Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

środa, 19 sierpnia 2015

Weekend jakie lubie oraz troche smetow

Zaczne od dopadajacej mnie melancholii...

Pisalam juz kiedys, ze nie przepadam za sierpniem? Wlasciwie nie tyle, ze samego miesiaca nie lubie. W koncu nadal jest lato, cieplo, wakacje (chociaz odkad zaczelam pracowac, to ostatnie powinno mi zwisac i powiewac...). Ale mam do sierpnia taki podswiadomy zal, ze wzial przyszedl i zabral lipiec, srodek lata i mile poczucie, ze do chlodnej, deszczowej jesieni jeszcze tak daleeeeeeko... ;)

Teraz nawet sierpien pomalu dobiega konca... Mimo, ze slonce nadal mocno grzeje, ze wrocily temperatury ponad 30-stopniowe... Jednak ogrod wyglada na zmeczony sezonem. Trawa pozolkla, liscie na drzewach jakby oklaple choc nadal zielone... W ogrodzie dojrzewaja pomidory, pomalu rosna baklazany. W ziemi widoczne sa marchewki i male (nadal!) buraczki. Fasolka szparagowa uparcie kwitnie. Ale wszystkie inne warzywa juz sie poddaly. Zakwitly chryzantemy i hibiskus. Rankiem, kiedy dzwoni budzik, jest szarawo. Moja mozgownica nie chce tego faktu zaakceptowac i upiera sie, ze to pomylka i jeszcze mozna pospac. Niestety, to nie pomylka, slonce jest coraz nizej, wstaje coraz pozniej i zachodzi szybciej. I nawet powietrze pachnie inaczej... Lato sie konczy. A mi jest smutno. Jak co roku o tej porze...

W tym roku dochodzi jeszcze stres zwiazany z przedszkolem Bi. Z jednej strony chcialabym miec juz te kilka pierwszych dni za soba. Z drugiej, najchetniej odsunelabym je w czasie. Najlepiej o kilka lat. ;)
Czasami mysle, ze fajnie jest byc mezczyzna. Nie powiem, M. jest zaangazowany w wychowanie Potworkow. Jest dobrym, aktywnie zajmujacym sie dziecmi ojcem. Jesli chodzi o pozadomowa opieke, ma jednak wyrabane. To ja dostaje million maili z wydzialu edukacji. To ja zalatwiam wszystkie dokumenty. To ja przygotowuje wyprawke. W koncu, to ja bede dzieciaki zawozic i odbierac. Przynajmniej w tym roku. Dlatego zdziwilam sie tylko troche, kiedy wczoraj M. zapytal beztrosko "To kiedy Bi zaczyna? Za jakis miesiac?".
Taaa, "miesiac"... Niecale 2 tygodnie... :/

Tymczasem jednak wlaczyl mi sie syndrom "konca lata". Polega on na probach nadrobienia straconego czasu i wycisniecia tych ostatnich kilku tygodni niczym cytrynki. :) Pisalam juz bowiem w kilku komentarzach, ze po urlopie, ktory odbyl sie pod koniec czerwca, spoczelismy na laurach i wlasciwie przestalismy ruszac sie z domu... I o ile w lipcu machalam niefrasobliwie lapka, myslac "Mamy czas, mamy czaaas...", to w sierpniu zapalila mi sie czerwona lampka, ze ten czas w zasadzie sie juz konczy...

Dlatego, korzystajac z powrotu upalow, wyciagnelam malzonka na plaze.

(Najpierw nie chcial jechac, a potem sam najwiecej siedzial z Potworkami w wodzie :D)

Troche sie opieral, pamietajac ostatni wypad nad jezioro. Dal sie w koncu jednak namowic, szczegolnie, ze jego ciotka oraz jej facet polecili nam malutka, spokojna plaze. Co prawda troche sklamali, bo przysiegali, ze jest tam jednorazowo tylko kilka osob na krzyz. Tymczasem plaza (rzeczywiscie mikrusia) pekala w szwach. Dopiero pozniej skojarzylismy fakty z ich opisem i wychodzi na to, ze oni byli na niej popoludniem. My zas, zeby uniknac najwiekszych upalow oraz wstrzelic sie jazda jako tako w drzemke Potworkow, wybralismy sie tam wczesnym rankiem.

