Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

czwartek, 17 sierpnia 2017

Szkola po hamerykancku - kolejne zderzenie z rzeczywistoscia oraz z serii: w tym domu sie gada!

Na poczatku tygodnia myslalam, ze nie mam o czym pisac. Mialam tylko wrzucic pogadankowa serie i otrzepac raczki zadowolona ze spelnionego, cotygodniowego "obowiazku". ;) Jakos tak sie ostatnio sklada, ze posta pisze dla Was przez kilka dni i dopiero w czwartek przyspieszam, zeby skonczyc przed weekendem. Dlatego tez ostatnio nowe posty ukazuja sie niemal zawsze w piatek wieczorem. ;) Dzis co prawda jest czwartek, ale poniewaz przede mna 4-dniowy weekend, wiec w praktyce mam jakby piatek. I koncze dla Was posta kleconego od trzech dni. ;)

Ale do brzegu, jak mawia Klarka. :) Nie mialam tematow, dostarczyla je jednak skutecznie codziennosc. Niby zwykla, szara, ale zawsze dbajaca o powody do poskrobania sie po glowie oraz pomarudzenia. ;)

Smieszna seria tez bedzie, spokojnie. Ale najpierw musze sobie pozrzedzic. ;)

Zla jestem. A moze bardziej poddenerwowana i nieco zaniepokojona?
O co chodzi?
A o szkole Potworkow. Kolejny juz raz, amerykanski system szkolny, dal mi prztyczka w nos. :/

W koncu, po dlugim oczekiwaniu, w poniedzialek dostalam maila ze szkoly z przydzialem nauczycieli. Tego samego wieczora, moja komorka oraz skrzynka mailowa rozgrzane zostaly do czerwonosci od wiadomosci innych mam (dziewczynek), probujacych dowiedziec sie czy nasze dzieci beda nadal razem w klasie.

Dla mnie, przyzwyczajonej do polskiego systemu, gdzie spedzilam 8 lat z tymi samymi ludzmi, to jest szok. Juz coroczna zmiana nauczyciela wydala mi sie okrutna dla takich maluchow, a co dopiero zmiana kolegow! Dopiero jakies trzy tygodnie temu dowiedzialam sie, ze dzieci z roznych klas moga byc pomieszane, ale bylam przekonana, ze to beda jednostki... Tymczasem okazuje sie, ze to konkretna zmiana. Wszystkie piec klas wrzuconych do jednej puli i dzieci przypadkowo porozdzielane. Dla niesmialego (poza domem) dziecka, jak moje, to jest tragedia.
W tej chwili wiem, ze Bi bedzie w klasie z jedna dziewczynka z zeszlego roku. O chlopcach nie wiem nic, tak samo jak o czterech dziewczynkach, ktorych kontakty posialam po zmianie telefonu. Reszta kolezanek Bi, bedzie w innych klasach. :( Narazie nie mowie nic Bi, bo wiem, ze dla niej moze to byc cios, szczegolnie, ze jej ukochana kolezanka dostala inna nauczycielke. Ze swojej strony, z tej akurat zmiany sie ciesze, bo ta "psiapsiolka" Bi zawsze wydawala mi sie okropym malym tyranem, ktory bawil sie uczuciami Bi ("wczoraj sie z toba bawilam, ale dzisiaj juz cie nie lubie", itp).
Z drugiej strony, inna dziewczynka, na ktorej zalezalo mi, zeby nadal byla z Bi, bo nie tylko jest fajnym, madrym dzieckiem, ale tez zawsze swietnie mi sie gadalo z jej mama, niestety bedzie w innej klasie. :/

Poza tym, zastanawiam sie, jak te dzieciaki maja nawiazac dlugotrwale przyjaznie? Dzisiejszy swiat im tego nie ulatwia, dzieci nie spedzaja juz calych popoludni biegajac bez celu z malolatami z calego sasiedztwa, rodzice sa zabiegani i malo maja czasu na spotkania towarzyskie... Dodatkowo okazuje sie, ze szkola rowniez im to utrudnia, skoro ma gdzies przyjaznie nawiazane przez rok i rozdziela dzieci przypadkowo do roznych klas...
Pamietam, ze w dziecinstwie moi rodzice nie mieli generalnie znajomych z dziewczynkami w moim wieku, a kuzynki mieszkaly daleko. Dla mnie wiec, moja klasa w podstawowce, a pozniej w liceum, to byla taka mala spolecznosc. Bylam bardzo niesmiala i nieszczegolnie popularna, ale z tymi ludzmi, po tylu latach, czulam sie tak swobodnie, jak tylko moglam, zwazywszy na moja osobowosc. I przykro mi, ze moje dzieci nie beda mialy podobnego doswiadczenia... :(

