Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

czwartek, 24 września 2015

O pracy, zdrowiu oraz przedszkolu. Smety. :)

Dobrze przewidzialam, ze odezwe sie najwczesniej w czwartek! :D Posta zaczelam pisac co prawda w srode, ale nie zdolalam go skonczyc. Dalszy ciag pisze dzis (czwartek), ale czy skoncze?

Witam pierwszego (poprawka - drugiego, rozpoczecie z srody :D) dnia jesieni!

Bleeee... :D

Nie lubie, no... I raczej nigdy nie polubie... Niby pogoda ladna, sloneczna, sucha, w dzien temperatura dochodzi czasem nawet do 25-26 stopni. Co z tego, jak w nocy lubudubu, spada do 8-9! Takie skoki to zmora dla naszego rodzinnego zdrowia. Nigdy nie wiadomo jak sie ubrac, bo nie jestem w stanie przewidziec gdzie znajdzie sie slupek rteci za 2-4-8 godzin. O ile Nika oraz siebie moge ubrac na "cebulke", bo ja wiadomo, opatule lub rozneglizuje sie odpowiednio, a o Mlodszego opiekunka rowniez zadba, o tyle Bi to juz zagwozdka... Rano najczesciej ubiera t-shirt, na to bluze, a na to jeszcze kamizelke. Polozenie przedszkola to bowiem wyzwanie. Znajduje sie ono z tylu szkoly, od strony sali gimnastycznej pod ktora nie wolno parkowac (a miejsca jest mnostwo :/), tamtedy bowiem dzieciaki wychodza na przyszkolne boiska. W rezultacie parking jest polozony w sporej odleglosci (bede musiala kiedys zrobic Wam zdjecie, zeby pokazac jak to wyglada). Trzeba przeciac trawnik, przejsc wzdluz sali gimnastycznej, przeciac kolejny trawnik i dopiero dochodzi sie do drzwi. Probuje sobie wmowic, ze to fajny, poranny spacerek, ale autohipnoza cos nie dziala. :D Nie dosc, ze rano spiesze sie do pracy i taka wedrowka w obie strony wcale nie jest mi na reke, to jeszcze, przez obecnosc boisk z tej strony szkoly, tworzy sie ogromny, otwarty teren. Zawsze jest tam 2-3 stopnie mniej (sprawdzalam na samochodowym termometrze), co przy 8 stopniach jest duza roznica, a dodatkowo pizdzi jak w Kieleckiem. Rano porzadnie wiec Bi opatulam, ale co z tego, skoro zaraz po wejsciu Starsza domaga sie zdjecia wszystkich dodatkowych warstw i zostaje w t-shircie. W salach natomiast nadal po poludniu puszczana jest klima, poza tym dochodzi rowniez nieszczesne, poranne wyjscie na dwor... Powtarzam Bi do znudzenia, ze ma zakladac bluze, ale w 90% przypadkow twierdzi, ze zapomniala. Prosilam panie, zeby jej przypominaly, ale czy to robia? Nie mam pojecia... Dodatkowo jest jeszcze kwestia patrzenia na inne dzieci, a musicie wiedziec, ze Amerykanie stosuja wybitnie zimny chow. Mleko podawane niemowletom rozpuszczone w zimnej wodzie, lod dodawany do picia roczniaka i nic dziwnego, ze przecietny "tubylec" chodzi w krotkich spodenkach i t-shircie kiedy na dworze jest 14 stopni... Jak wczoraj odbieralam Bi, mialam ubrane tylko spodnie oraz bluzke, a Nik byl w krotkim rekawku. Podczas "spacerku" do drzwi tak mnie owialo, iz pozalowalam, ze nie ubralam sweterka. Przedszkolaki akurat byly na placu zabaw i rzecz jasna wszytskie (lacznie z moim) mialy ubrane wylacznie t-shirty... Fakt, ze bylo to juz po poludniu, a na to - drugie wyjscie na dwor Bi sie zazwyczaj nie zalapuje. Nie ma jednak co liczyc, ze panie przypomna dzieciom o dodatkowym okryciu, kiedy samym jest im zapewne goraco... :(