(Zeby oddac (nie)wielkosc plazy zrobilam nawet fotke panoramiczna. Niestety, pstrykalam "na leniucha", czyli siedzac na kocyku. Dlatego wyszla bardzo znieksztalcona i nie obejmuje jej calutkiej. To co widac, to jednak caly dostepny brzeg. Ot i cala plaza :D)

Trzeba jednak przyznac, ze nie bylo tam wszechobecnych grillow, wiec nie musielismy krztusic sie dymem oraz smrodkiem pieczonego miesiwa. Wiekszosc towarzystwa byla tez kulturalna i szanowala cudza potrzebe sluchania szumu fal oraz krzykow mew (gadulstwa i piskow wlasnego potomstwa rowniez :D). Pisze "wiekszosc", poniewaz my cos nie mamy szczescia. ;) Na cala plaze, akurat kolo nas musial usiasc jakis stary pryk i puscic sobie muzyke z przenosnego radia... I zeby to w miare dyskretnie, ale nie! Muzyka walila po uszach az milo! Nie lubie zwracac ludziom uwagi (nigdy nie wiadomo na kogo sie trafi), ale nachodzila mnie ochota, zeby sprowokowac Potworki do klotni. Moze gdyby facet musial posluchac ich wrzaskow, przenioslby sie na inna czesc plazy? ;) Smialam sie z M., bo kiedy rozkladal nasz namiocik, poskracal sznurki od sledzi, zeby nie zajmowac tyle miejsca. Mogl zostawic je normalnej dlugosci, to mielibysmy wokol koca "teren ochronny". ;)


(Stary, dobry namiocik, uzyty trzeci raz od czasu kupna 2 lata temu. A po prawej widac kawalek upierdliwego goscia "od radia" :D)

Jak widac wyzej, za nami byly jeszcze raptem 1-2 rzedy opalajacych sie. Siedzielismy w najwezszej czesci plazy, ale w najszerszej miala ona zaledwie drugie tyle. Naprawde byla to "plazyczka". :) Z tylu miala nawet plac zabaw dla dzieciakow, ale to chyba na chlodniejsze dni. ;)

Jak to czesto bywa kiedy jest sie gdzies poraz pierwszy, popelnilismy pare bledow strategicznych. A konkretnie dwa. Po pierwsze, rozlozylismy sie po zlej stronie. "Nasza" czesc miala niemozliwie kamieniste zejscie do wody. Tylko przez jakies 3-4 metry, potem juz byl piach, ale przejscie tamtedy bylo naprawde bolesne, choc pewnie dobre na platfusy. ;) Potworki jednak plakaly, chcialy byc przenoszone na rekach, odmawialy wejscia do wody, itd. Dopiero po jakims czasie przyszlo mi do glowy, zeby sprawdzic jak sie sprawy maja po przeciwnej stronie "szuwarow" i niespodzianka! Niemal zero kamienia! :/

Po drugie, przyjechalismy o zlej godzinie. Okazalo sie, ze najwiekszy urok tej plazy objawia sie po poludniu. Glebokosc wody jest tu dosc ciekawa, mianowicie najpierw jest coraz glebiej, az do mniej wiecej bioder (dla mnie). Nika trzeba bylo wziac na rece, Bi jakos przechodzila, bo woda nie siegala jej nawet do ramion. Potem jednak podloze tworzylo plycizne (chyba sie to fachowo nazywa "lacha"). Podczas przyplywu woda miala tam glebokosc mniej wiecej do polowy lydki. Okolo godziny 14 zaczynal sie jednak odplyw i najlepsza czesc plazowania! W ciagu godziny, poczatkowa "glebina" opada do mniej wiecej wysokosci kolan. Natomiast plycizna zamienia sie w wyspe! Zabawa murowana! dzieciaki rzucily sie, zeby szukac krabow, rakow pustelnikow oraz muszli. Co niektorzy poprzynosili lezaki oraz parasole i kontynuowali plazowanie tam! :) Niestety zdjecia nie mam, bo Potworki w najlepsze szalaly, musialam miec ich na oku, a telefon zostal w namiociku. :)