A co do Nika, to bedzie w klasie zeszlorocznej nauczycielki Bi! I sama nie wiem czy sie cieszyc, czy wrecz przeciwnie... ;) Ta nauczycielka zawsze wydawala mi sie w miare (choc nie jakos super) sympatyczna, ale za to baaardzo wymagajaca. Mialam wrazenie, ze za duzo oczekuje od dzieci w zerowce. Nie wiem czy wezmie poprawke na mlody wiek Nika, ktory rozpoczynajac szkole bedzie mial 4 lata i 8 miesiecy, a w jego klasie znajdzie sie zapewne kilkoro 6-latkow... :/

Przy okazji dowiedzialam sie, ze najwyrazniej takie przydzielanie rodzenstwa do tych samych nauczycieli, to bardzo popularny proceder. Musze sobie wbic do glowy, zeby do nauczycielek Bi, chocby byly najgorsze, zawsze podlizywac sie, ile sie da, bo jest duza szansa, ze bede sie z nimi uzerac dwa lata pod rzad. ;)

Dostalam tez w koncu listy wyprawkowe. Lista Bi nie jest specjalnie dluga i wiekszosc rzeczy pokrywa sie z tym, co potrzebowala do zerowki, czyli olowki, kredki, gumki, itd. Roznica jest taka, ze wszystkie rzeczy w zeszlym roku byly zbierane do wspolnej, klasowej "puli", a w tym wszystko musi byc podpisane imieniem Bi. Musze tez kupic jej nozyczki, ktore rok temu zapewniala szkola oraz, co wzbudzilo moje zdziwienie, markery do tablicy sucho-sciernej, karteczki samoprzylepne "Post-its" oraz markery z cienka koncowka. Nie dlugopisy, tylko markery i to jakiejs wybranej firmy, nie najpopularniejsze "Sharpies". Czeka mnie troche szukania... :/


Najbardziej rozsmieszyl mnie pierwszy punkt na liscie - plecak. Przeciez sama bym nie wpadla na to, ze moje dziecko moze potrzebowac do szkoly plecaka! :D Za to zmartwilo mnie, ze mam nie kupowac Bi piornika, bo Pani bedzie je rozdawala. Ups... Ja juz Starszej piornik kupilam i to blyszczacy, w jednorozce. Oj, bedzie jej ciezko przelknac zamiane go na jakies plastikowe badziewie... ;)

A lista Nika? Identyczna jak Bi w zeszlym roku. Nawet dodatkowy zapas chusteczek czy plastikowych woreczkow, pamietam z jej listy. ;)


Milym gestem bylo, oprocz oficjalnego listu powitalnego do Nika, dodanie przez Pania G. krotkiego lisciku do Bi, w ktorym pisze, ze o niej pamieta, ze nie moze sie doczekac kiedy zobaczy ja w szkole i ze ma nadzieje iz Starsza miala mile wakacje. Bi byla wniebowzieta, a Nik sie obrazil, ze on nie dostal listu - sowy (taka papeteria). :)


No dobrze, teraz juz "smieszna seria".

Zauwazam na przescieradle Nika plamy. Wzdycham.
"A co to znowu za plamy...?"
Nik: "Ty to sie z nami masz!"
Matka (zrezygnowana): "Dokladnie. Co ja sie z Wami mam..."
Nik: "Bo my jestesmy tylko dzieci! Dzieci tak robia..."

Jasne, ze dzieci sie brudza. Niektore jednak, przyciagaja brud niczym magnes. Na przyklad pewne male Kokusie. ;)


***

Stopniowanie przymiotnikow w wersji Kokusiowej:

"Te slodkie beda slodkiejsze!"


***

Nik do Bi z "wow" w glosie:
"Widzialas tego wielkiego spajdera??? [od spider = pajak] Tam na deck [=taras] wszedl!"
Nagle jego glos zmienia sie z podnieconego na lobuzerski:
"I think he wants YOU!"