Co wynika z tych nieco przydlugich dywagacji na temat temperatur? Ano to, ze nadal jestesmy podziebieni. Co troche sie poprawi (zazwyczaj w weekend), to w srodku tygodnia znow sie rypnie. Bi ma nadal slyszalnie przytkany nos, Nikowi dalej dokucza katar i kaszel, a ja we wtorek czulam sie juz praktycznie zdrowa, tylko po to, aby w srode obudzic sie z bolem gardla... Najbardziej jednak rozlozylo M. Do weekendu, kiedy ja oraz Potwory solidarnie smarkalismy, a Mlodszy dodatkowo pokaslywal, wydawalo sie, ze maz moj wyjdzie z domowej wirusowni obronna reka i skonczy sie na zatkanym nosie. Az zazdroscilam mu odpornosci. Okazuje sie jednak, ze zupelnie nieslusznie. ;) W poniedzialek tak go "wzielo", ze zaczelam sie zastanawiac czy podczas kolejnego ataku kaszlu, zwyczajnie sie nie udusi... We wtorek kaszlal juz tak paskudnie, ze namawialam go na wizyte u lekarza, bo jak dla mnie to juz brzmialo na zapalenie pluc, tym bardziej, ze M. twierdzil, ze ciezko mu sie oddycha. Myslicie, ze poszedl?! Tiaaaa... Przypomnial sobie za to o antybiotyku, w ktory zaopatrzyla go mamusia podczas ostatniej wizyty. Nie zebym miala cos przeciwko antybiotykom. Wrecz przeciwnie, uwazam, ze sa jednym z najwspanialszych wynalazkow ludzkosci i uratowaly oraz nadal ratuja zycie milionom ludzi na swiecie. Ale takiej zabawy w lekarza bardzo nie lubie! Wiadomo, ze zaden anybiotyk nie pozostaje bez echa dla organizmu. Ten w dodatku musi byc mocny, bo cala dawka to 5 tabletek po jednej dziennie... M. unika jednak lekarzy jak dzumy, a koronnym argumentem przeciwko przejechaniu sie do kliniki bylo "Nie, bo znow wysla mnie na przeswietlenie klatki piersiowej, jak ostatnim razem...". Rece opadaja. Czy to zle, ze lekarz nie mogac nic znalezc "na sluch", wysyla pacjenta na rentgen? Tym bardziej, ze w przypadku M. przeswietlenie pokazalo juz zmiany na oskrzelach... Ale gadaj tu z chlopem... :/

OK. Pozrzedzilam, teraz moge klepac w klawiature dalej. :) Tak jak pisalam ostatnio, mialam koszmarne dwa dni w pracy. No, moze koszmarne to nieodpowiednie slowo, ale w kazdym razie bardzo meczace. :) W poniedzialek 5 raportow do sprawdzenia (krotkich, bo krotkich, ale az piec...), a wczoraj audyt... Poszedl zreszta bardzo dobrze. Klient nie znalazl zbyt wielu rzeczy do poprawek, a sam audytor byl sympatyczny, wiec tym przyjemniej sie z nim wspolpracowalo. Mimo wszystko jednak taka kontrola jest bardzo stresujaca, a do tego mialam buty na obcasie, ktore ubieram tylko od wielkiego dzwonu (czyt. audytu), zrobil mi sie odcisk i widze, ze przyplace dobry wynik kontroli tygodniowym kustykaniem. :/ Dzis (wczoraj - znow czesc "srodowa" :D) "odpoczywam" w domu, bo przedszkole znow zamkniete z okazji zydowskiego swieta. Szef proponowal, zebym wziela jakies papiery do domu i w ten sposob oszczedzila dzien urlopu, ale po pierwszych dwoch dniach tygodnia, czulam sie tak psychicznie wypruta, ze uczciwie powiedzialam, ze wole myc okna w domu. :D Czego i tak nie zrobilam, bo wykorzystalam dzien wolny na odnowienie prawa jazdy oraz pogadaniu na skype z, o zgrozo! mamusia. :) Poza tym moje starsze dziecko, spragnione niepodzielnej, maminej uwagi, wyciagalo coraz to nowe gry i nie mialam sumienia jej odmawiac. A jak w koncu usnela na drzemke, po wyszorowaniu basenu (tak, nadal stal w kacie ogrodu :D), stwierdzilam, ze wole zaczac pisac posta niz szorowac szyby. ;)

