Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 10 lipca 2015

Wakacyjne wspominki: Czesc II oraz III - ostatnia

Uwaga bedzie bardzo dlugo i zdjeciowo (ale o to ostatnie raczej sie nie pogniewacie, co? :D)


Czesc II: Hotel

Hehehe... Tutaj juz sobie ostro ponarzekam...

Szukajac wakacyjnego lokum, patrzylismy przede wszystkim na przyjaznosc dzieciom oraz odleglosc do oceanu. Chcielismy znalezc osrodek wczasowy, ktory ma wlasna plaze, poniewaz z dwojka malych Potworkow chcielismy byc w stanie dojsc nad ocean na nogach. Oprocz tego koniecznie musial miec brodzik dla dzieciakow, a w pokoju musiala byc kuchenka, bo chcielismy moc gotowac naszej dwojce niejadkow normalne posilki. Nasz hotel mial wszystko czego szukalismy, do tego bonus w postaci placu zabaw, a przy tym byl bardzo atrakcyjny cenowo. Az ZA bardzo, bo inne hotele polozone nad samym oceanem kasowaly sobie conajmniej 2x tyle za noc. Powinno to nas bylo zastanowic, ale jak wiadomo budzet mielismy mocno ograniczony, wiec ucieszylismy sie po prostu z taniej oferty. Dopiero po zalatwieniu rezerwacji mialam czas poczytac opinie o naszym osrodku. Tu juz mina mi zrzedla, ale pocieszalam sie, ze ludzie sa rozni, maja rozne oczekiwania, wiec moze nie bedzie tak zle... Nooo, troche naiwna bylam... ;)


(O, prosze. Robiac dzieciom zdjecie przy rzadku palm, niechcacy ujelam nasz kompleks. Wlasnie w budynku "A" mieszkalismy)

Osrodek polozony byl rzeczywiscie nad samiutkim oceanem. Wystarczylo przejsc wzdluz budynku i dochodzilismy do [bajorka z aligatorem] dluuugiego pomostu nad terenami podmoklymi, ktory prowadzil wprost na plaze. Doslownie minutke z buta. A plaza byla przepiekna, szeroka, piaszczysta, zas woda w oceanie ciepla jak w wannie. No bajka w porownaniu z nasza polnoca, gdzie woda ma temperature zblizona do Baltyku i dopiero pod koniec sierpnia jest "znosna". :) Fajnie tez, ze przy kazdym wejsciu na plaze (a bylo ich kilka) byl prysznic, pod ktorym mozna bylo sie oplukac. Tu jednak woda byla lodowata, wiec ograniczalismy sie do plukania butow oraz stop. ;)

Jesli poszlo sie w bok i przeszlo obok drugiego budynku, znajdowal sie czlowiek na terenie basenow. Brodzik dla dzieci nieco mnie rozczarowal, bo maluchow bylo sporo, a basenik malenki, no ale BYL, wiec nie bede sie czepiac. :) Glebszy basen byl za to ogrooomny, ale niestety, przy dwojce malych dzieci nie potrafiacych plywac, zbytnio z niego nie skorzystalismy.

Nasz pokoj okazal sie tak naprawde "mieszkankiem", z salono-kuchnia, sypialnia, lazienka oraz balkonem. W korytarzu mial nawet wbudowane pietrowe lozko, ktore Potworki mialy wielka ochote zagarnac dla siebie. Niestety, nie mialo ono odpowiednich barierek dla mlodszych dzieci i dolna czesc lozka sluzyla im wylacznie za skrytke. Na gorna mieli kategoryczny zakaz wchodzenia.
Wyobrazcie sobie jak sie ucieszylam, bo wczesniej bylam przekonana, ze nasz pokoj, to bedzie rzeczywiscie pokoj z aneksem kuchennym. :)

Do innych zalet hotelu moge zaliczyc naprawde sympatyczna obsluge i bardzo ladnie utrzymany (choc niewielki) plac zabaw. Oraz mozliwosc wypozyczenia rowerow, z czego napewno bysmy skorzystali gdyby nasz pobyt trwal dluzej. Musze tez przyznac, ze bylo tam bardzo cicho. Wiekszosc gosci to byly rodziny z dziecmi i naprawde sporo z nich bylo w wieku moich lub mlodszych. Spodziewalam sie krzykow, piskow, odglosow placzu i biegania. I mialam to - na plazy i basenie. Natomiast w pokoju byla cisza, a wiem ze mielismy dzieciate rodziny w bezposrednim sasiedztwie.