Mala szelma dobrze wie, ze Bi w tym roku zwiewa gdzie pieprz rosnie przed wszystkim, co ma wiecej niz 4 nogi! ;)


***

To w sumie malo smieszne:

Bi wkroczyla w wiek zagadnien o zyciu i smierci. Narazie (na szczescie) ograniczajacych sie do zwierzakow, choc dla mnie juz te rozmowy sa trudne. Nie mam ochoty o tym rozmawiac, choc wiem, ze to naturalna ciekawosc, staram sie wiec odpowiadac w miare szczerze. Pytania Bi zle jednak wplywaja na Nika, ktory jest bardzo wrazliwy na krzywde innych i potem ciezko go uspokoic, wiec ucinam podobne rozmowy tak szybko, jak sie da.
Ktoregos dnia Bi, zamiast jak zwykle kierowac swoja niezdrowa ciekawosc na ptaszki i wiewiorki w naszym ogrodzie, czy nieszczesna antylope rozszarpana przez lwy w filmie przyrodniczym,  pyta czy Maya kiedys umrze. Obok siedzi Nik, patrzacy szeroko otwartymi oczami, wiec niechetnie, ale potwierdzam, po czym szybko zapewniam, ze nasza psina bedzie z nami jeszcze dlugie lata (modlac sie w duchu, zebym miala racje).

Nie pomaga, Nik zaczyna plakac, rozpaczliwie wolajac, ze on nie chce zeby Majusia "umrzala".  A Bi, zupelnie ignorujac rozpacz brata, przekrzykujac jego placz, niewzruszona dalej drazy, dopytujac w jaki sposob Maya umrze i co z nia wtedy zrobimy. :/


***

W slowniku Nika, nie funkcjonuje slowo "dawno". Jezeli jakis czas nie widzial jakiejs zabawki, albo ksiazki (nawet jesli to kilka dni), na jej widok zawsze wykrzykuje:

"Ja nigdy jej nie czytalem/bawilem/widzialem/jechalem!!!" (dowolne skreslic).


***

Mam w zwyczaju mowic, ze "juz" cos robie, w sensie, ze juz za chwileczke, za moment. Na przyklad, dzieciaki jecza, ze sa glodne, a ja odpowiadam, ze "juz" im nakladam jedzenie, kiedy tak naprawde jeszcze koncze rozladowywanie zmywarki.
Bede jednak musiala zmienic to powiedzonko na cos innego, bo ostatnio Bi sledzi kazdy moj ruch i kiedy odpowiadam wymijajaco, ze "juz" cos robie, ta staje przede mna z rekoma pod boki i burzy sie:

"Mowilas, ze juz to zrobisz! A wcale nie robisz, tylko co innego!"

Proby zamiany "juz" na "zaraz" okazaly sie kiepskim pomyslem, bo:

"A ile to jest zaraz? To duzo czy malo? Pokaz mi na zegarku ile to jest!"


***

To sledzenie nie konczy sie niestety na wsluchiwaniu w kazde moje slowo (ciekawe, ze kiedy chce aby cos zrobila, nagle ma problemy ze sluchem... ;P). Ostatnio szykujac jej obowiazkowa, wieczorna miske owocow, jak zwykle podjadalam sobie, a tu jagodke, a tu winogronko, tam cwiartke jablka... Nagle jak nie huknie z salonu:

"Dlaczego nie robisz mi owockow?!"
"No przeciez wlasnie robie!" - oburzam sie.
"To ma byc robienie owockow?! Widzialam jak jadlas! Czemu jadlas moje winogronka?! Tak sie nie robi owockow dla twojej ukochanej coreczki!"

"Ukochana coreczka" ma wzrok sokola i sluch swistaka. I wysokie mniemanie o sobie. ;)


***

Bardzo czesto ostatnio, kiedy prosze o cos Nika, slysze:
"Nie muszem jak nie chcem!"

On zdecydowanie zbyt szybko lapie teksty siostry... ;)


***

Co sie dzieje poza tym? Potworki na rowerach jezdza. :)





Oraz plawia sie w basenie. Niemal codziennie, bo chociaz noce mamy tego lata chlodne, to w dzien temperatury spokojnie dochodza do 26-28 stopni. I chociaz woda uparcie nie chce sie zagrzewac, Potworkom zupelnie to nie przeszkadza. ;)