A co ciekawego na froncie przedszkolnym? Hmmm... Po moim pochwaleniu dziecka w piatek rano (a nie pisalam, ze na lamach bloga lepiej sie niczym nie chwalic?!), po poludniu tego samego dnia otrzymalam telefon z dosc jasna sugestia, zebym odebrala Bi wczesniej... Okazalo sie, ze poznym rankiem panie rozdawaly dzieciom naklejki. Bi dostala zolta i bardzo dobitnie (oraz glosno), przy okazji tupiac nogami, zazadala rozowej... :D Panie odmowily tlumaczac, ze nie zawsze dostaje sie to, czego sie chce, ale nauka poszla w las, za to od tamtej pory zachowanie Bi bylo podobno potworne. Nie jadla, co chwila wybuchala placzem, z drzemki obudzila sie wyjac i w koncu panie skapitulowaly i zadzwonily do mnie. Daly mi nawet delikwentke do telefonu, o ona wychlipala, ze chce jej sie spac... Pod koniec tygodnia Bi znow pogorszyl sie katar, wiec z wizja poczatku powazniejszej choroby jako przyczyny takiego zachowania, obiecalam przyjechac po corke wczesniej... No coz... Przywitalo mnie usmiechniete dziecko, bez cienia goraczki i ogolnie nie wygladajace na chore z zadnej strony... :/
Tego samego wieczora probowalam Bi nieco mitygowac i porozmawiac o jej zachowaniu, ale uzyskalam tylko tyle, ze corka moja oznajmila, ze nie lubi przedszkola, nie lubi pan i wiecej tam nie pojdzie... Oj... :(
Odpuszcze sobie moje zdanie na temat przedszkolnych pan (ktorych jest cala grupa, a nie 1-2), zreszta pedagogow z wieloletnim doswiadczeniem. Pracuja z 3-4 latkami, wiec nie powiedza mi chyba, ze nigdy nie widzialy dzieciecego ataku zlosci?! Co innego kiedy dziecko jest wyraznie chore. Ale wzywac rodzica, bo jego potomek urzadza histerie?! To juz lekkie przegiecie. Moim skromnym zdaniem, oczywiscie... :/

Poki jednak co, w poniedzialek, wtorek oraz dzis, Bi zostala grzecznie i z usmiechem. Nie otrzymalam tez wiecej telefonow ze skargami na jej zachowanie (poki co). ;)

W poniedzialek zaliczylam spotkanie organizacyjne w przedszkolu. Nie bardzo mialam ochote isc, bo rozpoczynalo sie o 18, a po calym dniu pracy (i wiedzac, ze nastepny bedzie jeszcze ciezszy) marzylam tylko o tym, zeby klapnac na kanapie i obejrzec z dzieciakami jakas odmozdzajaca bajke... Ale ze wpisalam sie na liste obecnosci juz kilka tygodni wczesniej, wiec pojechalam... Odsapnelam przynajmniej od wrzaskow dzieciarni, ktora ostatnio kloci sie na potege... :/ Glownym tematem spotkania okazaly sie metody edukacyjne stosowane w przedszkolu. Co mysle o edukowaniu 3-4 latkow napisze w innym poscie (juz mam w roboczych zaczety na temat hamerykanckiego przedszkola), tutaj wspomne tylko, ze po chwili juz mialam ciarki od sluchania na temat rozwoju slownictwa i znajomosci literek... Jako jedyna spytalam ile ruchu dzieci maja zapewnione dziennie. Z tego co bowiem pani prowadzaca mowila, moje dziecko calymi dniami siedzi przy stoliczku i cwiczy pisanie swojego imienia. Tudziez slucha jak pani czyta ksiazeczke. To ostatnie Bi uwielbia, ale na Boga! To sa male dzieci, one maja przede wszystkim biegac, skakac i bawic sie w najlepsze!

Tak jak jednak wspomnialam, o moich obserwacjach po pierwszym miesiacu przedszkola, rozpisze sie innym razem. Oprocz wysluchania swojej porcji edukacyjnego belkotu (przepraszam wszystkie nauczycielki, ale o postepach Bi w nauce wole posluchac najwczesniej za jakies 2 lata...), zostalam momencik dluzej, zeby zapytac wychowawczynie jak Starsza radzi sobie w grupie. Godziny jej pracy sa bowiem takie, ze zawsze sie z nia mijam, nie mam szans "zaczepic" jej odprowadzajac czy odbierajac dziecko. Niepokoi mnie zas, ze za kazdym razem kiedy przychodze po Bi, ona bawi sie, ale sama i na uboczu. Martwi mnie, ze nie integruje sie z reszta dzieciakow. Niestety, pani tylko potwierdzila moje obawy. Po 3 tygodniach w przedszkolu, Bi zrobila postep na tyle, ze pozwala innym dzieciom bawic sie w tym samym miejscu co ona. Wczesniej natychmiast odchodzila... Zabolalo mnie to, nie powiem. Wolalabym uslyszec inna odpowiedz: ze moje dziecko garnie sie do innych maluchow i chetnie bawi sie w grupie. Ale czy jestem bardzo zaskoczona? Nie jestem. Nie, poniewaz takie same zachowanie Bi obserwuje na placu zabaw... Pozostaje mi miec nadzieje, ze z czasem otworzy sie na kolegow i kolezanki z grupy. W koncu chodzi do przedszkola dopiero 3 tygodnie, a angielski nadal zapewne sprawia jej trudnosc. Nigdy raczej nie bedzie dusza towarzystwa, to nie ten typ. Ale chcialabym, zeby potrafila nawiazac blizsze relacje z rowiesnikami...

