Ale to mial byc post o dzieciach...
Nie ukrywam, ze roznica miedzy niemal 3.5-latka, a niespelna dwulatkiem nadal jest spora. Ale nie jest to juz taka ogromna przepasc, jak jeszcze rok temu, kiedy mialam w domu niemowle i ponad 2-letnie dziecko. Roznice sie zacieraja, Niko dogania Bi zarowno fizycznie jak i intelektualnie. Fizycznie wlasciwie sa na niemal identycznym poziomie. Kokus nie biega tak szybko i nie skacze rownie sprawnie jak siostra, nie jest tez az tak rozwiniety manualnie, ale poza tym to juz jest dla niej odpowiednim partnerem do szalenstw. :) Intelektualnie jeszcze mu troche oczywiscie brakuje, ale dla Bi liczy sie, ze rozumie i czasem nawet wykonuje jej polecenia. Ciekawe co bedzie kiedy Niko rozgada sie na dobre i zacznie stawiac wlasne warunki? ;)
Co wiec Potworki wymyslily ostatnio?
Po pierwsze, Niko cwiczyl bycie mlodym gentlemanem i usluznie asekurowal siostre w czasie skokow z "wysokosci".
Po drugie, troche deszczu + kaluze, nawet miniaturowe = zabawa na przynajmniej pol godziny.
A jesli pogoda zbuntuje sie juz kompletnie, zawsze mozna sie wyzyc artystycznie w domowym zaciszu.
Dziekuje Opatrznosci, ze przy okazji ktorys Swiat, zdublowaly nam sie z dziadkiem prezenty i Bi otrzymala dwa identyczne znikopisy. Teraz sa jak znalazl i nie ma klotni oraz wyrywania, bo ja chciala(e)m duzy/maly/niebieski/czerwony...
Od czasu pamietnej wycieczki do zoo, renesans przezywa wozek. I to nie nasz porzadny "jogger", tylko zwykla, mala i niezbyt wygodna parasolka. Dzieciaki woza sie nawzajem, a najwieksza frajde ma Bi, ktora w wozku nie siedziala od czasu wyjazdu do Polski dwa lata temu... :)
Zabawa z dziadkiem w piaskownicy to tez hit.
Poprosilam Bi, zeby pokazala jak fajnie jest bawic sie piachem i dostalam urocza minke:
Najbardziej mnie smieszy, ze wlosy moich dzieci maja niemal taki sam odcien jak bialy, plazowy piasek. :)
Dziadek chcial zrobic wnuczce frajde i posadzil ja sobie na barana:
Na zdjeciu wyglada jakby Bi sie smiala, ale tak naprawde to kwiczala z przerazenia, zeby natychmiast opuscil ja na ziemie. :)
Niko za to niewzruszenie siedzial sobie na glowie taty i jeszcze machal nonszalancko nozka:
Poniewaz Bi wiecznie ma problem z roznoszaca ja doslownie energia, wprowadzilam ja w nieco uproszczone tajniki gry w klasy.
Pisalam juz chyba, ze na poczatku tygodnia wrocilo do nas lato, czyli temperatury okolo 30-32 stopni. Co prawda juz wczoraj ucieklo skad przyszlo (pewnie na Antarktyde lub inny "cieply" kontynent), ale wspomnienia tych kilku dni pozostaly. I zdjecia. Dzieki za nowoczesna technologie! Co prawda byl to srodek tygodnia i normalnie chodzilam do pracy a Bi i Niko do opiekunki, ale wieczorami temperatura spadala bardzo powoli i opornie, wiec pozwolilam dzieciom do woli bawic sie woda. Poczatkowo Potworki dorwaly slynna czerwona miske i chlapaly jak oszalale. Po jakims czasie przestalo to jednak Bi wystarczac i postanowila sie w tej misce zamoczyc. Byla niepocieszona, ze da rade w niej najwyzej usiasc i to bardzo przykurczona. Nie oplacalo sie na 3 wieczory dmuchac basenu i napelniac go woda, ale wpadlam na inny pomysl. Wyciagnelam z piwnicy stara wanienke, ktora okazala sie strzalem w dziesiatke! :)
No i tu zatrzymalam sie na chwilke, bo mialam dylemat... Poniewaz pisalam jak zwykle na raty, zdazylam przeczytac posta Marty. Nie ukrywam, ze dal mi do myslenia... Sama czasem sie zastanawialam nad bezpieczenstwem zdjec moich dzieci w internecie. Zazwyczaj jednak szybko wzruszalam ramionami, bo tak jak Marcie, wydawalo mi sie, ze czytaja mnie glownie inne kobiety zainteresowane tematem macierzynstwa, domu, itd. Najwiekszym niebezpieczenstwem, o ktorym myslalam, to takie ze 1) ktos z rodziny lub znajomych moze rozpoznac moje dzieci, a ja wole pozostac anonimowa, lub 2) ktos ukradnie zdjecia i wykorzysta je jako wlasne. O zbokach przegladajacych zdjecia dzieci i sliniacych sie (i nie tylko) na widok malej dziewczynki/chlopca, nawet nie myslalam. Najwyrazniej jestem naiwna... Koniec koncow, postanowilam, ze zamieszcze te zdjecia, ale troche je wpierw "ocenzuruje". A na przyszlosc musze sie zastanowic nad ograniczeniem fotek, a juz napewno nad dokladniejszym ich selekcjonowaniem...
Nigdy bym nie przypuszczala, ze przymala niemowleca wanienka moze sprawic tyle radosci. Co Bi za akrobacje w niej wyczyniala, to sie w glowie nie miesci! :)
Niko poczatkowo wolal pozostac przy czerwonej misce i cieszyc sie woda "od zewnatrz".
Ale nastepnego dnia znienacka postanowil rowniez sie "wykapac". W bluzeczce i pampersie...
A dzis matka ma wyrzuty sumienia, ze pozwolila dzieciom na ta odrobinke szalenstwa. Mam za swoje! Upal oraz zimna woda to zdradliwe polaczenie. Wczoraj Niko podejrzanie czesto kichal, a dzis juz cieknie mu z kinola jak z kranu... Nocke tez mielismy nieciekawa, bo zapchany nos nie pozwalal mu na spokojny sen... W ruch poszla masc majerankowa (ktora wreszcie udalo mi sie sprowadzic z Polski, ten specyfik jest tutaj nie do dostania!), masci z olejkami eterycznymi i lekarstwo na przeziebienie...
Cholera... Za kilka godzin rozpoczynamy dlugi weekend... Ostatni w sezonie letnim! W niedziele i poniedzialek ma znow byc upalnie i mialam nadzieje, ze uda nam sie ostatni raz skoczyc na plaze... Ale z cieknacym, nikowym nosem to chyba ryzykowne... Kurczaki... Coz, moze uda mi sie zrealizowac "awaryjny" plan, czyli odkladane cale lato mycie okien oraz bialego (bialego??? Raczej zielono-szarego) plotka z przodu domu... Co za porywajaca alternatywa dla slonego wiatru, cieplego piasku i wody... :/