Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

wtorek, 10 czerwca 2014

Agata tez moze miec fajny weekend, a co! :)

Czyli potwierdza sie. W przeciwienstwie do mojego malzonka, jestem zwierzeciem stadnym. Do szczescia potrzebuje towarzystwa, troche pozytywnego zamieszania i rozmowy z ludzmi innymi niz tylko maz oraz na tematy inne niz nasze stale i oklepane... Szkoda, ze M. nie podziela mojego entuzjazmu. Podczas kiedy ja juz od piatku sprzatalam i pichcilam, wkurzajac sie tylko na placzace sie pod nogami dzieci (kochanie, moglbys odlozyc iPhona i zajac sie potomstwem!!!???), moj malz w sobote od rana jeczal, ze po co to wszystko, ze mu sie nie chce, ze juz jest tym weekendem zmeczony, itd. A ja zaciskalam zeby, zeby go nie opieprzyc rowno, ze skoro on jest domatorem a przy tym cholernym samotnikiem, to jego sprawa, ale zeby nie robil z nich moich dzieci!

Impreza urodzinowa Bi odbyla sie zgodnie z planem w sobote i choc nabiegalam sie i narobilam jak dziki osiol to nie zaluje. Wydaje sie, ze wszyscy dobrze sie bawili, chociaz jako gospodyni oczywiscie nie nagadalam sie wystarczajaco z zadnym z gosci. No ale nie da sie inaczej kiedy trzeba kazdemu przyniesc cos do picia (chociaz i tak ulatwilismy sobie zycie poprzez wstawienie pod stol cooler'a z piwem i napojami gazowanymi), namowic do sprobowania zarelka, a jeszcze pilnowac, zeby dzieciarnia sie nie pozabijala i nie potopila w baseniku... I zeby Kokus nie sciagnal wszystkiego ze stolu, co zreszta prawie mu sie udalo...

Oczywiscie bez malego wkurwa (albo i kilku) sie nie obylo (oprocz tego na meza)... Przyjecie zaplanowane bylo na 15. Jedni znajomi od razu po otrzymaniu zaproszenia zaznaczyli, ze maja tego dnia jeszcze inna impreze, wiec sie spoznia. Nie ma problemu. Ale dwa dni przed przyjeciem dzwonia kolejni znajomi, ze zapomnieli (!), ze ich synek wstaje wlasnie okolo tej godziny, wiec dojada jak sie zbiora. A dzien przed "godzina zero", kolejny znajomy zadzwonil, ze musi przyjsc w sobote do pracy, wiec oni tez przyjada spoznieni. No i tu juz sie niezle wkurzylam, bo przyjecie zaplanowane na swieze powietrze, godzinowo tak, zeby nie za wczesnie (bo wiekszosc zaproszonych dzieci oraz Niko spi w dzien), ale tez nie za pozno, co jest bardzo wazne, bo po godzinie 18 nasz ogrod jest nawiedzany przez chmary komarow. Koniec koncow rozeslalismy smsy do reszty zaproszonych, ze wiekszosc ludzi przyjedzie jednak pozniej, wiec moze zaczniemy raczej blizej 16-17 niz 15... Co zreszta okazalo sie niezlym pomyslem, bo caly weekend mielismy upal, a w miejscu gdzie ustawilismy stoliki i krzesla, o 15 swiecilo pelne slonce i nie dalo sie tam wysiedziec. Ale koniec koncow mielismy dwoje znajomych juz o 16, wiekszosc dojechala okolo 17:30-18, a ostatni mnie zalamali bo zjechali dopiero po 19, kiedy reszta juz pakowala sie do odjazdu, komary gryzly jak szalone, a moje wymeczone Potworki marudzily i ryczaly same nie wiedzac czego chca...

Ogolnie jednak bylo calkiem fajnie. Skoro byl upal, to napuscilismy wody do baseniku, zeby dzieciaki mogly sie wykapac (z czego w koncu zadne nie skorzystalo, za pozno bylo). Pozyczylismy tez od opiekunki Bi dmuchany zamek do skakania. Myslalam, ze to bedzie hit, ale jak to czesto bywa, dzieci znalazly sobie zupelnie inne zabawy.
Dla solenizantki najlepsza rozrywka okazalo sie puszczanie baniek. Niko jako jedyny chlapal w basenie, w rezultacie w 3 godziny zmoczyl wszysciutkie swoje spodenki i t-shirty. Bomba... Pozostala trojka - same chlopaki - wlezli do piaskownicy i zostali tam przez wiekszosc imprezy. :)