Na tym pozytywne aspekty hotelu sie koncza. Niestety, jak zwykle prawda okazuje sie, ze masz to, za co zaplacisz. Wybralismy tani hotel i ta "taniosc" co chwila gdzies z kata wylazila... ;) Wszystkie budynki od strony morza sa postawione na palach. Bliskosc oceanu sprawia, ze zapewne sa na terenach zalewowych. Dodatkowo, wody guntowe musza tam byc wysokie. Pod hotelem dostrzeglismy stojaca wode i korytarz (mieszkalismy na parterze) mial paskudny zapach wilgoci. W pierwszej chwili stwierdzilismy, ze jak pokoj tez bedzie tak zalatywal, to idziemy prosic o zamiane. Na szczescie najwyrazniej podlogi w pokojach sa juz lepiej izolowane, wiec tylko posciel, na ktorej spalysmy z Bi w sypialni (tata z Kokusiem zajeli salonik) przesiakla lekko zapaszkiem wilgoci, co jednak poczulam dopiero po powrocie do domu.

Pokoj, ktory nam sie trafil byl hmm... Tragiczny, to moze zbyt mocne okreslenie, ale "slaby" juz pasuje. Zaczne od tego, ze pracowalam kiedys w hotelu i widzialam pewne standardy, a raczej wiem gdzie ekipy sprzatajace maja mozliwosc pojscia na skroty. ;) Przezornie wzielam wiec ze soba plyn do mycia wanien oraz zlewow. Mojego malzonka natomiast niesamowicie latwo jest obrzydzic, wiec nalegal zeby wziac wlasne sztucce, naczynia oraz posciel. Poczatkowo sluchalam z niedowierzaniem, ale potem machnelam reka. Poscieli uzylismy zeby poprawic komfort Potworkow w czasie jazdy. Za to sztucce i naczynia byly wedlug mnie niepotrzebne (ale skoro M. mial taki kaprys, to niech mu tam...), bo kuchnia byla naprawde dobrze zaopatrzona. Miala nawet zmywarke, wiec zaproponowalam M., zeby umyc osobno potrzebne nam naczynia, skoro tak sie brzydzi. Oswiadczyl jednak, ze i tak nic z nich nie zje, wiec dalam spokoj i uzywalismy naszych... Wanna byla jednak wyraznie niedomyta, wiec pogratulowalam sobie wziecia plynu do mycia. Poza tym, kiedy rozlozylismy sofe w salonie do spania, okazalo sie, ze jest na niej niezmieniona posciel po poprzedniej osobie, bleee... To sprawilo, ze bardzo podejrzliwie spojrzalam na posciel w sypialni. Niby czysta, ale kto wie czy rzeczywiscie byla zmieniona? W kazdym razie ucieszylam sie, ze M. tak naciskal na wziecie wlasnej. Poza tym skarpetki Potworkow, po godzinie chodzenia po naszym "mieszkanku", byly czarne, doslownie. Musielismy uzyc jednego z hotelowych recznikow i wlasnorecznie umyc podlogi. Jak ten recznik potem wygladal, mozecie sobie wyobrazic. Ohyda, ta podloga nie byla napewno myta przez dluuugi czas... Ale najlepsze atrakcje czekaly nas dopiero ostatniej nocy, ktora tam spedzilismy. Przez caly pobyt blakaly nam sie po pokoju mrowki, ale to dla nas akurat zadna sensacja. W domu tez je mamy, dostaja sie do srodka pomimo siatek. Dopoki byly to pojedyncze sztuki, nie zwracalismy na nie uwagi. Ostatniego jednak wieczora, kiedy juz szykowalismy sie do spania, nagle z kuchennych szafek zaczely wyfruwac skrzydlate krolowe, doslownie chmary! Musialy miec gniazdo gdzies w scianach i probowaly wyfrunac na zewnatrz, tylko, ze "zewnatrz" prowadzilo przez nasz pokoj!!! Walczylismy z nimi niemal do polnocy, ale niedobitki znajdywalismy jeszcze kolejnego dnia... Tylko dlatego, ze byla to nasza ostatnia noc, nie poszlismy na skarge do recepcji...

