Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

wtorek, 30 kwietnia 2013

Cos ze mna nie tak...

Dzis juz mi lepiej, ale do wczoraj mialam strasznego kryzysa... ;)

Nie wiem czy to przesilenie wiosenne mnie dopada, czy po prostu hormony szaleja i wkrotce dostane znow okres, czy co... W kazdym razie jestem strasznie zmeczona i taka... przytloczona? Chyba tak, przytloczona, zduszona, bez checi do zycia... Wlasciwie widze dalsze zycie jako ciag pieluch, smarkow, wrzaskow i tej cholernej odpowiedzialnosci... I zero relaksu czy przyjemnosci, ze o szczesciu nie wspomne... Usmiech Nika wywoluje tylko chwilowa radosc, wiecznie marudzaca i placzaca Bi sprawia, ze tylko sie krzywie. A zaczelo sie w piatek wieczor...

Maly lezal na macie edukacyjnej, Bi biegala z balonem w reku. Zadzwonil telefon i odwrocilam sie, doslownie na pare sekund odwrocilam wzrok, zeby go odebrac i powiedziec zdanie lub dwa na powitanie, po czym spojrzalam co robia dzieci. A Bi juz siedziala przy Niku i wsadzila mu kijek od balona do buzi tak gleboko, ze maly zaczal sie dlawic. Krzyknelam w biegu, zeby przestala, ale ta idiotka oczywiscie kompletnie mnie zignorowala. Boze, widze to ciagle przed oczami. Maly z szokiem w lzawiacych oczkach, probujacy zlapac oddech. Te 4 metry odleglosci ciagnely sie jak 4 kilometry, to jak w zlym snie kiedy nogi masz z olowiu i chociaz starasz sie biec to stoisz w miejscu... Koniec koncow, dobieglam do dzieciakow, wyrwalam Bi balon z reki i zlapalam malego. Chyba tez dalam Bi po drodze klapsa, ale nie pamietam, bylam w zbyt duzym szoku. Nikowi nic sie nie stalo, na szczescie. Ale co by bylo gdybym odebrala jakis wazny telefon, skupila sie bardziej na rozmowie, albo co gorsza musialabym komus dyktowac jakies dane? I nie odwrocilabym sie przez dluzsza chwile? Wole o tym nie myslec... Ale zlosc na Bi pozostala mi na caly weekend. Wiem, ze to irracjonalne, wiem, ze ona ma dopiero 2 lata i nie miala pojecia co robi, nic nie poradze, ze sam jej widok przypominal mi dlawiacego sie synka...

Mam dosc tej odpowiedzialnosci za dwie male, ludzkie istoty. Przerasta mnie to. Moi koledzy i znajomi lataja sobie a to na Floryde, a to na Hawaje, teraz jedna kumpela leci do Irlandii, a ja? Ja wychowuje nowe pokolenie. I srednio mi to wychodzi, a jeszcze mniej sprawia przyjemnosci. Jestem przygnebiona i przytloczona i mam ochote uciec... Tak dlugo marzylam, zeby zostac matka, a teraz kiedy nia jestem nie widze w tym wiekszej radosci ani sensu. Wiem, za dzien, dwa mi przejdzie i znow znajde powod do smiechu i radosci, ale narazie ciesze sie, ze jestem w pracy, daleko od dzieciakow. I najchetniej bym tu zostala, nie chce mi sie wracac do domu...

Chyba jestem jakas nienormalna... :(

czwartek, 25 kwietnia 2013

Slowniczek dwulatka i wazna rocznica

Czyzby mowa Bi wreszcie ruszyla z miejsca? W ciagu ostatnich kilku dni wysledzilam "az" 5 nowych slow:

Pa-pa
Lala (lalka)
Mma (guma)
Fa (dwa)
Cy (trzy)

A dwa lata temu mialam planowany termin porodu wyznaczony wlasnie na 25 kwiecien. Coz, Bi uparta byla od samego pocztku, wiec musialam jeszcze tydzien na nia poczekac... :)

wtorek, 23 kwietnia 2013

Zycie...