Coz, niech sie ciesza. Jesli wrzesien nie okaze sie wyjatkowo cieplym, to zostalo gora 3 tygodnie i trzeba bedzie spuscic wode, a basen wysuszyc i schowac na zime... Kilka dni temu, Bi (ktora polazla tam ze mna niewiadomo po co) odnalazla w piwnicy swoje narty i az zapiszczala ze szczescia, dopytujac kiedy znowu bedziemy jezdzic. Brrr... Lubie szusowanie, nawet bardzo, ale jednak mysl o sniegu i mrozie, pod koniec sierpnia, kiedy czlowiek chcialby jak najdluzej zachowac przy sobie lato, slonce, ciepelko... Nie, dziekuje. ;)

Stanowczo wole takie widoki :D

Jako ciekawostke dodam, ze pomimo iz Potworki nadal dla zabawy lubia nakladac do plywania kamizelki (szczegolnie Nik, co widac na powyzszych zdjeciach), to oboje zaczynaja plywac.

Bi praktycznie od poczatku wakacji przeplywa pod woda. Co prawda jedna reka zatyka sobie nos, wiec nie wiem czy samo machanie nogami zalicza sie jako "plywanie", ale fakt, ze jakis tam odcinek przenurkuje. Potrafi jednak przeplynac tez kawalek na powierzchni, takim "rozpaczliwym" kraulem. ;)  Macha rekoma ze srednia koordynacja, zdecydowanie lepiej wychodzi jej kopanie odnozami, ale plynie. ;) To dobrze, bo po wakacjach planuje zapisac i jai i Nika znowu na basen. Bi bedzie teraz na III poziomie "juniors" czyli dzieci powyzej 5 lat i jest to poziom, na ktorym zaczyna sie juz faktyczna nauka plywania, bez pomocy unoszacych dziecko na powierzchni "gabek".

Kilka dni temu jednak, zupelnie zaskoczyl mnie Nik, kiedy przeplynal do mnie dlugosc naszego baseniku. Az kazalam mu ten wyczyn powtorzyc, zeby upewnic sie, ze nie podpiera sie dna. Wyglada jednak na to, ze autentycznie plynie! Styl ma, podobnie jak siostra, raczej "rozpaczliwy", ale hej! Ja zupelnie nie spodziewalam sie, ze Mlodszy moze w tym roku nauczyc sie utrzymywac na powierzchni, a tu prosze! Z drugiej strony, jazdy na rowerze bez bocznych kolek tez sie nie spodziewalam... Kokus zadziwia na kazdym kroku. ;) Oby w czytaniu i liczeniu rowniez odnosil takie sukcesy! ;)

Ale wracajac do plywania, kiedy wroci na zajecia na basenie, biedak bedzie bardzo rozczarowany, bowiem dostal "promocje" na II poziom przedszkolny. Jesli bedzie nadal przeskakiwal tak po poziomie, to czekaja go jeszcze trzy zanim instruktorzy pozwola mu sprobowac plywac bez "gabek". ;)


To by bylo na tyle. Czas wybyc na kolejny kemping, juhuu! Trzeba sie odstresowac przed rokiem szkolnym (to juz za tydzien z hakiem! A przeciez dopiero co byl czerwiec!!! :O). Pogoda niestety ma byc w kratke, ale trzymam kciuki, zeby nie lalo caly czas. Przelotne deszcze przez pierwsze dwa dni (tak zapowiadaja) jakos przezyjemy. ;)

Tradycyjnie juz, milego weekendu! :)

22 komentarze:

  1. U Nas Mlody tez dostal nauczycielke Starszaka. 12 olowkow??? Po co tyle? Jakie wymagania do ostrzylek :-) ale zazdroszcze temperatur . U Nas juz jesiennie. Milego kampingowania :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojecia co oni robia z tymi olowkami... Moze dzieci szybko je lamia i nauczycielka wyrzuca? ;)

      Upaly niestety poszly sobie precz rowniez i od nas. Noce mamy chlodne (okolo 10 stopni), a w dzien tak 20-22 stopnie. Nie jest najgorzej, ale ja i tak marzne. ;)