No coz... Przetrwalismy. :) W miedzy czasie zrobilismy maly rekonesans i jesli w przyszlosci najdzie nas na wakacje w tym samym osrodku, to wiemy juz ktory budynek zasiedlic. ;)

(Widok z naszego balkonu. Niestety, z racji parteru widac glownie parking, ale ja z przyjemnoscia patrzylam na kolyszace sie na wietrze palmy. :D)

Na zdjeciu powyzej widac wlasnie budynek "dla wazniakow", jak go przezwalismy. Ma wlasny basen i dwa osobne wejscia na plaze. Nie wiem jak wygladaja pokoje (zreszta kazdy jest inny, z racji, ze wiekszosc ma wspolwlascicieli, ktorzy korzystaja z nich kilka razy w roku), ale juz wyglad bezposredniego otoczenia i korytarzy pozwalal stwierdzic, ze to zupelnie inna "klasa". Niestety polka cenowa zapewne tez, ale moze do nastepnych rodzinnych wakacji troche sie odkujemy finansowo? ;)



To tyle o naszej "miejscowce. Teraz najwazniejsze, czyli:

Czesc III: Relaks!

Wyjezdzajac marzylismy, ze moze podczas wakacji gdzies pojedziemy/ cos pozwiedzamy. Hahaha, taaak, pojechalismy. Do najblizszego supermarketu! I to tylko dlatego, ze zaladowalismy auto po dach, a zapomnielismy wziac dzieciom glupich wiaderek i lopatek do piasku! I jak one niby mialy sie bawic na plazy? :)

Poza tym nasze urlopowe dni mijaly wedlug tego samego rytmu: pobudka (przed 7, Niko nawet na wakacjach nie mial litosci), sniadanie, plac zabaw, basen, drugie sniadanie, drzemka, obiad, plaza, kolacja, spacer, sen. Po drodze podziwialismy miejscowa roslinnosc, ktora rozni sie sporo od tego, co mamy w domu. Nad placem zabaw gorowalo np. takie drzewo:


Te wiszace "fredzle" to chyba rodzaj porostow. Uczylam sie o nich, ale szczegoly juz dawno z glowy wywialo. :)

Na plac zabaw szlismy glownie zeby zajac czyms Potworki z samego ranka, kiedy bylo jeszcze nieco chlodniej. Potem jednak zaliczalismy szybki powrot do pokoju, przebranie w stroje, zabranie pod pache tego, co dzieciaki upatrzyly sobie do zabawy i wioooo na basen. A na basenie, pierwsze trzy dni pod rzad, Niko siedzial na brzegu i wyyyl! Dobre pol godziny! Nikt nie zmuszal go do wejscia, nikt na niego nie chlapal. A Mlodszy ryczal i ryczal. Az w koncu nagle siup! Wskakiwal do wody i zaczynal sie bawic jak gdyby nigdy nic...


(Najlepsza zabawa: chlapanie tatusia, no przeciez :D)

Poza tym Bi zawziela sie, zeby nauczyc sie plywac w "rekawkach" i pod koniec pobytu rzeczywiscie zaczela sie poruszac jako tako do przodu. :)


(Takiej wlasnie wielkosci byl brodzik. Zdjecie zrobilam siedzac na brzegu. Jak widac, malutki.)

Poza tym musze pokazac Wam kokusiowe, basenowe "umundurowanie". Pierwsze dni, kiedy wrzeszczal, nie wiedzac o co mu chodzi, wymyslalismy. A moze go slonce razi, wiec M. lecial do pokoju po okulary i czapeczke. A moze mu sie nudzi, wiec znosilismy coraz to nowe zabawki. W rezultacie Mlodszy zdecydowanie zwracal na siebie uwage:


(Drugiego tak kolorowego "zjawiska" chyba na basenie nie bylo :D)

Czasem zas mielismy dosc szorowania tylkami badz kolanami po dnie brodzika i bralismy Potwory do duzego basenu.