Przy okazji mialam mozliwosc poobserwowac grupke 3-4 latkow i naszla mnie refleksja, ze moje dzieci sa jednak niesmiale, ale i grzeczne oraz ulozone. Szczegolnie kiedy dojechala na wieczor jedyna zaproszona dziewczynka, troche ponad 2-letnia. W zyciu nie widzialam takiego dzieciaka! W obcym miejscu, a zachowywala sie jak miniaturowe tornado. Bieganie, skakanie, sciaganie po kolei wszystkiego ze stolu to jeszcze normalne, ale potem stwierdzila, ze najlepsza zabawa bedzie sypanie piachu do basenu, co szybko zostalo podlapane przez Nika, a ukrocone przeze mnie. Kiedy ewakuowalismy sie do domu, dziecko zaczelo biegac dziko od pokoju do pokoju, szarpac bramke do kuchni, wlazic na meble, wyrywac zabawki Nikowi, itd. Nie wiem czym rodzice ta mala karmia, chyba samym cukrem... Matka tylko niemrawo strofowala ja z kanapy, na probe zlapania i okielznania przez ojca, dzieciak podniosl nieludzki wrzask. Nik wystraszony "gosciem" schowal sie na moich kolanach, Bi obserwowala z otwarta buzia. A ja odetchnelam z ulga kiedy wyszli i zabrali ta mala diablice. ;) Nie wyobrazam sobie, zeby Bi czy nawet Nik zachowywali sie w ten sposob w obcym miejscu. Pomijajac nawet ogolne rozwydrzenie, to nie ten poziom energii (a pomyslec, ze wydawalo mi sie, ze Bi ma jej duzo...). ;)
Byla jeszcze jedna sytuacja, ktora mnie lekko podminowala. Postawilam mianowicie tort na stole, zeby zapalic swieczke. I co sie stalo? Cala trojka chlopcow rzucila sie na niego jak male muchy i zaczela dziubac brudnymi paluchami (prosto z piaskownicy) w polewie, wyrywac wisienki, etc. Jeszcze nawet nie zdazylismy zaspiewac 100 lat, a tort juz zaczynal wygladac co najmniej zalosnie! Mama dwoch z nich natychmiast ich skarcila i kazala przestac, za to tata trzeciego obserwowal to i zupelnie nie zareagowal! Odciagnal syna dopiero kiedy M. podszedl zapalniczka (pewnie bal sie, ze maly lobuz sie poparzy, a ja mysle, ze to bylaby niezla nauczka). Wiem, ze to male dzieci, maja rozne dziwne pomysly, ale rodzice sa chyba po to zeby nauczyc ich jakich takich manier? Wspanialy tatus powiedzial mi pozniej (ze smiechem), ze synek mowil mu juz w aucie w drodze na urodziny, ze chce wsadzic reke w tort. Tata podobno odpowiedzial, ze nie wolno, ale najwyrazniej nie zrobil tego wystarczajaco dobitnie. Co z tymi niektorymi rodzicami??? Ja dobrze wiem jak pogrozic Bi zeby sie nawet nie wazyla czegos zrobic. A jesli mimo wszystko by to zrobila, to natychmiast zareagowalabym, a co wazniejsze sama spalila sie ze wstydu... Urodziny tego chlopca sa w sierpniu i jesli zaprosza Bi to chyba szepne jej na uszko, zeby tez podrazyla palcem w torcie. Ciekawe czy beda zadowoleni... ;)

Oprocz tych malych, malenkich zgrzytow bylo jednak calkiem fajnie i juz z gory wiem, ze bede naciskac na podobne przyjecie w przyszlym roku. Wtedy jednak wiekszosc znajomej dzieciarni bedzie miala juz okolo lub ponad 4 lata i konieczne chyba beda jakies zawody, konkursy, itp. Nie wiem czy sie podejme... Moge spedzic noc piekac ciasta, moge stac caly dzien przy garach, ale zabawianie stada malolatow to nie na moje nerwy. :)

Hmm... Post "wyrosl"mi juz dosc dlugi (nie dziwota, pisze po troche trzeci dzien), a jeszcze chcialam Wam wrzucic pare fotek. No trudno, kto nie ma sil, niech dalej nie czyta! ;)

Niestety mialam tyle latania przy gosciach, ze nie zwrocilam zupelnie uwagi na to, co M. wyprawia z aparatem. Dopiero wieczorem obejrzalam co tam napstrykal i wszystko mi opadlo po prostu. Zdjecia gdzies z daleka, od tylu, zadnego zblizenia... tragedia. Dobrze, ze zrobilam pare ujec komorka, ale niestety niewiele, bo przeciez maz robil aparatem... :/

W kazdym razie nasz ogrod wygladal jak mini festyn:






Solenizantka w trakcie nowo-odkrytej ukochanej czynnosci:




Dmuchany zamek od czasu do czasu byl zaszczycany czyims zainteresowaniem:




Woda w basenie bawily sie glownie moje dzieci:




Ostatnie zdjecie to ze zdmuchniecia swieczki. Nie dalo sie po prostu podejsc nieco blizej i stanac od przodu, bo i po co? Za to macie widok na moj wielki tylek i uda z celulitem... Ech...