Jesli zas o nauce angielskiego mowa, to kilka dni temu przezylam szok. Nik sciagnal z polki dawno zapomniana ksiazeczke dla maluszkow. Same obrazki z podpisami, zero jakiejs tresci. Uparl sie jednak, zeby ja "czytac", wiec zaczelam pokazywac polcem przedmioty na obrazkach i prosilam, zeby je nazywal. Po chwili przylaczyla sie Bi i tu wlasnie nastapil matczyny szok. Na kazdej stronie jest okolo 20 obrazkow. Z tej dwudziestki, Starsza moze 2-3 nazwala po polsku. Cala reszte okreslila po angielsku i to z piekna wymowa, o ktora bym jej nie posadzila. Pytanie tylko czy podlapala je wszystkie w ciagu zaledwie 3 tygodni w przedszkolu? Mysle, ze nie, w koncu ja tez czytam Potworkom angielskie ksiazeczki. Przedszkole chyba tylko otworzylo bardziej angielska "zakladke" w glowce Bi. ;)

Jeszcze jedno spostrzezenie. Mimo, ze zupelnie nie jestem fanka nauczania przedszkolakow liter, okazuje sie jednak, ze Bi cos tam jednak z tego zapamietuje. Raptem wczoraj miala miejsce taka oto sytuacja:

Potwory maja stare niekapki z roznymi rysunkami oraz literkami. Miedzy innymi widnieje tam literka "B". Dotychczas Bi nie zwracala na nie uwagi, ale dzis rano przygladala sie uwaznie i w koncu zawolala zdziwiona:
"Mamo, popatrz, tu jest napisane ("czyta") Biiiaaannnkaaa...". (na kubku widnieje tylko literka, zeby nie bylo watpliwosci :D)
Matka: "Aaa, rzeczywiscie, B jak Bianka." :)

Bi to jedno, w koncu w przedszkolu "tluka" jej te nieszczesne literki do glowy... Na to jednak wtracil sie Nik, pokazujac na swoim kubku litere "A", widniejaca nieszczesliwie obok rysunku slonia.
"Mamo, a tutaj jest ej! O, a tu elephant! Bo to jest A jak alephant!"

:D

Przez jakis czas chyba nie bede mogla raczyc Was zdjeciami Potworkow na blogu. :( Moj laptok odmowil posluszenstwa, w pracy mamy blokady i nie moge nic wgrywac, a stacjonarnego w domu mamy Mac'a i co do tego sprzetu poddalam sie kompletnie. Az wstyd bo mamy go juz jakies 3 lata, a ja nadal nie obcykalam jak sie na niego wgrywa foty z telefonu... :( Obiecuje jednak, ze kiedy laptop znow bedzie dzialal jak trzeba, nadrobie! :)

Juz tradycyjnie, watpie zebym odezwala sie jutro, wiec zycze wszystkim zloto-jesiennego weekendu! :)

33 komentarze:

  1. Od czego by tu zacząć :) Gratuluję audytu!
    Po zebraniu w przedszkolu Lilki też byłam w niemałym szoku, którego nie kryłam do wychowawczyni Lilki. Bo książeczki do pracy z 3latkami??? I ja rozumiem, że to oczywiście nie przez cały dzień, ale kurczę- to są jeszcze takie maluchy... I pani ubolewająca, że Ona nie może uczyć dzieci czytać i pisać w przedszkolu, ale co byśmy powiedzieli na naukę globalnego czytania. Ręce opadają. Na szczęście dostaliśmy takie kartki do wypełnienia- między innymi było tam pytanie czego oczekujemy od przedszkola. Tak się rozpisałam, że Marcin krzyczał "bo miejsca zabraknie" :) Mam dokładnie takie samo podejście- niech te dzieci się bawią, niech wychodzą na dwór... Nauka nie ucieknie. One jeszcze zdążą się nauczyć i pisać i czytać. I też już widzę tą "edukację" w zachowaniu Małej. Dziś na przykład wysmarowała stół pisakiem twierdząc, że tam jest napisane "y" i że na "y" mogę spokojnie postawić talerz z obiadem :)

    Marcin też chyba spotka się z lekarzem, kiedy ten będzie akt zgonu wystawiał. Tak, tak- czarny humor, ale On też tak pała do nich miłością, że woli umierać, niż pójść się zbadać.