(Wiem ze te kolka sa przeznaczone dla niemowlat, ale Potworki dostaly je od dziadka specjalnie na wyjazd i nie chcialam sprawiac przykrosci ani jemu, ani im. No i jak widac, utrzymywaly ich na powierzchni bez wiekszego problemu)

Pobyt jednak zarezerwowalismy tam a nie gdzie indziej, ze wzgledu na ocean. Chcielismy poskakac po falach, popluskac sie w cieplej wodzie, itd. Co wieczor, po drzemce Potworkow, wybywalismy wiec na plaze. Dosc pozno to wychodzilo, bo dzieciaki wymeczone basemen spaly po 3 godziny, potem wypadalo zjesc jakis obiad, wiec nad ocean docieralismy dopiero okolo godz.18. Okazalo sie to dosc brzemienne w skutki, ale o tym za chwile. Raz czy dwa zdarzylo sie, ze ciemne chmury i pomruki grzmotow zatrzymaly nas w hotelu nawet dluzej. Wtedy, zeby zajac czyms znudzone dzieci ratowalismy sie zajeciami plastycznymi:





(Nik poraz pierwszy dostal do lapek pedzel i farbki wlasnie na wyjezdzie)

Zazwyczaj jednak pod wieczor stawialismy sie tu:



Rodzice, jak i Bi zachwyceni cieplym wiatrem, cieplym piaskiem, ciepla woda, wreszcie wielkimi falami, bo caly pobyt bylo bardzo wietrznie, wiec i fale byly ogromne.


(Zbieranie muszelek)

Niko... Tragedia... Po pierwszym razie, kiedy zszedl az na sam brzeg (zdjecie z poprzedniego posta), nie zblizyl sie do oceanu az do ostatniego dnia. I zeby sie tylko nie zblizal do wody, to jeszcze mozna by przelknac. Tymczasem on pilnowal matki, zeby i ona Boze bron do wody nie wchodzila! Tata? W porzadku. Bi? Ok. Niech sie pluskaja. Ale matce nie wolno. Oczywiscie sama zainteresowana miala to w nosie i jak tylko Kokus sie odwrocil, zwiewala do wody. Tym bardziej, ze starsze dziecko tez podchodzilo i prosilo ze smutkiem, zeby mama sie z nia pobawila w wodzie... A wtedy Nik podnosil wrzask. Ale jaki! Jakby go zarzynali! Na cala, wielka plaze! Az ludzie sie ogladali! Darl sie jak opetany caly czas kiedy bylam w wodzie. Nie podszedl do brzegu, tylko stal na srodku plazy wrzeszczac: "Maaaaamaaaa!!!!", az nie wrocilam.


(Nawet przy matce, mina jak widac nietega)

I tak az do ostatniego dnia. A tego wlasnie dnia, poniewaz wieczorem mielismy wracac do domu i trzeba bylo sie spakowac, wybralismy sie wiec na plaze troche wczesniej niz zwykle. I trafilismy na odplyw (najwyrazniej wczesniej mielismy pecha przychodzic podczas przyplywu), ktory zostawil po sobie "kaluze" przy brzegu. A Niko zaczal sie w tych kaluzach taplac i nie przeszkadzala mu zupelnie bliskosc fal (bo zakladam, ze wlasnie ich sie bal).



Tu wlasnie dochodzimy do brzemiennych skutkow. Mlody mianowicie swoimi wrzaskami obrzydzil nam kazde jedno plazowanie, oprocz ostatniego! Gdybysmy wiedzieli, ze troche wczesniej jest odplyw, ocean jest dalej i zostawia takie fajne "kaluze", ktorych Mlody sie nie boi, codziennie bysmy zabierali dupki na plaze nieco wczesniej... No, ale madry Polak po szkodzie...


(Moj syn bawi sie przy samym brzegu z usmiechem na buzi - SZOK!)