To na tyle na temat przyjecia.
Zdjecie dmuchanego zamku w calej okazalosci zrobilam dopiero w niedziele rano. Tak to wygladalo:



Fajna rzecz na takie imprezy. Tyle, ze myslalam, ze ciezko bedzie dzieciaki stamtad wyciagnac, a tymczasem one wolaly inne rozrywki. :)

Poniewaz upal nadal sie utrzymywal, po poludniu pozwolilismy dzieciom pochlapac sie w basenie. Wlasciwie to Nika musielibysmy chyba sila zanurzyc. Proby wsadzenia do wody wygladaly tak:


(ten syf w basenie to piach, ktory zdazyla nawrzucac mala "diablica". ;))

Slabo to widac na zdjeciu, wiec musicie mi uwierzyc na slowo, ze nietega mial mine (malo powiedziane). :)


Zdecydowanie fajniej jest bawic sie w basenie "od zewnatrz":



Za to Bi miala frajde i ciezko ja bylo z basenu wyciagnac:



Obawiam sie tylko zeby frajda nie okazala sie "zbyt" wielka. Wczoraj pani Marysia zareportowala, ze Bi dostala ataku suchego kaszlu po polozeniu na drzemke. Kaszel powtorzyl sie przed snem wieczorem, a dzis rano pare razy kichnela. Trzymajcie kciuki, zeby tylko na tym sie skonczylo...

Koniec! Gratuluje tym, ktorzy dotrwali. :)

22 komentarze:

  1. Dziekuje za gratulacje!! Dotrwalam do konca- malo powiedziane przeczytalam z przyjemnoscia!! Super Kinderbal!!! Ogrod masz przesliczny :) juz zazdraszczam!!! I plot widze ;) atrakcji w brud, sama bym sobie tak poskakala, nogi pomoczyla i dobrze pojadla!!!
    Solenizantka jak zwylke przepiekna- a Nikus - to wykapany moj syn...on nawet w pisakownicy bawil sie z zewnatrz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, dzieci juz mi Nika "wyedukowaly" i teraz wlazi juz do piaskownicy z butami i co gorsza w niej siada... :/
      Jako matka malolatow wiedzialam, ze musze miec jak najwiecej atrakcji, zeby dzieciaki sie choc na chwile soba zajely. :) I inni rodzice tez bardzo sie ucieszyli, kiedy zobaczyli nasz ogrod. Chociaz pol godzinki spokojnej rozmowy zagwarantowane. :)
      A w tle rzeczywiscie, duma mojego meza - plot. ;)

      Usuń
  2. Mój mąż to domator tez nie lubię takich imprez...Moje dzieci to tez wszedobylskie szczególnie jak były małe, ale ja hak cień za nimi krążyłam tam nie wolno, tego nie rusz, zostaw, czasem nawet gospodarze mówili żebym wyluzować ale jak są zasady to trzeba ich przestrzegać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja moje dzieciaki tez ciagle pilnuje i strofuje. Az kiedys mi jedna znajoma powiedziala, zebym ich az tak nie "tresowala", ale ja sobie po prostu nie wyobrazam, zeby mogli w "gosciach" skakac po meblach i drzec sie wnieboglosy...

      Usuń
  3. Ja chcialabym zorganizowac duza imprezke dla chlopcow, ale pewnie skonczy sie na jednej parze lub dwoch z jednym dzieckiem... mi ciezko pohamowac chlopcow. Moze piasku do basenu by nie wrzucali, ale zapewne wymyslili by cos gorszego :/ czytajac o malej Diablicy poniekad mialam wizje moich Lobuzow...
    Najwazniejsze, ze imprezka sie udala. Ogrod macie duzy I piekny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, moje dzieci tez maja takie dni, ze zupelnie nie moge nad nimi zapanowac. Ale musze przyznac, ze to u siebie. Na obcym terenie robia sie oniesmieleni i raczej trzymaja mamusinej "spodnicy". :)
      Ogrod mamy rzeczywiscie wielki. Czasem mysle, ze az ZA wielki, bo ciezko go zagospodarowac i utrzymac w jako takim porzadku. Nawet glupie koszenie trawy z przodu i tylu domu zajmuje M. 3 godziny...