Nie lubie sie starzec. I nie chodzi mi nawet tak bardzo o to, ze trace na urodzie, ze kluje mnie i boli w miejscach gdzie nie klulo i nie bolalo jeszcze 5 lat temu. Ze zbedne kilogramy latwiej czepiaja sie mojej talii, a trudniej sie ich pozbyc... Najbardziej w starzeniu martwi mnie to, ze starzeja sie rowniez moi dobrzy znajomi i bliscy. Starzeja sie i odchodza. Nie starczyloby mi miejsca, zeby wymienic wszystkie lubiane i kochane osoby, ktore zmuszona bylam pozegnac w ciagu swojego zycia. Ostatnie 6-7 lat byly jednak najgorsze. Praktycznie co kilka miesiecy ktos odchodzi na zawsze... Niektore odejscia sa nieco latwiejsze, choc zawsze przykre, niektore bardzo trudne...

Zmarla ciocia mojej dobrej kolezanki. Moze nie byla moja krewna, ale znalam ja i lubilam. Nie miala meza, dzieci, wiec garnela sie do swojej siostrzenicy i jej znajomych. Odwiedzilam ja kilka razy i czasem karmilam jej kocury kiedy wyjezdzala na urlop. Byla przesympatyczna kobieta i znala wszystkie mozliwe piosenki dla dzieci. Kolekcjonowala porcelanowe lalki. Byla na moim "baby shower" i przyjechala w odwiedziny kiedy wrocilam ze szpitala z malusienka Bi. A teraz jej juz nie ma...

Tak sobie rozmyslalam o 3 nad ranem karmiac Nika. Z jednej strony tulilam malutkie, cieplutkie cialko dopiero budzace sie do zycia, a z drugiej strony wspominalam czas spedzony z tymi, ktorych nie ma juz wsrod nas... A mi pozostalo tylko tesknic i smucic sie...

piątek, 19 kwietnia 2013

Dosyc mam!

Nigdy wiecej zadnych dzieci! Jak kiedys zaczne przebakiwac o trzecim potomku, prosze mi przypomniec o istnieniu tego postu!

Co sie uwsciekalam wczoraj, to nie da sie opisac! Mlody caly wieczor szalal i marudzil. Znam moje dziecko na tyle, zeby wiedziec, ze nic mu nie dolegalo, byl po prostu zmeczony. Co zrobie, ze M. pozwala mu ustalac sobie grafik i w rezultacie jego drzemki i ich dlugosc sa kompletnie przypadkowe kazdego dnia? A potem nie spi od 14 i o godzinie 18 jest juz tak wymordowany, ze ani na brzuszku, ani na pleckach, ani siedziec, nawet na raczkach konieczna jest ciagla zmiana pozycji, bo inaczej ryczy! I nosze go i nosze, przodem, tylem, a ten wygina sie, trzepie konczynami i jeczy, steka, kweka, a odlozony az dostaje spazmow!
A w czasie kiedy ja bylam "uwiazana" do Nika, Bi zdazyla rozebrac sie do rosolu, oproznic calutkie (!) opakowanie wilgotnych sciereczek, wsadzic malemu palec w oko, rozniesc buty z przedpokoju po calym domu, przywlec wszystkie misie ze swojego pokoju do salonu, a na koniec zrobic kupe.
A za kazdym razem kiedy musialam pozbierac burdel wyprodukowany przez corke, musialam odlozyc syna, ktory w czasie, kiedy trzesacymi sie z nerwow rekoma sprzatalam/ zbieralam/ wycieralam, wypluwal sobie pluca darciem az sie zanosil i potem zajmowalo mi 20 minut, zeby go choc troche uspokoic...
Do tego trzeba jeszcze przeciez nakarmic oboje, przygotowac ubrania na nastepny dzien, wstawic zmywarke, wyparzyc pojemniki na sciagniete mleko i wykonac kilkadziesiat innych, drobnych czynnosci. A, no i wysikac sie od czasu do czasu tez byloby milo...
W rezultacie nawrzeszczalam na mloda, nawrzeszczalam nawet na mlodego, choc on nic nie kuma, a potem jedno i drugie plakalo, a ja czulam sie jak wyrodna matka... :(

Po prostu boski wieczor "made in male potwory".