Z mniej waznych wspomnien, to na poludniu zyja jakies komary - mutanci. Wrocilismy pokryci okropnymi, wielkimi bablami. Gdybym nie widziala komarzyc siadajacych na nas, pomyslalabym, ze to cos znacznie wiekszego nas pozarlo...

Matka jak zwykle sie spiekla. Mam ponad 30 lat i chyba nigdy sie nie naucze. Kiedy przjechalismy, nasz pokoj nie byl gotowy, wiec postanowilismy przejsc sie po osrodku. Na srodku parkingu wywalilam czesc bagazy w poszukiwaniu lzejszych ubran (kiedy wyjezdzalismy bylo dobre 20 stopni mniej). Jakos doszukalam sie sukienek, szortow i t-shirtow. Niestety nie moglam zlokalizowac kremu do opalania. W koncu machnelam reka i poszlismy. Blad, wielki blad! Spalilam sobie plecy i ramiona tak, ze przez reszte wakacji nie moglam nosic bluzek na ramiaczkach, a spanie to byla tortura! Stara, a glupia sie samo nasuwa! Dobrze, ze dzieci oszczedzilo...

Drzemki Potworkow spedzalam glownie na balkonie podziwiajac egzotyczne krzaki i z motylami i kolibrami przelatujacymi mi przed nosem. I to byly chyba najbardziej relaksujace chwile podczas wakacji. ;)

***
Koniec wspominek! Jesli dotrwaliscie do konca - gratuluje. Jesli nie - nie dziwie sie! :)

26 komentarzy:

  1. Och daj spokój Ty kokietko! Pół blogosfery czekało na ten post o Waszych wakacjach :) Z tym, że ja nie zdążyłam skomentować poprzedniego, a już jest nowy, ale tamten- a jakże, czytałam! Z zapartym tchem, bo podobnej długości droga przed nami...

    Eh, no właśnie, z tą niską ceną to już tak zazwyczaj bywa, ale... Najgorsze to chyba zapłacić sporo i też się sparzyć.

    Lila ma podobne zaciachy jak Niko, jak już sobie coś umyśli, to koniec. On najwyraźniej uznał, że mama też musi być bezpieczna :)
    Cieszę się, że odpoczęliście! Teraz pozostaje planować kolejne wakacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch, narazie nie w glowie mi kolejne wakacje... Teraz zaczynam juz lapac stresa przed przedszkolem Bi (tak, wiem, ze to jeszcze ponad miesiac ;D). :( Na dzien dobry juz mnie wkurzyli, bo "dni otwarte" okazaly sie jednym dniem, w dodatku w piatek przed rozpoczynajacym sie w poniedzialek rokiem szkolnym! I jak ja mam niby dziecko oraz sama siebie przyzwyczaic do nowego miejsca?!

      Masz racje, jakbym zaplacila wiecej, a potem sie naciela, dopiero bym sie wsciekla! ;)

      Co do drogi to ja z reka na sercu polecam jazde noca! Gdybysmy jechali w dzien, podejrzewam, ze post na temat podrozy bylby w duzo bardziej pesymistycznym stylu... ;)

      Usuń
  2. Agata, jak byliśmy w Turcji w zeszłym roku, to Blanka przez trzy dni wyla, dosłownie wyla bo! Morze za głośno szumialo... Więc ja siedziałam z nią 30M od brzegu a Andzrzej się kapal Czwartego dnia się wnerwilam, ubralam wyjace dziecko w kółko i rekawki zanioslam do wody, uprzedzajac ze wyjme ja jak przestanie beczec A darla się jak obdzierana ze skóry Uspokoila się po 20 min. Ale ! Przez następne 4 dni z kolei jej się przestawilo i darla się jak opętana dla odmiany ... przy każdej próbie wyjecia z morza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze to taki wiek? Rok temu Blanka miala 3 latka, Niko ma 2.5...
      Ja sobie w brode teraz pluje, ze nie przyszlo nam do glowy ktoregos z wczesniejszych dni wybrac sie na plaze przed 17. Ale chcielismy uniknac najwiekszych upalow, a poza tym ogarnianie Potworkow po drzemce troche nam zajmowalo... To nic, pocieszam sie, ze za rok MUSI byc choc odrobine lepiej... ;)