      Usuń
  4. gratulacje! uwielbiam Twoje trzeźwo myślące podsumowania weekendów :) btw to odnośnie bachorów - diabłów - tak zwanych "dzieci" :D zawsze jak rodzice zapraszają znajomych (a że moi rodzice mają dorosłe dzieci to można sobie wyobrazić, że dzieci znajomych też są dorosłe, więc bez przypału :D ) jedna para przyjeżdża z dziećmi (plus minus) 5 i 10 lat i O MAMO. tak jak uwielbiam dzieci, które znam. z którymi wiem jak postępować, które wiedzą co im wolno a czego nie. które nawet jeśli jeszcze nie potrafią mówić - komunikują się ze mną. tak te dwa diabły >.< kiedyś weszli na piętro do mojego pokoju (impreza była na tarasie na zewnątrz i w domu nie było nikogo), włączyli mój komputer (!!!!!), młodsza dziewczynka wyrzuciła mi połowę ubrań z szafy i w tym momencie ich dorwałam. tak jak staram się nie krzyczeć na gości (staram się :D ) tak wtedy darłam się na nich tak, że aż dziw, że ich rodzice nie usłyszeli :p , wyszarpałam z pokoju za ramiona, ściągnęłam ze schodów (ich rodzice nadal na tarasie nieświadomi tego, że diabły szaleją) i nakazałam usadzić dupy na fotelach i jak dotkną czegokolwiek to łapy poprzetrącam. od tamtej pory jak tylko krzywo się na nich spojrzę to stają na baczność. wchodzą do domu i co drugie zdanie jest pytaniem "a to mi wolno?" a ich mama ich nie poznaje i mówi, że powinna ich wysłać do mnie na wakacje bo może to by ich trochę naprostowało. a ja mówię, że za żadne skarby świata i, że może niech będzie konsekwentna w jakimkolwiek działaniu to się ogarną. wspomnę jeszcze tylko o tym, że w grudniu na imieninach moich rodziców ten starszy rzucał się na podłogę jak jakiś kretyn i tak się w końcu rzucił, że łbem przywalił w ceramiczną doniczkę (grubą) rozwalił ją w drobny mak i przeciął sobie głowę. jakim cudem się rzucał? a no mnie nie było. akurat te pół godziny jak szalał siedziałam u siebie w pokoju i odbywałam rozmowę telefoniczną. historia o tym jak kiedyś (przed incydentem z komputerem i zanim pokazałam "kto tu rządzi") prawie zniszczył gitarę wartą ponad 5K - jest historią na oddzielny post :p i tak już napisałam poemat o sobie zamiast o Tobie :D pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. buahhhaha! nie ma to jak twardy łeb :D

      Usuń
    2. bardzo dobre metody, pilnuj, żeby rodzice tych rozpuszczonych dzieci widzieli, że jesteś na nich zła, może coś do nich dotrze

      Usuń
    3. Uch, znam takie wkurzajace malolaty. Mialam taka 7 lat mlodsza kuzynke, a wlasciwie corke kuzyki mamy. Gowniara, jedynaczka byla tak rozpuszczona, ze tez przyjezdzala do nas i wszystko wyciagala, otwierala, jakby to bylo jej. Przy tym co chwila komentowala w stylu, ze "ale macie to brzydkie", a "ty to jestes glupia". Najgorzej, ze nic nie moglam durnej smarkuli zrobic, bo kiedys nie wytrzymalam i powiedzialam jej cos do sluchu (bylam sporo starsza, wiec nie musialam sie szczegolnie wysilac). Poleciala z rykiem do swojej matki, ta z kolei z pyskiem to mojej mamy i koniec koncow niezle mi sie oberwalo. I zebym jeszcze uderzyla gowniare, ale nie! Nawet nie pamietam co takiego jej powiedzialam, ale od czasu tamtej awantury juz tak czesto ciotka nie przyjezdzala ze swoja rozpuszczona coreczka. Wiec w sumie awantura sie oplacala. :)