    My teraz z Lilą obie jesteśmy mocno zasmarkane, mnie dodatkowo boli gardło, i mam już serdecznie dość. A jasień wyjątkowo mnie w tym roku nie cieszy. Miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko, chciałam Ci jeszcze tylko napisać, że Bi pewnie właśnie nigdy nie będzie duszą towarzystwa i może zwyczajnie nie będzie potrzebowała obok siebie wianuszka dzieci, znajomych... Ja na przykład może nie miałam w szkole problemów z nawiązywaniem znajomości, i miałam koleżanki, ale dziś? Dziś w realu nie cierpię z powodu braku przyjaciółki na przykład. Co lepsze- lubię swoje własne towarzystwo :) Pogrzebać sobie sama w kwiatach na działce, napić się kawy sama na balkonie... Może spróbuj spojrzeć na to w taki sposób, czy Bi jest nieszczęśliwa z powodu braku koleżanki? Pewnie nie. A jeśli robi postępy, to pewnie niebawem dojdzie do etapu, kiedy zwyczajnie zacznie bawić się z dziećmi.

      Usuń
    2. Bi wlasnie zrobila krok do przodu mowiac, ze lubi jedna z dziewczynek. Jedna z grupy dwadziesciorga dzieci, ech... ;)
      Ale masz racje. Bi raczej kolezanek narazie nie brakuje. Poza tym ja ciezko nawiazywalam kontakty, a M. tez byl podobno niesmialy. Jako dorosli stalismy sie wrecz odludkami, wiec czego oczekiwac po dzieciach. ;)

      Na mnie przyszla zalamka dzis w nocy, kiedy Nik znow nie spal kilka godzin bo trzymaly go ataki kaszlu. :( Kaszle od ponad miesiaca... Kiedy na poczatku pediatra zawyrokowala, ze to wirus, a Mlody zaczal tylko pokaslywac kilka razy dziennie, stwierdzilam, ze ok, poczekam az mu przejdzie. Ale od wczoraj znow jest gorzej i jesli do jutra sie nie poprawi, to trudno, trzeba sie bedzie ponownie przejechac do lekarza... :/

      Najgorsze, ze jesli chodzi o "edukacje" 3-4 latkow to program oswiatowy najwyrazniej podaza za pragnieniami rodzicow. Kilka dni temu szlam do samochodu za inna mama i jej synkiem. Chcac nie chcac slyszalam ich rozmowe. Moje konwersacje z Bi po przedszkolu, to zazwyczaj takie tam srutututu "A zjadlas wszystko?", "A robiliscie cos fajnego?" itp. Tymczasem tamta mama tlumaczyla synkowi, ze "Happy zaczyna sie na literke H, a "slowo sad na literke S". Boszzzz, sama sie zastanawiam czy ci rodzice sa porabani, czy ja bez ambicji w stosunku do swego dziecka. :/

      Usuń
  2. Ją też nie przepadam z jesienią chyba, że jest słoneczną i ciepła jak dziś!
    A z tą edukacją to tak wszędzie widzę przesądzają, bo u nas też naszą pani wychowawczyni Juniora by chciała, żeby już najlepiej pisali i czytali 😊
    Zdrowia dla Was i Miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, zdrowka sie przyda i to duuuzo... :/

      No wlasnie, tez widze, ze to juz jakis miedzynarodowy trend... Pamietam, ze sama nauczylam sie pisac proste wyrazy jako 5-latka, ale dlatego, ze sama bylam zainteresowana. Taka prawdziwa nauka zaczela sie jednak w pierwszej klasie, kiedy mialam lat 7! Nie mam pojecia skad wzial sie pomysl, zeby uczyc 3-latkow liter?!

      Usuń
  3. Za moich czasów nauka pisania , czytania zaczynała się w zerówce . A za moich czasów zerówka była dla sześciolatków . I pomimo tak " późnej " nauki całe moje pokolenie czyta płynnie ... Większość nawet ze zrozumieniem .
    Po co dzieciom zabierać dzieciństwo ? Radość zabaw i beztroski ? Człowiek i tak uczy się całe życie .
    U nas wieczory też juz zimne . Momentami nawet bardzo ! Ja dziś nawet odpalilam ogrzewanie . A to dopiero wrzesień . Brrrrrr ...
    Ciepła , spokoju i zdrówka życzę !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas w nocy z soboty na niedziele tez sie piec wlaczyl. A w poniedz. wrocilo lato. :) Szkoda, ze zostac nie moze. Dzis juz leje, jutro ma wrocic chlod... :(

      Ja chodzilam do zerowki przedszkolnej i nie za bardzo pamietam jakakolwiek nauke. Pisac i czytac uczylam sie dopiero od pierwszej klasy...