      Usuń
  3. Och to z tym pokojem rzeczywiscie nie za ciekawie. Ja zanim cokolwiek zarezerwuje to sprawdzam tripadvisora I wszelkie inne dostepne strony, ale to moje zboczenie hotelowe.
    Potworki zadowolone byly, a to najwazniejsze !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, mlodszy Potworek srednio zadowolony, ale trudno. ;)
      Ja niestety hotel sprawdzilam juz po rezerwacji, a potem jeszcze sama siebie przekonywalam, ze nie moze byc az tak zle jak to ludzie opisuja. :D

      Usuń
  4. Dobrze, że "uroki" pokoju hotelowego nie zepsuły Wam całego urlopu. Szkraby w kółkach wyglądają egzotycznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dziadek im te kolka sprawil, ale niestety nie spojrzal na przedzial wiekowy. ;) Dobrze, ze jakims cudem utrzymywaly Potworki na powierzchni! Szczegolnie Bi, bo ona ogolnie jest duza na swoj wiek! :D

      Usuń
  5. ale mieliście sie fajnie, ta plaża normalnie woła :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musze przyznac, ze chociaz pokoj hotelowy nie spelnil oczekiwan, ale basen byl super, a plaza to doslownie cudo! Nie dosc, ze ogromna, to jeszcze pustawa!

      Usuń
  6. Oj zazdroszczę, zazdroszczę! No, może tych mrówek to nie, ale ta plaża! I baseny! Słońce! Ciepłe morze/ocean! :)) Uwielbiam plaże, a w tym roku chyba nie uda się nam zaliczyć żadnej, więc tym bardziej zazdroszczę... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, a dlaczego myslisz, ze nie uda sie Wam skoczyc na plaze? Ja mam nadzieje, ze uda mi sie jeszcze chociaz raz meza nad ocean wyciagnac. Od nas to okolo godzinki drogi. :)
      Dokladnie, na wakacjach najbardziej zachwycila nas plaza oraz temperature wody! Ja, ktora zazwyczaj 15 min. sie zamaczam, tam wchodzilam "z marszu"! ;)

      Usuń
  7. Ej, my lubimy zabawę w takich kółkach! :D
    A też chłopcy niemowlakami nie są :D

    Tak czytam o Niku, jej, jestem pewna, ze Emil znalazłby sobie powód żeby wyć cały pobyt :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, niestety, nigdy nie wiadomo co dziecku nie podpasuje. Bierze ich czlowiek na wakacje, nad ciepla wode, a oni... rycza, ze chca do domu (nie zmyslam, pierwszego dnia Nik autentycznie pytal kiedy wracamy :D)... ;)
      Moim Potworkom te koleczka tez baaardzo podpasowaly, ale wszystkie inne dzieci, ktore takowych uzywaly, mialy ponizej poltora roku. :D

      Usuń
  8. Oj przesadzasz, bywały już dłuższe posty u Ciebie :P
    Może mimo tych paru niedogodności hotelowych to i tak mieliście super wakacje!
    Och na samą myśl oceanu, takiego ciepełka..... no zazdraszczam trochę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ze stan pokoju byl denerwujacy, ale ze spedzalismy w nim praktycznie tylko pozne wieczory I drzemki Potworkow, to nie dal sie nam az tak bardzo we znaki.
      Ech, ja sama marze, ze moze kiedys przeniose sie na poludnie, gdzie cieplej. Wczoraj Bi spytala kiedy beda spadac liscie z drzew, a mi sie az zimno zrobilo na sama mysl... ;)

      Usuń
  9. czyli w sumie mimo wszystko było super!
    pięknie;) az troszkę zazdroszczę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko bylo fajnie. :) Ja zazdroszcze sama sobie, bo nie wiem kiedy znow gdzies wyjedziemy! :D

      Usuń
  10. tak czy siak bylo fajnie i wypoczeliscie, a to najwazniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, bylo calkiem fajnie. Z tym wypoczynkiem to nie wiem, za krotko bylo. ;) Z drugiej strony, nawet gdybysmy tam spedzili 2 tygodnie, podejrzewam, ze i tak czulibysmy niedosyt. :D

