Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 9 lipca 2012

zlobek poraz pierwszy!

Dzis pierwszy raz zostawilam Bi w zlobku. I stwierdzam, ze nie bylo zle. Poczatkowo kurczowo sie mnie trzymala, ale po jakims czasie pomalu zaczela bawic sie jedna zabawka, potem druga. W koncu puscila moja reke, odwrocila sie do mnie tylem i moglam pomalutku wycofac sie z salki. W sumie zajelo mi to okolo 15 minut. Dzwonilam tam po 10 rano i rozmawialam z nauczycielka. Jak bylo do przewidzenia, Bi troche plakala kiedy zorientowala sie, ze mnie nie ma. Ale podobno potem wyszla na dwor z dziecmi, bawila sie w piasku, a kiedy rozmawialam z pania akurat jadla drugie sniadanie. Nie slyszalam w tle jej placzu, co chyba jest dobrym znakiem. Zadzwonie jeszcze raz pozniej, po drzemce. W domu Bi nie chce usypiac sama, trzeba ja nosic albo przynajmniej trzymac na rekach. W zlobku nikt raczej nie bedzie tego robil, a na dodatek nawet takie maluchy spia na lezaczkach, a nie w lozeczkach, nie wiem czy Bi nie spadnie bo potrafi sie niezle wiercic. Wiec ciekawa jestem jak to bedzie z drzemka.

Tak wiec dzis rano jakos poszlo. Obawiam sie jednak, ze jutro moze byc gorzej. Bi bedzie sie juz spodziewac, ze moge “zniknac” i pewnie nie bedzie mnie spuszczac z oczu. Martwie sie tez, ze poniewaz niewiele dzieci przyjezdza juz o 7 rano, wiec wszystkie grupy siedza najpierw w jednej, duzej sali. Nie, zebym miala cos przeciwko, ale wydaje mi sie, ze to dla Bi jest dodatkowy stres. Najpierw jest z jedna pania w jednej sali, a potem jakas inna pani zabiera ja do innej salki. Pewnie minie troche czasu zanim Bi zapamieta ktora pani i ktora sala jest “jej”.

Uch… Juz nie moge sie doczekac, zeby po nia jechac, wysciskac, polaskotac tlusty brzuszek i zabrac do domku… A tu jak na zlosc mamy wizyte klientow, a po ich wyjsciu spotkanie, wiec nie ma jak sie wymknac… :(

9 komentarzy:

  1. Jestem z ciebie duma :-) Ja pewnie przez godzinę wyłabym pod drzwiami zanim udałoby mi się w ogóle do placówki wejść. Wydaje mi się, że dzieci o wiele lepiej znoszą takie rzeczy niż my - matki. Nie rozpamiętują tak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wątpienia. I o to chodzi, byśmy my też się zachowały dorośle wobec takich sytuacji, bo one sobie poradzą, tylko my musimy zacisnąć zęby i pokazać im, że nie ma się czego bać.

      Usuń
    2. Ja ryczalam z 10 minut nad kolyska Bi jak pierwszy raz zostawialam ja (w domu, z tatusiem!) po macierzynskim. Ale ona wtedy miala 3 miesiace i byla taka malusienka. Teraz jest juz troche latwiej, ale nie znioslabym gdyby plakala, pewnie tez bym sie rozbeczala. :)

      Usuń
  2. No to cudownie!!! W sytuacjach żłobkowo-przedszkolnych to my -rodzice jesteśmy największymi histerykami :-). Dzieci zawsze dają sobie radę.
    Pozdrawiam i oczekuję dalszych wieści ze złobkowego frontu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze moje malenstwo sobie poradzi. Moze i dobrze, ze jest jeszcze mala, kolezanka opowiadala mi, ze jej bratanek zawodzil juz w drodze do przedszkola, ze nie chce "do dzieci". Gdyby Bi mi takie placze urzadzala to nie wiem czy mialabym na tyle silnej woli, zeby jednak ja tam zawiezc. :)

      Usuń
  3. Zobaczysz, jeszcze będzie Ci płakała, że chce do dzieci! :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym sie cieszyla! Chcialabym, zeby byla towarzyskim dzieckiem. Ja bylam strasznie niesmiala i ciezko mi chwilami bylo...

      Usuń
  4. Dlatego nie powinno się tak robić - wychodzić bez pożegnania, ukradkiem. Bo potem zawsze będzie się tego bała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz teraz mamy to za soba, na szczescie. Nadal placze przy pozegnaniach, ale nie biegnie za mna i nie trzyma sie moich nog histerycznie szlochajac. Teraz po prostu siedzi i placze, moje biedactwo...

      Usuń