Taaak, zdecydowanie dzieci mi wystarczy, nawet te, ktore mam, chetnie wyslalabym w paczce dziadkom w Polsce... :(

czwartek, 18 kwietnia 2013

Gagi ostatnich dni

W wykonaniu Bi rzecz jasna. :)

Pisalam ostatnio, ze hitem sezonu jest zdejmowanie spodni i pieluchy? Pisalam. No to zaliczylismy kolejne zasikanie podlogi i pierwsze... lozeczka!!! Cale szczescie, ze materac ma nieprzemakalny pokrowiec, uff... Ale przyznaje, ze to ciagle rozbieranie staje sie pomalu coraz bardziej meczace. Wystarczy na moment sie odwrocic, a Bi juz smiga z golym tylkiem! Dziennie, po 20 razy trzeba za nia ganiac i spowrotem ubierac. I to przy akompaniamencie protestow, wrzaskow i kopania... A najlepsze jest to, ze ona pierwsze co robi po sciagnieciu pieluchy to siada na nocnik. Tyle, ze nic do niego nie "produkuje". Posiedzi minutke, po czym wstaje i prawie natychmiast sika gdzie popadnie...

Kilka dni temu Bi polozyla na ziemi poduszke, po czym gestykulacja i jeczeniem zmusila tate, zeby sie na niej polozyl i zamknal oczy. Nieswiadomy podstepu M. wykonal polecenie, a coreczka natychmiast... wysypala mu na glowe calutka torbe plastikowych klockow! M. zerwal sie z podlogi jak oparzony, a ja podziekowalam sobie w duchu, ze nie trafilo na mnie, bo moje okulary jak nic by tego nie przezyly... :)

Ostatnio odbieralam Bi od opiekunki. Pani Marysia wyjasnila mi przepraszajaco, ze bylo bardzo cieplo, a Bi miala na sobie dwie pary spodni, wiec jedna pare jej zdjela. Rzeczywiscie, spodnie, ktore Bi miala na sobie to nie te, ktore jej przygotowalam dzien wczesniej. Poskrobalam sie w glowe, zastanawiajac sie, co strzelilo M. do glowy i czemu zwyczajnie nie ubral corce pod spodnie rajstopek jesli uznal, ze bylo za chlodno. Coz, w domu wyjasnilo sie, ze Bi sama wyciagnela z szafy druga pare spodni i nalozyla je sobie, a M. nie zauwazyl. Oczywiscie moj maz, jak na typowego mezczyzne przystalo, nie zwrocil uwagi, ze ubral dziecku granatowe legginsy, a wyszlo z domu w rozowych spodniach. :)

Zdecydowanie, Mala Dama dba, zeby rodzice nie narzekali na nude. :)



wtorek, 16 kwietnia 2013

Maly tluscioch:)

Jestesmy po kolejnej wizycie u lekarza z Niko. Nie, nic sie nie dzialo, po prostu kontrola dziecka 4-miesiecznego. :) Mlody zostal zmierzony, zwazony, "wymietoszony" na wszelkie sposoby. Dostal tez kolejna serie szczepionek. Po ostatnich zmaganiach z wrzaskiem i goraczka balam sie tego dnia jak cholera. I chyba dlatego, ze przygotowywalam sie na najgorsze, dostalam mila niespodzianke. Niko byl wieczorem tylko troszke bardziej marudny niz zwykle, nogi chyba go bolaly bo nie dal sie polozyc na brzuszek, ale goraczki nie dostal wcale. :)
Najbardziej jednak zaskoczylo mnie jego zachowanie u lekarza. No bo, po doswiadczeniach z Bi i poprzednich wizytach lekarskich Niko, moje dzieci juz z zalozenia musza byc rozdarte i nie dac sie dotknac, tak? A NIE!!! ;) Niko dzielnie zniosl cale badanie, rozzloscil sie tylko krotko kiedy lekarka "szukala" przez dobrych kilka minut jednego "jajeczka". ;) Przy szczepieniach zaplakal tylko przy ukluciach, a sekunde pozniej juz usmiechal sie do pielegniarki. Taki dzielny chlopcys! Dumna bylam jak paw! No i wizyty lekarskie uplywaja w ten sposob znacznie milej, kiedy czlowiek nie jest upocony i na wpol ogluszony swidrujacym wrzaskiem malucha. :)

