mozna bylo nakarmic zyrafe (nie skorzystalismy). Byla tez specjalnie odgrodzona czesc lasu, po ktorym walesalo sie stado saren podchodzacych do ludzi i jedzacych ziarna kukurydzy z rak. Potworki byly bardzo rozczarowane, bo sarenki, choc ludzi sie nie baly, nie dawaly sie poglaskac, tylko spierdzielaly az sie kurzylo. :D


Byla mala "papugarnia", gdzie papuzki faliste rowniez jadly zierenka rozdawane przez ludzi.

Nik byl bardzo rozczarowany, bo biegal od jednej grupki ptaszkow do drugiej, ale straszyl je i uciekaly. W koncu jednak stanal spokojnie na tyle dlugo, ze jakas lakoma papuga usiadla na jego patyczku. :)

Bi w koncu opanowala sztuke spokojnego stania i w ktoryms momencie miala na rekach 3 papuzki na raz :)

Jakby malo bylo tego dokarmiania, znalazla sie tez zagroda pelna lakomych koz.

Bi strasznie chciala te kozy glaskac, ale one myslaly wylacznie o jedzeniu :D

Wspinaly sie po ludziach niczym po drzewach. ;)

Te cholery byly tak cwane, ze kiedy wkladalo sie monety do maszynki wydajacej pokarm, te najwieksze stawaly na tylnych racicach, wkladaly pysk w otwor maszyny i wyjadaly grudki karmy szybciej niz czlowiek dawal rade ja pozbierac! Takie szelmy! :D

Jedna nienazarta koza uznala, ze spodnie M. tez sa jadalne. ;) To az niesamowite, bo trafilismy do ich zagrody pod koniec wycieczki, a wiec poznym popoludniem. To oznacza, ze ludzie karmili te stworzenia caly Bozy dzien, a one nadal nie mialy dosc! :O

Oczywiscie wszedzie trzeba bylo placic dodatkowo za karme, a ze mlodsza czesc zwiedzajacych koniecznie musiala pokarmic wszystkie mozliwe zwierzaki, wiec mozna tam bylo stracic majatek. ;) A jeszcze znalazla sie niezliczona ilosc budek z niezdrowym zarciem oraz lodami. :)
Z dodatkowych atrakcji, mozliwa byla rowniez przejazdzka na krzeselkach a'la wyciag narciarski. Trasa biegla w ksztalcie trojkata nad niemal calym zoo.

Slabo to widac wsrod tej zieleni, ale na krzeselku jada M. z Kokusiem. Jechali przede mna i Bi, wiec udalo mi sie pstryknac im zdjecie kiedy wyciag akurat zakrecal :)

Jesli ktos woli trzymac sie ziemi, moze przejechac sie pociagiem, ktory wjezdza w sam srodek niektorych zagrod. Nam nie starczylo juz niestety czasu, mimo, ze Nik bardzo na to nalegal.

Widok z wyciagu na pociag przejezdzajacy przez zagrode najwiekszych jeleni swiata - wapiti. Widac jakie sa ogromne w porownaniu z pojazdem przewozacym ludzi

Ogolnie uwazam, ze miejsce jest bardzo fajne i spokojnie starczy na calodniowa wycieczke. My w sumie spedzilismy tam prawie 4 godziny i nie starczylo nam czasu wlasnie na pociag (zamykali juz caly park), zas na placu zabaw (tak, byl tez i plac zabaw! :D) spedzilismy raptem kilka minut. A! Byla tez przejazdzka na linie (w specjalnych fotelach) nad czubkami drzew. Bi upierala sie, ze chce, ale to atrakcja z tych ekstremalnych. Liny zawieszone sa wysooooko, a krzeselka pedza z predkoscia swiatla. Mnie zemdlilo na sam widok, a M. oswiadczyl, ze nie wyglada to bezpiecznie i Bi nie puscil. ;)

Moje "pieknosci" (jedno sie krzywi, drugie przezuwa) z innymi pieknosciami - nosorozcami w tle :D