Jesli wiec uda nam sie jeszcze pojechac w tym sezonie, to pamietamy, zeby udac sie na lewo oraz przyjechac nie wczesniej niz o 13. ;)

***

Poniewaz my jak nie ruszamy sie z domu, to kompletnie, a jak juz ruszymy to hurtem, w niedziele zaliczylismy wizyte u znajomych. Znow M. sie opieral, bo spotkania towarzyskie juz kompletnie nie leza w jego naturze... Tym razem jednak sie zaparlam, bo juz widzialam jaki "relaksik" mialabym z dwojka Potworkow przy boku... ;) Po poludniu pojawilo sie tez niebiezpieczenstwo, ze bede musiala jechac sama z Bi, a M. zostac z Nikiem, bo Mlodszy wstal z drzemki w nastroju ryczaco-marudnym i urzadzil nam 40-minutowy koncert. Na wzmianke jednak, ze zostaje w domu, uspokoil sie ekspresowo i nawet bez protestow pozwolil nalozyc sobie pieluche, co ostatnio nie jest az tak oczywiste. Pojechalismy wiec cala czworeczka i koniec koncow nawet moj malzonek bawil sie niezle.

Dzieciaki w ogole byly wniebowziete, bo znajomi mogliby z powodzeniem otworzyc sklep z zabawkami! Kiedy w koncu rzucilismy haslo, ze jedziemy, Nik przytaszczyl gadajace walkie-talkie z pytaniem czy moze je wziac do domu, a Bi prosila czy moglibysmy tam nocowac. :D Jestem tez pod wrazeniem, ze chlopaki znajomych bez protestow dzielili sie zabawkami i zgodnie bawili sie w grupie. Ciekawe czy moje dzieciaki beda rownie szczodre kiedy przyjdzie pora na re-wizyte? ;)

Przy okazji, dziewczyny, musze to napisac na blogu! Nadchodza mile dla mnie czasy, kiedy dzieciaki beda sie bawic z innymi malolatami, a ja wypije sobie drinka i poplotkuje w spokoju! Nie myslalam, ze nastapi to tak szybko! ;)
Przezornie, zajelysmy ze znajoma miejsca na tarasie, a tatusiow wyslalysmy na dol, na trawke, do pilnowania potomstwa. Pomysl troche nie wypalil, bo dzieciaki ganialy gora-dol, dom-taras-ogrod. I chociaz Bi wpadla w trans zabawy i praktycznie rodzicow nie zauwazala, to mlodszy Nik jeszcze jednak potrzebuje nadzoru. Biegal za starszyzna, ale biedaczek byl dla nich za wolny. Zanim wdrapal sie po schodach, oni juz zdazyli zlapac z domu co im przyszlo do glowy i pedzili z powrotem na dol. A ze taras byl bardzo wysoki, Mlodszy bal sie samodzielnie z niego schodzic. Co pewien czas musialam wiec przerwac gadanie, zeby pomoc synowi zejsc ze schodow. Ale tyle to przyjme na klate! :D
Zacieram tez lapki, ze za jakis rok juz w ogole nie bede musiala odrywac sie od ploteczek. Dziecku w wieku Bi wystarczaja bowiem juz rowiesnicy. Znajomi maja 5-letnich blizniakow i chociaz to chlopaki i w dodatku malo komunikatywne, to mojej corce kompletnie to nie przeszkadzalo. A ze chlopcy sa w miare spokojni i dobrze wychowani, wiec nie balam sie, ze wymysla niewiadomo jakie wariactwa. Pomoglo tez, ze Bi, chociaz o prawie rok mlodsza, byla od blizniakow wyzsza. Nie musialam wiec sie martwic, ze ja gdzies stlamsza. :D To szczegolnie wazne, bo sporo czasu spedzili na tym:

(Nie widac tego wyraznie, ale to skaczace w srodku, to Bi. ;) Nik "czai" sie na zewnatrz, bo troche sie tego dmuchanca obawial)
 
To tyle o weekendzie. Jego intensywnosc zaowocowala tym, ze zdazylam w domu odkurzyc i... to wszystko. Sprzatanie koncze po trochu po pracy, ale wtedy to srednio mi sie chce. ;)
 
Poza tym cieszymy sie resztka plonow:
 

(Mialo byc zdjecie samych pomidorow, ale Potworki wpakowaly sie w kadr z gromkim "Zrob mi zdjecie!!!", wiec...)
 