      Usuń
  5. To widzę, że Ty masz tak jak ja, kiedy dzieci broją, a rodzice nie reagują, to mnie od razu strzela. Oczywiście wiadomo, że muszą pobiegać, pokrzyczeć, ale przecież każdy dorosły wie, gdzie są granice dobrego wychowania i powinien reagować, gdy dziecko przegina. A z tą godziną przyjazdu też bym się wkurzyła, my mamy takich znajomych, którzy za każdym razem, bez uprzedzenia spóźniają się ok godziny, więc już na nich nie czekamy i zaczynamy zabawę bez nich. Co innego jak ktoś od razu uprzedzi, ale tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie znosze spoznialstwa... Ciotka M. jest pod tym wzgledem niereformowalna i chyba juz jestem przeczulona.
      A co do dzieci to dokladnie jak piszesz. Dzieciaki maja swoje prawa, wiem ze musza sie wyszalec, ale sa jednak pewne granice i wtedy powinni wkroczyc rodzice. Ja nad moimi stoje jak Cerber, moze i przesadzam, ale mi zwyczajnie wstyd jak odstawiaja cyrki przy obcych ludziach...

      Usuń
  6. Przede wszystkim najlepsze życzenia dla solenizantki! Doskonale Cię rozumiem co do wkurwu na gości i ich dzieci :) Turcy też się notorycznie spóźniają, tutaj nawet nikt nie umawia się na konkretną godzinę, bo po co? Gdy ja kogoś zapraszam i wskazuję godzinę spotykam się z wielce zdziwionymi minami. A tureckie dzieci w 95% przypadków to rozwydrzone bachory, które tak naprawdę wychowują się same i którym wszystko wolno, więc krew mnie zalewa jak na nie patrzę. Dzieci jak dzieci - mogą nie rozumieć, ale ich rodzicami mam ochotę wstrząsnąć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie. Dzieci zawsze beda szalec, ale rodzice powinni sie choc troche zainteresowac co wyrabiaja ich pociechy. Przynajmniej ja tak zostalam wychowana i tak wychowuje swoje dzieci...
      Mi sie pierwszy raz zdarzylo, ze prawie wszyscy zaproszeni wylamali sie z okreslonej poczatkowo godziny... Bo np. do zachowania ciotki M. juz sie przyzwyczailam. Juz teraz w ogole na nia nie czekamy, tylko zaczynamy swietowac bez niej. :)

      Usuń
  7. Ja tam dobrze minke Nika widze :) asekurant! Nie cierpue kiedy rodzice lache klada co robia Ich dzieci czasami mialabym ochote wychowac i takie dzieci i ich rodzicow!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez! Przyznaje, ze kiedy jestesmy w domu, moim dzieciom naprawde wolno wiele. Ale kiedy wychodzimy, czy to do znajomych, do kosciola czy nawet sklepu, trzymane sa w ryzach i Bi juz doskonale wie co jej wolno, a czego absolutnie nie. Co nie zmienia faktu, ze od czasu do czasu z czyms "wyskoczy", w koncu ma dopiero 3 lata. Nad Nikiem jeszcze, z racji wieku, trzeba popracowac. :)

      Usuń
  8. Jak w wesoły miasteczku, po amerykańsku ;).
    Podziwiam Twój zapał i jeśli towarzystwo daje Ci wytchnienie, to rób imprezy jak najczęściej.
    Co do zachowań dzieci, to gdyby rodzice nie reagowali, ja zwracam uwagę, bo sypać piachem, wsadzać brudnych łap w tor i ganiać komuś po meblach po prostu nie wolno.
    Ale czego wymagać od dzieci, skoro i dorośli nie lepsi. Jak ja nie znoszę spóźnialskich i przenoszących terminy w ostatniej chwili!
    Buzi dla tych Twoich śliczności. Widzisz, narzekasz na ich dyscyplinę, ale dzieci testuje się dopiero w konfrontacji z obcymi i na obcych gruntach i Twoje zdały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zebym tak mogla namowic meza na czestsze imprezy! ;) Ale wiem, ze teraz MOZE uda mi sie go przekonac do malego grilla pod koniec wakacji, a i tak bedzie ciezko... ;)

      Ja sie troche krepuje zwracac uwage obcym dzieciom. Nie wiadomo jak rodzice zareaguja, a widzialam juz w zyciu bardzo przewrazliwione jednostki... ;)

      Usuń
  9. Twoja córeczka rośnie na prawdziwą piękność

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Klarko. Mam nadzieje, ze jednak bedzie bardziej madra niz piekna. ;)

      Usuń
  10. Pomyślałam sobie, że ta dzika dziewczynka to moja Mila, ale chyba za daleko, niemożliwe ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi, troszke za daleko! Chociaz ja w Twoich postach nie widze, zeby Mila byla az tak niesforna. ;) Tamta dziewczynka to byl doslownie maly kataklizm. ;)

      Usuń