W sumie wiec, JA uwazam wycieczke za udana. Za to moj maz sie wyraznie starzeje, bo w drodze powrotnej nic, tylko marudzil... A ze za malo gadow (no fakt, ze tych bylo w sumie niewiele), a ze tylko dwa lwy (bo on oczekiwal calego stada i pewnie jakiegos polowanka w tle :D), a ze nie mieli slonia... Ani hipopotamow... I ogolnie CO TO ZA ZOO?!
Nie wiem co to za zoo, ale mi sie tam ono podobalo. Stwierdzam coraz czesciej, ze na takie wycieczki musze jezdzic sama z Potworkami, bo moj malzonek nie potrafi spojrzec na nie przez pryzmat tego, ze jestesmy tam dla dzieci. Potworki wyszly zachwycone (chociaz kiedy spytalam co im sie najbardziej podobalo, uslyszalam, ze przejazdzka na wyciagu - bez komentarza :D), a to najwazniejsze. Sama dla siebie tez nie wybralabym wycieczki do zoo, ale ze wzgledu na dzieciaki uwazam, ze bylo warto...

Kangury mialy ludzi w doopie (pewnie dlatego, ze ich nie karmili, haha) i chociaz Potworki bardzo chcialy zobaczyc jak skacza, te wolaly wylegiwac sie na piachu ;)

W poniedzialek, w szkole Potworkow odbylo sie doroczne curriculum night, czyli spotkanie nauczycieli z rodzicami swoich podopiecznych. To jedna z tych "imprez, na ktorych nie dowiadujesz sie niczego ciekawego, ale po prostu wypada byc... ;) Chociaz, u Kokusia zjawilo sie siedmioro rodzicow na... 19 dzieci. Troche slabo... W kazdym razie przybylam, odhaczylam swoja obecnosc i chociaz musialam podzielic swoj czas na dwie rozne klasy, to zawsze to cos. W tej szkole przynajmniej po spotkaniu z nauczycielami nie ma ogolnoszkolnego przemowienia na sali gimnastycznej. ;) Ale zbiorka pieniazkow kwitla. Na korytarzu ponownie sprzedawano koszulki z logo szkoly oraz rozne biurowe akcesoria. Cieszylam sie, ze nie wzielam ze soba Potworkow, bo na bank by mnie na cos naciagneli. Mietka jestem. ;) O te "zabranie" byla zreszta wielka awantura, bo Bi byla nastawiona, ze idzie (w mailach nauczycielki zaznaczyly, ze mozna przyprowadzic dzieci i najwyrazniej wspomnialy cos o tym uczniom). Kiedy wiec oznajmilam corce, ze mowy nie ma, bo jesli wezme ja, Nik tez bedzie chcial jechac, a obydwoje rok temu (kiedy musialam ich wziac bowiem M. pracowal na druga zmiane) zachowywali sie wrecz karygodnie, ta zaczela po swojemu tupac noga i syczec, ze "it's not fair!". Coz, zycie jest nie fair, corko. Zacznij sie przyzwyczajac... ;) To Bibusiowe it's not fair slyszymy ostatnio zreszta bardzo czesto, ale to chyba temat na osobnego posta...

Rowniez w poniedzialek, Bi przytargala do domu skrzypce. Musze przyznac, ze te miniaturowe skrzypki sa piekne, ale dzwiek... Narazie Bi nauczyla sie tylko naciagac smyczek, przecierac struny specjalna gabka i ma ogolnie cwiczyc wydawanie z instrumentu dzwieku. Tiaaa... Pewnie mozecie sobie wyobrazic te "muzyke". Zgrzyt taki, ze plomby w zebach bola. :D

Skrzypek na dachu! :D Najpierw Bi rzepolila trzymajac skrzypce na kolanach. Na moj protest oswiadczyla, ze pani im pozwala. W koncu jednak chwycila instrument prawidlowo ;)

Poki co Bi podniecona, sama wyciaga skrzypce tuzin razy dziennie. Ciekawe co bedzie, kiedy zacznie sie uczyc konkretnych melodii i kaze jej cwiczyc codziennie? Nie widze tego kolorowo... ;)