      To moze nie jest zabieranie dziecinstwa jako takie, bo jednak wiekszosc tych cwiczen odbywa sie w zabawie. Mnie bardziej martwi, ze takie male dzieci powinny bardziej pracowac nad motoryka duza, nad sprawnoscia i koordynacja ciala. Powinny odkrywac, ze sport to nie tylko zdrowie, ale i swietna zabawa... Kiedy od malego spedzaja dni "podpiete" do biurka, to nic dziwnego, ze mamy epidemie otylosci wsrod dzieciakow... :/

      Usuń
  4. Gratuluję audytu, ja myślę, ze to te twoje szpilki to co najmniej 75% sukcesu! Ja od poniedziałku spodziewam się trudnego tygodnia- o 8 rano rusza radiowa akcja reklamowa naszej usługi, albo to pare tysiecy wyrzucone w błoto, albo wielki bum, zobaczymy, ale szczerze wątpię abym miala w przyszłym tygiodniu pół chwili na przeczytanie czy napisanei czegokolwiek, na co bardzo liczę;)
    Moja Stokrocia rozpoznaje A, jak swoje imie i M- od McDonalds, bo jak jedziemy samochodem to w zasadzie od kiedy zaczęla cokolwiek kumac to wyszukuje za szybą eM ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihi, Bi rozpoznaje najwyrazniej B, a Nik za to A, ktore nie wiem skad mu sie zapamietalo. :)

      Mam nadzieje, ze telefony sie jednak rozdzwonia!!!

      Usuń
  5. Na temat czytania ja się wypowiadam. Za to czuję, że z pisaniem będziemy mieli przeboje :/

    Mila też się nie integruje i też mnie ścisnęło, jak Ciebie. Mnie z trochę innego powodu, ale efekt pewnie taki sam. Pociesza mnie, że moje dziecko zaczęło mówić paniom "do widzenia" i "dzień dobry", więc jakiś postęp jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bi za to paniom nie mowi "dzien dobry" wcale, a "do widzenia" jak jej sie zechce. :D

      To prawda, ja sie martwie brakiem integracji z innych powodow. Po prostu sama bylam bardzo niesmiala i choc lubilam dzieci, nie potrafilam nawiazywac z nimi kontaktow. W kazdej klasie mialam 1-2 kolezanki, z reszta dzieci praktycznie nie rozmawialam. I bylo mi smutno, ale nie umialam tego przelamac. Nie chcialabym, zeby moja corka przezywala to samo. :(

      U Was czytanie wprowadzone jest z innego powodu, wiec tutaj sie nie dziwie. O pisaniu nawet nie mysle, ale tu akurat widze, ze Bi chetnie odrysowuje swoje imie, chociaz wychodzi jej oczywiscie koslawo. ;) Mysle, ze dla niej to kolejna zabawa plastyczna. Mnie bardziej ciekawi jak to za rok bedzie z Nikiem, bo dla niego flamastry i kredki moglyby wcale nie istniec i poki co rysuje tylko kolorowe bazgroly. :D

      Usuń
  6. Dzieci potrafią nas zaskakiwać, ja nadal nie mogę przeboleć tego zimnego chowu, ja marznę, a jak widzę dzieci w krótkich rekawkach to mnie skręca, ale cóż...takie wychowanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, jako straszny zmarzluch tez nie moge tego pojac... Chociaz czasem zastanawiam sie, czy nie dlatego moje dzieci tak ciagle choruja... Ubieram ich odpowiednio do pogody (a przynajmniej mi sie tak wydaje), dbam zeby ich gdzies nie przewialo, a nie moge wyleczyc im przeziebienia. Amerykanskie dzieciaki lataja zima w jednej bluzie i sa zdrowe... :/

      Usuń
  7. Przede wszystkim zdrowka Wam zycze. U Nas lata nie bylo, wiec jesien jest od czerwca :/ chociaz noce robia sie chlodniejsze. Jesli chodzi o styl wychowywznia to Irlandczycy moga podac reke Amerykanom. A moze my Polacy po prostu przewrazliwieni jestesmy?? :)
    Mam nadzieje, ze Bi z czasem odnajdzie sie miedzy dziecmi I bedzie sie ladnie z nimi bawic.
    Super, ze audyt juz za toba, wiem jakie to stresujace..
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyglada na to, ze Bi polubila jedna z dziewczynek, wiec jestem pelna nadziei, ze pomalu zdobedzie grupke malych przyjaciol. :)

      Czasem tez mysle, ze my - Polacy za bardzo chuchamy na te nasze pociechy... Ale z drugiej strony, jak rodzi sie taki maluszek, to nawet gdybym nie karmila piersia, nie wyobrazam sobie podac mu zimnej "formuly"! Dla mnie noworodek musi miec cieplutko i przytulnie, ale moze wlasnie wychodzi ze mnie to polskie wychowanie. ;)