      Usuń
  2. My rozmowy o śmierci mamy już jakby za sobą, więc to chyba taki etap po prostu. Martyna bardzo dopytywała co i jak, dlaczego i kiedy więc to chyba normalne :) Kasia też zaczyna coś tam dopytywać ale raczej na zasadzie, jak siostra pyta to ona też ;) Ja mam szkolną wyprawkę już za sobą, Martyna przygotowana do I klasy, natomiast u Kasi coś tam zaczęłam ale (mimo, że przecież Starsza chodziła do tego samego przedskola trzy lata) nie o wszystkich rzeczach pamiętam. Zostają mi jeszcze sprawy organizacyjne, tzn. kiedy mamy oficjalne rozpoczęcie, bo I klasy chyba 4.09 ale nie wiem jak z przedszkolem, gdyż mamy nowy budynek i jest duży znak zapytania czy zdążą ze wszystkim do 1.09.
    Próbuję uczyć Kasię jeździć rowerem bez bocznych kółek, póki co zasuwa na biegówce i równowagę trzyma więc nie bardzo chcę jej kółka przykręcać - póki co załapała pedałowanie, alenie koordynuje pedałowania z patrzeniem przed siebie, cierpliwie czekam, w końcu dopiero co trzy lata skończyła. Zazdroszczę Ci, że już możesz ze swoimi Potworkami pośmigać :) Kasia na biegówce spokojnie śmiga nawet do 3 km ale jednak mam wrażenie, że się męczy (chociaż ona zaprzecza) i na "normalnym" byłoby jej lżej.
    U nas temperatury w dzień letnie alenoce już chłodne i chyba basen trzeba sprzątnąć, jeszcze jest natomiast woda totalnie lodowata, brr
    Teksty jak zwykle super. Nie wiem co to mlodsze rodzeństwo ma z tym straszeniem, u mnie niby Kasia boi się robaków, nie lubi ale jak tylko znajdzie jakiegoś zdechlaka na podłodze to podnosi i idzie do Martyny na paluszkach: "Zobacz co dla Ciebie mam" i buch w nią robalem, a tamta wrzask i się ganiają, Kaśka zadowolona a Martyna przerażona. Ehh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe... A ja myslalam, ze z Kokusia takie okropne chlopaczysko... A u Ciebie Kasia to samo wyprawia! :D
      Popieram, ze jesli Kasia trzyma rownowage na biegowce, to bez sensu dokrecac jej teraz boczne kolka. Lepiej juz poczekac do nastepnego roku i "przesadzic" na normalny rower. ;) Nik tak sie wlasnie nauczyl jezdzic. Nie mial biegowki, ale upodobal sobie stary rowerek Bi, w ktorym jedno boczne kolko sie polamalo, wiec M. odkrecil drugie i tak sobie ten rower lezal... Az Nik go dorwal i zaczal uzywac jako biegowki (z pedalami :D). Odpychal sie nogami, swietnie sterowal, ale uparcie nie chcial pedalowac. Przekonalam go dopiero kiedy powiedzialam, ze pedalujac dogoni w koncu siostre. ;)

      Usuń
  3. O rety z tą z szkołą to niefajnie, tutaj zawsze podkreśla się jak ważna jest kontynuacja więzi itp...
    Mój syn czasami też mnie rozwala swoimi tekstami - wczoraj np. wołam go z drugiego pokoju, po kilku minutach otrzymuje w odpowiedzi ''mama, nie słyszę Cię'' :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te dzieciaki stanowczo za wczesnie zaczynaja cwaniakowac. ;)

      Mi tez sie zasze wydawalo, ze taka wiez jest wazna... Tutaj jednak, z tego co sie dowiedzialam, szkola chce, zeby kazdy rocznik stanowil taka mala wspolnote. Co roku miesza sie klasy, zeby dzieci mialy okazje poznac inne osoby, glowna przerwa oraz obiady tez jedzone sa ze swoim rocznikiem... Dziwne to dla mnie to wszystko, ale wiem, ze inni rodzice - Amerykanie, ciesza sie, ze np. dziecko nie bedzie juz w klasie z kolega, ktory mial na nie zly wplyw, etc. Pod tym wzgledem moze rzeczywiscie ma to jakis sens, chociaz mi i tak sie nie podoba. ;)

      Usuń
  4. u nas rozmów o smierci na szczescie jeszcze nie było, ale bardzo się ich boję, bo podejrzewam, że Junior będzie reagował podobnie jak Kokus.
    Ten wasz system szkolny faktycznie kompletnie nie ma sensu. Ok, dzieci poznają wiele nowych osób, ale tak jak mówisz - gdzie tu czas na prawdziwe szkolne przyjaźnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma ich. :( Najbardziej mi przykro, bo nie mamy sasiadow z dziecmi, mamy niewielu znajomych i Potworki wlasciwie poza szkola nie maja gdzie nawiazac przyjazni. :( Nie wiem dlaczego nawet nauczyciele tego nie widza. Z tego co Bi mowi, to na przerwie nadal bawi sie z kolezankami z zerowki. Minie pewnie kilka tygodni zanim zapozna sie blizej z nowymi dziewczynkami. Przykre to...