Ruszylismy rowniez z remontem lazienki. Skoro nie mozna w niej po ludzku wziac prysznica, to niestety trzeba cos z tym zrobic. Oczywiscie moglibysmy wymienic tylko zepsuta armature, ale ze lazienka i tak wrecz krzyczy o remont, chcemy wymienic cala kabine, a przy okazji szafke ze zlewem. Juz tradycyjnie, M. chce zrobic wszystko sam, a wiec zeby zaoszczedzic nieco jego czasu oraz nerwow, zostawiamy kibelek oraz kafle na podlodze (ktore i tak mi sie podobaja) i na scianach. Te scienne sa na szczescie biale, wiec beda pasowac do wszystkiego. Pechowo maja wzorek, ale ma on na tyle neutralne kolory, ze nie rzuca sie bardzo w oczy. Mnie, dekoratorowi - amatorowi pozostalo tak dobrac kolory i styl, zeby to wszystko mialo rece i nogi. ;) Poki co M. jest na etapie kucia. Wlasciciele przed nami mieli "genialny" pomysl, zeby nad kabina polozyc kafelki. Brzydkie - zgnilozielone, ale to teraz w sumie niewazne. Niestety, kucie kafelkow w amerykanskich domach, ktore budowane sa z drewna oraz dykty, oznacza dziury w scianach. Na wylot.

To byl stan lazienki ze srody. Obecnie nie mam juz ani wanny, ani kabiny, ani scian i podlog :O

Po wyrwaniu kabiny okazalo sie, ze byla wstawiona na puste belki, bez scian i miejscami izolacji. Zreszta, moze izolacje kiedys w tych miejscach byla, ale teraz wypadlo z nich mnostwo smieci, trawy oraz... zwierzecych odchodow... :O I to nie mysich niestety... Sadzac po rozmiarze, zostawily je albo szczury albo chipmunk'i (wiewiorki ziemne). Brrr... Zanim wiec da sie tam polozyc kafle, czeka M. stawianie specjalnych, wodoodpornych scian oraz kladzenie warstwy izolacyjnej. Bedzie sie dzialo... Nie mam tez watpliwosci, ze po drodze wyskocza rozne "niespodzianki". Oby jak najdrobniejsze. ;)
A jak prysznic bedzie gotowy (bo w naszej lazience nie chcemy wanny, zostawimy tylko prysznic), przyjdzie kolej na wymiane szafki, zlewu oraz lustra. :)

W srode Zydzi obchodzili Yom Kippur, co dla dzieci oznacza dzien wolny od szkoly. Dla pracujacych rodzicow oznacza zas zagroske, co z tymi dziecmi zrobic. ;) Tym razem, chcac zaoszczedzic dzien wolny, oznajmilam, ze bede pracowac z domu. ;) Praca z domu ma te zalete, ze mozna ja wykonywac o dowolnej porze. I tak, ja do mojej, poza sprawdzaniem i odpisywaniem na maile, usiadlam po 19. Liczy sie jednak, ze ja wykonalam, prawda? ;)
Poza tym spedzilam dzien glownie jako wzorowa gospodyni domowa, a za to marna matka. Dawno juz Potworki nie mialy dnia kiedy ogladaly taka ilosc bajek. ;)
Rano wzielam ich na poczte, zeby wyrobic sobie nowy paszport, po czym wrocilam do domu i zabralam sie za gotowanie (a tak bylo dobrze jak tesciowa codzien pichcila obiadki!). Postanowilam pogotowac na przynajmniej 2-3 dni naprzod skoro bylam juz w domu i w rezultacie spedzilam ponad 2 godziny nad garami. Pozniej uznalam, ze dluzej juz nie moge ignorowac stanu podlog (a tak bylo dobrze jak tesciowa co drugi dzien odkurzala!) i zlapalam za odkurzacz oraz mopa. Potem trzeba bylo Potworkom wcisnac swiezo ugotowany obiad, nastepnie popedzilismy na plywanie i dzien zlecial niewiadomo kiedy. ;)