      My lipiec mielismy chlodniejszy niz zazwyczaj, ale sierpien byl goracy i suchy, czyli taki, jak powinien. I teraz strasznie tesknie za upalami, a dzis w ogole za sloncem, bo leje... :(

      Usuń
  8. Zyczę dużo zdrowia i gratuluje audytu ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czasem trzeba posmęcić :) Dobrze robi!
    Zdrówka i gratulacje oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dobrze! Nawet maz nie zrobi lepiej niz zwykle pozrzedzenie! ;)

      Dziekuje! :)

      Usuń
  10. Witaj w klubie- po pierwsze nadal bardzo przeziebiona jestem i konca nie widac... dziadostwo trzyma mocno, po drugie mnie rowniez doprowadzaly do wnerwu sposoby wychowawcze stosowane w naszym przedszkolu- na pytanie czy nie jest za zimno,aby dzieci wychodzily bez kurtki? Panie przedszkolanki- sorry nauczycielki, stwierdzily, ze dziecko nauczy sie samo ubierac jesli np. zmarznie....a ja myslalam, ze gdy sie jakies przeziebi, bedzie ich mniej w grupie i....bedzie mniej pracy....
    no i po trzecie ja tez zawsze mam problemy ze zdjeciami, u mnie na lepku bez problemu a u Menzona :O
    Mam jednak nadzieje, ze to jakos ogarniesz bo bez zdjec Potworkow smutno :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak lapek wroci do zycia, powroca tez i zdjecia na blogu. ;)

      A wiesz, ze cos w tym jest? Moja mama (przedszkolanka) tez zawsze sie cieszyla na sezon chorobowy, bo "Dzis tylko 13 dzieci z 25 przyszlo, ale fajnie!". A kiedy pomalu dzieciaki nabieraly odpornosci, slyszalam "Dzis cala grupa byla, okropnosc!". Taka mentalnosc nauczyciela. ;) Nie powiem zebym sie bardzo dziwila, ale teraz, bedac po drugiej stronie barykady, nie za bardzo mi sie to podoba...

      Usuń
  11. Bo to jest A jak alephant - jaki On kochany, pośmiałam się :)
    Kurczę, jak czytałam o tym, ze Panie do Ciebie zadzwoniły żebyś przyjechała, bo nie radzą sobie z histerią Bi to już miałam nietęgą minę, doczytałam potem i Twoje powątpienia i dokładnie myślę tak samo, ze coś z nimi nie tak, hm :/
    A wycofaniem Bi nie martw się, jak czytam to tak jakbym o Tymku czytała, On tak samo się zachowywał niegdyś w przedszkolu tez bardzo płacząc przy rozstawaniu, teraz podobnie n aplacu zabaw, ale w swojej już dobrze zaprzyjaxnionej grupie przedszkolnej wiedzie prawie prym, takze widocznie nasze dzieci potrzebują na to wszystko więcej czasu :)

    Kochana, zdrowia życzę!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dziekuje, zdrowko sie bardzo przyda! :)

      Nik jest strasznie pocieszny! Chyba dlatego, ze nie tylko nasladuje mnie oraz M., ale jeszcze za wszelka cene chce dorownac siostrze. No przeciez nie bedzie gorszy! ;)

      Ja tez szok przezylam... Od tego przeciez te panie tam sa, zeby sie dzieckiem zaopiekowac i nauczyc radzic sobie z emocjami. Ale najwyrazniej one chcialyby uczyc 4-latkow wylacznie pisania i czytania... :/

      Usuń
  12. Witaj:) Pozdrawiam rowniez z obczyzny;) Ja za to bardzo lubie jesien i to i ta zlota i ta szara,za to bardzo nie lubie zimy bo u nas jest wietrzna i paskudnie ponura. U nas tez temat przedszkolny na czasie.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! :)

      Takiej zimy tez bym nie lubila! ;) Nasza jest rozna, ale w zeszlym roku byla sniezna i mrozna, piekna (chociaz i tak wole lato)! :)

      Usuń
  13. No wiesz Ty co! Szlag by mnie trafił na te panie. Od czego one tam do jasnej anielki są? A, sorry, już pamiętam, od uczenia literek :S Przykre to, że tak okrutnie pozbawia się dzieci beztroskiego dzieciństwa. Walcz tam, Agatka, o zabawę dla przedszkolaków! Swoją drogą, patrząc na ogólny poziom ogarnięcia dorosłych Hamerykańców kto by pomyślał, że tak szybko garną się do nauki? ;P