Nadal spedzamy wieczory w ogrodzie dopoki, dopoty nie przepedza nas krwiopijcze komarzyska. Chociaz ostatnio obserwuje w dzieciach przesyt swiezym powietrzem. Coraz czesciej pytaja czy moga isc pobawic sie w domu. ;)
 

 
Nie wiem czy Wy to widziecie, ale ja obserwuje na tym zdjeciu koncowke lata. Swiatlo slabsze, mniejszy kat nachylenia slonca... Wszystko mowi mi, ze to koniec sezonu. :(
 
Porzucony z tylu basen, wrocil jednak do lask, przynajmniej na kilka goracych dni. :)
 
Uciekam wiec moje Drogie, konczyc prace. A potem po Potworki i do basenu! :D


20 komentarzy:

  1. U mnie też poczucie końca lata....
    I powrót do pracy. Ech...
    Buziaki dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie to strasznie wspolczuje! Mi po prostu szkoda lata, ciepla, wygrzewania sie na sloncu, wypadow i lekkiej odziezy. No i wizja przedszkola Bi mnie przeraza... Ale gdybym wlasnie miala wrocic do pracy po rocznym macierzynskim, chyba bym sie zaryczala...

      Usuń
  2. U mnie też czuć końcówkę lata :(( jakoś to słońce tak już nie świeci i wieczory zimne. Ale najbardziej było widać u moich rodziców na Górnym Śląsku, gdzie przez suszę trawa wypalona, liście żółte. Gdy jechaliśmy do nich, momentami drzewa miały kolorowe liście iście jesienne. Smuutno jakoś tak.. :(

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie smutno... Nie lubie jesieni... :(
      U nas wieczory jeszcze zazwyczaj w miare cieple, ale pomalu bedzie sie to juz zmieniac...

      Usuń
  3. U nas upały w ostatnich tygodniach były tak niemiłosierne, że ja łaskawym okiem patrzę na koniec lata . Wieczory już tak przyjemnie chłodne i spa można bez włączonego wiatraka . Aczkolwiek wizja nadchodzącej zimy wcale mnie nie cieszy . Po cichu liczę na to, że będzie taka jak w zeszłym roku - czyli całkiem ciepła .

    Taki weekend to ja rozumiem ! Intensywnie a jednak z czasem na odpoczynek . Fajnie, że Potworki pozwalają już Mamie nieco odpocząc . Drinki na tarasie w doborowym towarzystwie - to jest to !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawde! Kiedy Bi sie urodzila, wydawalo mi sie, ze wiecznosc minie zanim bede mogla spokojnie posiedziec i pogadac z kumpela... A tu prosze, 4 lata minely nie wiem kiedy! ;)
      Jesieni nie znosze. Nie kojarzy mi sie ona z ta zlota polska jesienia, tylko z listopadowa szaruga i plucha. Zime zazwyczaj lubie, czekam na snieg i mroz, ale w tym roku mam wizje ciaglego brania dni wolnych z powodu zamkniecia szkol (w tym przedszkola Bi) i wcale mnie ta wizja nie zachwyca. ;)

      Usuń
  4. Coś w tym w sumie jest. Jak tak się teraz zastanawiam to faktycznie czuć już w powietrzu nadchodzącą jesień, bo tak jak mówisz i powietrze inaczej pachnie, i słońce inaczej świeci. A u nas na wsi widać to jeszcze bardziej niż jak mieszkaliśmy w mieście, bo dodatkowo krajobraz się zmienił po żniwach. Korzystajcie z ostatnich dni wakacji. My przedszkolną karierę zaczynamy wiosną i już się boję co to będzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzisz, ja juz zapomnialam jak wygladaja pola z rzyskiem. Mimo, ze mieszkamy w miejscu bardziej przypominajacym wies niz miasto, to nie ma tu terenow typowo rolniczych.
      A wiec trzymaj kciuki w przyszlym tygodniu za mnie i Bi, a ja potrzymam wiosna za Ciebie oraz Juniora! ;)