Kokus w koncu przeplywa cala dlugosc basenu, bez odpoczynku

Widzicie ten syf za oknem? ;) Trwa remont kortow tenisowych

Nie wiem czy w Polsce czuc jesien. U nas (poza zeszlotygodniowym drastycznym acz chwilowym ochlodzeniem) do srody bylo przepieknie! A od czwartku jesien znow postanowila przypomniec, ze nadchodzi. W dzien nie jest zle - okolo 22 stopni, ale 14 kresek w nocy to stanowczo nie jest to, co tygryski lubia najbardziej. ;) Trzeba bylo wyciagnac dlugie spodnie, a szorty pomalu mozna juz odlozyc na kolejny rok. Jadac do/z pracy widze pojedyncze kolorowe drzewa, a wiec tak, moi Drodzy. Koniec. Finito. Trzeba latu powiedziec do zobaczenia za 9 miesiecy.

Komu depresji jesiennej, komu?! :)

26 komentarzy:

  1. W Polsce też jest pięknie i bardzo gorąco, aż trochę dziwnie,że o osmej wieczorem chodzę w szortach. Kupiłam imbir do herbaty, ale pasowałoby pić mrożoną. Ale podobno idzie ochłodzenie :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda szybko nadrobila jesienne zaleglosci i w Polsce juz zimnica. :D U nas naprzemian jesien i pozne lato. ;)

      Usuń
  2. No nie, myslalam że uf jestem na bieząco piszac dopiero co komentarz pod poprzednim postem, a tu już nowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas nieustanne lato, ostatni tydzień upalny, codziennie termometr mi mówi, że mamy 29-31C w drugiej połowie września.. ja chcę już piękną jesień i deszczu choć trochę, bo zapomniałam jak to zjawisko wygląda. Nad morzem od poczatku września padał mały deszczyk raz, RAZ! w nocy. To nie jest normalne. Schną mi tam thuje :/

      Usuń
    2. Deszczem chetnie sie podziele. W mojej slonecznej Hameryce pada w tym roku wyjatkowo czesto. :( Ale slysze, ze do Polski przyszlo ochlodzenie?

      Musialas pechowo wstrzelic sie z komentarzem kiedy akurat publikowalam posta. ;)

      Usuń
  3. W Polsce jeszcze dziś w południe było gorące lato... A potem- no armagedon. Wiedziałam, że to nastąpi bo śledziłam prognozy ale i tak skala załamania pogody mnie zaskoczyła. Było coś na kształt burzy piaskowej i powiem Ci, że chyba tej prawdziwej, to bym nie chciała doświadczyć!
    U nas rozpoczęcie roku też wypadło słabo. Może apel jeszcze, jeszcze. Choć JAK ZWYKLE problemy z mikrofonem, zakończone przemawianiem bez niego. Rozpierdoliło mnie to już totalnie, bo tak jest co roku. I tak sobie myślę, no czy jeśli wiadomo, ze te mikrofony mają taką tendencję od odmawiania posłuszeństwa, to nie można kupować na wrzesień nowego??? W końcu to nie jest chyba ultra duży wydatek.
    Jesienna odsłona salonu?? Boże! Chyba ostatni raz w coś takiego bawiłam się ze trzy lata temu. I absolutnie nie krytykuję. Ja zwyczajnie zazdroszczę, że ludzie mają czas o takim czymś myśleć i to zorganizować. Ja się czuję królową organizacji, jeśli uda mi się po południu umyć podłogi w domu... Serio, od 3września mam wrażenie, że żyję w jakimś wariatkowie. Budzę się i wiem, że za chwilę będzie wieczór, ale najpierw mnie ten dzień totalnie przeora.
    Fajna wycieczka. Moje dziewczyny też uwielbiają takie karuzele i zwierzaki oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Właśnie po rozpoczęciu roku powiem Ci, że dziewczyny już w podstawówce bardzo różnie rozumieją strój galowy i niestety- włącznie z moim starszym dzieckiem. Co ciekawe, z braku czasu poprosiłam moją mamę, żeby pojechała z Elizą na zakupy. Jak zobaczyłam, co kupiły, to pomyślałam, że chyba jestem bardziej konserwatywna, niż moja mama!