Rosnie mi ten gigant, jak na drozdzach. Co prawda z dlugoscia to chyba sie pomylili (Niko nie chcial wyprostowac nog, wiec sie nie dziwie), bo wedlug ich miary ma 67 cm, a tymczasem powyrastal mi juz z ubranek na 68 cm. Natomiast wazy ten moj kolos juz 8435 g! Wielki jest niesamowicie, dobrze ze nie domaga sie tyle noszenia co Bi, bo mialabym non stop zakwasy. :)

A od soboty dajemy Nikowi wieczorami kaszke ryzowa. Tzn. probujemy dawac zabrzmi bardziej poprawnie, bo narazie wiekszosc laduje na sliniaczku. :) Ale udalo sie mu sie tez kilka razy przelknac, co zaowocowalo odruchem wymiotnym. :) To nic, z czasem sie nauczy, najwazniejsze, ze chetnie otwiera buzie, czyli chyba mu smakuje. Pediatra radzi zostac przy kaszkach az maly skonczy 6 miesiecy, ale mysle, ze to zleje i zaczne mu wprowadzac warzywa i owoce jak tylko nauczy sie lepiej przelykac. Z Bi w ogole zaczelam od marchewki zamiast kaszki i jakos przezyla. :)

środa, 10 kwietnia 2013

Cztery miesiace milosci

Niko konczy dzis 4 miesiace. Moj duzy-maly chlopczyk. :)

Po rozwrzeszczanej Bi, nie moge uwierzyc, ze niemowle moze byc takie spokojne. Oczywiscie nie zawsze, Nik ma gorsze i lepsze dni (i fatalne noce), ale ogolnie jest zadowolony z zycia i wiecznie usmiechniety. Jest tez starsznym gadula. Potrafi spedzic pol godziny albo i wiecej gaworzac, spiewajac i piszczac do mamy/ taty/ karuzeli/ misiow. :)

Lapie pieknie za zabawki i potrafi je z mniejsza lub wieksza precyzja wkladac sobie do buziola. :) Podparty o poduszke "siedzi", a glowke trzyma prosto juz od dawna.

Majac teraz kolejne dziecko do obseracji, nie moge sie nadziwic jak moga roznic sie gusta rodzenstwa, nawet w tak mlodym wieku.

Bi nienawidzila lezec na pleckach, za to na brzuszku lubila rozgladac sie naokolo i chwytac za lezace na macie zabawki. Nik na brzuszku wytrzymuje w porywach 10-15 minut, mimo, ze pieknie podnosi sobie glowe z klatka piersiowa, kreci sie dookola i pelza do tylu. Za to na pleckach potrafi lezec czasem i godzine, lapiac za podwieszone zabawki i sluchajac muzyczek.

Bi uwielbiala jezdzic w wozku, po im wiekszych wybojach, tym lepiej. Zreszta tak ja usypialismy na dworze, bo byla koszmarna do drzemki w dzien i do spania w ogole. Sadzana w specerowce, rozgladala sie naokolo, a my jezdzilismy po trawie. Wozkiem trzeslo na wszystkie strony, a jej pomalu opadala glowa, za to my pomalutku opuszczalismy oparcie nizej i nizej, az wreszcie Bi usnela. :) Niko niecierpi jezdzic po naszych ogrodowych wertepach, toleruje jedynie chodnik i podjazd. I ogolnie wytrzymuje w wozku najwyzej 20-30 minut. Co nie ukrywam jest mi troche nie na reke, bo liczylam, ze jak sie ociepli bede z dziecmi spedzac cale wieczory na dworze, a przeciez nie dam rady nosic Nika 2 godziny na rekach! Latem bede mogla polozyc go na kocyku, ale co robic wiosna?

Poza tym maly Niko przekreca sie z pleckow na boczek i czasem odgina sie caly do tylu probujac dosiegnac cos daleko za jego glowa. Mysle, ze to poczatki pracy nad przewrotem na brzuszek. Wyciagnelam wczoraj pamietnik niemowlecy Bi i przeczytalam, ze pierwszy raz przeturlala sie z pleckow na brzuszek w wieku 17 tygodni. Dokladnie tyle ma teraz Nik, ale jemu raczej zajmie to jeszcze troche czasu, bo nawet ten przewrot na bok jest nadal dosc sporadyczny i niepewny. Wiem, wiem, nie nalezy porownywac dzieci, bo kazde rozwija sie we wlasnym tempie, ale nie moge sie oprzec. :) Wyglada jednak, ze siostra fizycznie przegania brata. Bi od poczatku byla bardziej ruchliwa i do dzis jej rozwoj fizyczny idzie znacznie szybciej niz psychiczny. Nik moze zacznie pozniej chodzic, ale za to bedzie szybciej mowil? Pozyjemy, zobaczymy.