    Kochana, zdrówka, dużo zdrówka i chwili odpoczynku!
    Bi jest cudowna, zobaczysz jak pięknie będzie mówiła po angielsku i polsku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po angielsku to napewno, z polskim moze byc roznie. Ja w kazdym razie o niego zawalcze. ;)

      Mnie tez wlasnie zastanawia fakt, ze poziom nauczania jest tu tak niski, a tymczasem na przedszkolaki naklada sie presje, zeby uczyly sie liter. Cos mi tu nie pasuje. ;)

      Trafilas w sedno z tym, ze panie chca tylko uczyc dzieci literek! Mam dokladnie takie samo wrazenie! One chcialyby, zeby 3-4-latki siedzialy grzecznie przy stolikach i odrysowywaly litery. No, tego sie raczej NIE doczekaja! :D

      Usuń
  14. Nie znam się na przedszkolu i na tym jak powinny się zajmować dziećmi panie, ale widzę np. u nas, że dzieciaki zawsze są ubrane adekwatnie do pogody i czasami słychać "X załóż czapkę", więc chyba tutaj nie jest tak źle i chociaż trochę zwracają uwagę na to, jak dzieciaki wychodzą na dwór.

    Pewnie jest tak jak mówisz, Bi podłapie lepiej angielski i będzie bardziej śmiała do dzieci, potrzebuje tylko trochę czasu, na oswojenie się z nową sytuacją i językiem, który nagle ma ciągle dokoła siebie przez sporą część dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka mam nadzieje, ale wiem tez, ze Bi jest nieodrodna corka swoich rodzicow i raczej nigdy nie bedzie szczegolnie towarzyska. ;)

      Tutaj podejrzewam, ze panie tez kaza dzieciom ubrac sie odpowiednio do pogody, tyle ze dawno zauwazylam, ze temperatury dla mnie zimne, dla Amerykanow sa zupelnie znosne... Nie moge wiec wymagac, ze panie powiedza Bi, ze ma zalozyc bluze, skoro i im jest cieplo i inne dzieci tez biegaja rozebrane... ;) Tylko, ze potem reszcie dzieci nic nie jest, a moje juz przeziebione... :/

      Usuń
    2. Duszą towarzystwa może nie będzie, ale na pewno znajdzie 1-2 dzieci, z którymi będzie się trzymała :)

      No też fakt, odczuwanie temperatury jest względne :)

      Usuń
  15. Brr, też nie lubię jesieni i tych zimnych nocy... Pierwsze przeziębienie już przerobiliśmy wszyscy, a zdają sobie sprawę, że to dopiero początek :/
    Mój G też nie jest ekstrawertykiem i do szczęścia innych osób nie potrzebuje, za to musi mieć swoją przestrzeń i czas tylko dla siebie i swoich rozmyślań. Na szczęście rodzeństwo go zawsze rozrusza, a dzięki przedszkolu też zaczął się garnąć do ludzi. Pierwszy tydzień w zeszłym roku przesiedział sam i nie chciał nic z nikim robić, ale potem się rozkręcił. Teraz bawi się ładnie z innymi dziećmi i jest aktywny na zajęciach. Dzieciaki potrzebują czasu :) No i dobrego podejścia pani, która jednocześnie akceptuje je jakimi, jakie są, ale też stara się wkręcić w towarzystwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tez uważam, że edukacja to jest dobra w szkole, i to tak najlepiej od 7 lat wzwyż... Na szczęście panie w naszym przedszkolu są tego samego zdania i grupa ma się bawić, ewentualnie przy okazji bawiąc poznawać nowe rzeczy.
      A wzywanie rodziców z powodu histerii dziecka - no żal. Po to one tam są, żeby sobie radzić z takimi sytuacjami.

      Usuń
    2. Tez tak mi sie wydawalo, ale najwyrazniej panie uwazaja, ze sa tam od nauczania literek. :D

      Dla mnie poczatek edukacji jako takiej powinien byc w zerowce. Co prawda tutaj zerowka to 5-latki, wiec tez marnie to widze, ale w kazdym razie 5 lat, to nie 3-4... W kazdym razie takie maluchy powinny sie uczyc o rzeczach, ktore je otaczaja oraz codziennosci. Bi nie zna dni tygodni, nie orientuje sie w porach roku, ale ma na sile uczyc sie pisac?! To dla mnie jakas pomylka... :/

      Bardzo jestem ciekawa jak te moje Potworki rozwina sie w placowkach edukacyjnych, bo poki co ani jedno ani drugie nie jest towarzyskie. Podejrzewam, ze wystarczyloby im, ze maja samych siebie. Zreszta, rowniez ze wzgledu na ich trudnosci w nawiazywaniu kontaktow ciesze sie, ze maja siebie. ;)

      Usuń