      Usuń
    2. Z tymi jesiennymi dekoracjami domu, to troche ludziom zazdroszcze, ze maja na to czas, a troche podziwiam, ze im sie chce. ;)
      Wy to w ogole jestescie milosnikami zoo. Ja lubie, Potworki oczywiscie przepadaja, ale M. to nie wiem kiedy znow namowie. :D
      Podlogi, podlogi... A, czekaj, no mam takie cos w domu... Wstyd, ale sprzatanie wiecznie odkladam na weekend, a w weekend potem trafia mi sie taki kociol, ze nie wyrabiam i choc we wtorek bylam z siebie dumna, bo odkurzylam dol, to na gore juz nie dotarlam. :/ Ch*jowa pani domu, jak nic. ;)
      Takie problemy z mikrofonem na zawsze ksiadz w naszej parafii. Wiecznie musi w niego pukac czy potrzasac, a potem w koncu mowi bez, bo kosciol maly i wszystko swietnie slychac. ;)
      O, ja to WIEM, ze jestem bardziej konserwatywna niz moja mamuska! :D

      Usuń
  4. U nas wieczoru już chłodne, choć bardziej przeszkadza mi, że tak szybko robi się szarówka. Ale nie jest źle, bo ja z tych lubiących jesień. Choć czasu na dekoracje zdecydowanie brak. Może z urodzinowymi się wyrobię, mam w końcu dwa miesiące.
    ZOO całkiem fajne. Tygrys przepada, więc każdym jest zachwycony. Warszawskie musimy odhaczać co roku, choć nam średnio się podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My ciagle planujemy pojechac do zoo w Nowym Jorku i nie wiem kiedy sie w koncu zbierzemy... :/
      Wlasnie. U nas bylo dzis cieplo, ale pochmurno. Wyszlam z dzieciakami po 18 na dwor, zeby jeszcze lyknely troche swiezego powietrza i nie moglam sie nadziwic, ze juz jest szarawo! :O

      Usuń
  5. U nas pogoda jeszcze całkiem niezła, choć to już oczywiście nie to samo, co jakiś miesiąc temu... Zobaczymy kiedy przywieje do nas jesień, mam nadzieję, że nie za prędko bo planowałam jeszcze pierwszą wycieczkę z małą nad morze... No ale się okaże co to będzie.
    Za to wczoraj w Lidlu natknęłam się na półkę pełną czekoladowych Mikołajów! Skoro więc Gwiazdka zbliża się wielkimi krokami, to do lata też przeleci ;P
    Zoo super, najważniejsze, że potworki zadowolone. Ale z tego co piszesz, to mieli tam naprawdę sporo atrakcji, więc nie ma się co dziwić, że dobrze się bawili :)
    Cierpliwości i powodzenia z remontem życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas w sklepach jeszcze rzadzi Halloween, ale gdzieniegdzie pierwsze ozdoby bozonarodzeniowe tez sie pojawiaja. Wraz z 1 listopada, wszedzie wybuchnie choinkami oraz Mikolajami! :D
      U nas jesien poki co zjawia sie pojedynczymi dniami. Chyba zaglada i bada "teren". ;)

      Usuń
  6. Jesień. Wczoraj jeszcze upał (dosłownie!), a dziś zimno, deszcz i wiatr. Lubię jesień, ale... tak przyjemniej jakoś na wiosnę i lato. Za rogiem czai się moja trzydziestka :D

    Potworkom ładnie w galowych strojach, nawet takich swobodnych. Oby polska szkoła okazała się fajna, tego Wam życzę.

    O, Bi ma nową pasję :) Masz naprawdę wszechstronne dziecko: akrobatyka, basen, teraz skrzypce. Aż kompleksów nabieram, że ja niczego z tych rzeczy w życiu nie spróbowałam, nawet na basenie nie byłam nigdy, ale wstyd :D

    Moim zdaniem ZOO było bardzo fajne. Ogród zoologiczny to nie tylko słonie ;) Ale fakt, niektórzy mężczyźni dużo zrzędzą, choć nikt nie przebije męża mojej koleżanki - fajny, przystojny, zdrowy, bogaty facet, a gdy mówi, to człowiekowi ciężko się robi, że życie jest takie beznadziejne. Także tego, nie jest najgorzej :)