Poniewaz Maly Kawaler skonczyl 4 miesiace, wkrotce zaczniemy rozszerzac mu diete. Nie wiem czy pisalam o tym kiedys opowiadajac o Bi, ale nie kupujemy z M. sloiczkow. Wszystko kupujemy/ uprawiamy swieze i sami gotujemy/ pieczemy i miksujemy, mieszajac na poczatku z moim mlekiem. Zaczniemy oczywiscie od kleiku ryzowego, ale potem przyjdzie czas na marchewki, ziemniaczki, jabluszka i caly asortyment. Dlatego tez bardzo mi zalezy, zeby znalezc w tym roku czas na warzywnik. W zeszlym roku strasznie go zaniedbalam, ale w tym chce koniecznie miec wlasne, niepryskane warzywa. Po cichu mam tez nadzieje, ze ostatnie conocne pobudki spowodowane sa u Nika glodem i wprowadzenie stalych pokarmow choc troche temu zaradzi.

No wlasnie, te NOCE!!! W zasadzie troche sie pomachlaczyly po moim powrocie do pracy, ale to co sie dzieje od tygodnia to koszmar! Nik oprocz karmienia budzi sie dodatkowo raz-dwa razy z niewiadomych powodow. Wiem, ze 2 razy to moze nie tak duzo, ale kiedy zwazy sie, ze jest to raz okolo polnocy, raz okolo 4 nad ranem, a oprocz tego jeszcze je o 2-3, a ja wstaje o 5:15, to juz nie wyglada to tak niewinnie, szczegolnie, ze zajmuje mi z godzine, zeby go spacyfikowac. I tak jak ostatnio pisalam, placze takim mrudno-zawodzacym placzem, ale jak tylko zaczynam bujac kolyska to wpada w istna histerie! Zawsze jednak ludze sie, ze po chwili takiego darcia jednak sie uspokoi, wiec bujam ta kolyska... i bujam... i bujam... I zawsze Nik wygrywa. Biore go na rece, ale nawet tak czesto prezy sie ze zloscia i wrzeszczy dalej. Na rekach jednak po kilku minutach udaje sie go uspokoic i wkrotce usypia. Tyle, ze nie daje sie juz odlozyc do kolyski. Albo zaczyna plakac juz w momencie odkladania, albo budzi sie po kilku minutach i wlacza syrene. W zeszlym tygodniu spal wiec przez duza czesc kazdej nocy w bujaku, bo tam o dziwo szybko sie uspokajal i zasypial. Ja jednak wolalabym zeby spal na plasko, wiec kombinuje jak go tu uspokoic bez bujaka (swoja droga ten, kto wynalazl to urzadzenie zasluguje na nagrode Nobla. Ustrojstwo troche kosztuje, ale warte jest kazdego dolara!). Wczoraj w nocy udalo mi sie uspic go samym glaskaniem po glowce i "szumieniem". Po 10 minutach mojego "szzzzzz" i smyrania po tych pyzatych policzkach, usnal jak kamien i to nadal w swojej kolysce, ha! Tyle, ze obudzil sie po 2 godzinach i chociaz znow uspilam go glaskaniem i "szumem", to spal tylko 15 minut. Skapitulowalam wiec i nakarmilam go, myslac, ze moze po prostu jest glodny. To byla 1 w nocy i liczylam, ze moze pospi do 5. Dupa blada, obudzil sie znow o 3:30. Znow go nakarmilam i tym razem spal juz do 6:30. Ale kurka wodna, no ile mozna! Dziecko w jego wieku jest juz calkiem zdolne do przesypiania nocy, a on co? Nie tylko nie budzi sie coraz mniej, ale coraz czesciej! Juz nie wiem co z nim robic... Jedna z moich teorii na temat czestszego budzenia sie Nika jest glod, chociaz chyba zbyt latwo go uspokoic jak na glodne niemowle. No i budzi sie nieraz pol godziny-godzine po karmieniu, wiec teoretycznie nie powinno go jeszce ssac w zoladku. Inna teoria sa zeby. Wiem, ze jeszcze wczesnie, ale podobno zabki potrafia dokuczac dzieciom duzo wczesniej zanim pierwszy przebije sie przez dziaslo. A ida "skokami", nie caly czas. Nik ma 4 miesiace, mozliwe, ze ruszyly mu sie, ale zanim wreszcie "wyjda" bedzie mial okolo pol roku, co jest wlasnie przecietnym wiekiem na pierwszy zab. A mlody od dwoch tygodni rzeczywiscie strasznie sie slini, wklada piastki do buzi i doslownie je "gryzie", nie ssie. Wiec kto wie...