      Usuń
  5. Tak ckliwie opisalas końcówkę lata, że nawet mnie - osobie całkowicie zimnolubnej - zrobiło się żal :)) kochana, uszy do góry! Każda pora roku ma swój urok i z każdej trzeba się cieszyć :) tarzanie się w jesiennych liściach, dyniowo-korzenne wypieki a wreszcie ukochany przez Bi snowing też są super! No, a jeśli to Cię nie pociesza to pomyśl, że za rok znowu będzie lato :P :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty masz przed oczami ta fajna, sloneczna jesien, a ja listopadowa marznaca mzawke. Cos mi sie te wizje nie zgadzaja. :D
      W tym roku nawet az tak nie czekam na zime i snieg, bo martwie sie, ze beda ciagle zamykac placowki edukacyjne, co zmusi mnie do brania dni wolnych zeby zostac z Bi... W ten sposob w zyciu nie uzbieram sobie ich wystarczajaco na urlop... :(

      Usuń
  6. oj tam, oj tam cieszyć się trzeba, ze jeszcze te prawie dwa tygodnie sierpnia przed nami:)
    my nie byliśmy ani na uropie ani na żadnej oplaży tylko siedziemy jak te borsuki i remontujemy, remontuje,my:( wrr ja sie w tym roku wyjątkowo nie mogę doczekać zimy, bo na zimę to już powinniscy skończyć to co grubsze i w końcu bedziemy mieć czas dla siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ale Wy za to urzadzacie swoj wymarzony domek! My, kiedy kupilismy nasz dom, to przez pierwszy rok tez nigdzie nie jezdzilismy, tylko a tu cos poprawialismy, a tu jakies malowanie, itd. :)

      Usuń
  7. Bedziemy przeżywać razem, dobra? Ja będę myśleć o Tobie, a Ty o mnie :P
    Piękną plażę tam macie :) Gdzie to jest?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest nad zatoczka, ktora jest wlasciwie estuarium, nazywajaca sie Long Island Sound. Ta plaza wlasciwie nie jest moja ulubiona, wole inna, wieksza, gdzie piasek jest czysciutki i naprawde tak bialy, ze az razi w oczy. :)

      Usuń
  8. Odrobina kurzu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a tak mieliście fajny weekend.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, tylko ze pomalu zamieniam sie w ch*jowa pania domu... W minion weekend nawet nie odkurzylam! :D

      Usuń
  9. Ha! Za 2 lata będziesz piła drinki z palemką a dzieci będą tylko lód donosić :):)
    Ja już też widzę koniec lata, wylaliśmy wodę z basenu i na drzewach liście są coraz bardziej suche... Włączył mi się oczywiście też syndrom włóczykija i ciągle bym gdzieś jeździła!
    Wiesz ja lubię jesień, zawsze mi szkoda lego kończącego się lata ale jednak jesień też jest super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi jesien kojarzy sie wylacznie z plucha i zimnem. ;)

      U nas basen jeszcze stoi, ale woda do wymiany i temperatury spadly, wiec nie korzystamy. Ale nie trace nadziei, ze jeszcze raz w tym roku napuszcze swiezej wody. ;) Marzy mi sie tez ostatni wypad na plaze. Prognozy na przyszly tydzien sa dosc zachecajace, wiec trzymam kciuki. ;)

      Usuń
  10. no niestety konczy sie lato, u nas susza na maksa, trawa zolta nie zielona i w ogole krowy nie maja co jesc, serio. u nas komarow w tym roku nie ma, ale za to osy :/ pchaja sie do domu, no i na dworze ich pelno. taa dzieci rosna i zaraz beda samowystarczalne;) pozdro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cos w tym jest, bo u nas w tym roku tez wyjatkowo duzo os, ale nie jakas ogromna plaga. Ale komary tna strasznie. Maz zbiera sie, zeby posypac ogrod srodkiem odstraszajacym, ale prognozy ciagle strasza deszczem. Czekamy wiec, a deszcz i tak przechodzi gdzies bokiem. ;)

      Usuń