      Usuń
  5. Przede wszystkim: podziwiam i gratuluję, że Nik i Bi tyle już potrafią: jeżdżą na rowerach, pływają, jeżdżą na nartach... Po prostu: łał. (Czasami, po lekturze Twojego bloga, mam ochotę zapisać dzieci na basen... Ale na ochocie się kończy... A może trzeba się zmobilizować, kurczę)

    Teksty Nika tak strasznie, strasznie przypominają mi teksty Jerzyka, że aż mam ochotę Kokusia uściskać. Chciałam C to napisać już pod poprzednim postem, ale nie zdążyłam. Na przykład to, że Nik odpowiedział: "Bo ja jestem gagatek" - Jerzyk na moje "Dlaczego to czy siamto zrobiłeś?" odpowiada: "Bo chłopaki już takie są". Albo to "nigdy" - Jerzyk także zamiast "dawno" mówi "nigdy". Albo "Co ty z nami masz?" - Jerzyk, gdy ciężko wzdycham, bo coś zbroili, zadaje mi to samo retoryczne pytanie x)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi tez Jerzyk bardzo przypomina Kokusia kiedy o nim piszesz. Musza miec podobne charaktery. :)

      W te lato nastapil jakis przelom i starsznie mi sie wysportowane te moje Potworki zrobily. ;) Teraz pora juz chyba znow na dalsze lekcje plywania. Chce ich "przeprowadzic" przez wszystkie poziomy, zeby nauczyli sie plywac. Ale narazie wystarczy jeden poziom, czyli 6 tygodni. Potem pewnie zrobimy sobie przerwe, przeczekamy listopad i grudzien i przyjdzie sezon narciarski! :)
      Ale, Kochana, tu nie ma co podziwiac, bo Potworki sa od Twoich dzieci starsze! Kiedy byli w wieku Jerzyka i Gisi, nawet mi sie o plywaniu czy rowerach nie snilo! ;)

      Usuń
  6. co do szkoly to w Polsce tez nie lepiek. moj syn po raz drugi trafia na reforme. najpierw 6latki, teraz 7 klasa, zamiast gimnazjum...za to brawo dla dzieciaczkow, plywanie to super sprawa, fajnie ze sie nie boja i tak dobrze sobie radza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to rzeczywiscie ma pecha... Chociaz, on tego pewnie bardzo nie odczuje, to predzej Ty sie martwisz... :)

      Usuń
  7. Oooo też by mi się takie ciągłe zmiany nie podobały, oj bardzo by mi się nie podobały. Ja co prawda nie byłam jakoś szczególnie nieśmiała, ale od maluchów miałam jednią psiapsiółkę i razem trzymałyśmy się do końca podstawówki! A co do braku informacji... mam teraz to samo :-/ Laura od września do przedszkola, a ja nie wiem totalnie nic. Po moich niezliczonych telefonach udało mi się jedynie dowiedziec, że na 3 (!) dni przed rozpoczęciem roku będzie zebranie rodziców... Szkoda gadać. Staram się wziąć na luz, ale z trudem mi to przychodzi.

    Brawo dla Potwórków za to pluskanie w basenie! No i kiedy Kokuś nauczył się jeździć na rowerze dwukołowym??? Boże, jak te dzieci szybko wszystko chłoną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie szybko! Chociaz Kokus to rzeczywiscie bije rekordy, bo zeby czterolatek plywal i jezdzil na rowerze bez bocznych kolek?! ;)

      Ja z kolei bylam bardzo niesmiala i takie coroczne zmiany bylyby dla mnie tortura. W podstawowce mialam dwie przyjaciolki i trzymalam sie z nimi chyba od 4 klasy do konca. :)

      Napisz Kasiu jak tam Laura w przedszkolu!!!