    Trzymajcie się ciepło i mimo wszystko niedepresyjnie w Waszej Ameryce :) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas poki co pogoda w kratke: raz zimno, raz upal. Ale od piatku ma sie juz ochlodzic na dobre niestety... :(
      Co do polskiej szkoly to i ja i dzieci mamy wzloty i upadki. Mysle, ze trzeba przejsc przez ten rok i wtedy mozna bedzie zrobic bilans plusow i minusow. :)
      Bi jest takim dzieckiem, ktore wszystkiego chce sprobowac. Nawet teraz, mimo, ze start w nowy rok szkolny miala w sumie trudny, dusi mnie i gimnastyke i jazde konna. Poki co to JA mowie stop. ;) A akurat na skrzypce sama w zyciu bym jej nie zapisala, ale ze lekcje sa w czasie zajec szkolnych, to prosze bardzo! :)
      Niestety, czasami faceci to zrzedy. Gorzej niz baby... :)

      Usuń
  7. Nie martw się. Ja też się z niczym nie wyrabiam, biegam jak chomik na kołowrotku i też się zastanawiam, czy tylko ja jestem taka mało gramotna :D

    Pięknie wyglądali w tych galowych strojach. A co do zachowania rodziców, to my z Krzyśkiem też ostatnio byliśmy zażenowani jak pani wychowawczyni 4 razy prosiła rodziców o ciszę, bo ci gadali ze sobą i ją ignorowali. I tak parę razy podczas zebrania, miałam wrażenie że gorzej jej uciszyć rodziców niż dzieci :)

    Po tych zdjęciach widać, że wycieczka udana i atrakcji wiele. U nas poza zwierzakami, kilkoma placami zabaw i kolejką nie ma praktycznie nic. Dlatego chociaż Krzysiek chciał w tym roku iść do ZOO, ja powiedziałam, że nie wyrobię tam trzeci rok pod rząd. Jak chcą możemy iść w przyszłym roku, jak już trochę zapomnę co tam jest :)

    Bi z tymi skrzypcami wygląda nieziemsko. Na razie to są "dźwięki", ale jak w końcu zacznie grać, to będziesz z dumą pokazywała nam filmiki.

    Przeraziłaś mnie opisem tego, co znaleźliście przy remoncie łazienki. Strach się bać...

    U nas jeszcze w piątek było gorąco i duszno. Od wczoraj chłodno, a dzisiaj cały dzień pada i tak zapowiadają cały tydzień. Śmiejemy się z Krzyśkiem, że jak całe lato był upał, tak teraz całą jesień będzie padać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My mielismy lato gorace ale bardzo deszczowe i poki co jesien niestety rowniez jest mokra... :/ Narazie w miare cieplo, ale od piatku ma juz przyjsc prawdziwa jesien, taka z przytupem. :(
      Naprawde, mam taki zwierzyniec kolo domu i jak sie okazuje, wewnatrz, ze zoo mi niepotrzebne! ;) Podobne wrazenia jak Ty mielismy po odwiedzeniu trzy lata temu naszego najblizszego zoo. Stwierdzilismy ze jest tam sens jezdzic najwyzej co kilka lat. Jak dotychczas nie wrocilismy. :D
      Mam nadzieje, ze Bi sie nie zniecheci i w koncu zacznie grac jakies proste melodie. Narazie jednak idzie to baaardzo powoli.
      Moja siostra - nauczycielka mowi dokladnie to samo - ze dzieciaki sa fajne, ale rodzice niereformowalni. ;)
      Jesli Ty jestes malo gramotna, to ja zdecydowanie tez. Chalupe mam zapuszczona, Bi ma liste wyrazow do nauczenia, a ja mam wrazenie, ze ciagle biegam i nic nie mam pokonczone (albo i zaczete)...