A dzis, o 3 nad ranem, kiedy polprzytomna karmilam malego ssaka, on oczywiscie zasnal sobie przy cycku snem sprawiedliwego. I chyba zaczelo mu sie cos snic, bo tak wpol wiszac na cycu, zaczal sie zasmiewac! Normalnie rechotal w glos przez sen! Mimo wczesnej pory i ciezkiej nocy i mnie sie na to geba usmiechnela. To jest wlasnie esencja mojego szczesliwego, malego synusia... :)

 



środa, 3 kwietnia 2013

3, w porywie 4

Tyle godzin przespalam zeszlej nocy... :(

Nie wiem co wstapilo w Nika, ale z pewnoscia nie bylo to nic dobrego... Polozylam go spac jak zwykle przed 21. I tu zaczal sie moj horror. Maly potwor budzil sie co 5-10 minut. Kiedy probowalam ululac go w kolysce, wpadal w istny szal, wrzeszczal jakby go rozdzierali! Musialam brac go na rece, gdzie prawie natychmiast zasypial. Odkladalam go do kolyski, a po kilku minutach caly scenariusz odgrywal sie od poczatku. Wreszcie o 23:30 zasnal na dobre, chyba z wyczerpania. O 2 obudzil sie na karmienie, po ktorym jakims cudem znow usnal. Ale o 4 znow to samo: placz, histeria na bujanie w kolysce, na raczkach natychmiastowe usniecie, ale po odlozeniu do kolyski spanie tylko kilka minut... Nie wydaje mi sie, zeby cos go bolalo, bo wtedy chyba nie zasypialby tak latwo na rekach. Goraczki tez nie mial bo glowke mial chlodna. Jedyne co przychodzi mi do glowy jako przyczyna to pizamka. Wczoraj rano zafajdal swoj pajacyk. Nie zdazylam wstawic wieczorem prania, wiec wyciagnelam inny. Taki strasznie puchaty i cieplutki. No i chyba zbyt cieplutki, bo wydaje mi sie, ze moglo Nikowi byc w nim zwyczajnie za cieplo... Pewnosci jednak nie mam. To jest wlasnie najgorsze przy takich maluchach, ze nie ma czlowiek pojecia co im moze dolegac...

A kiedy krotko przed 5 rano Nik wreszcie zasnal, obudzila sie Bi. I natychmiast "wypakowala" sie ze spiworka oczywiscie... Przyszlam, zaczelam tlumaczyc, ze jeszcze noc, ze matka chcialaby zdrzemnac sie jeszcze chociaz 20 minut, ale nie przetlumaczysz! Wsadzilam ja spowrotem w spiworek i polozylam na poduszke, na co Bi zareagowala oczywiscie wrzaskiem. Zamknelam jej drzwi, zamknelam drzwi do naszej sypialni i wrocilam do lozka. Zajelo jej to kilka minut, ale zasnela ponownie. Za to ja zdrzemnelam sie moze z 15 minut i Nik znow sie obudzil... Nakarmilam go, ale nie chcial juz spac, zreszta wtedy dochodzila juz 6 I tak czy owak musialam wstawac do pracy i to biegiem...

Wiec siedze sobie za biurkiem siorbiac kawe, szkoda tylko, ze bezkofeinowa. Ale chyba dzis sie zlamie i wypije zwykla. O 9 mam meeting i zapowiada sie na dlugi i nudny. Bez kofeiny moge tam usnac, a juz napewno nie bede miala sily na wytezanie mozgownicy... :(

wtorek, 2 kwietnia 2013

23 miesiace!