      Usuń
  8. Pamiętam, jak dużym problemem było dla mnie wymieszanie nas po trzeciej klasie podstawówki. Ba, przejście do nowych ludzi do liceum, nie było łatwe. A takie zmiany co roku. Mam nadzieję, że Bi szybko się z nimi upora i będzie cieszyła się nowymi koleżankami.
    Fajnie, że Potworki pływają. Ja niestety nie posiadałam tej umiejętności i bardzo żałuję.
    My powtarzamy Tygrysowi, że jak czegos nie chce nie musi robić (w sensie witać się z kimś obcym itp.). Tylko, żeby mi się to czkawką nie odbiło wkrótce :)
    Mam nadzieję, że dobrze się bawicie na wyjeździe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to samo powtarzam moim dziecim jesli chodzi o dzielenie. Nie musza, jesli nie chca, ale musza sie liczyc z tym, ze dzieci potem nie beda sie dzielic z nimi. ;)

      Ja plywam na tyle, zeby sie nie utopic, ale wybitnym plywakiem nie jestem. Bardzo to jednak lubie i ciesze sie, ze Potworkom tez przypadlo do gustu. :)

      Dla mnie poczatek liceum byl strasznie stresujacy, bo troje ludzi z mojej dawnej klasy w podstawowce dostalo sie razem do jednej klasy. A ja zostalam sama w innej. Pamietam, ze nawet poszlam z mama do sekretariatu prosic o przeniesienie, ale dyrektor sie nie zgodzil. Tu jednak bylam juz nieco starsza i dosc szybko znalazlam nowe przyjaciolki. :)

      Usuń
  9. Jestem przerażona tym, że zmieniają dzieciom nie tylko nauczycielki, ale też kolegów i koleżanki... U nas Oliwka idzie teraz do zerówki, mogłam ją zostawić w przedszkolu, albo zapisać do zerówki w szkole. Wybraliśmy tą pierwszą opcję, bo stwierdziliśmy, że to za dużo, aby 3 lata pod rząd całkowicie zmieniać jej środowisko... I tak będzie teraz miała zmianę, bo większość dzieci z jej grupy musiała już iść do szkoły, ale jednak część dzieci będzie znała, tak jak i przedszkole, więc może nie będzie tak źle...

    Jak zwykle przy rozmówkach pękałam ze śmiechu i czytałam je na głos Krzyśkowi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez bylam przerazona, szczegolnie reakcja Bi. Na szczescie dostala sie do klasy z dziewczynka z zerowki, ktora bardzo lubila, wiec jakos to przelknela. A z tego co mowi, na dlugiej przerwie i tak bawi sie z dawnymi dziewczynkami z zerowki. Podejrzewam jednak, ze za kilka tygodni zblizy sie bardziej do obecnych przyjaciolek...

      Usuń
  10. normalka w amerykanskiej szkole. tak bylo w NYC, tak jest na FL. jedna roznica to taka, ze w NYC w szkolach jest wiecej dzieci, wiec wieksze szanse na to, ze trafi sie na kogos kogo dziecko zna z poprzedniej klasy. na FL Emma SAMA wyladowala w 4-tej klasie. byl co prawda jeden chlopczyk z jej poprzedniej 3-ciej klasy, ale taki z ktorym ona praktycznie nie miala zadnego kontaktu. tyle, ze tutaj podchodza do tego na zasadzie ze dziecko kolezanke/kolege znajdzie. i faktycznie - juz po drugim dniu Emma miala dwie kolezanki. a z przyjaciolka z 3-ciej klasy gra w noge 2x w tygodniu i spotykaja sie na wf. nie do konca rozumiem co stoi za tym systemem, ale wydaje mi sie, ze szkoly opieraja sie na wymieszaniu dobrych akademicznie dzieci z tymi slabszymi aby nie powstawaly klasy dobre i slabe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tez slyszalam opinie, ze dzieci szybko znajda nowych kolegow. Poki co, po 2 tygodniach szkoly, Bi na "recess" bawi sie nadal z kolezankami z zerowki. ;)
      Tutaj tez dyrektorka mowila, ze chodzi o przemieszanie klas "poziomowo", ale tez zeby wszystkie dzieci sie znaly i tworzyly mala "spolecznosc". Z tym przemieszaniem dzieci slabszych i zdolniejszych to nawet ma sens. Pamietam, ze w Polsce w mojej podstawowce i liceum byly takie "wybitne" klasy, ktore zawsze wypadaly najlepiej, a reszta dzieciakow traktowana byla albo jako tumany, albo klasy sprawiajace klopoty... :/

      Usuń
  11. Mamelek też mówi, że on NIGDY tego nie widział, nie bawił się tym itp. :)
    Rozmowy o śmierci też są, to widocznie ten etap.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak, chociaz ja tam zmieniam temat tak szybko jak sie da. :)

      Usuń