      Usuń
  11. Pierwsze koty za ploty :) Za rok bedziesz juz inaczej szukala i moze wybor padnie na te "lepsze" pokoje? :) Potworki tez troche dojrzeja i bedzie superowo.
    Gdy pierwszy raz pojechalismy do Wloch- obfotografowalismy wszystkie palmy :), wiec rozumie rowniez Wasza fascynacje!
    Wyjatkowo krotko ten urlop opisalas...chyba nawet jestem z tego powodu smutna...
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krotko... naprawde?! Bo mnie sie wydawalo, ze taaak sie rozpisalam... :D Ale fakt, ze bywaly juz tu dluzsze posty... ;)
      Haha, ciesze sie, ze nie tylko my tak mamy! Mowilam M., ze chyba jestesmy jacys nienormalni, bo nie widzielismy nikogo innego, kto robilby zdjecia przy co drugiej napotkanej palmie! :)
      Rowniez mam nadzieje, ze nastepne wakacje to juz bedzie luzik, jesli chodzi o Potworki! Musimy tez dobrze sobie zapamietac ta hotelowa nauczke i nie skapic! ;)
      Ale za rok chyba niestety obierzemy kierunek: Polska zamiast cieplych krajow... :/

      Usuń
  12. Nikt nie zrozumie dzieci :P mają swoje jakieś fobie i się ich trzymają :P
    A co do pływania, lepiej by było żeby mała uczyła się pływać w takim kapoku jakby, tak powiedział instruktor nauki pływania jak Starsza Podopieczna zaczynała przygodę z wodą. W rękawkach jest inny śr ciężkości itp ;) moja 5,5l Podopieczna zasuwa sama, pływa juz ładnie, ale od 3mca życia chodzi na basen.
    Fajna relacja! Dorwałam do końca :P

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My jakos nie mozemy sie zebrac, zeby zapisac Potworki na basen... Musze dac sobie "kopa" teraz, bo widze jak Bi pokochala wode, warto by bylo to wykorzystac...
      Bi tez ma taki "kapok", ale niestety nie chce go nakladac, woli rekawki. :/
      Oj, zebys wiedziala, jak te male stwory cos sobie umysla, to chocby czlowiek na glowie stawal, nic nie poradzi... :/

      Usuń
  13. E, no suma sumarum zaliczyliście udane wakacje! Z tymi hotelami to tak właśnie jest, że niestety nikt nikomu prezentów nie robi :) Ale, ale! Grunt to wiedzieć za co się płaci, bo jednak najbardziej bolą rozczarowania typu "zapłaciłam za hotel 5*, a mam 2*". Ja właśnie taką myślą się kieruję i mam na swoim koncie udane pobyty i w miejscach luksusowych i takich poza jakąkolwiek kategoryzacją. Chociaż niespodzianka z brudną pościelą...hmm... przyprawia mnie o zgrzytanie zębów, bo to już jest prawdziwa bezczelność.

    Super jednak, że udało Wam sie spędzić rodzinnie ten czas i Potworki oswoiły się z wodą. Za rok na bank już będzie lepiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, ze Niko z ta woda oswoil sie dopiero ostatniego dnia. :/ Ale, jak to mowia, lepiej pozno niz wcale... ;) Teraz w naszym przydomowym baseniku i u opiekunki, w wodzie wrecz szaleje. Ja z kolei chetnie wybralabym sie nad ocean, ale boje sie jak zereaguje... Chyba zaczne od jakiegos jeziora, tam mam przynajmniej pewnosc, ze woda bedzie ciepla... ;)
      Z hotelem to prawda, ze lepiej zaplacic mniej i borykac sie z niedogodnosciami, niz wydac fortune i tez narzekac. ;) I naprawde umeblowanie czy nawet te nieszczesne mrowki, to normalka przy nizszej cenie. Ale juz syfiasta podloga i niezmieniona posciel, to jest przesada...
      Masz jednak racje, ostatecznie to byl niezly wypad. Przelamalismy pierwsze lody i teraz wiemy, ze zarowno podroz, jak i urlop z Potworkami SA mozliwe. :D

      Usuń