      Usuń
  8. Wizyta w zoo.. Mega. Mnie by się podobało. Ja z jesiennych ozdób mam tylko wrzos. Którego zapominam podlewać haha. U nas do piątku był upał! Od wczoraj.. Lodowa! Teraz niedziela 21:50 leeeeje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kupilam dynie na frontowe schodki i na tym sie poki co ozdoby skonczyly. :D

      Usuń
  9. No coz... Kiedys ta jesien musiala nadejsc. Najwyrazniej teraz na nia pora. Pieknie wyglada Bi ze skrzypcami. Wspaniale, ze w szkole publicznej mozna miec dla dzieci zajecia muzyczne. Na cale zycie to doskonale wyksztalcenie.
    Co do remontow w nowo zakupinym domu: zawsze cos takiego moze wyskoczyc. Kupilismy kiedys naprawde duzy dom, z basenem, domkiem goscinnym, wielkim ogrodem, duzym terenem i ogolnym zadeciem... Przy pierwszej ulewie w glownej sypialni woda zaczela nam sie lac na leb, tzn. tuz przy drzwiach do lazienki. Lazienka byla dobudowana, jako wielka "sala kapielowa" i wlasnie pomiedzy sciana glownego domu a przybudowka byla niezabezpieczona szpara. Chyba ze 2 lata trwaly rozne poprawki i reperacje, bo niky nie umial znalezc miejsca przecieku. Po 7-miu latach mieszkania i 3 huraganach - polozylismy nowy dach na caly dom. Jaki efekt? - Przy pierwszej ulewie pod nowym dachem - ZNOWU zaczelo sie nam lac na leb, z tejze samej szpary, pomiedzy originalnym budynkiem a lazienka. W koncu, glowny szef-dekarz, przestraszony pozwem i sadem po 10tym moim telefonicznym wrzasku zreperowal przeciek, ale ja bylam bliska strzelania do ludzi na ulicy, ze zlosci i bezsilnosci. Na szczescie, od ~10 lat juz tam nie mieszkamy, mamy nowy dom - na razie bez przeciekow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko Boska, co za historia!!! Naprawde, moj maz ciagle marudzi, ze tu cos krzywo, tam cos nie tak, ze gdybysmy nie wzieli TEGO domu, to NA PEWNO mielibysmy teraz taka chalupe, ze och i ach. Taaa... Tlumacze zrzedzie, ze kazdy dom, ktory ogladalismy, mial cos nie tak. W kazdym trzeba bylo cos odnowic/wyremontowac. Idealna chalupe musielibysmy wybudowac od podstaw i to chyba jego rekami, bo wiadomo, ze wszelkiej masci "majstry" to partacze. :D
      Zobaczymy ile Bi z tymi skrzypcami wytrwa. Sasiadka mowila, ze jej corka w II klasie chciala bo wszystkie dzieci byly zapisane, ale w nastepnym roku juz podziekowala. ;)

      Usuń
  10. Jesień u nas przyszła zgodnie z kalendarzem.
    I własnie sobie uświadomiłam, że nie byłam w tym roku z dzieciakami w zoo :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas Pani Jesien przychodzila, po czym szybko umykala. W piatek ma sie chyba juz rozgoscic na dobre. ;)

      Usuń
  11. 14 kresek, dobre sobie! U nas dziś o 8.00 rano było 5 stopni!!! Wytargałam zimową kurtkę;)))

    Martusia też uczy się grać na skrzypcach:) Na razie w szkole a nie w domu;))) Ileż ja widzę podobieństw!!!

    Buziaki dla Was:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cos mi sie wydaje, ze szkola angielska jest ogolnie podobna do amerykanskiej. :) Bi tez uczy sie gry w szkole. Narazie nie slysze nic, ze powinna cwiczyc w domu (zreszta jeszcze nie ma CO), wiec nie cisne. :)

      Piec stopni, brrrr...

      Usuń
  12. U nas dziś rano 2 stopnie... Brrr...
    Pięknie Potworki się prezentują w strojach galowych, i jacy są duzi ... Kiedy to zleciało.
    Jesień zjawiła się zgodnie z kalendarzem ale przyznam, że w tym roku nacieszylismy się latem. Upaly od kwietnia prawie do połowy września rzadko się zdarzają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, ze w Polsce lato bylo w tym roku cudowne. U nas bylo gorace (zreszta jak zwykle), ale niestety bardzo deszczowe... Jesien sie nieco opoznila, ale juz idzie, niestety... :/

      Ech, wlasnie, moje male Potworki to juz szkolniaki pelna geba... :(

      Usuń