Nie moge uwierzyc, no nie moge po prostu... Moja malutka coreczka za rowniutko miesiac konczy 2 latka! Kiedy to minelo? Przeciez dopiero co byla takim bobaskiem jak Niko...

Zdecydowanie ma charakterek ta moja Mala Dama... Jak sie uprze na cos lub przeciw czemus, to nie ma na nia mocnych. W niedziele rano, kiedy usiedlismy do swieconki, uparla sie, ze chce czekoladke. Stanowczo zaprotestowalismy, najpierw trzeba zjesc sniadanie, tlumaczylismy, wtedy dostanie cukierka. I wiecie, ze w koncu tego sniadania NIE zjadla? Nie dostala tez czekoladki, ale nie ruszyla jajka, ktore normalnie bardzo lubi. A wiem, ze byla glodna bo od rana nic nie jadla. Taki uparciuch.

Poza tym Bi ma faze na zdejmowanie pieluchy. Uwielbia ostatnio latac z golym tylkiem i nie trzeba bylo dlugo czekac na "wypadek". W sobote wieczorem robilam  salatke, a M. zabawial Nika probujac jednoczesnie przekonac Bi, zeby zalozyla spowrotem pieluche, ktora wlasnie sobie zdjela. Przyszedl do kuchni na doslownie 2 minuty, zeby cos mi powiedziec, wrocil do salonu i nagle goraczkowo mnie wola. Ide, pytam co sie stalo, a on pokazuje palcem. Kupa! Na dywanie! Kurcze blade, no! Dobrze, ze nie zostala plama...

W zeszlym miesiacu napisalam, ze Bi wola na nasza suczke "Ela" (Bella). Teraz okazuje sie, ze "Ela" to rowniez jej kuzynka Nela, a takze dwie kolezanki od opiekunki - Ella i Kayla. :)

Probuje nauczyc ja jej pelnego imienia, ale narazie jest dla niej za trudne, nie chce nawet sprobowac go powtorzyc. Za to przeslodko okresla siebie jako "Bi-bi".

Wreszcie wola na Nika "Koko" ze zrozumieniem, czyli wie o kogo chodzi. :)

Troche na wyrost nauczylismy Bi pokazywac ile ma lat. Pieknie odgina sobie kciuk i palec wskazujacy, zeby pokazac, ze ma 2 latka. :)

Wreszcie dorosla do piosenek z pokazywaniem gestow. Do niedawna, owszem, uwielbiala obserwowac tanczaca i spiewajaca matke, ale na moje namowy, zeby sama sprobowala, reagowala placzem. Teraz slicznie tanczy do "Kaczuszek" albo "My jestesmy krasnoludki". Musze ja kiedys nagrac bo slodko to wyglada! Musze tez w wolnej chwili (wolna chwila, haha, dobre sobie!)przekopac archiwum Maminkowa (Dorotka, co ja bym bez Twojego bloga zrobila!) w poszukiwaniu dalszych inspiracji. :)

A teraz bede caly miesiac plakac, bo nie chce, zeby moja coreczka tak szybko dorastala... Nie, no, zartuje, wracam do przerwanej pracy. Ale i tak mi smutno...

Moja swiateczna, prawie dwuletnia Mala Dama:


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Nie lubie Swiat!

No tak... Ja juz w pracy (tutaj nie ma drugiego dnia Swiat), a w Starym Kraju juz wieczor, wiec oficjalnie Swieta minely...
W sumie to myslalam, ze ta Wielkanoc bedzie juz troche bardziej "swiateczna". Kiedy bylismy sami z M., zawsze mowilismy, ze te wszystkie tradycje obchodzi sie dla dzieci, ze dla samych siebie to nawet sie nie chce. Potem pojawila sie Bi, ale nadal byla na tyle mala, ze nie rozumiala za bardzo co sie dzieje, wiec robilismy zadosc tradycjom bardziej z poczucia obowiazku niz z prawdziwej checi. W tym roku Bi jest juz prawie dwulatka, wszystkim sie interesuje i wszystko chce poznawac, wiec myslalam, ze bedzie inaczej, ze razem z coreczka bedziemy od nowa odkrywac radosc z tradycji wielkanocnych... A tu dupa... Swieta uplynely nam w biegu i pod znakiem "wkurwa" jak kazdy inny weekend. Oczywiscie nie pomogl tu fakt, ze w piatek pracowalam, a dzis juz po Swiecie...

