A w moim przypadku najezdzic...
Przyjechalam dzis do pracy bardzo zadowolona, ze chociaz raz na jakis czas udaje mi sie dojechac na siodma. Zazwyczaj jestem 10-15 minut spozniona. Odwrocilam sie lekko bokiem siegajac po torebke i co widze? Fotelik Nika, przypiety sobie spokojnie w MOIM aucie (jezdzilismy nim przez weekend)! Noszzzzz, M. bedzie potrzebowal ten cholerny fotelik... No to w tyl zwrot i zapierniczam spowrotem do domu, przeklinajac w duchu i na glos na wlasna skleroze i powolnych kierowcow przy okazji... Wpadlam do roboty juz dobre pol godziny pozniej (i tak szybko obrocilam), a jedna z kolezanek osmielila sie nazwac mnie (z przymruzeniem oka) spoznialska!
Ladnie mi sie tydzien zaczyna, nie ma co... Chwile pozniej, potknelam sie (o wlasnie nogi) w kuchni i o malo nie wylozylam sie jak dluga. Dobrze, ze nie byloby swiadkow...
A! Kiedy jade 110 km/h przy ograniczeniu 90 km/h, po PRAWYM pasie, zaden baran nie ma prawa siedziec mi na ogonie, wyraznie dajac do zrozumienia, ze mam mu zjechac z drogi, tylko z racji posiadania wypasionego BMW, no!
A jutro mamy w pracy kontrole i mam (za przeproszeniem) sraczke... Moj szef pojechal sobie na wakacje, wiec ja bede musiala "szefowac"... To nie pierwsza kontrola, ktorej przyjdzie mi przewodniczyc, ale zawsze mialam ten komfort psychiczny, ze szefunio jest gdzies tam, na drugim koncu budynku i jesli bylyby jakiekolwiek problemy, moge do niego przyjsc po porade. Teraz bede zdana na siebie i kolege, ktory ma zaledwie 10 miesiecy doswiadczenia w departamencie. Ech...
Przezyc dzisiejszy i jutrzejszy dzien i powinno byc juz z gorki...
Ale Ci się tydzień zaczął :P powodzenia jutro :)
OdpowiedzUsuńNie dziekuje!
UsuńMam szczera nadzieje, ze ten poczatek tygodnia to na zasadzie "pierwsze sliwki - robaczywki"! :)
Trzymamy kciuki za pozytywną notkę po!
OdpowiedzUsuńWitamy się po przerwie :)
Witam, witam!
UsuńA kontrola, mam nadzieje okaze sie nudna i rutynowa i nie bede miala o czym pisac...
O kurcze, ale trafiłam post :P
OdpowiedzUsuńDzieje się dzieje, ale wiesz co? Musi byc zachowana równowaga, troche złego i troche dobrego... :)
To prawda, chociaz po tym potknieciu w kuchni, przyeszlo mi przez glowe, ze to zdecydowanie nie moj dzien i powinnam lepiej wrocic do domu, zanim sie gdzies zabije... ;)
UsuńPoradzisz sobie!!! Piszac poscik dobrze o tym wiesz :-D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z NY:-)
Hmm... Chcialabym miec taka pewnosc siebie... :)
UsuńOj, może boleć, coś mi się zdaje, że czasem bolała...
OdpowiedzUsuńCzasem rzeczywiscie moze. Jak sie zapomni, ze zrobilo sie przemeblowanie, a potem wpadnie w nocy prosto na szafe, idac po ciemku do dziecka... :)
Usuńnadrobiłam całość, więc mogę się przywitać :)
OdpowiedzUsuńMasz przeboje z tymi swoimi dzieciątkami, ale uwierz mi, że i tak świetnie sobie radzisz :)
E, wiele matek radzi sobie o wiele lepiej ode mnie. Za pozno jednak "dopadlo" mnie macierzynstwo, nie mam juz tyle cierpliwosci co kiedys...
Usuńwiesz, mnie dopadło w wieku 24 lat, a też nie mogę się pochwalić nadmierną cierpliwością. To już chyba zależy od tego, jaki charakter mamy my same, i jakie są nasze dzieci
UsuńJestem pewna, że dałaś rade. Czekam na wieści :-)
OdpowiedzUsuńNo, tak nie do konca niestety...
Usuń