W piatek kiedy wrocilam z pracy Bi jeszcze miala drzemke. Obudzila sie jak zwykle w wisielczym humorze i godzine zajelo nam, zeby ja spacyfikowac. Potem nakarmic oba potworki i polecielismy na zakupy, bo lodowka swiecila pustka, a przeciez mus cos na te Wielkanoc upichcic. Jak to w Wielki Piatek, sklepy zapchane byly ludem niemilosiernie i wrocilismy do domu prawie na pore spania maluchow. Oczywiscie Nik zdrzemnal sie w aucie i potem uwalczylam sie z nim prawie godzine zeby zasnal. A po uspieniu Smerfow - bigos i jaja na Swieconke. Uzylam folii termokurczliwej, nie chcialo mi sie i nie mialam czasu na nic bardziej wyrafinowanego... :)

W sobote rano polecielismy na swiecenie pokarmow, a potem przypedzilismy do domu z zamiarem posprzatania. Ale kiedy podjechalismy pod dom, uwiodla nas wiosna, ktora w koncu zdecydowala sie niesmialo zawitac do naszego ogrodu. Zostalismy wiec troche na dworze, rozkoszujac sie sloneczkiem i szukajac krokusow. I to byl blad. Kiedy wreszcie niechetnie weszlismy do domu Nik jeszcze spal, ale rodzina M. zaczela zawracac nam gitare. Najpierw tesciowie zadzwonili na Skype, potem wpadla ciotka M. ze swoim facetem, po drodze ze swiecenia jajek. I jednym i drugim delikatnie napomykalam, ze mamy kupe roboty i trzeba polozyc Bi na drzemke (a mala podniecona goscmi ani myslala sie polozyc), ale gdzie tam, beda gadac i gadac! W rezultacie poranne sprzatanie diabli wzieli, popoludniowe tez bo przemeczona Bi nie chciala zasnac a potem spala prawie do 17, a kiedy spi nijak nie moge wyciagnac odkurzacza, zreszta obudzil sie Nik i musialam go zabawiac. A on, jak na zlosc, nie dal sie odlozyc, ani zabawic, caly czas chcial byc noszony i co chwila kwekal grozac obudzeniem siostry. M. mial swiateczne przygotowania gdzies i poszedl popalic suche galezie, ktorych naspadalo z drzew przez zime. Przy okazji spalil choinke bozonarodzeniowa, ktora lezala sobie uschnieta w rogu ogrodu. :) Mimo, ze odwalil kupe roboty, to ja jednak strzelilam focha, ze zamiast zajac sie dzieckiem, zebym mogla cos porobic, on zabawia sie w ogrodnika... Na domiar zlego zapomnialam na amen wyjac z zamrazarnika mieso na pieczen. Wieczorem, przy dwojce dzieciakow do ogarniecia, udalo mi sie na raty zrobic salatke, a babke stwierdzilam, ze upieke juz w Wielkanoc.

W nocy male potwory budzily sie jeden przez drugiego, a o 5:30 rano zrobily pobudke na dobre, z duza iloscia histerii, marudzenia i wycia przy jedzeniu. Pojechalismy na msze podczas ktorej niemal zasnelam z niewyspania i znudzenia. Po powrocie chcielismy zasiasc rodzinnie do swieconki, ale Bi odmowila zjedzenia czegos innego niz kawal chleba z maslem, po czym urzadzila histerie o czekoladowego zajaca, na ktorego miala chrapke. Prezenty od "zajaca" na szczescie jej "podeszly", ale i tak najwieksza furore zrobily plastikowe jajka, do ktorych wsadzilam po zelku, a ktore mialam pochowac w ogrodzie, ale niestety zaczelo padac, wiec je jej po prostu dalam. Poza tym zyczenia przez Skype z jedna rodzina i druga, wstawic te nieszczesna pieczen i na babke juz machnelam reka. Trudno, moze w nastepny weekend bedzie babka "po-swiateczna". :)

Do bilansu Swiatecznego weekendu moge chyba dodac tez katar i chrypke, ktore po Bi dopadly mnie i M., a dzis rano chyba nawet Nikowi gralo lekko w nosku. Oby to bylo tylko moje przewrazliwione ucho...